~***~
Niedługo przed zmrokiem płachta do namiotu odsunęła się w bok, a oczom grupki wbrew oczekiwaniom ukazał się nieznajomy mąż w kolczudze.
-
Lady Venora jest proszona o stawiennictwo na uroczystej kolacji lorda Filfala na cześć jej królewskiej mości.- oznajmił na jednym tchu, po czym po żołniersku odmaszerował w głąb obozu.
-
He he… No to chyba zjesz coś lepszego niż sarnina znad ogniska.- skomentował Gustav.
-
No popatrz na nią. Przecież marzy o dworskich kolacjach…- odparła Anger kręcąc głową. Kapłanka Tempusa doskonale rozumiała żywiołowy charakter Venory i jej niechęć do tego typu bankietów.
Paladynka westchnęła ciężko, co tylko potwierdzało założenie Anger.
-
Raz jak się nie stawiłam na uroczystym obiedzie wydanym poniekąd na moją cześć, to mnie zamknęli w lochu na cztery dni... - burknęła i spojrzała mimowolnie na Agness, która miała w tym swój udział. Wstała z miejsca i zaczęła się przeciągać. -
Dobrze, że mam odświętne szaty zapakowane, bo byłoby teraz ze mną źle - dodała i rozejrzała się po namiocie. Podeszła do swojej torby i zaczęła z niej wypakowywać potrzebne rzeczy.
-
Wezmę Szpon Mrozu. Zawsze to jakiś dowód na to co wydarzyło się w lodowym zamku - Venora zrobiła zmartwioną minę, bo naprawdę nie ciągnęło jej do takich miejsc. Podejrzewała, że wróci stamtąd zmęczona bardziej niż po bitwie. Już ją skręcało w żołądku na samą myśl, że będzie musiała ważyć każde słowo i pilnować się, by nie naruszyć dworskiej etykiety. -
Pewnie wrócę późno... Wyjść będę mogła dopiero jak Regentka na to pozwoli... Znajdźcie w tym czasie Dundeina. W Highmoon tak mi się schlał, że nawet rankiem był mało kontaktowy - rzuciła przez ramię do kompanów, gdy rozkładała na kocu swój strój.
-
Ja pójdę. I tak nie mam nic lepszego do roboty…- burknął Gustav znudzonym tonem. Mężczyzna wyszedł z namiotu, a Agness i Anger od razu wzięły się do pomocy przy przebraniu Venory.
-
Robisz coś czasami z włosami?- spytała Tempusytka przyglądając się fryzurze panny Oakenfold.
-
A gdzie tam! Równie dobrze mogłaby ogolić głowę do cna. Przynajmniej nie musiałaby odsyłać chłopów z kwitkiem, kiedy posyłają jej zalotne uśmiechy.- odparła exkultystka.
-
Bardzo śmieszne... - mruknęła Venora. -
Czeszę je, czasem podetnę jak mi za bardzo przeszkadzają. Na więcej nie mam czasu - wyjaśniła pokrótce i na odczepne. Gdy była wreszcie gotowa wyprostowała się sprawdzając czy wszystko dobrze na niej leży, po czym upięła do pasa miecz, zostawiając Szpon Mrozu, dla którego nie miała odpowiedniej pochwy.
-
Życzcie mi szczęścia - powiedziała ponurym tonem i opuściła namiot.
Panna Oakenfold nie potrzebowała przewodnika, ani drogowskazów. Twierdza była doskonale widoczna z oddali. Na bramie została spytana o tożsamość i kiedy strażnicy znaleźli jej imię na liście zaproszonych, przepuścili ją dalej. Dziedziniec nie robił tutaj takiego wrażenia jak na zamku królewskim, czy nawet u Simona, gdzie znajdowały się labirynty z żywopłotów i kamienne figury.
W tej prostocie był jednak swój urok, który nie był tak przytłaczający jak w pozostałych cytadelach, które odwiedziła w swoim życiu Venora. Po dziedzińcu co rusz spacerowały oddziały straży, wspomagane przez królewskie straże. Niektórzy nawet kojarzyli rycerkę z zakonu Helma, pokłaniając jej się i witając uroczyście.
Prosto z zielonego dziedzińca wkroczyła na kamienne schody, prowadzące do głównego holu, gdzie odbywała się uroczystość. Grupa trubadurów przygrywała wesoło na instrumentach. Stoły poukładano w podkowę, a w samym centrum siedziała regentka z Trollobójcą po prawicy. Wyglądała na znudzoną, choć nikomu nie szczędziła bladych uśmiechów.
Venora dostrzegła tam każdego, kogo spotkała na królewskiej naradzie. Byli rycerze, wojownicy, doradcy i mędrcy. Był Arlo i jego stary mistrz, oraz masa innych ludzi. Stół był przepełniony dziczyzną, winem, owocami i wszystkimi darami lasu, które powszechnie uznawano za lubiane przez ludzi. Venora nie miała przyznanego miejsca, ale wybór był niewielki.
-
Na uroczystość z mieczem może przyjść tylko służka Helma…- zagaił Arlo, który niespodziewanie pojawił się nieopodal Venory.
-
Zechcesz zatańczyć?- spytał.
Rycerka spojrzała na niego z miną mówiącą "to nie jest dobry pomysł". Już chciała od niego odejść, ale zawahała się. Owszem otrzymała zaproszenie, ale nikogo nie znała tu i czuła się wyobcowana z tego powodu. Arlo natomiast, choć jego zachowanie według niej dawało wiele do życzenia to jednak wyszedł z inicjatywą by nawiązać znajomość.
-
Dobrze - odparła w końcu Venora bez przekonania w głosie. -
Ostrzegam jednak, że nigdy nie tańczyłam - dodała, licząc jeszcze odrobinę, że mężczyzna zmieni zdanie.
Arlo miał na sobie eleganckie ubranie, wygodne buty. Młodzieniec wziął rycerkę pod rękę i poprowadził na skrawek parkietu, gdzie tańczyło kilka par. Młody mag pachniał intensywnie słodką wonią perfum.
-
Nie wyglądasz na zadowoloną z obecności tutaj.- rzekł na ucho Venorze stawiając powoli kroki, by przypadkiem nie pogubiła rytmu.
Panna Oakenfold w tańcu zdała się w pełni na czarodzieja, pozwalając się mu prowadzić i tylko pilnowała się by nie stracić rytmu. Na jego uwagę uśmiechnęła się blado.
-
Gdybym chciała spędzać czas w takich miejscach to zostałabym dwórką - odparła mu paladynka. -
Ty natomiast zdajesz się dobrze bawić - dodała.
-
To źle, że lubię kaczkę w pomarańczy, wystrojone kobiety i muzykę na wyższym poziomie niż ta, którą prezentują marni grajkowie w pierwszej, lepszej gospodzie na trakcie?- spytał zerkając na Venorę kątem oka.
-
Oczywiście, że nie. Każdy ma swoje preferencje. Moją nie są wytworne uczty z tańcami - powiedziała czarnowłosa, odwracając od niego spojrzenie. Mimo to uśmiechnęła się lekko. -
A naprawdę od tego wolałabym walczyć sama z hordą nieumarłych. Ale gdy zaproszenie idzie od samej regentki to się nie odmawia.