Dłuższą chwilę zajęło zrozumienie Francisce co się stało. Jeszcze nie otrząsnęła się z wydarzeń w bibliotece, a już skala nieszczęść sięgnęła kolejnego szczytu. Ta, z którą miała porozmawiać zginęła najwyraźniej zagryziona przez szczury. I to pośrednio za sprawą samej Francisci, która postanowiła utrzymać status quo w obliczu nieznanego.
Chciała odetchnąć, ale jej żołądek, płuca i krtań odmówiły całkowicie posłuszeństwa. Jeżeli kiedykolwiek w przyszłości zostanie zamieniona w kamień nie będzie się to wiele różnić od tego co teraz stało się z jej ciałem.
Na twarzy wenecjanki nie poruszył się żaden mięsień, a jej ciało stało się sztywne. W bezruchu patrzyła na wszystko co się działo. Z takim samym chłodem przyjęła wzrok Rusina, Nowogrodzianina, jak i widok martwej cyganki. Na słowa Anny udało jej się zmusić głowę do kiwnięcia, ale to było wszystko co mogła z siebie wydobyć. Równocześnie w jej głowie szalał nieposkromiony chaos. Żal, rozpacz, gniew, poczucie zawodu i całe spektrum czegoś, czego nie potrafiła by nawet nazwać mieszało się w jej głowie z racjonalnymi argumentami, oceną sytuacji, ryzykiem, planami oraz wszystkim tym, co powinno zostać przemyślane, ale zwyczajnie nie miała na to sił, ani możliwości. U jej stóp leżała jej porażka, na suficie skryptorium zwisały resztki kolejnej, a zaraz za drzwiami płonęła ta, której rozmiarów nawet nie potrafiła określić. Gdyby ktoś w tym momencie, za każdą z nich wbił jej nóż prosto w serce przyjęłaby to z ulgą. Zaczynała rozumieć ludzi pokroju Fyodora, którzy okładali się po plecach. Może ból pozwalał im zapomnieć o przeszłości.
Wielkim wysiłkiem woli oderwała nogi od podłogi i ruszyła w górę schodów. Przeszukiwała metodycznie i beznamiętnie napotkanie miejsca, aż znalazła jakiegoś zakonnika.
- W bibliotece są ranni. Natychmiast przygotujcie miejsce i gorącą wodę do opatrzenia ran. Poszukaj innych współbraci i spieszcie na dół z pomocą. Niech Bóg się nad nami zmiłuje. Powiadom również opata. To bardzo poważna sprawa.
Potem zrobiła to, co robiła zawsze, gdy sytuacja zdawała się ją przerastać. Udała się do zakonnej kaplicy i stanąwszy u stóp ołtarza padła na kolana. Powinna się modlić, ale jedyne na co miała siłę to bezgłośny jęk rozpaczy. Francisca klęczała w bezruchu, a z kamiennej twarzy płynęły pojedyncze łzy.