Zahiji nie dane było pospać. Jeszcze nie. Poczuła, że ktoś nią szarpie, woła coś do niej, ale otępiały, wyzuty z mocy umysł nie do końca rejestrował rzeczywistość. Mruknęła coś pod nosem i chciała odwrócić się na drugi bok, ale wtedy ktoś ją mocno pociągnął za ramiona. Nie opierała się. Przez półprzymknięte powieki widziała jak chłopak, któremu przed chwilą pomogła, ciągnie ją w kierunku wioski.
-
Nie umieraj... - mówił do niej, ale rozumiała co drugie słowo. -
Odpoczniesz w łóżku. Wyśpisz się... Ktoś Ci pomoże... Za dobro jakie uczyniłaś, Fahim odpłaci Ci dobrem...
Cedmon znalazł cięciwę i po chwili znów był uzbrojony w łuk i srebrną, skuteczną w walce z wilkołakiem strzałę. Enki już szukała możliwości strzelania do wnętrza świątyni. Trzech wojowników natomiast ruszyło pod dowództwem Ianusa do walki w zwarciu. Nim jednak dotarli do drzwi świątyni, z góry rozległ się łomot. Wszyscy poderwali głowy w niebo, aby zobaczyć co jest przyczyną hałasu. Na galeryjce niewysokiego, wznoszącego się na dwie kondygnacje minaretu stał mustadhyib. Zakrwawiony, z płonącymi wściekłością oczami. W rękach trzymał kawał balustrady, który właśnie oderwał od budynku, co było przyczyną hałasu. Teraz zamachnął się i cisnął nim w dół, w stronę zbliżających się do wrót mężczyzn. Ianus skulił się pod tarczą, Igwe odskoczył w bok i nieforemny kawał drewna tylko go zahaczył. Mumamba, może z racji wieku, nie zdążył zareagować. Ułamany do szpica drąg wbił się wprost w jego pierś. Ghaga został przybity do ziemi niczym motyl w kolekcji botanika. Dwa razy wierzgnął nogami, z ust pociekła mu krew, oczy zeszkliły się i znieruchomiały. Był martwy...
Zagrały cięciwy. Dwie pokryte srebrem strzały pomknęły w górę. Cedmon chybił o włos. Pocisk uderzył w kamienie obok głowy bestii, krzesząc iskry. Strzała Enki wbiła się w ciało zmiennokształtnego, który natychmiast zniknął we wnętrzu wieży.
Poraniony Igwe, zupełnie zatracił się w zemście. Wykrzykując w swoim ojczystym języku, poderwał się z ziemi, podniósł topór, zasalutował martwemu towarzyszowi i pognał do otwartych wrót meczetu, za którymi zniknął.