Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2018, 19:35   #166
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Phandalin, obozowisko namiotowe


~ Nie jestem swoim bólem głowy. Nie jestem swoim bólem głowy ~ powtarzał w myślach, Shavri, kiedy wyszedł z wyszynku na phandaliński poranek – szczęśliwie burego i bez ostrego światła, ale jednak wzmagającego ćmienie w czaszce. Zaczerpnął słuszną ilość wilgotnego powietrza i uśmiechnął się do nadchodzącej Zenobi.
Jako że lepiej szło mu robienie czegokolwiek we współpracy ze zwierzakami, doszedł do wniosku, że skoro już masz szukać złodzieja, to niech przynajmniej może to zrobić po swojemu. Nie wątpił, że Joris, przeszukujący okolice obrabowanego domu - jeśli się rzecz jasna na to zdecyduje - ma większe szanse na powodzenie. Ale hej, to nie jest tak, że Shavri wyłazi ze skóry, żeby zbira, zbirów… albo zbirkę dorwać. Młody tropiciel i tak miał już dość na głowie na dzisiejsze przedpołudnie. Ale są ludzie, którym się nie odmawia i prostoduszny, zawsze troskliwy i kuty na cztery nogi Joris był jednym z nich.

Wampir – stworzenie tyleż nadające się do tropienia, co Shavri do latania, na pierwsze komendy tropiciela zareagowało ochoczo, ale nie w sposób, jakiego Traffo oczekiwał. W chwili, w której tropiciel zdał sobie sprawę, że psisko jak po sznurku prowadzi go nazad do karczmy, gdzie prawdopodobnie trwałą rozmowa na szczycie, natychmiast przywołał czworonoga do siebie. Cóż, mógł się tego spodziewać, dlatego nie zniechęcał się. Wrócili pod namiot. Tam, gdy pies znowu ruszył w kierunku wyszynku, Shavri złapał jego łeb w swoje dłonie i zaczął drapać za uszami. Wampir usiadł, zerkał na dobrego człowieka spod na wpół przymkniętych od przyjemności powiek i merdał ogonem.
- „Drugi, taki sam” – tłumaczył cierpliwie tropiciel. „I więcej niż to” – dodawał, podsuwając koszulinę pod psi nos i próbując uściślić oczekiwania. Dawał psu do zrozumienia, że potrzebują iść za innym śladem właścicielki tej szmaty, być może z domieszką i innych zapachów. Jedyną odpowiedzią Wampira z początku było przekręcenie łba na bok i wywaleniem z pyska ozora. Pytające, brązowe ślepia błyszczały, ale nie intelektem. Ale Shavri był cierpliwy i w końcu pchlarz pochylił się sam z siebie, by przypomnieć sobie zapach, zaczął się kręcić wokół nich, by w końcu szczeknąć głucho i potruchtać w innym niż karczma kierunku.
~ Może ten dzień w końcu zacznie się robić choć odrobinę przyjemniejszy ~ pomyślał Shavri, gdy ruszali za Wampirem.

***
- Słuchajcie - zawołał Shavri do ludzi między namiotami, nie kryjąc irytacji, która pchnęła go do nietypowego rozwiązania. Chciał pomóc, a ludzie patrzyli na niego bykiem. - To nie jest śmieszne. Nie zarobiliśmy swojego grosiwa machając w polu widłami. Te pieniądze są pokryte trucizną! I tylko pani Zenobia ma odtrutkę na nią. Musimy znaleźć złodzieja i już pal licho z nim, ale jeśli te pieniądze trafią do bogom ducha winnych mieszkańców Phandalin, będzie kaplica.
Na jego twarzy odbijało się znużenie spowodowane kacem, które jednak dodawało mu powagi.
- Pierwsze stadium to tylko ból głowy - dodał zgryźliwie, wiedząc, że wszyscy tu, włącznie z nim samym, je tu mają. - Ale jak Wam uszy sczezną i odpadną albo kuśka zwiędnie, to będzie już za późno!
Nie wygladali na przekonanych. Och! Żeby tylko stojąca obok Zenobia zorientowała się w lot, o co mu chodzi. Tropiciel miał nadzieję, że dał jej dość czasu swoją przemową.
-Kuśki też odpadają - grobowym głosem dodała Zenobia - Wiecie kim jestem, więc wiecie też, że na kuśkach znam się jak nikt. Nawet ich posiadacze nie wiedzą o nich tyle co ja. Widział który kiedyś swoją z tak bliska jak ja je czasem oglądam?- do uszu Shavriego dotarł cichy pomruk; wzdrygnął się. Wyglądało na to, że ziarno niepewności zostało zasiane. Faktycznie, choćby któremuś plecy pękły, to nie zobaczy.
-Niestety- tu głos kurtyzany zabrzmiał jak dzwon -Kobity też nie są bezpieczne. Gorzej u nich jest nawet. Otwory im zarastają! Ot, co!- Przerażone kobiety całkiem zamilkły. W ciszy jaka nastała, dał się słyszeć starczy rechot. Zenobia spojrzała na tą śmieszkę. Faktycznie, sprawy damsko - męskie mogły jej już od dawna nie dotyczyć.
-Śmiej się, śmiej głupia, pomyśl jak będziesz srała… - Po wyrazie twarzy matrony dało się rozpoznać, że Zenobia trafiła w czuły punkt. W tym wieku niesprawna defekacja mogła być poważnym problemem.
-OBA ZAROSNĄ! OBA!- wykrzyczała swą straszną wróżbę. -Zaraz wypuścimy psa, żeby pieniądze znalazł, ale dla niektórych może to być już za późno.

Zafascynowany przemową Zenobii Shavri puścił Wampira, podstawiając mu pod nos koszulę Przeborki. Sam był gotów oddać jej własne pieniadze. Zen na prawdę miała wyobraźnię. Albo wiedzę… Wzdrygnął się i podążył za zdezorientowanym psem, który miał problem ze złapaniem tropu. Tropiciela oblał zimny pot gdy pomyślał, że przecenił umiejętności czarnego kundla; wstyd będzie na całą osadę, albo i dalej! Na szczęście po dłuższej chwili Wampir złapał trop i podążył do oddalonego nieco od reszty namiotu, gdzie snem sprawiedliwych chrapało dwóch mężczyzn. Shavri kojarzył ich niejasno ze swojej pierwszej podróży z Neverwinter do Phandalin. Obwiesie nie zareagowali nawet gdy Wampir zaczął buszować w ich bagażach, by w końcu wynurzyć się triumfalnie z mieszkiem Przeborki w pysku. Znalezienie pozostałych skradzionych rzeczy było kwestią chwili.

Uradowany Shavri pokazał znaleziska Zenobii, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z narastajacego za jego plecami hałasu. Oburzone głosy osadników brzmiały jak pomruk nadchodzącej burzy i pojawienie się grzmotów z piorunami było kwestią chwili.
Shavri, postąpił kilka zdecydowanych kroków do przodu, wyciagajac oba miecze i machając nimi jakby przedłużeniem rąk, stanał pomiędzy tłumem a namiotem:
- HOLA! - ryknął, zanim zdążył się przestraszyć! - ONI NASI. NAS OKRADLI I MY ICH DO SPRAWIEDLIWOSCI ZAPROWADZIMY. NIE LĘKAJCIE SIE, KARA ICH NIE MINIE! - rwetest źle robił jego skacowanej głowie. Szczęśliwie był zbyt skacowany, żeby zacząć się zastanawiać, czy to, co robi, jest na pewno bezpieczne.
Tłum nie wyglądał na przekonanego, zwłaszcza że Shavri mocno mijał się z prawdą. Nie tylko najemnicy stracili precjoza… no i w osadzie nie było żadnego szeryfa, a na przyjazd kogoś z Neverwinter najwyraźniej nikt czekać nie zamierzał. Cóż, w tego typu miejscach kara była zwykle szybka i surowa. Małe społeczności rządziły się swoimi prawami. Na to, że to Shavri z Zenobią znaleźli złodziei, nikt nie baczył.
- Na nas?! Z nagimi mieczami?!
- To w nich mierz!
- Patrzcie go, jak się rządzi!
- Na stryczek!
- rozległy się pełne oburzenia głosy, tym większe, że winni nadal byli nietomni z przepicia. Zen podejrzewała, że zawartość złupionych sakiewek znacznie się uszczupliła. Wina złodziei była oczywista, kara zwyczajowa, toteż i kurtyzana niezbyt rozumiała, o co Shavriemu chodzi.

Tłum patrzył na Traffo wrogo i nie wiadomo do czego by doszło, gdyby w polu widzenia nie pojawiła się czwórka tressendarskich wojowników, która weszła na pole namiotowe i bezceremonialnie zaczęła przeszukiwać pierwsze z brzegu worki i posłania. Zdumieni osadnicy na moment zamilkli; wykorzystał to Dawd, który wyłonił się spomiędzy rosłych pobratymców.
- Szlachetnemu Omarowi yn Jozin yn Abdul el Esperalowi skradziono w nocy księgi i precjoza- oświadczył we wspólnym. - Poszukujemy winnych oraz skradzionych przedmiotów.
Krzyki z osady, ponad które wybijał się podniesiony głos burmistrza świadczyły o tym, że między domami odbywa się podobny proceder.

- Ludzie, spokój kurrrwa! Nie wszyscy na raz! - huknął Shavri, ciesząc się, że zaskoczony wizytą południowców tłum sie zatrzymał. Opuścił ramiona. - Oczywiście, że w nich będę mierzył ostrzem. Jeszcze mni nie odbiło. Tam, skąd pochodzę za kradzież…
- Zawrzyj ryj! - wrzasnął do Traffo jakiś mężczyzna, przepychając się na przód. - Wara od moich rzeczy. Tam macie złodziei. Co to za porządki?!
- Właśnie, właśnie
- zawtórowali mężczyźnie inni, choć mniej pewnie ze względu na pokaźną broń, którą dzierżyli wojownicy.
Shavri nie przejmujac się mówił dalej.
-... ucina się dłoń! Ale nie możemy ich tu zaciukać, bo w tym chaosie skradzione rzeczy na pewno tym bardziej sie rozpłyną w powietrzu.
Słysząc te słowa Zenobia zawstydziła się trochę, bo właśnie usiłowała dyskretnie sprawdzić, czy ci nikczemnicy nie ukryli czegoś jeszcze.
Shavri całej siły kopnął bliższego złodzieja w plecy chcąc go obudzić. Ten zamamrotał coś i otworzył oczy, niezbyt tomnie patrząc na kopiącego.
- Dawdzie, winnych już znaleźliśmy. Jeśli to możliwe, proszę cię niech Twoi żołnierze zabiorą tych dwóch na rynek, dokonamy tam kary jak ludzie. Zapraszam tu trzy rozsądne kobiety, które pomogą pani Zenobi dopilnować, żeby nikt tego nie rozkradł dobytku i żeby trafił on do właścicieli.
~Może jednak nie wszystko stracone
~ pomyślała Zen~ Wszystko zależy, jak rozsądne będą te kobiety.

Kobiety może były rozsądne, a może nie, w każdym razie były bardzo przejęte swoją rolą. Jedna przyniosła kosz, do którego wrzuciła wszystkie znalezione przy złodziejach rzeczy. Dawd podszedł i bezceremonialnie zaczął grzebać w znaleziskach.
- Burmistrza słyszę na rynku; niech ktoś pobiegnie po panią Garaele. Ukarzemy tych dwóch wobec przedstawicieli władzy i bogów.
A Ty, suczy synu!!!
- ryknął do złodzieja Shavri. - Budź kompana i kurwa grzecznie pod dom burmistrza, bo ani mnie, ani ludziom tutaj wiele już nie trzeba!
- Hę?
- stęknął złodziej, ale chyba zaczęło do niego docierać co się dzieje, bo spróbował odpełznąć za namiot. Kopem w tyłek Shavri usadził go na miejscu i potraktował z buta drugiego ze śpiochów, ku żywej aprobacie tłumu.

Traffo nie zamierzał nadstawiać karku przed tłuszczą - a już na pewno nie dla tych dwóch pijanych buców, którym sam obiecał, że utnie łapy - zwłaszcza teraz, kiedy udało im się odzyskać sakiewkę Przeborki i już nic ich tu nie trzymało. Shavri podał ją Zenobi, nim odwrócił się do narastającej wrzawy i był przekonany, że do tego czasu zdążyła już zniknąć między dwoma obfitymi piersiami tejże. Nie miał jednak wątpliwości, że jeśli nie zapanuje porządek, mogą się zacząć problemy innego rodzaju…
Cudnie wręcz. Rozwścieczony tłum, okradziony mag wraz z obstawą i kac.
~ Sune, wszystko co od Ciebie mam, jest złotem ~ westchnął w duchu. Do tego zaczęło mżyć, co w połączeniu z silnym wiatrem stanowiło mało przyjemną kombinację. Wtem tropiciel dostrzegł majaczącą między osadnikami rudą czuprynę. Sune przysłała posiłki!
Marv, dobrze, że jesteś. Znaleźliśmy złodzieji i…
- Nie ma!
- krzyknął Dawd, a Shavriemu ścierpła skóra. - Nie ma biżuterii ani zwojów, ani księgi!
- Dawdzie. - zaczął Shavri z powagą, bo mocno zaniepokojony - Zamierzaliśmy tych ludzi poddać karze, ale jeśli chcesz ich jeszcze najpierw przesłuchać, są twoi. Musisz tylko ich dobrze pilnować i potem oddać Phndalinczykom. Kara nie może ich minąć.

Dawd skinął głową, a umięśnieni ochroniarze chwycili złodziei i powlekli w stronę centrum osady. Oszołomieni opryszkowie nawet się nie opierali, zresztą i tak nie mieliby szans. Dawd pobiegł przodem, zaskakująco raźno jak na swój wiek, a większość gapiów z namiotowiska podążyła za nimi. Ku rozczarowaniu Zenobii podobnie uczyniły kobiety pilnujące kosza z łupami.
- Co tu się dzieje do wszystkich… - zdążył tylko powiedzieć Marv do Shavriego, próbując ogarnąć ten chaos dookoła.
Shavri spojrzał na niego i przez chwilę nie wiedział, od czego zacząć. Zdał sobie również sprawę z tego, że musiał wyglądać nietuzinkowo, drąc się na tłum ludzi dookoła siebie. Wiedział, że teraz już nie mieli wyjścia - wszyscy musieli udać się na rynek. Nie tylko po to, żeby dowiedzieć się, jak skończyła się ta chryja - w końcu Południowcy byli ich zleceniodawcami, możliwe więc, że do ich zadania, dojdzie kolejne. Musieli się udać na rynek także dlatego, że prawdopodobnie byli tam już wszyscy pozostali członkowie ich grupy. W tym Przebijka, dla której Shavri z Zenobią mieli dobrą wiadomość.
Ta myśl sprawiła, że mimowolnie uśmiechnął się do Marva. Nie dało się ukryć, stanowili z Zenobią zgrany duet. Udało się im. Naprawdę się im udało. Do tego udało mu się wobec tłumu zachować zimną krew.
- Złapaliśmy z Zenobią i jej sierściuchem złodziei... - zaczął opowiadać towarzyszowi i mówił nim nie doszli do rynku.

 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 11-02-2018 o 19:54.
Drahini jest offline