Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2018, 21:19   #51
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXII. Kulturalna schadzka


Alicja krzyczała w Krainie Dziwów, a potem krzyczała w swoim łóżku. Przebudziła się zdezorientowana, spoglądając na własny sufit. W pokoju, w całym domu było cicho. Tylko jej własny, przyspieszony oddech wdzierał się w tę głuchość tak, jak męskość Kapelusznika wdarła się do jej wnętrza... Dziewczyna poczuła jak jej policzki pąsowieją na samo wspomnienie. Spróbowała się poruszyć i dopiero teraz uzmysłowiła sobie jak mocno zaciska uda, a między nimi trzyma dłoń, której palec...
Jęknęła wystraszona i pospiesznie cofnęła rękę. Nie czuła jednak już tego niepokoju, zamiast tego jej bieliznę wypełniła dziwna lepkość. Czyżby osiągnęła to spełnienie, o którym służące szepczą czasem, gdy myślą, że nikt ich nie słyszy? Ale przecież była sama, Kapelusznik to tylko jej wyobraźnia! Alicja znów opadła głową na poduszkę, czując mętlik. Jej oddech powoli się uspokajał. Serce przestawało łomotać, wracając do normalnego rytmu. Przebudziła się o tej dziwnej porze świtu. Już nie noc, ale jeszcze nie w pełni dzień. Dom też się obudził. Słyszała kroki na podłodze korytarza, a potem głos matki za drzwiami.
- Czy wszystko w porządku Alicjo?
Czyżby krzyknęła aż tak głośno?
Ile mogła słyszeć? Przerażona dziewczyna z ledwością wyjąkała.
- Mia... miałam zły sen... ale już dobrze... matko.
- Na pewno? Niczego ci nie trzeba? - Jak każda matka, Lorina potrafiła być nadopiekuńcza.
“Mężczyzny” - pomyślała Alicja i aż musiała odkaszlnąć.
- Nie mamo, już się obudziłam. Możesz dalej spać. - Powiedziała po chwili potulnie.
- Dobrze - ustąpiła. - Zobaczymy się na śniadaniu.
- Tak, matko. - Odpowiedziała Alicja, na powrót zakrywając się pierzyną i patrząc w sufit. Czuła, że ona sama już nie zaśnie na pewno. Miała rację. Starała się zatem jakoś zabić czas do chwili, kiedy będzie musiała wstać i się ubrać. A potem już jakoś pójdzie.

Przy porannym posiłku Alicja starała się za bardzo nie spoglądać w kierunku matki, która doszukiwała się w wyglądzie i zachowaniu córki jakichś złych oznak. Koszmary mogły przecież dowodzić psychicznego rozchwiania, a jego konsekwencją pewnie byłaby wizyta u doktora Bumby’ego. Na szczęście ogrodnik Tom przyniósł na śniadaniowy stolik kilka listów, które pozwoliły dziewczynie czymś się zająć. Prawie wszystkie były korespondencją służbową, z jednym wyjątkiem zaadresowanym z Hampshire. W nocy miała taki sen, a tu w dzień przychodzi liścik od Reginalda.
- Jeszcze herbaty? - zapytała matka.
Alicja wysiliła się, by się uśmiechnąć.
- Dziękuję, matko. - Powiedziała, odkładając kopertę pomiędzy pozostałe listy. Planowała przeczytać list dopiero będąc w samotności. Na szczęście Lorina nie doszukała się niczego niepokojącego i wkrótce się odprężyła. Koniec posiłku wiązał się dla Alicji z obowiązkiem sprzątnięcia ze stołu, zaś dla jej matki powrotem do jej własnych obowiązków. Wkrótce dziewczyna została sama. Odetchnęła i zamiast chwytać za talerzyki, od razu zabrała się do otwierania koperty od Reginalda. Rozłożyła papier i przeczytała co następuje.

Cytat:
Chwała Ci Heroiczna Alicjo, chlubo rodu Liddell

Twoje biuro jest znacznie ładniejsze od mojego. Mniej zagracone i schludne. Widać też dobre rzemiosło w meblach, kiedy moje krzesło jest niewygodne a biurko chwieje się na krótszej nóżce. Muszę pod nie podkładać stare gazety, inaczej miałbym wrażenie że pracuję na huśtawce. Twój prezent traktuję jak cenny skarb, kazałem go sobie nawet oprawić. Jak w muzeum.
I to właśnie podpowiedziało mi, gdzie moglibyśmy się spotkać - w Muzeum w Południowym Kensington. Z gazety dowiedziałem się, że ostatniej soboty miesiąca odbędzie się dzień otwarty. Żaden ze mnie bogacz, więc darmowa rozrywka często zwraca moją uwagę. Są też tego inne pozytywne strony. W dużym tłumie nie zwracalibyśmy niczyjej uwagi, a miejsce nie tylko publiczne, ale i kulturalne zapewni ci bezpieczeństwo reputacji.
Żaden też ze mnie uczony ani arystokrata, toteż przewodnikiem będę marnym. Jeśli mogę być szczery, liczę że to Ty pokażesz mi najciekawsze eksponaty i wyjaśnisz skomplikowane wynalazki. Jesteś przecież osobą oczytaną.
I wiem, że do końca miesiąca nie zostało wiele czasu. Pewnie nie zdążysz mi już odpisać przed dniem schadzki. Robię to celowo. Jeśli nie przyjdziesz, będę mógł sobie tłumaczyć, że powstrzymały Cię niemożliwe do przesunięcia plany, a nie to, że Cię znudziłem.

Twój gotowy do drogi,
Reginald Hargreaves

P.S. Z pewnością siebie Ci do twarzy. Kibicuję gorąco, by się to nie zmieniło.
“Schadzka”, napisał “schadzka”. Alicja znów zarumieniła się aż po korzonki włosów. Jeszcze raz przeczytała list. Nie powinna się zgadzać... ale chciała. Ubóstwo, o którym pisał Reginald, trochę ją przerażało, ale i fascynowało. Choć na myśl, ze to ona miałaby za niego płacić na przykład kupując jakieś łakocie, robiło jej się dziwnie. Może wcale aż tak biedny nie jest? A co jeśli kupi jej łakocie, przez co potem będzie musiał oszczędzać na własnym jedzeniu?
Te i inne myśli zalewały jej blondwłosą głowę. Zupełnie zapomniała o zastawie, przechadzając się z jednego kąta pomieszczenia w drugi. W końcu zastała ją tak pani Proust, która wyszła z kuchni.
- Czy dobrze się panienka czuje? - czemu wszyscy ją o to dzisiaj pytali.
Dziewczyna poczuła złość, lecz szybko uświadomiła sobie zaniedbane obowiązki.
- Tak. Ważny list z pracy. Ale już sprzątam. - Starała się nie warczeć.
- To do pracy, panienko - starsza kobieta klasnęła w dłonie. - Poczyta panienka później.
Tym sposobem Alicja miała o czym rozmyślać podczas monotonnego zmywania. Spotkanie w muzeum… schadzka nawet. Z kim miałaby tam pójść? Znowu z Bertą? A co, jeśli zacznie plotkować? Miały swoje wspólne tajemnice, ale gdyby coś chlapnęła, to Liddellówna miałaby kłopoty. Z koleżankami ze szkółki pani Proppery? A może… sama? To w końcu było muzeum, a nie restauracja czy teatr. Nie byłoby niczego niestosownego w samotnym podziwianiu sztuki.
Myśląc o tym, jaki ma znaleźć pretekst, uświadomiła sobie, że już właściwie się zdecydowała. Postanowiła więc, że przy obiedzie zapyta rodziców czy pozwolą jej wybrać się do muzeum.


- Samej? A co jeśli ktoś będzie cię nagabywać? - denerwowała się matka, po tym jak po podwieczorku Alicja zamieniła swe postanowienie w czyn.
- A kto ma mnie nagabywać w muzeum, mamo? Kustosz? Woźny? - dziewczyna spróbowała uśmiechnąć się swobodnie, choć była teraz kłębkiem nerwów.
- Lorino, do muzeów chodząc osoby stateczne i kulturalne, nie jacyś nieokrzesańcy. Alicji nic się nie stanie - ojciec stanął po jej stronie.
- A woźny? Czy to jest osoba stateczna i kulturalna? - matka nie przestawała szukać dziur w całym.
- Mamo, ale tam będzie pełno ludzi. Sami artyści i arystokraci. Więcej niż przez rok spotkam w kościele! - Alicja zahaczyła o stały spór z matką, dlaczego nie chodzi na niedzielne nabożeństwa. Ta się naburmuszyła, ale w końcu ustąpiła.
- Niech już będzie. Ale o szóstej masz być w domu. I zawiezie cię nasz stajenny.
- Dziękuję matulu. - Alicja uśmiechnęła się pięknie, choć perspektywa spotkania z przystojnym sportowcem wprawiła ją w inny rodzaj nerwowości.
- Skoro tak bardzo unikasz przyjęć, to chociaż w ten sposób zażyj kultury - skwitowała. Henry tylko uśmiechnął się na to ostatnie słowo swojej żony.


Sobota nadeszła szybciej, niż można się było spodziewać. W piątek lało jak z cebra, ale w weekend ładnie się rozpogodziło. Pogoda pozostawała jednak chłodna i Alicja stanęła przed dylematem jak się ubrać.
Po kilku... kilkunastu kreacjach wreszcie zdecydowała się ubrać coś, w czym czułaby się prawdziwa - delikatną, błękitną sukienkę. Cechowała się ona dziewczęcym krojem, choć dekolt... zdecydowanie mógł być już postrzegany jako kuszący.


Do sukienki miała zrobiony też niewielki kapelusik obszyty koronką, lecz na jego widok panna Liddell tylko się zarumieniła i zrezygnowała z tej ozdoby, pospiesznie chowając ją do szafy. Na podróż potrzebowała jeszcze jakiegoś wierzchniego okrycia. W przeciwnym wypadku zmarzłaby w powozie, toteż zarzuciła na ramiona grubą, ozdobioną na ściegach srebrną nicią granatową chustę. Tak przyszykowana była gotowa do drogi. Will czekał punktualnie na podjeździe domu. Rozglądał się trochę, gdy Alicja wyszła z domu, jakby spodziewał się, że zobaczy też Bertę, ale jeśli był rozczarowany to zachował to dla siebie. W drodze nie ośmielał się odzywać do chlebodawczyni, przez co tej towarzyszyły tylko myśli. Jak ona w ogóle odnajdzie Reginalda w takim tłumie? I czy to był w ogóle dobry pomysł? Czy powinna się z nim spotykać? No i czy da radę opowiedzieć mu cokolwiek ciekawego? Podążając biegiem myśli Alicja poczuła chęć skrycia się w swoim pokoju z nosem w jakiejś książce. Na to było już jednak za późno. Wjeżdżali juz bowiem do Południowego Kensington. Uch, muzeum sztuki, nauki i rzemiosła artystycznego. Reginald pracował w fabryce, to już on wiedział więcej o rzemiośle.
Powóz zatrzymał się przed budynkiem. Już sam front przytłaczał rozmiarem. Fryz nad wejściem prezentował w antycznym stylu królową Wiktorię z dnia otwarcia muzeum dla obywateli.


To była ostatnia szansa, żeby uciec. Rozmyślić się. Znaleźć jakąś wymówkę.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 12-02-2018, 08:54   #52
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dawna Alicja miała ogromną ochotę by uciec przed wyzwaniem, jednak ta nowa zamierzała stanąć naprzeciw swojej słabości i pokonać ją. Szczelniej opatuliła się chustą i ruszyła do wejścia budynku.
Zaraz okazało się, że nie było powodu zastanawiać się, jak znajdzie Hargreavesa - stał zaraz za drzwiami. Elegancko ostrzyżony, ubrany w płaszcz i owinięty modnym szalikiem. Prezentował się naprawdę wyjściowo i do tego uśmiechnął się radośnie, gdy tylko zobaczył Alicję.


- Dzień dobry, pani przewodniczko - ukłonił się.
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, choć na widok przystojnego kawalera serce jej zabiło mocniej.
- Dzień dobry wycieczko. - Powiedziała wesoło, starając się ukryć nerwowość i fakt, że jej żołądek zawiązywał się już chyba na trzeci supeł. - Czy wszyscy już są?
Reginald rozejrzał się uważnie na lewo i prawo.
- Boję się, że złapało ich przeziębienie. Nikt więcej nie przyjdzie - odparł. - Mam nadzieję, że to nie oznacza odwołania wycieczki?
Alicja zmrużyła oczy jakby faktycznie się nad tym zastanawiała.
- No nie wiem... nie wiem…
- Ale ja specjalnie przyjechałem pociągiem z daleka - zasmucił się. - Stoję u progu wielkiej przygody. Nie może mi pani tego zrobić.
- Hmmmm niech będzie. Pod warunkiem, że będzie to prawdziwa przygoda. - Odparła, śmiejąc się. Nieco się rozluźniła dzięki zachowaniu Reginalda.
- To dla mnie wyprawa w nieznane. Nie znam się na sztuce - przyznał. - Tym samym to na pewno będzie prawdziwa przygoda. Odkrywanie nowych lądów, niczym Kolumb - rozpędził się.
Alicja uśmiechnęła się.
- Obym tylko ja okazała się przydatną przewodniczką. No nic. Chodźmy. - Zawyrokowała. Szła przed siebie z pewnością osoby, która nie ma pojęcia dokąd idzie. W efekcie oboje znaleźli się w sali z obrazami angielskich malarzy. Turner,Constable, ale największym zainteresowaniem cieszyło się pudełko Gainsborougha, do którego ustawiła się mała kolejka. Reginald oglądał się, to tu to tam, ale czekał raczej na to, co powie, albo poleci Alicja.
Dziewczyna wydawała się tym speszona. Nie bardzo wiedziała od czego zacząć, a wszechobecny tłum ją przerażał. Tym sposobem jakoś tak pokierowała torem ich wycieczki, że trafili do bocznej salki. Tutaj było niewiele ludzi. Liddellówna rozejrzała się więc nieco ośmielona tym, że nikomu nie przeszkadza.
- O nie... O nie, o nie, o nie! Jak oni mogli zepchnąć tak na ubocze Cozensa?! - Powiedziała z prawdziwym przejęciem, a gdy jej towarzysz wydawał się nie do końca rozumieć, dodała - To jeden z najlepszych pejzażystów. No choćby takie Jezioro Nemi. Przecież to majstersztyk!
Mężczyzna wytężył wzrok, wpatrując się w płótno.
- To na klifie, to jakieś miasto? - mało wzniosłe było to pytanie.
- Co? - spojrzała na niego jakby wytrącona z wątku - Aaa tak, chyba tak. No ale zobacz tę precyzję szczegółów. Widzisz tego łowcę? Nawet widać dokładnie jego broń, a przecież to pejzaż!
Podrapał się po brodzie i przekrzywił trochę głowę.
- A to nie pasterz jest? A to białe… kozy? - powątpiewał.
Alicja przyjrzała się, po czym wybuchła śmiechem.
- Też tak może być. Choć to w takim razie bardzo agresywny pasterz.- Jak byłem mały, to słyszałem od wujka, że kozy to bardzo uparte zwierzęta. Myślę, że wujaszek też by je tak ganiał z batem - stłumił chichot.
- Kto by pomyślał, że malarze znają się na wypasaniu kóz. - Dziewczyna dołączyła do niego, przez co wyglądali chyba mało poważnie.
- A ty? - spojrzał na nią. - Malujesz tylko to, na czym się znasz?
Alicja zarumieniła się.
- Emmm w pewnym sensie tak. Maluję to, co mnie otacza lub... mi się śni.
Reginalda zainteresowały jej słowa.
- Malujesz sny? Czy to nie trudne? Ja ledwie pamiętam o czym śnię.- Czasem, choć te obrazy raczej od razu chowam do szuflady. - Dziewczyna wydawała się mocno skrępowana i błądziła wzrokiem wokół, byle tylko nie patrzeć na młodego mężczyznę. - Mój świat snów jest dość... realistyczny. Właściwie to ten sam świat od czasów mojego dzieciństwa. Choć oczywiście trochę się zmienia…- Inny świat - mruknął pod nosem. - To musi być fascynujące, móc przeżywać przygody w innym świecie - jak na złość nie chciał zmienić tematu. Nie, nie na złość. Chyba po prostu nie zauważył, że ten temat ją peszy.- Chodźmy więc znaleźć jakieś fantastyczne i oniryczne obrazy, skoro to interesuje cię bardziej niż pasterze kóz. - Podpowiedziała dziewczyna.
- Brzmi kusząco - zgodził się. Następnie rozejrzał niepewnie. - Ale gdzie tu takie są?- Piętro wyżej. Muszę ci przedstawić pana Williama Blake’a. - Odpowiedziała i spontanicznie chwyciła go za rękę, by pokazać kierunek. Gdy zorientowała się, co zrobiła, szybko puściła dłoń Reginalda, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Trochę nie wypada bez obrączki - zauważył Hargreaves, ale ton miał raczej dowcipny. - Co ludzie powiedzą?- Przepraszam, czasem jestem jak dziecko. - Wyznała Alicja, gotowa zapaść się pod ziemię.
- Spontaniczność, to jeszcze nie dziecinność - nie zgodził się, idąc ku schodom. - Nie jestem chociażby przekonany, że dzieci lubią chodzić do muzeów. Ja będąc dzieckiem, na pewno nie lubiłem - przyznał się.
- A od kiedy lubisz? - zapytała dziewczyna, by zmienić temat.
- Szczerze? Liczyłem, że ty lubisz. Chyba trafiłem - rozłożył ręce.
- Myślałam, że powiesz coś w rodzaju “od dziś” właśnie. - Odparła i weszła do kolejnej sali muzealnej, gdzie wisiały malowidła wspomnianego malarza oniryka. Reginald był nimi… zaskoczony. To chyba dobre słowo. Pejzażom Cozensa przyglądał się uważnie, żeby określić co przedstawiają, ale w tej sali… W tej sali był zagubiony.
Właściwie Alicja też nie znała wszystkich tych obrazów, lecz kilka kojarzyła, toteż jak najbardziej profesjonalnie, starała się opowiedzieć Reginaldowi o malowidłach. Słuchał bardzo uważnie. Chyba nie wszystko rozumiał, ale nie przerywał, pozwalając Alicji opowiadać w jej tempie. Dopiero kiedy skończyła odezwał się.
- Czy twoje sny też są takie dziwne?
To znów ją wybiło. Zaczęła nerwowo poprawiać chustę na ramionach.
- Ciężko powiedzieć... są inne. Nie takie... poważne i groźne... choć czasem... - przez chwilę szukała słowa - Upiorne.- Liczyłem, że powiesz, że są szczęśliwsze. Te tutaj w większości wyglądają mi jak koszmary. Ja nie lubię koszmarów - stwierdził. - Nawet, jeśli to niemęskie.- Chyba nikt nie lubi. - Powiedziała Alicja z wyrozumiałym uśmiechem, po czym dodała - Jeśli masz dość sztuki na dziś, to możemy wyjść.- Ale tutaj jest tyle ciekawych wystaw - zaprzeczył szybko. - Naukowe i rzemieślnicze, no i inne rodzaje sztuki i… - skończyła mu się wena.
- No to teraz ty wybierz, gdzie chcesz iść mój miły panie. - Powiedziała łaskawie Alicja. Hargreaves zastanawiał się chwilę.
- Dobrze, chodź ze mną - poprosił. Szedł zupełnie na ślepo, więc kiedy spotkał pierwszego pracownika muzeum, zapytał go gdzie jest wystawa wyrobów metalowych. Odpowiedź brzmiała “na parterze”. Nie dziwne, komu chciało by się taszczyć żelazne sztaby po schodach?

Wystawa metalurgii była chyba w całym muzeum zbiorem najbliższym wiedzy Reginalda. Jednak i tam czuł się obco. W jego fabryce obrabiano stal, żelazo, a w muzeum większość eksponatów składała się z metali szlachetnych - srebra, złota, co starsze egzemplarze z brązu. Nazwiska Storra, czy de Lamerie’a nic mu nie mówiły, ale za to umiał opowiadać o procesie wytopu metalu, o kuciu, schładzaniu. Część artystyczna była mu obca, ale na części technicznej znał się całkiem nieźle, o ile mogła stwierdzić będąca laiczką w temacie panna Liddell.
- Więc mimo wszystko Twoja praca stała się też twoim zainteresowaniem. - Podsumowała to zainteresowanie Alicja.
- Nie. Ale wypada znać się na swojej pracy. Inaczej ktoś by pomyślał, że posadę dostałem tylko po znajomości.
Liddellówna chciała zapytać o te znajomości, lecz przemilczała to, nie chcąc popełnić kolejnego nietaktu.

Spędzili wspólnie w muzeum jeszcze ponad godzinę, oglądając eksponaty na których już żadne z nich się specjalnie nie znało. Większość wydawała się Alicji ciekawa - rzeźby, eksponaty sztuki orientalnej, wyroby ze szkła. Coraz częściej jednak przyłapywała Hargreavesa na tym, że zamiast na wystawy, spoglądał ukradkiem na nią. Po opuszczeniu kolejnej z serii sal, zapytał mimochodem.
- Nie bolą cię od tego chodzenia nogi? Może byśmy gdzieś usiedli na chwilę?
Dziewczyna odetchnęła, bo po prawdzie nawet ona już nasyciła swój głód artyzmu, a do głosu zaczęły dochodzić zwykłe potrzeby ludzkiego ciała.
- Taaak. I chce mi się pić. - Wyznała.
- Widziałem przy muzeum kawiarenkę - powiedział ostrożnie.
Alicja spojrzała na niego nieśmiało. Ich kontakt w listach był dużo bardziej bezpośredni, teraz znów byli sobie prawie obcy.
- Ja... chętnie się tam wybiorę. Jeśli masz czas. Bo nie chciałabym się narzucać, może się gdzieś spieszysz…- Nie, nie, nigdzie się nie spieszę - zapewnił od razu. - W takim razie, zapraszam.
Wyszli wspólnie z muzeum, ale Alicja nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Reginald zachowywał pewien dystans. Niemniej mężczyzna nie mylił się co do lokalizacji kawiarenki.

[media]http://www.victorianlondon.org/food/caferoyal.gif[/media]

W Cafe Royal nie było wielu ludzi, bez kłopotu zatem można było znaleźć stoliczek tylko dla siebie. Hargreaves nie przestawał się uśmiechać, ale wydawał się zachowywać trochę sztywniej niż w muzeum.
- Wszystko w porządku? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę. Czyżby miała rację co do jego problemów finansowych?
- Tak, tak - potwierdził o wiele za szybko, by była to prawda.
Dziewczyna czując to westchnęła i zasępiła się.
- Wiesz, ja... chyba jednak napiję się w domu. Trochę jestem zmęczona. - Powiedziała cicho, nie patrząc na Reginalda.
- Co? Nie, proszę jeszcze zostać - przestraszył się. Zaraz potem jednak dodał - to znaczy, jeśli chcesz już iść to cię nie zatrzymam, ale… - Reginald wyglądał, jakby szarpał się w dwie przeciwne strony. Westchnął ciężko.
Alicja czekała.
- Mogę cię o coś zapytać? Tylko się nie obraź - zaczynało się źle.
- Myślę, że powinieneś, bo zrobiło się niezręcznie. - bąknęła nie patrząc na mężczyznę.
- Dlaczego spotykasz się ze mną sama? - on spoglądał na nią. - Zdążyłem cię bardzo polubić dzięki naszej korespondencji, ale ilekroć się widzimy, robimy to potajemnie.
To pytanie ją zdziwiło. Musiała chwilę zastanowić się nad odpowiedzią.
- Wydaje mi się, że tak... możemy być najbardziej swobodni. Przepraszam. Nie mam w sumie... doświadczenia w spotykaniu się z kimkolwiek. - Dodała zmieszana. - A jak powinnam to robić, według ciebie?
- Nie wiem… Tylko obawiam się, że ja zachowam się jakoś nie tak. Zszargam ci reputację, albo narażę na plotki. A nie chcę narazić cię na takie nieprzyjemności - pokręcił głową, próbując zebrać myśli. - Ja jestem z dala od domu, ale to twoje miasto. Co jeśli ktoś nas razem zobaczy?
Alicja westchnęła.
- Wiesz, Reginaldzie... kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz było to trochę szaleństwo, by iść z nieznajomym do gabinetu luster, za drugim razem było szaleństwem biec do ciebie i rozmawiać z tobą na oczach kibiców i drużyn. Nie jestem osobą zbyt... przejmującą się konwenansami i miałam nadzieję, że ty również. Teraz jednak wydaje mi się, że kwestia opinii jest dla ciebie ważniejsza niż przyjemnie spędzony czas, którego tak niewiele mamy. Myślę... myślę, że nie tego szukałam w naszej znajomości i chyba najlepiej zrobię idąc już sobie. Przepraszam. - Powiedziała raz jeszcze i podniosła się ze swojego miejsca. Hargreaves spochmurniał mocno. Usłyszane słowa mocno go dotknęły. Podniósł się w ślad za dziewczyną.
- Gwiżdżę na to co inni o mnie myślą, ale martwię się o ciebie - wziął głęboki wdech. - Czy myślisz poważnie o naszej znajomości?
Tym razem to Alicja zjeżyła się. Zbyt często słyszała od matki zarzut, że nie myśli poważnie o swojej przyszłości.
- Nie, nie wyobrażałam sobie jeszcze jak będą wyglądać nasze dzieci albo kogo zaproszę na ślub. Na razie chciałam cię poznać bliżej, Reginaldzie. - Mówiła szybko, jakby bojąc się, że zaraz zabraknie jej odwagi. - I poznaję. Teraz dowiedziałam się, że mimo tego zachęcania mnie do bycia pewną siebie, uważasz mnie za głupią panienkę, która nie rozumie sytuacji, w jakiej się znajduje. Otóż zdziwię cię, rozumiem. Rozumiem, że mogą o mnie gadać, ale już gadają, że jestem dziwakiem, niespełna rozumu i... kto wie co jeszcze. Rozumiem, że jeśli informacja dotrze do mojej matki, mogę dostać szlaban, mogę mieć wykłady przy każdym posiłku aż do końca moich dni. Rozumiem to wszystko. I postawiłam to na szali, żeby dowiedzieć się jaki jesteś naprawdę, nieskrępowany towarzystwem przyzwoitki czy moich rodziców.
Hargreaves z każdym usłyszanym słowem coraz bardziej przypominał zbitego psa. Cokolwiek sobie zaplanował przyjeżdżając do Londynu wyraźnie nie przystawało do tego, co się między nimi działo. Nie umiejąc znaleźć żadnych słów, żadnych argumentów, które mogłyby go uratować, podszedł do Alicji, pochylił się i pocałował ją, na oczach zdziwionych gości kawiarenki.
- Co... co ty?
Dziewczyna odskoczyła, przestraszona. Palcem dotknęła swoich warg, na których jeszcze przed chwilą czuła ciepło ust Reginalda.
- Chodź - wziął ją pod ramię. - I tak nie lubię kawy. Muszą tu być ciekawsze lokale, to w końcu Londyn - zupełnie zmienił postawę, korzystając z jej dezorientacji.
Posłusznie poszła więc za nim, wciąż przyglądając się mężczyźnie wielkimi ze zdziwienia oczami, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Gdy opuścili nieszczęsną kawiarnię, powiedziała cicho:
- Ty... mnie pocałowałeś…- A teraz trzymam cię pod rękę - dodał. - Pochodzę z prostej, robotniczej rodziny. Nie czuję się pewnie wśród tych wszystkich zasad etykiety z twoich sfer. Szczerze mówiąc, nie umiem zrobić w nich kroku, żeby się nie potknąć.- Ja chyba też. - Przyznała po chwili namysłu Alicja, po czym zapytała cicho:
- Dlaczego mnie pocałowałeś? Przecież... nie byłam miła.- Nie, ale byłaś sobą. A ja próbowałem być kimś, kim nie jestem - podał odpowiedź, choć brzmiała trochę wymijająco.
Ciężko było nazwać ją satysfakcjonującą, lecz dziewczyna nie naciskała. Obecnie i tak miała dość emocji. Czuła wszak strach, że daje się gdzieś prowadzić prawie nieznajomemu człowiekowi, ale i... coś na kształt radości, że wreszcie w jej prawdziwym życiu dzieje się coś szalonego.
- Skoro już rzuciliśmy konwenanse na wiatr, to gdzie tu jest pub? - zapytał. - W pubach nie przejmują się takimi rzeczami i można porozmawiać bez skrępowania.- Ja... nie wiem... nigdy nie byłam w takim miejscu, ale... może tam? - wskazała niepewnie jakiś szyld po drugiej stronie ulicy.
- Za blisko muzeum - zaprzeczył od razu. - Tu nie może być żadnego dobrego pubu. Ale za przecznicę, może się jakiś trafi - rzucił z uśmiechem, prowadząc blondwłosą coraz dalej i dalej od czekającego w powozie Willa.
Starała się o tym nie myśleć i nie pozwalać opanować panice, choć... czuła, że drżą jej ręce, a nogi ma jakby z waty. Mimo to szła za Reginaldem bez słowa skargi. Spacer wcale się nie dłużył, a jedna przecznica to przecież nie drugi koniec hrabstwa. Mężczyzna rozglądał się bacznie i w końcu dostrzegł obiekt swych poszukiwań.
- No i to jest pub - ucieszył się, wskazując lekko odrapany szyld, z namalowanym kuflem. - Piłaś kiedyś ale? - spytał.
Na widok tego szyldu imaginacja Alicji zaczęła tworzyć najstraszniejsze obrazy typów spod mrocznej gwiazdy, którymi straszyła ją matka, niańki i guwernantki, przestrzegając, by panienka nigdy, ale to nigdy nie zbliżała się do takich miejsc.
- Nn... nie. - Odparła słabym głosem.
- A odważysz się spróbować mały kufelek? Nic mocnego, obiecuję - zapewnił.
- To chyba nie będzie najodważniejsza rzecz, którą dziś zrobiłam, więc... spróbuję. Choć nie obiecuję, że wypiję całość. - Dodała zapobiegawczo.
- To nie zawody. To przygoda - rzucił sentencjonalnie, otwierając drzwi i puszczając Alicję przodem. Od razu uderzyły ją zapach i hałas. Tytoń i alkohol wwiercały się w nos, rozgaszczając się jak nieproszony gość. Gwar rozmów i postukiwania naczyń tworzyły nietypową dysharmonię.
- Usiądź sobie i zajmij nam stolik - poprosił Hargreaves, brodą wskazując jakieś miejsca niedaleko drzwi. - Ja zamówię nam coś do picia.
Alicja była tak przestraszona jego pomysłem, że nawet nie zdążyła zaprotestować, gdy mężczyzna się oddalił. Stała teraz sama pośród tego smrodu i gwaru w lokalu, gdzie damy zazwyczaj nawet nie zaglądały. Czując jednak, że nie może tak stać wiecznie, nieśmiało rozejrzała się za jakimś pustym stolikiem. Jeden faktycznie było niedaleko. Okrągły, z trzema krzesłami, z których wszystkie były puste. Przysiadła się do niego ostrożnie. Obsługa mogła bardziej zadbać o czystość. Klientela w większości ją zignorowała, tylko dwóch albo trzech mężczyzn spojrzało na nią dłużej.
Dziewczyna przysiadła na jednym z krzeseł, wlepiejąc wzrok w blat, by nie złapać z nikim kontaktu. Była przy tym napięta niczym struna.
- Podano do stołu, wasza wysokość - głos Reginalda wyrwał ją z oszołomienia. Zobaczyła przed sobą szklany kufel, do połowy wypełniony złotawym płynem. Krykiecista usiadł obok, jego kufel był większy i wypełniony po brzegi. - Na zdrowie - wzniósł toast i pociągnął solidny łyk.
Alicja spróbowała powtórzyć jego ruch, choć jej łyk był zdecydowanie płytszy, a całą uwagę dziewczyna skupiła na tym, by się nie oblać. Napój był gorzki, ale w zupełnie inny sposób niż herbata, do tego się pienił.
- Tak wygląda prawdziwy Reginald Hargreaves. Prosty robotnik, popijający piwo w pubach - na podkreślenie swoich słów upił kolejny haust. - Od czasu do czasu rozgrywający mecz krykieta.
Upiwszy jeszcze jeden łyk, dziewczyna rozluźniła się na tyle, by posłać słaby uśmiech swojemu rozmówcy.
- Miło pana poznać, panie Hargreaves. I o czym pan zazwyczaj rozmawia popijając ten... dziwny, złocisty płyn?
- O różnych sprawach, poważny i nie poważnych. W ostatnim tygodniu, na głównej ulicy w moim mieście doszło do małej stłuczki. Nikomu nic się nie stało, ale od wozu odpadło koło i na ulicę wysypała się cała masa jajek. Wszędzie potłuczone skorupki i rozlane żółtko. Sprzątacze chcieli woźnicę zlinczować, jak to wszystko zobaczyli.

Alicja zaśmiała się, lecz szybko urwała.
- Nie powinnam się śmiać, dla kogoś to pewnie była tragedia i nie mówię tylko o sprzątaczach. - Znów wychyliła kufel, starając się nie krzywić. - Mogę teraz ja zadać ci... osobiste pytanie?- Tak chyba będzie uczciwie - zgodził się.
- Mówiłeś, że mieszkasz z siostrą, a... twoi rodzice?
Milczał przez chwilę. W końcu zdecydował się odpowiedzieć prosto.
- Ojciec nie żyje, zmarł na zapalenie płuc kiedy miałem dziesięć lat. Matka wyszła ponownie za mąż i mieszka teraz w Fulton, z moim przyrodnim bratem.
Alicja spuściła wzrok. Dotarło do niej, że żyje tak naprawdę w złotej klatce, a jej problemy... to żadne problemy.
- Jesteś bardzo dzielny... że poradziłeś sobie. I jeszcze zająłeś się siostrą. - Powiedziała niepewnie.
- Wcale nie jestem pewny, czy to ja zająłem się nią - uśmiechnął się.
- Oj, nie psuj mi komplementów. Ale to miłe, że podkreślasz zasługi siostry. Jesteście podobni?- O nie, ona urodę odziedziczyła po matce - zapewnił od razu. - I ludzie powiadają, że jesteśmy jak ogień i woda. Jak to rodzeństwo, raz się kłócimy, raz się zgadzamy. Mi przypadła robota fizyczna, Larissa ma więcej w głowie. Przypominasz mi ją trochę swoim oczytaniem i wiedzą.
Alicja podrapała się po głowie. To ostatnie porównanie, jeśli miało być komplementem, wydawało się trochę dziwne.
- My z siostrą też nie jesteśmy podobne. Liz... jest ideałem. A ja ciapą, o którą starsza siostra wciąż musi się troszczyć. - Powiedziała rozmówczyni Reginalda, której ale zaczęło już trochę rozplątywać język.
- Pani księgowa w dużej spółce ciapą? Trudno mi uwierzyć - podpuszczał ją.
Uśmiechnęła się lekko.
- Bo nie widziałeś mnie na balu. Zresztą... ostatnio poszłam na jeden tylko dla tego, że Liz i jej mąż nalegali.- Tylko dlatego? - powtórzył. - Nie lubisz bali? Ja, prosty mieszczuch, zawsze myślałem że bogate mieszczaństwo uwielbia wszelkie bale - mówiąc to uśmiechał się szeroko, jasno dając znać, że nie wierzy we własne słowa.
- Bale są nudne. Ostatni przeżyłam tylko dzięki znajomemu, z którym mogłam porozmawiać o książce. - Odparła z rozbrajającą szczerością, znów zaglądając do kufla.
- Nudne? Orkiestra, jedzenie, wszystkie te damy i dżentelmeni. Ja bym się skusił na bal dla samego jedzenia - stwierdził.
- Co mi po jedzeniu, jak mam na sobie gorset, w którym ledwo oddycham? - Alicja westchnęła, po czym roześmiała się. - Wybacz, chyba nie powinnam zdradzać ci takich szczegółów, co do damskiej garderoby.- Przed zaręczynami chyba nie wypada mówić o czymś takim - pokiwał głową. - Przynajmniej tak słyszałem o tej całej etykiecie - dodał.
Dziewczyna prychnęła.
- Taak, powinnam być uroczą, eteryczną istotą, która istnieje tylko po to, by ktoś raczył się nią cieszyć. - Powiedziała niby żartem, ale dało się wyczuć gorycz w jej głosie.
Reginald z niewiadomych przyczyn parsknął śmiechem i potrzebował chwili by się uspokoić.
- Przepraszam. Larissa też tak czasem utyskuje, ale zazwyczaj trzyma wtedy w ręku coś ciężkiego, żeby nikt nie odważył się tego potwierdzić.
Alicja spojrzała znacząco na kufel w ręku.
- To jest myśl…
- Obuch jako symbol ruchu sufrażystek?
- Czy ty mnie prowokujesz? - udała oburzenie, spoglądając mu tym razem prosto w oczy.
- Panno Liddell, ależ o co mnie panna oskarża? - prowokował w żywe oczy.
Zmrużyła powieki i przez chwilę nic nie mówiła.
- O... o pocałunek, panie Hargreaves.
Tutaj akurat mężczyzna nie stracił rezonu.
- Do tej winy się przyznaję.
- I jak zamierza mi to pan zadośćuczynić?
- Jestem gotów poddać się każdej karze wymierzonej przez sąd - obiecał trzymając dłoń na sercu. Aby dodać sobie odwagi łyknął jeszcze trochę ale.
- Oj... wie pan, że trafił pan na bardzo pomysłowy sąd? - próbowała zbić go nieco z tropu Alicja, ulegając rozbawieniu.
- Tak długo, jak jego wyroki oddają sprawiedliwość Jej Królewskiej Mości, jako Anglik oddam się im w pełni.
Dziewczyna udała, że się nad tym głowi, wydłużając czas, na wydanie wyroku.
- Sąd zarządza... a właśnie, proszę wstać. Trzeba stać jak sąd ogłasza wyrok.
Reginald bez słowa wyprostował się jak struna. Minę miał iście grobową.
Alicja tymczasem poprawiła się na swoim krześle i prostując plecy z godnością ogłosiła:
- Sąd uznał pana, panie Hargreaves winnym. W ramach zadośćuczynienia już nigdy, ale to nigdy nie będzie pan korygował swych wypowiedzi w obecności pokrzywdzonej, mówiąc zawsze prawdę i tylko prawdę.- Tak mi dopomóż Bóg - przysiągł.
- W takim razie proszę usiąść. - Powiedziała Alicja z uśmiechem, dodając - Jest pan zawiedziony tym wyrokiem?- Jestem pod wrażeniem jego sprawiedliwości - odrzekł utrzymując poważną minę.
W odpowiedzi prychnęła tylko.
- Zapomniałam w sumie spytać o najważniejsze. Czy żałujesz swojego czynu? - Popatrzyła nań z ciekawością i dobrze skrywanym strachem.
- Absolutnie nie i obawiam się, że mógłbym zostać recydywistą - odparł. W kamiennej twarzy nie było żadnych pęknięć ani rys.
Alicja nie panowała jednak tak dobrze nad twarzą, toteż na jej policzki wypłynął rumieniec, a ona sama spuściła wzrok.
- Okropny jesteś…- Miałem mówić tylko prawdę - zauważył i pozwolił sobie w końcu na uśmiech.
Westchnęła.
- I teraz, kiedy zrobiło się naprawdę ciekawie, ja niestety muszę powoli się żegnać, jeśli chcę mieć cień szansy, że rodzice pozwolą mi jeszcze gdzieś wyjść samej.
Hargreaves dopił swój kufel i przetarł rękawem usta.
- To był bardzo przyjemny dzień, Alicjo. Mogę cię gdzieś odprowadzić? - zapytał z nadzieją.
To pytanie sprawiło, że się zmieszała.
- Wiesz... lepiej żeby stangret nie widział nas razem... znaczy…- A jeśli wskoczę w krzaki, zanim nas zobaczy? - zaśmiał się.
- A jak zobaczy mężczyznę, który mi towarzyszy, a potem wskakuje w krzaki? To już na pewno będzie podejrzane. - Zaśmiała się także.
- To w Londynie się tego nie spotyka? W Southampton to normalne - udał zdziwienie. Zaraz jednak spoważniał. - Czyli to nasze pożegnanie na dziś?
Dziewczyna posmutniała.
- Tam na rogu... jeśli nie masz nic przeciwko. Dalej droga jest prosta, więc... na pewno trafię. - Umowa stoi - rozweselił się. - Panie przodem - wskazał ku drzwiom.

Londyńskie powietrze wydawało się czyste w porównaniu z zawiesistymi wyziewami pubu. Niemal orzeźwiało. Reginald zaoferował dziewczynie swoje ramię, niczym prawdziwy dżentelmen. Uśmiechnęła się zawstydzona, lecz po chwili oparła się na nim jak prawdziwa dama. Nie umiała jednak znaleźć w głowie stosownych do chwili słów, toteż milczała, gdy ruszyli. Hargreaves również nie przerywał tego milczenia, za to co chwila spoglądał na Alicję, zamiast pod własne nogi. Ostatni róg pojawił się szybciej, niż można się było spodziewać.
- Wiele mnie dzisiaj nauczyłaś - zagadnął. - Wszyscy ci malarze. Do tej pory znałem głównie takich pokojowych.
Popatrzyła na niego mrużąc oczy.
- Czasem nie wiem doprawdy kiedy żartujesz... Mam tylko nadzieję, że się nie nudziłeś.- Nawet przez moment - pokręcił głową. - A ty?
- Sam wiesz, że maluję, więc to chyba oczywiste... no i cieszę się, że mnie zaprosiłeś do pubu. To było... coś nowego też dla mnie.
- A nie było zbyt… bo ja wiem? Plebejskie?
- Wiesz, może moja ocena byłaby inna gdybym spędzała tak każdy dzień, ale jako nowe doświadczenie... uważam, że jest cenne. I w sumie smakowało mi to piwo.
- Zatem oboje czegoś się dzisiaj nauczyliśmy… - westchnął lekko. - Do zobaczenia, Alicjo - brzmiało to trochę jak pożegnanie, a trochę… jak pytanie?
Zastanawiała się co powinna zrobić. Czy wystarczyło, że odpowie? Czy może powinna zrobić coś więcej? Ale przecież sama wiedziała, że niczego obiecać Reginaldowi nie może. Co więcej, właściwie nie wiedziała czy on chciałby czegoś więcej. Patrzyła na niego chwilę z rozterką w sercu, po czym nagle wspięła się na place i cmoknęła jego policzek.
- Do zobaczenia, Reginaldzie. Dziękuję za spotkanie. - Szepnęła mu do ucha i odsunęła się, by odejść.
- Do następnego - pomachał jej jeszcze na odchodne, z uśmiechem na ustach.
Alicja odmachała dość oszczędnie, po czym ruszyła w stronę, gdzie czekał na nią powóz. Nie oglądała się. W głowie miała chaos. Will zauważył ją z daleka i cmoknął na rozleniwionego konia. Zeskoczył z kozła i otworzył przed dziewczyną drzwi.
- Zaczynałem się martwić, panienko. Robi się już późno.- Wybacz Will, ale zasoby naszego muzeum są doprawdy ogromne. Mam nadzieję, że bardzo się nie wynudziłeś. - Starała się mówić normalnie.
- Nie, ani trochę panienko - odpowiedział, bo i co mógł powiedzieć innego. - Czy możemy jechać?
- Oczywiście. - Odparła, zadowolona z faktu, że nie musiała silić się na podtrzymywanie dalszej konwersacji. I tak też dzień dobiegał końca. W ciszy urozmaicanej tylko stukotem kół na bruku i wspomnieniami pocałunku, które nie chciały dać się wypchnąć z głowy.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 17-02-2018, 20:23   #53
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Może to przez sny z Krainy Dziwów, a może po prostu przez to co się stało, Alicja nie mogła pozbyć się z pamięci pocałunku Reginalda. Był nagły, szybki, krótki, jego wspomnienie coraz bardziej zniekształcała wyobraźnia, ale tlił się jak iskierka.
Iskierka, która wybuchła w jej snach.

XXIII. Co wyjawiła Kotka?



1


Alicja leżała na dużym łożu, przyjemnie miękkim od przeróżnych poduszek i pościeli. Była niemal naga, ale jedyny element jej ubioru i tak nie służył powszechnie przyjętej skromności - był to bowiem czerwony cylinder. Czuła tulące się do niej ciało i pocałunki, pieszczoty składane na jej piersiach.
Kapelusz... Kapelusznik...!
Dziewczyna otworzyła oczy i poderwała się do góry. Spojrzała wielkimi ze strachu oczami na pieszczącego ją mężczyznę. Ten chyba równie przestraszył się tak gwałtowną reakcją.
- Czy zrobiłem coś nie tak? - zapytał. - Coś zabolało?
W sypialni najwyraźniej obowiązywał jeden standard ubioru, bowiem poza swym nieodłącznym cylindrem, Kapelusznik nie miał na sobie już niczego innego.
- Co? - spojrzała na niego jakby nie rozumiejąc. Przez chwilę przyglądała się jego nagości - Em... Nie. Po prostu... ja... my... to zrobiliśmy. Prawda?
- Co zrobiliśmy? - zapytał, a dziewczyna nie umiała ocenić, czy się przekomarzał, czy pytał poważnie.
- No... no... wiesz... - Alicja miała z tym ogromny problem - My... my... kochaliśmy się? - zapytała cichutko, piszcząc prawie jak małą myszka.
- Myślałem, że wciąż to robimy - odrzekł, opierając się wygodniej na łokciu. Po zmianie pozycji wyraźnie było widać, że naprawdę uważał, że wciąż to robią. A przynajmniej on miał na to ochotę.
- Och... - nic bardziej mądrego nie przyszło do głowy Alicji jako riposta na tę uwagę. Odruchowo spojrzała niżej, by przekonać się czy Kapelusznik faktycznie gotów jest wciąż “to” robić. Był. Zdecydowanie był. Nie, żeby blondwłosa miała jakieś wielkie doświadczenie, nawet w Krainie Dziwów, ale jeśli porównywać jego sztywność do Księcia i Gąsienicy, to był daleki od zaspokojenia. Spoglądał na dziewczynę, czekając na jakąś jej reakcję. Dalej porównując go do wcześniejszych kochanków, Kapelusznik wydawał się niedoświadczony.
Uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała mu w oczy.
- A czy bez kapelusza też będziesz... mnie chciał? - zapytała szeptem.
- Tak - potwierdził po chwili. - Ale… jeśli ci nie przeszkadza, to czy mogłabyś go zostawić? - poprosił niepewnie.
- Dobrze... - powiedziała posłusznie i znów się położyła na plecach. Przeciągnęła się teraz zmysłowo, jakby upewniając, że jej ciało wciąż jest takie samo. Oto bowiem stała się kobietą. Mężczyzna zinterpretował tę pozę po swojemu, ale nie była to interpretacja zupełnie błędna. Ponownie opadł ku jej piersiom. Przesunął po jednej dłonią, szczególnie skupiając się na sutku. Badał ostrożnie jej reakcje, delikatnie, nie będąc pewnym gdzie kończy się granica przyjemności, a zaczyna bólu. Drugą pierś całował - z góry, z dołu, z boku, jakby chcąc się przekonać że wszędzie jest tak samo sprężysta, tak samo smakuje.
Czując jak jej ciało rozbudza się na nowo, Alicja wyciągnęła się i jęknęła. Aby kochanek źle nie zrozumiał jej zachowania, pogładziła dłonią jego kark.
- To drażniące... ale przyjemne... - szepnęła.
- Mam zrobić coś… inaczej? - zapytał z ciekawością w głosie. Nabrał trochę odwagi, śmielej poczynając sobie z jej biustem. Ściskając go, sprawdzając jego miękkość. I chyba był bardzo zadowolony z wyniku swych badań, jeśli wnioskować z jego miny.
Westchnęła, znów unosząc się na łokciach, tym razem jednak spokojniej.
- Jest cudownie... ale... - przygryzła wargę wahając się czy powiedzieć. Odważyła się jednak w końcu - Tam na dole…
Tak bezpośrednią podpowiedź zrozumiał bez trudu. Jedna dłoń przesunęła się po brzuchu i przez meszek skrywający jej kobiecość. Chętne palce zaczęły eksplorować ten zakątek, który wcześniej już zdobył szturmem.
- Trochę trudno… - zaczął i w połowie zmienił zdanie. - Czy mogłabyś… rozłożyć nogi?
- Jeśli...jeśli ci się to podoba... - powiedziała i nieśmiało rozchyliła uda - Trochę jednak... się wstydzę... może gdybym też mogła... tobie sprawić przyjemność... - sama już nie wiedziała do czego dąży, więc spojrzała niepewnie na Kapelusznika. Ten jednak wzrok miał skierowany w jeden punkt. Najwyraźniej jednak nie dowierzał jednemu zmysłowi, bowiem dotykiem chciał się upewnić, że nic mu się nie przewidziało. I sprawdzał bardzo dokładnie, wodząc po wilgotnych wargach.
- Przepraszam… co mówiłaś? - spytał, odrywając się na chwilę od pieszczot.
Rozpalona dziewczyna zacisnęła mocniej palce na jego plecach.
- Nie... nie przerywaj... chyba że chcesz... we mnie... - szeptała gorączkowo.
- Jeszcze trochę… - poprosił, jakby odrywano go od wspaniałej zabawy. Palce wślizgnęły się do środka, przez chwilę szukając otworka, który wcześniej spenetrował swym członkiem. Tym razem Alicja nie poczuła żadnego oporu, tylko wypełniającą ją obecność. Na dodatek było to bardzo przyjemne uczucie, czemu dała wyraz pojękując słodko.
- Nie wiem ile...wytrzymam... to takie... mmmm. - zamruczała, choć przecież nie była kotką. Tylko go tym zachęciła. Dwa palce wierciły się w jej wnętrzu, jakby chciał znaleźć wszelkie niespodzianki jakie mogły się w nim kryć. I wierciły się szybko. Na dodatek znowu się pochylił i przyssał do jej piersi, liżąc sztywny sutek.
To było cudowne, a jednak Alicja czuła niedosyt. Jak szybko przyzwyczaiła się do dziwnego, pulsującego organu, który brutalnie rozpychał jej wnętrze, dostarczając tym samym rozkosz.
- Jeszcze... - wyjęczała bezwstydnie, tracąc nad sobą kontrolę. Jednak jak na złość, kochankowi zabrakło weny.
- Ale… jesteś bardzo ciasna. Nie wiem czy zmieściłbym kolejny palec.
- Może więc coś innego? - zaproponowała, mając jednocześnie ochotę go całować i dusić.
To już naprowadziło go na właściwe tory. Ułożył się między jej nogami, delikatnie rozsuwając uda. Trochę nieudolnie próbował wsunąć się w nią męskością. Nie brakowało mu jednak chęci, a dla chcącego nic trudnego. Za drugim sztychem wszedł w nią do połowy z pełnym zadowolenia westchnieniem.
W przeciwieństwie do niego Alicja jęknęła boleśnie i napięła się. Jej ciało wciąż z trudem przyjmowało taki rodzaj “odwiedzin”. Dopiero po kilku oddechach dziewczyna zaczęła się rozluźniać. Kapelusznik zamarł zaś w bezruchu. Szczerze mówiąc, wyglądał nawet przy tym całkiem zabawnie.
- A może… może wolałabyś być na górze? Wtedy ty byś decydowała o tempie? - zaoferował.
Spojrzała na niego na wpół przytomnie.
- Na górze? - zdziwiła się - Ale... jak?
- Mógłbym położyć się na plecach, a ty byś… - szukał właściwego określenia. - Dosiadła mnie? - Wysunął się, nie bez ociągania, czekając na jej decyzję.
Alicja przełknęła ślinę. Zastanawiała się chwilę, wodząc palcami po nagiej skórze Kapelusznika. Doprawdy nigdy wcześniej nie myślała o nim w ten sposób, nie myślała, że pod kolorowymi ubraniami kryje się mężczyzna. Tylko czy to, co robili teraz było czymś więcej niż wyrazem ich wzajemnej ciekawości?
- Dobrze... - powiedziała, odsuwając się nieco i podciągając nogi, by zrobić mu miejsce na łożu.
Szalony z ochotą przystąpił do ekwilibrystyki wymaganej przez zmianę pozycji i wkrótce kobieta klęczała okrakiem nad jego przyrodzeniem.
- Kiedy tylko będziesz gotowa - przełknął głośno ślinę.
Skinęła głową. Przygryzła wargę i powolutku zaczęła opuszczać biodra. Od razu nie udało jej się nabić na Kapelusznika, musiała pomóc sobie ręką, by ów gorący pal wypełnił jej wnętrze. Znów jęknęła, lecz tym razem bardziej z rozkoszy niż bólu, mając kontrolę nad sytuacją.
Kilkanaście uderzeń serc później zaczęła falować niepewnie biodrami, ujeżdżając mężczyznę.
- Czy to... też ci się podoba? - zapytała cicho.
Nie odpowiedział, ale błogi wyraz jego twarzy mówił wszystko. Położył dłonie na jej biodrach, ale nie próbował zmieniać tempa jej ruchów. Może po prostu podobały mu się jej biodra?
Samo łóżko nie pozostawało już takie bierne. Miękkie poduszki i pościel działały trochę jak sprężyny, odpowiadając na ruchy Alicji nieświadomymi pchnięciami rozgrzanego przyrodzenia Kapelusznika. Postękując coraz bardziej lubieżnie, dziewczyna przyspieszyła ruchów, patrząc z góry na swojego partnera. Jedną ręką nawet chwyciła skraj cylindra, który miała na głowie, by ten nie zsunął się w trakcie ich szalonej jazdy. Jej kochanek był zauroczony widokiem, jaki przed nim prezentowała. Nie potrafiąc oprzeć się pokusie, złapał ją za unoszące się i opadające piersi. Jego własny tors unosił się w szybkich, urywanych oddechach.
Oboje zbliżali się do szczytu, gdy jakiś podstępny głosik kazał Alicji nieco zamieszać i... strąciła kapelusz - nie z głowy z swojej, a Kapelusznika.
Reakcja mężczyzny była nieoczekiwana. Nie oburzył się, nie podskoczył jak oparzony. Zamiast tego przyciągnął nagle do siebie Alicję. Jednym ruchem zerwał jej z głowy cylinder, a drugim - pocałował ją namiętnie. Może to było tylko wrażenie, ale zdawało się, że jeszcze się w niej powiększył.


2

Dziewczyna jęknęła przeciągle. Ten moment wszak wystarczył, by osiągnęła spełnienie. Przywarła desperacko wargami do jego warg, nie będąc w stanie zrobić już nic innego. Bardziej podrzucana przez jego biodra niż ujeżdżająca kochanka. Drżąca doprowadziła też do spełnienia Kapelusznika. Unieruchomiony rozkoszą, uciszony pocałunkami, wytrysnął głęboko w jej wnętrzu. Alicja opadła na niego zdyszana. Gdzieś na dnie świadomości, która nie popadła w słodki stan zawieszenia, zastanawiała się jak jej umysł mógł stworzyć wizję odczuć, których nigdy nie doświadczyła. Po raz kolejny Kraina Dziwów wydała jej się niesamowicie realna, szczególnie, że wciąż czuła dotyk dłoni Kapelusznika na swoim spoconym ciele. Leżeli przez chwilę w milczeniu, dochodząc do siebie. Liddellówna czuła, jak jej...kochankowi?... biło serce. W końcu przerwał ciszę.
- Czy… podobało ci się? - głos trochę mu drżał. Wolną dłonią odgarnął z oczu włosy, które zwyczajowo skrywał jego kapelusz. Alicja również dotknęła jego głosów. Dziwnie było trochę oglądać Kapelusznika bez nakrycia głowy z pozlepianymi od potu włosami.
- Bardzo - szepnęła i uśmiechnęła się nieśmiało. - A tobie?
Z entuzjazmem pokiwał głową.
- Ale nie wiedziałem, że… że tak o mnie myślisz - przyznał.
Alicja zawstydziła się.
- Ja... sama się zdziwiłam. Wciąż właściwie nie wiem... co o tym myśleć. W sensie... no wiesz, muszę iść dalej, znaleźć Lalkarza.
- Jeśli ktoś miałby go pokonać, to tylko ty - odparł z przekonaniem. - Nasza bohaterka.
- Przeceniasz mnie, ale... muszę spróbować. - Położyła głowę na jego piersi i przymknęła oczy, łowiąc te ostatnie chwile, które mieli dla siebie.
- Nie przeceniam - pogłaskał ją po głowie, w dziwnie opiekuńczym geście. - Pokonałaś dżabbersmoka, co to dla ciebie jakiś Lalkarz?
- Raz mnie pokonał, skoro zabrał mi wspomnienia. - Powiedziała nie otwierając oczu i rozkoszując się jego dotykiem.
- I raz wystarczy. Tylko szaleńcy robią w kółko to samo.
Alicja zachichotała.
- Naprawdę? - spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Jestem szalony, więc chyba wiem - potwierdził, błysku chyba zupełnie nie dostrzegając.
Dziewczyna przyjrzała mu się, ale widząc, że nie zrozumiał aluzji, a ona sama nie czuła się jeszcze na tyle pewnie w figlach, podniosła się i usiadła na łóżku.
- Trzeba wstawać chyba. - Powiedziała, rozglądając się za swoimi ubraniami. Były porozrzucane po niemal całym pokoju. Sukienka leżała na podłodze, majteczki pod biurkiem, rękawiczka zwisała z lampy. Prawdziwy nieporządek.
- Chyba tak - potwierdził i samemu zaczął szukać swoich spodni. - Czy mam poprosić Klarę, by przygotowała ci kąpiel?
- No więc... tak, właściwie to chętnie. - Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego, po czym sama wstała i zaczęła się ubierać, odczuwając narastające skrępowanie. Kapelusznik skrępowany był zdecydowanie mniej, za to nadrabiał roztrzepaniem. Odnalezione spodnie założył tył naprzód, a koszulę zapiął krzywo, tak że u góry guzików brakło, a u dołu było ich za dużo. Kompletnie się tym nie przejmując wymaszerował na korytarz w poszukiwaniu służącej.


___________________________
1 - okładka z komiksu Grimm Fairy Tales
2- grafika autorstwa Redpassion
 
Zapatashura jest offline  
Stary 20-02-2018, 13:15   #54
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja chciała go zatrzymać, lecz sama była jeszcze niekompletnie ubrana, toteż teraz nabrała szybkości w tym procederze, by Klara nie zastała jej w negliżu. Bo choć służąca widziała ją już nago przy zmianie bandaży, to przecież wypadało zadbać o swoją “opinię”.
- Jesteś zadowolona? - zapytała natomiast cicho, niepewna czy Kotka była z nimi przez ten cały czas. Odpowiedziała jej zupełna cisza. Żadna firanka się nie uśmiechnęła, żaden wieszak nie dostał ogona. Kocica albo się dalej chowała, albo... po prostu jej nie było. Może to, co nastąpiło pomiędzy Alicją i Kapelusznikiem było ich intymną tajemnicą? Kobieta odzyskała ostatni element swojej garderoby i trochę poskromiła niesforne kosmyki włosów, gdy usłyszała z korytarza damski głos.
- Kąpiel się już szykuje!
Klara najwyraźniej nie planowała nachodzić jej w sypialni. Czy to dlatego, że domyślała się co się stało? Czy tak zwyczajnie zostawiała jej trochę prywatności? Kapelusznik nie wracał, więc panna Liddell udała się do łazienki.


Jak można się było spodziewać po Szalonym Kapeluszniku, pokój łaziebny w jego domu to nie była po prostu wanna. To była pstrokata feeria kolorów i kształtów! Kamienna posadzka, podwieszony żyrandol i mozaiki na ścianach. Istna komnata muzealna. Wanna, nad którą unosiła się już cieplutka chmurka pary, stała przy zasłoniętym białymi firanami oknie.
Alicja musiała przyznać, że wyglądało to zachęcająco, toteż nie tracąc czasu znów wyskoczyła z ciuszków, tym razem po to, by zanurzyć się w wodzie. Uczucie było przyjemne i relaksujące. Ciepło szybko rozchodziło się po jej ciele, pot zmywał się z ciała. Po chwili jednak poczuła, że trochę… przecieka. Nasienie Szalonego z niej wypływało.
Spojrzała przestraszona tym odkryciem. Conieco wszak słyszała i... czy mogła zajść w ciążę? Jęknęła ze strachu, po czym palcami spróbowała pomóc opuścić sokom mężczyzny jej ciało. I właśnie będąc w takiej pozycji, z rozstawionymi nogami, usłyszała charakterystyczny, koci głos.
- Co ty tam robisz? - Cheshire miała w zwyczaju pojawiać się w niespodziewanych sytuacjach.
Wystraszona Alicja chlapnęła wodą na około, chowając szybko dłonie pod wodę, ale po bokach ud.
- Nic! Nic, nic. Zupeeełnie nic - zapewniała gorączkowo.
Kocica odruchowo uskoczyła przed opryskaniem, ale w ostateczności to właśnie ciekawość zabijała koty. Zaczęła się podkradać do wanny.
- Już chyba ci się nie nudzi, co? - zapytała Alicja, cofając się na drugą stronę wanny. Kusicielka oparła się dłońmi o brzeg.
- Ani trochę - potwierdziła. - Wczoraj było baaardzo ciekawie - spojrzała na wodę i zatrzepotała wąsikami. - Co to, to białe w wodzie? - zapytała na pozór niewinnie wskazując na unoszące się dowody miłości.
- Dobrze wiesz. - Dziewczyna speszyła się. - Pomożesz mi teraz?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego zrobiła wielkie oczy. Przyjrzała się uważnie Alicji, a potem resztkom spermy. I jeszcze przez chwilę Alicji.
- Zrobiłaś to? - pisnęła. - Kiedy, z kim?
- Myślałam, że wiesz wszystko o wszystkich tutaj. - Teraz dla odmiany to blondynka droczyła się z Kotką - Ja pierwsza spytałam.
Ta zmarszczyła nosek, ale udzieliła odpowiedzi.
- Pomogę ci. Zorganizowałaś dla mnie wczoraj przedstawienie. Chcesz posłuchać co widziałam? - spytała, rozochocona własnymi wspomnieniami.
- Zamieniam się w słuch - Odparła Alicja, zadowolona, że Kotka straciła zainteresowanie jej przeżyciami.
- Tutejsza służąca ma wielką słabość do lokaja Królików - szepnęła. Nie wiadomo czemu, nie sprawiała bowiem wrażenia kogoś, kto boi się podsłuchania. - Wczoraj, kiedy pozbierali zastawę i odnieśli ją do kuchni, udało im się zostać sam na sam. Maczałaś w tym swoje paluszki, prawda?
Alicja mimowolnie uśmiechnęła się.
- No... może troszkę. - Przyznała. Teraz, gdy Kotka zajęła się opowieściami, zaczęła się znów myć... omijając jednak intymne strefy.
- Mrrr… Zatem jak przystało na grzeczną służbę poukładali naczynia w zlewie. Nie spieszyło im się jednak wcale z przygotowaniem świeżych. Jaszczur zaszedł służącą od tyłu i polizał ją po uchu tym swoim długim językiem. Nie opierała się ani trochę. Od razu jęknęła. Zaczął ją obłapiać: piersi, brzuch, uda. I wciąż ani słowa protestu - opowiadała.
- To chyba dobrze, że im się podobało, prawda?
- Niewątpliwie. Nawet mi się podobało, a przecież tylko podglądałam - zaśmiała się. - Ten ozór owijał się wokół jednego uszka, potem drugiego. W końcu kobieta miała dość tego dręczenia i odwróciła się gwałtownie. Pocałowała go. I to jak! Jej języczek i jego jęzor splatały się jak w zapasach - Kotka przysiadła sobie wygodnie na kamiennym otoczeniu wanny, przewracając przy tym wazonik z kwiatami.


- No dobrze... to wszystko? - Alicja spojrzała na nią niepewnie.
- Nie - zaprzeczyła ze śmiechem. - Od tego się tak naprawdę zaczęło. Służąca nie oczekiwała przytulanek. A może bała się, że nie mają wiele czasu? Tak czy inaczej, usiadła na stole i podwinęła suknię. Wiedziałaś, że nie nosiła bielizny? Jaszczur opadł na kolana i od razu wwiercił się językiem w jej myszkę - zamruczała. Na delikatnym futerku na jej łonie zaczęła pojawiać się wilgoć. A może to było tylko złudzenie wywołane przez parującą wodę? - Och, ależ on jest długi. Chyba niektórzy mężczyźni mają mniej między nogami. I do tego taki giętki.
Dziewczyna odwróciła wzrok, skrępowana tym co widziała i słyszała.
- No dobrze, chyba więcej szczegółów nie muszę znać…
- Nie? A przecież podobało ci się, kiedy opowiadałam ci o Księżnej i Księciu - przypomniała. - O nich też mogłabym ci szepnąć po wczoraj.
- Zrobili to? - zapytała Alicja, nagle zapominając o swojej poprzedniej deklaracji.
- To chcesz posłuchać historii, czy nie? - teraz to Kotka się droczyła.
Blondynka prychnęła na to wytknięcie jej niekonsekwencji, ale skinęła twierdząco głową.
- Pod koniec przyjęcia widziałam jak podniecona była Księżna. Nie wiem tylko dlaczego, bo oglądałam wtedy oralne zapasy służących. Może ty wiesz co się stało? - spytała szczerze zainteresowana.
Alicja przełknęła ślinę i odruchowo głębiej schowała się pod wodę tak, że ta sięgała jej szyi.
- Ja... powiedziałam Księżnej, że może... może jej siostrzeniec chce czegoś więcej niż pieszczot…
- Naprawdę? Czyli to przez ciebie - takie uśmiechy, jakim Cheshire obdarzyła Alicję, były zwyczajowo zachowywane na świętowanie połknięcia kanarka. - Ledwie mogła się wtedy opanować. Wiesz już, że bardzo ją podnieca kuszenie siostrzeńca, ale tamtego wieczoru była nadzwyczaj bezpośrednia. Nie wytrzymała już w połowie drogi powozem. Opadła na kolana i rozwiązała troczki spodni Księcia. Nawet nie czekała aż zrobi się sztywny, od razu wzięła go do ust - opisywała obrazowo, badając reakcję blondwłosej.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę, czując, że ją te opowieści rozpalają, jednak wiedząc, że jest obserwowana, starała się nic nie robić.
- Doprowadziła go na skraj rozkoszy i kiedy szeptem błagał ją, by nie przestawała, to z premedytacją właśnie to zrobiła. Przestała. Zostawiając go twardego i wilgotnego. Usiadła sobie z powrotem jakby nigdy nic. Gdybyś go mogła wtedy zobaczyć. Cały drżał z podniecenia. Nie rozumiał co się działo. A Księżna surowo zabroniła mu skończyć samemu - zachichotała.
- I co dalej? - Alicja dała się ponieść opowieści i zapominając o własnym wstydzie podpłynęła bliżej kotki, wychylając się do połowy piersi z wody.
- Dojechali do posiadłości. Książę musiał zapiąć spodnie i chodził jakby połknął kij. Księżna nakazała przygotować kolację… ach, zapomniałam. Kucharka jechała na koźle. W każdym razie nie opuszczała siostrzeńca na chwilę, aby sobie nie ulżył. Wzięła go ze sobą do swoich pokojów i przebierała się na jego oczach. I wcale nie szybko. Powoli, zmysłowo. Dawała mu przedstawienie - będąc tak blisko Kocicy, panna Liddell nie mogła mieć już żadnych wątpliwości. Sprośna mówczyni była podniecona własną historią. - Potem zeszli do jadalni. Biedny Książę ledwo już mógł przebierać nogami. Dziwiłam się, że nie wybuchły mu spodnie. I znowu, jakby nigdy nic, Księżna po prostu zaczęła jeść kolację. Potem popiła winem. A na koniec podeszła do siostrzeńca, podkasała suknię i rozkazała mu “liż mnie” - Cheshire ostatnie słowa wyszeptała.
Dziewczyna przełknęła ślinę i podświadomie zacisnęła mocniej uda, czując, że z jej ciałem dzieje się coś podobnego, co z ciałem Kotki.
- Przyłożył się do zadania. Wiesz, że to lubi. Jego język co prawda się nie rozdwaja, jak u jaszczurki, ale nadrabiał entuzjazmem. Jego ciotka doszła z krzykiem. Nie, żeby się przejmowała opinią służby, ale chyba słyszeli ją nawet sąsiedzi. Książę miał nadzieję na nagrodę, ale zamiast tego dostał tylko kolejną porcję tortur. Kazała mu ściągnąć spodnie i zawołała pokojówkę. Wręczyła jej zabrudzone ubranie, pozwalając oglądać jego nabrzmiały pal. Wszystko już w nim wtedy buzowało - Kocica przesunęła palcem po swym łonie i zamruczała przeciągle.
Trudno było udawać dziewczynie, że tego nie widzi, jednak za bardzo chciała poznać dalszą część opowieści, by okazać swoje oburzenie.
- On się na to godził tak... bez protestu? - zapytała zachrypniętym lekko głosem.
- Protestował. Prosił. Błagał nawet, ale wciąż jest jej wychowankiem. To Księżna ma władzę w swym domu, nie on. To ona rozkazuje jemu, nie na odwrót. Zazwyczaj tego nie robi - przyznała. - Ale wczoraj zrobiła wyjątek. Może chciała, żeby oszalały się na nią rzucił i wziął ją na stole, wśród talerzy i przekąsek? Jak myślisz? - paluszek wciąż wodził po jej intymnym zakamarku.
Alicja odwróciła wzrok, jednak dłonią podświadomie dotknęła własnych piersi, których sutki nagle stały się bardzo sterczące.
- Co było dalej? - zapytała cicho, ignorując zaczepki Kotki.
- Było po kolacji, więc zawołała Kucharkę by wszystko sprzątnęła. I ona też mogła sobie obejrzeć Księcia. Chodziła od jadalni do kuchni trzy razy, ale za trzecim razem Księżna oblała się winem. Nie muszę dodawać, że celowo? - zawiesiła głos, ale zaraz kontynuowała. - Poprosiła więc Kucharkę, by pomogła jej zdjąć zabrudzone ubranie. Książę mógł tylko bezczynnie patrzeć, jak piękna Kucharka rozbiera jego ciotkę. Żeby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, choć po mojemu to już wtedy wrzało, Księżna obłapiała swoją służącą. Wkrótce została w samym gorseciku, tym samym, który widziałaś i odesłała służkę do kuchni. Zostali sami, obnażeni, w pustej jadalni - Cheshire zmrużyła oczy, chłonąc wizję ze swoich wspomnień. Zagłębiła w sobie jeden z palców.
Z ust blondynki wydobył się jęk. Zbyt sugestywnie sama ścisnęła swój sutek, więc szybko cofnęła dłonie.
- Może... po prostu powiedz czy to zrobili, czy nie? - zaproponowała, z trudem znosząc napięcie opowieści. Ale Kotka była już zbyt pochłonięta własnymi słowami, żeby przestać.
- Książę cały drżał, ale w szczególności drżał jego członek. Jakby dostał własnego rozumu. Chłopak zaciskał palce na blacie tak mocno, że zbielały mu knykcie. Zniknął gdzieś pewny siebie arystokrata. Był jak dyszące, zranione zwierzę i błagał ciotkę o spełnienie, o zakończenie tortur - bezwstydnie zaspokajała się na oczach Alicji, w namiastce napięcia jakie odczuwał Książę. - I wtedy Księżna wstała. Odsunęła krzesło i oparła się o stół. Przyzwała siostrzeńca jednym gestem palca i wypięła się, rozstawiając szeroko nogi. Oferowała mu się. Chłopak prawie ryknął, doskakując do niej - palec poruszał się coraz szybciej i szybciej, lśniąc od wydzielanych soków. - Złapał ciotkę jedną ręką za biodro, drugą chwycił swoją rozpaloną męskość... - zawiesiła teatralnie głos. - Nie wiem nawet czy zdążył główką dotknąć jej warg. Eksplodował po całym jej łonie i pośladkach. - Perwersyjna, kazirodcza opowieść zamiast zakończyć się fanfarą, zakończyła się niewypałem.
Wraz z jej zakończeniem Alicja uświadomiła sobie, że ona również dyszy. Szybko schowała się pod wodę i odwróciła wzrok od wierzgające jak w rui Kotki.
- Dzie... dziękuję za opowieść, ale teraz... już chciałabym wychodzić... - powiedziała niepewnym głosem.
- Tak? - Cheshire wysunęła ociekający od własnych soczków palec i opłukała go w wodzie z wanny. - Faktycznie, zaczyna stygnąć. Nie krępuj się - zupełnie nie zrozumiała sugestii, że Alicja chciałaby odrobiny prywatności.
Blondynka patrzyła na nią przez chwilę, po czym westchnęła i wstała z wanny. Od razu, gdy tylko mogła sięgnęła po ręcznik i owinęła się nim. I tak jednak czuła na sobie ciekawski wzrok Kocicy.
- Obiecałam powiedzieć ci o Dyludylach - przypomniała sobie. Jednocześnie zapomniała o pływającym w wannie nasieniu i porzuciła temat.- Nie mogli przybyć na przyjęcie, bo są w niebie.
Alicja spojrzała na nią zdziwiona, omal nie wypuszczając ręcznika.
- Jak to w niebie? Nie żyją? A co z mieczem?
- Czemu mieliby nie żyć? - zdziwiła się. - Żyją i są w królestwie niebieskim - odchyliła zasłonkę i wskazała chmury za oknem. - O, tam.
Blondynka zastygła w trakcie ubierania, a nieszczęsny ręcznik poddał się grawitacji, spadając na jej stopy. Cheshire nie omieszkała dokładnie się jej przyjrzeć.
- Ale... jak się tam znaleźli? I jak mogę odzyskać mój miecz?
- Zostali przez kogoś zaproszeni. Chyba przez jakąś tamtejszą szlachciankę - odpowiedziała Kotka. - Jeśli chcesz odzyskać miecz, to musisz tam jakoś polecieć. Innej drogi nie ma.
Alicja nie skomentowała tego, ubierając się i myśląc intensywnie nad tym, jak mogłaby dostać się do nieba. Znała tylko jednego skrzydlatego osobnika, czuła jednak zawstydzenie na myśl o proszeniu Gąsienicy o cokolwiek po tym jak ona i Kapelusznik...
- A może... może mogłabym zdobyć jakiś inny miecz? - zapytała Kotki.
- Tyle już zrobiłaś, żeby odzyskać swój i chcesz teraz zrezygnować?
Dziewczyna westchnęła. Kotka miała rację.
- W takim razie chyba muszę porozmawiać z Gąsienicą.
Cheshire przekręciła śmiesznie głowę.
- Nie będę cię zatrzymywać, przyjaciółko. Liczę, że nasze kolejne spotkanie też będzie ekscytujące.
Alicja mimowolnie westchnęła, ale nie dodała nic więcej, by Kotka nie przypomniała sobie o cieczy, która z niej wypłynęła w wannie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-02-2018, 15:21   #55
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Chęć znalezienia Gąsienicy, a jego faktycznie znalezienie, okazało się dwiema zupełnie różnymi rzeczami. Co było trochę zaskakujące, bowiem mężczyzna zdecydowanie rzucał się w oczy. Nie było go jednak w pokojach, do których panna Liddell zaglądała, ani w korytarzach przez które przechodziła. Kapelusznika ani Klary też nigdzie nie było, żeby móc ich zapytać gdzie gościł ich anielski przyjaciel. W końcu Alicja postanowiła sprawdzić w tym samym miejscu, w którym zastała go za pierwszym razem - na dachu. Wąziutka drabinka nie sprawiała jej teraz żadnej trudności, kiedy już wszystkie jej rany się zagoiły.
Gąsienica leżał sobie wygodnie, otulony własnymi skrzydłami i spoglądał na leniwie przesuwające się po niebie chmury.
- Aż dziwne, że nie palisz teraz fajki. - Zagadnęła cicho.
Mężczyzna spojrzał na nieoczekiwanego gościa i uśmiechnął się szeroko.
- Może po śniadaniu? Od palenia zawsze strasznie głodnieję - wyznał.
Alicja odpowiedziała nieco zakłopotanym uśmiechem i wskazała miejsce obok.
- Można?
- Zapraszam, zapraszam - poklepał zachęcająco dachówki.
Dziewczyna podeszła i po chwili namysłu ułożyła się na plecach, by też spojrzeć w niebo. Chmury układały się w najróżniejsze kształty. Niektóre przypominały trochę puszyste owieczki, ale można by dyskutować, że wszystkie chmury je przypominają. Inne wyglądały jak kapelusze, albo ciastka. Niektóre, jedna czy dwie, przypominały kształty, o których damom nie wypadało mówić.
- Takie patrzenie w górę mnie relaksuje - zagadnął mężczyzna.
Alicję jednak nie relaksowało. Jej własna wyobraźnia męczyła ją, a na dodatek dziewczyna wiedziała, że ma pewne zadanie do wykonania.
- A czy... byłeś tam na górze? Wiesz, od kiedy masz skrzydła i latasz…
- Masz na myśli chmury? Nie, nigdy nie latałem tak wysoko. Nie jestem pewien, czy dałbym radę.
- Może spróbujesz? Wiesz, dowiedziałam się, gdzie są Dyludulowie. Oni są w niebie. - wskazała palcem chmury.
- Naprawdę? - uniósł się na łokciach. - Słyszałem o Niebieskim Królestwie, ale kiedy się pełza wśród trawy, to nie myśli się za bardzo o przestworzach - umilkł na chwilę. - Naprawdę nie wiem, czy dałbym radę tam dolecieć, a co dopiero kogoś niosąc - wyraził wątpliwości i zaraz zaczął gorączkowo zastanawiać się co zrobić, by znów nie zawieść Alicji. Wtem klasnął w dłonie - ale Gryf pewnie dałby radę!
- Wiesz, nie chcę znów kogoś sobą obarczać... No i pomyślałam, że może... może ty sam byś chciał spróbować? Przecież to ty mógłbyś ich poprosić o miecz. Oczywiście, jeśli mogę cię fatygować aż tak…
- Tylko to nie jest mój miecz, Alicjo. A jeśli nie odzyskasz go dzięki własnym siłom, to czy na pewno na niego zasługujesz? - zapytał poważnie.
Po tych słowach zrobiło jej się głupio. Spuściła oczy.
- Masz rację. To gdzie znajdę tego Gryfa?
- Lubi przebywać na klifach, przy jeziorze. Wiesz, nie oddala się za bardzo od Fałszywego Żółwia - wyjaśnił. - To nie tak daleko. No i… - urwał na chwilę, siadając prosto i patrząc na młodą kobietę - mógłbym ci towarzyszyć, jeśli chcesz. Nie wlecę z tobą do nieba, ale na klif dałbym chyba radę.
To sprawiło, że Alicja się ożywiła.
- Och, naprawdę mógłbyś? - zapytała z nadzieją.
- Z przyjemnością - zapewnił ochoczo. - Chociaż tyle mogę zrobić, by przeprosić cię za to, co zrobiłem na wyspie - zasmucił się od razu na to wspomnienie.
Dziewczyna jednak już myślał o wyprawie.
- Kiedy możemy lecieć? Myślisz w ogóle, że Gryf się zgodzi?
- Czemu miałby się nie zgodzić? Mieliście dobre relacje - przypomniał. - No i on jest silny i duży, dosiądziesz go i już - Gąsienica nieświadomie przypomniał jej poranne igraszki z Kapelusznikiem. - A ruszać mogę, kiedy tylko chcesz.
Blondynka szybko odwróciła się, by nie zobaczył rumieńców na jej obliczu.
- To ja... pójdę się pożegnać i może zjemy śniadanie... potem możemy ruszać.
- Zgoda - klasnął w dłonie, po czym wstał i zgrabnie zeskoczył z dachu.
Alicja już miała za nim krzyknąć, że to nieładnie tak zostawiać damę znów, kiedy przypomniała sobie o piórach, które przyczepił do jej sukni. Po zaczerpnięciu oddechu dla odwagi również zeskoczyła z krawędzi dachu. Za drugim razem łatwiej było jej utrzymać równowagę i doświadczenie było mniej straszne, a bardziej ekscytujące i zabawne. Czy ptaki zawsze się tak czuły, kiedy latały? Opadła z gracją na ziemię i udała się na poszukiwania gospodarza, albo chociaż jego służącej. Gąsienica został na zewnątrz. Sufity w domu były dla niego za niskie.

Klarę odnalazła w kuchni i starała się za bardzo nie wspominać tego, co opowiedziała jej Kocica. Gosposia mieszała drewnianą łyżką w jakimś garnku, z którego unosił się przyjemny zapach.
- Dzień dobry. - Przywitała się grzecznie Alicja i dodała. - Pysznie pachnie.
- Dzień dobry panno Alicjo - dygnęła. - To potrawka z… - zamyśliła się. - W każdym razie to potrawka - zdecydowała się nie zdradzać receptury. - Jest panna głodna?
- Owszem. I chciałam właśnie powiedzieć, że po śniadaniu z Gąsienicą wyruszamy w drogę, więc gdyby to nie był problem i podałabyś śniadanie na werandzie... wiesz, on się tu nie zmieści, a też powinien coś zjeść. - Wyjaśniła służącej dziewczyna.
- Oczywiście. Pan Gąsienica faktycznie bardzo nam urósł i mało gdzie może się swobodnie zmieścić - pokiwała głową. - Niedługo skończę. Ale jeżeli się pannie spieszy, to może przyszykować stół - zaproponowała.
- Ja... chciałam jeszcze porozmawiać z Kapelusznikiem na osobności. - Powiedziała dziewczyna, czerwieniąc się - Wiesz, gdzie go znajdę?
- Teraz? Jest chyba w salonie i czyta codzienną gazetę - odpowiedziała.
Skinieniem głowy blondynka podziękowała za informację i ruszyła w tamtym kierunku. Po drodze zastanawiała się też kto w Krainie Dziwów mógł wydawać gazetę i o czym w niej pisano, skoro tu wszystko było dziwne. Gospodarza faktycznie zastała siedzącego w fotelu z nosem w rozłożonej gazecie, której tytuł brzmiał “Codzienna”. Na pierwszej stronie, trochę krzywymi literami, zapisano najgorętszą wiadomość: Kapelusznik skazany za zabicie Czasu. Alicja westchnęła. No tak, czego się mogła spodziewać? Inna sprawa, że jakby na to nie spojrzeć... była kochanką kryminalisty. To sprawiło, że poczuła w podbrzuszu dziwne napięcie.
- Dzień dobry po raz kolejny. - zagadnęła. Wywołała tym prędkie składanie periodyku.
- Dzień dobry. Kąpiel była relaksująca? - spytał i jak kultura nakazuje, wstał witając damę.
Wypadło to nieco sztywno, bo Alicja zupełnie nie wiedziała jak teraz ma się z nim witać.
- Tak, owszem i... mam nowy trop. Po śniadaniu będę ruszać dalej. Gąsienica zabierze mnie do Gryfa. - Powiedziała prawie na jednym wydechu.
Mężczyzna na chwilę zdjął kapelusz i podrapał się po głowie.
- A skąd Gryf miałby mieć twój miecz? - nie zrozumiał.
- Mój miecz jest najpewniej w niebie. Muszę się tam dostać. - Wyjaśniła, patrząc na jego czuprynę. Niepewnie sięgnęła do jego czoła i odgarnęła niesforny kosmyk włosów na bok. Uśmiechnął się w podziękowaniu.
- To ktoś musiał go bardzo wysoko rzucić, że wylądował w niebie - stwierdził. - Mam nadzieję, że będziesz się tam dobrze bawić. No i nie spadnij, bo bardzo byś się poobijała.
- Eeem... tak, tak zrobię. - Odparła i powoli zaczęła się wycofywać. - To ja pomogę Klarze nakrywać…
- Och, czyli zaraz będzie śniadanie? - ucieszył się.
Nie zdążył minąć kwadrans, a stolik na werandzie był zastawiony i wszystkie talerze były pełne potrawki. Do tego na półmiskach czekały sadzone jajka i parówki. Wszystko to wyglądało zwodniczo normalnie i angielsko, ale w końcu w Krainie nigdy nie było wiadomo co się stanie po pierwszym gryzie.
- Cieszę się, że będziesz towarzyszył Alicji, Gąsienico - zagadnął Kapelusznik. - Będzie bezpieczniejsza.
- To już prędzej ja będę bezpieczniejszy, podróżując z nią. Obroniła mnie przecież przed osami.
Tymczasem rzeczona obrończyni jakby bardziej pochyliła się nad talerzem i skupiła na jedzeniu, nie przerywając panom konwersacji. Zasadniczo obaj, na zmiany, ją chwalili, co z jednej strony jej pochlebiało, ale z drugiej było strasznie zawstydzające.
Kiedy zatem śniadanie dobiegło końca, Alicja była syta i zaczerwieniona po koniuszki uszu. Pochwaliła jeszcze Klarę i jej kulinarne zdolności (parówki były tak pożywne, że młoda kobieta miała wrażenie iż mogłaby przenosić góry), pożegnała skromnie Kapelusznika i woląc już dłużej nie zwlekać, wyruszyła z Gąsienicą w drogę.
Tak naprawdę, to raczej skrzydlaty mężczyzna wyruszył, a pannę Liddell wziął ze sobą. Lotem jest w końcu bliżej, także wziął ją w ramiona i uniósł się w powietrze wśród łopotu swych ogromnych skrzydeł. Wciąż nie uznawał koszul, może i słusznie twierdząc iż nie miałby ich jak założyć, przez co Alicji nie pozostawało nic innego jak wtulać się w jego nagi tors, kiedy krajobraz u dołu przesuwał się jak w kalejdoskopie. Ta bliskość przypominała jej jak bardzo zbliżyli się do siebie w wulkanie i wywoływała w niej mieszane uczucia, głównie wyrzuty sumienia. Bo przecież pod namową Kotki zbliżyła się też do Kapelusznika. W efekcie milczała, a i Gąsienica nie rozpoczynał rozmowy skupiając się na lataniu. Czy z lataniem jest jak z bieganiem? Bardzo trudno byłoby biec kogoś dźwigając.


Kraina w dole była różnorodna i nieodmiennie dziwna. Strumienie i dęby nie wzbudzały niczyich wątpliwości, ale połacie rozłożystych grzybów były już nietypowe. Wysokie, zębatkowe drzewa jawnie zaś kłóciły się ze zdrowym rozsądkiem, w dodatku tę kłótnię wygrywając. I wszystkie te wspaniałe widoki robiły się coraz większe i większe i… Nie, one tylko był coraz bliżej i bliżej. Zmęczony Gąsienica musiał wylądować, do czego wybrał sobie małą, ocienioną polankę.
- Przepraszam, że musisz mnie dźwigać. Nie powinnam się tak najadać śniadaniem. - Wyznała Alicja, gdy wylądowali, a Gąsienica ją puścił.
- Nie przepraszaj - chciał powiedzieć lekko, tak żeby ją uspokoić. Zamiast tego ciężko sapał z wysiłku. - Nierozsądnie jest wyruszać w podróże głodnym.
Alicja spojrzała mu w oczy i delikatnie ujęła jego dłoń.
- Dziękuję, że to dla mnie robisz.
Przez chwilę olbrzym wyglądał jak zakłopotane dziecko, ale szybko nabrał rezonu.
- Proszę bardzo. To moja mała cegiełka w ratowaniu Krainy Dziwów.
- Myślisz, że Lalkarz zagraża całej krainie? - zapytała nieco zdziwiona dziewczyna, przysiadając na jednym z ogromnych grzybów.
- Spróbował już przeprowadzić inwazję. Nie wydaje mi się, żeby miała ona pokojowe cele - odparł. - I nie wiem, czy Czerwona Królowa zdoła go ponownie zatrzymać.
Alicja westchnęła.
- Doprawdy nie wiem jak ja mam to zrobić... - Powiedziała ponuro, po czym zapytała - A co o nim wiesz? O nim jako o nim. Co lubi, czego nie lubi, co go motywuje... poza pragnieniem władzy?
- W wulkanie chyba opowiedziałem ci wszystko, co było do opowiedzenia. Znać mogą go tylko jego żołnierze, ale jak mieliby go zdradzić? - Zastanowił się jeszcze chwilę. - Jeśli wierzyć temu, co powiadają w okolicy, to Wiedźma może mieć z nim konszachty. Ale czy by cokolwiek wyjawiła?
- Pewnie nie... zresztą nią może zająć się ktoś inny. Ja muszę skupić się na głównym... zagrożeniu. - Rzekła z jakimś dziwnym uporem Alicja.
- Możliwe, że tak powinno być - zgodził się. - Wiedźma była tu przed Lalkarzem i może będzie też po nim.
Na te słowa nie pozostało blondynce nic więcej zrobić, jak po prostu pokiwać głową. Gąsienica zaś zdążył trochę wyrównać oddech i żeby lepiej się zrelaksować wyjął swoją fajkę. Nie wiedzieć skąd wytrzasnął też zapałki i raz dwa podpalił swoje ulubione ziele.
- Twoja postawa wymaga wielkiej odwagi - pochwalił ją, po czym zaciągnął się głęboko. - I wszyscy jesteśmy ci wdzięczni, że chcesz nas uratować.
Alicja przyjrzała mu się chwilę.
- To nie kwestia odwagi, po prostu... wydaje mi się, że to moje zadanie. Gdyby nie ono... nie byłoby mnie w tej krainie. To zresztą dziwne, bo... przez to mam wrażenie, że jest ktoś, kto mnie obserwuje, kto wie, że... nie wyśniłam sobie tego wszystkiego... - dziewczyna odważyła się na głos popuścić wodze fantazji.
- Gdybyś sobie to wszystko śniła, to przecież mogłabyś też wyśnić, że masz już miecz, albo że pokonujesz Lalkarza - podsunął mężczyzna. - Boisz się, że to Lalkarz cię obserwuje?
Alicja zastanowiła się nad tym, by po chwili odpowiedzieć.
- To czy mnie obserwuje mnie nie przeraża. Ja... boję się, że on zna moje słabości. A ja nie dam rady się ich pozbyć nim go odnajdę.
- Wszyscy mają swoje słabości - odrzekł na to anioł. - Ważne, żebyśmy pielęgnowali to, co w nas silne i poszerzali swoje horyzonty - pyknął z fajeczki. - Nawet, jeżeli Lalkarz zna twoje słabości, to zaskocz go nową wiedzą.
Alicja westchnęła. Zastanawiała się czy zgromadziła w sobie już dość pewności siebie, by uodpornić się na wpływy innych. Czuła jednak, że do tego jak do Lalkarza jeszcze długa droga.
- Ja, kiedy chcę się uspokoić i zebrać myśli, palę - nie było to jakieś wielkie wyznanie, bowiem był to powszechnie znany fakt. - Może chciałabyś spróbować? - zaoferował jej fajeczkę.
Już miała odmówić, lecz przypomniała sobie o własnym planie przekraczania ograniczeń w niej, które wcale nie ona stworzyła. Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się, by wreszcie powiedzieć cicho:
- Dziękuję, spróbuję.
To, co wielkiego Gąsienicy było fajeczką, dla dużo niższej Alicji było wielką fajką. Przystawiła usta do ustnika i ostrożnie się zaciągnęła. Dym miał słodki smak i był jakby lepki. Trochę, jakby wdychała watę cukrową. Od razu się od tego rozkaszlała.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się mężczyzna.
Alicja potrzebowała chwili, by złapać oddech i móc normalnie mówić.
- Taaak, ale chyba podziękuję. - Powiedziała z załzawionymi oczami. Czuła, jak dym wciąż wypełnia jej płuca i kolejne wdechy i wydechy nic nie dawały. Trochę się jej zakręciło w głowie.
Oparła się osłabiona o grzyb, na którym wcześniej siedziała.
- Dziwnie... się czuję... - wyznała słabym głosem. Gąsienica pochylił się nad nią i coś do niej mówił, ale nie słyszała wyraźnie. Robiło się jej ciemno przed oczami.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-02-2018, 15:50   #56
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Wszędzie w koło otaczała Alicję nieprzenikniona ciemność. To była pierwsza rzecz, która ją przestraszyła. Potem zaalarmował ją słuch - absolutna cisza. Słyszała tylko przestraszone bicie swego serca. Było jej zimno, a na domiar złego nie mogła się ruszyć. Nicość ciągnęła się i ciągnęła. Może minuty, a może godziny. A gdy przerwał ją promień światła, było tylko gorzej.
Wciąż wokół niej rozciągała się ciemność, ale ona sama wisiała w kolumnie światła. Wisiała bezwładnie, na sznurkach które były przyczepione do jej ciała jak do drewnianej lalki. Próbowała się szarpać, wiercić, ale mięśnie odmawiały posłuszeństwa.


1


Wkrótce usłyszała grzmot i kolejna kolumna światła odkryła w oddali lśniący miecz. Jej miecz. Migbłystalne ostrze, którym zgładziła potwora. Wisiał bezużyteczne w powietrzu.


2

Zdezorientowana Alicja usłyszała wtedy głos. Głęboki, władczy, oschły.
- Po co ci ten miecz? Co chcesz nim osiągnąć?
Kobieta nie mogła odpowiedzieć, usta miała jak zaszyte.
- Myślisz, że dzięki niemu staniesz się jakąś bohaterką? Jak król Artur po wyjęciu Excalibura ze skały? - słowom towarzyszył kolejny grzmot i w mroku zaświeciła się królewska sylwetka. Legendarny miecz jarzył się niczym gwiazda.


3

- To tylko legenda. Bajeczka. Fikcja - szydził głos. - A nawet w tej fikcji, w najważniejszej bitwie, Excalibur go zawiódł. Artur zginął z ręki własnego bękarta - światła zgasły, jedno za drugim, aż w półmroku dało się dostrzec jedynie pobojowisko, scenę ojco i syno-bójstwa.


4

- Żadna broń nie zrobi z ciebie bohaterki - oznajmił głos. - Prawdziwi królowie nie rządzą dzięki magicznym mieczom. Rządzą, bo urodzili się do rządzenia - sznurki poruszyły się, a Alicja razem z nimi. Obracała się powoli, tracąc z oczu obraz bitwy. Zamiast niego zobaczyła obraz króla. Prawdziwego króla, Henryka VIII.


5

- Henryk VIII wyrwał swe królestwo z rąk papieża. Przyłączył Walię. Wyklął wiedźmy i znachorki. To był prawdziwie wielki człowiek, który urodził się do wielkich czynów - perorował głos. - A ty? Za kogo ty się uważasz, głupia dziewucho? Za bohaterkę? Nie, nie jesteś bohaterką. Jesteś krnąbrną, nieposłuszną dziewką. Wiesz co król Henryk robił ze swoimi żonami, gdy nie były mu posłuszne? - wizerunek króla zniknął. Teraz Alicja widziała klęczącą królową i pochylającego się nad nią kata. - Ścinał im głowy!


6


__________________________
1 - autora nie znam, chętnie poznam
2 - grafika z podręcznika Dungeon Master's Guide 5-a edycja
3 - grafika autorstwa Lee Seung Hee
4 - grafika “How Mordred was Slain by Arthur, and How by Him Arthur was Hurt to the Death”, autorstwa Arthura Rackhama
5 - portret Henryka VIII, autorstwa Hansa Holbeina, młodszego
6 - egzekucja Anny Boleyn, nie udało mi się znaleźć autora
 
Zapatashura jest offline  
Stary 21-02-2018, 20:00   #57
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXIV. Wizyta lekarska



Kolejny raz Alicja przebudziła się z krzykiem. Powód był jednak znacznie gorszy. Rozglądała się gorączkowo po pokoju, jakby chciała przekonać się, że panuje nad własnym ciałem, że może się poruszać. Sprawdziła nawet czy do jej ciała nie przywiązano sznurków. Czy rozmawiała z prawdziwym Lalkarzem, czy to tylko jej imaginacja?
- To tylko sen... tylko sen... - powtarzała sobie teraz, obejmując się ramionami i drżąc jak w febrze. Koszmar nie chciał dać się wyprzeć z pamięci.
Tej nocy również zbudziła matkę. Usłyszała pukanie do drzwi i zaniepokojony głos.
- Czy wszystko w porządku Alicjo?
- Tak, mamo... - odpowiedziała, nie miała jednak pomysłu na wymówkę tym razem.
- Mogę wejść?
Tym razem Alicja nie miała na sumieniu żadnych wstydliwych sekretów, więc odparła:
- Proszę... chociaż nic mi nie jest. - Spróbowała się uśmiechnąć do wchodzącej rodzicielki. W ciemności trudno było dokładnie ocenić, ale Lorina była chyba zmartwiona. Ostrożnie przysiadła na skraju łóżka i bez słowa przytuliła córkę, w rzadkim przypływie czułości.
- Koszmary? - zapytała.
- Znów krzyczałam? - odparła pytaniem na pytanie dziewczyna, tuląc się do matki.
- Tak - potwierdziła cicho. - Coś cię trapi?
Alicja spojrzała na nią. Cóż mogła powiedzieć? Prawdę? Nie, tego by nie zrozumiała. Dziewczyna musiała kłamać. Znów.
- Po prostu... mam świadomość, że choć wy mnie chronicie, to na zewnątrz jest cały świat i ja... ja nie jestem dość silna, by sobie z nim poradzić. Jestem jak ten słowik w złotej klatce, który pięknie śpiewa, lecz... nie umie latać.
- Nonsens - matka zaprzeczyła zaskakująco ostro. - Jesteś mądra i dobra. Nie musisz walczyć z całym światem. Wystarczy, że otworzysz się na właściwych ludzi. A matkę i ojca masz przecież właśnie po to, by strzegli cię przed tymi złymi.
- Wiem, ale... wolałabym... sama wyjść na przeciw temu złemu światu, a u was szukać rady i pocieszenia. Inaczej... nie nauczę się żyć. Nie przekażę swoim własnym dzieciom żadnych mądrości…
Matka jeszcze raz mocno ją uściskała i stwierdziła.
- Rozumiem. Jesteś już dużą dziewczyną i nie będziesz się dłużej chować pod spódnicą mamusi - nie gniewała się. Powoli akceptowała fakt, że nie tylko Elisabeth jest dorosła. - Ale z tymi koszmarami trzeba coś zrobić. Poproszę o wizytę doktora Bumby’ego.
Dziewczyna westchnęła. Wiedziała jednak, że matka sama się nie uspokoi, jeśli czegoś ze sprawą nie zrobi.
- Dobrze, matko. - Powiedziała potulnie, tuląc się do kobiety. Zdążyła się uspokoić. Oddychała już równo i Lorina chyba też to wyczuła. Wypuściła córkę z ramion i wstała.
- W takim razie, dzień dobry córko. Chyba już nie ma sensu kłaść się spać.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się nieco pewniej dziewczyna - To ja się ubiorę i pójdę przygotować stół na śniadanie. Matka jej nie zatrzymywała.
Zegary w domu twierdziły, że jest piąta nad ranem. Ciemność na zewnątrz równie dobrze mogła twierdzić, że była pierwsza, albo druga. O takiej porze wszystko było ciche. Nawet służba jeszcze spała, bo wstawała dopiero o świcie. Wizyta doktora Bumby’ego nie nastrajała Alicji pozytywnie, ale jeśli tylko ją przetrzyma, to matka na pewno się uspokoi. Wąsaty szkot zawsze zachowywał się, jakby zjadł wszystkie rozumy. Może to dlatego tak źle się jej kojarzył McIvory?
Dziewczyna jednak szybko uciekła od tej myśli. Po prawdzie nie wiedziała co powinna zrobić z panem Ivory, skoro ona i Reginald wyraźnie się zbliżyli... choć nie było to nic oficjalnego wciąż.


Śniadanie upłynęło spokojnie. Matka nie wspominała o koszmarach, ojciec albo spokojnie przespał noc nie słysząc krzyku córki, albo wzorem żony niczego nie komentował. Po prostu dzień jak co dzień.
A jednak Alicja zebrała się na odwagę tego dnia i podeszła do ojca.
- Papo... bo ja tak myślałam... może... może mogłabym się przenieść z pracą do biura? Tutaj czuję się... no, jakby to co robię nie było na poważnie. I też jestem ciekawa innych pracowników, z którymi tylko wymieniam korespondencje.
Henry spojrzał badawczo na córkę.
- Wiesz, co myśli o tym twoja matka - zaczął zachowawczo.
- No właśnie rozmawiałyśmy... o tym, że tak bardzo o mnie dbacie i nawet mama przyznała, że jestem coraz bardziej dorosła. - Podsunęła nieśmiało dziewczyna.
- Aż tak dorosła, żeby pracować… w moim biurze w porcie? Wśród całego tego kolorytu Londynu? - ojciec jakoś nie dowierzał.
- Ja... myślę, że tego się właśnie najbardziej boję, papo. Nieznanego. Gdybym wiedziała... mogłabym powiedzieć czy chcę, czy nie. A tak nie wiem i mnie to... niepokoi. - Alicja założyła, że matka powiedziała ojcu o jej koszmarach. Na pewno zaś pan Liddell musiał wiedzieć o umówionej wizycie doktora.
Wiedział. Kiedy bowiem odezwał się po długim zamyśleniu, stwierdził:
- Zobaczymy, co powie doktor Bumby. Może faktycznie zmierzenie się ze strachem, to właściwe rozwiązanie? Będziesz jednak musiała poczekać do jutra, na wizytę - jak na osiągającego sukcesy handlowca, Henry potrafił być bardzo niezdecydowany.
- Dobrze, papo. - Zgodziła się potulnie Alicja i na koniec dodała - A jak... kwestia wyprawy? Myślisz o tym?
Teraz dopiero Henry wyglądał na podenerwowanego. Lorina nie lubiła tych jego wypraw. To, że czyniły one z niej słomianą wdowę to jedno, ale bała się, że kiedyś uczynią z niej prawdziwą wdowę. Statek zatonie, albo Henry zachoruje na jakąś tropikalną chorobę.
- Interesy w Kairze idą bardzo dobrze - zaczął ni to na temat, ni to obok niego. - No i Kanał Sueski znacznie ułatwia podróż. Ale może wyślę w tym mojego wspólnika - ciągnęło go w świat i było to widać, ale jednocześnie czuł obowiązek wobec rodziny.
- Jestem ciekawa jak bardzo tamten klimat jest inny od naszego... - niewinnie zagaiła dziewczyna.
- Och, jest upalny. Cały dzień jak w szklarni - odpowiedział, ale wcale nie brzmiał jakby to było coś strasznego. - Lepiej zostać pod dachem, więc trochę jak u nas.
- A pustynie... naprawde potrafią się ciągnąć aż po horyzont?
- Tak - potwierdził. - Wystarczy stanąć przy piramidach i wytężyć wzrok. Nic, tylko bezkresne morza piasku. A mimo tego, udało im się stworzyć najstarszą cywilizację świata. No, nie tak dobrą jak nasza cywilizacja, ale najstarszą - patriotyzm jednak zobowiązywał.
Alicja westchnęła rozmarzona.
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć... - wyznała - Może... może kiedyś nas tam zabierzesz?
- Jeśli uda ci się namówić do tego matkę, to daję ci słowo, że odwiedzimy wspólnie Kair i zobaczysz piramidy na własne oczy - obiecał, zapewne będąc przekonanym, że matka nigdy się nie zgodzi. Alicja jednak uśmiechnęła się kocio i pożegnała ojca.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 22-02-2018, 17:34   #58
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Piątek. Konkretniej piątek o trzynastej. Taka była umówiona godzina wizyta doktora Bumby’ego. Nie pozwoliłby sobie na spóźnienie i faktycznie pukanie kołatki rozległo się o dwunastej pięćdziesiąt pięć. Pięć minut by zdjąć płaszcz, przywitać państwa Liddell i rozgościć się w saloniku, gdzie czekała już na niego Alicja. Zegar z kukułką odezwał się niemal w tej samej chwili, co doktor.
- Czy możemy zaczynać? - poprawił na nosie okulary. Koszula w paski i szara kamizelka nadawały mu wygląd jednocześnie profesjonalny, jak i nudny.
Alicja przyglądała mu się zawsze jednak z mieszaniną strachu i fascynacji. Jak człowiek tak nijaki mógł decydować o niej i o wielu, wielu innych ludziach? Jak mógł znać się na wszystkich ludzkich bolączkach?
- Oczywiście, panie doktorze. - Odparła uprzejmie, kładąc dłonie na podołku.
- Słyszałem, że od ostatniej wizyty miałaś… stany lękowe - mówił monotonnie, z wyraźnie północnym akcentem, tym bardziej nietypowym bo utykanym rozmyślnymi pauzami.
- Tylko złe sny. Dwa. - Sprecyzowała Alicja, w duchu przepraszając Kapelusznika za to, że pośrednio nazwała chwile z nim koszmarem.
Bumby wyjął mały notesik i coś skrzętnie w nim wynotował.
- Sny pozwalają nam uporządkować rzeczywistość. Śpiący umysł segreguje wspomnienia. Robi to jednak bez kontekstu, dlatego wydaje nam się po obudzeniu, że widzieliśmy jakieś nowe zdarzenia - tłumaczył. - Czy te sny z czymś ci się kojarzą, Alicjo?
- Myślę, że je rozumiem... - zaczęła niepewnie. Wszak oszukać doktora mogło być trudniej niż rodziców - Ja... boję się nieznanego. Wszyscy mówią jakie niebezpieczne jest życie poza domem, ale tak naprawdę wszyscy poza mną w nim uczestniczą. Myślę, że... chciałabym wiedzieć... co jest groźne, a co piękne.
- W naszych czasach nie ma powodu, by bać się tego co jest poza domem. Młoda dama, taka jak ty, ma bardzo dużo możliwości spotykania się w dobrym towarzystwie. Z ludźmi kulturalnymi, znającymi etykietę - wymieniał. - Czego się obawiasz z ich strony, Alicjo?
- Ludzi kulturalnych już znam, z całym szacunkiem panie doktorze. Ja chcę poznać świat. Cały. Chcę zobaczyć jak wygląda praca mojego taty, chcę podróżować, chcę... coś robić. Coś pożytecznego! - rozemocjonowała się dziewczyna.
- A jednocześnie wzbudza to w tobie strach - zwrócił uwagę Bumby. - Masz przez to koszmary.
- Bo nie wiem... co tam jest. Nie wiem czy bym dała radę... - Powiedziała już spokojniej.
- Czy nie wydaje ci się, że jest w tym jakaś sprzeczność? Pragniesz czegoś, czego się boisz. Naturalną reakcją na strach jest ucieczka - ciągnął swoją argumentację, notując coś raz na jakiś czas. W okienko w salonie zastukał jakiś ptak, ale Bumby zupełnie to zignorował.
- Ale ja nie wiem czy to złe. W tym problem. Nie wiem czy mi coś zagraża, wiem tylko... - Alicja urwała, by spojrzeć na ptaka. Był mały, ale nie przypominał Alicji żadnego, jakiego do tej pory widziała. Z białym łebkiem i brązowym… futrem?
- Co wiesz, Alicjo? - zapytał od razu doktor.
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu, przyglądając się stworzeniu.
- Ja... wiem, że chcę żyć. Naprawdę. A nie w klatce. - rzekła wreszcie.
- To bardzo ciekawe porównanie - ptak miał łapy. Ptaki nie powinny mieć łap. - Czujesz się uwięziona? Ale jednocześnie nikt cię nie zamyka w domu. Możesz odwiedzić przyjaciółki, możesz pojechać na przyjęcie.
Alicja wstała i podeszła do okna, by lepiej przyjrzeć się ptakowi. Czyżby należał do krainy dziwów?
- A czy mogę iść na spacer? Sama. Czy mogę wykonywać moją pracę w biurze? Czy mogę po prostu wyjść z domu i pójść do piekarni po chleb?
- Dobrze wiesz, że to wbrew etykiecie, Alicjo. Szanowane kobiety się tak nie zachowują - odpowiedział protekcjonalnie. Ptak z ciałem jakby kota. A może kot z głową ptaka? Łypnął na dziewczynę jednym okiem.
- Wiem. I dlatego mam koszmary panie doktorze. - Powiedziała wyjątkowo zdecydowanie. Jakoś ta mała istota przypominała jej o tym kim była w Krainie Dziwów. Tak miała być bohaterką. Jak więc tu mogła być całkiem nijaka?
- A co, jeżeli te koszmary to wyrzuty sumienia? - doktor zaproponował alternatywne spojrzenie. Nie obruszał się na to, że jego pacjentka spogląda sobie przez okno zamiast skupiać się na nim. Po prostu cały czas notował. - Podświadomie wiesz, że twoje pragnienia ci nie przystoją.
- Nie dowiem się, jeśli nie spróbuję czegoś, co mnie niepokoi, prawda?
- To autodestrukcyjne tendencje, Alicjo - ostrzegł ją. Kotoptak ponownie stuknął w okienko. - Bardzo niebezpieczne.
Nie odpowiedziała. Doktor i tak nawet nie próbował jej zrozumieć. Zamiast tego otworzyła zdecydowanym ruchem okno. Stworzonko ni to sfrunęło, ni to zeskoczyło na trawnik.
- A twoja kraina, Alicjo? - Bumby zmienił nagle temat. - Czy dalej o niej śnisz? - ptakot potrząsnął łebkiem.
Zawahała się tylko na krótką chwilę.
- Nie, proszę pana. - Odparła, obserwując stworzenie przez otwarte okno.
- To dobrze - mruknął. - Niedobrze jednak, że w miejsce tych niepoważnych fantazji zakradły się koszmary. Podsumowując, uważasz że masz złe sny, ponieważ obawiasz świata, który kryje się za marginesem ludzi kulturalnych. Jednocześnie chcesz poznać ten świat, chociaż wcale nie musisz - doktor w końcu oderwał się od swoich notatek i spojrzał w kierunku swojej pacjentki. Zwierzątku spacerowało sobie wśród trawy, odchodząc dalej i dalej od okna.
Z każdym jego drobnym kroczkiem, Alicja posępniała. Czyżby właśnie pozwalała odejść swoim marzeniom? Ale przecież czuła, że ten zwierzak jest widzialny tylko dla niej i jeśli powie o tym doktorowi, ten najpewniej wyśle ją do jakiegoś “sanatorium” albo zamknie na cztery spusty w pokoju.
- Alicjo - Bumby podniósł głos, by zwrócić na siebie uwagę.
Dziewczyna podskoczyła.
- Tak? - spojrzała pytająco na doktora.
- Czy dobrze zrozumiałem to, co mi opowiedziałaś? - zapytał.
- Nie wiem, panie doktorze. To pan się na tym zna. - Odpowiedziała uprzejmym tonem, choć można było wyczuć w nim nutę uszczypliwości.
Szkot pokręcił głową i zanotował coś jeszcze.
- To chyba będzie wszystko na dzisiaj - zdecydował. - Przepiszę ci napary ziołowe, o wszystkim poinformuję twoją matkę. Miłego dnia Alicjo - pozostawał nieruchomy w fotelu. Panna Liddell mogła opuścić własny salon, by on skończył wypisywać papierki.
Dziewczyna nie zwlekała. Nie zamknąwszy okna, szybkim krokiem skierowała się do wyjścia.
- Do widzenia! - rzuciła tylko na odchodne i już jej nie było. Szybkim krokiem Alicja skierowała się ku wyjściu do ogrodu, gdzie ostatnio widziała ptakokota. Było dość chłodno, szczególnie wiatr doskwierał. Dziwnego stworzonka zaś nie było widać.
Alicja przystanęła na tarasie, rozczarowana. Raz jeszcze rozejrzała się, po czym wróciła wolnym krokiem do domu. Lorina właśnie żegnała doktora Bumby, trzymając w ręce parę kartek papieru. Szkot skłonił się pani domu, potem pannie Liddell i wyszedł na zewnątrz. Matka nie wyglądała na szczególnie uspokojoną.
Alicja spróbowała więc cichaczem przemknąć do swego pokoju. Nic z tego. Lorina podeszła do niej i przytuliła bez ostrzeżenia, ani słowa. Ta wylewność matki była nieco podejrzana, lecz Alicja również odpowiedziała uściskiem.
- Nie martw się mamo. - Powiedziała cicho.
- Nie martwię się - zapewniła, ale nie przekonało to Alicji. - Doktor powiedział, że nie dzieje się nic złego. Jesienna chandra.
Na te słowa dziewczyna jakby zastrzygała uszami.
- Może ma rację... tęsknię za latem i ciepłem. Pamiętasz jak było wspaniale na plaży nad morzem w zeszłym roku, mamo?
- Córeczka tatusia - zaśmiała się matka. W końcu Henry’ego ciągnęło do ciepłych krajów.
- Chyba tak, chyba brakuje mi słońca. - Powiedziała Alicja i znów uścisnęła matkę - Pójdę do siebie i... namaluję sobie jakieś.
- Miłej zabawy - życzyła jej.

W pokoju jednak czekała na nią niespodzianka. Na parapecie bowiem siedział znajomy stworek.
- Tu jesteś! - ucieszyła się na jego widok Alicja, lecz przezornie nie podeszła za blisko. Jedynie zamknęła za sobą drzwi pokoju.
- Dzień dobry. - Przywitała się.
Ptakot spojrzał na nią i podniósł się. Powoli przesunął się na skraj parapetu.
- Czy... mogę ci jakoś pomóc? - zapytała niepewnie Alicja, przyglądając się stworzonku. To jednak rozłożyło tylko skrzydła i sfrunęło szybko w dół.
Dziewczyna tym razem szybko podbiegła do okna i spojrzała za nim.
- Zaczekaj…
Stworek wylądował na trawniku i żwawo podreptał ku oczku wodnemu.
Alicja rozejrzała się pospiesznie czy da radę ześlizgnąć się jakoś za nim. Z takiej wysokości nie było jednak szans. Musiała zejść po schodach. I pozostawała jeszcze kwestia jesiennych mrozów. Tym razem więc, wybiegając na zewnątrz, Alicja zabrała ze sobą ciepły, wełniany szal, którym niekiedy owijała się, gdy czytała w fotelu. Gdy obeszła posiadłość i zbliżyła się do oczka, kotoptak wciąż tam był. Popijał wodę, wyciągając daleko szyję, jakby nie chciał zamoczyć niczego poza dziobem.
Alicja podeszła do niego i kucnęła w oddaleniu kilku kroków.
- Chciało ci się pić?
Stworek spojrzał na nią i pierwszy raz wydał z siebie jakiś odgłos. Był to przeciągły pisk.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-02-2018, 13:27   #59
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXV. Dr♢ga d♢ nieba



1

Alicji dzwoniło w uszach. Gdzieś pod tym brzęczeniem kryły się stłumione głosy, ale nie dało się wyłowić o czym mówiły. Czuła się dziwnie. Niby nic ją nie bolało, ale była zdrętwiała. Nie była pewna, czy chce otworzyć oczy.
- Ciiiszeeej... - poprosiła nie otwierając oczu.
Głosy ucichły natychmiastowo, ale brzęczenie niestety dalej trwało. Dziewczyna poczuła na czole czyjąś dłoń, dużą dłoń, która zaczęła czule je gładzić. Z trudem spróbowała otworzyć oko. Jedno na razie. Światło i kolory nie zaatakowały jej brutalnie. Raczej grzecznie ustawiły się w rzędzie, ukazując zatroskaną twarz Gąsienicy.
- Co się... sstało? - zapytała, starając się rozkleić drugą powiekę. Była trochę bardziej oporna, ale w końcu poddała się woli kobiety. Mając już szeroko otwarte oczy, dostrzegała za pochylonym mężczyzną jeszcze inną, dużą sylwetkę.
- Zemdlałaś - odparł krótko anioł. - I krzyczałaś. Bardzo się przestraszyłem. Nie powinienem ci dawać tej fajki - ponownie się zmartwił.
Alicja próbowała przyswoić ten ogrom wiedzy, którym ją obarczył i przewróciła się na bok.
- A gdzie ptakokot? Albo kotoptak? - zapytała na wpół przytomnie.
- Kto? - nie zrozumiał Gąsienica.
- Cooo? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Alicja i spróbowała się podnieść. Mężczyzna od razu jej pomógł. W uszach przestawało dzwonić, za to zaczęło szumieć. No i z wyższej perspektywy łatwiej było ocenić ten wielki kształt. Musiał być starszym kuzynem ptakokota, bowiem miał wielkie skrzydła, ostry dziób i lwie ciało.


2

- Och! - na jego widok Alicja otworzyła szerzej oczy i usta. - Dzie...dzień dobry.
- Chyba jednak nie dobry - odpowiedział ponuro, bardzo dźwięcznym głosem.
- Już mi lepiej... - odparła zmieszana tym komentarzem dziewczyna. - Przepraszam…
- Jak ja byłem młody, to tak nie reagowałem na fajkę - stwierdził Gryf.
- Ale pan jest Gryfem. A ja dziewczyną. - Odpowiedziała Alicja, przyglądając się stworzeniu z mieszaniną fascynacji i strachu. Pochyliło się nad nią i poczuła, jak owionął ją mocny zapach piżma.
- Tak, jestem gryfem. I tak, jesteś dziewczyną. Ale żaden ze mnie pan.
Gąsienica nie wtrącał się, jedynie opiekuńczo obejmując kobietę. Nie był chyba jeszcze przekonany, czy wszystko było z nią w porządku.
- Przepraszam, chciałam być grzeczna. Iiii - spojrzała na Gąsienicę - nie chciałam cię martwić. Wybacz.
- Nie przepraszaj, to ja powinienem prosić o wybaczenie - zapewnił od razu. Od opuszczenia swojej wysepki chyba zajmował się głównie przeprosinami. Teraz Gryf czekał, aż skończą rozmawiać. Szum w uszach blondwłosej wciąż nie ustawał.
Dziewczyna otrzepała sukienkę i spojrzała na legendarne zwierzę.
- Jestem Alicja, miło p... ciebie poznać, Gryfie.
- Ale my się przecież znamy, Alicjo - odparł i spojrzał na towarzyszącego jej mężczyznę. - Ile ty jej dałeś do wypalenia?
- Niewiele. Odrobinkę. Jeden wdech - dukał.
- Ach... no tak... wybacz. - Teraz to Alicja wpadła w wir wybaczania i przepraszania. - Straciłam część wspomnień... i to przed fajką.
- Czyli nie pamiętasz wspólnych tańców ani piosenek? - dopytywał wielki stwór. Jego wielki ogon przy machaniu wydawał szumiące dźwięki, takie “ziuuum”, ale to nie od tego szumiało Liddellównie w uszach. Stała na jakimś kamiennym, wysokim klifie i coś szumiało w dole.
Dziewczyna ze smutkiem pokręciła przecząco głową.
- Tańcowała ryba z rakiem, żółw ze starą pląsał żabą.
Rzekła małża do ślimaka: - Oni tańczą bardzo słabo.

Gryf raczej melorecytował, niż śpiewał, przyglądając się jednym okiem reakcji swej dawnej znajomej.
Ona uśmiechnęła się niepewnie.
- Lalkarz zabrał moje wspomnienia. Potrzebuję twojej pomocy, żeby móc je odzyskać…
- I jaka miałaby to być pomoc? - spytał prosto.
- Potrzebuję dostać się do nieba znaleźć Dyludylów.
- Do nieba? - zadarł łeb. - To wysoko. Czyli miałbym cię tam zabrać?
Gąsienica pokiwał głową.
- Byłabym bardzo wdzięczna, Gryfie. - Podchwyciła Alicja.
Ogromny zwierz nie wydawał się specjalnie zachwycony, ale z drugiej strony panna Liddell nie była wielką znawczynią gryfiej mimiki. Szczególnie, że po chwili potulnie położył się na ziemi i złożył skrzydła.
- Wsiadaj - polecił. - Złap się mocno, ale spróbuj nie wyrwać mi piór, ani futra.
- Och... oczywiście. Bardzo dziękuję. - Alicja spróbowała wsiąść na grzbiet Gryfa najdelikatniej jak umiała. Znosił to ze stoickim spokojem, aż w końcu usadowiła się na jego grzbiecie.
- Niebianie są nastawieni raczej pokojowo - wtrącił się Gąsienica. - Jeśli będziesz się grzecznie zachowywać, to nie zrobią ci żadnej krzywdy. Ale uważaj na Przyjacielski Kontyngent Czerwonej Królowej. Nie wiadomo, jak oni mogą zareagować na twój widok.
- Dobrze, dziękuję za ostrzeżenie. - Alicja spróbowała się uśmiechnąć, choć bała się strasznie tego lotu.
- Czy macie sobie jeszcze coś do powiedzenia, czy możemy ruszać? - zapytał Gryf. Był bardzo oschły w obejściu, nawet jeżeli zgodził się pomóc.
- To chyba tyle, uważaj na siebie. - Powiedziała do Gąsienicy.
- Ty też - odparł od razu. - I odwiedź mnie jeszcze, kiedy wrócisz - poprosił.
Gryf uznał, że tyle pożegnań wystarczy. Jednym, potężnym machnięciem skrzydeł poderwał się w górę i zatoczył w powietrzu krąg. Blondwłosa pierwszy raz mogła zobaczyć szerszy krajobraz pod spodem. Szum spowodowany był przez wodospady, które przelewały się przez klify. Szczególnie jeden z nich przykuł uwagę młodej kobiety - wyrzeźbiony był bowiem na jej podobiznę.


3

- Piękne... kto to zrobił? - zapytała Gryfa, tuląc się do jego grzywy.
- Takie już były. To Klify Łez - wyjaśnił, niczego nie wyjaśniając.
- Piękne... - powtórzyła Alicja, czując nostalgię w sercu.
Gryf wzbijał się coraz wyżej i wyżej. Pozostawiona w dole sylwetka Gąsienicy malała w oczach, a przecież mężczyzna był bardzo postawny. Wkrótce perspektywa zaczęła wyczyniać swe sztuczki także z drzewami, które stały się raptem rozmazaną plamą zieleni. Teraz pióra przymocowane do sukienki jawiły się jako prawdziwe błogosławieństwo. Upadek z takiej wysokości pewnie skończyłby się źle nawet w Krainie Dziwów. Odruchowo więc Alicja mocniej złapała się grzywy i przylgnęła do grzbiety stworzenia.
Z wysokością wiązał się jednak pewien nieprzyjemny aspekt - chłód. Wiało bowiem strasznie. Na szczęście Gryf grzał prawie jak piecyk, chroniąc pasażerkę przed przemarznięciem. Prawdziwy kłopot ujawnił się, kiedy zbliżali się do chmur. Porywiste wiatry nie wiały bowiem ot, tak sobie. Były zwiastunami burzy! Białe, puchate cumulusy ciemniały w oczach, błyskając złowieszczo.
Alicja widziała je, lecz nie odzywała się. To Gryf znał się na lataniu wszak, a nie ona. Zamiast się bać, czy uciekać, mityczny zwierz przyspieszył, pewnie wpadając między chmury. Te rozstąpiły się przed uderzeniami jego rozłożystych skrzydeł. Grzmiały złowróżbnie, skrzyły się od elektryczności, wszystko to było dość straszne, ale nic się nie działo. W pół modlitwy Gryf przebił się ku czystemu, błękitnemu niebu.


Alicja odetchnęła.
- Jesteś wspaniały... - szepnęła z nabożnym prawie szacunkiem.
- To prawda - skromnością za bardzo nie grzeszył. - Teraz już wiesz, dlaczego przyprowadził cię do mnie… Jak ty go w ogóle nazywasz? - obrócił swój łeb ku kobiecie.
- Gąsienica... ale to chyba nieaktualne. - Powiedziała zmieszana, jako że miała ten sam problem.
- Ale on w ogóle nie wygląda jak gąsienica. Bo widzisz, gąsienice są małe i pełzają po ziemi. A on jest duży i ma skrzydła - wytłumaczył cierpliwie.
- To może Motyl? Chociaż... to chyba on sam powinien zadecydować. - Zawyrokowała Alicja.
- O tak, bo jest bardzo zdecydowany od tego palenia fajki - prychnął Gryf, szybując na prądach ciepłego wiatru.
- Myślisz, że to przez fajki jest... taki nieuchwytny?
- A tobie ta jego fajka pomogła?
Z tym argumentem ciężko było się kłócić, toteż Alicja zamilkła na chwilę.
- Może... poproszę go żeby trochę to ograniczył. - Powiedziała po czasie.
- Zrobisz, jak uważasz Alicjo - zgodził się stwór.
Byli tak wysoko, że wszędzie widać już było tylko niebieskie niebo i białe chmury. Było to całkiem ładne, ale też strasznie monotonne. Dzięki temu jednak, dostrzeżenie niebiańskiego królestwa było bardzo łatwe. Małe plamki czerni i czerwieni ozdabiały przestrzeń. Ze zdziwieniem Alicja stwierdziła, że w powietrzu unoszą się niezliczone ilości wielkich kart. Treflowe czwórki układały się w kwadratowy domek, ósemki pik rozciągały się jak most, a dziesiątki kier stały sztywno, tworząc wieżę. Chmury u dołu przerzedziły się, prezentując morze zielonych pól.


4

- To... niesamowite... - wyszeptała, przyglądając się nowemu pejzażowi ze zdziwieniem i fascynacją.
- Może trochę. Za pierwszym razem - lekceważąco rzucił Gryf, szukając gdzieś miejsca do wylądowania.
- Dyludylowie będą gdzieś w pobliżu? Nie wiesz?
- Tego akurat nie - przyznał się z ociąganiem. - Ale tubylcy pewnie będą wiedzieć - dodał. Wypatrzył długi, karciany pomost i uderzając skrzydłami zwolnił na tyle, by ciężko na nim osiąść. Szóstka karo ugięła się, grożąc zrzuceniem z siebie intruza.
- A czy ty... mnie tu zostawisz? Czy wrócisz po mnie? - spytała, odczuwając nagły przypływ strachu. Wbrew pozorom nie miała ochoty spędzić reszty życia w niebie.
Gryf łypnął na nią okiem.
- Nad tym trzeba się było zastanowić przed odlotem, nie uważasz? - zapytał.
Alicja spuścił wzrok.
- Przepraszam. Jakoś... sobie poradzę. - Powiedziała niepewnie.
- Na pewno? - stwór nie był przekonany. - Ostatecznie mogę po ciebie wrócić. To nie taki wielkie problem.
- Ja... nie śmiem prosić... - Alicja sama biła się z myślami. Wrodzona grzeczność i strach przed utknięciem w niebiosach ścierały się ze sobą w jej głowie.
- No, jak nie to nie - wzruszył grzbietem, zrzucając z siebie pasażerkę. Karta okazała się na szczęście miękka niczym dywan.
- Och! - Alicja opadła na to podłoże, bojąc się, że zaraz spadnie.
- No to zwyczajowo - Gryf przeciągnął się jak kot, strosząc sierść. - Miłego pobytu, ufaj pierzastym, nie ufaj papierowym.

___________________________
1 - grafika autorstwa Marii Semelevich
2 - grafika promocyjna gry The Dark Eye: Herokon
3 - grafika promocyjna z aplikacji "Alice: Madness Returns Storybook"
4 - grafika z książki „The Art of Alice Madness Returns
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 24-02-2018 o 20:31.
Zapatashura jest offline  
Stary 24-02-2018, 22:27   #60
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Dzię... dziękuję. - Alicja niepewnie wstała na nogi i popatrzyła na odlatującego Gryfa. Zdusiła w sobie chęć wskoczenia mu na grzbiet, by wrócić na ukochaną ziemię. Zamiast tego niepewnie ruszyła przed siebie. Podłoże kiwało się jak linowy most, w dodatku nie było żadnych barierek. Jeden zły ruch i pannę Liddell czekał długi upadek na ziemię. No, może nie jeden ruch. Karty były całkiem szerokie, niemniej spacer do końca pomostu nie wyglądał bezpiecznie. W związku z tym dziewczyna poruszała się dużo wolniej niż gdyby szła normalną ścieżką. Na końcu pomostu było już trochę lepiej, bo karty tworzyły coś na wzór portu. Leżały równiutko bez groźnych szczelin, w dodatku chodziły po nich człekokształtne istoty. Jedna z nich, ubrana w jakąś średniowieczną zbroję, podeszła do Alicji. Miała bardzo ciemną, hebanową karnację i zielone pióra zamiast włosów.


- A ty przybyszu, to kto? - zapytała w dziwnej mieszance formalności i lekceważenia, słowom bowiem towarzyszyła postawa na baczność.
- Dzień dobry. Jestem Alicja. Alicja Pogromczyni Dżabbersmoka. - Przedstawiła się tak, jak ją tytułowano w Krainie Dziwów, by zyskać nieco respektu.
- Każdy może się tak przedstawić - słowa nie wywarły na nieznajomej żadnego wrażenia.
Dziewczyna przez chwilę była zbita z tropu, lecz po chwili spojrzała hardo na strażniczkę.
- To po co pytasz?
- Taki mam obowiązek
- odrzekła bez wahania.
- Więc go już spełniłaś. A ja ci się przedstawiłam. Czy mi wierzysz, czy nie inaczej się nie przedstawię.
- No dobrze
- wciąż bezimienna kobieta przestąpiła z nogi na nogę. - Alicjo Pogromczyni Dżebbersmoka, w jakim celu przybywasz do naszego królestwa?
- Mam ważną sprawę do Dyludyludi i Dyludyludam, a ponoć oni właśnie tutaj przebywają. Czy wiesz, gdzie ich znajdę... nieznajoma?
- zapytała Alicja, celowo podkreślając, że strażniczka sama się nie przedstawiła. Z początku nic nie wskazywało na to, by jej zblazowanie miało jakkolwiek zelżeć, ale po chwili zmrużyła trochę oczy i rozluźniła się.
- A czy ta sprawa może sprawić, że sobie pójdą? - zapytała nieoczekiwanie.
To pytanie zdziwiło Alicję, lecz szybko się opanowała, wietrząc szansę.
- Być może... - przyznała spoufale.
- Jestem Sroka - przedstawiła się wreszcie nieznajoma. - A dwaj rycerze, których szukasz, albo przebywają na placu ćwiczebnym, albo piją w karczmie. Zaprowadzić cię? - spytała, porzucając ostatnie pozory służbistycznej postawy.
- Będę wdzięczna. - odpowiedziała od razu dziewczyna, by nie przegapić kolejnej okazji, jak z Gryfem. Strażniczka odwróciła się i równym, choć niespiesznym krokiem, zaczęła iść w głąb podniebnego królestwa. Niebywały domek z kart robił wrażenie, chociaż pewnie nie sprawdziłby się jako twierdza. Może właśnie dlatego latał w przestworzach? Tutaj chyba nikt nie próbowałby go szturmować. Mijani mieszkańcy byli podobni do Sroki - ciemnoskórzy, upierzeni. Alicja nie widziała jednak u nikogo skrzydeł. Spodziewała się, że ktoś kto mieszka w niebie będzie mógł latać. Przewodniczka niczego jej nie opowiadała.
- Bardzo ładnie... tu. - Pochwaliła okolicę, by jakoś zagaić rozmowę.
- To unikalne miejsce, prawda - odparła mechanicznie. Nad głowami przeleciała im talia i chyba bez powodu ułożyła się w dodatkowe piętro w pobliskim budyneczku.
- Opowiesz mi coś... o nim? - zapytała Alicja niepewnie.
Sroka nieoczekiwanie zwolniła i zrównała krok z blondwłosą.
- Nasze królestwo powstało dawno temu w wyniku deklaracji niepodległości od ziem Czerwonej Królowej. A ponieważ jesteśmy niepodlegli od ziem, to mieszkamy w niebie - wyjaśniła logicznie. - Wszystkie te karty to pamiątki z zamierzchłych czasów, ale po dziś dzień tworzą nasze domy i ulice. Zawarliśmy też pakt o nieagresji z Królową, bo bardzo trudno było nam dokonywać jakiejkolwiek agresji, gdy ona jest daleko w dole, a my tak wysoko w górze. Oddział jej żołnierzy stacjonuje u nas, oddział naszych żołnierzy u niej. I tak toczy się nasze życie - zakończyła zaskakująco długą, jak na siebie, wypowiedź.
- Czyli... żyjecie w spokoju. To chyba dobrze, prawda? - podpytała ją Alicja, idąc obok i przyglądając się Sroce. Kobieta, mimo zbroi, poruszała się z dużą gracją. O jej lewe udo miarowo postukiwała pochwa z mieczem. Sprawiała wrażenie doświadczonego żołnierza, tylko gdzie by mogła zdobyć doświadczenie?
- Chyba dobrze - zgodziła się bez przekonania. - Chyba, że jest się żołnierzem, to wtedy jest nudno.
- Rozumiem.
- Alicja skinęła głową i znów zaczęła przyglądać się okolicy. Zbliżali się do zamku. Jego mury składały się z różnokolorowych dziesiątek, ale fakt że wciąż były z papieru trochę psuł efekt. Zwodzony most, pozbawiony barierek, przerzucony był nad ziejącą dziurą. Panna Liddell się tego spodziewała, ale trudno było jej nad tym faktem przejść do porządku dziennego.
Z zamkowego placu dobiegały miarowe pokrzykiwania, trochę “ha”, a trochę “ho”. Ich źródłem okazał się rząd pierzastych rycerzy, którzy wymachiwali mieczami pod okiem dwójki mężczyzn. Byli wysocy i bardzo smukli. W oczy jednak szczególnie rzucały się ich spiczaste uszy.


Ich wygląd raczej kojarzył się z pięknem niż wojowniczością, ale najwyraźniej byli instruktorami.
- Oto Di i Dam - oznajmiła Sroka.
Alicja chwilę przyglądała się mężczyznom, główną uwagę skupiając jednak na orężu, którym władali. I faktycznie. Jeden z nich trzymał w ręku jej migbłystalne ostrze.
Czując jak mocno bije jej serce, dziewczyna podeszła bliżej, by rycerze sami ją zauważyli. Była ciekawa, czy zostanie rozpoznana. Pierwszy dostrzegł ją ten bez miecza, a przynajmniej bez jej miecza. Szturchnął łokciem swego towarzysza, który na widok Alicji dostrzegalnie przełknął ślinę.
- Na dziś wystarczy ćwiczeń - krzyknął dźwięcznym tenorem do rycerzy. - Zasługujecie na trochę odpoczynku.
Pierzaści byli trochę zdziwieni i ociągali się z odejściem.
Tymczasem dziewczyna widząc ich reakcję, postanowiła wcielić się w bohaterkę z opowieści Kapelusznika. Stanęła na lekko rozstawionych nogach ze złożonymi na piersi rękami i czekała, patrząc ponuro to na jednego, to na drugiego Dyludyla. Tubylcy powoli się rozeszli. Tylko Sroka przyglądała się nadchodzącej rozmowie z zamkowej bramy.
- Macie chyba coś mojego... - zaczęła Alicja poważnym tonem.
- Naprawdę? - zapytał lekko jeden z mężczyzn. - A cóż by to mogło być?
- Chcecie sobie ze mną pogrywać? Jesteś tego pewny?
- dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Spróbujmy - rozstawił nonszalancko ręce. Jego partner zachowywał milczenie. - Czego od nas chcesz Alicjo?
- Nie mam czasu na targowanie się z wami. -
Prychnęła dziewczyna zniecierpliwiona. - Znacie Lalkarza, prawda?
- Tak, walczyliśmy z jego armią
- odpowiedział dumnie.
- Lecz go nie pokonaliście. - Podsumowała beznamiętnie Alicja - On wciąż rośnie w siłę.
- A czy ty go pokonałaś?
- skontrował. - My zatrzymaliśmy jego armię.
- Ja zamierzam to zrobić. Ale nie zrobię tego bez swojego miecza.
- Spojrzała znacząco na ostrze.
- Tylko widzisz Alicjo, to teraz jest mój miecz - nie tracił rezonu. - Nie ukradłem go, otrzymałem go od Czerwonej Królowej za moje zasługi. Ty pokonałaś Dżabbersmoka, ja drewnianych żołnierzy. Nie oddam go tak po prostu.
- Ale ona chce pokonać Lalkarza
- drugi z mężczyzn w końcu też się odezwał. Głos miał melodyjny, bardziej pasujący do śpiewaka niż wojownika. - Z mieczem byłoby jej łatwiej.
- Dam, przecież nie powiedziałem, że go w ogóle nie oddam.

Dziewczyna przyglądała im się w skupieniu.
- Po pierwsze Czerwona Królowa nie miała prawa do tego miecza. Po drugie nawet ja tego prawa nie mam, bo to miecz bohatera... lub bohaterki do bohaterskich czynów. A takowymi nie jest raczej musztrowanie znudzonych żołnierzy w spokojnej krainie. Po trzecie, rozumiem zatem, że chcesz stawiać warunki, jakie?
Di jakby tylko czekał na takie pytanie. Uśmiechnął się szeroko.
- Skoro nie mogę posiadać miecza, to chcę posiąść jego właścicielkę. Na jedną noc - powiedział bezczelnie.
To sprawiło, że dziewczyna jakby się zachwiała. Przełknęła ślinę, lecz po chwili znów wrócił jej upór.
- A ja ci mówiłam, że miecz nie należy do mnie. Jeśli zamiast błaznować ruszysz teraz by wyzwać Lalkarza na pojedynek, nawet nie będę próbować go odzyskać. Co więcej, nawet będę cię dopingować. Więc jak, ruszasz?
- No, skoro miecz nie należy do ciebie, to nie możesz się go domaga
ć - stwierdził. - Ja wykonuję pożyteczną pracę, przygotowując żołnierzy na okoliczność kolejnej inwazji Lalkarza.
- Poza tym nikt nie wie, gdzie skrywa się Lalkarz
- Dam jakby trochę poczerwieniał od usłyszenia warunków swojego partnera.
- Ja wiem, że potrafię go odnaleźć. Jestem waszą jedyną nadzieją, by ta inwazja nie nastąpiła i dobrze o tym wiecie. - Spojrzała na Di - Do tego wystarczy ci zwykły kawałek stali. Wiesz o tym dobrze.
- Skoro ci tak zależy na tym mieczu, to przyjmij moje warunki
- mrugnął. - Żołnierze chcą się uczyć od legendarnego żołnierza z legendarnym mieczem, a nie drewnianym kijem. To dobrze działa na morale.
- Żaden z ciebie legendarny żołnierz, skoro twojej sławy nie starcza, byś mógł uzyskać posłuch.
- Alicja odgarnęła włosy na plecy - Niech będzie. Twoje warunki... są dla mnie nie do przyjęcia, bowiem nie budzisz we mnie niczego poza wstrętem. Tym samym odchodzę, a ty... ty gdy będziesz stał nad jego grobem - wskazała drugiego z Dylów - Przypomnij sobie tę chwilę. - I mówiąc to, dziewczyna okręciła się na pięcie. Nie uszła daleko, nim usłyszała wołanie Dama. Sroka wciąż się temu wszystkiemu uważnie przyglądała. Teraz panna Liddell rozumiała jej niechęć do tej dwójki.
- Zaczekaj, proszę. Oddamy ci miecz!
- Co? Wcale nie. To mój… auć
- protest zakończył się sykiem bólu.
Alicja przystanęła i spojrzała na mężczyzn wyczekująco. Dam, głuchy na protesty, wyrwał towarzyszowi miecz i podszedł z nim do kobiety.
- Proszę - wręczył go. - Nie myśl źle o Di. To niepoprawny podrywacz, ale dobry przyjaciel i żołnierz. Naprawdę zasłużył na ten miecz. Po prostu nie jest mu pisane dokonać nim czegoś heroicznego.
Dziewczyna chwilę przyglądała się rozmówcy, by wreszcie wziąć od niego broń.
- Po prostu to co robię... to nie jest dla mnie przyjemne. Ale doceniam twój gest. Będę pamiętać te słowa. - Powiedziała jak wypadało prawdziwej bohaterce.
- Nie chcę, żebyś je pamiętała - przytrzymał pochwę. - Chcę, żebyś w nie uwierzyła - dopiero po tych słowach zwolnił chwyt.
Alicja spojrzała na jednego a potem na drugiego.
- Uwierzę, gdy pomożecie mi wrócić na ziemię, by kontynuować tę misję.
Mężczyzna podrapał się po głowie.
- To może być trudne, bo obiecaliśmy, że zostaniemy tutaj jeszcze miesiąc. Ale może uda nam się coś wyprosić u Króla Słowika - zaoferował niepewnie.
Pamiętając, że Sroce zależało na pozbyciu się Dyludylów, Alicja spojrzała teraz na nią.
- A czy ty, Sroko, znasz jakiś inny sposób, byśmy mogli się stąd wydostać?
Dopiero teraz Dyludylowie zobaczyli, że mają świadka. Wyraźnie ich to zawstydziło.
- Możecie zeskoczyć
- odparła kpiąco. - To zawsze działa. - Nie chciała chyba jednak być zupełnie niepomocna, bowiem zaproponowała alternatywę. - Albo zlecieć na karcie.
Alicja zastanowiła się chwile, po czym spojrzała na mężczyzn.
- Idziecie ze mną, czy zamierzacie dalej udawać, że robicie coś pożytecznego? - zapytała wprost.
- My robimy coś pożytecznego! - obruszył się Di.
Dziewczyna spojrzał na niego znudzona i skierowała wzrok na drugiego wojownika, czekając na jego odpowiedź.
- Z polecenia Czerwonej Królowej, dla zachowania dobrych stosunków między królestwami, pełnimy rolę posłańców i nauczycieli. Nie odejdziemy - w bardziej dyplomatycznych słowach, ale jednak powiedział to samo.
- Wasz wybór. - Alicja wzruszyła ramionami i spojrzała na Srokę. - Pokażesz mi miejsce, skąd mogę skoczyć?
Strażniczka prychnęła, ale odpowiedziała.
- Pokażę.
- Dziękuję.
- Rzekła do niej Alicja i jakby zapomniała o Dyludylach, nawet się z nimi nie żegnając, tylko zabierając miecz i odchodząc (w stronę zachodzącego słońca). Kiedy były już daleko poza zasięgiem ich słuchu, Sroka nie omieszkała okazać niezadowolenia.
- Nie pomogłaś. Dalej tu zostaną.
- Może tak. Może nie. Chcą zachować honor, ale... myślę, że teraz przemyślą swój pobyt tutaj.
- Powiedziała Alicja, po czym dodała. - Przepraszam.
- Ty przepraszasz, a moje przyjaciółki dalej będą podszczypywane
- strażniczka nie dała się ugłaskać. Szła prosto przed siebie, do krawędzi placu.
Alicja przystanęła. Miała powoli dość brania na siebie wszystkich problemów tego świata.
- Powiedziałam, że się postaram i się postarałam. To nie ja wam tu ich zaprosiłam, to nie ja pozwalam się obmacywać. Obwinianie mnie za to, co robią inni jest chyba nie w porządku, nie sądzisz?
Niebianka była zbyt gruboskórna by przejąć się takim zarzutem. Stanęła na samym skraju ziejącej otchłani i zaczęła unosić rękę, by zaprezentować Alicji drogę w dół, gdy naszła ją refleksja.
- Niech ci już będzie, że próbowałaś. Zabrać cię na ziemię? - spytała.
Alicja spojrzała na nią zdziwiona.
- Potrafisz?
- Wszyscy mieszkańcy królestwa potrafią. Przecież jakoś musimy się tutaj poruszać bez skrzydeł.
- No...tak...
- Powiedziała Alicja. Miała co prawda zamiar wykorzystać prezent Gąsienicy i jakość spaść na ziemię, ale kto wie ile by jej to zajęło i gdzie ją zniosło?
- Chętnie skorzystam z twojej pomocy, Sroko.
Przewodniczka usiadła. Tak po prostu. Bez słowa klepnęła miejsce obok siebie.
Blondynka patrzyła na nią chwilę ze zdziwieniem, po czym bez słowa usiadła tam, gdzie jej kobieta wskazała. Karta zadrżała, zakiwała się, po czym uniosła się w górę. Liddellówna odruchowo chwyciła się Sroki, żeby nie spaść. Czarodziejski środek transportu był gładki i nie było się czego przytrzymać, gdy przechylał się na boki.
- Wszystko w porządku?
- To...ttooo niesamowite!
- Powiedziała z przejęciem dziewczyna, wciąż trzymając za rękę towarzyszkę. Latająca karta opadała ku odległej ziemi. Choć w opowieściach to raczej dywany powinny do tego służyć.
- A jak wy poruszacie się po ziemi? - zapytała strażniczka.
- No my... mamy powozy. Wiesz, takie zaprzęgnięte w konie. No i na samych koniach i innych szybkich zwierzętach zdarza nam się jeździć. - Odparła Alicja, wciąż trzymając ręki Sroki.
- Co to są konie? - spytała. Była w końcu z zupełnie innych stron.
- To takie zwierzęta... na czterech nogach. - Alicja zastanowiła się - Em... jak pegazy, tylko bez skrzydeł.
- Ahaa
- to porównanie wyraźnie trafiło do strażniczki. - Czyli te “konie” was ciągną, albo na nich jeździcie?
- Tak, zgadza się. -
Przytaknęła Alicja.
Rozmówczyni zastanowiła się jeszcze chwilę.
- Ale przecież umiecie chodzić. To dlaczego tego nie robicie?
- Robimy. Oczywiście, że robimy. Po prostu tak jest szybciej.
- Dziwnie jesteście
- stwierdziła Sroka i nie zadawała już więcej pytań.
- Pewnie nie mniej niż wy dla nas. - Orzekła dziewczyna, nieco urażona tym stwierdzeniem. Wreszcie też zdecydowała się puścić ramię Sroki.
Dalsza podróż minęła już w ciszy, na szczęście nie trwała na tyle długo by zdążyć znudzić Liddellównę. Sroka po prostu wylądowała na jakiejś kwiecistej łące, której Alicja w ogóle nie rozpoznawała.
- No, to jesteśmy na ziemi - strażniczka starała się patrzeć na blondynkę, ale wzrok uciekał jej do kolorowych kwiatów.
- Bardzo ci dziękuję. - Powiedziała dziewczyna i pochwyciwszy wzrok strażniczki, dodała - To są kwiaty. Ładnie pachną. Można je zerwać. Przetrwają kilka dni jeśli wsadzisz je do wazonu z wodą.
- Co? Nie, nie, ja tak tylko
- nie wiedzieć czemu zaczęła się wypierać zainteresowania roślinami.
- Jasne. Ja też tak tylko mówię. - Od razu podchwyciła ton Alicja.
Niebianka odchrząknęła i odzyskała formalną postawę.
- Sprowadziłam cię z nieba. Czy potrzebujesz jeszcze czegoś? Jeśli nie, to tutaj się rozstaniemy.
- Właściwie to nie wiem gdzie jestem, ale... nie chcę cię już kłopotać. Bardzo jestem ci wdzięczna, Sroko.
- Blondynka ukłoniła się z szacunkiem.
- Do widzenia - pożegnała się, a karta leniwie zaczęła nabierać wysokości, trochę jak liść porwany wiatrem. Kręciła się trochę w lewo, trochę w prawo, a potem poszybowała ku niebiańskiemu zamkowi.
Alicja pomachała jej jeszcze, po czym rozejrzała się, by spróbować ustalić kierunek dalszego marszu. Każdy kierunek wydawał się jednak równie dobry, bo Sroka zostawiła ją na kompletnym odludziu. Nie dostrzegała Klifów Płaczu, ani wybrzeża. Nie poznawała dróg, którymi już podróżowała. Chyba się zgubiła.
Dziewczyna westchnęła i mocniej chwyciła rękojeść miecza, który przytroczyła sobie do pasa. Ruszyła w stronę słońca. Spacer się trochę dłużył, nawet jeśli odbywał się w naprawdę ładnej okolicy. Ile w końcu można oglądać kwiatki? Z tego znużenia nawet nie zauważyła kiedy pojawiła się obok niej towarzyszka.
- Dokąd idziemy? - Kotka niezmiennie pojawiała się w nieoczekiwanych momentach.
Alicja aż podskoczyła.
- Och! Czy ty... byłaś cały czas przy mnie? - zapytała.
- Skądże znowu - zaprzeczyła. - Tylko tędy przechodziłam - zapewniła.
W to nie uwierzyłby jej chyba najbardziej naiwny mieszkaniec Krainy Dziwów. Panna Liddell jednak powstrzymała się od komentarza, by nie urazić Kotki.
- A czy wiesz, gdzie jesteśmy? Bo ja się zgubiłam.
- Oczywiście, że wiem. Jesteśmy tutaj
- zapewniła bez wahania.
Dziewczyna westchnęła.
- A czy wiesz, gdzie powinnam iść, by spotkać Lalkarza? Lub kogoś, kto wie, gdzie go szukać?
- To trudne pytanie
- stwierdziła po chwili namysłu. Wąsiki podrygiwały jej od myślenia. - Ty na pewno wiesz, bo go już spotkałaś, ale nie pamiętasz - podrapała się za uchem. - Królowa umiałaby odpowiedzieć na to pytanie - zdecydowała w końcu.
- Ona mnie chyba nie lubi. Ktoś inny?
- Pewnie ktoś by się taki znalazł, ale dlatego mówię o Królowej. Ona kazałaby poddanym ci powiedzieć
- wyjaśniła. - I to prawda, że cię nie lubi. Za dużo przebywasz z Kapelusznikiem, a to przecież skazany przestępca - jej stwierdzenia wcale nie poprawiały sytuacji. - Ale gdyby tak ktoś się za tobą wstawił… - zakończyła z kocim uśmiechem.
- Ty? - zapytała Alicja z nadzieją.
- A dlaczego Królowa miałaby słuchać kota - odparła z udawanym lekceważeniem. - Ale może posłuchałaby syna lub siostry - podpowiedziała, mrugając okiem.
- Och... - Alicja zastanowiła się. To wydawało się naprawdę dobrym pomysłem. - Czy wiesz w takim razie jak mogę trafić do Księcia i Księżnej?
- Oczywiście, że tak - zapewniła od razu.
- Z chęcią cię tam zaprowadzę - Cheshire była tak chętna do pomocy, że było to aż podejrzane. Pewnie coś sobie zaplanowała, a znając ją, było to coś lubieżnego.
Liddellówna nie miała jednak alternatywy, toteż posłusznie ruszyła za Kotką.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172