Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2018, 10:38   #131
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Godiva narzekała na wyprawę. Oczywiście, narzekała na nią w swoim stylu. Nie na trudy podróży, nie na bagno, nie na towarzyszącą im mżawkę, nie na krętą drogę jaką Jarvis ich prowadził...
Nawet nie na wspinaczkę po powalonych drzewach.
Ona narzekała na nudę. Nic ich nie zaatakowało. Z niczym nie musieli się mierzyć.
Smoczyca wręcz wyszukiwała wzrokiem przeciwników. Niestety tych albo nie było, albo uciekali na sam widok. Tak ja ta pantera… która zmierzyła spojrzeniem całą grupkę i umknęła od razu.
- Zwierzęta potrafią wywęszyć prawdziwą naturę Godivy - wyjaśnił sytuację przywoływacz. - Pierścień może zmylić człowieka, ale zaklęcie polimorfii nie ukryje prawdziwej natury przed innymi bestiami.
Ucieczkę grupki goblinów na którą również się natknęli, także potrafił wyjaśnić.
- To tchórze… ale nie czekajmy, aż zbiorą odwagę i ziomków, by zalać nas swoją falą włóczni i strzał.

W końcu dotarli na miejsce. I wtedy marudzenia skrzydlatej ustały. Nawet ona wpatrywała się w widok przed sobą z rozdziawionymi ustami.

[media]http://img00.deviantart.net/f517/i/2011/327/1/b/ruin_temple_in_the_swamp_by_windboi-d4h4mwg.jpg[/media]

Bo też i budowla robiła wrażenie nawet teraz, gdy patrzyli na nią moknąc w strugach deszczu. Magia wydawała się wręcz tu namacalna.
Przesiąkać z chmur i spływać kroplami po budynkach. Nasycać rozlewisko i pulsować w ziemi oraz roślinach. Czas źle się obszedł z całym budynkiem. Wyraźnie popadł on w ruinę, ale nawet w takim stanie konstrukcja robiła piorunujące wrażenie i nawet z takiej odległości widać było rzeźbienia, których kunsztu dżungla nie zdołała zatrzeć.
- Nveryioth popełnił błąd nie wybierając się tutaj - oceniła wojowniczka po chwili gapienia się z otwartymi ustami.
- Nic nie straci… - odparła cierpko bardka, oglądając rumowisko z ostrożną zachowawczością. Z jakiegoś powodu wolała się spuścić po linie do jakiejś czarnej dziury w ziemi, niż przechodzić przez próg dworu w głąb jego niezbadanych obszarów.

Ruszyli do przodu. Mag szedł pierwszy, drakonica tuż obok niego. Rozglądali się badawczo i ciekawie i dość szybko cała trójka zobaczyła pułapki. Wilcze doły z kolcami oraz wyrzutnie strzałek… zapewne zatrutych. Te pułapki były uszkodzone i zneutralizowane. Nikt ich nie naprawił, co dobrze wróżyło wyprawie.
Chaaya szła na szarym końcu, bardziej udając, że się rozgląda, niż właściwie to robiąc. Bojowa szata przesiąkła niemal cała wodą i dziewczyna aktualnie zmagała się z uczuciem chłodu i nieprzyjemnym dygotem.
- Rozpalimy ogień w środku - zaproponował czarownik, zerkając za siebie i uśmiechając się ciepło do tawaif.
- Na razie jedyne co musimy zwalczać to zimno. - Niebieskołuska nie nosiła za wiele szat, ale i te jej kleiły się do ciała. Była równie zmarznięta co Dholianka, ale zbyt dumna by się do tego przyznać.

Weszli do zatęchłego, głównego holu i rozejrzeli się po jeszcze widocznych polichromiach na ścianach. Ich piękna nie zatarł czas, choć brud i mech próbowały tego gdzieniegdzie. Wzrok Sundari utknął na dłuższą chwilę przy wizerunku jakiejś elfki, która nie wiedzieć czemu kojarzyła jej się z kobietą dzielącą z nią wczoraj łóżko o poranku.

[media]http://i.pinimg.com/236x/3f/31/8c/3f318c0aab298ae979299db2e0c1225e--art-nouveau-illustration-art-nouveau-design.jpg [/media]

