Viktoria zarumieniła się słysząc propozycję Felixa co do pomocy w czyszczeniu kolczej zbroi.
- Lepiej prześpij się. Musimy być wypoczęci.- Odpowiedziała zawstydzonym trochę głosem i zerknęła zalotnie spod długich rzęs.
- Ale jeśli nie możesz spać jak ja to z chęcią przyjmę pomoc.- Uśmiechnęła się i spuściła powoli wzrok na zbroję leżącą na kolanach.
Ranek przywitał dziewczynę zapachem pichconego przez Ludo śniadania.
Posiłek był wyborny i po chwilowej wesołości na twarzy Viktori zagościł smutek i zakręciły się łzy.
Dziewczyna zjadła jeszcze trochę strawy, ale po chwili wstała i odłożyła niedokończony posiłek i wybiegła z chaty. Przed oczyma miała Gretę i gromadkę jej dzieciaków w izbie. Pod nos podawaną miała identyczną miskę z parującym posiłkiem. Smacznym tak jak niziołkowe danie i dziewczyna zaczynała tęsknić za opuszczonym domem i wsią.
Pobiegła za stodołę i w kuckach zaczęła szlochać. Nie trwało to długo i szybko wytarła oczy i zebrała się w sobie. Po kilku głębszych oddechach i rozejrzeniu się po okolicy ruszyła z powrotem do izby by dokończyć śniadanie.
- Byłam za potrzebą.- Rzuciła do patrzących na nią towarzyszy i usiadła zabrawszy się za resztę posiłku.
***
Gdy zbierali się do drogi Viktoria ruszyła na zewnątrz by odświeżyć się z pomocą wszechobecnej rosy i liści. W tych warunkach musiała sobie radzić jak podczas wypraw w góry w okolicach swojej wsi.
Gdy tak do pasa rozebrana myła się zgromadzoną z liści wodą usłyszała Douko robiącego patrol w okolicy. Szybko się odziała i czmychnęła za winkiel chaty. Kislevita spojrzał na nią widząc pół nagą z zakrytymi piersiami znikającą za domostwem. Gdy wreszcie zniknęła z oczu Doutko załorzyła koszulę wsadzając w opinające ciało spodnie i ruszyła do chaty.
Niestety gdy była gotowa do drogi wszyscy już tylko czekali na Viktorię. Niestety zbroja kolcza sama się nie zakładała i ze skrzywieniem się podeszła do przygotowanego przez kompanów wierzchowca.
- Możemy ruszać.- Powiedziała ni to wydając rozkaz ni to tłumacząc swoje spóźnienie.
***
Podróż mijała spokojnie. Szarówka zmuszała Panią Sierżant do czujności.
Wiedziała aż nadto jak pogoda potrafi się zepsuć w jednej chwili, ale gdy rozpogodziło się dziewczyna rozluźniła się i widząc, że kompani są czujni oddała się drzemce. Czas mijał szybciej a chciała jak najszybciej dotrzeć do celu wędrówki.
Podczas jednego z postojów Wilenborg poszła na okoliczną łączkę szukając darów natury, które w górach rzadko się pojawiały, ale jednak dawały się znaleźć wprawionemu poszukiwaczowi.
Wróciła z kubkiem pełnym jagód i z uśmiechem poczęstowała odpoczywających towarzyszy rumieniąc się nieznacznie wyciągając kubek przed Felixem.
- Częstujcie się. To góry nam dały za sprawą Ryi.- Uśmiechała się ciepło.
Gdy ruszyli pogoda rozweselała. Słońce wreszcie się wydostało spod chmur i z lekka grzało twarz. Gdy tak rozglądała się po okolicy zauważyła w oddali lewitującą postać. Z początku myślała, że jakaś ułuda lub krzak a może drzewo, ale gdy jechali dalej ten kształt podążał w tym samym kierunku co oni.
- Bardak. Nie wydaje się Tobie, że to coś o tam to nas śledzi?- Zwróciła się do zabójcy nachylając się i kiwnięciem głowy wskazała kierunek. Viktori niezbyt się to podobało, ale skoro nikt się zbytnio tym nie przejmował starała się być spokojną.
***
Gdy rozbijali obozowisko Viktoria zabrała się za swój dość duży namiot mieszczący z trzy lub cztery osoby. Sprawnie jej to szło bo nie raz na wyprawach czy patrolach wraz z oddziałem musieli spać pod gołym niebem.
Teren górzysty był trudniejszy, ale dziewczyna jakoś znajdywała odpowiednie miejsca na zaczepienie śledzi i dość wygodną pozycję do leżenia w nim.
Usiedli gdy konie zostały rozkulbaczone i dostały obrok. Ogień ogrzewał ich w górską noc, które zawsze bywały chłodne. Jedli strawę przygotowaną przez Ludo a Bianka bawiła się kociakiem niziołka. Viktoria uśmiechnęła się ciepło do kocurka lecz po chwili posmutniała przypominając sobie Kacpra, swojego kocura znalezionego w górach i który pozostał we wiosce. Potrząsnęła głową i pokiwała głową do Ludo.
- Już się nie mogę doczekać kiedy będziemy mieli jakąś świeżą zwierzynę i z niej przyrządzisz arcydzieło.- Uśmiechnęła się i usłyszała dziwne poruszenie wśród koni. Z początku nie zwróciła uwagi, ale gdy do pierwszego dołączyły kolejne sięgnęła po miecz a sama nasunęła na głowę czepiec kolczy i włożyła skórzany hełm stanęła na nogi rozglądając się.
- Co to na rogi Talla?- Zajęczała gdy zobaczyła zbliżające się wilki i świecących oczach a smród padliny doszedł do ich nozdrzy.
- Nie. Nie możliwe by były martwe. To jakaś magia?- Spojrzała na Biankę, która szykowała się do walki odwróciła się do zagrożenia.
Pani Sierżant złapała mocniej miecz i tarczę wychodząc na przeciw rzucającym się wilkom, a przynajmniej temu czemuś co je przypominało.
Serce kołatało jej w piersi, ale odpowiedzialność za towarzyszy i wiedza,
że nie można panikować powstrzymywały przed nadchodzącą paniką.
Gdy poczwary się rzuciły Viktoria ruszyła zastawiając drogę trzem wilkom.
Na szczęście do jednego ruszył Bretończyk a na dwa ruszył Bardak. Viktoria widząc, że khazad może mieć za chwilę trzech przeciwników ruszyła mu z pomocą uważając by żadne z potworów nie urwało się i nie skoczyło na Biankę i Ludo.