Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2018, 21:33   #259
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner ze spokojem przyjmował słowa Aldrica. Jego przyjaciel był pewien, że strażnicy szukali ich nie przez listy gończe, a przez informacje o zatrutej rzece, którego podróżni byli źródłem. Moritz mógłby się z tym zgodzić, ponieważ informacji o nich było niewiele. Zdecydowanie za mało jak na te zebrane przez łowców szukających ich po sporej części Imperium. Szkoda, że strażnicy nie wiedzieli na co ruszają i nie zawrócili swojej wyprawy na czas...

Lutzen pobieżnie opowiedział towarzyszom jaki smutny los spotkał mieszkańców Heisenbergu. Nie zapomniał wspomnieć o gigancie, który pomagał gasić ich dobytek. Nie była to pomoc bezinteresowna, ale liczyła się jako czyn chwalebny. Moritz nie mógł stanąć przeciwko temu stworzeniu, bo z własnej inicjatywy okazało dobroć serca. Jeżeli chcieli upolować giganta to musieli szukać gdzie indziej.

- Jak wiesz nie możemy tu zostać na długo przyjacielu. - powiedział Moritz. - Musimy znowu zmienić nazwiska i wygląd zewnętrzny. Czy ruszacie z nami aby odbudować naszą reputację? - zapytał czeladnik z nadzieją w głosie.

- Nie wiem co Edmund planuje. Po co chcesz zmieniać nazwisko? Znowu? A co z pierścieniami i głową trola? Co się zmieniło? - zapytał zirytowany. - Od tego zależy nasze prawdziwe życie. Już zapomniałeś? Po co was po Imperium szukałem z Edmundem?

- Głowę trolla moglibyśmy zdobyć, ale dopiero byliśmy tak bliscy śmierci. - odparł Wagner. - Giganta nie śmiałbym skrzywdzić po tym jak pomagał gasić miasto… - dodał czeladnik. - Ze mnie w walce żaden pożytek, a zatem z bestią żadną nie jestem w stanie wam pomóc. Jedynie leczyć rany po starciu. Mam już dość tej bezsilności. Może jak nabrałbym umiejętności do bitki byłoby nam łatwiej z bestią i w ogóle w podróży. Jakie jest wasze zdanie?

- Sytuacja zapowiadała groźniej się niż w rzeczywistości jest. Skoro gończe listy jedynie z powodu niestawienia się naszego są, zeznania wspólne ustalić możemy i wyjaśnienia udzielić. Potem ruszać ponownie mogli będziemy, aby imiona nasze dobre odzyskać. A mnie o zdanie w przyszłości swej temacie pytasz jeśli to… czy ja wiem… - wzruszył ramionami Khazad i w zamyśleniu potarł brodę, po czym uśmiechnął się tym bardziej paskudnie, że wciąż posiadał ślady po oparzeniach.

- Walczyć jeśli zdecydujesz uczyć się, to pomóc mogę ci w kwestiach kilku. Ale pamiętać musisz co towarzysz alchemiczny nasz zrobić na półce zdołał. Nad takimi może warto pomyśleć ścieżkami, jeśli w walce przydać chciałbyś się? - zapytał Khazad szczerząc się do Wagnera.

- Ady nie trza ino jednego. Ja i do bitki super i do pomyślunku przecież. Te alchemiki mnie pouczyły na przykład wszystkiego i to też umiem. Bercik, nie blokuj się więc. - Gotte położył dłoń na ramieniu Winkla. - Nie wiem ino, czy do miasta trza iść, bo tam pofajcone nieco. Myślem, że już się niestawienie przejmuje nikt. Trza w drogę iść. Od smoczycy zdala. - po chwili dodał.

- Nie powinniśmy uciekać. - Kaspar dopiero po dłuższej chwili włączył się do dysputy. - Chcieli nas w mieście wypytać? Może już nie w głowie im to, ale iść tam możemy, by swoją historię opowiedzieć. Szukaliśmy źródła zarazy, co miasto nękała, a potem w górach po goblinach smok się pojawił. I ogniem zionął, co widać jeszcze po niektórych. Cud, że z życiem uszliśmy, co się wojakom, niestety, nie udało. I to tyle.

- Ja wam mówię, nie trza. Nic da, a nic dać może za to. Mówię wam w drogę trza. - Gotte ponownie wyraził swoje zdanie.

Lutzen zamrugał oczami patrząc na Gotte, podrapał się po głowie, zbierał myśli na wdechu, w końcu machnął ręką. Zwrócił się jednak w kierunku Kaspara.
- No tak, Jost. Nie ma czego uciekać, przynajmniej na razie, jeżeli już, to przed smokiem może, jak inni to robią. Bo ten co was szukał to przecie nie żyje, już z wami se nie porozmawia. Bert, odpocząć w świątyni można, ojciec Volkmarson otworzył wrota wszystkim uchodźcom. Nawet kapłan Shallaya jest i nad rannymi czuwa. Dramat pogodził zwaśnionych kapłanów. Markus już nieboszczyków nie kroi. Gdzie trolla znajdziemy innego? W Góry Krańca Świata iść, czy do Norski? A tu już wiemy, że jest. Przecie może to nie samotnik, wszak one podobno w bandach żyją plemiennych. Może i taki się znajdzie, co nikomu nie pomagał, to i wyrzutów sumienia mieć nie będziesz. - wzruszył ramionami Lutzen.

- Poza tym w mieście, czy co z niego tam zostało, takie kłopoty mają, że nami zajmować się nie będą. - stwierdził Kaspar. A nawet jeśli, to sił mieć nie będą, by nas zatrzymać, pomyślał. - Iść tam, pomóc w razie potrzeby. Tak uważam. Kto ucieka, ten winny. - dodał.

- To ja tum zostanę pomagać może, co? - Gotte spojrzał na Kaspara. - A wy jak wrócim z miasta, to mnie zgarniecie i w drogę, co? Dalszą.

- Ja do kapłana Shallayi w kolejności bym poszedł pierwszej. Ze mną Gotte idziesz? - zapytał towarzysza krasnolud.

- Aj aje. Trza iść i niech bohaterów polepszy nieco. - przytaknął Gotte.


Wagner nie był pewien co do tego, że ktoś jeszcze będzie chciał słuchać ich wyjaśnień. Jak wcześniej mówił Aldric straż, która chciała ich widzieć nie istnieje, a zatem nie ma co pchać się w wyjaśnienia. Większość ludzi zajmuje się obecnie ocaleniem swojego dobytku i życia. Uchodźcy z miasta nie mają czasu myśleć nad tym czy rzeka jest zatruta, czy zaraz z nieba będzie lał się gulasz. Moritz był pewien, że ze swoimi umiejętnościami leczenia i udzielania pierwszej pomocy może się przydać. Czeladnik nigdy nie odmówił pomocy potrzebującym i tym razem też tak będzie. Pomoże na ile to możliwe, a później wyruszy w poszukiwaniu giganta i oczyszczenia swego nazwiska.
 
Lechu jest offline