Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2018, 07:05   #37
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Wilki nie zdążyły nawet dobrze podejść do obozu, a już posypał się w ich stronę grad strzał i bełtów. Pocisk wypuszczony przez Felixa trafił jednego z nich w bok, ale dopiero drugi, który ugrzązł w oku zwierzęcia, zakończył jego plugawe życie. Wystrzeliwane przez Dietera i Ludo bełty dopadały wilki raz po raz, jednak jakaś nadnaturalna moc nakazywała im podążać dalej pomimo wyraźnych ran na ogromnych cielskach. Dopiero, gdy jednemu z nich Ludo strzelił prosto w pysk, a drugiemu Douko niemal odrąbał głowę, padły, nie poruszywszy się więcej.

Nieopodal Pierre przyjął pazury i pysk swojego przeciwnika na trójkątną tarczę, po czym uderzył z góry, zatapiając ostrze w karku nieumarłego wilka. Tuż obok przemknęła ognista kula spleciona z wiatru Aqshy przez Biankę i zatrzymała się na pysku kolejnego zwierzęcia, przypalając go dość mocno, a szarżujący w tę stronę Bardak dokonał jego żywota. W ogóle Zabójca i walcząca obok Viktoria ochoczo wycinali osłabione bełtami Dietera i Ludo oraz magią Piromantki nieumarłe stworzenia. Taktyka sprawdziła się - na przedzie walczyli ci, którzy mogli i umieli poradzić w zwarciu, a z tyłu pozostali wspierający ich z dystansu towarzysze. Przy takiej sile ognia wilki nie miał nawet szans i w końcu wszystkie padły, nie wyrządzając wam żadnych szkód.

Po walce nie było jednak dla niektórych z was szans na odpoczynek, gdyż Ludo i Dieter doskonale wiedzieli, że truchła splugawionych zwierząt należało spalić. Z pomocą Bardaka, Douko i Pierre'a obaj łowcy czarownic przeciągnęli zwłoki wilków do leżącego nieopodal jaru i tam dokonali aktu spalenia. Słup gęstego, szaro-brunatnego dymu wzbijał się w powietrze, a wiejący na południe wiatr niósł go z dala od waszego obozu.

Wróciwszy na miejsce, ustaliliście warty. Pierwszy miał czuwać Felix, ostatnia Viktoria. Przez całą noc nic się już jednak nie wydarzyło, co przyjęliście z ulgą. Rankiem zjedliście przygotowane przez Kołodzieja przepyszne śniadanie, zwinęliście obóz i ruszyliście w dalszą drogę.

14 Brauzeit, 2510 K.I.
szlak na trasie Ubersreik - La Maisontaal,
Góry Szare, Imperium
Pogoda w miarę dopisywała - było niemal bezwietrznie, a jesienne słonko przyjemnie przygrzewało. Narzuciliście dość szybkie tempo i krótko przed południem wjechaliście na niziny, gdzie w dolinie ukazał wam się obszerny teren porośnięty w większości lasem, który przecinała dość szeroka i wartko płynąca rzeka. Z tej odległości widzieliście dokładnie klasztor znajdujący się na niewielkim wzgórzu i przylegające do niego budynki. Teren wokół wykarczowano, zamieniając go w pola uprawne.

Godzinę jazdy później byliście już na ostatniej prostej do klasztoru, wokół którego skupiono niewielką wioskę. Trzeba było przyznać, że budynek otoczony wysokim murem z narożnymi basztami robił wrażenie i sugerował, że niegdyś miejsce było czymś w rodzaju twierdzy.


Wjechaliście prowadzącą do wejścia brukowaną drogą a mijając otwarte, dwuskrzydłowe wrota dostrzegliście zawieszone nad nimi poroże jelenia, czyli symbol Pana Natury. Po ogromnym dziedzińcu, pośrodku którego znajdował się duży budynek w kształcie litery "T" kręciło się sporo odzianych w brązowe habity mnichów. Jedni zaganiali kury do sporego kurnika, inni doglądali roślin w niewielkiej szklarni.

W końcu jeden z nich, stojący najbliżej wejścia do głównego budynku zainteresował się wami i wypytał o cel wizyty. Wyjaśniliście a mnich zawołał dwóch swoich kompanów, którzy odebrali od wa konie i zaprowadzili do stajni. Sam zaprosił was do środka, prowadząc przez oszczędnie wykonane, klasztorne korytarze. Dość szybko trafiliście do ogromnej, wypełnionej setkami książek biblioteki, gdzie za dębowym biurkiem siedział starszy, siwy mężczyzna degustujący właśnie wino z kieliszka. Widząc was, uśmiechnął się i uniósł kieliszek w górę.


- Ci podróżnicy w sprawie pracy - powiedział młody mnich.
- Dobrze, zostaw nas - odparł energicznym głosem staruszek, a gdy jego podwładny wyszedł, spojrzał po was. - Nazywam się Jean-Louis Dintrans i jestem przeorem w La Maisontaal. Miło mi powitać was w naszych skromnych progach. Ufam, że podróż przez góry była bezpieczna? - Podniósł się z fotela i podszedł do kredensu nieopodal, zza szyby którego wyciągnął osiem kieliszków i tackę z mocno pachnącym serem. - Częstujcie się winem i serem. Nasz, miejscowy Salaud Bleu, nie ma nic lepszego na przeczyszczenie zatok, jeśli jest się przeziębionym. Uważajcie tylko, bo strasznie po nim suszy. Dlatego winko powinno być w sam raz do tego specjału. Też nasze, lokalnie robione - powiedział Jean-Louis i polał trunku do kieliszków.

Gdy się rozgościliście, przeor przeszedł do sedna.
- Mniej więcej cztery lata temu zacząłem pisać książkę. Jestem pasjonatem historii tych ziem i do jej ukończenia będzie mi potrzebne przeprowadzenie pewnych prac w terenie. Dlatego też poszukuję odważnych ludzi, by zajęli się tą sprawą. Książką raczej nie rzucę nikogo na kolana, ale mam nadzieję, że przynajmniej część historyków się nią zainteresuje. Waszym zadaniem będzie przeszukanie północnej części doliny a konkretnie obszaru Frugelhofen i kopalni krasnoluda Gimbrina.

Jean-Louis sięgnął do szuflady biurka, skąd wyciągnął mapę okolicy z zaznaczonym miejscem, w które mieliście się udać.
- Zatrzymajcie mapę, przyda wam się. Mam głęboką nadzieję, że odnajdziecie grobowce należące do niejakich Błękitnokrwistych Bandytów. Była to grupa banitów grasująca na tych ziemiach niespełna dwieście lat temu. Swój przydomek otrzymali nie bez powodu - większość z nich wywodziła się z bretońskiej i imperialnej szlachty, a wsławili się okrucieństwem i bezwzględnością wobec mieszkańców okolicznych wiosek. Po prawie czterech latach terroryzowania okolicy zostali wytropieni i wybici co do nogi przez diuka de Parravon i jego ludzi. Ponoć zgromadzonych przez nich skarbów nigdy nie odnaleziono.

Przeor wyciągnął się w fotelu.
- Chciałbym, żebyście pogadali z miejscowymi, zbadali dokładnie tamtejsze legendy i jeśli znajdziecie interesujący mnie kurhan, naszkicujcie plan. Frugelhofen jest niewielką wioską, ale wokół niej znajduje się kilka pojedynczych gospodarstw a wyżej w górach wspomniana już przeze mnie kopalnia Gimbrina. Zbierzcie opowieści, zbadajcie ile tylko będziecie mogli. Wasze poszukiwania nie powinny trwać dłużej, niż dwa tygodnie, potem złożycie mi raport. W tym czasie proponuję wam dwie korony dziennie na głowę jako pensję podstawową, plus niewielką sumę na opłacenie informatorów. Po zakończeniu pracy nastąpi kolejna wypłata - po pięć koron na głowę i dodatkowe pięć na osobę, jeśli otrzymam mapy kurhanu. Każde z was dostanie też z miejsca dwadzieścia koron jako zaliczkę, co będzie równowartością tygodniowej pensji i zwrotu wydatków. Resztę zapłacę, gdy złożycie mi raport. Zgadzacie się na takie warunki? Macie jakieś pytania?
Jean-Louis sięgnął po kawałek sera i przeżuwając wolno czekał na waszą odpowiedź.
 
Mroku jest offline