Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2018, 05:03   #359
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Alice Harper


- Niestety będę musiała zawiadomić kierownika, a on przyjdzie wycenić szkody. Ja sama nie jestem ku temu odpowiednio wykwalifikowana – recepcjonistka wyjaśniała Alice. – Natomiast szefa jeszcze nie ma. Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli doliczymy to rozbite lustro do rachunku hotelowego.

Emerens próbował wziąć oba plecaki, jednak okazało się, że w żadnym wypadku nie posiada wystarczającej siły. Czuł się lepiej, lecz wciąż był blady i osłabiony. Zdołał złapać jedną torbę, tę z mniej ważnymi przyborami i usiadł z nią na krześle niedaleko windy. Nie spoglądał na Harper, lecz w kierunku okien.

- Proszę się nie przejmować – druga recepcjonistka podeszła do Harper. – To tylko lustro. Najważniejsze jest zdrowie pani oraz pani towarzysza – spojrzała ze współczuciem na Emerensa obwiązanego bandażami. Przystojny mężczyzna wyglądał na rzeczywiście sfatygowanego i mógł wyzwalać u kobiet opiekuńcze uczucia. Wydawało się, że zaczarował Niemki, nawet się nie starając.

Śpiewaczka spojrzała w jego stronę. Fortuyn wydawał się coraz bardziej niespokojny i pobudzony. Spiął się, mocniej chwytając plecak położony u stóp. Wlepił uporczywe spojrzenie w szybę… po czym nagle przesunął je na Harper. Otworzył usta i wyciągnął lewą rękę, jakby chcąc ją ostrzec.

Rozległ się głośny, ciągły huk. Karabiny maszynowe wypluwały serie pocisków, trafiając w szereg okien ciągnących się od sufitu do podłogi. Jedna z recepcjonistek – ta, która przekazała Harper karteczkę z adresem – wydała mrożący krew w żyłach ryk bólu. Została trafiona pod prawy bok, w okolicę wątroby. Zaczęła się krztusić i bezwładnie opadła na podłogę. To obudziło Alice. Zniżyła się do poziomu zabitej, aby nie podzielić jej losu i być najmniejszym celem dla atakujących przeciwników.


Alice wyciągnęła szyją i spojrzała w stronę Emerensa. Mężczyzna nie zastygł w bezruchu, działał. Musiał w międzyczasie nacisnąć przycisk windy, gdyż ten lśnił. Wnet metalowe wrota rozsunęły się, ukazując pusty przedział. Fortuyn ruszył do przodu z plecakiem, odsłaniając się na moment. Czy został trafiony? Alice nie zauważyła. Rozproszył ją głos Tuonetar.

Moja biedna, głupiutka Alice. Ile razy będę musiała cię zaskoczyć, żebyś zrozumiała, że należy uważać i strzec się mnie? Przez ciebie ta biedna kobieta zmarła. Skazałaś ją na Tuonelę, zostając zbyt długo w jej pobliżu. Choć na swój sposób ona sama jest sobie winna, wymawiając przy tobie nazwę hotelu. Select Handelshof… gdy tylko usłyszałam te dwa słowa, zawróciłam oddział strzegący operę i kazałam im… a zresztą… chyba to nie jest odpowiedni czas na rozmowę. Zdaje się, że jesteś dość zajęta…

Przeraźliwy huk zaczął brzmieć inaczej, kiedy wszystkie szyby były już rozbite i teraz kule mknęły przez otwartą przestrzeń.
- Alice, szybko! – wrzasnął Emerens. Znajdował się w windzie i tylko czekał na naciśnięcie przycisku. Jednakże chciał, aby Alice również znalazła się w środku.

Śpiewaczka stanęła przed trudnym wyborem. Wstając z podłogi narażała się na atak kul. A nawet jeśli zdołałby dobiec do Emerensa… to na które piętro powinni dojechać, aby poczuć się bezpiecznie? Może ucieczka z hotelu miałaby większe szanse, gdyby spróbowała znaleźć drugie, poboczne wyjście gdzieś na parterze? Niedaleko znajdowało się wejście do baru, w którym przed chwilą pili sok pomarańczowy. Może znalazłaby tam pewniejszą drogą na zewnątrz? I co zrobić z ciężkim plecakiem? Zostawić go i nie spowolniać się? A może wziąć ze sobą i nie porzucać ważnych, zebranych w nim rzeczy?

Lotte Visser


Woda z Błękitnej Laguny podziałała na haltiję jak wrzący kwas.
Jej połyskliwa, duchowa sylwetka lekko zafalowała. Zaczęła dziwnie rozciągać się i migotać, wywołując efekt podobny do rozgrzanego powietrza. Kolor sowy zmienił się na żółty, pomarańczowy, potem czerwony, aż zaczął ciemnieć i zmieniać się w czerń. Ta trwała jedynie przez kilka sekund. W pewnym momencie Visser mrugnęła oczami i maleńka haltija znów stała się biała.

Obróciła się w kierunku detektywów, ukazując rozwarte ślepia oraz dziób. Była tak zaskoczona i ogłupiała, że aż wydawała się komiczna. Edmund mimowolnie parsknął śmiechem, lecz wnet opanował się. Sytuacja, w której znaleźli się, wcale nie była zabawna.


Haltija zaczęła pohukiwać. Poruszyła skrzydłami i wzleciała. Fruwała wokół obwodu okrągłego pomieszczenia coraz szybciej i szybciej.
- Ojej, co się dzieje, ja nie rozumiem, boję się, och, czy też masz ochotę na myszy, Ravenio? Ale my nie jemy myszy, w ogóle niczego nie jemy, więc to bezzsadana potrze… Co mówisz? Ach tak. Też boję się żyraf. To przez ich cętki.

Australijczyk obracał się dookoła własnej osi, chcąc nadążyć za niewiarygodnym tempem sowy. Pokręcił głową.
- Chyba… chyba ją zepsuliśmy – jęknął. Następnie zagryzł wargę i zrobił krok do przodu. – Hej! – krzyknął. – Pamiętasz, po co tu jesteś? Powiedz werset!
Sowa przyspieszyła.
- Ale nie, ja nie mogę, bo wiadomo, że powszechna wiadomość głosi, iż opinia twierdzi, że Aalto… co z Aalto? Aaa… - zawahała się, kręcąc głową. – Nie pamiętam – przystanęła na moment na podłodze. – Ravenia znowu będzie na mnie zła!
Wydawała się nad czymś zastanawiać.
- Masz przekazać werset komuś z rodziny Aalto – podsunął Thomson. – A my do niej należymy.
- Ach, no tak! – sowa krzyknęła, znów wzlatując. – To oczywiste!

Edmund pozwolił sobie na drobny uśmiech i obrócił się w stronę Lotte. Spojrzał na nią z nadzieją. Czyżby ich plan zadziałał? Czy naprawdę zdołali oszukać haltiję?
- Oj, jak to leciało? – sowa zahukała. – Lecz burza wróci, jak korona skona… a potem był rym. Skona wyśniona? Skona stracona? Skona karmiona?
- Przypomnij sobie! – Australijczyk krzyknął.
- Skona uśpiona! Lecz burza wróci, jak korona skona; W krainie śmierci zostanie uśpiona
- A co dalej? – Lotte odezwała się, kiedy haltija zamilkła.
- Ogar ją pożre, by licho przebudzić – sowa zawahała się. – Zniszczyć nadzieję, godziwość ostudzić
- To wszystko? – zapytał Edmund.
Jednak haltija nie odpowiedziała. Poczerwieniała, zamilkła i zaczęła się rozpraszać.
- Co… co się dzieje? – jeszcze zapytała, zanim zniknęła.

Lotte i Edmund zostali sami. Milczeli. Spojrzeli po sobie. Starali się jak najwierniej zapamiętać słowa wypowiedziane przez ducha.
Wnet cisza została przerwana, kiedy usłyszeli cichutki odgłos kroków gdzieś nad swoimi głowami.
Ktoś znajdował się w bibliotece.
 
Ombrose jest offline