Kurtyzana ściągnęła sinawe usta w linijkę, przyglądając się malowidłu. Starała się przy tym nie szczękać zębami, bo teraz gdy stanęła w miejscu zrobiło jej się jeszcze zimniej.
- Co to było za miejsce za czasu elfów? - spytała, przechodząc z nogi na nogę, by się nieco rozgrzać.
- Szkoła dla kasty magów… czasem się tu pojawiają ich duchy. To znaczy… widma, takie jakie już widziałaś. Tyle, że nie zjawiają się regularnie - wyjaśnił mężczyzna, szukając w torbie krzesiwa, podczas gdy smoczyca wyszła poszukać jakieś drwa do rozpalenia ognia.
- Acha… - mruknęła nieco zblazowana tancerka, podając ukochanemu swój wachlarz. - Można go podłożyć pod drzewo… będzie się palić nawet mokre.
- Wyglądasz jakbyś nie cieszyła się tą wyprawą. Tą chwilą odetchnięcia od miasta i problemów z nim związanych - rzekł cicho przywoływacz, gdy wachlarz w jego dłoniach zapłonął.
Kobieta popatrzyła na niego wymownie, jakby sam jej widok i aura wokoło, nie był dostatecznym przekazem jak marna była to “impreza” dla całej ich trójki.
- Jest mi po prostu zimno i bardzo, bardzo mokro… niestety w mało pozytywnym tego słowa znaczeniu. W dodatku jesteśmy w nawiedzonych ruinach, gdzie niebezpieczeństwo może na nas wyskoczyć z każdej strony. Ja nawet nie umiem dobrze walczyć… - umilkła, gdy poczuła, że sama się nakręca na narzekanie, więc wyciągnęła dłonie przed płomień i zaczęła się grzać.
- O ile mnie pamięć nie myli, w ostatnio odwiedzanych podziemiach poradziłaś sobie gładko w walce. Nie wspominając o tym, że tylko dzięki tobie odnaleźliśmy skarby - przypomniał jej Jarvis, przyglądając się kochance. - Moim zdaniem nie doceniasz swoich talentów.

- Przyniosłam drewno! - krzyknęła dumnie Godiva, wnosząc do środka całkiem sporo połamanych konarów i korzeni zebranych w jedną kupkę na jej ramionach.
- Raczej ich nie przeceniam - mruknęła pod nosem Kamala, nie drążąc dalej tego tematu. - To świetnie, chodź pomogę ci ułożyć go w stos - zaproponowała zmieniając szybko swojego rozmówcę. Orzechowooka uśmiechnęła się szerzej, jak gdyby zły nastrój był tylko przywidzeniem jej towarzysza.
- Jak już wyschniemy i coś zjemy to może ustalimy plan… eee… zwiedzania, czy co tu mieliśmy robić. Co wy na to? - zapytała entuzjastycznym tonem.
- Mamy jakąś mapę? - zapytała skrzydlata swojego jeźdźca, z miejsca zgadzając się z planem bardki.
- Nie. Niestety nie udało mi się żadnej uzyskać. - Ten zamyślił się odpowiadając. - Przeszukamy naziemną część w poszukiwaniu zejścia do podziemi, które znajdują się pod nami. I rozejrzymy się. Liczę na jakieś naścienne zapiski, ślady starych rytuałów… te mógłbym zbadać i porównać z moją wiedzą. I na ich podstawie wysnuć jakieś wnioski.
- Oo… może znajdziemy jakieś wspaniałe artefakty jak z tych opowieści rycerskich… zbroje ze skrzydłami, gadające kapelusze rzucające kule ognia lub super silne miecze zniszczenia… czy coś podobnego. - Chaaya wyraźnie zapaliła się pierwsza niźli samo ognisko. Jej srocza natura kolekcjonera, nie dawała o sobie zapomnieć nawet w tak nieprzyjaznych warunkach.
“Majtki strzegące dawno zgubionego dziewictwa…” przedrzeźniała ją Laboni, uruchamiając kaskadę fantazji innych masek, które wymyślały co różniejsze dyrdymały jak: mroczne wałki do włosów, czy biustonosz rewolwer.

Ognisko zapłonęło rozświetlając cały główny hol. Pulsujący blask zdawał się ożywiać obrazy. Pradawne elfy “spoglądały” na intruzów z wyższością wynikającą ze swego urodzenia.
- Kto wie. Nie spodziewałem się wszak, że znajdziemy coś w tamtych ruinach. A i z pewnością tutaj też wszystkie skrytki elfów nie zostały odkryte. No i jeszcze skrytki kultu. - Zadumał się czarownik, a ogoniasta zaproponowała
- Może zamiast szukać na dole, poszukamy na górze. Mogę was zanieść, a pewnie nikt dokładnie nie przeszukiwał tych kondygnacji które są trudno dostępne od dołu.
- To nie taki głupi pomysł, tam faktycznie może coś być… - Tawaif zadarła głowę do góry, oglądając podniszczony sufit. - Ludzie zazwyczaj gdy idą patrzą pod nogi… - dodała jakby coś wspominając, po czym zerknęła na swojego marsowego czarusia. Uśmiechnęła się ciepło i bez wymuszenia, gdy ich spojrzenia się na chwilę spotkały. - Tylko, żeby się podłoga nie zawaliła, bo upadki i przywalenia potrafią być niebezpieczniejsze od uzbrojonego przeciwnika.
- O upadek się nie musisz martwić. Godiva umie latać, a ja zawsze cię złapię - stwierdził przywoływacz, rozważając argumenty kobiet. - Więc spróbujemy zdobyć szczyty. A na razie… pieczone ryby i sok z dzikich jeżyn. Może być?
- A nie wino? - Zmarszczyła nosek wojowniczka, najwyraźniej przedkładając alkohole nad płyny ich pozbawione.
- Ja za wino dziękuję - odparła zmieszana Sundari. - Ale wy jeśli chcecie to się nie krępujcie.

Tancerka zabrała się za rozpakowywanie prowiantu i rozdanie każdemu porcji.
- Nie wziąłem wina - stwierdził krótko Jarvis. - Świętować możemy po wyprawie. Poza tym, widziałem w twoich wspomnieniach co robisz po pijaku.
- Pfff… to był tylko raz - burknęła zawstydzona błękitnołuska.
- Alkohol źle wpływa na ludzkie zmysły… przez niego ciężej by nam było znaleźć skrytki - wyjaśniła polubownie Chaaya, dobrze rozumiejąc jak nie miłe było wypominanie pijackich uczynków przez osobę trzecią, następnie sprawdziła palcem stan swojej grzejącej się na konarze rybki. Wydawała się być w sam raz, więc zabrała ją z ognia i zaczęła skubać przyprawione mięso.
- No więc tak. Ja zmienię się w smoka i zaniosę was oboje do jednej z górnych kondygnacji. A potem sama się wdrapię. Nie zagłębiajcie się w korytarze dopóki do was nie dołączę - zaordynowała dumnie drakonka już wszystko sobie planując i łapczywie wgryzając się w rybę z manierami godnymi dzikiego drapieżnika. Mag jadł zaś w podobny sposób jak jego wybranka. Spokojnie i oszczędnie.
- Oczywiście, przyszliśmy tu razem… uważaj na ości, jak ci się wbije w gardło to trudno będzie to wydostać… - Tancerka chwilę obserwowała kompankę, po czym wróciła do selekcjowania strawy, aż wyzbyła się wszelkich możliwych osteczek, po czym zabrała się za łakome pałaszowanie.
Po tak długim marszu, białe mięsko miejskiej płotki smakowało jak wykwintne danie na stole królewskim.
- A jak znajdziemy bieliznę i ubrania elfów? Tam w górze mogą być komnaty mieszkalne. - Smoczyca jadła już bardziej ostrożnie, ale nie mniej łapczywie.
- Tkaniny raczej nie przetrwały tak długo - stwierdził jej partner w locie.
- Magiczne jednak mogły - skontrowała wojowniczka.
- Nie chcę nawet zgadywać co potrafi robić magiczna bielizna. - Uśmiechnął się kwaśno Jeździec.
- Ale potrafiłbyś, prawda? - mruknęła łobuzersko samica.

- Może znajdziemy majtki, które strzegą dawno zgubionego dziewictwa - odparła całkiem poważnie kurtyzana, wprawiając w śmiech wspomnienie swojej babki. - Albo onuce teleportacji… rewolwerowy stanik z koronki… polimorficzną szlafmycę… wstęgę przemiany penisa. Apropo penisów, czy wiecie, że niektóre penisy dzikich kotów mają haczyki?
- Nie… nie wiedziałem - stwierdził szybko mag jakby chciał skupić się na tym wątku, ale jaszczurzyca szybko się odezwała.
- Jarvis miał taki stanik… rewolwerowy - rzekła, wspominając.
- Nie miałem. Tylko był na statku - wyjaśnił natychmiast mężczyzna, co by tancerka przypadkiem nie miała okazji zrozumieć błędnie wypowiedzi Godivy.
- Hmmm… - Dholianka zamyśliła się nieco, po czym na jej ustach wykwitł chochliczy uśmieszek. - Miałam ja kiedyś klienta, który bardzo lubił zakładać damskie ubrania… ale nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam takiego co by ubierał kobiecą bieliznę. - Tu popatrzyła chytrze na kochanka, oblizując kiełki. - I jak mój słodki, nie piło ci za bardzo pod pachami? Dobrze się miseczki układały?
- To była zdobycz do zbadania. Nie zakładałem go. Ani razu. - Zaczął się tłumaczyć czarownik, zerkając błagalnie na gadzią partnerkę, ale ta najwyraźniej nie zamierzała mu pomagać nagle znajdując polichromie wielce interesującymi.
- Badania… czy w imię nauki nie założyłeś go choć raz? - spytała z jastrzębim błyskiem w orzechowych oczach.
- Nieee… ani razu - odparł szybko, a smoczyca mruknęła - Ktoś tu kłamie.
Chaaya zaśmiała się jak wredny i usatysfakcjonowany imp z nagorętszych rejonów piekła.
- Och jamun… będę chciała zobaczyć powtórkę w naszym pokoju. - To nie była ni prośba, ni rozkaz… to było obwieszczenie faktu.
Tawaif wstała z ziemi i odebrała od towarzyszy resztki po posiłku. - Wyrzucę to na zewnątrz, co by zwierzyna się nie zeszła do środka.

~ Wiesz moja śliczna, że potrafię się odgryźć. Przycisnąć cię do łóżka i nie dać ci okazji do jego mi założenia ~ stwierdził telepatycznie przywoływacz, bojąc się odezwać na głos, by skrzydlata nie wrzuciła kolejnego kamyczka do łóżka Kamali i Jarvisa.
~ Nie wstydź się kochany… widziałam cię jako kobietę, myślisz, że założenie stanika pozbawi cie męskości w moich oczach? ~ Dziewczyna była wesoła, ale nie przykładała zbyt dużej wagi do całej tej dyskusji.
~ Jako kobieta nie wyglądałem żałośnie w gorsecie ~ odparł jej żartobliwie mężczyzna.
~ Uważam, że takie przebieranki są nawet…. seksowne na swój dziwny sposób, ale nie będę cię zmuszać. Męska psyche jest wszak bardzo krucha… ~ odparła, pozbywając się odpadków i płucząc dłonie w wilgotnym mchu pełzającym po ścianie.


Deszcz przestał padać. Chmury nie rozstąpiły się jednak. Co wszak nie mogło dziwić w tym miejscu. Godiva zabrała ich oboje i zaniosła w górę. Choć dwójka pasażerów sprawiała jej problem, to dzielnie udawała, że jest inaczej.
Doleciała do pierwszego balkonu jednej z wież otaczających główny budynek i tam posadziła parę kochanków, po czym zleciała nieco w dół, by wspiąć się po murach w smoczej postaci.
I miała rację. Tu zachowały się nawet solidne elfie meble, choć czas i wilgoć wypaczyły mocno drewniane płaszczyzny z których były zbudowane. Szafy bowiem nie były zbijane z deseczek, a miały ściany z jednolitych drewnianych powierzchni. Były też pokryte grubymi i gęstymi pajęczynami. Podobnie jak sufit i podłoga. Pod jedną ze ścian stało też duże łóżko, które z pewnością zaznało ciężaru figlujących par, bo wydawało się kiedyś w tym celu stworzone. Obecnie jednak od takich figli odstraszały kurtyny pajęczyn oraz… szkielecik “niemowlęcia” z różkami na czaszce, pazurami, ogonem zakończonym żądłem i nietoperzowymi skrzydłami wyrastającymi z łopatek.

Bardka skupiła się bardziej na podziwianiu wyposażenia wnętrza, zafascynowana jego budową jak i kształtem. Gdy odkryła szczątki czegoś, co na pewno do nikogo dobrego nie należały, cofnęła się nieco blednąc, po czym szybko schowała się za plecami przywoływacza i starała się unikać wzrokiem “przeklętego” rejonu.
- To imp, albo quasit. Choć bardziej przypomina impa. I jest martwy od lat. Martwi mnie jednak ilość pajęczyn. Mam nadzieję, że to co je stworzyło już się wyprowadziło. - Zadumał się czarownik, sięgając za plecy dłonią i głaszcząc pocieszająco tancerkę, po tym obszarze jaki zdołał pochwycić. Po pupie.
- Pająki nie są tak straszne jak demony… - Pompatyczne słowo na takie zasuszone ciupelstwo, ale najwyraźniej byle kropla diablej krwi była wystarczająco straszna dla samej dziewczyny. - ...jeśli ma się antytoksynę… - dokończyła cicho i z niejaką konsternacją swoją myśl. - Ja… nie mam, a ty?
- Kilka fiolek - odparł z ciepłym uśmiechem mężczyzna, zerkając za siebie. - Jestem w miarę przygotowany na różne niespodzianki.
- I ma plany awaryjne. Większość z nich polega co prawda na wysłaniu hordy potworów, która zginie osłaniając naszą ucieczkę. Ale to zawsze jakiś plan - stwierdziła z przekąsem ogoniasta, zmieniając swą postać i będąc uczepioną barierki balkonu.
Tawaif wyraźnie się zawstydziła, gdy dotarło do niej, że oboje z towarzyszy próbowało ją właśnie pocieszać. Jej spojrzenie od razu stało się bardziej uparte i buńczuczne, jakby chciało przekonać wszystkich zebranych, że jego właścicielka wcale się nie boi.
- Pomóc ci jakoś? - spytała podchodząc do wojowniczki, by jeśli nie fizycznie to przynajmniej mentalnie ją asekurować.
- Jakoś sobie poradzę, ale pomocy nie odmówię. - Uśmiechnęła się smoczyca i wyciągnęła dłoń do przyjaciółki, by ta wciągnęła ją do środka. A przynajmniej symulowała taką pomoc.
Chaaya złapała jej rękę w obie dłonie i nieznacznie pociągnęła, co by ułatwić kobiecie przewalenie się przez balustradę.
- Tak sobie pomyślałam, że skoro to była szkoła… to dlaczego są tu łóżka dwuosobowe? - spytała nieco podejrzliwie. - Rozumiem, że dla niektórych uczniów i nauczycieli potrzebny był internat, ale… zwykła cela z pryczą wydaje się być wystarczająca na potrzeby studiującego maga… taki przejaw szczodrości, wydaje się być… dziwny.
- Albo wygodnictwa. Gładka pupa szlachetnego elfa kasty magów, cierpi bez miękkiego materacyka pod sobą - odrzekł Jarvis, przedrzeźniając wielkopański styl mówienia i rozejrzał się dookoła, czekając, aż obie panny podejdą do niego. - Proponuję tak…. dwoje szuka. Jedno stoi na czatach.
- Emmm… no nie wiem - mruknęła oględnia Dholianka, raz jeszcze spoglądając na mebel ich dysputy. - Nie wydaje się… być… tylko… nieważne, było minęło - powiedziała jakby do siebie, potrząsając charakterystycznie głową. - Ja mogę stać na czatach.
- Myślisz, że te elfy tutaj robiły sobie zapoznawcze wieczorki na golasa? - Zachichotała skrzydlata, a jej jeździec stwierdził - To całkiem możliwe. Przecież byliśmy w ich świątyni miłości. Pruderyjność nie była cechą starożytnych elfów. Godivo zajrzyj pod łóżko.
- Dlaczego ja? - burknęła Niebieska niespecjalnie mając ochotę na tarzanie się w kurzu i pajęczynach.
- Dobra to ja to uczynię - odparł pojednawczo czarownik.

Sundari podeszła do wyjścia z komnaty, chcąc wyjrzeć na zewnątrz. Skoro już miała być czujką, to postanowiła wziąć się poważnie do roboty.
- Pamiętajcie sprawdzić szafę, może znajdziemy stanik. - Zaśmiała się pod nosem.
- Znalazłam buty! Do licha jak można chodzić w czymś takim! - wrzasnęła drakonka, po tym jak Kamala usłyszała skrzypienie drzwi owej szafy. Sama zaś rozglądała się długim i lekko zagrzybionym korytarzu, pokrytym gęstymi pajęczynami z jednej i drugiej strony. Słyszała też chrobot w głębi korytarza od tej strony w którą patrzyła.
- Ciii… - Bardka zasyczała na wykrzykującą gadzinę, wytężając słuch. - Po prawej chyba ktoś lub coś jest…
- Pająk. Pająk. Pająk. - Odezwał się dla odmiany przywoływacz, pospiesznie szurając brzuchem. - Duży pająk pod łóżkiem.
Tymczasem jaszczurzyca umilkła.
A chrobot raz cichł, raz narastał, raz znowu cichł.
Kurtyzana zamknęła drzwi, wracając spojrzeniem do towarzyszy.
- Tam na prawdę chyba coś jest… ale ja tam nie idę… - Najwyraźniej wizja spotkania się z pająkiem gigantem nie plasowała na jej liście zobaczenia rzeczy przed śmiercią.
~ Jarvisie… ~ zaczęła telepatycznie i z konsternacją, przyglądając się niejakiej panice ukochanego, ściągając nieznacznie brwi. ~ ...czy oprócz pająka, jest tam coś ciekawego?
- Ja mogę pójść - zaproponowała cicho niebieskołuska.
Podczas gdy mag celował z pistoletu w kierunku, wrogo nastawionego insekta, który celował w niego swymi kiełkami jadowymi.

[media]http://img.sadistic.pl/pics/ca57f927f39c.jpg[/media]

~ Nie miałem okazji zajrzeć. Omal mnie ukąsił w twarz ~ odparł mentalnie mężczyzna.
- Ten odgłos jest taki… raz cichy raz głośny, nie wiem, może to tylko gałąź na wietrze drapie w okno… ale lepiej to sprawdzić… - wyjaśniła dziewczyna, dając znać ogoniastej, że może iść sprawdzić.
~ Zdepcz go jak już musisz… albo użyj ognia, ogień jest najlepszy na insekty… ~ poinformowała kochanka za pomocą więzi, zachodząc łóżko z drugiej strony. ~ Albo wiesz co? Zajmij go czymś, a ja sprawdzę czy coś tam jest… szkoda go zabijać bez powodu… zwłaszcza, że jest u siebie.
- To idę - mruknęła smoczyca, ruszając z włócznią w kierunku drzwi i przechodząc przez nie.
Czarownik zaś wymamrotał słowa magii i pochwycił telekinetycznie stawonoga unosząc go nad ziemię. Na szczęście robak był dość malutki, by mógł użyć na nim tej prostej sztuczki.
Tancerka uklękła na ziemi i zajrzała pod mebel, przyglądając się pobieżnie podłodze, by sprawdzić, czy nie ma dodatkowego przeciwnika do pokonania.
Nie znalazła nowych wrogów. Coś jednak błyszczało głęboko pod łóżkiem. Rozdarty mieszek z którego wysypywały się złote krążki.

- Chyba znalazłam pieniądze… - poinformowała towarzysza tawaif, wsuwając się głębiej i złożonym wachlarzem przesunęła znalezisko na zewnątrz, przy okazji przypatrując się kontem oka materacowi od spodu. Co jej się udało. Sakiewka była dość ciężka i rozpadała się powoli, ale była też coraz bliżej kobiety, błyskiem monet coraz bardziej ciesząc jej oko.
Gdy jeden skarb został wydobyty, wnet pojawił się i drugi… w rozdarciu i między sprężynami wyraźnie coś tkwiło i to… coś… wyglądało jak penis. Zaintrygowana Dholianka wydobyła ów przyrząd i wyczołgała się spod ramy łoża, będąc cała w kurzu i pajęczynach.
- To był mój pierwszy i ostatni raz jak froteruje zasyfioną podłogę… - odparła, przecierając twarz i podnosząc się na klęczki.
- No… moglibyśmy. Myślę Godiva mogłaby to łóżko… rozwa… - zaczął Jarvis, ale po chwili do komnaty wpadła sama skrzydlata dysząc głośno.
- Pająk, duży pająk… Królowa z dworem małych pająków. Idą tu - wyjaśniła szybko, przywierając plecami do drzwi, które właśnie za sobą zamknęła.
Kamala rzuciła “różdżkę” na przegniłą poduszkę i rozpaliła swoją broń, otwierając żeberka wachlarza jednym machnięciem ręki.
- Spale je wszystkie… - obwieściła zimnym tonem głosu, przygotowując się do walki.
- To dobrze… bo jest co palić - stwierdziła drakonka, odskakując od drzwi. Mało użytecznej zapory, przez, którą już przebijały się małe pajączki, przechodząc pod i nad nimi, jak i przez każdą inną szczelinę. Wojowniczka zacisnęła dłonie na swej włóczni, stając pomiędzy dwójką kochanków, a zbliżającym się zagrożeniem.

Bardka nie czekała, aż stawonogi zaleją komnatę. Podskoczyła do wejścia i zaczęła zamiatać płomieniem podłogę.
- Wynocha - warknęła gniewnie. - Dlaczego zawsze musisz zabierać mnie w takie miejsca?! Dlaczego musi być brudno i niebezpiecznie! - Tym razem to oberwało się przywoływaczowi, gdy kolejny jęzor ognia popełz po posadzce.
- Skarby niestety nie kryją się w miłych, czystych i ładnych miejscach - wyjaśnił spokojnie Smoczy Jeździec, trzymając pistolet dubeltowy w dłoni i szykując się do starcia.
Płomienie rozprzestrzeniły się szeroką falą niesione przez łatwopalną pajęczynę, zapalając przy okazji łoże i szafę i zgarniając mikrusy w objęcia ognistej śmierci.
Drzwi jeno osmaliło, lecz one same padły pod naporem ciosu “królowej”.

[media]http://karzoug.info/srd/monsters/S/images/SolifugidAlbinoCave.png[/media]

Olbrzymiego białego pająka, trochę przypominającego biczoskorpiony znane tancerce z rodzimych krain i na którego widok od razu dała nogę za plecy wojowniczej gadziny.
- Raczej u was, my swoje skarby trzymamy w cywilizowanych miejscach! - Sundari zaperzyła się dla samego zaperzenia, drugą ręką wyciągając miecz z pochwy, jakby nie mogąc się zdecydować czym lepiej było tłuc insekta-giganta.
- W Piramidach? - zapytała smoczyca nie ruszając się z miejsca, by nie odsłonić drobinki skrytej za nią.
Czarownik zaś zrobił to w czym był najlepszy. Przyzwał mięso armatnie.

[media]http://3.bp.blogspot.com/_i9u1_OaCZM4/TR-opI6dn8I/AAAAAAAAERk/QzihrFwUR4Y/s1600/2991023877_e620a71c93_z.jpg[/media]

Czyli dwa duże warany po obu stronach Godivy, syczące gniewnie i machające na boki ogonami.
Na wielkim jak krowa pająku nie zrobiło to wrażenia. Powoli przeciskał się przez drzwi w kierunku świeżego mięska.
- Nie pozwól jej przejść! Tnij po nogach! - Chaaya została odcięta od napastnika, przez tłuste cielsko jaszczurki.
~ Brawo Jarvisie… ty zawsze umiesz wesprzeć podczas walki… ~ sarknęła mentalnie wciąż nieco nadąsana na swego lubego, składając wachlarz i przymierzając się do rzutu w królową.
- Mam włócznię. Nie umiem ciąć - mruknęła ogoniasta i z wesołym krzykiem natarła na potwora, wbijając ostrze w jego łeb, przebijając chitynę, ale cios nie był śmiertelny.
Warany ruszyły do walki atakując odnóża pajęczycy, a pochwyciwszy za nie paszczami, ciągnęły każdy w swoją stronę.
~ Cieszę się, że jestem doceniany ~ odparł z wyraźną ironią mag, strzelając z pistoletu w odwłok bestii, dziurawiąc go kulami.
Tawaif rzuciła wachlarzem, starając się trafić w plecy napastniczki, by na nim osiadł i zajął stwora ogniem.
Niebieskołuska wykorzystywała swoją siłę, by utrzymać pajęczycę w przejściu. To niestety unieruchomiło i ją. Nie mogła wyjąć włóczni. Nie mogła uderzyć ponownie. Nie mogła unikać ciosów. Królowa machała swoimi kolczastymi kończynami, jedną z nich miażdżąc jednego z waranów, drugi zdołał odgryźć kawałek jednego odnóża. Zapalony wachlarz trafił w odwłok, ale nie uczynił wielkich szkód. Poparzył jedynie pancerz, wywołując ból u stawonoga.
A czarownik dotknął ramienia ukochanej, sprawiając, że jej ruchy stały się szybsze… a może to świat zwolnił? Dholianka podbiegła w miejsce gdzie padł przywołany jaszczur i zaczęła uderzać mieczem o długaśne nogi atakującej. Ostrze przecinało chitynę, zostawiając lodowe kryształki na brzegach rany, ale dziewczyna była zbyt słaba, by za jednym razem odrąbać ją całą. Musiała się więc uzbroić w pokłady ciepliwości i ciąć tak długo, aż zostanie tylko sam odwłok insekta i unikać potężnej łapy, próbującej ją zmiażdżyć.
Potwór wił się i próbował zerwać z szpili na którą został nabity. Zniszczył kolejnego warana i uderzył w bok Godivy. Ta jednak zignorowała ból i krew płynącą z rany, trzymając włócznię w łbie napastnika.
Jarvis przyzwał kolejne wsparcie, dwa rosomaki. Walka zmieniła się przeciąganie liny. Kto pierwszy pęknie i padnie. Na szczęście to pająk wydawał się przegrywać.
Chaaya była poważnie zirytowana lub zmęczona, a pewnikiem jedno i drugie, gdzieś w połowie kolejnego zamachu zaczęła coś niepokojąco warczeć w obcym języku. Można było to wziąć za zwykłe przekleństwa gdyby, walczący nie poczuli w sobie jakiegoś nadzwyczajnego pokładu odwagi w ich sercach oraz większego zacięcia do ataku.
Kolejne sekundy upływały na zaciętej walce. Osaczona matrona uderzała łapami na oślep, próbując trafić intruzów. Mag posłał jeszcze kilka kul w jej odwłok, Sundari odrąbała dwie kończyny i dosięgła swym mieczem tułowia olbrzymiego robaka, ten tracił już siły, a po chwili zwiotczał, gdy życie wypłynęło z niego, wraz z płynami wylewającymi się z ran.
Zwyciężyli.

Bardka oparła się ramieniem o ścianę i chwilę oddychała wpatrując się w truchło, które coraz intensywniej śmierdziało spalenizną.
- Przytrzymaj go jeszcze trochę, to zabiorę wachlarz… - odezwała się w pełni spokojna, kucając, by zabrać broń. - Te buty co wcześniej znalazłaś… to ładne chociaż?
- Takie jakieś dziwne - stwierdziła smoczyca, odkładając włócznię na bok i przewracając potwora na bok. Zacisnęła zęby z bólu, ignorując krwawiący bok. Jarvis zaś szukał różdżki leczenia ran w swojej sakwie. - Wydelikacone te buty.
Orzechowooka zgasiła przedmiot figlarnym hasłem, po czym przyjrzała się wojowniczce. - Daj się tu… nadstaw, uleczę cię - zaproponowała, wyciągając dłonie przed siebie. - Nadają się do noszenia, czy przegnite? - spytała, zanim zaczęła inkantować czar.
- Są dziurawe jakoś tak. - Wyciągnęła z własnej sakwy owe buciki, nastawiając ranę pod leczniczy dotyk.
- Co o nich sądzisz? - zapytała pokazując swoją zdobycz. Filigranowe, elfie sandałki na wysokim obcasie.
Kurtyzana wpierw uleczyła towarzyszkę broni, a później przyjrzała się znalezisku i szybko wyśpiewała kolejny magiczny trik, sprawdzając magię nie tylko w obuwiu, ale przy okazji i całym pomieszczeniu.

Buty lśniły blaskiem czarów w nie wplecionych, pewnie dlatego przetrwały tak długo. Nic innego w tej komnacie jednak magicznego nie było.
- Tam dalej ten duży potwór miał swoje siedlisko. I chyba skarby też tkwiły w jego pajęczynie - mruknęła skrzydlata, czekając na werdykt tancerki.
- Chyba samca spodziewać się nie musimy. O ile wiem, pajęczyce zjadają swych kochanków. - Zadumał się przywoływacz.
- To ich styl, przy okazji są magiczne… - wyjaśniła pogodnie Dholianka, podchodząc do nadpalonego łóżka i z rezygnacją patrząc na “penisa”. Skoro ten nie błyszczał… nie opłacało się go brać nawet na pamiątkę.
- Mamy trochę złotych monet do podziału, pozbieram je i możemy iść dalej - dodała, schylając się po nadgnity mieszek.
- Nie mój fason. Możesz je zatrzymać dla siebie - stwierdziła po chwili namysłu Godiva. - I tak w nich będziesz lepiej wyglądać niż ja.
- Och… ale przecież do sukienki na randkę z piękną dziewczyną będą w sam raz, jesteś pewna, że ich nie chcesz? - Tawaif skończyła przesypywać złoto do swojej torby i obejrzała się na gadzią koleżankę.
To było miłe, że chciała się z nią podzielić swoim łupem. Kilka masek już piało z zachwytu i rościło sobie prawa do delikatnych bucików, ale Kamala miała pewne opory w przyjęciu prezentu. Zdawała sobie sprawę, że od pewnego czasu była jeno zmartwieniem i utrapieniem dla Jarvisa i smoczycy, starała się więc udowodnić, że nie jest taka bezużyteczna na jaką wygląda. Przyjęcie kolejnego podarunku w tak krótkim czasie pobytu w La Rasquelle mogłoby rzucić nowy cień na jej osobę w postaci pasożytniczego charakteru, a z tym nie potrafiłaby żyć jeszcze bardziej niż z przydomkiem nieprzydatnej.
Laboni dyplomatycznie milczała podczas obserwacji zmagań swojej wnuczki, która stąpała po bardzo cienkiej linii, gdzie jej zamierzenia mogły zostać opacznie zrozumiane, a wtedy będzie jeszcze więcej galimatiasu niż teraz.
- Ale… - Zasępiła się oginiasta, przyglądając bucikom. - One są takie jakieś. Nie w moim stylu. Nie pasują do mnie, nie uważasz?
- Emmm… one na pierwszym miejscu mają ci się podobać… - Bardka wyraźnie nie rozumiała oporów kompanki.
Co w ogóle u licha znaczyło, że ubranie nie pasowało stylem do nosiciela?
- No właśnie. Nie bardzo mi się podobają. Są takie jakieś… dziwne - stwierdziła włóczniczka, oglądając zdobycz i kręcąc noskiem.
- To w takim razie, ja je wezmę, wydają mi się nawet ciekawe… choć ten obcas zdecydowanie psuje cały efekt… - odparła tancerka z pocieszającym uśmiechem. - Pod łóżkiem była pokaźna sakwa pieniędzy, jak wrócimy do miasta, możemy ją wydać na zakupy, wybierzesz sobie coś co ci się spodoba. Co ty na to? - Ta rozmowa w tej sytuacji była dość absurdalna, ale dziewczyna czuła się zobligowana by jakoś ośmielić smoczą koleżankę.
- Zgoda. Może mniej fikuśne buty znajdziemy. - Ta zgodziła się również uśmiechając i niemal wciskając swą zdobycz w jej ręce, a przywoływacz tymczasem przyglądał się obu kobietom jak i tlącym się meblom.
- Możliwe, że w legowisku tego pająka znajdziemy kolejne skarby - rzekł w końcu.
Dholianka zapakowała złote pantofelki do torby, po czym schowała także wachlarz, na rzecz nieco bardziej morderczej broni - miecza.
- Nie możliwe, tylko na pewno, Godiva mówiła, że coś tam widziała - przypomniała wesoło, robiąc kilka zamachów ostrzem, jakby przygotowując się do kolejnej potyczki. - Chodźmy, ledwośmy jedno pomieszczenie sprawdzili!
- Idę na czele! - zawołała wesoło wojowniczka i trzymając stanowczo swój oręż w dłoni ruszyła pierwsza, pełna entuzjazmu. Jakoś rana i utrata krwi nie zgasiły jej entuzjazmu. Jarvis i Chaaya podążyli za nią.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline