Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 03:12   #90
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wcale nie spodobała jej się ta chwila słabości, a raczej.. nie spodobała jej się własna, całkiem bezwiedna reakcja. Powinna przecież odczuwać obrzydzenie pod dotykiem jego parszywego języka, nie przyjemność i podekscytowanie! Musiała być jakaś jego tajemna magia, to jedyne rozsądne wytłumaczenie jakie przychodziło elfce do roztrzepanej głowy.

Szczęśliwie to nie Pani Ognia miała teraz panowanie nad jej ciałem i myślami, więc Eshte zareagowała w jedyny znany sobie sposób. W jednej chwili nachmurzyła się cała, a w drugiej odwinęła mu się łokciem w szczękę.
-Co Ty robisz?! -warknęła, nie potrafiąc się skupić na jego pytaniu. Jeśli wszyscy medycy tak postępowali, to bardzo dobrze, że kuglarka radziła sobie bez nich w swych podróżach. Obrzydliwi zboczeńcy.

- I bądź tu dobry. - burknął czarownik z obolałą szczęko. - Wszędzie niewdzięczność.
Po czym dodał po chwili poważniejszym tonem. - A więc boli jak dotykam?

Kuglarka nie rzuciła się na niego z przeprosinami, czy aby obcałować bolące miejsce. Nawet się nie skruszyła specjalnie swoją reakcją. Sam sobie zasłużył, nie trzeba było jej lizać.
-Nie. Boli tylko przy dużym wysiłku, choćby kiedy trenuję. Wtedy mam wrażenie.. -spiczaste uszka Eshte trochę opadły, w jedynym smętnym wyrazie na jaki sobie pozwoliła pod wpływem strasznych wspomnień. Bądź co bądź życie zdążyło ją już mocno zahartować -.. jak gdyby z każdym ruchem rozszarpywały się te rany i raz za razem znów płonęły żywym ogniem. Zwykle laudanum pomaga w.. zapomnieniu o bólu.
Zamiast paść ofiarą ponurych rozmyślań i smutku, elfka wolała poddać się swej złości na czarownika. Przymarszczyła więc srogo brwi, po czym syknęła -I mogłeś po prostu użyć palca, wiesz? Nie musisz wszędzie wtykać tego swojego języka.

- Mogłem… gdybym miał trzecią rękę, ale moje dwie obecne trzymają gołą elfkę, która się wierci tak mocno, że zaraz może grzmotnąć zadkiem o podłogę.
- przypomniał jej czarownik i zastanowił się. - To komplikuje sprawę, ale eliksiry mogłyby pomóc… trochę.

-Jestem całkiem pewna, że mam teraz na głowie większe problemy niż moje stare blizny. Choćby Pierworodnego i ten przeklęty podarek od Dzikuna. Nimi możesz się zająć -skwitowała elfka, która nie miała w zwyczaju wierzyć w jakieś cuda. A chociaż z pewnością ucieszyłaby się z gładkiej skóry i braku potrzeby zasłaniania tych oszpeconych fragmentów swojego ciała, ale póki co Pani Ognia i tamten piękny gównojad bardziej jej bruździli w życiu.
-Mógłbyś mnie też już puścić. Mam własne nogi -dla podkreślenia swych słów zamachała nimi w powietrzu -Widzisz?







- Masz bardzo zgrabne nóżki i bardzo ładne. - stwierdził Tancrist wcale jednak jej nie puszczając. Skinął głową dodając.- Pieczęcią się zajmę. Nie martw się tym. Krok po kroku rozplączę ten czar. Pani Ognia- westchnął.- ..tą jedynie mogę trzymać przy sobie i nie pozwolić jej na bardziej zwariowane pomysły, przyciągając jej uwagę i podsuwając zajęcie. Nie mam jednak żadnego pojęcia jak ci pomóc w jej przypadku.

-Oooooh, no to lepiej się dowiedz, co? Już wystarczająco dużo czasu zmarnowałam w tym Twoim mieście. Muszę wyruszyć w drogę, a ta cała Pani Ognia jest okropnym towarzystwem. Wolałabym podróżować sama niż razem z nią -Eshte również westchnęła, mając ku temu więcej powodów niż Czaruś. Ciężkie było życie sławnej artystki, kiedy wszyscy chcieli zdobyć ją dla siebie, choćby na chwilę. I Pierworodny doceniał jej talent, i Dzikun, i Ruchacz także -A i Ty co dopiero krzyczałeś, jak to psuję Twoje interesy i romansik z Paniunią. Dlatego tym lepiej dla Ciebie, bym jak najszybciej stąd odeszła, co nie?

Ah, tak. Ten romansik. Kuglarka nie była jakąś znawczynią uczuć międzyludzkich ( bo i skąd miałaby o nich cokolwiek wiedzieć ), ale nawet ona nie widziała tu jakiejś wielkiej, obustronnej miłości. Co najwyżej złą uczennicę zafascynowaną swym nauczycielem. W końcu gdyby było inaczej i on rzeczywiście miałby do niej jakąś słabość, to nie spędzałby tyle czasu z inną kobietą. A już na pewno nie trzymałby jej nagiej w swych ramionach. Biedna lalunia, gorsza od elfiego patyka.

- Z pewnością moje życie byłoby mniej problematyczne bez ciebie. - zgodził się z nią Tancrist.- Niemniej usunięcie tego magicznego tatuażu wymaga czasu i cierpliwości. Więc musimy jakoś ze sobą wytrzymać. A ty… jeśli nie chcesz, bym zaczął zachowywać się jak twój mąż i żądać wiktu i opierunku i uprzyjemniania mi czasu wieczorami to… wyjaśnisz to nieporozumienie, prawda mój dziubasku? - zapytał pieszczotliwym tonem, choć z ironicznym uśmiechem.

Eshte przechyliła głowę i wargi wydęła, jak gdyby rzeczywiście głęboko rozmyślała nad jego słowami. Jakże mylne wrażenie.
-Nie -stwierdziła krótko i z upartością doświadczonej życiowo oślicy. Raz jeszcze z beztroską zamachała sobie nóżkami, wyraźnie nic sobie nie robiąc z gróźb czarownika -I nie wiem co się tak złościsz. Na pewno istnieją gorsze kandydatki na fałszywą narzeczoną niż uwielbiana na całym świecie artystka. Chyba, że.. -nowy grymas na jej twarzy nie miał nic wspólnego ze złością, a bardziej.. z obrzydzeniem -Chyba, że chcesz się dobrać laluni do majtek. Uh, naprawdę?

- Tyle że nie ty nie powiedziałaś, że jesteś moją narzeczoną… czy też potencjalną narzeczoną. Ty powiedziałaś, że jestem twoim mężem. - czarownik mocniej objął golutką elfkę przyciągając do siebie. - I teraz wszyscy będą się spodziewali, że zachowam się wobec ciebie jak mąż. Na przykład tak…

I przycisnąwszy do siebie kuglarkę, pocałował ją zachłannie i żarliwie sprawiając nim iż serce Eshte zaczęło walić jak młot, a świat artystki zawirował. Pocałunek był długi i namiętny, przypominający tą karę za próbę uduszenia ciastem. I wywołał ten sam efekt odurzenia… ani chybi magia.

- Rozumiesz o co mi chodzi dziubasku, czy mam kontynuować wyjaśnianie dlaczego podawanie się za moją żonę nie jest z twej strony dobrym pomysłem? - zapytał cicho Ruchacz trzymając w ramionach zdezorientowaną tym nagłym pocałunkiem Eshte .

Coś.. coś się działo z elfką.
Tak przecież prosta i zawsze bezpośrednia, teraz doświadczała straszliwego konfliktu swych myśli, pragnień i uczuć. Nie wiedziała już, czy chce trzasnąć tego łajdaka swoją piąstką, czy.. czy jeszcze raz go pocałować. Zatonąć w przyjemności ust Thaaneeekryyysta, pozwolić mu się dotykać. Zaspokoić nareszcie swą ciekawość i podekscytowanie. Kusiło, aby echo rozkosznych wspomnień z kręgu uczynić raz jeszcze intensywną rzeczywistością. Tutaj, w łaźni, w balii. I znów ta drażniąca niepewność - czyje to były wyuzdane fantazje? Jej, Eshte Tańczącej z Ogniem, czy intruza nazywającego siebie Panią Ognia?

Jej zwinne ciało stało się polem bitwy, w której o dominację walczyły ze sobą gniew i pożądanie. Krew gotowała się w żyłach, a wraz z nią skrzyła się płynąca w niej magiczna energia. Kilka z niesfornych kosmyków jej włosów zaczęło falować na podobieństwo płomieni, gdy opuściła głowę w daremnej próbie opanowania.. lub przynajmniej zrozumienia swych uczuć.
- Puść mnie - syknęła siląc się na spokój.

- Zgoda dziubasku. Chyba zrozumiałaś, że niedobrze jest jeśli uważają nas za małżeństwo. - odparł przesadnie czułym tonem Tancrist, choć z ironicznym uśmieszkiem na obliczu. I powoli postawił ją na ziemi.

Dostrzegając okazję, Eshte niczym dzikie zwierzątko wyszarpnęła się z ramion czarownika. Pochwyciła leżący nieopodal mięciutki ręcznik, po czym otuliła nim swoje wilgotne ciało, drżące jeszcze niekoniecznie tylko z chłodu.
Uciekając od tej przesadnej bliskości jego ciała, od zapachu tych wszystkich jego pachnideł łaskoczących ją w nos, elfka w końcu odnalazła równowagę swych emocji. Mniej więcej. Nadal czuła się, jakby w jej głowie szalała burza, ale przynajmniej pokusa nie była już na wyciągnięcie ręki. Mogła już nad sobą zapanować.

-Tak samo się do mnie lepiłeś, kiedy musiałam oficjalnie podawać się za Twoją kochanicę. Obojętne jaką bym rozpuściła plotkę, Ty i tak znalazłbyś powód do zmacania mnie -wraz z nabytym dystansem, kuglarce wróciła także pewność siebie oraz chęć do awanturowania się -I powtórzę się ostatni raz. Nie mam zamiaru niczego wyjaśniać. Należało się tej pyskatej paniusi, przestań ją chronić i być jej rycerzykiem.

- Po prostu przyznaj że jesteś o mnie zazdrosna.-
uderzył argumentem z innej strony czarownik splatając ramiona razem. - I jest różnica między kochanicą, a żoną. Tę pierwszą można po cichu oddalić. Zniknięcie tej drugiej jest już zauważalne.

-Nie jestem zazdrosna!
-parsknęła kuglarka trochę zbyt głośno, ale po prostu nie potrafiła zrozumieć skąd czarownikowi przyszedł taki bzdurny pomysł do głowy -A Ty możesz po prostu powiedzieć wszystkim, jak to podstępna elfka Cię upiła i wykorzystała, by potem podawać się za Twoją żonę. Dodaj jeszcze, że Cię okradłam i uciekłam. Każdy szlachciurek wtedy uwierzy.

W celu ukojenia swych nerwów, Eshte na boso zbliżyła się do pobliskiego stoliczka, na którym stała butelka z winem przyniesiona dużo wcześniej przez służkę.
-Nie przypominam sobie też, by któreś z nas było druidem. Zatem ich tradycje nas nie obowiązują, nie? -mruknęła, jednocześnie z niemałą satysfakcją obserwując lśniący, czerwony trunek przelewający się z butelki do kielicha.

- Nie wiem. To pytanie do kapłanów i teologów. Ja się na tym akurat nie znam. - zamyślił się czarownik i przyglądając zgrabnej postaci kuglarki.- To możliwe… tak, tak. Twój pomysł jest dobry. Łatwo uwierzyć że dałem się złapać na lep krągłego tyłeczka mojej nie do końca żonki. I uwierzyć w jej słodkie słówka. Bo kiedy jest milutka ta elfka, to jest jak skarb prawdziwy. Chce się ją zagarnąć całą dla siebie. Kiedy jest milutka… a rzadko kiedy bywa.- skwitował z ironicznym uśmiechem - Kiedy nie próbuje zabić ciastem, to by do balii na figle zaciągała.

Skarb prawdziwy.. krągłego tyłeczka.. milutka.. całą zagarnąć.. skarb.. milutka..” - kuglarka nie mogła się skupić na niczym innych, niż na tych słowach Ruchacza rozbrzmiewających echem w jej głowie. Tak bardzo zajmowały jej uwagę, że nawet nie zauważyła, kiedy wino zaczęło się przelewać z kieliszka, niczym.. niczym krew obicie sącząca się z rany. Albo, w przypadku Eshte, niczym opanowanie odpływająca z jej ciałka.
Dlatego starając się odzyskać to ostatnie, w milczeniu odstawiła butelkę po chwyciła za przepełniony kieliszek. Szkarłat polał się po jej dłoni, dodając jeszcze kilka chwil na obmyślenie odpowiedniej reakcji. Nieśpiesznie oblizała palce.

-Nie udawaj takiego niewiniątka, co to do wszystkiego jest zmuszane przez straszną elfkę. Należało Ci się - burknęła w końcu. Wolną ręką podtrzymywała ręcznik, który nie tylko otulał jej wilgotne ciało i chronił przed chłodem, ale przede wszystkim stanowił przeszkodę dla wścibskich oczu Thaaneeekryyysta - I mówiłam, że mogła Ci się trafić gorsza kandydatka na fałszywą żonę. Chociaż wolałabym, abyś zachwycał się moim talentem kuglarskim zamiast tyłkiem.

- Ależ zachwycam się wszystkim. I twoją urodą, i twoim tyłeczkiem i talentem i gracją. I potęgą też.- odparł z uśmiechem czarownik. - Potęgą uśpioną, bo brak ci odpowiednich umiejętności… by w pełni wykorzystać twój potencjał. Acz jak na samouka, to twoje osiągnięcia są imponujące.

-Ha! -elfka, jak to ona, zareagowała gwałtownie na jego słowa. Zwróciła się ku niemu triumfalnie, a kieliszkiem trzymanym w wyciągniętej ręce machnęła w jego kierunku. Nadmiar wina ( jeśli w ogóle coś takiego istniało ) wylądował na podłodze, tworząc malowniczy kleks na już i tak mokrych kafelkach. Eshte niezbyt się przejęła tym swoim przejawem niezgrabności, bo i po zerknięciu na czerwień u swych stóp jedynie wzruszyła ramionami.

-Widzisz? Nie musiałam chodzić do jakiejś waszej szlachciurskiej Szkoły Magii Dla Wymuskanych Paniczyków, aby panować nad ogniem i tkać iluzje lepsze od niejednego czarusia - mało elegancko, niczym jak z kufla, pociągnęła łapczywy łyk szkarłatnego trunku, po czym oblizując wargi dodała ze skromnością - Mam naturalny talent do magii.

- To prawda. I marnujesz go na jarmarczne sztuczki, które każdy wyszkolony mag potrafi zrobić nie posiadając połowy twojej mocy.
- Ruchacz wykonał kilka gestów dłonią i po chwili w jego dłoni zaczął się zbierać wprost z powietrza złoty pył tworzący.




Prawdziwy kwiat ze złota, lśniący kusząco blaskiem szlachetnego kruszcu.

- Widzisz co ja potrafię? I to nie jest iluzja.- stwierdził bez dumy w głosie czarownik. - A ty mogłabyś osiągnąć więcej, gdybyś się nie zachwycała sama sobą i na poważnie zabrała za opanowanie swej magii.
Oczka Eshte błysnęły nieskrywanym pożądaniem, ale nie miała zamiaru dać się skusić świecidełku. Nie, nie, nie! A przynajmniej.. dopóki złota róża trzymana była przez tego przebiegłego Ruchacza.

-Jestem artystką, a nie jakimś brodatym czarownikiem. Zamiast straszyć ognistymi kulami, czy tam piorunami strzelającymi z oczu, mam wzbudzać zachwyt i zdumienie, oczarowywać moją widownię. Mam..- westchnęła dramatycznie, tak jak na artystkę przystało -.. duszę wrażliwą na sztukę, nie na potęgę.
Osz.. ależ ckliwy bard się odezwał w elfce! Pewno musiała usłyszeć podobne słowa od jednego z tych mdłych poetów.

- Sztukę… powiadasz?
- pytał zamyślony czarownik machając złotą różą niczym kocimiętką przed pyszczkiem kocicy. - Ja bym raczej… powiedział że dusza twe wrażliwa bardziej na sztuki złota.

Kuglarka nadęła wargi. Następnie wykazała się nie-zwy-kłym opanowaniem, bowiem odwróciła spojrzenie od tego kusiciela. A nie było łatwo.
-Może tego nie wiesz, bo jak przystało na arystokratycznego paniczyka wychowałeś się w bogactwie spadającym z nieba, ale nie da się napełnić brzucha samym powietrzem. A z takiej różyczki byłyby.. -zamyśliła się, pośpiesznie w myślach przeliczając potencjalny zysk. Mogła mieć problemy z czytaniem i mogło jej brakować uroku damulek, ale pieniądze nie były jej obce. Wiedziała jak je wydawać. Zwykle -Ze dwa obiady, nowe koła do wozu i zostałoby jeszcze na materiały do uszycia nowych strojów.
To jej przypomniało o BARDZO ważnej kwestii, którą spotkanie z krzykliwą Paniunią zepchnęło gdzieś na bok. Bezczelna jedna -Tak właściwie, to miałeś mnie wpuścić do waszego skarbca tutaj, pamiętasz? Kiedy idziemy?

- Nigdy. Jeśli dobrze pamiętasz mieliśmy iść do skarbca podczas nocy, w którą to odwiedził nas twój szpiczastouchy wielbiciel.
- przypomniał Thaaanekryyst. - To była jedyna okazja w życiu. A ty ją… przespałaś.

-Ah.. prawda..
- coś niejasno świtało w elfiej główce, że czarownik rzeczywiście o tym wspominał.. ale czy można się dziwić, że nie poświęciła temu większej uwagi? Miał w zwyczaju dużo gadać, często na tematy zupełnie jej nie interesujące. To po prostu puszczała jego słowa w niepamięć.
- Niewdzięcznicy - burknęła, a następnie wlała w siebie resztę zawartości kieliszka, by trunkiem osłodzić sobie swe niezadowolenie. Puste już szkło odstawiła na stoliczek -Skoro tak, to w ramach wynagrodzenia za cały mój trud włożony w ratowanie waszego zameczku przed Pierworodnym, przyjmę bukiet takich złotych róż -z tymi słowami Eshte wyciągnęła rękę ku różyczce w dłoni czarownika. W innej sytuacji zachłannie wyciągnęłaby obie, niczym dziecko w kierunku wymarzonej zabawki, lecz jedną musiała przytrzymywać ręcznik chroniący jej ciało przed wścibskim spojrzeniem Ruchacza - Przecież jesteś potężnym panem magiem. Co to dla Ciebie wyczarować jakieś kwiatki, nie?
Prawie go skomplementowała. Prawie, bowiem wrażenie trochę psuł kwaśny uśmieszek na jej wargach.

- Problem z takim złotem moja droga… że choć wydaje się trwalsze od twych iluzji.- Tancrist podał złoty kwiatuszek kuglarce. - To cierpią na klątwę dotykającą wszelkich magicznych kreacji.
Kwiatek trzymany przez bardkę rozsypał się w złoty pyłek, który sam też gdzieś znikł - Istnieją tak długo jak mamy wolę i siły, by podtrzymywać ich istnienie.
No tak… mogła się spodziewać po Ruchaczu: kolejnych oszustw i kłamstw.

Kuglarka potarła o siebie koniuszkami palców, w których co dopiero trzymała upragnioną różyczkę. Upragnioną, bo złotą i cenną, nie ze względu na bycie kwiatuszkiem od czarownika. To byłoby obrzydlistwo. Teraz jednak rzeczywiście nie było po niej śladu. Ani pyłku, ani choćby kruszynki lśniącego złota.
Jakiż to był smutny widok dla elfki, aż spiczaste uszy jej oklapły.

-Nie zastanawiałeś się nad zmianą swego fachu? -zapytała kąśliwie i podniosła spojrzenie na Ruchacza -Z taką łatwością rujnujesz cudze nadzieje, że byłbyś niezgorszym oszustem. A jako szlachciurek już i tak masz wprawę w wypychaniu sobie kieszeni świecidełkami, co nie?

- Doprawdy? Nie wyglądasz na malutką…
- tu czarownik bezczelnie dźgnął palcem krągłą pierś kuglarki ponad ręcznikiem.- … dziewczynkę. Winnaś więc wiedzieć, że nie istnieje coś takiego jak łatwy zarobek. Nie ma czarowania złota, cudowna mikstura do przemiany ołowiu w złoto kosztuje więcej niż kruszec który jest w stanie złożyć. A “duchy” spełniające życzenia… żądają więcej niż te życzenia były warte.

Szczęka Eshte prawie opadła na podłogę w reakcji na tę bezczelność czarownika. Powinna była już się przyzwyczaić do tego, że on, jak to każdy inny arystokrata urodzony wysoko tyłkiem, ma w zwyczaju dotykać wszystkiego, jak gdyby każda rzecz i osoba należały do niego. Musiał być strasznie rozpuszczonym dzieckiem.

Machnęła ręką, aby odgonić od siebie jego dłoń, niczym wyjątkowo natrętną muchę.
-Tego palca to możesz sobie głęboko wsadzić, a nie mnie nim tykać! -warknęła rozdrażniona tą swobodą, z jaką Ruchacz sobie ją dotykał. Przecież była artystką, samodzielną osóbką, a nie jakąś jego zabaweczką czy kochanicą! Stanowczo skrzyżowała ręce na piersiach -A jeśli powiedziałeś już wszystko co chciałeś, to może zrobisz swoje czary mary i stąd znikniesz, co? Mam już dosyć Twoich gniewów, krzyków i macanek na resztę dnia - przymrużyła w krótkiej zadumie, po czym poprawiła się - Nie. Na resztę miesiąca.

- Pójdę… muszę odkręcić całe to kłamstewko z zaślubinami.
- odparł dumnie czarownik i ruszył do drzwi “grożąc”.- A jeśli mi się nie uda… to wieczorem będę się domagał spełnienia przez ciebie obowiązków małżeńskich. Możesz zacząć już teraz od wysuszenia szat, które przez ciebie zmoczyłem.

-Tak Ci śpieszno do tych wyjaśnień?
-syknęła elfka, jakoś niezbyt pocieszona jego odpowiedzią. Tak, wprawdzie się oddalał ku jej uciesze, ale nie zapomniał oczywiście jej urazić swymi słowami. Bo i czy naprawdę musiał się zachowywać, jak gdyby nie potrafił sobie wyobrazić bardziej odrzucającej kandydatki na fałszywą żonę niż Eshte?! Przecież to ona w tej sytuacji powinna najbardziej cierpieć! - Mógłbyś przynajmniej poczekać, aż się wyniosę z tego Twojego miasta. Do tego czasu miałabym z głowy fochy tej naprzykrzającej się Paniuni.

Tancrist zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią zdumiony. - Zaczynam podejrzewać, że wbrew piskom, wrzaskom i narzekaniom… wbrew tym całym fochom wobec tej drugiej ciebie..
Przyjrzał się badawczo kuglarce dodając.- Podoba ci się status mojej kochanicy… i żony. Bo masz mnie wtedy całego dla siebie.

Kuglarka parsknęła kpiąco na te brednie. Doprawdy, co za zapatrzony w siebie bubek.
-Po prostu staram się znaleźć jakieś zalety tej parszywej sytuacji. I to nie takie, o jakie Ty mnie podejrzewasz - usilnie starała się zachować opanowanie i powstrzymać się przed rzuceniem w Thaaneeekryyysta jego własnymi przemoczonymi ubraniami. A należałoby mu się, oj należałoby. Tyle, że po tym geście pewnie tym prędzej pobiegłby wypłakać się do Paniuni. Nie to oczywiście, aby elfkę interesowały te ich relacje. Ani odrobinę.

- Mówiłeś, że pozbędziesz się tego mojego tatuażu. Jeśli obwieścisz wszem i wobec, że Cię zaciągnęłam do kręgu, wykorzystałam Twą delikatną męskość i zmusiłam do małżeństwa, to raczej długo już tutaj nie pobędę, co nie - wzruszyła nagimi ramionami, jeszcze wilgotnymi od wody - Dasz im tylko powód, żeby mnie stąd wyrzucić.

- To bardziej… skomplikowane. - westchnął pod nosem czarownik i uśmiechnął się pod nosem. - I wcale nie chcę cię wyrzucać. Nie martw się… pozbędziemy się tego tatuażu z twej szyi.
Po czym wyszedł.

Tak po prostu! Bez choćby jednego słowa przeprosin za całkowite zrujnowanie jej kąpieli! A przecież to miała być ta ostatnia przed opuszczeniem zamku, a zatem elfka planowała się długo moczyć w ciepłej i pachnącej wodzie. A teraz nie mogła, bo większość porozlewała się na podłogę łaźni, zaś reszta w balii już zdążyła zrobić się zimna w trakcie tej przydługiej gadaniny czarownika. Ah, Eshte dawno nie widziała smutniejszego widoku..
Teraz i ona znalazła powód do przeżywania żałoby.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem