|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-02-2018, 16:18 | #31 |
Reputacja: 1 | Ludo jeszcze przed świtem, obudzony przez jednego z towarzyszy, zebrał się ostrożnie i zostawił Puszka zawiniętego w koc. Kołodziej lubił spać i w takiej chwili zazdrościł kociakowi, z drugiej strony od paru godzin nic już nie jadł. Sen nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem. Na całe szczęście w spiżarni znalazł kaszę i trochę marchewki. Dorzucił jeszcze drobno pokrojona cebulę i wszyscy będą zaraz szczęśliwi, łącznie z kotem, który też swoją porcję dostanie. Ale na tym nie poprzestał. Łowca wampirów, chciał żeby ten dzień był trochę weselszy. Wyjął więc bladosza Marienburgskiego, tak po butelce dla każdego. Niby zwykłe piwo, ale w tych okolicznościach nikt nie powinien narzekać. Przy okazji luźniej się w plecaku zrobi, a i może atmosfera będzie przyjemniejsza.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
04-02-2018, 18:26 | #32 |
Reputacja: 1 | Nie spała dobrze tej nocy, ale zwykle nie sypiała dobrze, jeśli to nie było miejsce, w którym choć iluzorycznie mogła poczuć się bezpiecznie. Domek na wypizdówku w górach na pewno nie zaliczał się do tej chlubnej listy. Mimo to wstała nie narzekając i nie odbijając sobie niezbyt dobrej nocy na towarzyszach - wręcz przeciwnie, starała się być miła i pomocna. Śniadanie podane przez Ludo było wyborne i choć Bianca nigdy jakoś nie była pasibrzuchem, tak teraz zjadła wszystko i poprosiła o dokładkę. A na koniec ucałowała niziołka w czoło.
__________________ Every next level of your life will demand a different version of you. Ostatnio edytowane przez Layla : 04-02-2018 o 18:33. Powód: powtórzenia ;) |
04-02-2018, 20:14 | #33 |
Reputacja: 1 | Noc minęła spokojnie bez żadnych niespodzianek. Choć po swojej warcie Douko kiepsko już spał, to jednak rankiem wstał wypoczęty. Bianka, nie pojawiła się sprawdzić co z jej koniem, a może pojawiła się gdy on spał trudno było powiedzieć. Dookoła panował jeszcze półmrok panujący przed świtem. Douko spakował swe rzeczy do sakwy po czym przywdział kolczugę i wyszedł na zewnątrz. Okrył się szczelniej płaszczem ze względu na chłód jaki panował na zewnątrz stodoły. Teren dookoła gospodarstwa wydawał się czysty w chacie panował jeszcze mrok. Kislevita postanowił zatem udać się na poranny obchód tylko po to by zająć czymś swą głowę, by nie myślała o jedzeniu. Ostatnio edytowane przez Feniu : 05-02-2018 o 07:28. |
05-02-2018, 00:00 | #34 |
Reputacja: 1 |
|
05-02-2018, 11:26 | #35 |
Reputacja: 1 | Dieter wybiegł z kuszą gotową do strzału do chaty i zastał tam wszystkich towarzyszy zamroczonych leżących na ziemi, na deskach walało się truchło wielkiego cuchnącego szczura z rozłupaną czaszką odzianego w przerdzewiały pancerz. Dieter pomógł wstać zamroczonym towarzyszom, następnie zbadał wielką dziurę w drewnianej ścianie chaty, wyglądała jakby coś wybiło ją wielką maczugą, wszędzie leżały drewniane szczapy z pogruchotanych desek. Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 05-02-2018 o 18:31. |
05-02-2018, 20:09 | #36 |
Reputacja: 1 | Obudzony przez tego, kogo miał zastąpić na warcie wewnątrz górskiej chaty krasnolud otworzył najpierw jedno oko, a gdy już zatrybił co się dzieje mlasnął i porządnie się przeciągnął. Ponieważ zasnął tak, jak stał - w ubraniu i skórzni, dlatego już chwilę później odganiał resztki snu drepcząc w kółko po izbie. Rozbudzony postanowił wyjść na zewnątrz by sprawdzić, co dzieje się na podwórzu, jak i obejrzeć chatę dookoła ze szczególnym uwzględnieniem prowizorycznej naprawy ściany naprzeciwko wejścia do budynku. Zimno potęgowane wilgocią orzeźwiło go zupełnie. Po powrocie pogrzebał chwilę w plecaku, z którego wyciągnął niemiłosiernie zużytą fajkę. Wyryte w drewnie ornamenty choć mocno już wytarte przez lata używania zdecydowanie wskazywały na krasnoludzkie pochodzenie przedmiotu. Gurazsson zacisnął zęby na drewnianym ustniku, jednak nie nabił fajki ani nie próbował jej zapalić. Po prostu z nieobecnym spojrzeniem siedział z fajką w ustach, jak gdyby znajdował się zupełnie w innym miejscu i czasie. Trwającemu w zamyśleniu khazadowi zauważalnie przybyło lat, a sylwetka zgarbiła się pod ciężarem nieznanego brzemienia. Po krótkiej chwili jego spojrzenie ożywiło się, a głębokie bruzdy zmarszczek na twarzy wygładziły nieco. W milczeniu schował fajkę z powrotem do plecaka, zamiast tego wyciągnął osełkę i zabrał się za ostrzenie obu toporów i noża. Nie czynił przy tym zbyt wiele hałasu - pracę wykonywał wolnymi, metodycznymi ruchami, które zdradzały lata spędzone z bronią w ręku. Pracę przerwał wraz z końcem niezakłóconej niczym niespodziewanym warty, w czasie której kilkukrotnie wychodził na zewnątrz wypatrując obecności thagorraki. Zbudziwszy swojego zmiennika położył się jeszcze na chwilę przed świtem zapadając w płytki sen. * * * Kolejny dzień w niewygodnym siodle na grzbiecie wrednego zwierzaka. Gdzieniegdzie przemykały szczury wielkości psów, ale nie próbowały podchodzić bliżej. Zabójca tylko obrzucał je nieprzychylnym spojrzeniem energię oszczędzając na chwilę, gdyby któryś jednak podlazł w zasięg jego topora. Viktoria zapytała o obłok, który przypominał jej ludzką sylwetkę. Gurazsson spojrzał we wskazanym kierunku, jednak dla niego chmura to chmura, a przecież żadna chmura nie jest warta dłuższego zainteresowania. Gdy mniej więcej w ten sposób dał kobiecie do zrozumienia, że z gapienia się na chmury nikomu nic dobrego nie przyszło, ta dała obłokowi spokój, chociaż najwyraźniej nie była do końca przekonana. Pod wieczór rozbili obozowisko, a niziołek udowadniał wszystkim, że w opowieściach o umiejętnościach kucharskich jego ludu nie ma ani krzty przesady. Wokół ogniska pojawiło się kilka namiotów. Bardak nie targał ze sobą takowego, zamiast tego wybierając po prostu sen na rozłożonym kocu i z plecakiem pod głową, przykrywając się swoim płaszczem. Gdy było zimniej owijał się dodatkowym płaszczem wykonanym z wełny, który całkiem dobrze chronił przed niską temperaturą. Nim pierwsi spośród nich uszykowali się do snu w przerywaną tylko trzaskiem płonących gałęzi ciszę wdarło się powarkiwanie zbliżających się istot. Krasnolud siedział tyłem do niebezpieczeństwa, ale mina niziołka znajdującego się po drugiej stronie ogniska powiedziała mu wszystko. Bardak wstał z zajmowanego miejsca sięgając po swoją broń. - Nic tak nie robi dobrze na sen, jak utłuczenie jakiegoś gada... - mruknął zadowolony. Nadchodziło pół tuzina lub więcej wilków. Przy czym słowo "wilk" było określeniem obowiązującym jeszcze za życia zbliżających się stworów. Wyraźne oznaki śmierci nie pozostawiały złudzeń - to nie były głodne zwierzęta, tylko animowane jakąś plugawą siłą truchła. - Ha! - wykrzyknął szczerząc się w kierunku wilków i wychodząc im naprzeciw. - Chodził wilczek koło drogi... nie miał rączek ani nogi... - zaczął recytować nieco zmienioną dziecięcą rymowankę.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
06-02-2018, 07:05 | #37 |
Reputacja: 1 | Wilki nie zdążyły nawet dobrze podejść do obozu, a już posypał się w ich stronę grad strzał i bełtów. Pocisk wypuszczony przez Felixa trafił jednego z nich w bok, ale dopiero drugi, który ugrzązł w oku zwierzęcia, zakończył jego plugawe życie. Wystrzeliwane przez Dietera i Ludo bełty dopadały wilki raz po raz, jednak jakaś nadnaturalna moc nakazywała im podążać dalej pomimo wyraźnych ran na ogromnych cielskach. Dopiero, gdy jednemu z nich Ludo strzelił prosto w pysk, a drugiemu Douko niemal odrąbał głowę, padły, nie poruszywszy się więcej. Nieopodal Pierre przyjął pazury i pysk swojego przeciwnika na trójkątną tarczę, po czym uderzył z góry, zatapiając ostrze w karku nieumarłego wilka. Tuż obok przemknęła ognista kula spleciona z wiatru Aqshy przez Biankę i zatrzymała się na pysku kolejnego zwierzęcia, przypalając go dość mocno, a szarżujący w tę stronę Bardak dokonał jego żywota. W ogóle Zabójca i walcząca obok Viktoria ochoczo wycinali osłabione bełtami Dietera i Ludo oraz magią Piromantki nieumarłe stworzenia. Taktyka sprawdziła się - na przedzie walczyli ci, którzy mogli i umieli poradzić w zwarciu, a z tyłu pozostali wspierający ich z dystansu towarzysze. Przy takiej sile ognia wilki nie miał nawet szans i w końcu wszystkie padły, nie wyrządzając wam żadnych szkód. Po walce nie było jednak dla niektórych z was szans na odpoczynek, gdyż Ludo i Dieter doskonale wiedzieli, że truchła splugawionych zwierząt należało spalić. Z pomocą Bardaka, Douko i Pierre'a obaj łowcy czarownic przeciągnęli zwłoki wilków do leżącego nieopodal jaru i tam dokonali aktu spalenia. Słup gęstego, szaro-brunatnego dymu wzbijał się w powietrze, a wiejący na południe wiatr niósł go z dala od waszego obozu. Wróciwszy na miejsce, ustaliliście warty. Pierwszy miał czuwać Felix, ostatnia Viktoria. Przez całą noc nic się już jednak nie wydarzyło, co przyjęliście z ulgą. Rankiem zjedliście przygotowane przez Kołodzieja przepyszne śniadanie, zwinęliście obóz i ruszyliście w dalszą drogę. 14 Brauzeit, 2510 K.I. Pogoda w miarę dopisywała - było niemal bezwietrznie, a jesienne słonko przyjemnie przygrzewało. Narzuciliście dość szybkie tempo i krótko przed południem wjechaliście na niziny, gdzie w dolinie ukazał wam się obszerny teren porośnięty w większości lasem, który przecinała dość szeroka i wartko płynąca rzeka. Z tej odległości widzieliście dokładnie klasztor znajdujący się na niewielkim wzgórzu i przylegające do niego budynki. Teren wokół wykarczowano, zamieniając go w pola uprawne. szlak na trasie Ubersreik - La Maisontaal, Góry Szare, Imperium Godzinę jazdy później byliście już na ostatniej prostej do klasztoru, wokół którego skupiono niewielką wioskę. Trzeba było przyznać, że budynek otoczony wysokim murem z narożnymi basztami robił wrażenie i sugerował, że niegdyś miejsce było czymś w rodzaju twierdzy. Wjechaliście prowadzącą do wejścia brukowaną drogą a mijając otwarte, dwuskrzydłowe wrota dostrzegliście zawieszone nad nimi poroże jelenia, czyli symbol Pana Natury. Po ogromnym dziedzińcu, pośrodku którego znajdował się duży budynek w kształcie litery "T" kręciło się sporo odzianych w brązowe habity mnichów. Jedni zaganiali kury do sporego kurnika, inni doglądali roślin w niewielkiej szklarni. W końcu jeden z nich, stojący najbliżej wejścia do głównego budynku zainteresował się wami i wypytał o cel wizyty. Wyjaśniliście a mnich zawołał dwóch swoich kompanów, którzy odebrali od wa konie i zaprowadzili do stajni. Sam zaprosił was do środka, prowadząc przez oszczędnie wykonane, klasztorne korytarze. Dość szybko trafiliście do ogromnej, wypełnionej setkami książek biblioteki, gdzie za dębowym biurkiem siedział starszy, siwy mężczyzna degustujący właśnie wino z kieliszka. Widząc was, uśmiechnął się i uniósł kieliszek w górę. - Ci podróżnicy w sprawie pracy - powiedział młody mnich. - Dobrze, zostaw nas - odparł energicznym głosem staruszek, a gdy jego podwładny wyszedł, spojrzał po was. - Nazywam się Jean-Louis Dintrans i jestem przeorem w La Maisontaal. Miło mi powitać was w naszych skromnych progach. Ufam, że podróż przez góry była bezpieczna? - Podniósł się z fotela i podszedł do kredensu nieopodal, zza szyby którego wyciągnął osiem kieliszków i tackę z mocno pachnącym serem. - Częstujcie się winem i serem. Nasz, miejscowy Salaud Bleu, nie ma nic lepszego na przeczyszczenie zatok, jeśli jest się przeziębionym. Uważajcie tylko, bo strasznie po nim suszy. Dlatego winko powinno być w sam raz do tego specjału. Też nasze, lokalnie robione - powiedział Jean-Louis i polał trunku do kieliszków. Gdy się rozgościliście, przeor przeszedł do sedna. - Mniej więcej cztery lata temu zacząłem pisać książkę. Jestem pasjonatem historii tych ziem i do jej ukończenia będzie mi potrzebne przeprowadzenie pewnych prac w terenie. Dlatego też poszukuję odważnych ludzi, by zajęli się tą sprawą. Książką raczej nie rzucę nikogo na kolana, ale mam nadzieję, że przynajmniej część historyków się nią zainteresuje. Waszym zadaniem będzie przeszukanie północnej części doliny a konkretnie obszaru Frugelhofen i kopalni krasnoluda Gimbrina. Jean-Louis sięgnął do szuflady biurka, skąd wyciągnął mapę okolicy z zaznaczonym miejscem, w które mieliście się udać. - Zatrzymajcie mapę, przyda wam się. Mam głęboką nadzieję, że odnajdziecie grobowce należące do niejakich Błękitnokrwistych Bandytów. Była to grupa banitów grasująca na tych ziemiach niespełna dwieście lat temu. Swój przydomek otrzymali nie bez powodu - większość z nich wywodziła się z bretońskiej i imperialnej szlachty, a wsławili się okrucieństwem i bezwzględnością wobec mieszkańców okolicznych wiosek. Po prawie czterech latach terroryzowania okolicy zostali wytropieni i wybici co do nogi przez diuka de Parravon i jego ludzi. Ponoć zgromadzonych przez nich skarbów nigdy nie odnaleziono. Przeor wyciągnął się w fotelu. - Chciałbym, żebyście pogadali z miejscowymi, zbadali dokładnie tamtejsze legendy i jeśli znajdziecie interesujący mnie kurhan, naszkicujcie plan. Frugelhofen jest niewielką wioską, ale wokół niej znajduje się kilka pojedynczych gospodarstw a wyżej w górach wspomniana już przeze mnie kopalnia Gimbrina. Zbierzcie opowieści, zbadajcie ile tylko będziecie mogli. Wasze poszukiwania nie powinny trwać dłużej, niż dwa tygodnie, potem złożycie mi raport. W tym czasie proponuję wam dwie korony dziennie na głowę jako pensję podstawową, plus niewielką sumę na opłacenie informatorów. Po zakończeniu pracy nastąpi kolejna wypłata - po pięć koron na głowę i dodatkowe pięć na osobę, jeśli otrzymam mapy kurhanu. Każde z was dostanie też z miejsca dwadzieścia koron jako zaliczkę, co będzie równowartością tygodniowej pensji i zwrotu wydatków. Resztę zapłacę, gdy złożycie mi raport. Zgadzacie się na takie warunki? Macie jakieś pytania? Jean-Louis sięgnął po kawałek sera i przeżuwając wolno czekał na waszą odpowiedź. |
06-02-2018, 09:03 | #38 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 06-02-2018 o 09:46. |
06-02-2018, 09:54 | #39 |
Administrator Reputacja: 1 | Walka nie trwała długo. Na szczęście - przynajmniej według Felixa. Estalijczyk należał do tych, którzy uważają, że im szybciej pokona się wroga, tym lepiej. - Z tego raczej futerka się nie zrobi - powiedział, po czym dorzucił nieco drewna do ognia. Na szczęście wiatr wiał w odpowiednią stronę i smród palonych wilczych cielsk nie zakłócał odpoczynku. - Nie znam się na nieumarłych - odpowiedział na słowa Viktorii - ale bez wątpienia ktoś musiał przyłożyć ręce do powstania tych wilków. Raczej nie zrobił tego dla rozrywki. Pytanie, czy się ograniczył do stadka zwierzątek, czy też prowadzi działalność na szerszą skalę. Trzeba by się dowiedzieć, czy ktoś się spotkał z tymi wilkami lub innymi truposzami, co nie leżą grzecznie w grobie. * * * Widok klasztoru sprawiał solidne wrażenie. I sugerował, że zleceniodawca jest wypłacalny. A to znaczyło, że jechali nadaremnie. Chyba że ktoś zdołał ich ubiec. Zlecenie okazało się niezbyt trudne. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Co prawda na odnalezienie skarbu Błękitnokrwistych nie liczył, ale zaoferowana kwota była całkiem niezła. - Od jak dawna do klasztoru docierają wieści o krążących w okolicy nieumarłych? - spytał zabierając mapę. - Zbieranie informacji to jedno, a walka z ożywionymi truposzami to co innego. Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-02-2018 o 09:57. |
06-02-2018, 12:20 | #40 |
Reputacja: 1 | Skupiona na ciskaniu ognistymi kulami Bianca niezbyt dużo zapamiętała z samej walki, bo i nie rozglądała się zbytnio, starając się wspierać w potyczce najbliższych towarzyszy. Na szczęście wszystko poszło po ich myśli i w końcu ożywione truchła padły, choć trzeba było naszpikować je wieloma pociskami, tak zwykłymi, jak i splecionymi z magii. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.
__________________ Every next level of your life will demand a different version of you. |