Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2018, 23:17   #28
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Przy pierwszej okazji Felicia chwyciła rower i skierowała słabe światło lampki na pierwszego z mężczyzn. Ciemność przylegająca do jego ciała zaczęła lekko parować. Napastnik z bolesnym warknięciem zasłonił oczy przedramieniem i brnął dalej. Snop omiótł najbliższą okolicę zatrzymując się na napastniku po lewej stronie. I na prawą.
Dotknięci światłem wyglądali, jakby szli pod prąd słabego nurtu zwalniając nieznacznie, lecz wracali do szybkiego marszu natychmiast, gdy promień zsuwał się z nich.

Richard wypchnął bębenek znalezionej broni... dostrzegając ostatni pocisk. Wcisnął go z powrotem. Alex puściła się biegiem w kierunku ogniska. Chłopak natychmiast podążył za nią, ale zdążył jeszcze dostrzec, że osłona mroku nie odbudowywała się, kiedy ofensywa światła słabła.

Felicia dokładnie widziała już wykrzywione furią oblicza zniekształcone cienką warstwą czarnej, falującej mgły. Ciężko było oprzeć się wrażeniu, iż była ona istotą bardziej żywą niż ludzie znajdujący się pod nią. Czarne oczy ziały zachłanną, zimną pustką.
Nim jednak podążyła za pozostałymi zaryzykowała spojrzenie na zwłoki blondyna ze śladami szminki na ustach. Musiał należeć do niepoznanej jeszcze części mieszkańców Lake Hills. I nie będzie miała już okazji tego zrobić.

Nagle mężczyzna po lewej stronie wyskoczył do przodu. Odruchowo próbowała uniknąć rozwartych szeroko dłoni. Poczuła jak dziesięć kleszczy przerażająco mocno zaciska się na jej ręce coraz mocniej i mocniej. Czuła jakby miliony szpilek wbijały się w ciało, jakby sama mroźna ciemność boleśnie wciskała się do jej wnętrza przez skórę.

Była sama.

Postać z prawej jednym skokiem pokonała pozostałą odległość. Rower, w który trafiła w pierwszej kolejności z impetem uderzył Felicię, która całą masą zderzyła się z najbliższym napastnikiem. Nie miliony, lecz miliardy ukłuć przeszyły cały lewy bok.

Oderwał jedną dłoń, choć druga wciąż zaciskała się grożąc zmiażdżeniem kości. Wzniosła się do uderzenia. Mgła targana niewidzialnymi podmuchami rozmywała najbliższe otoczenie, opływała dziewczynę jakby próbując zamknąć ją w swoim kokonie.

Snop podniesionej kierownicy rowerowej padł nagle prosto w oczy niedoszłego kata. Cofnął się gwałtownie jak oparzony wypuszczając rękę Felicii. Rower jednym pchnięciem wylądował pod nogami istoty po prawej. Rzuciła się do ucieczki czując na włosach muśnięcie chybionego uderzenia ostatniego z nich.

Ognisko wyglądało jak nieśmiała, dogasająca iskierka i nikogo oprócz niej nie było w pobliżu. Wciąż czuła ból w miejscach zetknięcia z tamtym człowiekiem. Szczególnie w na wpół omdlałej ręce. Za sobą słyszała odgłosy pościgu.

Nie słychać było już śpiewów.

Gałęzie krzewów i drzew chłostały ją w pędzie. Ledwie widoczne korzenie oraz kamienie wychodziły z gruntu jakby wyłącznie po to, by doprowadzić do jej przewrócenia się. Ona jednak sprawnie przeskakiwała nad nimi doskonale wiedząc gdzie znajdują się w przestrzeni. To na nich spoczywała największa uwaga jako na najpoważniejszym z zagrożeń.

W oddali dostrzegła ruch. Dwie postacie podnosiły się z ziemi. To musieli być jej towarzysze mający nieco więcej pecha niż ona. W ich przypadku bariera lasu wydawała się być znacznie skuteczniejsza.
Buty zawadzały o martwe, suche gałęzie. Podeszwy trafiały na niespodziewane, niemal wytrącające z równowagi nierówności.

Ognisko jednak powiększało się z każdą chwilą, zaś rozbiegane powietrze stawało się coraz spokojniejsze, im bardziej skąpane było w ciepłym blasku tańczących płomieni. Richard i Alex wpadli w krąg światła słysząc dookoła siebie narastające, dobiegające zewsząd szelesty.

Felicia widziała kolejne poruszenia po bokach i przed sobą. Kolejne sylwetki materializowały się wręcz znikąd pędząc w ich kierunku. Była już bardzo blisko, ale oni również. Byli tuż za nią. Pętla obławy zaciskała się.
Jeśli się zatrzyma, dopadną ją tuż przed celem.

Skoczyła bokiem przeciskając się między próbującymi ją pochwycić dłońmi i popędziła ile sił w nogach. Czuła na twarzy żar wielkiego ogniska... przed którym może nie wyhamować!
Wpadła prosto na dwójkę towarzyszy niedoli.

Przy półtorametrowym stosie nie było nikogo prócz nich. Istoty spowite w cień otaczał ich ze wszystkich kierunków nie zatrzymując się. Byli w pułapce. Nie było dokąd uciekać.
Sylwetki były coraz bliżej.

Coś było jednak nie w porządku. Richard dostrzegł, że poruszają się coraz wolniej. Wkrótce stało się to na tyle wyraźne, że dostrzegła to również Alex i Felicia. Napastnicy wyraźnie zwalniali aż w końcu zatrzymali się poza kręgiem światła.

Po kilku dłuższych chwilach wycofali się i zniknęli zlewając z leśnym mrokiem. Ten z kolei zaczął uspokajać się powoli aż w końcu poruszenia niewyczuwalnego wiatru ucichły.
Wtedy krzewy poruszyły się kolejny raz. Za ich plecami. Kiedy obejrzeli się, dostrzegli obłok dymu, a następnie... indianina z łukiem gotowym do strzału. Richard dostrzegł, iż strzała niemal po lotkę owinięta była szmatą.

Wielkolud nawet na nich nie spojrzał. Zdjął torbę z ramienia, strzałę wsunął do kołczanu i cały ekwipunek złożył obok siebie. Następnie usiadł bez słowa i zapatrzył w płomienie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline