Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2018, 10:43   #132
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Korytarz po lewej stronie był już nieco oczyszczony z pajęczyn. Zapewne stamtąd nadeszła martwa pajęczyca. Drzwi w ścianach, były w większości przypadków nadgnite, ale tylko w jednej ramie było ich brak. Gdy jednak cała trójka ruszyła w tamtym kierunku, coś się stało.
Nagle budowla odzyskała swój blask. Ściany znów błyszczały czystością. Pojawiły się magiczne światełka. Korytarz zaludnił się elfami i elfkami. Wszystkie nieziemsko piękne i młodziutkie. W wieku Kamali, albo i młodsze. W strojach, które budziłyby zazdrość i u nababów.
Rozmawiały między sobą, przemierzały korytarz tam i z powrotem. Ledwo tylko świadome, że dzielą rzeczywistość z nimi, bo czasem ich badawcze spojrzenia zahaczały o trójkę “intruzów”.
Tawaif straciła nieco rezon. Przystanęła w połowie kroku, rozglądając się jak wybudzone ze snu dziecko, niewiedzące gdzie się znajduje. Płaz miecza klapnął o jej udo z cichym szelestem materiału spodni i spódnicy.
~ W takiej sytuacji chyba sobie nie pograbimy… ~ szepnęła mentalnie do kochanka, zaciskając usta w wąską linijkę, głęboko zazdroszcząc mijanym ją istotom wdzięku, jasnej skóry, statusu i co najważniejsze… ubioru.
~ Ich tu nie ma. To projekcja przeszłości. Iluzja ~ przypomniał Jarvis, a Godiva nagle z krzykiem zaczęła spadać w dół, wnikając w podłogę.
- ICH TU NIE MA TAK SAMO JAK PRZEKLĘTEJ PODŁOGI POD NAMI! GODIVAAA - Chaaya zrobiła krok przed siebie, ale zatrzymała się w obawie, że i ona spadnie… gdzieś. - GODIVO ODEZWIJ SIĘ!
- Nic… miiiii… nieee… będzieee! - odpowiedziała kobieta coraz bardziej niższym głosem, zakończonym łopotem skrzydeł. Musiała podczas upadku zmienić się w smoka.
- Jestem na zewnątrz wieży. Zaraz do was przylecę - ryknęła, a czarownik w tym czasie pochwycił bardkę w pasie, nie musiał wszak martwić się upadkiem tak jak ona.
- Co teraz? Może lepiej zawróćmy… poszukajmy podziemi, one na pewno są bezpieczniejsze… - odparła cicho, przyciskając męską rękę jeszcze ciaśniej do siebie.
- Możemy… albo też możemy spróbować obejść dziurę, idąc wzdłuż ściany - rzekł mag, tuląc tancerkę do siebie. - Jesteś ze mną bezpieczna. Nic ci nie grozi.
- Wiem... wiem… wiem... zróbmy tak… - zgodziła się, starając się uspokoić swoje nerwy. Może i była bezpieczna w ramionach przywoływacza, ale wciąż nie lubiła uczucia spadania.

Przyparci do ściany, krok po kroku szli do przodu. Z początku było łatwo, jednakże po chwili… przez moment, podłoga pod stopą Dholianki się nadkruszyła, a ona sama poczuła pustkę.
Mężczyzna mocniej przywarł do ściany i trzymając mocno ukochaną szeptał uspokajającym głosem
- Wszystko w porządku, trzymam cię. Zrobimy jeszcze jeden kroczek do przodu.
Skrzydlata zaś weszła na korytarz, który wciąż pełen był wesołych elfów, nieświadomych potencjalnej tragedii toczącej się “tuż obok” nich.
Bardka zakwiliła cicho, zamykając w panicze oczy i jeszcze mocniej wczepiając się w ramię Jarvisa. Zipała jak schwytane w pułapkę zwierzątko, które jest świadome swojego marnego losu.
- Ja nie chce… ja nie chce… ja nie chce… niech oni znikną… - mamrotała pod nosem, bardzo szybko żałując doświadczenia tej pięknej wizji.
- Godivo nie podchodź. - Jeździec zwrócił się do partnerki, a ta zatrzymała się w pół kroku.
Sam naparł plecami na próchniejące drzwi i wdarł się do kolejnej komnaty, w której to jakiś elf studiował woluminy.

[media]http://78.media.tumblr.com/cc240625903174be4d84aec73c0a8cb9/tumblr_nhf00d7USD1u1b5veo2_250.png[/media]

Nie miał świadomości, że jest obserwowany przy pracy.
Wtedy Chaaya skorzystała z okazji i obróciła się w ramionach wybranka, przytulając go mocno za szyją i chowając twarz w jego koszuli. Chwila odpoczynku od intensywnego marszu na krawędzi wyraźnie wpłynęła kojąco na jej nerwy.
Czarownik nie poruszał się, tylko obserwował. Iluzoryczne drzwi za nimi nagle się otworzyły i do środka weszło dwoje elfów. Magowie w długich szatach, jeden ciemnowłosy… drugi jasnowłosy. Byli jak noc i dzień… te same rysy twarzy, ale inna barwa oczu, inny odcień skóry i włosów.
Jednego tawaif znała, blondyn był tym… którego Sundari widziała w pierwszej swojej wizji. Para szpiczastouchych przeszła przez kochanków niczym duchy i zaczęli cichą trójstronną naradę.
Na dźwięk cichego świergotania w elfiej mowie, kobieta przekręciła buzię, by mogła obserwować plecy trójki starożytnych. Starała się nasłuchiwać i spróbować coś zrozumieć, wyrazy były całkowcie jej obce w brzmieniu od języków, które zdążyła poznać.
Wyraźnie spierali się o coś ważnego. Ich śpiewna, piękna mowa była niezrozumiała, ale emocje ich wypowiedzi… były dla niej jasne. Kłócili się i jednocześnie byli wystraszeni. Bali się. Coś groźnego się wydarzyło… coś, co w niedalekiej przyszłości, groziło poważnymi konsekwencjami.

“Mam nadzieję, że nasłuchujesz, a nie się kurzysz…” Laboni pojawiła się gdzieś koło ukrytego Starca, nie mogąc go w pełni namierzyć w ciemnościach jakiś się lubował.
~ A co mnie obchodzą elfie ploty? Ja mam tu zemstę do zaplanowania! ~ odezwał się gromkim głosem smok.
“Tylko głupcy nie są ciekawi świata go otaczającego!” zagrzmiała niczym arcykapłan z kościelnej ambony. “A mnie zjada ciekawość… o czym oni dyskutują? No podziel się smakowitymi kąskami!”
~ A co będę z tego miał? ~ stwierdził w odpowiedzi gad, dobrze wiedząc, że kurtyzanę i samą Kamalę ciekawość zżera od środka.
“W normalnej sytuacji wspomogłabym cię radą… bo widzę, że ci to planowanie nie wychodzi ze sfery planowania planowania... “ odparła rezolutnie babka, krzyżując ręce piersi, która jak jaszczur wiedział, była nieproporcjonalna to tej prawdziwej.
“Dlatego może lepiej jakbym się spytała co byś chciał, bo seksu ci nie zaoferuje, bo nie masz ciała, muzyki nie docenisz boś od tej starości na pewno przygłuchy, złota mamy mało, nawet na odlew jednego zęba ci nie starczy… więc? Co by chciała ta przykurzona, stara łuska, za kilka soczystych, elfich ploteczek?”
~ To świat umysłu. Można wykreować wszystko… nowe ciało dla ciebie. Figle na łóżku dla mnie. Można uczynić znacznie więcej. ~ Prychnął ironicznie Pradawny. ~ I tak… zatańczysz i zaświergoczesz dla mnie ptaszyno. Tego się domagam. Po to by utrzeć ci nosa.
Po czym skupił się na głosach.
~ Bla bla bla… polityka… bla bla stronnictwa… ugh… nuda ~ marudził Starzec. ~ Czarny Smok?!
“Bleee!!!” Deewani wyraźnie się wzdrygnęła na wyobrażenie aktywnego seksualnie Ferragusa. “Jesteś starym i obleśnym dziadem!” Pacnęła go kilka razy w pysk, po czym przestała wylegiwać się koło niego i pobiegła gdzieś we wspomnienia, ciągle bleblając i ciągnąc się za warkocz, Laboni chyba jej nie słyszała i nie widziała, bo kontynuowała rozmowę bez żadnej reakcji na maskę.
“Jestem dziwką, myślisz, że mi utrzesz nosa za przypomnienie tej oczywistości? Masz się przyłożyć do tłumaczenia, bo ja nie jestem tak tania jak Chaaya! Już! Pełnymi zdaniami, albo wielbłądzie gówno z naszej umowy.”
~ Chaaya jest dziwką… lub była nią. Ty jesteś tylko bladym wspomnieniem tamtej kobiety. Jesteś jej dumą… i dlatego chętnie popatrzę jak się gibasz, bo uważam, że jednak cię to zaboli ~ stwierdził smok i skupił się mamrocząc ~ A teraz zawrzyj pyszczek i nie przeszkadzaj mi. Gadają o czarnym… smok zdradził. Ba… też mi nowina. Nie ma gorszej gadziny niż czarne smoki. Wygląda na to, że czarny smok poprzez swych agentów obiecał im… serio…? Berło rozkoszy cielesnych… Nie, to chyba błąd. W każdym razie berło. I dostarczyć miał je w zamian za mapę do niego i wsparcie. Ale berło przekazał kapłankom i one użyły go do rytuału. I planują zgubienie… zgubę? Coś w tym stylu. Mówiłem. Nigdy nie ufać czarnym.
“Mnie zaboli? Skoro jestem tylko wspomnieniem… to bardziej ta zmaza ugodzi twoją nosicielkę. Tak się jej odpłacasz za to co dla ciebie zrobiła i jest gotowa dalej robić?” Tawaif zacmokała zniesmaczona, po czym wyraźnie się zadumała nad informacjami jakie uzyskała.
~ Przynajmniej nie będziesz się nudziła. Poza tym ja jestem czerwonym smokiem, starożytną istotą o gigantycznej potędze. To, że zamieszkuję jej umysł jest wielkim darem i zaszczytem samym w sobie ~ burknął skrzydlaty i brał się dalej za tłumaczenie.
~ Boją się, że berło… zostanie źle użyte i rozerwie… całun między światami. Aaaaa… berło planarnej kontroli. Ta ich przeklęta odmiana rzeczowników. Planują odbić berło, zanim idiotki czczące czarnego smoka użyją go. No bo ktoś, kto czci czarnego jako wysłannika swej bogini, mądry być nie może. Co innego czerwony.
“A wiedzą w ogóle gdzie szukać?” Laboni przemilczała fakt, że jak dla niej czarny i czerwony to jednakowy wrzód na dupie.
~ Wiedzą z pewnością, ale nie powiedzą… skąpe gnidy ~ narzekał drag, urażony tym brakiem wylewności u trójki spiskowców. ~ Planują atak na następną noc i naradzają się nad tym, kogo mogą wciągnąć do swej intrygi. Dużo imion, które nic mi nie mówią.
“Cóż… patrząc po tym co zostało z tego miasta to raczej im się nie udało…” odparło cierpko wspomnienie, chowając ręce pod fałdkami przerzuconego przez ramię sari. “Pewnie ten twój kolega z lat młodości byczy się gdzieś w ciepłych planach i udaje króla basenu… nic to.”
~ Mam nadzieję, że go rozerwało na wszystkie strony mutliświata. Właściwy koniec dla takiego zwyrodniałego gada. ~ Starzec najwyraźniej żywił głęboką nienawiść wobec czarnych smoków, większą nawet niż odraza do metalicznych. Babka chyba to rozumiała, a z pewnością wyczuwała niuanse zabarwione w tonie myśli jaszczura, bo i nie odezwała się już, powoli unosząc się wyżej, by pilnować dalszych poczynań wnuczki, która zadarła głowę do góry, przyglądając się Jarvisowi.

~ Opowiadają o pewnym konflikcie między…. między… ~ Bardka wyraźnie ważyła słowa, jakby nie wiedząc jak powiedzieć, lub próbując coś zataić przed czarownikiem ~ między kastami… Jedni mieli im dać jakieś berło planarne… czy coś takiego, ale im nie dali i chcą tego użyć w złym celu… i ci teraz planują im to berło odebrać siłą.
~ Nic dziwnego, że są zdenerwowani ~ stwierdził mężczyzna, podczas gdy dwaj goście opuścili czytającego niedawno elfa i ruszyli w kierunku kochanków. Przeszli przez nich, a sam gospodarz wyraźnie czekał, aż opuszczą pokój, po czym ruszył w kierunku kącika pomieszczenia. Wykonał kilka gestów palcami, sprawiając, że na kamieniu zalśniły elfie runy układające się w koło.
Mag nacisnął palcami na niektóre z nich. Płytka odsunęła się i… wszystko znikło.
Znajdowali się w zrujnowanej pracowni. Z ksiąg zalegających półki nie pozostało nic. Z samych półek też już niewiele zostało. Meble były przegniłe i ledwo się razem trzymały.
Kiedyś wspaniałe pomieszczenie do badań, teraz jednak nie zwracało swą ruiną żadnej uwagi, ale za to podłoga nie zawierała dziur.
Kamala wnet odsunęła się od towarzysza, na powrót ufając swoim zmysłom wzroku. Podreptała trochę po pokoju, przyglądając się warstwie gnijącego kurzu na regałach, po czym wpatrzyła się w kąt w którym wiedziała, że kryje się tajne przejście.
- Ciekawe czy miał tam ukryte laboratorium alchemiczne, albo jakieś inne cuda… - odezwała się w końcu przełamując ciszę.
- Jest tylko jeden sposób by się dowiedzieć, prawda? - zapytał retorycznie przywoływacz, rozglądając się po meblach i sprawdzając czy coś nie ocalało.
Dziewczyna więc spróbowała sobie przypomnieć układ gestów potrzebnych do otwarcia skrytki.

Pierwsze próby zawiodły. Chaaya musiała dokładnie duplikować każdy, kolejny gest. Nawet ustawienie ciała okazało się ważne. W końcu jednak upór i konsekwentnie poprawianie swoich działań przyniosło efekty. Pojawiły się świecące elfie runy.
Nie próbowała ich jednak czytać, bo i tak nic by z tego nie wywnioskowała… ukrywszy uszy w dłoniach, wsłuchała się w ciszę i szum własnej krwi, skupiając całą uwagę na wspomnieniu ruchu dłoni czarodzieja. Dwunasta, szósta, gdzieś koło czwartej, później dziewiąta… nie… bardziej dziesiąta… i później czwarta…
Bardka wizualizowała sobie za pomocą tarczy zegara. Może nie było to dokładne, ale przy kilku próbach, może uda jej się przełamać “szyfr”. Gdy była gotowa, wyciągnęła palec, by dotknąć pierwszego glifu, ale zawahała się.
- A co… jeśli uruchomię jakąś pułapkę? - Zapytała odwracając się przez ramię na Smoczego Jeźdźca. - Elfy z pustyni bardzo lubiły pułapki… co jeśli te również?
- Wtedy będziemy uciekać. Ale wątpię by pułapka się odpaliła od samego powtarzania jego czynności. Wszak… nie założyłby pułapki na samego siebie, prawda? - Zadumał się Jarvis. - No chyba, że się włamywał.
- Ale… ale jak się pomylę? - drążyła temat tancerka, wyraźnie zaniepokojona. - I spadnę w przepaść, zostanę zgnieciona przez ściany, rozpuszczę się pod wpływem skondensowanego wyziewu gazu, alboooo spale całe pomieszczenie za ścianą, albo oba na raz?
- Nie stanie się tak - odparł czarownik, podchodząc do kobiety. - Gdyż nie mógł założyć w tym miejscu tak rozległej pułapki. Więc atak musi być punktowy. Może strzałka z trucizną, albo proste zaklęcie. - Na te słowa Sundari pobladła. - Tak czy siak, nawet jeśli zostaniesz trafiona, to ja będę w stanie udzielić ci pomocy.

Przez kilka uderzeń serca Dholianka hipnotyzowała rozświetlony krąg swoim wzrokiem. Emocje strachu, ale i nieustępliwości, walczyły o podium na jej twarzy. W końcu w oczach pojawił się błysk, a ściągnięte buńczucznie brwi nadawały profilowi kurtyzany, skolego wyrazu, po czym pierwsza runa została dotknięta i następna, aż do samego końca.
I… nic nie wybuchło.
Płytka odsunęła się, odsłaniając schowek zdecydowanie większy niż być powinien. Niewątpliwie nie była to skrytka w ścianie, a mini portal do innowymiarowej przestrzeni pełnej przedmiotów.
Pierwsze co się rzuciło w oczy, to smoliście czarne buty ze skóry, sięgające, aż do biodra i mające malutki obcas. Takie buty tawaif musiała zakładać, gdy klient był niegrzecznym chłopcem, a wśród zabawek dla niego przygotowanych znajdował się też między innymi bykowiec. To obuwie jednak nie było częścią takiego uniformu.
Obok niego leżała srebrna drzazga, długości małego kija. Spoczywała na niebieskiej szacie maga pokrytej ćwiekami. Na tej szacie leżała też malutka sakiewka. Po drugiej stronie, leżały zaś pokryte runami magiczne kajdany, oraz skórzane bransolety wzmocnione miedzianym ornamentem w kształcie krzyża, w którego środku widoczna była buźka… gnoma?
I kajdany i bransolety ułożone były na niebieskiej, szerokiej szarfie wyszywanej w tańczące delfiny.
Dalej stała zapieczętowana, zielona fiolka oraz również zapieczętowana, drewniana skrzyneczka. Pudełko jednak pokryte było magicznymi glifami, mającymi odstraszać od otwarcia go.
Wzrok dziewczyny świecił jak nocne latarnie, gdy przesuwała spojrzeniem po niezrozumiałych dla niej precjozach. Strach przed pułapkami bardzo szybko wyparował i bardka wskoczyła do wejścia, po czym zaczęła wszystko dokładnie oglądać i… dotykać, jakby palce same musiały sprawdzić fakturę przedmiotów, którego obraz przekazywały oczy.
Buty były mięciutkie i gładkie, jakby zostały zrobione z najdelikatniejszej skórki cielęcia, a ten haft na wstędze, w życiu nie widziała takiej dokładności w splocie, no i ten ryt na bransoletkach… taki trochę oderwany od reszty.
Gdy lepkie rączki dotknęły srebrzystej broni/różdżki/bogowie wiedzą czego - Chaaya pisnęła spłoszona, upuszczając przedmiot z powrotem na jego miejsce. Palce zaszczypały jak od oparzenia, i dopiero po chwili brązowowłosa zorientowała się, że właściwie to jej skóra była lekko zmrożona.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - Usłyszała za sobą głos Jarvisa. Ten bowiem nie widział, tego co ona. Całe jego pole widzenia wypełniała bowiem wypięta pupa ukochanej, która w połowie znajdowała się w innowymiarowym schowku.
- To jest zimne! - wyjaśniła jakże elokwentnie, przeczesując kolejne rejony “zbrojowni”. - Niesamowite! Jak sopel lodu, zupełnie tak jak opisywali w książkach! A to co to… - Zaaferowana capnęła fiolkę, przyglądając się przelewającej cieczy. - Takie zielone… - Stwierdzenie to miało wyrazić podziw i aprobatę. - I kolejny kufer! Ciekawe czy są w nim jakieś pisma… - Kamala wychyliła się z dziury w ścianie, odgarniając włosy z twarzy. Policzki miała zaróżowione od podniecenia, a na ustach rozkwitł wielki uśmiech jak u dziecka, które właśnie dostało cały worek prezentów urodzinowych od wszystkich cioć i wujków z rodziny. - Musisz to zobaczyć!
- To powyjmujmy je stamtąd. Te skarby - stwierdził wesoło mężczyzna, przyglądając się towarzyszce. Wydawał się szczęśliwy i zadowolony widząc ją w takim stanie.
- Ja, ja to zrobię! - zgłosiła się na ochotnika tancerka, wręczając ukochanemu fiolkę z płynem, po czym ponownie zanurkowała w skrytce, wyciągając po kolei wszystkie przedmioty.

- Godivo chodź tu! Zobacz! Są kolejne buty! - krzyknęła radośnie, gdy skrzynia, która została na samym końcu, została wyciągnięta i postawiona na ziemi.
- No… te mi się podobają - zawołała smoczyca po wejściu, od razu zdejmując swoje obuwie, a potem spodnie.
- Majtki - mruknął Jarvis w irytacji.
- Po co… Chaaya swoje gubi często - wyjaśniła skrzydlata, jakoś nie mogąc się przekonać do bielizny i nie przejmując się gołą pupą, oraz faktem, że przedmioty nie były jeszcze zidentyfikowane, zaczęła zakładać znalezione buty.
- Głuptasie… ale po co spodnie zdjęłaś? Później ich nie założysz na te cudeńka… szkoda je zakrywać! - Tawaif nie czuła się zgorszona, bardziej rozbawiona sytuacją, niemniej przyglądała się gadziej kompance, czekając efektu końcowego. - Ach… ta czerń budzi tyle wspomnień. - Westchnęła z rozrzewnieniem, podpierając się pod boki.
- Pasują idealnie - skwitowała drakonka, przechadzając się z gracją przed dwojgiem kochanków.
- Oczywiście, że pasują. Są magiczne - potwierdził czarownik.
Rzeczywiście… te przylegały do jej gibkich, zwinnych nóg, jak druga skóra, a przemieszczająca się jak tancerka Godiva, wywoływała dreszczyk na ciele przyglądającej się jej bardki, jakby w tych butach nabrała władczości i respektu.
- Jarvisie wziąłeś różdżkę identyfikacji? Zaraz je sprawdzimy! - Chaaya klasnęła w dłonie na swój pomysł, po czym zabrała się do oglądania ćwiekowanej szaty w którą owinęła srebrną drzazgę.
- Tak… mam ją tu - rzekł mag, sięgając do sakwy, by wydobyć ją z magicznego schowka.
- Ale i tak pójdziemy razem na zakupy - mruknęła ogoniasta, wodząc dłońmi po nowym nabytku. Zabrzmiało to niemal jak rozkaz, któremu nie powinno się sprzeciwiać.
Dholianka przestała bawić się srebrnymi wypustkami na materiale i spojrzała na wojowniczkę, jakby chcąc się upewnić w którym miejscu ona stała, po czym kiwnęła tylko głową i odsłoniła tajemnicze, zimne… coś.
- Czy to broń? - zapytała niepewnie, obracając się do kochanka.
- Wygląda jak magiczna różdżka do rzucania czarów, ale wątpię, by tak trywialny przedmiot ukrywany był w takim miejscu. Chcesz… czynić honory? - zapytał, trzymając identyfikacyjny przemiot tak, że bardka mogła go pochwycić w swe dłonie.
- Na niej, czy na butach? - spytała kurtyzana z lisim uśmieszkiem.
- Nie kuś jej… Pamiętaj, że mogłoby się jej spodobać - stwierdził żartobliwie czarownik, spoglądając na zgrabne i krągłe pośladki, które włóczniczka co chwila wypinała, nie mogąc się nacieszyć dotykiem skóry obuwia pod palcami.
Tancerka zaśmiała się dźwięcznie i porwała różdżkę, natychmiast uaktywniając jej moc na srebrze przed sobą.
- Zdejmuj je, bo ci ich nie sprawdzę! - zawołała rezolutnie, całą “władzę” trzymając w swoich łapkach.
- Ale nie interesuje mnie co potrafią, lecz to jak się na mnie prezentują - skwitowała smoczyca, zachwycona nowym nabytkiem. - Teraz będę musiała dobrać cały strój… na czarno oczywiście.
Tymczasem wraz z rzuceniem zaklęcia bardka coraz bardziej rozumiała z czym ma do czynienia. Sopelek można było traktować jako broń, ale także pokrywał lodową powłoką powierzchnie, których dotykał. Raz dziennie, na rozkaz, który to tawaif zdołała odkryć.
- Zdejmuj ino migiem! Bo stracę zaraz ładunek! - Chaaya była nieugięta i aktualnie sprawdzała bransolety z dziwnym rytem, które okazały się planarnymi kajdanami do pętania tych, którzy mogli wędrować przez światy.
- Jarvisie sprawdź co tu jest jeszcze magicznego, byśmy nie tracili cennego czasu - poleciła skupiona na swoim zadaniu.
- Przypuszczam, że wszystko. Choć najbardziej obawiam się tego co jest w skrzyneczce. Glify mogą oznaczać coś cennego… albo coś niebezpiecznego - zamyślił się czarownik, a wojowniczka narzekając pod nosem zaczęła ściągać buty.
- Pfff… wielkie dzięki za pomoc - sarknęła tancerka, identyfikując po kolei przedmioty, które rozłożone były na podłodze. Na nieszczęście dla skrzydlatej, buty zostawiła sobie na sam koniec.
Szata maga chroniła przed pociskami mocy i… pozwalała przechodzić przez magiczne bariery. Bransolety zmieniały się podręczny zestaw złodziejskich narzędzi i raz dziennie pozwalały na umiarkowany sukces w otwieraniu zamków. Szarfa ułatwiała pływanie.
Te przedmioty łączył jeden wspólny wątek… wyglądały jak zestaw złodzieja dla kogoś, kto na złodziejskiej robocie się nie znał.
Flaszka… stanowiła coś, co wielce Dholiankę podekscytowało. Zawierała wspomnienie w postaci płynu. Czyjeś doświadczenie.
Pierścień arkanicznego mistrzowstwa… był czymś wyjąktowo kłopotliwym. W nim zgromadzona była pula magicznej mocy, którą umiał wykorzystać mistrz tej sztuki magicznej. Kamala co prawda potrafiłaby podszyć się pod niego i wykorzystać moc pierścienia do swych celów, tyle, że po wyczerpaniu mocy nie byłaby w stanie go naładować.
A buty… cóż, nie dość, że wzmacniały naturalny autorytet noszącej je osoby, zwłaszcza w kwestii zastraszania, to jeszcze sprawiały, że żeby zaatakować noszącą je osobę (czy to werbalnie, czy to za pomocą pięści) należało się umieć przełamać.
Sundari westchnęła, wycierając czoło rękawem jakby się tym całym poznawaniem magicznych zastosowań co najmniej zmęczyła. W całym tym zbiorze, jedynie fiolka okazała się czymś, co by chciała zatrzymać, jeśli nie dla wiedzy to dla samej pamiątki.
Skórzane kozaki o przedłużonej cholewie, trochę martwiły złotoskórą.
Godiva była… nieodpowiedzialna, co tu dużo mówić i bardzo szybko zachłyśnie się tymczasową “władzą” nad maluczkimi. Była to cecha znana wszystkim jaszczurkom i połączenie tych dwóch wróżyło same kłopoty.

- Nooo to tak… - zaczęła oględnie, rozsiadając się wygodniej na podłodze. - Znaleźliśmy tonę niepotrzebnych nam przedmiotów. - Kobieta po krótce zreferowała jaka rzecz co potrafiła, choć przy butach bez namysłu skłamała, opowiadając, że potrafią wywoływać mniejszy lub większy efekt respektu - cokolwiek to znaczyło i że są po prostu w odjazdowe - cokolwiek to też znaczyło.
Smoczyca kiwnęła głową, łykając kłamstewko Chaai niczym ryba świeży chleb. Po prawdzie, wydawało się, że mało uwagi przykłada do tego co potrafią. Ważniejsze było to, jak na niej wyglądały.
- Aaa… mieliśmy jeszcze te złote pantofelki zidentyfikować - przypomniał Jarvis na końcu.
- Och… zapomniałam… a to już przy następnej okazji, bo szkoda teraz marnować ładunku. - Kurtyzana z początku się nieco zawstydziła swoim zapominalstwem, ale starała się wyjść z tego z “twarzą”. - To reszta pokojów i leże królowej? - zmieniła zwinnie temat.
- Tak. Rozejrzymy się. - Uśmiechnął czarownik i zerknął na Godivę, która już przymierzała się do zakładania swego skarbu z powrotem na nogi. - Trzeba jej będzie kupić jakieś tuniki.
- Najpierw niech nauczy się nosić majtki - stwierdziła jego kochanka, zbierając kajdany i bransolety wraz z fiolką i pierścieniem do swojej torby. Szarfę przewiesiła przez ramię… z szatą nie do końca wiedziała co zrobić, bo już nie miała miejsca w ekwipunku, a przecież był jeszcze kuferek - Trochę szkoda, że ta różdżka to nie rapier… Nveremu przydałoby się jakieś ostrze, które nie jest sztyletem… - Westchnęła smętnie, dotykając zimnego srebra, które kłuło chłodem jej opuszki.
- Nie wiem czy rapier jest akurat idealną bronią dla początkującego szermierza. - Zastanowił się przywoływacz, podając skrzydlatej szatę do schowania, sam zaś biorąc ostrożnie kuferek.
- Trzeba go będzie dać specjaliście do otwarcia. Mam złe przeczucie co do jego zawartości. A co z pozostałymi skarbami? Są bardzo użyteczne… choć tylko w dokładnie określonych sytuacjach.
- Ja bym szatę wzięła. I tak nie noszę zbroi - zaproponowała drakonka. - Ogranicza moje ruchy.
- On lubi wyzwania… poza tym zdecydowanie preferuje ciąć niż dźgać i miażdżyć… - Wzruszyła ramionami tancerka, po czym zwróciła się do Niebieskiej. - A tam ogranicza… Dramatyzujesz… tak samo z tymi majtkami, zupełnie jakby cie gryzły w dupę. Powinnaś kupić sobie zbroję, choćby najprostszą skórzaną… pasowałaby ci do butów. Kto widział wojownika w kiecce maga?! - obruszyła się na tą niedorzeczność, konserwatywnie trzymając się swego.
Woj musiał być zakuty. Koniec kropka.
- Mam pierścienie pancerza. A gdy zmieniam się w smoka, nie mam pożytku ze zbroi - wyjaśniła swe obiekcje wojowniczka.
- Niezupełnie tak to działa - dodał Jarvis i machnął ręką. - Zreszta to już rozmowa na drogę powrotną, nieprawdaż? - Popatrzyła na bardkę i spytał
- Co zostawiasz dla siebie? Ja bym zostawił sobie karwasze, może i nie niezbędna część ekwipunku na co dzień, ale… mogą się przydać w kłopocie.
- Och… raczej we włamywaniu - odparła psotliwie Chaaya, wyciągając temat rozmowy z wypchanej po brzegi torby, gubiąc przy tym kilka złotych monet, które zaraz podniosła. - Proszę, możesz je nawet teraz założyć… ja chyba nie mam tu nic dla siebie. Ta fiolka mnie tylko trochę kusi, ale nawet nie w sensie… że jestem ciekawa jakie wspomnienie jest w środku, a sama świadomość, że takowe posiadam jest wielce… podniecająca.
- Nie mogę założyć. Zwykle noszę ją… - Wskazał swą rękawicę sokolnika. - Jednak przyda mi się coś, co pozwoli mi włamywać się w inny sposób, niż rozcinanie zasuwek.
Schowawszy skórzane bransolety dodał - Czyli resztę magicznych skarbów sprzedamy. Może nawet starczyć na magiczny rapier.
- Może… - Temat kupna i sprzedaży wyjątkowo nie porywał tawaif, jakby takie przyziemności się jej nie imały. - Chodźmy dalej. - Biorąc soplą różdżkę do ręki ruszyła do drzwi, ale widząc w przejściu wielką dziurę zaraz raczkiem się wycofała do maga.
Poczuła jak jej kochanek obejmuje ją w pasie, by dodać jej odwagi. Teraz, gdy dziura w podłodze była doskonale widoczna… obejście nie było dużym problemem, ale bardka i tak miała w pamięci widok spadającej przez nią Godivy.

Ruszyli dalej, wprawdzie obładowani byli jak juczne muły, ale przynajmniej nie musieli iść po omacku. Kamalasundari bardzo szybko wybrała marsz własną ścieżką, polegając na swojej zwinności i lekkości. Stąpała po popękanych kamieniach ostrożnie, ale pewnie, przeskakując nad szczelinami jakby znajdowała się na placu zabaw w przydomowym ogródku, a nie na skraju przepaści. Lodowa różdżka służyła jej czasem jako balast do łapania równowagi, a złote monety w torbie pobrzękiwały wesoło przy każdym podskoku.
Wcześniejsze podniecenie dawno wyparowało i dziewczyna na powrót była nieco posępna, skupiona i nie do końca obecna duchem z towarzyszami.
Zwinnością dorównywała jej smoczyca, świecąca obecnie gołym tyłkiem, która będąc w wyjątkowo dobrym nastroju, próbowała zawsze stać na czele drużyny. Jarvis zaś rozglądał się dookoła w milczeniu, szukając kolejnych zagrożeń.
Pierwsze napotkane komnaty przyniosły widoki kolejnych sporych sypialni i łup w postaci niedużej srebrnej szkatułki w której był srebrny grzebień.
Trzecia… zawierała olbrzymi krąg magiczny wyrzezany w podłodze i wymalowany różnymi barwami w ezoteryczne znaki, oraz kajdany przykute łańcuchami do ścian.
Tancerka, jakby nie była dość przeładowana, srebrną szkatułkę wcisnęła sobie pod pachę, ale sądząc po wyrazie jej miny, ruch ten był całkowicie podświadomy.
Na widok ściany do której ewidentnie się kogoś przykuwało, kobieta wycofała się z pomieszczenia i stanąwszy w niedalekiej odległości od wejścia, wydawała się stać na czatach, lub podziwiać splot pajęczyny pod sufitem.

- Tu przywoływali istoty do spętania i uwięzienia. Nie ma tu chyba nic ciekawego do znalezienia - ocenił czarownik, zaglądając do środka.
Podszedł nieco do kręgu, acz go nie przekraczał.
- Zaklęcie nadal aktywne… po tylu latach… przydatna rzecz - mruknął do siebie.
- A to czemu? - zapytała skrzydlata.
- Jeśli jest w okolicy demon… nawet jeśli potężny, to nie będzie w stanie przekroczyć granicy tego kręgu. My zaś tak - wyjaśnił przywoływacz, po czym dodał - chodźmy dalej. Chyba nam zostało tylko legowisko, prawda? - zapytał, wychodząc z komnaty, do której żadna z kobiet nie weszła.
- Mhmm… to tam. - Włóczniczka wskazała na ziejący pustką otwór drzwiowy.
- A i są jeszcze drugie drzwi… - Wskazała, zamknięte wrota. - Ale ich nie udało mi się otworzyć.
- Zostawimy je na koniec, czy już forsujemy? - spytał Jarvis, zwracając się do milczącej bardki.
- Miejmy to już za sobą… - odparła oględnie orzechowooka, ładując się w gąszcz pajęczyn wyścielających podłogę komnaty wielkiej pajęczycy. Lodowa różdżka służyła jej jako “wiosło”, które zbierało lepkie nitki, tworząc puchaty kłębek na końcu pałki.

Legowisko było olbrzymie. Zapewne komnata ta służyła tutejszym magom do narad. Krzesła rozrzucono na boki, stół zniszczono. Na tronie został zrobiony ogromny kokon... obecnie rozerwany. Były też zamotane szkielety. Największe wrażenie robił skrzydlaty i rogaty gigant.
- Balrog - ocenił trupa Jeździec.
Znaleźli również szkielet elfiego łucznika, którego mithrilowa zbroja błyszczała poprzez oplatające go pajęczyny. Gdzieniegdzie wyglądały i inne szkielety szkielety, mniejsze w budowie… prawdopodobnie goblinów i koboldów.
Chaaya nie wydawała się słuchać towarzysza, zbyt mocno zajęta owijaniem wokół różdżki kolejnych pasm pajęczyn, które w jakiś sposób działały jej na nerwy, bo wyglądała przy tym jakby była gotować puścić z dymem całe miasto. Torowała sobie aktualnie przejście do najbliższego truchła, by sprawdzić czy nie miało przy sobie czegoś magicznego.

Niestety ciałka goblinów i koboldów nie miały wartościowego. Ot robiony chałupniczo oręż. Przy czym koboldy przynajmniej potrafiły używać żelaza i brązu. Jednakże jedyny ekwipunek warty uwagi miał chyba przy sobie tylko martwy elf i tam po czasie skierowała się Dholianka, szybko zauważając długi, elfi miecz przy jego pasie, oraz łuk wraz z kołczanem, a także kilka magicznych strzał w jego środku.
Tancerka zdjęła ciężką torbę z ramienia i odstawiła ją z chrobotem, przedmiotów w środku, na podłogę, po czym zabrała się za usuwanie białych nici ze szczątków, jak i okolic, zmarłego. Starała się być przy tym delikatna, co by nie uszkodzić szkieletu, bardziej z szacunku do niego, niźli strachu przed jego “ciałem”.
Praca ta wymagała finezji, czasu i uporu… oraz wydawała się całkowicie bezsensowna podczas zwykłego plądrowania jakie tu sobie urządzili. Tawaif jednak zdawała się tym nie przejmować, zbyt mocno pochłonięta czynnością.

“Om tryambakam yajamahe, Sugandhim pushtivardhanam, Urvarukamiva bandhanan, Mrityor mukshiya maamritat.” Zaintonowała Laboni spokojnym głosem. Nie brzmiała jak rozkrakana wrona, a jak dostojna i majętna kobieta, której wspomnieniem była.
Chór masek powtarzał po niej słowa modlitwy szelestem i wielobarwną paletą głosów, aż elf nie został w pełni wydobyty z kokona.
“Trzeba będzie ich wszystkich pochować moje dziecko… ich szczątki już nikogo nie nakarmią, powinny spocząć w ziemi i zaznać spokoju.”
Bardka przyjrzała się dokładnie obu broniom i pociskom, jak i samej zbroi, by ocenić ich stan używalności, wartość oraz, jeśli jakoweś będą, magiczne właściwości.
Oręż, po tylu latach, nadal wydawała się zdatna do użytkowania. Zwłaszcza miecz o ostrzu wykutym z niezwykłego metalu robił wrażenie. Napierśnik z mithrilu też błyszczał, jak w czasach gdy do wykuwano. Długi łuk także nie uległ uszkodzeniu. Zapewne dzięki magii, bo kołczan ze strzałami trzymał się tylko na słowo honoru. Same pociski budziły zachwyt swym kunsztem. Było ich osiem zwyczajnych i cztery z pewnością magiczne, sądząc po wyrytych na nich glifach. Oprócz tego kurtyzana dostrzegła srebrny nóż myśliwski przy pasie z twardej skóry, naznaczonego skomplikowanym wzorem srebrnych nici. Płaszcz na kościstych barkach rozpoznała od razu. Peleryna odporności, ładniejszy od tych powszechnie sprzedawanych na targach, ale i tak raczej przeciętny w porównaniu z resztą. Na sam koniec… w nogach była związana sakwa.

Kobieta zadumała się wyraźnie sfrapowana. Z jednej strony powinna cieszyć się z takiego znaleziska… z drugiej, patrząc w puste oczodoły czaszki, czuła się niesamowicie skrępowana. Jak złodziej, który został przyłapany i osądzony.
Babka nie umiała w żaden sposób skomentować tego wydarzenia, gdyż jej wspomnienie, nie wykreowało jej dodatkowego doświadczenia w sprawach penetracji lochów czy łupienia.
Na ratunek jednak przyszła Ada, maska, która potrafiła wyrecytować całą encyklopedię pustynnych pieśniarzy z pamięci.
“Nie wygląda by któraś z tych rzeczy, nosiła w sobie ładunek sentymentalny, więc zabranie ich nie powinno przebudzić mściwego ducha. Wiesz moja droga… nie wszystkie skarby trzymane są na starannie wytartych półkach… niektóre są ukryte w gnijącej skrzyni, a inne spoczywają na szczątkach dawnego nosiciela.” Umilkła na chwilę, jakby zastanawiała się nad kolejnymi słowami. “Te dzwoneczki na nogi od początku należały do ciebie… zabrano ci je, jak wszystkie rzeczy zresztą podczas niewoli… nie zastanawiałaś się skąd Janus je odzyskał? Na pewno się zastanawiałaś… a jednak nosisz je dalej, tutaj jest podobnie. Tak sądzę.”
Dobre słowa jednak nie onieśmieliły dziewczyny do grabieży, choć nie powstrzymały też, przed wydobyciem łuku, który z pietyzmem i zauroczeniem gładziła, jakby trzymała w ramionach kociątko.

W tym czasie Jarvis rozglądał się po komnacie szczególnie badając kokon na tronie, a smoczyca… gdzieś poszła.
Mężczyzna widząc co tawaif robi, podszedł do niej i spojrzał, to na ukochaną, to na zwłoki.
- Zabiliśmy jego morderczynię, pomściliśmy go. Jego rzeczy są podziękowaniem za nasz trud - wyjaśnił swój punkt widzenia, acz nie zabrał się za łupienie szkieletu.
- Brzmi jak słaba wymówka… - odparła cicho tancerka, ale widać było, że jest bardzo zagubiona. - Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy, a później to nawet powieka nie zadrży… - Westchnęła cicho i odwróciła się do przywoływacza. - Czy będziemy mogli ich pochować? Wszystkich?
- Godiva będzie narzekać. Ale pewnie byśmy mogli. - Przewidywał jej kochanek spoglądając na nią. - A co do łupów. Nie musimy brać jego rzeczy i tak żeśmy wiele znaleźli.
- Urwałby mi głowę… - odpowiedziała Chaaya z cieniem uśmieszku, wracając spojrzeniem na szczątki. - Urwał… przeżuł i wypluł…. uformował w kulkę i przykleił do karku, a później kopnął w tyłek, a potem... - Im dłużej recytowała łańcuszek okrpieństw jakie by ją spotkały, tym czarownik coraz wyraźniej widział nadąsanego, zielonego jaszczura, który burczał i krzyczał na swoją partnerkę, wyzywając od najgorszych. Wprawdzie Jeździec nie dokońca wiedział dlaczego Nveryioth miałby to robić, ale po opisie “wymyślnych” tortur zdecydowanie nie było mowy o pomyłce.
- Podasz mi różdżkę identyfikacji? - spytała po chwili milczenia, uśmiechając się do swoich myśli.
- Proszę. - Mag podał kobiecie przedmiot nie komentując jej monologu, choć sądząc po jego minie, taki pomysł go kusił.
Ta uruchomiła go zaklęciem i sprawdziła najpierw łuk, a później złote buciki, które trzymała w torebce.
- Czy mógłbyś mi… podawać niektóre rzeczy, nie chciałabym go dotykać, bo może mu się to nie spodoba…

- Wygląda na męską miednicę… więc chyba raczej mój dotyk by mu się nie spodobał - rzekł żartobliwym tonem Jarvis, podczas gdy Dholianka sprawdziła broń, która miała w sobie odrobinę mocy. Buciki zaś okazały się być… dziwacznie zakamuflowaną, magiczną zbroją, które wspomagały też i zmysł równowagi. Może nie były użyteczne w takich wyprawach jak ta… ale z pewnością bardzo przydatne na przyjęciach, takich jak te ochraniane niedawno.
- Tu nie chodzi o preferencje seksualne Jarvisie. - Kurtyzana popatrzyła wymownie na ukochanego i pochyliła się nad kołczanem, sprawdzając strzały, a później ostrożnie miecz i sztylecik u pasa.
- Żartowałem przecież… nie daj się nastrojowi tego miejsca - mruknął cicho mężczyzna, czekając na jej polecenia.
Strzały były zwyczajne, poza czterema niezwykłymi, które przyciągnęły od razu jej uwagę. Te były przeznaczone do zabijania złych przybyszczy, demonów i diabłów i innego złego tałatajstwa spoza tego świata.
Miecz i sztylet, choć zawierały magię, to poza materiałami z jakich je wykuto, nie było w nich nic wyjątkowego. Pierwszy był z zimnego żelaza, a drugi z alchemicznego srebra.

- Peleryna, pas i napierśnik chyba tylko pozostał do sprawdzenia… ja nie wiem jak… może sam zidentyfikuj - odparła po chwili kobieta, wręczając mu różdżkę.
- No dobrze - zgodził się z nią Jarvis, ale wtedy… krzyk Godivy wdarł się do komnaty.
- Elfy! Tam są elfy! - Smoczyca wpadła podekscytowana do środka sali.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline