Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 21:19   #51
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXII. Kulturalna schadzka


Alicja krzyczała w Krainie Dziwów, a potem krzyczała w swoim łóżku. Przebudziła się zdezorientowana, spoglądając na własny sufit. W pokoju, w całym domu było cicho. Tylko jej własny, przyspieszony oddech wdzierał się w tę głuchość tak, jak męskość Kapelusznika wdarła się do jej wnętrza... Dziewczyna poczuła jak jej policzki pąsowieją na samo wspomnienie. Spróbowała się poruszyć i dopiero teraz uzmysłowiła sobie jak mocno zaciska uda, a między nimi trzyma dłoń, której palec...
Jęknęła wystraszona i pospiesznie cofnęła rękę. Nie czuła jednak już tego niepokoju, zamiast tego jej bieliznę wypełniła dziwna lepkość. Czyżby osiągnęła to spełnienie, o którym służące szepczą czasem, gdy myślą, że nikt ich nie słyszy? Ale przecież była sama, Kapelusznik to tylko jej wyobraźnia! Alicja znów opadła głową na poduszkę, czując mętlik. Jej oddech powoli się uspokajał. Serce przestawało łomotać, wracając do normalnego rytmu. Przebudziła się o tej dziwnej porze świtu. Już nie noc, ale jeszcze nie w pełni dzień. Dom też się obudził. Słyszała kroki na podłodze korytarza, a potem głos matki za drzwiami.
- Czy wszystko w porządku Alicjo?
Czyżby krzyknęła aż tak głośno?
Ile mogła słyszeć? Przerażona dziewczyna z ledwością wyjąkała.
- Mia... miałam zły sen... ale już dobrze... matko.
- Na pewno? Niczego ci nie trzeba? - Jak każda matka, Lorina potrafiła być nadopiekuńcza.
“Mężczyzny” - pomyślała Alicja i aż musiała odkaszlnąć.
- Nie mamo, już się obudziłam. Możesz dalej spać. - Powiedziała po chwili potulnie.
- Dobrze - ustąpiła. - Zobaczymy się na śniadaniu.
- Tak, matko. - Odpowiedziała Alicja, na powrót zakrywając się pierzyną i patrząc w sufit. Czuła, że ona sama już nie zaśnie na pewno. Miała rację. Starała się zatem jakoś zabić czas do chwili, kiedy będzie musiała wstać i się ubrać. A potem już jakoś pójdzie.

Przy porannym posiłku Alicja starała się za bardzo nie spoglądać w kierunku matki, która doszukiwała się w wyglądzie i zachowaniu córki jakichś złych oznak. Koszmary mogły przecież dowodzić psychicznego rozchwiania, a jego konsekwencją pewnie byłaby wizyta u doktora Bumby’ego. Na szczęście ogrodnik Tom przyniósł na śniadaniowy stolik kilka listów, które pozwoliły dziewczynie czymś się zająć. Prawie wszystkie były korespondencją służbową, z jednym wyjątkiem zaadresowanym z Hampshire. W nocy miała taki sen, a tu w dzień przychodzi liścik od Reginalda.
- Jeszcze herbaty? - zapytała matka.
Alicja wysiliła się, by się uśmiechnąć.
- Dziękuję, matko. - Powiedziała, odkładając kopertę pomiędzy pozostałe listy. Planowała przeczytać list dopiero będąc w samotności. Na szczęście Lorina nie doszukała się niczego niepokojącego i wkrótce się odprężyła. Koniec posiłku wiązał się dla Alicji z obowiązkiem sprzątnięcia ze stołu, zaś dla jej matki powrotem do jej własnych obowiązków. Wkrótce dziewczyna została sama. Odetchnęła i zamiast chwytać za talerzyki, od razu zabrała się do otwierania koperty od Reginalda. Rozłożyła papier i przeczytała co następuje.

Cytat:
Chwała Ci Heroiczna Alicjo, chlubo rodu Liddell

Twoje biuro jest znacznie ładniejsze od mojego. Mniej zagracone i schludne. Widać też dobre rzemiosło w meblach, kiedy moje krzesło jest niewygodne a biurko chwieje się na krótszej nóżce. Muszę pod nie podkładać stare gazety, inaczej miałbym wrażenie że pracuję na huśtawce. Twój prezent traktuję jak cenny skarb, kazałem go sobie nawet oprawić. Jak w muzeum.
I to właśnie podpowiedziało mi, gdzie moglibyśmy się spotkać - w Muzeum w Południowym Kensington. Z gazety dowiedziałem się, że ostatniej soboty miesiąca odbędzie się dzień otwarty. Żaden ze mnie bogacz, więc darmowa rozrywka często zwraca moją uwagę. Są też tego inne pozytywne strony. W dużym tłumie nie zwracalibyśmy niczyjej uwagi, a miejsce nie tylko publiczne, ale i kulturalne zapewni ci bezpieczeństwo reputacji.
Żaden też ze mnie uczony ani arystokrata, toteż przewodnikiem będę marnym. Jeśli mogę być szczery, liczę że to Ty pokażesz mi najciekawsze eksponaty i wyjaśnisz skomplikowane wynalazki. Jesteś przecież osobą oczytaną.
I wiem, że do końca miesiąca nie zostało wiele czasu. Pewnie nie zdążysz mi już odpisać przed dniem schadzki. Robię to celowo. Jeśli nie przyjdziesz, będę mógł sobie tłumaczyć, że powstrzymały Cię niemożliwe do przesunięcia plany, a nie to, że Cię znudziłem.

Twój gotowy do drogi,
Reginald Hargreaves

P.S. Z pewnością siebie Ci do twarzy. Kibicuję gorąco, by się to nie zmieniło.
“Schadzka”, napisał “schadzka”. Alicja znów zarumieniła się aż po korzonki włosów. Jeszcze raz przeczytała list. Nie powinna się zgadzać... ale chciała. Ubóstwo, o którym pisał Reginald, trochę ją przerażało, ale i fascynowało. Choć na myśl, ze to ona miałaby za niego płacić na przykład kupując jakieś łakocie, robiło jej się dziwnie. Może wcale aż tak biedny nie jest? A co jeśli kupi jej łakocie, przez co potem będzie musiał oszczędzać na własnym jedzeniu?
Te i inne myśli zalewały jej blondwłosą głowę. Zupełnie zapomniała o zastawie, przechadzając się z jednego kąta pomieszczenia w drugi. W końcu zastała ją tak pani Proust, która wyszła z kuchni.
- Czy dobrze się panienka czuje? - czemu wszyscy ją o to dzisiaj pytali.
Dziewczyna poczuła złość, lecz szybko uświadomiła sobie zaniedbane obowiązki.
- Tak. Ważny list z pracy. Ale już sprzątam. - Starała się nie warczeć.
- To do pracy, panienko - starsza kobieta klasnęła w dłonie. - Poczyta panienka później.
Tym sposobem Alicja miała o czym rozmyślać podczas monotonnego zmywania. Spotkanie w muzeum… schadzka nawet. Z kim miałaby tam pójść? Znowu z Bertą? A co, jeśli zacznie plotkować? Miały swoje wspólne tajemnice, ale gdyby coś chlapnęła, to Liddellówna miałaby kłopoty. Z koleżankami ze szkółki pani Proppery? A może… sama? To w końcu było muzeum, a nie restauracja czy teatr. Nie byłoby niczego niestosownego w samotnym podziwianiu sztuki.
Myśląc o tym, jaki ma znaleźć pretekst, uświadomiła sobie, że już właściwie się zdecydowała. Postanowiła więc, że przy obiedzie zapyta rodziców czy pozwolą jej wybrać się do muzeum.


- Samej? A co jeśli ktoś będzie cię nagabywać? - denerwowała się matka, po tym jak po podwieczorku Alicja zamieniła swe postanowienie w czyn.
- A kto ma mnie nagabywać w muzeum, mamo? Kustosz? Woźny? - dziewczyna spróbowała uśmiechnąć się swobodnie, choć była teraz kłębkiem nerwów.
- Lorino, do muzeów chodząc osoby stateczne i kulturalne, nie jacyś nieokrzesańcy. Alicji nic się nie stanie - ojciec stanął po jej stronie.
- A woźny? Czy to jest osoba stateczna i kulturalna? - matka nie przestawała szukać dziur w całym.
- Mamo, ale tam będzie pełno ludzi. Sami artyści i arystokraci. Więcej niż przez rok spotkam w kościele! - Alicja zahaczyła o stały spór z matką, dlaczego nie chodzi na niedzielne nabożeństwa. Ta się naburmuszyła, ale w końcu ustąpiła.
- Niech już będzie. Ale o szóstej masz być w domu. I zawiezie cię nasz stajenny.
- Dziękuję matulu. - Alicja uśmiechnęła się pięknie, choć perspektywa spotkania z przystojnym sportowcem wprawiła ją w inny rodzaj nerwowości.
- Skoro tak bardzo unikasz przyjęć, to chociaż w ten sposób zażyj kultury - skwitowała. Henry tylko uśmiechnął się na to ostatnie słowo swojej żony.


Sobota nadeszła szybciej, niż można się było spodziewać. W piątek lało jak z cebra, ale w weekend ładnie się rozpogodziło. Pogoda pozostawała jednak chłodna i Alicja stanęła przed dylematem jak się ubrać.
Po kilku... kilkunastu kreacjach wreszcie zdecydowała się ubrać coś, w czym czułaby się prawdziwa - delikatną, błękitną sukienkę. Cechowała się ona dziewczęcym krojem, choć dekolt... zdecydowanie mógł być już postrzegany jako kuszący.


Do sukienki miała zrobiony też niewielki kapelusik obszyty koronką, lecz na jego widok panna Liddell tylko się zarumieniła i zrezygnowała z tej ozdoby, pospiesznie chowając ją do szafy. Na podróż potrzebowała jeszcze jakiegoś wierzchniego okrycia. W przeciwnym wypadku zmarzłaby w powozie, toteż zarzuciła na ramiona grubą, ozdobioną na ściegach srebrną nicią granatową chustę. Tak przyszykowana była gotowa do drogi. Will czekał punktualnie na podjeździe domu. Rozglądał się trochę, gdy Alicja wyszła z domu, jakby spodziewał się, że zobaczy też Bertę, ale jeśli był rozczarowany to zachował to dla siebie. W drodze nie ośmielał się odzywać do chlebodawczyni, przez co tej towarzyszyły tylko myśli. Jak ona w ogóle odnajdzie Reginalda w takim tłumie? I czy to był w ogóle dobry pomysł? Czy powinna się z nim spotykać? No i czy da radę opowiedzieć mu cokolwiek ciekawego? Podążając biegiem myśli Alicja poczuła chęć skrycia się w swoim pokoju z nosem w jakiejś książce. Na to było już jednak za późno. Wjeżdżali juz bowiem do Południowego Kensington. Uch, muzeum sztuki, nauki i rzemiosła artystycznego. Reginald pracował w fabryce, to już on wiedział więcej o rzemiośle.
Powóz zatrzymał się przed budynkiem. Już sam front przytłaczał rozmiarem. Fryz nad wejściem prezentował w antycznym stylu królową Wiktorię z dnia otwarcia muzeum dla obywateli.


To była ostatnia szansa, żeby uciec. Rozmyślić się. Znaleźć jakąś wymówkę.
 
Zapatashura jest offline