Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 03:52   #93
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tak jak karczemne trunki wzniecały płomienie po wlaniu do ognia, tak samo przepite piwo czyniło magię Eshte trochę.. cóż, niekontrolowaną. Zatem kiedy dotarła już do drzwiczek, w planach miała stanięcie w swych płomieniach, coby przestraszyć i pogonić bezczelnych intruzów. Kopniakiem otworzyła wejście do swego wozu.

-Csooo tu ssssię wyprawia! Pozzzabijam! -warknęła mocno niewyraźnie, bo i język jej się plątał z wiadomych powodów. Zaś zamiast ognia mającego objąć jej postać, ręce lub przynajmniej jedną z nich, na wyciągniętej dłoni kuglarki pojawił się gołąb. Mało przerażający, bo nadal będący zaledwie zaspaną kulką białego pierza.

- Witaj kochanie, co tak późno. Znowu się szlajałaś po karczmach zamiast szykować jedzenie dla swego męża? - takie to sarkastyczne słowa wypłynęły z ust złodzieja, którym okazał się Ruchacz. Co prawda nic nie kradł (no chyba że schował w kieszeni jakiś fragment bielizny, bo takie to chore fantazje miewają bogacze), a przy świetle olbrzymiego świetlika porządkował wóz kuglarki.
Robal unosił się tuż nad nim.




I służył za ruchomą latarnię. Również niezbyt był przestraszony wkroczeniem pijanej elfki.
-Doprawdy co… za bajzel. Jak ty możesz tu żyć.- stwierdził cierpiętniczo Tancrist. I przyłożył palec do ust.- I ciszej proszę. Twoja wróżka już śpi. Nie chcemy żeby się obudziła i zaczęła fruwać podekscytowana. Nie chcemy żeby zrobiło się pomiędzy nami romantycznie.

Jęk wydobył się z ust kuglarki, jak gdyby nagle żołądek jej się przekręcił i miała zwymiotować na podłogowe deski wozu. Nie było to dalekie od prawdy. Bowiem nie powinna była wykonywać tak gwałtownych ruchów, a i widok tego starego zboczeńca również wywoływał u niej mdłości.

Strzepnęła z dłoni zaspanego gołębia, który leniwie wzleciał w powietrze i usiadł nieopodal w barłogu materiałów, gdzie znów sobie grzecznie zasnął.
-A Ty tu po... po czso? -Eshte z gniewem zwróciła do czarowników mnożących jej się przed oczami. Obrzydliwość. Już jeden Thaneeekryyyst sprawiał problemy, a co dopiero kilku. Zaś widząc z jaką lekkością dotyka on sobie jej własności, biedna elfka załamała ręce -I co robiszszszszszsz z moimi rzeczami? Czy ja wchoooooodzę do Two...Twojeeego domu i grzrzrzrzebię w Twoooich rzrzeczach?
Już wolałaby złodzieja.

- O ile dobrze pamiętam… i o ile wiem, to tak… To właśnie zrobiłaś w mojej komnacie.- stwierdził wprost Tancrist z bezczelnym uśmieszkiem. Po czym uniósł palec w górę dodając.- Poza tym… po pierwsze: na razie to jest NASZ dom. A po drugie: zniknęłaś z zamku, więc gdzie niby miałbym szukać jeśli nie tu?
Zamyślił się wyraźnie pocierając podbródek i przyglądając elfce.- No i przydałaby mi się twoja odpowiedź. Hrabiowie nie grzeszą cierpliwością, a ten chce wyruszyć jak najszybciej do swoich włości.

To było zbyt wiele słów dla jednej, pijanej elfki. Wymagały od niej zbyt wiele skupienia, którego teraz, z wiadomych powodów.. zwyczajnie nie miała. Przez chwilę zezowała na Thaaneeekryyysta próbując zrozumieć czego on właściwie od niej chciał. W końcu wyciągnęła rękę i wycelowała w niego palcem wskazującym. No, mniej więcej w niego. Prawie trafiła.

-MÓJ dom -powiedziała stanowczym tonem, po czym zamaszystym ruchem pokierowała rękę w bok. Niewiele brakowało, a sama by się od tego przewróciła. Na szczęście tylko lekko się zachwiała -Ty mieszkaszszszszszsz w zameczku, jak przystało na grzgrzecznego szluch.. slach.. szusz... -nigdy wcześniej nie myślała o tym, jak trudne było to słowo. Mogła je sobie ładnie powtarzać w głowie, układać kolejne każdą literkę, ale usta nie chciały współpracować. Także i język się straszliwie plątał. Dlatego tylko od niechcenia machnęła ręką - No, tego tam, o. Wieszsz?

-Nasz dom kochanie… nazwałaś mnie swym mężem? Pamiętasz?
- podszedł do niej, tak że musiała powstrzymać jego marsz dłonią i nagle palec elfki dźgał jego tors, oraz zaczął po nim wodzić. Nagle atmosfera zrobiła się cieplutka, bo uszy elfki zaczęły się czerwienić. Czaruś był zdecydowanie za blisko, zapach jego pachnideł zaczął ją otaczać i kusić do wtulenia się w tą żywą poduszkę. Co prawda nie bała się Taaanekrysta, ale zaczęło się robić… romantycznie. Zwłaszcza gdy zwracał się do niej czule, choć z ukrytą w słowach kpiną.

- Skoro więc utknąłem z tobą, moja droga żonko, to możemy wypróbować twoje łóżko. - stwierdził ironicznie czarownik zerkając za siebie, gdy palce dłoni elfki zaczęły mimowolnie wodzić po jego torsie.

Eshte zwyczajowo nic sobie nie robiła z gróźb czarownika i tylko prychnęła pogardliwie, przy okazji trochę się opluwając. Przetarła dłonią wargi.
-Pfffft. Głupi jesteszszszsz -burknęła cofając gwałtownie rękę od jego torsu. Pijana była, nie miała teraz głowy do jakichś romansów. Zresztą, nigdy nie miała.
Niewiele było miejsca w wozie. Nie była to przecież obszerna komnata w zamku, ale elfce udało się obejść czarownika mocno chwiejnym krokiem, jak gdyby była piratem na kołyszącym się statku, a nie artystką we własnym domku na czterech kółkach. Kapelusz z głowy zdjęła i palcami przeczesała niesforne kosmyki włosów -Niektóre artystki lub.. lubią takich naddd.. nagddooo.. no.. prześladowców wielbiących ich talent. Ale ja nnnnn...

Ojoj.. elfka już na co dzień miewała skupienie podobne małemu dziecku i podobnie łatwo zmieniała cele swej uwagi. Po wielu, wielu kuflach piwa była tak samo, a może nawet gorzej. W tym momencie akurat spojrzenie jej oczek padło na robala unoszącego się u powały. I z jakiegoś powodu ten widok wyraźnie ją rozbawił, bowiem zarechotała sobie pod nosem - Dupa mu się świeci.
A potem podskoczyła i machając kapeluszem w powietrzu, spróbowała złapać skrzydlatego intruza. Albo przynajmniej jednego z nich, uh.

Świetlik był teraz zwinniejszy i biedna elfka machała kapeluszem bez wielkiego sukcesu, podczas gdy czarownik spojrzał na nią wzruszając ramionami i dodając sarkastycznie.- Nie przesadzaj z tym wielbieniem. Bowiem zamierzam spać w twoim łóżku, a nie na podłodze. Twoja zaś obecność w nim jest… opcjonalna.

Tancrist podszedł do dziewczyny skupionej na łapaniu robaczka, pochwycił ją w pasie i stanowczo położył zaskoczoną i wierzgającą elfkę do łóżka, siadając potem przy niej niczym ojciec przy córeczce.
-A teraz zamknij ślepka i śpij. Zgaszę robaczka.- i tak samo po ojcowsku się odezwał.

-Tszekaj..
-z tym słowem na ustach elfka zamarła na łóżku. Jej rozumek nie miał teraz łatwo zadania, kiedy przecież cały wóz zdawał się kołysać, a w miarę logiczne myśli cały czas umykały z jej zasięgu, lecz mimo to starała się jakoś ogarnąć całą tę sytuację. Nawet pojawiła się w jej roztrzepanej główce bardzo nieśmiała iskiereczka zrozumienia.

-Czy.. żbyśmy już wyjechali z miasssta? Dlatego nie możżżżesz wrócic do swojej sypialenki? -zapytała zaskoczona, bo nie przypominała sobie siadania na przedzie wozu i wyjeżdżania ze stajen, a co dopiero z przeklętego Grauburga. Chyba zapamiętałaby tak cudowny moment, prawda? Ale jeśli jednak nie pamiętała, to.. to nasuwało się tylko jedno wytłumaczenie. I od niego aż usiadła gwałtownie, głową prawie uderzając o niewysoką powałę wozu -Czy teraz jeźemy? Kto prrropowadzi?

-Mój gryf, zmieniłem go w woźnicę.
- wyjaśnił żartobliwie czarownik kłamiąc i zaczął się rozbierać, co mimowolnie przyciągało ślepka pijanej elfki. W półmroku podkreślanym przez światło świetlika, ciało Czarusia wydawało się takie jakieś… kuszące. Te linie na jego ramiona i torsie. Ten widok budził dziwne ciepełko w podbrzuszu Eshte, suchość w gardle i pokusę, by dotknąć tych jego tatuaży. I podążyć paluszkiem tam gdzie ją zaprowadzą. Tancrist nie rozebrał się jednak cały. Obnażył jedynie do pasa i zaczął ładować do jej łóżka powoli.

-Nieeeeeeee.... -jego żart przeraził Eshte nie na żarty, a gdyby nie była tak mocno przyćmiona całym wypitym niedawno piwem, to podobnie zareagowałaby też i na jego nagość, nawet jeśli tylko częściową. W jej aktualnym stanie, czarownik równie dobrze mógłby stanowić jakąś okropną, pijacką iluzję. Zdecydowanie miewała przyjemniejsze.

-Ten zwieeeeerz znowu nas wywiesiesie na jakieś zaduuuupie.. do laaasu.. ja nieeee chcęęęęę...-wybełkotała w panice i w przeciwieństwie do Ruchacza, ona zaczęła się gramolić z łóżka. A raczej próbować. Dużo w tym było mało skoordynowanego machania rękami, czym trochę upodabniała się do bardzo niezręcznego pająka lub ośmiornicy. Dłońmi jakoś na ślepo próbowała się podeprzeć ścian i łóżka, naturalnie trafiając przy tym w postać mężczyzny. Byłaby się oburzyła czując pod palcami jego nagi tors, jednak teraz niezbyt się tym przejęła. Nie.. nie skojarzyła co się działo.
W pewnym momencie najwyraźniej się zmęczyła tą wędrówką, bowiem zwisła bezwładnie przez kraniec łóżka. Gdzieś tam z okolic opadającej głowy dobiegło jęknięcie wspaniałej artystki -Umieram..

-I narodzisz się na nowo jak feniks. Tyle że jutro.
- Tancrist pochwycił elfkę przyciągnął do siebie i przytulił.-[i] A teraz śpij, bo dostaniesz klapsa… albo całusa.

-Nie jessssdem.. kurczakiem... -burknęła elfka rezolutnie po tym, gdy świat już przestał wirować jej przed oczami. Mimo to malowane na suficie kwiaty nijak nie chciały przestać falować w swym pijackim tańcu i tylko przyprawiały ją mdłości, jak gdyby znajdowała się na statku płynącym po wzburzonym morzu.
To sprawiło, że w końcu pozwoliła całkiem opaść swoim powiekom, choć co dopiero jeszcze walczyła z ich ciężarem. Ciemność jednak przyniosła ulgę i powstrzymała żołądek przed wywróceniem się na drugą stronę.

Kiedy już zasnęła, co nastąpiło prawie błyskawicznie, to pijana Eshte spała w taki sam sposób, w jaki wiodła swe życie - brawurowo.
Długie kończyny rozkładała we wszystkie strony, zupełnie nic sobie nie robiąc z obecności Thaaneeekryyysta w tym samym łóżku. Sam się o to prosił. Ona go nie zapraszała do swojego domku na kółkach.




* * *




I znowu biednej kuglarce śniły się koszmary, choć gdy sen ją trzymał w swych objęciach bynajmniej nie rzucała się ze strachu. Coś tam chichotała pod nosem i kręciła się mrucząc.

Bo też Eshte ze snu zmieniła się w królową chochlików w jedwabnych szatkach. Chochliki owe, małe i korpulentne bobaski, z owadzimi skrzydełkami i gołym oraz świecącymi na żółtko dupkami, zajmowały się nią. Podawały jej słodkie owoce i jeszcze słodsze wino. Szeptały jej komplementy do uszu. Jaka to ona piękna, potężna, powabna, najwspanialsza artystka i przepotężna magini. Gdzie Ruchaczowi do niej… czy nawet Pierworodnemu. A to że mordki miały identyczne i strasznie… podobne do pewnego natrętnego czarownika, to śniącej elfce to nie przeszkadzało. Tak jak i nie przeszkadzało to, że jedne chochliki zaczęły jej trefić włosy… inne zaś lizać ręce, bose stopy, szyję. Dziwne to było zachowanie chochlików, choć... nie aż tak bardzo, zważywszy czyją mordkę miały. Dziwniejsze jednak było to, że kuglarkę te dziwne hołdy nie deprymowały. Wprost przeciwnie… pragnęła ich więcej, tych egzotycznych pieszczot. Rozkosznych muśnięć języka na swej skórze.

- Pocałuj…- mruknęła będąc na skraju snu i jawy. Coś poruszyło i mruknęło.- Dobrze.
I poczuła pocałunek na czole całkiem wybudzający skacowaną elfkę z sennej krainy. Wtedy to zorientowała się, że ta miękka ciepła poducha pachnąca Thaaneekrytem do której się tuliła z przyjemnością jest w rzeczywistości Ruchaczem właśnie. I to on ją pocałował, gdy o to poprosiła!

-Eh? -mruknęła elfka, w swym rozespaniu nie potrafiąc jeszcze rozpoznać granicy pomiędzy rzeczywistością płatającą sobie z niej obrzydliwe figle, a ciągle trwającym, parszywym koszmarem sennym. Zupełnie nie potrafiła zrozumieć co się właśnie wydarzyło. I może.. tak było lepiej.
Ale przecież nie mogła przeleżeć całego dnia z zamkniętymi ze strachu oczami. Na domiar złego czuła przy sobie jakieś.. ciepło. Ciepło drugiego ciała, co miała nadzieję było tylko wytworem jej wyobraźni. Tak samo jak obca skóra, którą czuła pod palcami. Czy to na pewno był tylko koszmar, czy...
-Eeeeeeeh?! -zakrzyknęła po otwarciu oczu.
Mężczyzna w jej łóżku! Mężczyzna w jej wozie! Świat się kończy!

Wbrew temu co sobie myślał Ruchacz, ona nie była jakąś niewinną elfką niewydymką i z całą pewnością nie bała się mężczyzn! Ba, nawet miała w swoim życiu wątpliwe przyjemności zobaczenia kilku z nich nago, a chociaż nie miała nic przeciwko klejnotom, to te akurat zdecydowanie nie zachęcały do podkradnięcia. Obrzydliwość i tyle. Problemem nie była jakaś jej wstydliwość, ale po prostu.. niechęć do dzielenia się z kimkolwiek swoim domkiem na kółkach! Nigdy nikogo w nim nie gościła! I wcale nie chciała teraz zacząć, szczególnie że trafił jej się najgorszy z możliwych gości.

-Co Ty tu robisz, do ku... - warknęła, jednocześnie gwałtownie zrywając się i próbując usiąść na łóżku, możliwie jak najdalej od półnagiego intruza. Nie był to najlepszy z jej pomysłów. Odezwało się przepite wczoraj morze piwa, które przy tym nagłym ruchu uderzyło Eshte kolejnymi falami bólu rozsadzającego jej czaszkę. Z tego powodu cisnące się na usta przekleństwo przeobraziło się w głośny jęk cierpienia. Kuglarka z powrotem opadła na barłóg złożony z koców i poduszek, a jedną z tych ostatnich pochwyciła w dłonie i przycisnęła do swej eksplodującej czaszki. Thaaneeekryyyst w łóżku i kac, nie mogła sobie wyobrazić gorszej pobudki.

- Ja? Śpię… i proszę mi nie przeszkadzać. Nie jest tu wygodnie z taką współlokatorką.- mruknął czarownik nie zamierzając opuszczać jej łoża obracając się plecami do niej. - I tu mieszkam, tak długo jak… będę twoim mężusiem.
Ziewnął głośno dodając. - I nie dramatyzuj tak. Twoja cześć jest nietknięta. Zresztą kto by się tam pokusił na zalaną w trupa elfkę.
I ignorując jej dramaty i bóle gadał dalej cicho.- O ile się orientuję nadal chcesz ruszać z tym hrabim, tak? Czy już ci się odmieniło?

Ah.. nagle wszystko się rozjaśniło w zaćmionym umyśle elfki. Powróciły szczegóły poprzedniego dnia, które piwo zręcznie odepchnęło w niepamięć. Przypomniała sobie o swym kłamstewkie, o krzykach Paniuni, o bezczelnych wtargnięciu czarownika do łaźni, o kuszącej propozycji hrabiego, która wiązała się z udawaniem żony tego tutaj Ruchacza.. nieświadomość była taka słodka!

-..wczoraj nic nie mówiłeś o tym, że.. będę musiała z Tobą dzielić mój wóz.. -wymamrotała Eshte gdzieś spod miękkiej poduszki, która dawała jej schronienie przed całym światem i jego kaprysami. A nie zapowiadało się, aby opuszczenie Grauburga miało być końcem jej problemów -Są miejsca, gdzie.. małżeństwa wcale nie dzielą łoża.. bo nie wypada..

- Ciekawe gdzie są owe małżeństwa. Oświeć niedouczonego prostaczka.
- zripostował ironicznie czarownik i obrócił się twarzą do bardki.- A poza tym… “dzielenie łoża” oznacza co innego niż myślisz.
Usiadł w końcu w łóżku i dodał pocieszająco.- Jestem twoim…- głośne westchnienie.-... mężem. Więc logicznym będzie iż sypiam w twoim wozie. Ale nie martw się, tylko spać planuję. Nie będzie żadnych umizgów i jakoś przecierpimy to do jego włości. Lub do czasu aż pozbędę się malunku z twej szyi.
Przeciągnął się dodając.- A i przy okazji paru lekcji magii ci udzielę, bo taki Dziki Ogień jak ty, może przyciągnąć kolejne ćmy w rodzaju Pierworodnego, więc winnaś choć odrobinę radzić sobie z nimi.

No tak. Nie dość, że będzie musiała znosić tego zboczeńca w roli swojego fałszywego męża, ale jak gdyby to jeszcze nie było wystarczającą karą ( i to za nic! ), będzie jeszcze zmuszona słuchać jego zarozumiałości i bycia traktowaną jak uczennica. Czy zapłata za występy przed hrabią naprawdę była warta takich cierpień? Cóż, Eshte była pazerną osóbką.

-Z tego co zauważyłam.. to ten Dziki Ogień przyciąga tylko jedną ćmę. Bardzo nadgorliwą, która ciągle kręci mi się koło nosa odkąd przybyłam do Grauburga -powoli zsunęła poduszkę, by móc sponad niej spojrzeć z rozdrażnieniem na ową ćmę w ludzkiej skórze - Masz może jakieś swoje czary mary na pozbycie się takiego robala? Teraz mi się nawet w moim wozie zalągł.

- I tak to mi dziękujesz za rozwiązywanie TWOICH problemów, za ratowanie TWOJEJ skóry podczas bitew i za opiekowanie się TOBĄ, gdy chorowałaś?
- nadąsał się Tancrist splatając ręce na wytatuowanej ( i dość muskularnej, co mimowolnie zauważyła kuglarka) klatce piersiowej. - To nie jest tak, że jestem zadowolony z tego, że zamiast odpoczywać na komnatach, muszę gnieździć tutaj. I to nie ja rozgadałem wszędzie że mam żonę. Tylko ty…
Przypomniał jej patrząc dosłowne i w przenośni z góry.- Wyyyybacz więc księżniczko, że ci włości najeżdżam, ale sama to sobie wykrakałaś. Nie miej więc pretensji do mnie. Trzeba było myśleć, zanim się otworzyło usta.

Eshte tylko prychnęła słyszące te wszystkie zarzuty wobec swojej wspaniałej osoby. Już się przyzwyczaiła, że nic innego nie padało z ust Thaaaneeekryyysta.
-A Ciebie to kto mianował moim rycerzykiem, co? Jakoś przez wiele lat radziłam sobie całkiem sama w moim podróżach, więc chyba Twoja opieka nie jest mi aż tak niezbędna - urażona duma dodała jej trochę sił tego parszywego poranka. Podniosła się więc odrobinę, aby palcami móc nieznacznie rozsunąć kolorowe zasłonki przesłaniające niewielkie okienko przy łóżku. Syknęła na widok nagłej jasności.

-Poza tym jeszcze nawet nie opuściliśmy zamkowych stajen - burknęła i jednym ruchem ręki z powrotem otuliła ich przyjemnym półmrokiem. Następnie dłonią przeczesała artystyczny chaos swoich włosów, ale tylko porządna kąpiel lub mocny grzebień mogły poskromić te kosmyki sterczące we wszystkich kierunkach -Mogłeś więc spokojnie spędzić noc w swoim pięcioosobowym łożu, zamiast panoszyć się po moim wozie.

- Mógłbym… ale ty zaginęłaś, bo polazłaś pić z jakimiś krasnoludami.
- przypomniał jej czarownik kładąc się i spoglądając w kolorowy sufit, a potem na elfkę. - Wiesz… wyglądasz uroczo z tym artystycznym nieładem na głowie.
Odetchnął głęboko wracając do kontemplacji sufitu i dodał.- Wiedziałem, że wrócisz do wozu, dlatego tu się udałem. I czekałem. Wróciłaś tak pijana, że… zastanawiam się czasem jak sobie radziłaś wcześniej… sama. Musiało być ci ciężko.

Było… zwłaszcza na początku. Potem było lepiej, ale życie podróżującej samotnie kobiety nigdy nie bywało usłane różami. Niemniej Ruchacz nie musiał tego wiedzieć.

-No, Ty byś sobie nie poradził. Zostałbyś zjedzony w pierwszym miejscu, w którym nie mógłbyś zabłysnąć swoim szlachciurskim pochodzeniem. Ale mnie.. - nastroszyła krnąbrnie piórka, co w przypadku Eshte oznaczało wypięcie piersi pod wymiętolonym ubraniem, które pośmierdywało fajkowym zielem i pamiętało najróżniejsze taneczne ekscesy, jakich elfka się dopuściła wczoraj w karczmie - Mnie wszyscy uwielbiają.

Tak, uwielbiają. Kiedy akurat nie chcą jej spalić na stosie, okraść ( ha, ciekawe z czego! ), zgwałcić, zabić, albo dołączyć do swojego haremu. Chociaż to ostatnie nawet można byłoby uznać za pewien rodzaj uwielbienia. Bo przecież Pierworodny upatrzył sobie właśnie ją, nie jakąś inną. To brzmiało o wiele niż myśl, że po prostu mu się napatoczyła.

-No tak. Ja bym sobie nie pora…- zaczął ironicznie Ruchacz, ale nie zdążył jej rozwścieczyć kolejnymi złośliwymi uwagami.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem