Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 03:33   #92
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
KrannYGH!

Zadziwiające, lecz odgłos gwałtownie wydobyty z ust elfki brzmiał zupełnie jak krasnoludzkie imię. Sama nie byłaby wcale zaskoczona, gdyby właśnie w ten sposób nazywano małe krasnoludziątka - przypadkiem, po uderzeniu głową w skałę przez któregoś z rodziców.
W przypadku Eshte to głośnie stęknięcie zostało spowodowane zbyt szybką reakcją ciała, zanim myśli zdołały je powstrzymać przed tak nagłym ruchem. Bowiem na widok znajomej, brodatej gęby ( a przynajmniej miała wrażenie, że znajomej, wszystkie te kurduple były do siebie podobne w jej oczach ) zerwała się do biegu tylko po to, aby silnie zostać zatrzymaną przez olbrzymi wór skarbów niesiony na plecach. Mogła się chwalić swoją zręcznością, lecz pod takim ciężarem wręcz uwiesiła się na nieporuszonym tobole.
Jeszcze raz.

Wór uderzył o ziemię, a towarzyszyła temu niezliczona ilość wszelkich brzdęków, zgrzytów i podzwonień.
-Przypilnuj naszych skarbów - powiedziała do Skel'kela, którego uroczy pyszczek wystawał z zaciekawieniem spomiędzy przedmiotów podkradzionych szlachciurkom. Bojowym piśnięciem odpowiedział na jej słowa, z pewnością będąc gotowym zaatakować nogawki każdego potencjalnego złodziejaszka, więc Eshte w spokoju mogła ruszyć w kierunku upatrzonej przez siebie krępej postaci.

Z lekkością przebiegła przez korytarz, aby bez jednego ostrzeżenia wpaść na krasnoluda i uwiesić się na nim. No, na uwieszenie się był sporo za niski, zatem kuglarka po prostu oparła się o niego całym ciężarem swego ciałka.

-Kranneg, Ty stary ochlaptusie! Gdzie się podziewałeś?! -zawołała radośnie, nawet nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że taki powitaniem może kurduplowi narobić wstydu pośród jego zakutych koleżków. Wszak była znaną i podziwianą artystką, każdy czułby się zaszczycony tak gorącym powitaniem z jej strony!

-A Eshte! Miło cię widzieć. Podobno mnie szukałaś?- zapytał równie radośnie krasnolud zwracając się do nadbiegającej elfki. Po czym dodał z dumą uderzając w stalowy napierśnik.- Jak widzisz trafiłem do gildii. Ba, nawet walczyłem już potworami.

-Noooooo! Bardzo błyszczący!
-zachwyciła się Eshte i dłonią najpierw przetarła ten jego napierśnik, a potem w szerokim uśmiechu wyszczerzyła ząbki do swojego odbicia na krasnoludziej klacie. Ładniutkie świecidełko, w pierwszej chwili nawet kusiło do podkradnięcia. W drugiej zaś przestała o tym myśleć, uśmiech jej spełzł z twarzyczki i jego miejsce zastąpił grymas niezadowolenia -Dla mnie Grauburg okazał się być parszywym wyborem. Jestem artystką, a potwory i żałoba nie sprzyjają moim występom.
Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się po niskich, zakutych łbach. Koniec koniec znów zawiesiła spojrzenie na znajomym brodaczu -Ale Ty i Twoi kompani to pewnie mieliście ręce pełne roboty, cooo? Utłukliście jakąś strzygę? A może toporkami odłupaliście głowę demonowi?

-Strzygi niestety nie. Ale demoniszczy to i owszem.
- zaśmiał się Kranneg klepiąc po brzuchu i chwaląc się - Ja sam żem trzy ubił. Nie tak straszne te tutejsze demoniszcza, jak te które my razem w katakumbach ubijaliśmy, co? A ty co robisz tu na zamku? Myślałem żeś uliczna artystka? Nie mów mi że tak szybko sobie znalazłaś patrona?

-Z tymi grubymi murami i strażnikami na rogu każdego korytarza, zamek miał być najbezpieczniejszym miejscem w Grauburgu - Eshte parsknęła sobie kpiąco na to jawne kłamstwo. Mogła jeszcze zrozumieć, że Pierworodny dostał się do zamku, przecież był cholernie potężny. Ale te roznegliżowane strzygi? Tamte małe, zielone smrody? Ktoś zdecydowanie spartolił swoje obowiązki.
Ale co tam, nareszcie przyszedł czas, by i kuglarka mogła się trochę pochwalić przed krasnoludem. Wsparła dłonie na biodrach i podbródek uniosła wysoko -Ale tak, zdobyłam sobie uznanie jednego z tutejszych jaśnie paniczyków. Pewien hrabia tak sobie ulubił mój talent, że wymarzył sobie, bym wyruszyła wraz z nim w podróż powrotną do jego rodzinnych ziemi i zabawiała towarzyszących mu szlachciurków - napuszyła się niczym jaki barwny ptaszek odstawiający swój przedziwny taniec godowy. Tyle, że w tym przypadku popadała w zachwyt nad samą sobą, jak zawsze - Nareszcie ktoś mnie docenił w tym przeklętym mieście.

- No to gratulacje. Będziesz tańcowała przed panami i sztuczki pokazywała. Ponoć po pijaku potrafią srebrem, a nawet złotem sypnąć tym, którzy im się spodobają.
- odparł wesoło krasnolud szczerze ciesząc się elfki sukcesem. Potem jednak zamyślił się wyraźnie i przez chwilę milczał.
-A wiesz… słyszałem plotki, że znany nam szlachcic sobie elfią kochanicę przygruchał i się z nią ożenił. Też ponoć jakąś artystką. Znasz ją może?

Oh, Eshte nie najgorzej sobie poradziła z utrzymaniem obojętnego wyrazu twarzy. Jedynie drobne drgnięcie kącików warg oraz nieznaczne ściągnięcie się brwi zdradziło, jak bardzo nie pomyśli elfki było to pytanie Krannega. Wcale nie chciała być znana jako żona TEGO szlachcica. Zresztą, również i żadnego innego.
Wzruszyła więc ramionami, mówiąc - Nic takiego nie słyszałam. Widać wy bardziej się interesujecie romansami szlachciurków niż ja - wyszczerzyła ząbki w rozbawieniu taką myślą. Któż by pomyślał, że te brodate gbury tak bardzo lubią ploteczki, co? Następnie uniosła spojrzenie wysoko, aby objąć nim zatrzaśnięte wrota prowadzące na dziedziniec. Tam, gdzie ona chciała się dostać ze swoimi skarbami -No, a co tu robicie? Pilnujecie, żeby nikt nie wszedł, czy nikt nie wyszedł? Myślałam, że skoro już nie ma potworów, to można się swobodnie poruszać.

-Pilnujemy by nikt niepożądany wszedł i nikt niepożądany wszedł. Strzygi na przykład i inne tałatajstwa. Bandyci chcący uwolnić tego tam... Aremiusa i pozbawić szlachciców ich zemsty za zabitych krewnych
.- wyjaśnił Kranneg przyglądając się to elfce to jej zawiniątku.- A co ty tam niesiesz?

-Oh, to?
-zapytała Eshte, po czym dla pewnością jeszcze wskazała kciukiem swój wypełniony po brzegi tobołek, na którego szczycie siedział fajkowy lisek. Widać wziął sobie do serca zadanie polecone mu przez elfkę, bowiem strzygł uszkami i paciorkowatymi oczkami wypatrywał potencjalnych złodziejaszków. Uroczy brytan strzegący jej skarbów.

Eshte tylko machnęła nonszalancko ręką i z powrotem zwróciła się do Krannega -Różne moje sprzęty, graty. Bo moje występy to nie tylko magiczne sztuczki, ale też taniec i żonglerka, wiesz? Są tam też moje ubrania i przebrania -wcale nie podobała jej się wizja krasnoludzkich łap grzebiących w owych zbiorach, na których podebraniu spędziła co najmniej godzinę. Godzinę! Dlatego teraz oczka przymrużyła i uśmiechnęła się ze złośliwością w ramach próby zniechęcenia brodacza - Ale chyba nie chcesz sprawdzać moich fatałaszków, co?

- W zasadzie to powinniśmy. Sama rozumiesz, to nasz obowiązek.
- stwierdził krasnolud przyglądając się pakunkowi. - A my jesteśmy bardzo obowiązkowi i solidni. Niemniej postaramy się to załatwić szybko, obiecuję.
Na nic mu była jego obietnica, wszak wiedziała co zobaczą. I padnie wiele niewygodnych pytań wtedy. Bowiem bardce ciężko będzie wyjaśnić do czego wykorzystuje srebrne dzbany, pozłacane świeczniki i jedwabną pościel podczas swych występów.

-Nie słyszałeś nigdy o tym, że kuglarze nie zdradzają swych tajemnic? Jeszcze któryś z was podejrzy moje sekrety, zamarzy mu się życie wędrownego artysty i podbierze moje miejsce u boku hrabiego wracającego na swe ziemie. Wszędzie muszę uważać na konkurencję - z tymi słowami elfka przyjrzała się bacznie każdemu z brodaczy, jak gdyby tym sposobem chciała rozpoznać, który z nich skrywa w sobie największe zadatki na kuglarza. Te gęste brody mogłyby ukryć w sobie wiele sztuczek.

Na razie jednak z trudem ukrywały fakt, że krasnoludy zaczęły śmiać się głośno i rubasznie słysząc jej sugestie.
-A poza tym! -zakrzyknęła nagle z radością, a następnie objęła Krannega ramieniem beztrosko przytuliła do siebie. A przynajmniej spróbowała. Może i był niski, ale przypominał niewzruszoną skałę. Zaś w tak gwałtownym ruchu jego zbroja dotkliwie poobijała smukłą Eshte. Twardo jednak wyszczerzała ząbki w uśmiechu - Przecież my się znamy, co nie? Wiesz, że nie jestem jakąś byle złodziejką, a i w dupie mam przemądrzałych czarowników. Na pewno kręci się tutaj wielu bardziej podejrzanych osobników ode mnie.

- To prawda… nie jesteś zbyt groźna. Ani twoja magia
.- potwierdził Kranneg głaszcząc się po brodzie.- No dobra… myślę że możemy cię puścić, prawda?
-A niech idzie.
- pobłażliwie stwierdził brodacz z pióropuszem na szyszaku, zapewne przywódca całej grupy.

-No, wiedziałam, że się jakoś dogadamy! - ucieszyła się głośno kuglarka i dla podkreślenia swej wesołości jedną ręką raz jeszcze uścisnęła Krannega, silnie i bez pytania o pozwolenie. Eshte nie była z tych, co to zwracają uwagę na jakieś konwenanse - Może jak będziesz miał chwilę przerwy od obowiązków, to pójdziemy się napić gdzieś piwka zanim wyruszę w dalszą podróż, co? W imię starej przyjaźni -trochę przesadziła, bo przecież tak naprawdę znali się od niedawna, lecz... lecz tyle się zdążyło wydarzyć, że miała wrażenie jak gdyby od jej pobytu w tamtej wiosce minęła cała wieczność -Twoim ziomkom pewnie też się przyda trochę wytchnienia od pilnowania tych zimnych murów, co nie? Ja nie znoszę być tutaj zamknięta. Potrzebuję trochę odetchnąć.

- Tak. Kończymy służbę o trzecim świątynnym dzwonie.
- uśmiechnął wesoło Kranneg, bo też nie istniał krasnolud który odmówiłby kufelka, zwłaszcza stawianego przez kogoś innego.- Gdzie cię szukać?
Trzeci dzwon… dwa dzwony zabrzmiały już jakiś czas temu, więc pewnie było blisko do kolejnego uderzenia w dzwony, przez kapłanów pilnujących upływu czasu.

Oh, pewnie będę w łóżku z Ruchaczem, albo grzecznie czekała na niego w komnacie obok, jak przystało na szlachciurską kochanicę. Nie! Na żonę jednego z tych wydelikaconych arystokratów! „ - tego zdecydowanie elfka nie chciała powiedzieć. Mogła się swoim nowym statusem chwalić przed Paniunią, żeby ją przyprawić o zmarszczki z wściekłości oraz kolejne siwe włosy w tej paskudnej czuprynie, ale była to zdecydowanie zbyt wstydliwa kwestia do omawiania z krasnoludem. Bądź kimkolwiek innym. Najchętniej by o niej zapomniała.

-Posiedzę trochę w stajniach, aby przygotować wszystko do podróży, a potem... -najwyraźniej miała jeszcze tak wiele planów na dzisiaj, że tylko urwała w pół wypowiedzi i ramionami wzruszyła. Od niechcenia machnęła ręką -E! Po prostu spotkajmy się na dziecińcu po tym trzecim dzwonie, co? Tak będzie łatwiej, zamiast szukać się w tym zamczysku.

- Zgoda…
- ucieszył się Kranneg i dodał z uśmiechem.- Tylko weź dużą kieskę, bo będziesz piła z krasnoludami. A my tęgie głowy mamy.
Co nie było przechwałką, a faktem. Wszak parę dni temu brała udział w takiej popijawie z ojcem Krannega. A teraz krasnoludów było czterech.

-Nareszcie! Te wrażliwe szlachciurki to w ogóle nie potrafią pić - wybuchając rubasznym śmiechem Eshte klepnęła swego znajomego krasnoluda w plecy. Tylko raz, jednak tak silnie, że taki przyjacielski gest wystarczyłby do powalenia niejednego chucherka. Ale przecież nie krępego i nabitego Krannega przybranego w lśniący napierśnik.

Odeszła kawałek wracając do swoich skarbów, aby po krótkim pochwaleniu swego fajkowego brytana, z powrotem zarzucić sobie tobołek na plecy. Lekko się ugięła pod jego ciężarem. Szczęśliwie wizja przyszłego zarobku dodawała jej sił, więc zamiast się połamać, ona hardo ruszyła w kierunku wrót na dziedziniec.
-No, to teraz mi Panowie otwórzcie - powiedziała, raz jeszcze prezentując ząbki w szerokim uśmiechu. Ten dzień mógł się potoczyć o wiele gorzej.

Co też uczynili od razu pozwalając elfce przejść.
Zapowiadało się miłe popołudnie.



* * *




Drzwi otworzyły się szeroko, a na karczemnym progu stanęły postacie mogące stanowić wstęp do żartu wyjątkowo niskich lotów. „Cztery krasnoludy i elfka weszli do karczmy..” - takimi słowami zacząłby swą wypowiedź żartowniś chcący zabłysnąć przed swymi podpitymi towarzyszami. I gdyby rzeczywiście okazał się mieć poczucie humoru, to pewnie nawet Eshte parsknęłaby śmiechem, pomimo swej niewdzięcznej roli w pijackim żarcie. A zatem..

Cztery krasnoludy i elfka weszli do karczmy. Zapach znajomy, bo przecież mieszanka powietrza gęstego od fajkowego dymu oraz tłustego jadła, uderzył kuglarkę prosto w nos. Ale zamiast go zatkać, zasłonić jakąś zdobną chusteczką lub zawrócić w miejscu i wyjść, ona wyszczerzyła ząbki w uradowanym uśmiechu. Wyrzuciła ręce w górę i przeciągnęła się giętko, czemu towarzyszył głośny pomruk zadowolenia. Widać w podrzędnej karczmie czuła się bardziej jak w domu, niż w dusznym zamku pełnym wystrojonych szlachciurek.

-Aaaah! Dobry człowieku, wyciągaj wszystkie swoje beczki z piwem! Dzisiaj pijemy za wolność i poubijane potwory! -zawołała do tutejszego gospodarza. Niech sobie mieszkańcy mają żałobę, niech się smucą i zadręczają. Ale nie ona, nie Eshte. Ona miała sakwę pełną monet i parszywe przeżycia do zapicia.



* * *



Jakże wesoły był ten wieczór.
Jakże nierówna droga.
Jak bardzo szumiało kuglarce w głowie.
Krasnoludy bowiem umiały wypić i miały mocne głowy. O wiele mocniejsze niż Eshte. Toteż elfka teraz zataczając się wesoło od jednej krawędzi ulicy do drugiej wracała do zamku. Jakoś nierówne się te drogi w Grauburgu zrobiły, a i domy krzywe. Gdzieś pod czupryną tliły się wspomnienia jakichś rozmów o palącym się heretyku-czarowniku-starym pierniku? W obecnym stanie elfka orientowała że powinna coś wiedzieć o tej sprawie, ale jedyne stare pierniki jakie ją interesowały należały do rodzaju jadalnych.

Straże zamkowe, o dziwo, wpuścił wyraźnie pijaną kuglarkę do zamku. Może ze względu na jej sławę, a może przez fakt iż pamiętali że opuszczała zamek w towarzystwie krasnoludów?
Zresztą… maga zdrajcę już spalono, czego dowodem był stosik poczerniałych od żaru belek na środku dziedzińcu i sczerniałe zwłoki nadal przykute kajdankami do mocno nadpalonego pala.
Ten detal niezbyt zainteresował pijaną elfkę. Wszak co ją obchodziły kaprysy możnych w kwestii wystroju zamku?

Nie… jej uwaga skupiła się na jej celu, a tym była stajnia. Zamierzała tam dojść, mimo że dziedziniec zamkowy co rusz podsuwał jej kamienie do potknięcia! Co złośliwe miejsce ten Grauburg.
Niemniej jej wysiłki zostały zakończone sukcesem. Dotarła do stajni! A tam już czekał jej wozik i łóżko i…
Nagle oczy Eshtelëi rozszerzyły się w zaskoczeniu i przerażeniu. Dostrzegła bowiem światło w okienka jej wozu. Światło oznaczające tylko jedno. Złodziej rabował jej skarby!

Powiedzenie, że na ten widok od razu wytrzeźwiała, byłoby dużą przesadą. Bo tak się nie stało i nadal lekko się chwiała na nogach, a uciekający wzrok starała się skupić na okienku własnego wozu.
Co za skandal! Złodziej w zamku! Najpierw strzygi, potem Pierworodny i gremliny, a teraz jeszcze to! Czy strażnicy w tym miejscu naprawdę nie potrafią dopilnować bezpieczeństwa mieszkańców?! Kto to widział, aby tak po prostu pozwolić, aby ktoś sobie przyszedł z zewnątrz i grzebał w cudzych rzeczach! I to w jej rzeczach! Wielkiej Artystki i Sztukmistrzyni Docenianej Przez Wielkiego Hrabiego! Nie-do-pu-szcza-lne!

Rozejrzała się wściekle po stajni, ale nikogo nie dostrzegła oprócz koni poustawianych w swych boksach. Nie były jej w tym momencie zbyt pomocne. Musiała więc wziąć sprawę w swoje ręce. Znowu!
Nie była z tych, co to ukrywają swoją obecność i się skradają. A już na pewno nie w takim stanie, w jakim teraz była. Nogi nie do końca chciały z nią współpracować, więc wchodzenie po schodkach przypominało wspinanie się na najwyższy szczyt górski. I pewnie trwało równie długo.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem