Mariusz Leszczyński
Mariusz cichcem zszedł z konia, wzruszył jeno ramionami na znak, że sam nie wie co posłyszał. Sylwetkę prawię do ziemi schyliwszy cichym krokiem w stronę źródła hałasu począł zmierzać. Krok za krokiem uważnie stawiał, żeby czasem gałęzi jakiejś nie złamać, lewą dłonią na wstrzymanie towarzyszom dał znać. Powolutku z półhakiem w prawej dłoni przybliżał w stronę skąd posłyszał dźwięki. |