Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2018, 11:10   #135
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tawaif usadowiła się na piętach między nogami kochanka, gładząc go palcami po odstających kościach bioder. Nie odezwała się, skupiona całkowicie na tym co robiła, delikatnie pieszcząc go, jakby chciała, by ten się rozluźnił.
W umyśle mężczyzny zrobiło się dziwnie ciepło… i jasno, a obraz przed oczami nieznacznie się rozmazał pod naporem drugiego. Była to niewyraźna wizja… jak senne wspomnienie czegoś bardzo odległego i niezwykłego, zupełnie jak baśń, czy legenda.
Kobieta przed nim pochyliła się składając pocałunek na prężącej się dumie partnera, gdy tymczasem on podziwiał srebrny talerz, wielkości niemal tacy, zdobiony złotym rytem. Na nim ułożone były starannie pokrojone i obrane owoce. Jabłka, winogrona, brzoskwinie, daktyle, rozpoznał też kokosa, arbuza, melona i figi, jakieś jagody, truskawki, liczi, grejpfruta, mandarynki… oraz masę gatunków o których nie miał pojęcia, że istnieją.

- No i że co mam z nimi zrobić… zjeść je wszystkie? - Usłyszał ukochany głos tancerki, która brała go teraz w posiadanie swymi wargami. Jej ton był… świeży niczym bryza i dźwięczny jak sznur dzwoneczków.
- Co w tym takiego dziwnego? - Tego głosu nie rozpoznał osobiście, choć wiedział do kogo należy. Ranveer był tuż obok, choć Smoczy Jeździec nie mógł go dostrzec uparcie wpatrując się w talerz przed sobą.
- Nie śmiej się… - padło krótkie i suche ostrzeżenie osoby, która nienawykła do nieposłuszeństwa.
- Kiedy to… głupie. Jak mam przez jedzenie owoców zrozumieć co lubię? - Zaperzyła się kurtyzana, śmiejąc perliście.
- Najpierw zjedz każdy… a później porozmawiamy. - Jarvis poczuł dłoń na swojej głowie. Ciężką i twardą, choć dotyk był delikatny. Jego włosy zostały zmierzwione i Chaaya zamruczała coś gniewnie, otrząsając się jak zwierzątko, po czym wzięła pierwszy kęs do ust.

W tym momencie mag został wzięty we dwa, całkowicie różne sobie, ognie. Poniżej pasa czuł żar i przyjemność jaką sprawiała mu jego partnerka, gdy jego umysł zaznawał feerii smaków i uczuć powiązanymi z degustacją wspomnieniu.
Tancerka tak jak jej polecono spróbowała każdego owocu, zastanawiając się nad jego smakiem. Ranveer nakazał spisać na pergaminie swoje odczucia i skojarzenia o każdym z nich, krążąc po pokoju jak strażnik w więzieniu. Bardka podśmiewała się i przekomarzała z wiecznie niewidocznym generałem, aż obraz całkowicie się rozmył i przez ułamek chwili czarownik ponownie był w pokoju w karczmie, po czym usłyszał kolejną rozmowę.
Zaczęła się w połowie.
Czas i miejsce było inne, choć rozmówcy wciąż ci sami.
To była zażarta dyskusja na temat… mango.
Mężczyzna czuł jak dziewczyna jest smutna, jak się złości i protestuje, gdy tymczasem jej towarzysz łamał jej serce opowiadając jaki to ten owoc jest niesmaczny, jaki jest nijaki, bez wyrazu, dla sfer niższych. Kurtyzana stanęła w obronie słodkiego jak miód, złocistego miąższu przytaczając szereg logicznych argumentów broniących dobrego imienia mango - nadawał się na chutney, nadawał się na surowo i na dżem, na lassi i cukierki, do mięsiwa, sałaty i ciasta. Każdy z nich jednak był w obcesowy i pretensjonalny sposób obalony, doprowadzając Dholiankę niemal do szału… i do łez. Gdy zaczęła tupać i krzyczeć, by ten przeklęty łotr i pies na baby wynosił się z jej pokoju, usłyszał donośny, gromki śmiech. Nie był jednak szyderczy, a pogodny.
- Zabraniam ci się śmiać ty, tyyy… ty dzikusie górski! Nawet nie wiesz jak mam cię teraz dosyć, wynocha! Wynocha spać pod gołym niebem, nic mnie nie obchodzi, że nie masz się gdzie zatrzymać!
- Ay, ay Chandramukhi… o co się tak złościsz, przecież to tylko mango… - Wojownik próbował objąć ukochaną, ale nie dość, że został odepchnięty to i jeszcze oberwał w szczękę, aż plasnęło.
- Sam jesteś tylko mango… - zaczęła, ale urwała gdy jej spojrzenie spotkało się z jego.
Jarvis poczuł na sobie wzrok czarnych jak węgiel oczu o długich rzęsach i krzaczastych brwiach. Spojrzenie to było drapieżne i dzikie, jak u szalonego barbarzyńcy, a jednak nie nosiło w sobie ani krztyny agresji. Zaczynał rozumieć, tak samo jak jego „nosicielka”, co znaczyło dla niej mango i wtedy donośny śmiech Ranveera ponownie rozbrzmiał, ale nie był już osamotniony.

~ Nie należał do najlepszych belfrów, ale cechowała go wyjątkowa cierpliwość do mojej nieporadności… ~ odparła Sundari, bawiąc się ciepłym językiem na przyrodzeniu przywoływacza. ~ Opuścił mnie, ale pozostawił po sobie kilka cennych wspomnień… to od niego wiem, że mango jest moim ulubionym owocem, to on odkrył, że mam słabość do fioletowego koloru i że kochanie się na brzuchu sprawia mi przyjemność…
~ Rozumiem. Sam mam kilka takich wspomnień… są jak dary miłości, zostawione przez tych, którzy odeszli, by złagodzić ich stratę. ~ Chłopak pogłaskał ją czule po włosach, tak jak zwykł robić Malhari. ~ Obawiam się jednak, że… ja bym tak nie potrafił pokazać wspomnień. Nie umiem. Brak mi twego talentu Kamalo.
~ Mww… bo cię ugryzę… ~ Panna zagroziła butnie, starając się uciec przed ręką, ale przez to została z pełnymi ustami. Jeździec nie miał co narzekać, bo i groźby jednak pozostały w sferze gróźb, a tawaif pogłębiła pieszczotę oddając się przez chwilę celebrowaniu chwili.

~ Nie musisz mi nic pokazywać, nie musisz nic robić… chciałam byś wiedział, że… jesteś pierwszy od... ~ odparła ciepło i podniosła głowę, by spojrzeć w jego twarz.
- ...i chciałabym też, byś pozostał także ostatni…
- I będę… - Magik ponownie pogłaskał kochankę po włosach, delikatnie i czule. - ...jeszcze się zestarzejesz przy mnie i będziesz narzekała na moją siwą brodę. Oby nie na łysinę.
Kobieta zaśmiała się jak chochlik, po czym wdrapała się na męskie kolana. Objęła czarownika za szyją i zaczeła muskać jego policzek drobnymi całuskami.
- Nie mogę się doczekać kiedy ją zapuścisz - mruczała w przerwach, opierając się twardymi od podniecenia piersiami na jego klatce piersiowej. - To będzie najzabawniejszy widok w moim życiu!
- Zamknij więc na moment oczy - zaproponował jej, jednocześnie masując dłońmi krągłe pośladki tawaif ku zadowoleniu Umrao i kilku innych panien, które wstydziły się do tego przyznać.
- Tylko nie uciekaj mi nigdzie… - odparła z przekąsem, zamykając posłusznie powieki, ale nie zaprzestając pocałunków. - Bardzo teraz cię chcę… i myślę, że nie tylko ja nie mogę doczekać się spełnienia. - Zachichotała psotliwie, kołysząc bioderkami i dociskając swoje łono do Jarvisa “na dole”.
- Nie ułatwiasz - zaprostestował cicho, bo rzeczywiście… bliskość Chaai rozpalała mężczyznę. - I jak mam uciec… siedzisz na mnie.
Tancerka nie wiedziała czego nie ułatwia, dopóki… nie zobaczyła się w lustrze. Właściwie nie siebie, a Jarvisa… Raghaga… młodszego, o bardziej delikatnych rysach, krótszych włosach na głowie i rzadkich kępkach włosów okalających jego usta i podbródek w postaci mizernej koziej bródki. Wizja ta nie była wyraźna i tak obfita w szczegóły. Mag nie potrafił się tak otwierać jak ona. Wprost przeciwnie… bardka miała wrażenie, że kontakt ze wścibską Godivą nauczył go raczej ekranować umysł do pewnego stopnia.

Dziewczyna przysiadła zaskoczona na kolanach umiłowanego, chłonąc widok w pełnej, jakiegoś dziwnego, zachwytu ciszy. Kruczowłosy poczuł jak jej dłonie dotykają po omacku jego twarzy, choć zapewne to nie o tą jej chodziło… a może jednak? Delikatne opuszki pocierały linię zarostu, podważając włoski z wyraźną satysfakcją.
- Wyglądasz jakby cię jeżozwierz napadł - wydała swój werdykt pełnym radości głosem. - Taki słodki… - dodała już roztkliwiona, szczypiąc delikatnie jego policzek jak małemu berbeciowi. - Taki uroczy… taki młodziutki… aż chce się go… ZJEŚĆ! - Zawołała ochoczo i na powrot się podniosła przytulając ciasno ciałem do ciała, łącząc ich usta w zawadiackim pocałunku.
- Nie oczekuj więc patriarchalnej brody - odparł po tej pieszczocie przywoływacz, a potem rozpoczął czuły szlak muśnięć warg na jej szyi i barkach. - Pragnę cię Kamalo… teraz, tak mocno… więc, albo coś z tym zrobimy, albo posiądę cię od razu - zagroził nieporadnym tonem głosu.
- Tak, tak… - Ta odparła mu zdawkowo, ciągle będąc myślami przy młodym kochanku. Najwyraźniej mając z nim teraz mały romans na boku, bo i usta jej obcałowywały starannie miejsca w której lata temu rosła młodzieńcza bródka.

- Jak ty chcesz inaczej rozwiązać ten problem, bez posiadania mnie tu i teraz? - zapytała, jakby doznała jakiegoś przebłysku świadomości i unosząc wysoko biodra, pomogła sobie ręką dosiąść czarownika, śmiejąc się pod nosem rozkosznie i lubieżnie. Z satysfakcją.
- No… na łóżku… tak… jak wymarzy…łaś? - zaproponował zaskoczony jej zdobyciem, a potem zapomniał o swej propozycji całując nagą kusicielkę w usta i dając się ponieść chwili.
Jej ruchy bioder wszak doprowadzały go do szaleństwa, wywołując intensywne doznania, których to kurtyzana nie tylko była sprawczynią, ale i ofiarą.
- Nie… przejmuj… się… tak - wydyszała, podskakując energicznie w swoim ulubionym “siodle”, by dać upust nagromadzonym w nich emocjom. Jej piersi kreśliły szlaki twardymi sutkami po torsie magika.
Kobieta była spragniona ekstazy, ale i bliskości z wybrankiem, tuląc go zachłannie do siebie i spijając każdą czułość z jego warg jak słodki nektar. Nie otworzyła ponownie oczu pozwalając kochać się z obojgiem mężczyzn na raz.
Nie też usłyszała odpowiedzi, ale nie potrzebowała jej. Czasem czyny mówiły więcej niż słowa. A usta Smoczego Jeźdżca wędrujące po jej szyi oraz dłonie ściskające i miętoszące jej pośladki były bardzo wymowne. Podobnie jak twarda obecność między udami, która wyzwalała ochotę do coraz szybszego tempa i olbrzymią ilość rozkosznych doznań.
Szybciej, mocniej, głębiej… aż do szczytu. Bardzo głośnego jeśli chodzi o wykonanie Chaai, która piszczała, skandowała i śmiała się jednocześnie, jakby wygrała wyścigi konne, a nie bawiła w łóżku. Później ucichła dysząc ciężko i opierając się o towarzysza. Powoli wracała do zmysłów, muskając zagłębienie męskiej szyi. Powieki musiała mieć już otwarte, bo co i rusz łaskotała go rzęsami, gdy mruganiem przeganiała mroczki z pola widzenia.

- Zamierzasz gdzieś pójść, czy teraz ja podręczę cię pieszczotami? - szepnął cicho Jarvis, starając się nadać swoim słowom złowieszczy ton. - Aż oszalejesz z pożądania.
No tak… typowe dla niego podejście. Wolał zaczynać od powolnego rozpalania ognia w jej ciele, zamiast od razu wziąć czego pragnął.
- Chciałam… - zachrypiała nieco chrząkając. - Powinnam iść… ale chyba… chyba nie mam siły. - Ani ochoty zapewne, gdy teraz przylegała do bliskiego swemu sercu człowiekowi. Ufna i krucha. Niezmiernie sprzeczna w odbiorze, ale stała w uczuciach.
- Nie szkodzi. - Mag pogłaskał ją po głowie tak jakoś… czule i delikatnie. - Jutro też jest dzień. Trzeba będzie sprzedać to co jest nam niepotrzebne z tych łupów. I może poszukać innych źródeł informacji. Vantu i jego mała sekta, mogą się ukrywać, ale z pewnością nie są niewidzialni.
- O właśnie… trzeba zrobić przesiew, bo niedługo nie będziemy mieli miejsca w pokoju na spanie - odparła na to i zaraz dodała, ściągając ze sobą brwi. - Później ci pomogę… skoro mam te elfie buciki, nie muszę już nosić bransolet pancerza… tych co ukradłeś swojemu znajomemu… może Gozreh by je nosił? Czy nie będą się go trzymać?
- O ile zaklęty przedmiot nie ma specyficznej klątwy, magicznie dostosowuje się do właściciela - ocenił czarownik. - Ciężej będzie przekonać Gozreha do noszenia biżuterii.
Cmoknął czubek nosa dziewczyny wzdychając. - A skoro jesteśmy przy bucikach. Ty swoich nie przymierzyłaś.
- Niech już nie wydziwia… to nie są jakieś babskie bibeloty - stwierdziła wesoło Dholianka, po czym na słowa o przymiarkach, wyprostowała się jak struna i od razu rozochociła. - To mogę teraz! Znowu będę dosięgać ci do twarzy!
- I ja również chciałbym zobaczyć jak na tobie się prezentują. - Nawet jeśli skłamał, to tawaif nie mogła nie dostrzec jego uśmiechu na swój widok. Naprawdę cieszył widząc ją radosną i szczęśliwą.

Sundari zeszła z kolan towarzysza i przedreptała bosymi stópkami do porzuconej pod biurkiem torby. Schyliła się.
Bezczelnie i niestosownie prezentując swoje kobiece skarby w pełnej okazałości, po czym w takiej samej pozycji założyła najpierw jeden, a później drugi sandałek.
Sprężyste mięśnie łydek i ud naprężyły się pod złocistą skórą, a pośladki uniosły jeszcze wyżej jakby prawo ciążenia ich nie obowiązywało.
Bardka oparła się rękoma na kolanach i przyglądała się swoim palcom u nóg, ruszając nimi nieznacznie jakby sprawdzając wygodę przymierzanego obuwia.
W końcu kiwnęła głową i zamruczała do siebie zadowolona, odrzucając włosy za ramię. Wyprostowała się i odwróciła do obserwatora, prezentując na sobie jedyną część ubioru jaką miała.
- Wysokie… trochę się boje ruszyć - przyznała z uśmiechem.
- Mhmm… - mruknął przywoływacz, wpatrując się w kurtyzanę. Jego spojrzenie wodziło po jej ciele, łakome, pożądliwe. Był niczym drapieżnik skupiony na ofierze… na niej… Kamala miała świadomość tego, że nie słyszał jej słów, nie skupiał się na nich. Że jego myśli odpłynęły w “dół”. Że planował ją pochwycić, zagarnąć dla siebie i pieścić.
Pierwszy krok jaki zrobiła, sprawił, że prowokująco zakołysało się całe jej ciało, ale buciki okazały się bardzo stabilne. Poczuła się tak pewnie, że mogłaby w nich nie tylko zwinnie tańczyć, ale nawet balansować na wąskiej krawędzi. Co byłoby absurdalne przy takim obcasie, ale… wszak była w nich magia.

- Masz strasznie groźny wyraz twarzy… - ciągnęła z przekąsem, krzyżując ze sobą kolana jakby chcąc przybrać nieco pewniejszą i obronną pozycję ciała. - I to spojrzenie… prawie jak u ludożercy - zażartowała, udając bardziej wystraszoną niźli była.
- A ty wyglądasz smakowicie - odgryzł się mężczyzna nie mogąc oderwać od niej oczu. Nie musiała znać jego myśli, by wiedzieć, że są wielce lubieżne.
- A co zzz butami? - spytała, nieznacznie oglądając się na drzwi jakby rozważała plan ucieczki.
- Podejdź bliżej mnie to ocenię - zaproponował Jarvis z podstępnym uśmieszkiem.
Tancerka ponownie oceniła odległość do wyjścia, po czym ściągnęła usta w dzióbek, rumieniąc się nieznacznie.
- Stąd masz bardzo dobry widok… na całokształt… i w ogóle. - Wydawało się, że przyrosła do miejsca w którym stała.
- Ale… szczegółów już nie widzę. Masz ładne, zgrabne stópki… ale i drobniutkie. - Przesadzał, ale co ważniejsze wstał i ruszył ku dziewczynie, próbując ją zajść tak, by odciąć ją od drzwi.
- Jarrrvisie… - Chaaya łagodnie przeciągała głoski, starając się nie robić gwałtownych ruchów. Próbowała poruszać się za nim krok w krok, ostrożnie oddalając od czarownika i nie pozwolić mu na to, co pewnikiem planował. - Jesteś już wystarczająco blisko, by docenić misterność kaletnictwa… - Jej usta drgały w uśmiechu, który usilnie próbowała zamaskować nieco zaniepokojoną miną.
- Wolę dotykiem sprawdzić jak na tobie leżą. Poza tym… może powinnaś się obrócić w miejscu? - proponował jej kochanek mając coraz bardziej widoczny apetyt na uroki tawaif. Ta zaś z przyjemnością stwierdziła, że wcześniejsze lęki jej masek były zupełnie nieuzasadnione. Zdecydowanie mu się nie znudziła. Wprost przeciwnie, sądząc po pożądliwym spojrzeniu.
Dholianka przygryzła dolną wargę, przechylając głowę na bok.
- A nie zaatakujesz mnie, jak dzikie zwierze na jakie teraz wyglądasz? - powątpiewała trzpiotnie, łącząc stopy ze sobą i robiąc pół obrotu na samych palcach.
W ten sposób pokazała Jeźdźcowi profil swojego biodra z pośladkiem, którego pogłaskała z czułością właściciela pieszczącego domowego pupilka.
- Nie… zaatakuję… - Co nie zmieniło faktu, że się do niej zbliżył, wpatrując się jak zahipnotyzowany w jej dłoń na jej pupie. - Wiesz, że nie tylko urodą kusisz? Ale i każdym ruchem, gestem, spojrzeniem?
Oczywiście, że wiedziała. Była wszak tancerką… a on był coraz bliżej niej.

Bardka przyglądała się chwilę rozmówcy zza ramienia, po czym ponownie przesunęła, w pełni odwracając się do niego plecami
- Jeśli zbyt mocno prowokuje… - zaczęła, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą, kołysząc biodrami jak wahadłem. - Jedno słowo i przestanę.
Palce dłoni wędrowały po jej bokach niczym zmysłowe pajączki po statule boginki i kobieta obróciła się trzeci raz, tym razem drugim profilem i wysuwając przy tym jedną stopę nieco w przód. Jej plecy wygięły się bardziej do środka prezentując, dwie pełne bułeczki pośladków. Gładkie i mięciutkie, nienaznaczone żadną skazą, prócz miłosnymi śladami po przywoływaczu.
- Ja nie widzę powodu… - Te słowa usłyszała już przy swoich uchu. Tak jak i poczuła jego dłonie delikatnie ściskające krągłe zakończenia swych pleców.
- Jesteś śliczniutka w tych bucikach. Godiva będzie rozbierała cię wzrokiem. Ja… już to robię, choć… nie bardzo jest z czego… więc podziwiam - mruczał głupoty, ale świadczące o tym, że naprawdę zachwyciła go i odurzyła swym pięknem. Niczym jakieś narkotyczne zioło.
Z kolejnym obrotem ich twarze znajdowały się prawie na tym samym poziomie. Sundari nadal była niziutka, ale nie musiała stać na palcach, a mag schylać, by mogli się pocałować… jak teraz właśnie.
- Uwielbiam jak tak na mnie patrzysz… - wyznała mu wprost do ucha, ciężkim i niskim szeptem naznaczonym perfekcyjnie skrywanym pożądaniem.
Na tę jedną chwilę, pozwoliła odsłonić wszystkie swoje karty, po czym ukąsiła delikatnie dolny płatek jego małżowiny mrucząc ze śmiechu.
- Kiedy jednak tak na ciebie patrzę… mam ochotę cię skonsumować… - wymruczał dwuznacznie kruczowłosy i sam delikatnie ukąsił szyję tawaif, po czym przesunął po jej językiem.
- ...całą… powolutku, od stóp do głowy. Każdy skrawek skóry, dotknąć i musnąć wargami. Wypieścić. Delektować się tobą… powolutku.
- Ach tak… - Ni to stwierdziła, ni się zdziwiła bardka.
Jarvis niemal podświadomie czuł mapę jej ciała, ciepłem odbijającego się na własnej skórze, a gdy poruszała się przy tym nieznacznie, doznał drobnych muśnięć ruchu powietrza pomiędzy ich nagimi sylwetkami. Jakby chciała tym drażnić jego zmysły.
Oddychała spokojne, acz głęboko… ciężko, drżąc z wysiłku, by nie przełamać między nimi symbolicznej wręcz odległości.
W uszach szumiała mu krew. Jego własna i kochanki, której myśli wielorakie i mnogie wciąż zewsząd nadciągały, jakby jego Kamala kryła w sobie tysiąc jej podobnych i każda inna marzyła teraz... o nim.

…kochali się na łóżku, niestrudzenie i namiętnie. Ona leżała na plecach, on klęczał między jej udami, podciągając jedną ręką biodra do swoich, by połączyć ich ciała w miłosnym tańcu, a drugą pieścić klejnot w koronie jej kobiecości. Nawet bez dartunowego stolika z łatwością odwzorowali ulubioną pozycję, poruszając się tym samym rytmem, dysząc i wijąc od doznań, a powietrze wokół nich było lepkie i gęste od potu i erotyzmu. Nie pozwolili sobie jednak na słodki koniec, rozłączając się bezlitośnie w ostatniej chwili. Czarownik przerzucił drobną dziewczynę na bok i zarzucając sobie jej nogę na ramię, przeszedł do kolejnego szturmu, na granicach sił witalnych. Pożerając bujającą się od doznań partnerkę jak bezbronną ofiarę, potrafiącą jedynie miotać się w pościeli.
Bez wytchnienia, mocniej, głębiej, silniej, by krzyczała i błagała o uwolnienie, aż w końcu obrócił ją na brzuch, docisnął do materaca. Ugryzł w bark, zlizując językiem kropelki potu na jej karku i powoli zdobył ją po raz trzeci.
Drżała przy tym jak osika na wietrze. Gryzła kołdrę i miauczała z rozkoszy niczym zwierze. Było im ze sobą tak dobrze… tak niesamowicie lubieżnie, na granicy samoświadomości…

…i wtedy Jeździec klęczał przed tancerką siedzącą na biureczku. Nogi miała rozchylone na boki, a on usta przylegające do jej warg, spijając słodkie soki jej pożądania. Był zwinny i cierpliwy jak koliber, który zechciał napić się z egzotycznego kwiatu. Nie zrażał się ani bolącymi kolanami, ani tym, że głaskała go za uchem jak kota, redukując jego istnienie do przedmiotu sprawiającego czystą przyjemność, i pomagając sobie palcami… tymi niecnymi łotrzykami własnych niespełnionych pragnień, gnębił ją na wszystkie możliwe sposoby upajając się smakiem, kształtem i dźwiękiem wybranki. Doprowadzając jej krew do wrzenia, a jęk do krzyku ekstazy, nie pozwalając na cień wytchnienia, raz za razem biorąc ją i zjadając jeszcze i jeszcze raz…

…W tej świątyni tracili wszelkie zahamowania. Ich wyobraźnia wzbijała się na wyżyny perwersyjności, a uczucie przyzwolenia… aprobaty i stałego obserwowania przyprawiały na ostro ich spotkanie na ołtarzu. Silna dłoń mężczyzny oplotła sobie pukle włosów tawaif niczym powróz, szarpiąc nimi do tyłu, odchylając głowę i wyginając kręgosłup niemal w łuk. Chaaya będąc w połowie na czworaka, w połowie unosząc się chybotliwie na samych kolanach, gdy jej zdobywca za mocno zapomniał się w tym co robi, poddawała się uczuciu przeszywania. Chaotycznego, dzikiego, bez miara… raz z przodu, raz z tyłu, pierwotny i czysty akt spalający do cna obu kochanków, gdy dookoła tuziny twarzy, uśmiechniętych i zadowolonych elfów aplauzowało ich zwierzęcym wyczynom…

…kochali się łagodnie i delikatnie, niepewnie, dziewiczo… jak za pierwszym ich razem, i kochali się na ulicy, w zaułku, przy karczmie, po pijaku, na szybko gdy naszła ich na to ochota. Raz to ona była uległa, pokorna, służalcza, by wnet to on został niewolnikiem swej pani. Były więzy, były klapsy, był i masaż, nawet bicz. W wannie… w źródle, na polanie. Na stojąco, bokiem, twarzą, siedząc, leżąc… nawet wisząc. Kamala za Kamalą konsumowała na swój sposób przywileje ich związku. Z ubraniami i bez ubrań, z emocjami nawet bez. W kadzidlanym dymie, zaparowanej łaźni, przy ognisku. Wszystkie emanacje były od siebie inne, różne, niepodobne… a jednak cechował je jeden wspólny aspekt.
On.
Jarvis.

- Kusi by powiedzieć… „pokaż co potrafisz” - odparła filuternie, sprowadzając w ten sposób przywoływacza z powrotem do ich pokoju.
- Stawiasz mi wysokie wymagania - wymruczał mężczyzna w odpowiedzi. Pocałował delikatnie wdzięczne usta bardki i pochwyciwszy za jej biodra, posadził na stoliku. Uniósł jej lekko prawą nogę, wargami muskając łydkę tam gdzie kończył się nowy bucik dziewczyny, a palcami wodził po jej zroszonym kwiatuszku. Niczym jubiler podziwiający piękny klejnot.
- Więc… moja księżniczka… mój skarb… zostaje ze mną do rana, tak? - zapytał żartobliwie.
- Aaa… mm… może… - Pokręciła głową kurtyzana ni o potakując, ni zapzeczając. Oczywistym było, że się tylko z nim droczyła, bo i rumieniec i uśmiech przygryzionych lekko warg zdradzał dalekosiężne plany i nadzieje co do pobytu w pokoiku.
- Jestem samolubny… zamierzam się tobą delektować. - Zadeklarował Jeździec i zajął się wodzeniem pocałunkami po pochwyconej, zgrabnej nodze kochanki.
Muśnięcia języka, dotyk warg i lekkie ukąszenia na skórze. Kamala nie tylko to czuła, ale i widziała przed sobą pokaz urządzany na jej ciele. Niecierpliwość pożądania łagodził nieco dotyk jego palców na jej intymnym rejonie, ale taki właśnie był mag… bo choć Dholianka potrafiła go sprowokować do gwałtownych aktów namiętności, to on sam wolał przedłużać przyjemność wielbiąc ją i pieszcząc.

- Bywasz także niecierpliwy - przypomniała mu skwapliwie z szelmowskim uśmieszkiem, jakby niedowierzając jego “złym” intencjom. Rozsiadła się więc wygodniej na blacie, opierając z tyłu rękoma i opierając głowę na ramieniu, przyglądała się sztuce jednego aktora, tylko czasami wiercąc się niepewnie jakby w poszukiwaniu dłoni niedoszłego zdobyciela.
- Bywam…
Usta wchodziły po jej łydce na udo.
- Ale wszak założyłaś te obuwie dla mnie. Mam tego nie docenić?
Palce sięgnęły głębiej między płatki intymności, delikatnie wytrącając kobietę z jej stoickiego nastroju. Doznania przepływały dreszczykiem przyjemności po jej plecach, sprawiając, że oddech przyspieszył odrobinę. Łajdak się z nią droczył, a może i ze sobą?
- A jak...że… - odparła zaczepnie, ale w połowie głos jej się załamał i jęk, który powstrzymała przeszedł w ciche miauknięcie. - P-przegoniłabym cię stąd na pustynię… - Wyolbrzymiła swój gniew, ściągając brwi ze sobą. Przełykała z wysiłkiem, oddychając rzewnie, aż jej filuterny biuścik falował jak fale na morzu.
- I jak… podobają ci się? - ostatnie słowa wzleciały pod sufit, gdy tancerka zwiesiła głowę do tyłu.
- Taaak… na tobie… bardzo… - Wargi mężczyzny zeszły po udach na podbrzusze partnerki. Język dołączył do ciekawskich palców, skupiając się na wrażliwym na pieszczocie obszarze jej łona. Był teraz niewolnikiem zajmującym się sprawianiem przyjemności swej pani… i władcą zarazem, który dotykiem władał rozkoszą jaka zalewała jej zmysły kolejnymi napływami. Chaaya stała się zabawką w rękach wybranka, ale czyż mogła narzekać?
Czuła w jego umyśle narastające pragnienia. Czuła, że ta delikatność i pietyzm ulegnie zastąpieniu przez dziką drapieżność i, że Jarvis, nie zamierza jej dać chwili wytchnienia.

Raz za razem, nić za nicią tawaif traciła władanie nad swoim ciałem, aż w końcu trzymała się pionu jedynie na słowo honoru.
Tak było dobrze, z łagodnie nadciągającą przyjemnością i świadomością o nieuchronnej i szalonej ekstazie. Dziewczyna pustyni nie chciała tego zmieniać, jednocześnie nie mogąc doczekać dalszego ciągu. Skupiając ostatnie pokłady wolnej woli w swojej ręce, położyła dłoń na głowie czarownika z początku nieśmiało i niepewnie głaszcząc go drobnymi, posuwistymi ruchami, jakby nie chciała go spłoszyć, zdeprymować, czy rozkojarzyć. Wkrótce opuszki zaczesywały już całe pukle, zjeżdżając za nasadę ucha, by nagradzać go za kunszt, drapaniem jak… kocurka.
Gdzieś z jego ust wyrwał się rzeczywiście koci pomruk, ale ta pieszczota przede wszystkim zmotywowała przywoływacza do większej aktywności i stanowczości w pieszczotach. Jakby chciał się jej przypodobać. Kolejne ruchy palców i tańczący język wprawiały w drżenie sylwetkę bardki i unosił piersi w coraz szybszych oddechach. Przyjemność wzbierała z każdym ruchem jego języka i wyrywała coraz głośniejsze, mimowolne jęki. Ciało Kamali miało coraz mniej tajemnic przed kochankiem… i było coraz bliższe intensywnej kapitulacji pod jego dotykiem.
Cała ich misterna konstrukcja zaczynała się powoli chwiać. Wprawdzie podstawa była niewzruszona, ale to szczyt jakim była Sundari wiotczał nieuchronnie pod zdradzieckim językiem, łotrzykowskimi palcami i zachłannymi wargami.
Była coraz bliżej, choć starała się z tym walczyć, chcąc przedłużyć słodką chwilę do maksimum. Biodra jednak przyoblekły się w gęsią skórę, a zaraz po nich uda zaczęły napinać się, rozsuwając szczerzej na boki w preludium ekstazy jaką skomponował jej mag.
Wkrótce rączka opadła bezwładnie, a skrzące się od potu ciało wygięło do tyłu, gdy cichy jęk niczym aplauz, skarga i tęsknota jednocześnie wyrwał się z piersi kurtyzany.

- Chchcę… więcej. - Wydobył się cichy pomruk z ust Jeźdźca. Drapieżny, groźny…
Jarvis wstał, zaciskając dłonie na gładkich udach towarzyszki, rozchylając je szeroko i władczo. Pociągnął kobietę ku sobie przeszywając sztychem jej intymny zakątek i od razu narzucając drapieżne tempo. Uczynił to wszystko za szybko. Chaaya dopiero łapała oddech po nagłej chwili rozkoszy. Jej odprężone ciało nie było gotowe… ale rozpalony pożądaniem mężczyzna o to nie dbał. W tej chwili jego dzikie spojrzenie skupiło się na falujących w szybkim rytmie biuście tancerki, która poddawana była jego pragnieniom, gdy jej ciało przesuwało się po stoliku.
Był trochę taki jak Ranveer w tej chwili… spragniony i nieobliczalny. I tak samo jak on, pragnął jej do szaleństwa. Widziała to w jego rozpalonym wzroku wędrującym po jej figurze.
Oczywistym było, że pierwszą reakcją kurtyzany stało spazmatyczne napięcie swoich mięśni, jakby chciała uchronić się przed ciosem. To był błąd, choć bezwarunkowy.
Zaskoczona tym przejawem agresji wobec jej łona, starała się ni to wyrwać, ni zasłonić przed zdobywającym ją bestialsko wybrankiem.
To nie miało być tak.
Nie miało jej boleć i nie miała się bać, a jednak poczuła jakby znalazła się w potrzasku.
Na walkę nie było szans, obronić się też już nie zdoła… mogła jedynie się poddać lub spróbować przywrócić zmysły pogrążonemu w szale, bocianowatemu barbarzyńcy.
Tłumiąc więc jęki wyciągnęła ręce do czarownika, prosząc go, by ją przytulił, by poczuł ją pod swymi dłońmi i przypomniał sobie, że jest tutaj z nim i że nie ucieknie, że wytrzyma wszystko.

Z kolejnymi pchnięciami przyzwyczajała się już do jego obecności. Twarz, choć wciąż zastygła w grymasie udręczenia pomieszanego z perwersyjną przyjemnością, nie wyglądała tak, jakby chciała krzyczeć w bólu.
Palce uparcie starały się sięgnąć upragnionego ciała, a wzrok pełen łez, podziwu, miłości i pożądania ani na chwile nie opuszczał przywoływacza w jego działaniach.
Mag widząc drobne dłonie wyciągnięte ku niemu, rzeczywiście pochylił się ku ukochanej, nie przerywając ruchów bioder i nie puszczając zdobyczy z uścisku. W jego oczach nadal było dzikie pożądanie, ale łagodniało, gdy widział łzy w jej oczach.
Wystarczyło niewiele, byle nieco załagodzić impet i bardka na powrót się uśmiechała, gładząc kochanka po policzkach. Nie przeszkadzało jej nawet jeżdżenie plecami po stoliczku, ani to, że piersi skacząc i wywijając, głośno klaskały jak upojony spektaklem widz.
Delikatne, dziewczęce usta układały się jak do mowy, choć potencjalny odbiorca nie usłyszał ni sylaby, Kamala jednak uparcie ciągle coś powtarzała, przesuwając opuszkami po szyi i ramionach swojego zdobywcy, tylko nieznacznie znacząc jego skórę paznokciami.
Pchnięcia bioder Jarvisa choć nadal gwałtowne, to nabrały rytmu... jakiegoś… Hipnotyzując falami rozkoszy jej zmysły. Była całkowicie w niewoli sztychów Smoczego Jeźdźca, ale ta niewola upajała, zwłaszcza, że mogła przekazywać mu swe emocje dotykiem. Przyjemność wzbierała, aż do szczytu, który mimowolnie wygiął kobiece ciało w łuk, gdy po chwili poczuła w sobie eksplozję mężczyzny.

- Byłem… za samolubny… przepraszam… poniosło mnie… - Kruczowłosy mamrotał samemu opadając ramionami i wtulając się twarzą w drżący od gwałtownych oddechów biust tawaif.
- Byłeś niesamowity…
Jednak dziewczyna odparła nad wyraz spokojnie, drapiąc męskie plecy z pietyzmem, szczególną uwagę poświęcając łopatkom.
- Kiedyś się może odegram.
Silne nogi nie będące już w żelaznym uścisku, objęły w pasie czarownika tuląc go do siebie jeszcze mocniej.
- Może… - Chłopak uniósł głowę, całując sutek kochanki i wodził spojrzeniem po jej twarzy uśmiechając się czule. - Czy spełniłem więc oczekiwania mojej… księżniczki? Czy… ma jakieś kaprysy, które powinienem spełnić, by… usunąć w cień te mniej przyjemne chwile dzisiejszego dnia?
- Wpierw odpocznij… noc jest jeszcze młoda, a ja dotrzymam ci tempa, nawet najbardziej dzikszego - zapewniła nadstawiając dekolt jak poduszkę pod głowę.
- W to nie wątpię…
Przywoływacz położył się na miękkich wypukłościach i przymknąwszy oczy dodał - Jest w tym odrobina szaleństwa… w tym naszym nienasyceniu sobą nawzajem.
Sundari zaśmiała się rozkosznie, wprawiając ich ciała w rezonans i nie zaprzestając delikatnych pieszczot, zamyśliła się na chwilę.
- Może… nadrabiamy stracony czas… nasze dusze.
- Myślisz o tych elfach? - Uśmiechnął się lekko mag. - Możliwe, że masz rację. Miałem wrażenie, że gdy na nią patrzy… to tonie w niej… zanurza się w otchłani jej oczu z żarliwością oddanego wyznawcy.
- Nie wiem… być może… tylko nielicznie istoty były w stanie poznać swoje poprzednie wcielenia i to też nie ma pewności, że nie są czystymi legendami o półbogach - zafrasowała się kobieta, dmuchając w kosmyk włosów na swojej twarzy. - Ale może… może… to byłoby przyjemne, wiedzieć, że było się kiedyś tak cudownym stworzeniem. Ach takim delikatnym, łagodnym, eterycznym, smukłym, o jasnej jak mleko skórze. - Pomysł ten wyraźnie przypadł Dholiance do gustu, bo westchnęła w rozmarzeniu.
- Dusze… gdziekolwiek trafią po śmierci są obdzierane ze wspomnień, oczyszczane z poprzedniego życia. Ten proces bywa… różny… - szepnął mężczyzna przywołując swoją wiedzę. - …i trwać może różny czas. Potem… też los dusz, bywa całkowicie różny. Mogą tkwić w jednej formie, lub przechodzić z jednej w drugą, awansując w hierarchii nadnaturalnych istot. Niemniej… możesz mieć rację. Może ów klejnot służył właśnie do tego. Może naszyjnik miał przebudzić wspomnienia z dawnych czasów. Może… kiedyś one do ciebie wrócą. Wspomnienia tamtej elfki? Wydawała się być ci przyjazna, więc nie sądzę, by to była kolejna żądna władzy dusza. Raczej przypomnienie tego co utraciłaś i tego co zyskałaś. Drugą szansę.

Im dłużej Jarvis mówił, tym czuł, że dzieje się coś niedobrego. Ręka, która machinalnie go głaskała, owinęła się dość słabo za jego karkiem, jakby Chaaya chciała jego, albo siebie, potrzymać. Piersi pod jego policzkami unosiły się w płytkim i od czasu do czasu wstrzymywanym z jakogoś powodu oddechu.
Jeździec czuł, że tancerka jest na granicy drżenia, wyczuwał jej drobne ruchy pod palcami, jakby gorączka zaatakowała jej ciało i rozpalała się do coraz wyższej temperatury.
Nie padło ani jedno słowo, ani choćby westchnienie, a gdy chciał unieść głowę, ona mu na to nie pozwoliła, przytulając go tylko ciaśniej jak uparte dziecko.
- Coś cię martwi? - zapytał cicho pozwalając się tulić do jej ciała.
- M-m - burknęła tylko, ściskając go jeszcze mocniej. Jej płuca nie pracowały tak jak powinny, coraz dłużej robiąc napięte przerwy między wydechami. Nie nurkowali przecież w wodzie, a boleć ją raczej nic nie powinno, bo leżała dość wygodnie, nie to co on, jedynym więc wyjaśnieniem było, że sama zmuszała się do przerw, by stłumić coś… na przykład szloch.
Palce obu dłoni zacisnęły się na czarnych puklach męskich włosów, unieruchamiając go jeszcze bardziej, jakby bardka przewidywała, że jej fortel niedługo runie w gruzach.
- Powiedz mi… co cię niepokoi? - szepnął czule Jarvis głaszcząc opuszkami palców jej skórę. - Podziel się swoimi lękami. Pozwól mi otulić cię moimi myślami.
Sundari jęknęła zbolale, jeszcze chwilę chciała zdusić w sobie emocje, choć to bardziej dusiło samego czarownika, a potem zabrakło jej już powietrza i musiała, ale to naprawdę musiała wziąć kolejny oddech... i wtedy cały misterny plan poszedł w łeb, a ona wybuchła niepohamowanym płaczem. Drżąc i jąkając coś niewyraźnie, wijąc się raz w lewo, raz w prawo na chybotliwym mebelku, a on razem z nią, czy chciał czy nie, przytulony do jej rozedrganych piersi.
Dziewczę raz złościło się, raz strofowało, choć to co wydobywało się z jej ust brzmiało bardziej jak miałki tonącego kota i tylko coraz częściej przebijało się “veer i veer” jakiś wir albo licho co, co wciągało ją jeszcze bardziej w ten odmęt smutku i rozpaczy z którym w żaden sposób nie potrafiła sobie poradzić.
- Ranveer? Najdroższa… żadna dusza, która przeszła na nowy plan egzystencji nie wraca tak szybko. To zajmuje stulecia. Ranveer odszedł… i jest teraz tylko twoimi wspomnieniami Kamalo. Miłymi i cudownymi. - Mag przymknął oczy i starał się ją uspokoić. - Wierz mi… jedyne co możemy czynić względem tych co odeszli, to zachować ich we wspomnieniach.
- Nie. NIe. NIE! - Kurtyzana krzyczała coraz bardziej zaciekle, nie mogąc się zdecydować czy krzyczy na siebie, czy na kogoś innego. - Nie zgadzam się! Nie zgadzam się na takie okrucieństwo… że niby kiedyś byłam zakochaną elfką? Nie chce! NIE! NIE! NIE! - W końcu Chaaya zdecydowała się na ruch i puściwszy kochanka, próbowała sturlać się na podłogę. - To by oznaczało, że Ranveer urodził się po to by umrzeć jako narzędzie dla tej suki, by była ze swoim szpiczastouchym przydupasem! Że jego miłość nic nie znaczyła… że nigdy nie moglibyśmy być razem… że od początku, byliśmy skazani na klęskę, a nasz syn! NASZ SYN JARVISIE. - Kobieta zadyszała się niezmiernie, łapiąc za głowę. Nie mogła się uspokoić drżąc jak w delirce i świszcząc prawie z wycieńczenia, gdy starała się zaczerpnąć powietrza.
- Chaayu… - Przywoływacz spojrzał na Dholiankę z czułością i bólem na twarzy. - Nie wiem jak potężny był ten elfi czarodziej, ale wątpię by był w stanie zaplanować tak przyszłość. To zbyt wiele nawet dla boga. Nie wiem, co tak naprawdę wiążę się z tym naszyjnikiem, ale nasze życia nie były zaplanowane przez magię tego artefaktu.
Ona jednak nie chciała, lub nie mogła, go słuchać. Upadając na podłogę, podczołgała się na czworaka pod ścianę i usiadła w kucki wtulona w chropowate deski, płacząc… niemal wyjąc od niepowetowanej straty… być może nawet pierwszy raz od nieszczęśliwych wydarzeń. Wyglądała jak człowiek, któremu dawno złamano wolę walki, jak pusta skorupka, która tchnięta jakimś wspomnieniem przebudziła się i przypomniała sobie ile bólu ją spotkało i ile na nią jeszcze czekało. Jeździec miał do czynienia z takimi przypadkami, w końcu sam łamał i budował od nowa takie istoty, różniły ich jednak sposoby i myśl przewodnia takiego procesu.
Gorzej było z leczeniem, pokruszonych i posklejanych podług własnej woli, ofiar. Jarvis podszedł do dziewczyny i kucnął przy niej. Jego dłoń spoczęła na jej głowie, powoli głaszcząc po puszystych, orzechowych włosach.
Czule i delikatne.
- Wypłacz się. Żal jest dobry. Pozwala… uwolnić się od bólu - stwierdził cicho. - Trochę ci zazdroszczę. Ja nigdy nie byłem w stanie… płakać.

Strumienie gorących łez lały się po równo po obu policzakch. Kurtyzana bujała się nieznacznie w swoich objęciach, nie do końca świadoma ręki na swoim ciele.
- Nikt nie zasługuje na taki los…. nikt nie zasługuje na taki los… - powtarzała bełkotliwie, sepleniąc przez spazmatycznie wyginane usta. - Nasz słodki mały synek… byłam taka dzielna, nie poddawałam się, robiłam wszystko czego chcieli, by się urodził, by go sprzedali do rodziny… na służbę… gdziekolwiek. By żył… by był zdrowy… nie dałam rady go obronić, nie dałam rady. Zdradziłam… zawiodłam. Zdradziłam… zawiodłam.
- Nieprawda… - Mężczyzna objął ukochaną i przytulił. - Zrobiłaś wszystko co mogłaś. I to nie wystarczyło. To boli… wiem… jak bardzo to boli… patrzeć na czyjąś śmierć. Widzieć jak ginie ktoś bliski i wiedzieć, że już nic nie można zrobić, bo jest się tylko słabym dziecia… bo jest się słabym. To boli strasznie. Wraca czasem w snach. Ale Kamalo… nie możesz się obwiniać. Zrobiłaś wszystko co w twojej mocy. I nic więcej nie dało się zrobić.
Sundari dopiero teraz pojęła obecność maga obok siebie. Wtuliła się w niego ufnie, jeszcze długi czas kwiląc, ale wyraźnie opadała z sił fizycznych jak psychicznych.
- Oni są wszędzie… nie mogę zasnąć… oni są wszędzie - Z tymi słowy zwiotczała i tylko nierównomierny oddech zdradzał, że nie usnęła.
- Wiem... - Ścisnął ją mocniej czarownik. - Ale ja też jestem przy tobie. I możesz oprzeć się o mnie. Wyżalić. Przytulić. Jestem tu. Cały czas.
Bardka jednak już się nie odezwała, odpoczywając w objęciach kochanka...

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline