Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2018, 21:37   #37
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

Ociekający krwią gigant był już tuż tuż. Hans uśmiechnął się szyderczo. Dłoń zacisnął na walizeczce. Kciuk delikatnie oparł się o wyzwalacz. Mięśnie ręki drżały nieco, melta bomby były cholernie ciężkie, ale zabierze ze sobą jednego z rady. Był pewien, że bóg imperator doceni jego poświęcenie.
Nie mógł jednak za szybko wyzwolić ładunku. Melta bomby były potężne, ale miały małe pole rażenia.
Amon Drac rozczłonkował kolejnego fanatyka i zatrzymał się tuż na skraju pola rażenia.
Zimny dreszcz przebiegł po plecach Hansa. On wie. On wie!
Nim zdążył w pełni pojąć co oznaczało to oświecenie, jego ramieniem szarpnęło, ból przeszył jego ciało. Z kikuta trysnęła krew. Nim walizka uderzyła o metalowy pokład, Amon Drac wystrzelił do przodu. Plecak skokowy, zrozumiał Hans. Masywna forma Amona odtrąciła człowieka jak szmacianą lalkę na bok, Amon pochwycił walizkę i wystrzelił w powietrze, gdzie cisnął ją w skupisko fanatyków, gdzie w przebłysku białego światła eksplodowała.
Hans usłyszał głuchy łoskot gdy Amon Drac wylądował nieopodal. Człowiek był oszołomiony, smakował krew w ustach. - Zatrzymajcie go~ - zawył.
Straż przyboczna Hansa rzuciła się na giganta z karapaksu. Hełm przypominający demoniczną czaszkę rozwarł się, szczerząc pożółkłe zęby.
Ktoś wystrzelił z rakietnicy. Amon odskoczył w bok, przepuszczając pędzącą na ognistym pióropuszu rakietę. Jego postać na chwilę została podświetlona od tyłu, gdy gdzieś za nim wśród buntowników wykwitła ognista róża.

Lars, mistrz miecza, rzucił się do ataku, wyciągając przed siebie miecz energetyczny. Amon złapał przeciwnika za nadgarstek i szarpnął mocno, łamiąc kości i wyrywając ramię z barku.
Drugą ręką chwycił go za gardło, a potem uniósł w górę. Tylko po to, by szarpnąć zaciskającymi się na gardle szponami. Chlustając krwią z rozciętych tętnic ciało runęło na nadbiegających fanatyków, a głowa od kulała się w drugą stronę.
Z mroku wyłoniło się dwóch poważnie zmutowanych ogrynów. Obaj byli wyżsi od Amona, przerastali go również rozpiętością swych barków. Ramiona napęczniałe od mięśni, były grube niczym udo samego Lemana Russ.
obaj uderzyli w niego w pełnej prędkości. Jeden ogryn wpadł na Amona z lewej, a drugi z prawej. Uderzyły straszliwe pięści, objęły go potężne łapy, w jego mięso wgryzły się piło miecze, szarpiąc swymi wirującymi zębami jego ciało.

Kątem oka Amon dostrzegł dwóch kolejnych napastników podchodzących do jego pleców.
Wyglądało źle.
niespodziewanie zza ich pleców wyrosła biała zjawa. Wykonując łagodne, płynne ruchy niczym w hipnotycznym tańcu Anani prześlizgnęła się między napastnikami. Błysnęły krótkie ostrza.
W w następnej chwili łagodnie wygięte ostrza dosięgły ich gardeł, ostra stal musnęła czule, niczym pocałunki kochanki, ich tętnice szyjne, przecinając obie w mniej niż mgnieniu oka. Napastnicy zatoczyli się do tyłu, przerażonym wzrokiem wpatrując się w tryskającą niczym z fontanny krew. Słabnące nogi poddały się i buntownicy padli na kolana, broń wypadła z bezwładnych dłoni.
Anani stanęła za plecami Amona. Była wysoka, piękna i zabójcza. lecz jej śmiejąca się, radosna twarz, skrywała głęboki smutek i zadumę. Zmrużyła oczy, które świeciły jedynie blado białymi białkami. Skórzane rzemienie opasywały całe jej ciało. Była bosa, a jej alabastrowo biała skóra pokryta była licznymi kropelkami krwi. Przez chwilę wpatrywała się w odsłonięte plecy Amona. Wreszcie podjęła decyzję. Obdarzyła astartes słodkim uśmiechem, skinęła mu głową i oddaliła się tanecznym krokiem znikając w mroku i zgiełku walczących.
- Nie dziś zatem. - stwierdził spostrzegawczo Amon.
Ogryni zadali mu już poważne rany, mimo iż Anani pozbyła się atakujących jego plecy, nadal starcie było nierozstrzygnięte. Amon mocno krwawił. Jednak prawie nie czuł bólu. W jego żyłach płonęła bitewna wściekłość. W jego głowie wył demon, żądając krwi, krwi i więcej krwi! Straszna czaszka o barwie poszarzałej kości, jaką Amon miał za hełm rozwarła swe szczęki, kły wbiły się tuż poniżej lewej żuchwy jednego z ogrynów, górne przebiły ciało i kość. Amon szarpnął gwałtownie głową w bok, odrywając żuchwę mutanta wraz z lewym policzkiem i kością skroniową.
Potężne szpony zacisnęły się niczym imadło na prawym ramieniu drugiego ogryna. Chrupnęły kości. Olbrzym o dziwnie dziecięcej twarzy zalał się łzami, skomląc cicho, ale nie przestał naparzać Amona swoją pięścią. Raniąc się przy tym o liczne zadziory i kolce na pancerzu heretyka, tak, że jego pięść obecnie przypominała surowy kawał mięsa.
Amon uderzył pazurami jego klatkę piersiową, rozerwał ciało, miażdżąc żebra wraz z kawałkiem płuca. Miecz energetyczny Amona rozciął piło miecz, wyzwalając fontannę iskier i tryskającego na wszystkie strony gorącego oleju.
Pazurzasta łapa uderzyła w bok głowy płaczącego ogryna, strzaskała czaszkę, tkanka mózgowa rozprysnęła się pod wpływem ciosu. Pazury wyrwały kolejne kawały kości i twardej chrząstki, przeszywając przodomózgowie, nim wydostały się na zewnątrz. Uderzenie zdarło czoło i resztę twarzy pozbawiając ogryna dziecięcej niewinności. Mózg powoli, nieśpiesznie wypływał przez powstały otwór.
Rany Amona, były poważne. Z jego boku, z ziejącej jamy, ciekła strugami z czerniała krew. Ale olbrzym był niewzruszony. Rana zasklepiała się już. Odkupił swe życie krwią innych. wystarczająco dużo przelanej jego rękoma krwi lepiło się u stup walczących.


Amon wydobył z swego gardła demoniczny ryk, który sparaliżował leżącego Hansa.
- Powiedziałem, że po ciebie przybywam. - rzekł Amon pochylając się nad mężczyzną o świecących złotym blaskiem oczach.
Szpony wydały nieprzyjemny dźwięk gdy drapiąc o kość czaszki zacisnęły się na czubku głowy Hansa. Amon wyprostował się, bez trudu unosząc mężczyznę w powietrze.
- Spójrzcie, na swego wybawcę. Na fałszywego proroka boga truchła! - warknął Amon dwoma głosami.

Hans próbował sięgnąć ręką, żeby się uwolnić, ale nie był w stanie. Okręcił się wokół własnej osi, podnosząc w górę nogi i wymachując nimi w groteskowo komiczny sposób.
Nagle zaszła w nim jakaś zmiana. Zesztywniał, uspokoił się. Na chwile zamknął oczy. Gdy je ponownie otworzył, buchnął z nich złoty blask, znacznie potężniejszy niż do tej pory. Demon wewnątrz Amona zawył przeraźliwie. Sam astartes również poczuł podmuch ognistego wiatru, palący jego skórę. Czuł niemalże zapach spalonych włosów i skwierczącej skóry.
Hans sięgnął do wiszącej u prawego bo kukabury. Wyglądało to nieco komicznie, gdyż została mu jedynie lewa ręka. Mimo to, udało mu się dobyć broni .
- Twój opór jest beznadziejny. - Warknął Amon wypinając pierś do przodu. Miał dwie wolne ręce, mógł powstrzymać Hansa. Ale chciał coś udowodnić.
- Za imperatora! Do ataku! - zawołał Hans.
Czerwony promień wyrwał się z głośnym sykiem z lufy pistoletu inferno. Ostry zapach ozonu uderzył Amona w nozdrza. Hans chybił. Pokład kilka metrów za ogromnym astartes zamienił się w kałużę stopionego metalu.
- Żałosne! - parsknął Amon. Jego głos poniósł się niczym grom nad polem walki. Złota aura nasilała się. Amon musiał zacisnąć zęby. Strużki dymu wzbiły się z trzymającej Hansa pazurzastej łapy.
Hans pociągnął drugi raz za spust. Rozbrzmiał głośny trzask wystrzału, czerwony promień rozbłysnął ponownie. Trafił w sam środek stylizowanego na demoniczną czaszkę hełmu.
Zza na wpół stopionej płyty hełmu dobiegł głęboki powolny śmiech. - Dość tej zabawy.- Do przodu wystrzeliły pozostałe dwa ramiona. Jedno chwyciło Hansa za nadgarstek, łamiąc i miażdżąc kości. Pistolet wysunął się z palców i uderzył ze stukiem o metalowy pokład. Druga pazurzasta, jak ta trzymająca za głowę, wgryzła się w ramię Hansa, rozrywając mięso. Wystarczyło jedno szarpnięcie, by pozbawić Hansa ostatniej ręki.
Amon śmiał się głośno. Ból był oszałamiający, pluł krwią, jednak rechotał niczym maniak, gdy wbił pazury w złote oczy. Ich blask wkurzał go. Tym samym ruchem pozbawił Hansa języka, wraz z częścią żuchwy.
- Twój Bóg jest słaby! - ryknął, zagłuszając własny ból. Z jego łapy trzymającej Hansa za głowę buchnęły płomienie. Z pancernego kołnierza unosiły sięsmóżki dymu.
- Khorne! Krew dla...- mówienie przychodziło Amonowi z trudem. Dym począł się wydostawać z pomiędzy zaciśniętych zębów.

Krew spływała między płonącymi szponami i dalej w dół po twarzy Hansa. Amon szarpnął nim mocno, niczym szmacianą lalką, musiał przestać bawić się swoją ofiarą. Złoty płomień powoli go zabijał. Sięgnął ku nogom mężczyzny.
Wreszcie rozbrzmiał przerażający trzask dartego materiału i twarz Hansa nagle stężała. Oczy wydłużyły mu się i zwęziły, nozdrza rozszerzyły, a górna warga podniosła w groteskowym grymasie.
Jedną szponiastą ręką Amon Drac ciągnął Hansa w dół, a drugą ręką ciągnął skórę jego twarzy w górę, aż w końcu przypominała oblicze jakiegoś szalonego Mongoła, szczerzącego zakrwawione zęby w monstrualnym, śmiertelnym uśmiechu. Znowu rozległ się ten ohydny trzask i odgłos darcia ... to skóra Hansa stopniowo odrywała się od czaszki. Trzeszczała odchodząca od skóry tkanka tłuszczowa i oddzielające się od kości błony.
- Czaszka dla... - ryknął Amon. - dla tronu czaszek! - Ogień buchnął również z drugiej dłoni, tej którą trzymał za nogi Hansa.
Hans krzyknął przeraźliwie wibrującym bólem i przerażeniem głosem. Skóra schodziła powoli z jego głowy niczym flak z gotowanej kiełbasy.

Wreszcie z lepkim śliskim odgłosem cała jego twarz powędrowała w górę, niczym ściągana z dłoni zakrwawiona gumowa rękawica i ukazała się obdarta ze skóry, pokryta lśniącymi szkarłatno mięśniami czaszka, tkwiącymi w zakrwawionych dziąsłach zębami, które szczerzyły się w groteskowym uśmiechu.
Hans runął na pokład z obrzydliwym łoskotem. Leżał tam, targany spazmami, rzężąc i parskając.

- Imperator was porzucił. Zdradził, tak jak nas przed tysiącleciami... - zawołał Amon Drac do buntowników.
Trzymał się na nogach jedynie siłą woli. Jego skóra pokryta była bąblami od paskudnych poparzeń. Prawa dłoń przepalona była aż do kości. Czuł płynącą po plecach ropę wydzielającą się z popękanych ran.
Dysząc z wysiłku uniósł opancerzoną stopę i spuścił ją na klatkę piersiową konającego Hansa. Rozbrzmiał trzask łamanych kości. Ciało człowieka przestało się ruszać.
Amon sięgnął po głowę. Ledwo co widział. Czerwona mgiełka przysłaniała mu wzrok. Znalazł głowę. Oderwał ją od karku. Potem nabił na wiszący na krótkim łańcuchu hak.
- Kto następny?! - ryknął do buntowników. Płuca paliły. Wraz z słowami wypluł grudki okrwawionego mięsa. Stracił zdolność oddychania...
Naparł ponownie na wroga, dokończyć rzeź.
Krew płynęła strugami. Żywotna krew, gorąca krew. Błogosławiona krew. Powoli, ciało Amona odrastało. Pierwszy oddech był wspaniały. Bolesny, ale niewyobrażalnie wspaniały. Czuł się jak nowo narodzony. Żywy jak nigdy do tond.
Prawie by zapomniał poinformować swych oficerów, że mogą przyjmować kapitulację, jeśli ktoś się na takową zdobędzie... i zdąży ją wyartykułować.

- Amon Drac do rady. - zawołał przez vox. Jego oczy wędrowały po polu walki. Wszędzie leżały trupy. Wszędzie było pełno krwi. Pod koniec, zarówno on, jak i jego ludzie zatracili się w szale walki. Liczyły się jedynie czaszki i krew... czaszki i krew... teraz w niektóry miejscach było jej tak dużo, że sięgała kostek...
- Jeden cel zneutralizowany. Idzie ze mną 120 naszych gwardzistów i dwa sentinele... pozostałe nie są zdatne do dalszej walki... Sharaeel, czeka cię trochę pracy przy ich odbudowie. - Amon nie omieszkał podroczyć się nieco z heretekiem. Sytuacja może i była dramatyczna, ale przyjaźnie trzeba było pielęgnować.

Amon Drac kazał pozbierać broń i amunicję. Potem zaplombował magazyn, by nikt inny nie dostał się do środka.
Ruszył dalej, likwidując fanatyków gdzie ich spotkał, i dołączając do swego oddziału kolejnych załogantów.
 
Ehran jest offline