Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2018, 13:52   #173
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Państwo O'Neal w małej piwnicy

Legalny mąż z legalną żoną całkowicie legalnie utknęli w ciemnym korytarzu, gdzieś w piwnicy Gammana, ale to do czego zmierzał ten pierwszy nie było do końca legalne w miejscu publicznym, gdzie w każdej chwili mógł przyjść ktoś trzeci albo co gorsza Maggie. Państwo O’Neal mogliby spokojnie wyjaśnić jej co właśnie robią, ale dzieciom nie wypadało zabierać dzieciństwa i za szybko uświadamiać czym jest prokreacja dla przyjemności lub rozładowania zbierającego się w ciele napięcia. Lekarka nie musiała go widzieć, wystarczyło, że stanął obok, po samczemu przyparł do ściany i zaczął swoje niecne sztuczki. Izzy stroniła od alkoholu, nie paliła ani nie ćpała, oszczędzając szare komórki, ale jedno uzależnienie trzymało ją twardo w garści i nie chciało puścić. I nie chodziło tylko o bezpośredni kontakt.
Wreszcie “zbiegiem okoliczności” znaleźli się sami, nie niepokojeni. Bez nikogo, kto by im przeszkadzał, płakał, marudził, narzekał, strzelał fochy, urządzał łabędzie lamenty i prozaicznie pojawiał się w najmniej odpowiednim momencie… chyba że zaraz na korytarzu rozlegną się kroki i czar chwili pryśnie. Ale jeszcze trwał.

- Zamierzasz mnie teraz legalnie związać jak się odgrażałeś? - zapytała go, jeszcze się zgrywając. Po ciemku zdjęła mu kaptur i czule przeczesała palcami sztywne włosy. - Chyba że bierzesz mnie za tą panienkę, która poza cipką i cyckami nie ma nic do zaoferowania. Jeżeli tak to piętro wyżej, pewnie siedzi przy barze. Mogę zaprowadzić jak nie trafisz w tej ciemności.

- O. I co? Myślisz, że tylko odgrażać się umiem?
- twarzy nie wdziała ale i tak świetnie rozpoznawała ironiczny ton bruneta już bez kaptura. Dłonie mężczyzny jakoś całkiem nieźle radziły sobie mimo ciemności. Z początku przesuwały się po torsie kobiety ale w końcu przyciągnęły ją do siebie a jej usta natrafiły na czekające usta. Oddech Roberta znacznie przyspieszył gdy się oderwali od siebie a w głosie znowu zabrzmiała mu ironia. - A co do cycek i cipek to dobrze, że wyszło to od ciebie. Inne twoje atuty mogę podziwiać i na górze i w ubraniu. - dodał gdy nieco odsunął się od niej a dłonie zaczęły rozpinać koszulę kobiety.

- Od razu przechodzisz do dzieła po najmniejszej linii oporu? - prychnęła zaczepnie, nie broniąc mu dostępu do ubrania. Sama też zmagała się z suwakiem jego bluzy - Już nie ma co sobie kłopotać głowy komplementami, romantyzmem i wysublimowanym flirtem. Jak w barze. Zamawiasz kielona i pijesz. - prychnęła po raz drugi - Dobrze wiedzieć, że masz o mnie aż tak niskie mniemanie, Robercie O’Neal.

- Ależ pani O’Neal. - Robert który mimo ciemności akurat jakoś był na etapie rozpinania ostatnich guzików jej koszuli prawie na pewno “spojrzał” właśnie na jej twarz. Znaczy pewnie uniósł głowę w stronę jej twarzy bo w tych ciemnościach i tak było to dość symboliczne porównanie. - Biorąc pod uwagę okoliczności. - kontynuował rozpinając chyba przedostatni guzik bo koszula jeszcze nie rozchyliła się sama na boki. - Myślę, że zanim byśmy przebrnęli przez etap komplementów… - ostatni guzik dostał się w obręb działania palców łowcy. - … romatyzmów… - palce nadal gmerały przy ostatnim guziku co właścicielka czuła choćby po ruchach swojej koszuli. - … i wysublimowanych flirtów… - guzik wreszcie puścił i koszula opadła rozdzielając się na dobre na dwie osobne części i odsłaniając wnętrze. - To myślę, że cały urok i okazję tej sceny szlag by trafił bo ktoś by tu przylazł by sprawdzić co robimy albo po prostu przylazł. - dodał z mieszaniną parodii i irytacji na za małą ilość okazji gdy mogli dzielić prywatną czasoprzestrzeń sami dla siebie. - Dlatego właśnie w tej chwili interesuje mnie te niskie mniemanie. - dodał gdy ręce wróciły do badania oswobodzonego z zapięć koszuli torsu kobiety. Usta zaś zaczęły zachłannie buszować po jej ustach, twarzy i szyi.

Lekarce zmiękły kolana, żeby odzyskać równowagę oparła się o niego ramionami, przy okazji przyciskając do siebie. Sapała przez nos i udawanie wielce obrażonej przychodziło jej z wielkim trudem. Nie pozwalał na to dotyk, bliskość. Uwagę odwracały gorące wargi i rosnące podniecenie. Nie wiedziała w której chwili sama zaczęła się o niego ocierać.
- Nie drink. Połeć mięsa prosto od rzeźnika - wyszeptała przekręcając głowę żeby rozłączyć ich usta i zacząć zdejmować czarną bluzę z szerokich ramion - Więc nie interesują cię moje potrzeby…

- Nie interesują mnie twoje potrzeby?
- pan O’Neal powtórzył trochę zdziwionym tonem to co powiedziała pani O’Neal. Akurat już nasycił pierwszy głód z badaniem i zabawą jej części anatomii od szyi w górę i akurat gmerał przy zapięciu jej stanika. Trochę przy tym sapał walcząc ze złośliwie oporną materią która nie poddawała się tak łatwo jak guziki koszuli. Izzy też wyczuwała, że podniecenie opanowało go już na całego. Napędzali się w tym widocznie wzajemnie. Wreszcie stanik uległ palcom mężczyzny i gdzieś wylądował ale gdzie nie szło tego po ciemku zgadnąć. Rob wreszcie mógł nasycić się tą arcyciekawą częścią kobiecej anatomii i zaczął się nią zajmować i ręcznie i chwilę potem także ustnie. Zajmował się tak ku obopólnej pewnie satysfakcji dobrą chwilę ale w końcu zniecierpliwienie i podniecenie skierowały go dalej. Przesunął się ustami po brzuchu lekarki i w końcu klęknął przed nią po omacku szukając zapięcia spódnicy.
- A wiesz co? - powiedział gdy odzyskał chwilę czasu na mówienie a palce już znalazły zapięcie ale jeszcze sobie z nim nie mogły poradzić ot, tak. - Właściwie to faktycznie za cholerę. - wyznał szczerze z wesołym odcieniem w głosie.

- Właśnie widzę - zacisnęła zęby żeby nie jęczeć. Hałas mógł ściągnąć niepotrzebną uwagę. Pod jego dotykiem topiła się jak wosk, a on doskonale o tym wiedział i wykorzystywał, lepiąc i kształtując rozochoconą żonę jak mu było wygodnie. Zachowała jeszcze na tyle przytomności, żeby nie poddać się bez walki - Zaobrączkowałeś mnie, przyspawałeś do siebie na wyłączność. Noszę kolejne twoje dziecko i łażąc po mieście z przystojniakiem w mundurze Pazurów myślałam tylko o tobie - stęknęła listę skarg i zażaleń, opierając tył głowy o ścianę i zamykając oczy. Przeczesywała palcami jego włosy i mruczała cicho, zachęcając do zmagań z haftkami kiecki. Mógł ją podwinąć i pewnie to zrobi jeśli straci cierpliwość, ale element oczekiwania jeszcze podgrzewał temperaturę.

- Przystojny? Uważasz, że on jest przystojny? - gdzieś z dołu doszedł nieco zaczepny ton Roberta. Skomponowane to zostało z tym jak dłonie walczące z zapięciem spódnicy zamarły przerywając swoją pracę. - A myślałem, że leci pani na prawdziwych facetów z prawdziwymi bliznami. Pani O’Neal. - dodał wzdychając z rozczarowaniem. - Czego to się człowiek po ciemnych piwnicach o własnej babie dowiaduje… Dobrze, że nie od obcych… - wrócił mu ton udręczonego męża a dłonie wznowiły mu pracę nad pozbyciem się dolnych partii garderoby. - A mnie wysłała z małolatą. I exgangerką. Do domu jakiejś “panienki”. - pożalił się na swój ciężki i pełen znoju los. Dłonie wreszcie uporały się z zapięciem i spódnica opadła na dół więc jakoś dziwnie zgrało się to z przerwaniem jego wypowiedzi. W zamian doszło jego zadowolone mruknięcie. Jego dłonie wylądowały na kolanach żony i szybko zaczęły przesuwać się w górę jej ud aż zawędrowały do ich złączenia.

- Sam mówiłeś że ta mała jest niezła… i widziałeś na własne oczy, że prosta jak struna, bez mutacji ani znamion. Umiarkowanie owłosiona w miejscach, gdzie kobiety mają owłosienie - przerwała, bo musiała zacisnąć mocno zęby jeśli mieli zachować ciszę. Przez jej ciało przeszedł impuls, spinając mięśnie i powodując ich drżenie. Nie dała mu bawić się dalej samemu.
- Ty jeden i dwie… a nawet trzy kobiety. To już wykracza poza zwykły trójkąt - opadła na kolana tuż obok łowcy i teraz ona na wyścigi zaczęła po omacku zdejmować z niego ubrania, zaczynając od podkoszulki - Dobrze, że sąsiedzi nie widzieli, od razu by zaczęli plotki siać, że niby taki porządny, a się obcymi babami otacza i to o szemranej reputacji. Szlaja z prostytutkami i małolatami ze skłonnościami do ekshibicjonizmu - zrobiła przerwę, żeby krótko pocałować zdeformowany policzek i potrzeć go czubkiem nosa - I jasne że jest przystojny. Gładki, z szeroka szczęką i typ nordycki. Wysportowany, obyty z bronią, odważny, pomysłowy, opanowany… troskliwy i opiekuńczy. Cierpliwy. Do tego mundur i te maniery… a jakie ma delikatne dłonie - wyliczała zalety Pazura, rozpinając po omacku spodnie męża - I mówiłam ci na piętrze zanim poszliście. W tym lokalu jest jeden przystojniak z blizną na widok którego miękną kolana… - pocałowała go w szyję, potem w bark i zeszła niżej po torsie - I zostawił mnie z tym Pazurem samą… w upalne i podczas powodzi. Poszedł się szlajać z panienkami… a myślałam że leci pan na kobiety o wysokim ilorazie inteligencji, panie O’Neal.

- Typ nordycki, z szeroką szczęką, wysportowany… ej co to ma być? Nie zapominaj się.
- łowca zganił lekarkę pewnie krzywiąc się albo przynajmniej mrużąc oczy gdy tak wymieniała kolejne zalety Pazura. - No dobra, z tymi rozmiękłymi kolanami może być… - zgodził się jakby z zastanowieniem czując jak kobieta wyrównała ten niski poziom jaki właśnie odstawiali i opadła na swoje kolana. - … ale musisz jeszcze to trochę dopracować wiesz? - dokończył z niewidzialnym obecnie ale słyszalnym uśmiechem. Zwykle miał ten uśmiech jak planował zmajstrować coś zabawnego albo czegoś takiego się spodziewał.
- Ale nie bój się. Jako przykładny mąż nie zostawię cię w tym samej. - dodał dobrodusznym tonem akurat gdy rozpięła mu spodnie i zaczynała się na poważnie zadomawiać w tym rejonie. Nagle poczuła uderzenia jego dłoni na swoje obojczyki gdy pchnął ją z powrotem na ścianę a sama uderzyła o nią łopatkami. Nie dał jej szansy dojść do siebie tylko wpił się w usta swoimi. Mocnym, zdecydowanym i zachłannym pocałunkiem wciąż przyszpilając ją dłońmi do ściany. I zaraz potem przeszurał ją po tej ścianie na podłogę aż poczuła ją, twardą, chropawą i chłodną na swoim ciele. Zdawało się aż nadmiernie kontrastować do jego żywego, gorącego i żywo oddychającego ciała.
- O tak. Teraz masz właściwie rozmięknięte kolanka. Jeszcze tylko drobna poprawka. - powiedział z zadowoleniem Robert zupełnie jakby zaplanowany psikus mu się udał najlepiej w świecie. Znalazł ręką ostatni skrawek materiału na swojej żonie i zaczął go zsuwać w dół. - No i wiesz. Lecę na laski z wysokim ilorazem inteligencji. Ale wtedy gdy one całe nie kończą się tylko na tej inteligencji. - wyjaśnił jej przy okazji wykonywanego zajęcia.

- Naaaprawdę? - Izzy przeciągnęła pytanie, poprawiając się żeby wygodniej leżeć z mężem ułożonym między zgiętymi w kolanach nogami. Wypychała biodra do góry, drażniąc się z nim i ledwo potrafiąc już skupić na mówieniu. Było gorąco, duszno i niecierpliwiła się, ale wypadało nie wychodzić z roli nieobytej i nierozgarniętej żony - A na czym się kończą? Na fizycznych atrybutach? - wcisnęła ramię między ich ciała, żeby pomóc zaaferowanemu łowcy w ściągnięciu gaci. Z tego wszystkiego biedakowi się zapomniało o tym drobnym szczególe, ale od czego miał ją? - A nie miałeś mnie przypadkiem związać? Skrępować i wystawić na swoją łaskę? - pocałowała go zanim zdążył odpowiedzieć i nie dała odpowiedzieć, zaciskając palce na przyrodzeniu.

- Eh. Wreszcie się przyznała, że sama chce to jak zwykle nikogo na świadka nie ma. A potem, to jak zwykle na faceta, że zwyrol i zboczuch i takie tam. - czuła jak Pokiwał głową znowu robiąc scenę na udręczonego niesłusznymi oskarżeniami męża. Który oczywiście dzielnie i mężnie sobie radzi z przeciwnościami losu no i swoją żoną - heterą.
- A fizyczne atrybuty są całkiem niezłe. No sama zobacz ile z nich radochy. - powiedział nachylając się nad nią i wracając dotykiem do jej kolan. Gdy na nie trafił zsunął się w górę jej ud. Dłonie i usta znaczyły swoje ślady wracając w coraz wyższe partie ciała. Zaliczyły powrót na rozedrgany brzuch i sunęły wyżej. - No weź. Co byłaby za radocha jakby jakaś tylko była do czytania? Albo pisania? - Rob zawędrował wyżej, na piersi kobiety. Tu zwyczajowo zrobił nieco dłuższy przystanek. Ale właściwie też został tam na dość krótko. - Albo rachunki? Co za radocha jak laska same cyferki umie? - zapytał raczej retorycznie znów przesuwając się wyżej. Właściwie już prawie klęczał nad nią bo czuła jego kolana prawie pod swoimi pachami. - No planowałem to trochę inaczej ale skoro mamy i tak niski poziom… - dodał tonem wyjaśnienia i złapał jej ramiona swoimi dłońmi łącząc je ze sobą. A potem Izzy poczuła jak coś nakłada na jej nadgarstki i zaciska ściskając razem nawiązując to coś. Chyba jakiś kawałek materiału. Jednak po ciemku nie było to takie proste więc wydawało się go to chwilowo absorbować dość mocno.

- Matematyka to nie tylko cyferki i rachunki. To też geometria. - lekarka szepnęła rozbawiona i nakręcona w stopniu równym. Westchnęła głośno kiedy zaczął ją krępować, ale zamiast dalej mówić zajęła się rozpraszaniem uwagi żeby nie szło mu za prosto i nie mógł się potem chełpić, że ot tak ją związał jak szynkę na święta. On majstrował gdzieś za jej plecami, ona wykorzystała okazję i odpowiednią pozycję. Klęczał nad nią i przytrzymywał, jego biodra miała na wysokości swojej twarzy. Wychyliła się gryząc go w brzuch, a potem zeszła niżej, szukając ustami po omacku tego, co on miał zamiar niedługo w nią wtłoczyć. Znalazła sterczące prącie i zamknęła je między wargami, pakując do ust. On wyginał jej ręce, ona pracowała głową, w przód i do tyłu, więc mówić nie miała jak, ale im obojgu to chyba nie przeszkadzało.

Rob sapnął i jęknął cicho gdy Izzy zaczęła swoje manewry z jego przyrodzeniem. Na chwilę przerwał mozolną walkę z ciemnością i węzłami z improwizowanego materiału gdy chyba też mu odebrało mowę. No albo miał inne trudności z chwilową koncentracją.
- Wiesz? Jak tak stawiasz sprawę to może to trochę potrwać. - sapnął mężczyzna chrząkając i wracając do prób dokończenia węzła.

- A cóż się stało kochanie, czyżby siadała twoja firmowa zręczność łowcy? - kobieta udała szczerze zaskoczoną, przerywając zabawę tylko po to aby zapytać i dalej wznowiła pieszczoty, oprócz warg dokładając język i gardło tak, aby niewinny i skazany na użeranie z żoną-heterą pan O’Neal zaczął kuleć na percepcji, co zwykle żonie wypominał.

- Nic mi nie siadło. Ale skoro nalegasz… - pan O’Neal jakoś przezwyciężył mężnie trudności i nieco zmienił pozycję. A właściwie całkiem bo odwrócił ją o 180*. Tak dokładniej to siebie. Przegibał się tak, że na chwilę wyszedł spoza zasięgu ust swojej żony. Ale za to wylądował tam swoimi ustami. A potem zaczął posuwać się naprzód czyli w dół swojej żony aż sytuacja wróciła do mniej więcej poprzedniej sytuacji więc Izzy znów miała do dyspozycji poprzedni plac ćwiczeń i manewrów. Za to tym razem mąż mógł się zrewanżować żonie takimi samymi złośliwościami jak ona jemu.

- Zabierasz się od tego ze złej strony. Już nawet kierunki ci się mieszają. Mogę ci pokazać na obrazkach jak się do tego zabrać - kobieta powiedziała z naganą widząc i czując do czego zmierza ten konkretny rachunek. Ułożyła się wygodnie na plecach dysząc i stękając bez słów. Odwdzięczała się pięknym za nadobne, wzmacniając tempo pieszczot tak jak i on to robić prawie ją podduszając i przyciskając do ziemi.

- O. A masz jakieś tematyczne obrazki? - mąż zainteresował się tym detalem o jakim wspomniała żona. Ale jednak też chyba miał ochotę nieco zgłębić temat bo chociaż sądząc po odgłosach jakie wydawał obecne zabawy mu się bardzo podobały to jednak chyba nie chciał by tylko na tym się skończyło. Przegibał się więc tak, że teraz zajął strategiczną pozycję między udami lekarki. Chwilę potem z cichym jękiem satysfakcji dostał się w ten najbardziej strategiczny punkt. Izzy znów słyszała jego przyśpieszony oddech i ciche stękania gdzieś nad sobą. Za to tam, niżej Robert przeprowadzał rytmiczną operację pompowania w całkiem raźnym tempie.

- O tak… tak… właśnie tak… właśnie tu. Tutaj cię chcę… nie przestawaj Robbie… właśnie tak… - lekarka jęczała mu do ucha, obejmując za kark i drapiąc po włosach. Przy każdym zderzeniu szorowała kawałek plecami po podłodze, froterując ją, ale nie myślała o tym. Nie dało się, tak samo jak o wirusach, powodziach i mikroskopach. Dawno nie mieli okazji do chwili tylko dla siebie i po agresji w ruchach łowcy czuła, że nie tylko jej przymusowy post się dłużył.
- Mam… będziesz grzeczny to ci je pokażę - sapnęła i odepchnęła go z sapnięciem zawodu, gdy wyszedł z niej. Przekręciła się szybko na brzuch, unosząc zachęcająco pośladki w jego stronę i szukając na ślepo straconego połączenia.

- A tu jesteś. - odrzekł po chwili przerwy zniecierpliwiony mężczyzna. A kobieta poczuła na swoich pośladkach jego dłonie gdy po omacku próbował odnaleźć dopiero co utraconą drogę do tej tak rzadko ostatnio dzielonej przyjemności. Dla podkreślenia faktu tego odnalezienia uczcił to głośnym klapsem w tą wypiętą część anatomii lekarki.

- Ta. Chodź do piwnicy pokażę ci kotki. Jasne. - mruknął rozbawionym tonem pan O’Neal coś niezbyt poważnie traktując obietnice żony. Ale po tej chwili przerwy na zabawę zabrał się do przerwanej pracy. Po chwili Izzy poczuła znowu jego wewnątrz siebie. A jego oddech i szorujący po jej plecach tors tuż za sobą.

- Na cukierki jesteś za duży, na komiksy nie polecisz - odpowiedziała wesoło chwytając go za obejmujące jej kark ramię. - Musiałam cię jakoś zachęcić, bo już chyba zapomniałeś o mnie... - urwała, bo znowu ją posuwał aż echo szło po zamkniętym korytarzu. Cztery pchnięcia i zaczęła szczytować, drapiąc podłogę pazurami i zaciskając szczęki… a potem przyszła ulga, która rozpłaszczyła ją plackiem zbyt rozleniwioną żeby ruszy nawet palcem.

- Ja zapomniałem? A kto się cały dzień szlaja z jakimś Pazurem? Z tym przystojnym i z kwadratową szczęką. - Robert też ciężko dysząc opadł najpierw na plecy żony aż mogła przez moment poczuć na sobie cały jego ciężar. Głos i szybki oddech zbliżył się do ucha i boku głowy lekarki. W głosie czuła jednak cień irytacji jakby nie całkiem na żarty trafiła go ta babska szpila. No ale może nie? Może znowu się droczył w tych ich odwiecznej grze? Zaraz jednak opadł na plecy obok niej łapiąc wracający do normy oddech. Leżeli obok siebie na podłodze w piwnicy pogrążeni w całkowitej ciemności. Chociaż nie. Jakoś dopiero teraz do nich dotarło, że przez szczelinę drzwi prześwituje światło pozostawionej Rice lampy. A nad głowami mieli stłumiony gwar głosów i kroków. Te kroki też jakoś wydawało się jakby zaraz ktoś miał otworzyć drzwi na schody i zejść do piwnicy tu do nich.

Izzy przekręciła się na bok po omacku szukając jego twarzy którą chwyciła za brodę i przekręciła w swoją stronę. Gest był symboliczny, bo w półmroku praktycznie się nie widzieli. Mogli się tylko słyszeć i czuć.
- Będziemy współpracować, dobrze wiedzieć kto ci stoi za plecami - powiedziała cichym szeptem, zahaczając wargami o jego wargi - Może szlajałam się z nim cały dzień, ale to nie przed nim wyskoczyłam z ubrań i nie on przycisnął mnie tutaj do podłogi. I nie z nim spędzę całą nadchodzącą noc, a potem kolejną i kolejną aż do końca życia. Kocham cię głuptasie, rozumiesz? - wzmocniła nacisk na jego brodzie - Ciebie, żadnego innego faceta, z nieważne jak kwadratową szczęką.
 
Driada jest offline