Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2018, 10:46   #133
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Chaaya złapała ramię przywoływacza i rozejrzała się wokoło, zlękniona nadejściem kolejnej wizji, ale ta nie nadchodziła, a skrzydlata trajkotała podekscytowana.
- Tam, pod nami idą… chyba jakaś wyprawa łowiecka. Wypatrzyłam ich z balkoniku, ale oni chyba mnie nie.
“Za to słyszeć na pewno usłyszeli…” Laboni zaśmiała się zgryźliwie, przewracając oczami. Nie tylko Kamala źle się czuła w towarzystwie wojowniczki… babka niemal pasjami nie znosiła wydzierającego się co i rusz charakterku drakonki.
- Że… na ziemi są? - dopytywała się bardka, nie wiedząc czy puścić Jarvisa, czy dla bezpieczeństwa jeszcze chwilę do potrzymać. - Idą tu?
- Jak mogą tu iść? Przecież my musieliśmy tu wlecieć. - Przypomniała jej Niebieska i szybko dodała - Nie… idą przez bagna, obok tej całej budowli w której jesteśmy.
Do tawaif zaczynało powoli docierać co się działo, ruszyła pędem przed siebie, jedynie łuk wciąż tuląc do siebie niczym ukochane dziecię.
- Gdzie… gdzie ten balkon?! Chce zobaczyć żywego elfa! - zawołała rozemocjonowana, miotając się po korytarzu raz w lewo raz w prawo.
Włóczniczka była zaradniejsza… chwyciła rozegzaltowaną dziewczynę za dłoń i siłą pociągnęła za sobą w kierunku jednych z drzwi, tych prowadzących do komnaty przez którą tu weszli. Tam był ów balkon, a z niego… Sundari zobaczyła prawdziwe elfy. Choć… z bardzo daleka.

[media]https://i.imgur.com/Ya0ehUX.jpg[/media]

Nie przypominały już tych eterycznych, nadludzko pięknych istot z wizji. Były bardziej… przyziemne w rysach, bardziej umięśnione. Bardziej… ludzkie.
Kurtyzana obserwowała krągłymi jak monety, orzechowymi oczami sprawne ruchy leśnej eskapady. Usta rozchylone miała w niemym podziwie. Tyle elfów… tak blisko… tak dużo! Tancerka nie mogła uwierzyć we własne szczęście.
- Nie wyglądają na takie znowu dzikie… - Westchnęła cicho, na wspomnienie rozmowy z Axamanderem. - Ciekawe dokąd zmierzają…
- Złapiemy je? Możemy dogonić. - Ekscytowała się głośno smoczyca, gdy tymczasem pojawił się za nimi czarownik włączając się do rozmowy.
- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Z pewnością nie są zainteresowane spotkaniem z nami.
“Takiemu to byś mogła urodzić syna… ale z córki też bym była zadowolona” babka zaczęła przeliczać różne koszta i wyobrażając sobie prestiż swojego Domu, gdyby pracował w nim ktoś z domieszką orientalnej krwi.
- Aaaach… - Dholianka znowu westchnęła, delikatnie poruszając przy tym ramionami i przekrzywiając głowę na bok. Wyglądała jakby została co najmniej trafiona strzałą miłości lub pogrążyła się w jakiś niestosownych myślach.
“Tyle pieniędzy z dziewictwa półelfki! Jako matka nie musiałabyś już nigdy więcej pracować! Ha! Może nawet sprzedałybyśmy ją do królewskiego zamku…. pierwsza w historii dziwka trafi do haremu żon!”
- Chaayu? Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony mag, przyglądając się bacznie rozanielonej minie kochanki.
- Cooo? Ach… w porządku, wszystko w jak najlepszym porządku… - odpowiedziała mu, ciągle chyba jednak nie do końca kontaktując.
“Złoto… złoto… a tam złoto! Pieprzyć złoto! Zbudujemy sobie armię!” Laboni trajkotała jak najęta o swoim przyszłym, domniemanym potomku. “I tego starego pierda zwalimy z tronu… albo nie… ogłosimy swoją niepodległość! Już ja im pokażę jak się rządzi miastem… ha co ja mówię… państwem… nie CAŁĄ KRAINĄ!”
- Moja mama mi kiedyś powiedziała, że pewnego dnia po prostu wstała i wiedziała, że dziś jest dzień by począć godną jej osoby córkę… nigdy nie rozumiałam, skąd mogła mieć taką pewność i zacięcie do takiego pomysłu… ale dziewięć miesięcy później przyszłam na świat - odezwała się sennym tonem głosu Kamala, podziwiając kępkę przemoczonych krzaczków, gdzie znikła elfia drużyna.
- Acha… i teraz ty poczułaś… - Zadumał się przywoływacz, próbując zrozumieć jej słowa.
Godiva jednak przekalkulowała to na swoje i spojrzała na bardkę. - To będziesz z Jarvisem miała pisklę?
- Coooo z Jarvisem? Nie, nie… no co ty… moja córka musi być półelfką. Jej dziewictwo będzie kosztowało dwa… nie dwa razy… jasna karnacja, może oczy będą niebieskie…. albo włosy blond… to może być i nawet SZEŚĆ razy drożej niż moje własne… nigdy więcej nie będe musiała pracować… ani moja matka… ani nawet babka… tak! W końcu się uwolnię od tej cholernej roboty… musze tylko złapać elfa. - Nie wiadomo co było absurdalniejsze w jej wypowiedzi… plany dotyczące sprzedania dziewictwa własnej córki, czy zacięcie do schwytania dzikiego elfa w celach reprodukcyjnych, jakby ten był co najmniej drogim, bykiem rozpłodowym.
- Jednym słowem. Zbudujesz własne szczęście na nieszczęściu córki. - Zamyślił się mężczyzna przyglądając badawczo tawaif. - Poza tym… od jakiej to roboty chcesz się uwolnić?
- Aaaa…. elfy już zniknęły w głębi bagien. Ciężko będzie jakiegoś złapać. - Skrzydlata nie miała nic przeciwko polowaniu na elfy, choć cele rozpłodowe niezbyt ją interesowały.
- Od razu nieszczęścia… po to rodzimy córki, by przejmowały po nas pałeczkę, po kilku latach i ona się uwolni rodząc swoją następczynię. - Dziewczyna nie wydawała się przywiązywać emocjonalnie do dziecka płci żeńskiej, tak jak to robiła ze swoim nienarodzonym synem.
- Jestem już zmęczona - kontynuowała - zmęczona byciem obiektem czyjejś chuci. Niezależnie jak daleko uciekam… ciągle się wszyscy na mnie gapią i ciągle chcą bym rozkładała przed nimi nogi. Nie ma chwili, by ktoś na mnie sugestywnie nie patrzył… nie ma rozmowy, bym nie musiała wysłuchiwać aluzji… nie ma miejsca, gdzie nie muszę się bronić przed lepkimi łapami, łapiącymi mnie tam gdzie nie powinny. Córka może okazać się lepszym rozwiązaniem… po pierwsze… piękna i młoda konkurencja odciąży mnie od obscenicznych spojrzeń i lubieżnych zagrywek, po drugie… za zarobione pieniądze… nawet jeśli zjawi się ktoś, kto będzie chciał mnie kupić z łatwością będę mogła mu odmówić. - Jak się okazało pod maską uśmiechniętej i beztroskiej trzpiotki, kryła się zgnębiona kobieta, dla której to, co dla innych jest niewinnym flirtowaniem i dreszczykiem pozytywnych emocji, dla niej jest szarą, nieprzyjemną, rutyną… i obowiązkiem jaki musi wypełniać, bo urodziła się w takiej, a nie innej kulturze.
- Może wtedy… moglibyśmy Jarvisie robić to na co mamy ochotę, nie przejmując się jutrem… - Sundari obejrzała się na mężczyznę, uśmiechając łagodnie.
- Znajdziemy takie miejsce… bez poświęcania córki, jeśli się taka narodzi. - Uśmiechnął się czule czarownik, sięgając dłonią do Chaai by ją pogłaskać po włosach. Delikatnie i czule. Bardziej jak opiekun, niż kochanek.
Przez chwilę wyglądało jakby tancerka chciała oponować, ale momentalnie złagodniała pod dotykiem, nadstawiając się pod więcej.

- Sprawdziłeś resztę ekwipunku? - spytała po kilku chwilach pławienia się w pieszczocie, jak kot który swym mruczeniem nakłonił właściciela do miziania za uchem.
- Tak. Napierśnik jest magiczny… nie ma jednak żadnych specjalnych zdolności. Pas zwiększa zwinność, a płaszcz… ochronę - wyjaśnił Jeździec, głaszcząc bardkę po włosach w wyjątkowo mało erotyczny sposób. - Godivo… przyniesiesz? I pozbieraj kości elfa. Pogrzebiemy go.
- Niech wam będzie. - Skrzydlata westchnęła głośno, ale zachowywała się zadziwiająco spolegliwie, bo nie narzekała i nie protestowała.
- A… a... a… - Chaaya chciała coś jeszcze dodać, ale w ostateczności potrząsnęła głową, dając znać, że nieważne i poczekała, aż smoczyca odejdzie. Wtedy odstawiła długi łuk, opierając go o barierkę balkonu i przytuliła się do ukochanego, obejmując go w pasie.
- Miała nosa do szukania na piętrze nie sądzisz?
- Miała… możliwe też, że ta wizja co ją widzieliśmy, że wywołana została przez skarb którego nie oddaliśmy. - Zamyślił się mag, tuląc dziewczynę zaborczo do siebie i nie przestając ją głaskać. - A jak ktoś będzie chciał cię kupić, odkupić… to odstrzelę takiemu jaja i przerobię go na eunucha.
- M...może… nie zdążyłam ci powiedzieć, Nvery znalazł kogoś, kto mógłby zidentyfikować medalion… ale… - Ta skrzywiła się kwaśno na samą myśl, po czym zachichotała. - A jakby cie za to zamkneli, to nie miałabym już nikogo, kto by mnie przez natrętem uratował.
- Jest jeszcze Godiva… wiesz dobrze, że nie dałaby cię nikomu skrzywdzić, ani nikomu mnie zamknąć. Sama widzisz jak bojowa i gwałtowna być potrafi - odparł przywoływacz czule i żartobliwie. - Kogóż to znalazł?
- To… elf… Su...Suala Sualla… nie ważne. Jak twierdzi pochodzi z kasty, która miała dostęp do magii, może nawet do tego miejsca za czasów jego świetności i podobno posiada wiedzę dostatecznie wielką na temat tamtejszej sztuki, by zidentyfikować przedmioty, ale… ale ja nie chce się z nim spotykać - wyjaśniła Dholianka, po czym umilkła zastanawiając się nad obietnicą mężczyzny.
- Jakiego to rodzaju nieumarły? Raczej nie wampir, choć te ponoć istniały i za czasów świetności tej rasy. O ile wierzyć badaczom. - Zamyślił się kruczowłosy. - I nie licz. Z pewnością nie licz.
- To duch… pilnuje cmentarza… chyba. Nvery mówił, że po śmierci pojawił się tam i nie może wyjść poza jego granicę… z opowieści mam wrażenie, że trafił swój na swego… bo pół nocy przegadali i jeszcze poszli na zakład. Nie wydaje się być groźny… zły… jak pozostali “przyjaciele” mojego smoka - odparła tawaif zgryźliwie, wspinając się na palce by pocałować towarzysza w brodę.
- Duch? On nie pilnuje cmentarza… on jest do niego przykuty z jakiegoś powodu. Czasem to kara bogów, czasem obsesja, czasem… niespełniona obietnica. Musi być zakotwiczony jakoś tam - rozważał głośno czarownik i po chwili dodał - Jak dla mnie, nie musimy badać twojej pamiątki. Możesz zatrzymać medalion dla siebie. I tak wydaje się być jakoś z nami powiązany.
- Nooo właśnie to o niego się założyli… stawka jest wysoka. Dla Nverego. Duch obiecał go “nauczać” w sprawie języka, historii… może jakiś sztuczek magicznych… o ile medalion okaże się “prawdziwym, elfim artefaktem, a nie świecącą błahostką, którą durni ludzie nie potrafią odróżnić”. - Kobieta westchnęła ciężko. Ona także uznała, że duch był z jakiegoś powodu przywiązany do miejsca i może dlatego… było jej go nawet żal. Nie wspominając o nieszczęsnym skrzydlatym, który nie dość, że czuje się samotny, to i srogo rozczarowany Dartunem i wampirami… Kamala bardzo chciała mu sprawić jakąś przyjemność, a wyprawa na cmentarz z pewnością by mu się spodobała.
- W ogóle… to jest problem… z innym nieumarłym… ale o tym, możemy porozmawiać później.
- Nie musisz iść do ducha. Daj medalion Nveryiothowi. Niech on go pokaże. Przecież to właśnie o ten przedmiot chodzi, prawda? - zaproponował Jarvis.
Tancerka wzięła większy wdech, informując, że sprawa nie jest taka prosta. - Ten Suallcośtam, powiedział, że jeśli przedmiot okaże się cennym, elfim artefaktem… to go nie odda. Będzie musiał zostać na cmentarzu, którego pilnuje. Chciałabym tego uniknąć… sądzę, że wisior może nam się w przyszłości do czegoś przydać… ale, żeby przekonać ducha do zmiany zdania, musiałabym się tam udać… i pokazać mu swoje odbicie w lustrze. Rozumiesz o co mi chodzi? Być może dotrze do niego, że nie jesteśmy zwykłymi hienami cmentarnymi i spróbuje nam pomóc rozwikłać tą całą tajemnicę. - Od natłoku zdań na jej policzkach pojawiły się wypieki. - Tylko, że ja się boję nieumarłych… a on jest jeszcze na cmentarzu, nie mogę przekroczyć granicy takiego miejsca.
- Ja też więc powinienem pójść z tobą. Moje oblicze też się zmieniało w lustrze - przypomniał jej czarokleta, gładząc ją delikatnie po włosach. - No i będzie ci łatwiej.
- Ale ON się na to nie zgodzi! - zaperzyła się kurtyzana. - Dobrze wiesz jaki jest. To jest jego super tajna miejscówka z prywatnym nieumarłym z którym za boga nie podzieli się z ani tobą, ani Godivą. Nawet mi nie zaproponował zabrania tam… dopiero jak zaczęłam drążyć temat to nieco uległ i stwierdził, że faktycznie, przydałoby się nie oddawać medalionu za wcześnie… ale czekać też nie chce, on już chce do niego lecieć na mrzonkowate dysputy o byciu martwym… - Sundari zagniewała się, strosząc jak dzika przepiórka. Ta cała sytuacja wyraźnie ją irytowała, ale i w równej mierze bawiła.
- Ale powinniśmy być w zasięgu twojej myśli, ja i Godiva. Gdyby coś poszło źle - zadecydował jej ukochany, który wyraźnie był rozbawiony sugestią, że jego lub smoczycę zainteresuje jakiś elfi duch.

- Wiesz, że zdradziłam ci ultra ważną i ściśle pilnowaną tajemnicę, która może zaważyć nad losami świata… a na pewno moimi nerwami? - spytała po chwili bardka, uśmiechając się półgębkiem. - Jak się dowie… to będzie wypominać mi do końca życia.
- Zrzucisz to na zazdrosnego kochanka, który cię pilnował na odległość… gdy się mu wymknęłaś. Poza tym… jeśli wszystko pójdzie dobrze, to my nie będziemy musieli wkroczyć, a Nveryioth nigdy się nie dowie. - Jarvis nie zamierzał rezygnować z tego planu.
- Dowie się… nie ma takiej rzeczy którą by przede mną ukrył i nie ma takiego mojego wspomnienia, którego on by nie widział pięć razy… - odparła partnerowi z błyskiem w oku, ale nie oponowała dalej, przyjmując fakt do wiadomości. Ponownie wspięła się na palce, by złożyć kolejny pocałunek na linii jego szczęki.
- Pomyślę nad tym. - Ten cmoknął czule czubek nosa towarzyszki, pospiesznie, bowiem słyszeli już marudzenie wojowniczki wracającej z kośćmi nieboszczyka.

Tawaif odsunęła się od mężczyzny i ruszyła na przeciw ogoniastej.
- Godivo ja zapomniałam, a tam były moje rzeczy… czy je też wzięłaś, czy mam pobiec szybko po nie?
- Zabrałam wszystko - odparła Niebieska niezadowolona z roli tragarza. Podrapała się po głowie.
- Nie mamy kapłana. Nie mówiąc o tym, że nikt chyba nie wie jakie to bóstwa czciły elfy. I do kogo trzeba wznosić modły.
- Och… dziękuje ci… i przepraszam. - Tancerka odebrała kilka rzeczy, by odciążyć kompankę, mimo, iż do mety dzieliło ją raptem kilka metrów.
- Myślę, że to będzie symboliczny pochówek… po prostu… by wyrazić szacunek dla zmarłego… - odparła po krótszym namyśle nad sprawą.
- Aaacha… no dobra. - Ogoniasta rozpędziła się i przeskoczyła przez barierkę balkonu spadając w przepaść, by przemienić się i skrzydłami wyhamować swój upadek. Wzleciała w górę i rzekła, gdy już znów zrównała się wysokością z towarzyszami.
- No to ja wykopię mu ten grób. Czekacie tu na mnie, czy skoczycie sami razem?
Chaaya zrobiła takie oczy, jakby zobaczyła zjawę. Obejrzała się zlękniona na przywoływacza, ale nie pisnęła nawet słowa, dając przyzwolenie na podjęcie decyzji przez niego.
- Poczekamy. Nacieszymy się widokiem. I… załóż spodnie. Nie wypada świecić pupą na pogrzebie - zasugerował czarownik.
- Nie… ktoś musi go potem zakopać. A nie mamy łopaty - stwierdziła smoczyca po czym zanurkowała w dół. - Tylko się nie oddalajcie za daleko.]

- Nie sprawdziliśmy w końcu tego ostatniego pomieszczenia - odezwała się Sundari, gdy drakonka zleciała niżej, zająć się wykopywaniem grobu.
Podeszła bliżej ukochanego i wzięła go za rękę, spoglądając z góry na przemoczony las.
- Nie sprawdziliśmy też podziemi w których mieliśmy szukać informacji na temat demonicznych lordów, ale myślę, że jesteśmy już i tak mocno obładowani towarami - ocenił Jarvis i zamilkł na moment. - Jeśli chcesz to po pogrzebie możemy zajrzeć do tego ostatniego pomieszczenia.
- Nie musimy… ale wypadałoby zejść pod ziemię i sprawdzić co takiego wymyślili dawni kulturyści… a jeśli coś tam znajdziemy to i tak będzie pewnie przeklęte… - Dholianka wyjrzała za balustradę balkonu oglądając niebieską plamę orającą glebę.
Jaszczurzyca nie była tak doświadczona w kopaniu jak jej własny smok, ale pazury miała ostre, a ziemia była miękka.

- I jak ci się podoba zwiedzanie lochów i szukanie skarbów? Przyznaję, że o wiele łatwiej to czynić gdy się nie jest kilkuletnim smarkiem nie potrafiącym rzucić żadnego czaru - odezwał się Jeździec wyraźnie zamyślony.
- Jest trochę tak jak w książkach… choć te zdecydowanie pomijały ilości kurzu i pajęczyn w swoich opisach - odparła żartobliwie kobieta. - Nie wiem czy potrafiłabym z tego żyć, lub przywyknąć do widoków… to przykre patrzeć na wspaniałe imperia w ruinie. Czas jest jednak nieubłaganym sędzią i katem. - Odwróciła się do kochanka, przyglądając mu się z cieniem uśmiechu.
- Ja to widzę inaczej. Na ruinach wyrosło La Rasquelle. Elfy… nadal istnieją. Zmienił się tylko ich tryb życia. Po La Rasquelle, przyjdzie kolejna cywilizacja. Miasto będzie zmieniało… ale nie będzie martwe do końca - wyłożył swe poglądy mężczyzna, tuląc dziewczynę do siebie. - Z martwego imperium wyrosło żywe miasto.
- To zabawne jak mocno jestem zakotwiczona w przeszłości, a ty w teraźniejszości tworzącej przyszłość. - Zaśmiała się wesoło orzechowooka. - Moje remedium na wszystkie zmartwienia - dodała szeptem.
- Uzupełniamy się - ocenił mag, cmokając bardkę w czoło.


Zejście do podziemi oznaczało pogrążenie się w mroku. Było tu ciaśniej i ciszej, ale nie groził upadek z wysokości... chyba. Korytarz zmuszał drużynę do podążania gęsiego, więc Godiva szła przodem, Jarvis drugi, a Chaaya ostatnia. Przejście wykonano z kamiennych bloków, a szczeliny między nimi starannie uszczelniono gliną. Pomimo tego i tak w niektórych miejscach tworzyły się strumyczki wody i zacieki.
Na ścianach można było dostrzec brunatne plamy zaschniętej krwi i ślady brutalnej walki… która odbyła się lata temu.
Kolejne dowody dawnych zmagań awanturnicy znaleźli na schodach parę metrów niżej.

[media]http://archive.wizards.com/dnd/images/dungeonscape_gallery/102794.jpg[/media]

Szkielet ludzki, wojownika, który lata temu stoczył tu swój ostatni bój.
- Tego też będziemy grzebać? - Niebieska zapytała retorycznie, tonem świadczącym o tym, że nie ma ochoty robić znowu za grabarza.
- Wypadałoby… ale jeśli to problem… nie musimy - odparła tancerka, przyświecając drogę wachlarzem.
- Nie chce mi się… - zamarudziła smoczyca. - Odpoczywa sobie tutaj od lat, po co go ruszać?
- Zdecydujemy gdy będziemy wracać. W końcu wrócimy tą samą drogą - oznajmił czarownik, kończąc spór.

Schodzili niżej, aż dotarli do miejsca, które zainteresowało samego maga. Choć dla bardki i wojowniczki było to zwykłe skrzyżowanie korytarzy, ale nie dla przywoływacza.
Mężczyzna zamyślił się znakiem wymalowanym na podłodze, który potraktowany wykryciem magii… okazał się niemagiczny.
- Trochę mu zajmie gapienie się na malunek. Rozejrzymy się same? - zaproponowała ogoniasta, szybko tracąc zainteresowanie i… cierpliwość.
- Może… mogłabym mu pomóc? - spytała tawaif, ale na tyle cicho, by tylko włóczniczka ją usłyszała. Urażone, męskie ego w każdej chwili mogłoby się objawić i dziewczyna nie chciała się… narażać.
- Możesz mu pomasować plecki, lub pomóc z odcyfrowaniem glifu, lub kopnąć w zadek, żeby nas zauważył - zasugerowała uprzejmie błękitnołuska cichym głosem.
Kurtyzana zastanawiała się, przyglądając zgarbionemu nad podłogą kochankowi i wyraźnie rozważając którąś z opcji. W końcu potrząsnęła lekko głową.
- Dajmy mu szansę się wykazać… a tymczasem sprawdźmy któryś z korytarzy…
- Prawy czy lewy? - zapytała skrzydlata.
- Lewy? - Zadumała się Dholianka nie bardzo wiedząc co za różnica w którym kierunku pójdą.

Awanturniczki więc porzuciły pogrążonego w badaniach towarzysza i ruszyły korytarzami po drodze natykając się na dawnych mieszkańców lub napastników, którym nie udało się wyjść z tych podziemi.
Kości w większości były ludzkie. W większości… ale nie wszystkie. Niektóre miały rogi i kopyta… i mogły należeć do martwych diabląt, ale zdarzały się zwłoki, które zdecydowanie nie należały do żadnej z tych grup. Kobiety przemierzały obszar, który można było uznać za mieszkalny. A jego mieszkańcami musieli być mnisi, bowiem klitki które mijały, były bardzo małe, ledwo mieszcząc posłanie i nic poza tym.
Im dalej szły, tym Sundari miała większe zmieszanie wymalowane na twarzy. Mnogość szczątków koniecznych do wyminięcia była dla niej zbyt przytłaczająca i… przygnębiająca.
Kamala kicała jak młoda sarenka, zwinnie lawirując między białymi kośćmi, w większej mierze skupiając się na podłodze pod nogami, niż widokami dookoła. Żaden paliczek, żaden róg, ni nawet ząb nie mógł dotknąć jej drobnych stópek, a rozcięta po bokach spódnica, teraz skrzętnie wetknięta za pasek od spodni, miała dożywotni, a z pewnością ‘dolochowy’ zakaz łopotania wokół łydek i gnatów dookoła.

- Nic do zabicia. Jestem rozczarowana - mruknęła smoczyca, rozglądając się w każdej mijanej klitce. - Oczekiwałam wyzwania.
- Ale… to Jarvis ci nie mówił, że nic tu nie będzie? - Tancerka była nieco zdziwiona narzekactwem kompanki, ale zbyt wiele żeber leżało rozsypanych w korytarzu, by się teraz na tym skupiać.
- Zresztą… jakie ty byś chciała wyzwanie? Czym jest w ogóle dla ciebie wyzwanie? - spytała retorycznie, przeskakując z miejsca w miejsce.
- Ten pająk na górze był zabawny, choć padł martwy zdecydowanie za szybko - wyjaśniła Godiva, gdy dotarły do małej, okrągłej sali z której odchodziły trzy korytarze, a na jej środku stał nieduży monument.

[media]http://i.pinimg.com/736x/c8/43/c5/c843c5704d126fc6968bcb8cbdf0c20a--garden-sculptures-garden-statues.jpg[/media]

Posąg ni to demona, ni to smoka, ot otworka zamrożonego w kamieniu.

- Wiesz… może powinnaś patrzeć na to z troszkę innej strony? Mogliśmy w ogóle go nie spotkać i przejść się po piętrze bez szwanku, a jednak trafiliśmy na królową insektów z całym zapleczem jadowitych popleczników. Nie była to epicka walka… ale, lepsza taka niż żadna. Trzeba się czasem cieszyć drobnostkami i nie przestawać marzyć o rzeczach wielkich… - wyjaśniła tawaif, przyglądając się zachowawczo rzeźbie, co do której miała złe przeczucia.
- Ostatnio… kałuża błota okazała się nad wyraz żywa, że teraz mam obawy przechodzić obok czegoś tak podejrzanego jak to coś… samotne na środku sali. - Bardka wskazała palcem zębiasty pysk o wyłupiastych oczkach karykaturalnej istoty.
- Nie narzekam na walkę z pajęczym potworkiem, tylko na to, że nie ma kolejnej i już nie pomacasz mnie po ciele lecząc rany - rzekła żartobliwie wojowniczka, po czym… spochmurniała i dodała - Przepraszam.
Chaaya westchnęła cicho, uśmiechając się w zrezygnowaniu pod nosem.
- Na pewno nadarzy się jeszcze nie jedna ku temu okazja… trochę cierpliwości. Twoje życie nie kończy się jutro, nie szarp się z nim tak… spróbuj się delektować.
- Mhmm... - Zamyśliła się smoczyca i po chwili wymruczała w roztargnieniu - Zrobicie to znów… wiesz... zmienisz Jarvisa w dziewczynę?
- Ta myśl zbyt mocno mnie przeraża na trzeźwo… więc wątpię. - Kurtyzana odpowiedziała szczerze i bez cienia jakichkolwiek emocji w głosie, które by zdradzały co aktualnie myślała o swojej rozmówczyni, o samym temacie, czy choćby czasie i miejscu w którym się to odbywało.
- Cenię sobie Jarvisa jako Jarvisa… choć nie powiem by Nervisia mi nie przypasowała… nie pamiętam jej dobrze i… to dosyć krępujące co jej… jemu robiłam wtedy.
- Ale wiesz… z nią. No… to wtedy… te wspomnienia są dla mnie bardziej… no… osobiste. - Drakonka zamyślona potarła figurę. - No i ty byłaś taka… bardziej zadziorna i śmiała i taka... niesamowi…

- Witajcie nowicjuszki - odezwała się nagle statua, przerywając niemrawą wypowiedź skrzydlatej.
Kamala czknęła przestraszona, choć podświadomie czuła, iż owa figura nie może być zaliczana do “normalnych”. Zamachała wachlarzem na boki, rozglądając się niepewnie, zanim nie skupiła swego spojrzenia na kamiennej istocie.
- Pokój z tobą szlachetny… eee szlachetna rzeźbo - odparła, zanim w ogóle zastanowiła się co robi, po czym machnęła na włóczniczkę, by odeszła na bezpieczną odległość od stwora
- Kwatermistrz przydzieli wam wkrótce pokoje. Widzę, że wasze stroje są nieodpowiednie. Powinnyście też o to zapytać kwatermistrza. Wszelkie pytania na temat codziennej rutyny należy zadawać mnie i nie obciążać nimi stojących wyżej magów. - Statua nie zareagowała na słowa bardki, ani na wycelowaną w jego stronę dzidę wojowniczki.
- A gdzie można znaleźć kwatermistrza? - Tancerka znowu się odezwała, choć tym razem ugryzła się boleśnie w język.
- Komnata kwatermistrza jest tam. - Kamienny potwór wskazał ogonem kierunek. - Pamiętajcie by do kwatermistrza zwracać się z należnym szacunkiem.
- A dokąd prowadzą tamte dwa przejścia? - Dholianka ciągnęła dalej, choć ganiła się w duchu za swoją lekkomyślność.
- Tamto służy starszym stażem magom do konsultacji z nowicjuszkami i czasem nowicjuszom w sprawach magicznych. Wstęp bez zezwolenia wzbroniony - stwierdziła statua, a Niebieska zaśmiała się sarkastycznie.
- A tam są pomieszczenia gospodarcze i kwatery sług - dodał ich przewodnik, ignorując śmiech smoczycy.
- Dziękujemy ci za pomoc, udamy się teraz do kwatermistrza… - Sundari ukłoniła się grzecznie, zmieszana całym wydarzeniem. Absurdalność była wręcz ogłuszająca i chyba tylko surowo wyuczona “stoickość” postawy jaką wpoiła jej Laboni, trzymała ją w ryzach.
- Chodź… Godivo - poprosiła przyjaciołkę, która nie musiała chcieć podtrzymywać fundamentu całego nieporozumienia. Tawaif nie wiedziała jednak, czy rzeźba, oprócz funkcji informacyjnej… nie miała też typowo strażniczej… rozzłoszczenie takowej mogłoby się źle skończyć i to zapewne dla nich obu.
Posąg nie przyglądał się im, znowu popadając w kamienny stupor, zaś ogoniasta potulnie podążyła za Chaayą.

- Nie wiem czy wziął nas za początkujące czarodziejki, czy za niewolnice… - stwierdziła kurtyzana po kilku minutach marszu, po czym zaczęła się śmiać. - Ale numer… myślałam, że zgubie wachlarz jak się odezwał...
- Mnie też zaskoczył. Mógłby mi łapę odgryźć - odparła cicho błękitnołuska również się śmiejąc. - To chyba był ożywiony posąg informacyjny. Taki, którego można pytać o sprawy związane z okolicą. Są takie w gmachach na zachodnim wybrzeżu. Dość drogie, ale użyteczne.
- Nigdy takiego nie spotkałam… u nas na pustyni… pfff może i są, tylko ja żadnego nie widziałam, bo nosa poza dom nie wyściubiałam… a jak już to pod strażą i tylko na przyjęcia. - Kamala podrapała się po głowie i nerwowo odwróciła za siebie, by sprawdzić, czy statua za nimi nie idzie…
- Jarvis dalej myśli? Mamy czas zwiedzać dalsze rejony? - spytała po chwili, wracając już do normalności.
- Nie… - Włóczniczka przymknęła oczy, podczas gdy figura… nadal udawała martwy obiekt, daleko w tyle.
- Idzie nas szukać. Mogę mu przekazać, by się nie spieszył - zaproponowała kobieta.
- To trochę niebezpieczne by samemu przeszukiwać te lochy… - Bardka nie była pewna, czy zostawić ukochanego samopas w labiryncie korytarzy, ale nie chciała też pozbawiać Niebieskiej przyjemności z przebywania z nią sam na sam. Skrzydlata wydawała się być nawet szczęśliwa z takiego obrotu sprawy.
- W razie zagrożenia ty uciekniesz, a ja cię osłonię - rzekła pocieszającym tonem Godiva, przyglądając się tawaif z przyjaznym uśmiechem.
- Nie martwię się o nas, a o niego… może sprawdźmy ten pokój kwatermistrza i spotkajmy się z Jarvisem pod statuą? - zaproponowała brązowooka, pilnując, by nie potknąć się o żadnego nieboszczka na ziemi.

- Zgoda - odparła smoczyca i pierwsza ruszyła do komnat kwatermistrza. Tych było kilka, sypialnia, czytelnia i łazienka. Wszystkie zdemolowane i przeszukane przez innych poszukiwaczy skarbów. Kwatermistrz mieszkał lepiej niż nowicjusze, ale jego “luksusy” nie były imponujące. Poza osobistą łazienką oczywiście.
Tancerka skupiła swe obserwacje na pozostałościach po “biblioteczce”. Nie spodziewała się znaleźć, żadnej ciekawej księgi dla Gulgrama, ale może natrafi na papierzyka pozostawione przez kultystów i w ten sposób zdobędzie jakieś informacje na temat Vantu.
Jednak większość pozostawionych ksiąg dotyczyła spraw organizacyjnych. Ilość niewolników, ilość zboża, ilość zapasów, nazwiska dostawców, nazwiska osób, które otrzymały przydział towarów.
Spis kontaktów w mieście… jeden brzmiał znajomo. Elhendar… gdzie słyszała te imię?
A taaak!
“Heronimus Alberchard uczeń Calendusa Browarnika, który był uczniem samego Elhendara.”

Dholianka chwilę podumała nad woluminem, po czym skwapliwie upchnęła go sobie pod pachą, co by go pokazać czarownikowi. Kto wie, może i dla niego któreś nazwisko będzie znajome?
- Znalazłaś coooś? - Chaaya zawołała, rozglądając się uważnie po półkach, szafkach, szufladach, podłodze i… suficie.
- Kurz, pajęczyny, mrówcze jaja… a może pajęcze. - “Odparł” zadek ogoniastej, nurkującej pod rozwalonym łóżkiem. - Albo mleczne opale… Auuuu!... zdecydowanie kilka mlecznych opali udających jaja.
- Opale możesz zabrać… ale jaja spale do cna - odparła morderczym tonem dziewczyna, sprawdzając aktualnie łazienkę. Kierowana bardziej ciekawością, niźli poszukiwaniem czegoś drogocennego.
- Ale one są smaczne. Jaja… nie opale - zamarudziła Godiva, podczas gdy tawaif rozglądała się po całkiem przestronnym pomieszczeniu, które ktoś zdewastował szukając skarbów.
- Ale rodzą się z nich potwory - zawyrokowała kurtyzana, która choć nie bała się insektów, to większości nie tolerowała z powodu ich brzydoty.

“Co ty nienarodzone dzieci będziesz mordować! U siebie są!” żachnęła się babka, chyba dla samego sportu, bo sama tępiła pająki jako pierwsza stojąc w szeregu do palenia ich gniazd w rogach pokojów Pamiego Tarasu.
- Nie z tych, które zjem - stwierdziła wojowniczka wyłażąc spod łóżka i oceniając swoje znaleziska. - Eechh... to żadne opale, tylko coś z porcelany, takie obłe przedmioty.
I wyrzuciła jeden z nich rozbijając o podłogę.
- Na co to komu.
- Nie niszcz… - zganiła ją Sundari. - Pokaż mi co to… jak coś bezużytecznego to to po prostu zostawimy… po co od razu psuć czyjąś pracę tylko dlatego, że nie umiemy jej docenić - wytłumaczyła, wychodząc z łaźni po której zostało już tylko wspomnienie.
- No dobra… dobra - odpowiedziała potulnie samica, podając dziewczynie kilka białych i obłych przedmiotów, które znalazła. Wyglądały one jak… dzieła niewprawnego rzeźbiarza i kobieta miała wrażenie, że mogły posłużyć do jakichś zabaw, które dotyczyły łóżka i w które to nie warto było się wgłębiać.
- Hmmm… czort wie co to - oceniła bez pardonu, po kilku chwilach oglądania i ważenia w dłoni.
- Aż korci by się dowiedzieć co to… - Kamala nie byłaby sobą, gdyby zignorowała tak ważny elementy kultury zapomnianej rasy, w końcu ona sama parała się robotą dziwki, więc nowe triki zawsze byłyby w cenie… oczywiście, gdyby dalej była aktywna.
- Wracajmy do Jarvisa… - odparła, odkładając “kamyczki” na spróchniałej pryczy.
- Dobrze - rzekła spolegliwie ogoniasta, podążając przodem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 03-02-2018 o 11:17.
sunellica jest offline