Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2018, 00:15   #251
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Rozmowa z dowództwem nie przebiegła tak, jakby Maya chciała… była koszmarna. Wyglądało, że “góra” spisała na straty całą trójkę żołnierzy z kanałów i jeszcze zdegradowała kapitana Hassela za pomoc przyjaciołom. Dostali rozkazy z których się nie wywiązali, działając wedle tego, co podpowiedziało im serce i wpadli w kłopoty. Parch czuła się nie na miejscu, biorąc pośrednio udział w całej naradzie. Zaciskała pięści i gapiła się martwo w klawiaturę, zagryzając szczęki, żeby nie zacząć krzyczeć na generała z holo. Przecież Karl, Johan i Elenio zostali wyleczeni! Jeżeli dowództwo potrzebowało dowodów, mogło sprawdzić zapis z obroży Jacoba - tam mieli czarno na białym przebieg operacji!

Nie wiedziała co powiedzieć, kiedy zapadła cisza, a przekaz holo się skończył. Powinna coś powiedzieć, tylko słowa nie potrafiły ułożyć się jej w sensowną, trzymającą na duchu całość. Przecież dobrze zrobili, Sven postąpił właściwie, po ludzku. Nie zostawił kumpli… dlatego właśnie Rosjanka nie lubiła wojskowych rozkazów - od nich nie dało się odwołać, a niewykonanie ich zawsze kończyło się źle, co doskonale wiedziała po sobie samej.
- Tak… jestem Maya. Brown 0 - pociągnęła nosem i odważyła się popatrzeć do góry na kapitana Raptorów. - Rozmawialiśmy przez komunikator pod… podczas odbijania cywili w Seres i… bardzo mi miło. Cieszę się, że… wreszcie mogę pana poznać na żywo. I… że nic panu nie jest, słyszałam przez radio… mieliście tam piekło. Tym bardziej… - zawiesiła się i opuściła głowę z powrotem na ekran konsoli - Tak… podgląd. Odzyskaliśmy władzę nad systemem. Wieżyczki w większości są sprawne, ale zapasy amunicji pozostawiają wiele do życzenia. Mamy też podgląd monitoringu… niestety nie wszystkie kamery się uchowały. Przykro mi - zakończyła mając na myśli zarówno kiepski stan urządzeń, jak i zasłyszaną przed paroma chwilami dyskusję z generałem.

- W porządku, nic się nie martw. - kapitan położył pokrzepiającym gestem dłoń na barku Parcha chociaż dotyku przez pancerz właściwie nie czuła to jednak sam gest był nadal czytelny. - Też miło mi cię poznać osobiście. - kapitan policyjnej jednostki antyterrorystycznej wydawał się być przyjazny i łagodny. I bardziej opanowany niż Karl który stanął po drugiej stronie fotela operatora konsolet.

- No. Mówię ci Sven, prawdziwy anioł nam się trafił. Mamy fart, że trafiła nam się taka dziewczyna. I do tego taka sympatyczna. - porucznik uśmiechnął się mówiąc trochę do Mai a trochę do swojego kumpla.

- No dobrze. Ale zajmijmy się teraz tym co mamy tutaj do zrobienia. - zaproponował kapitan i przysunął sobie wolne krzesło by siąść obok Rosjanki i móc widzieć na ekranach to co ona. Porucznik postąpił podobnie i tak obydwaj znaleźli się po obydwu bokach Brown 0 zaczynając przeglądać to co widziały oczy kamer i czujników, wykresy, różne raporty o alarmach czy uszkodzeniach. Właściwie to przeglądanie tego spadało na informatyczkę a para oficerów prosiła ją o zatrzymanie czegoś na ekranie lub przesłania tego na ich, pomniejsze ekrany przed jakimi siedzieli.

Słysząc pochwałę Brown 0 zarumieniła się i uśmiechnęła się, pokonując sztywność mięśni. Przegryzała się przez system, po kolei pokazując co udało się im zdziałać i na czym stoją.
- Kapral Otten uzyskał dostęp do Guardiana. - powiedziała nagle, obracając się do obydwu mundurowych - Jeżeli pozwolicie, mogę spróbować… - urwała, drapiąc się nerwowo po policzku. Czuła opory przed proponowaniem przestępstwa osobom w mundurach policji, ale mieli stan wyjątkowy, wojnę… i chyba ważniejsze problemy.
- Mogę spróbować włamać się do Guardiana - powiedziała powoli - Wtedy zyskamy podgląd na kamery miejskiego monitoringu. Te które przetrzymały atak artyleryjski… na przykład przy kościele. Charles jest za bardzo roztrzęsiony żeby podać numery ich Kluczy. Nie sprawdzimy w jakim są stanie. Jest też… - zamyśliła się, przygryzając wargę - Nasze Obroże mają kamery. Możemy przesyłać sobie nie tylko wiadomości tekstowe i głosowe. Gdyby nad tym przysiąść, da się też uzyskać obraz bezpośrednio od grupy ratunkowej. - spojrzała na ekran monitora - Magazyny na lotnisku mają kamery, ale nie wszystkie. W tych co zostały widzieliśmy te… potwory. Zdobycie amunicji do wieżyczek będzie wymagało kolejnej walki… same wieżyczki uległy awarii. Część z nich nie działa, ale Johan mógłby rzucić na nie okiem, gdyby… gdyby ktoś mu zapewnił bezpieczeństwo podczas pracy. Proszę… niech on tam nie idzie sam, bo skończy jak Jurij… - znowu miała mokre oczy, zaczęła też mówić szybciej i ciszej, połykając samogłoski - One go rozszarpały żywcem ,a my nie mogliśmy… nic zrobić. Tylko… krzyczał… nie… nie potrzeba nam kolejnych ofiar - skończyła i zacisnęła szczęki.

- No, już, spokojnie Mayu. I nie bój się Johan nie jest jedynym naprawiaczem u nas no i nie puścimy nikogo samego.
- porucznik Raptorów uśmiechnął się do Brown 0. Uśmiech wydawał się być ciepły i nieść otuchę. Była to zaskakująca odmiana po tym jak obydwaj kiwali głowami z poważnymi minami słuchając i oglądając to co informatyczka a obecnie operator systemów ochrony lotniska ma do powiedzenia.

- I mówisz, że możesz włamać się do Guardiana? To zrób to. Przyda się nam każde wsparcie jakie możemy uzyskać. Niestety ostatnio Guardian coś się zbiesił. Pewnie ma jakieś uszkodzenia jak wszystko tutaj. Ale nikt nie miał jak się tym zająć. Ale jak możesz włamać się do sieci miejskiego monitoringu i sprawdzić co tam się dzieje przy tym kościele to zrób to. - kapitan zajął się bieżącymi sprawami ale też wydawał się nie mieć za złe Brown 0 jej poczynań. Miała wrażenie, że chyba próbuje choć częściowo dać jej jakieś zajęcie by nie myślała o traumatycznych dla siebie przeżyciach.
- Jeszcze jedno Mayu. Ta rozmowa… - Hassel wskazał kciukiem gdzieś gdzie niedawno całą trójką rozmawiali z generałem. - Wolałbym by ta rozmowa nie wydostała się poza te pomieszczenie. - powiedział poważnie i równie poważnie popatrzył na informatyczkę w Obroży.

Rosjanka pokiwała energicznie głową i zbladła, patrząc uparcie przed siebie.
- Ale ja nic nie słyszałam, panie kapitanie - dopowiedziała mechanicznie i przymknęła oczy - Jeżeli wolno mi coś powiedzieć, jest pan dobrym człowiekiem - nabrała powietrza jakby chciała coś jeszcze dodać, ale zamiast tego położyła dłonie na pulpicie, zaczynając budzenie konsolety. Kapral Otten ustawił połączenie, wystarczyło liczyć na szczęście i zabrać się do pracy - Już się tym zajmuję. Są też wozy strażackie, ale nie wiem czy damy radę odpalić je zdalnie. Jeżeli mają sprawne komputery to tak, w innym wypadku trzeba je przyprowadzić ręcznie. Są tutaj - przeklikała odpowiedni sektor i wyświetliła fragment mapy, a po chwili podgląd z kamery.

- Świetnie. Widziałem, że możemy na ciebie liczyć. -
uśmiechnął się oficer który jeszcze kilka minut temu był dowódcą tej odciętej ludzkiej placówki a obecnie właściwie nie wiadomo jaki był jego status. Hollyard przesiadł się z krzesłem tak, by usiąść bliżej Hassela i trochę odsunęli się od informatyczki. Raz pewnie po to by dać jej pracować w spokoju a dwa z tego co do niej docierało obydwaj rozmawiali o możliwych opcjach i ruchach gdy już zorientowali się na czym stoją. A sama Brown 0 też miała zajęcie.

Kapral Otten umożliwił jej odzyskanie kontaktu z końcówką systemu znanego tutaj jako Guardian. Ale przypominało to stan jaki miał nowy użytkownik przed ekranem logowania do jakiegokolwiek systemu. Czyli najpierw trzeba było sforsować tą pierwszą przeszkodę by dostać się do środka i tam dopiero spróbować rozeznać się jak to w tym środku wygląda. Pierwsza diagnoza była trochę niepokojąca. Gdy informatyczka wzięła w obroty tego całego Guardiana okazało się, że to nie jest jakiś tam system jaki zwykle zabezpieczał i kierował ruchem ulicznym czy systemem monitoringu miejskiego. To był cały, złożony system. Różnił się od zwykłego miejskiego tak bardzo jak podręczny holo bez sieci od komputera pokładowego jednostki kosmicznej. Właściwie to pierwszy raz spotykała się z tak zaawansowanym systemem oddanym pod opiekę służb publicznych niemałego miasta rozłożonego w kraterze uderzeniowym. Takie systemy zwykle pilnowały baz wojskowych albo bardzo strzeżonych obiektów korporacji ale nie porządku na ulicach. Aż takie zabezpieczenia do zmiany świateł czy pilnowania ruchu ulicznego nie były zwykle nikomu potrzebne.

Stanęła więc przed wyborem. Systemy zintegrowane takie jak ten dzieliły się na komórki, które znowu dzieliły się na mniejsze komórki i tak to szło. Mogła więc spróbować uderzyć w sam rdzeń programu. Spróbować podszyć się pod głównego admina. Wtedy miałaby możliwość sterowania jak nie całym to sporą częścią Guardiana. Ale proporcjonalnie do zysków było też ryzyko. Zapewna zajęło by to o wiele wiecej czasu i systemy zabezpieczeń były tam lepsze. Mogła też spróbować zadziałać lokalnie. Podszyć się pod lokalnego montera lub serwisanta i spróbować uzyskać dostęp do lokalnej strefy przy lotnisku i kościele. Mniejszy zysk ale i mniejsze ryzyko i powinno pójść zdecydowanie szybciej.

- Na razie postaram się uzyskać dostęp lokalny - mówiła nie odrywając wzroku od monitora - Powinno pójść szybciej, a na potrzeby aktualnego zadania starczy aż nadto. Podgląd na kościół i okolicę, to nie podgląd na całe miasto. Uporam sie z tym i sprawdzę wozy strażackie. Jak skończę i będzie chwila… postaram się przejąć Guardiana całkowicie, tylko to ryzykowne i czasochłonne… i będę potrzebowała ciszy żeby się skupić, ale dzięki temu zyskamy obraz tego, co dzieje się przy kosmoporcie… i wszędzie gdzie sięgają macki systemu - rzuciła okiem na obu policjantów, siląc się na uśmiech - Nie dostanę za to mandatu, prawda?

- Nie wiem czy teraz mamy uprawnienia wlepiać komukolwiek jakikolwiek mandat.
- uśmiechnął się porucznik Raptorów rozkładając lekko wciąż oparte o nałokietniki ręce.

- Brzmi jak dobry plan. Ale uważaj bo ten Guardian coś się zbiesił. Nawet jak byłem w kosmoporcie były z nim problemy. Odkąd poszła Zachodnia puścili go samopas. Bo prawie wszyscy są obecnie w kosmoporcie więc większość miasta została bezpańska. - Sven odezwał się gdy temat przeszedł na sprawy i służbowe i takie które chyba nikt z tego grona poza nim nie miał pojęcia. W końcu jako chyba jedyny był w sztabie w kosmoporcie gdy miasto po upadku Zachodniej Barykady zostało zalane przez stwory.

- Jakbyś dobierała się do tego Guardiana możesz porozmawiać z Sarą. Ona jest z biura architektury. Ma uprawnienia, kody dostępu i takie tam. Znaczy miała, nie wiem jak teraz by to wyglądało. - Karl też spoważniał i chyba skojarzył jeden z pomocnych faktów. Informatyczka wiedziała, że kody kogoś z uprawnieniami nie musiały zadziałać w obecnej sytuacji ale mogły być pomocne w ich podrobieniu. Natomiast puszczenie “samopas” tak skomplikowanego systemu o tak dużych możliwościach brzmiało dość dziwnie. W chaosie walk komputery i roboty zwykle działały szybciej niż ludzie do tego nie miały skrupułów, wahań czy nie odczuwały znużenia i zmęczenia. Ale też na swój sposób miały podobne szanse do pomyłki jak i ludzie tylko zwykle z innych podwód. Dlatego zazwyczaj wszelkie systemy bezpieczeństwa bazowały na mieszanych zespołach człowiek - maszyna gdzie maszyny ostrzegały i reagowały ale człowiek je kontrolował i podejmował kluczowe decyzje zostawiając je do wykonania znowu robotom i maszynom albo innym zespołom ludzi. Wykluczenie z tego równania czynnika ludzkiego było dość nietypowe.

W międzyczasie Brown 0 udało się włamać do lokalnego systemu. Wcześniej przygotowane w jej naręcznym komputerku kody i półprodukty pozwoliły jej sprawnie zmodyfikować je tak by dostać się jako serwisant do sieci lokalnej. Była więc w centrum zarządzania i na ekranach widziała teraz ciekawe opcje. Mogła przejrzeć co widać przez ocalałe kamery.

Rozmowa z Sarą byłaby pomocna, Brown 0 zapamiętała aby potem poprosić ją o pomoc. Na razie Guardian musiał poczekać.
- Charles tu Maya, jak się trzymacie? - połączyła się przez radio z cywilem z wieży. Mówiła pogodnie, zabierając się w międzyczasie za kamery - Jedzie po was grupa ewakuacyjna, właśnie ruszyli z lotniska. Przygotujcie się, ale jeszcze nie wychodźcie, okey? Powiem wam kiedy podjadą, mam ich na kamerach. Wszyscy dacie radę chodzić, czy kogoś trzeba nieść? Muszę wiedzieć żeby im przekazać. Nie bójcie się, nie zostawimy was.

- Tak! Tak zaczekamy! Ale pośpieszcie się Mayu bo tu są te potwory wszędzie! Cały czas skrzeczą i drapią pazurami. Tak, możemy chodzić ale lepiej przyjedźcie po nas tutaj do środka.
- Charles wydawał się jeszcze bardziej ucieszony z głosu w swoim holo niż wcześniej. Mówił jednak szeptem wciąż najwidoczniej mając nerwy w strzępach a jego zachowanie i przytomność umysłu musiały wisieć na włosku. Teraz w kupie trzymał go pewnie głos w słuchawce i nadzieja na ratunek.

Brown 0 miała okazję zerknąć na monitory z miejskich kamer. Nie wszystkie działały w niektórych było widać tylko same migające pasy oznaczające zniszczenie kamery lub przynajmniej brak z nią kontaktu. Na początku było całkiem przyzwoicie bo wyjazd z lotniska był pod okiem kamer i z lotniska i tych z wieżyczek. Nawet jak nie wszystkie działały to samo ich stężenie pozwalało mieć te bezpośrednie sąsiedztwo mieć na elektronicznym oku. Tak było przez pierwsze najbliższe 200 - 300 m ale na samochodowe prędkości była to chwila moment. Ten kawałek też był w zasięgu działającej wieżyczki wjazdowej którą informatyczka również miała pod kontrolą.

Dalej jednak zjazd na lotnisko dochodził do głównej drogi która dalej i dalej prowadziła aż do samego centrum jedynego miasta na tym księżycu i stanowiła jedną z głównych arterii komunikacyjnych. Były więc i kamery systemu monitoringu miejskiego. Ale na przemielonym przez artylerię, bomby i walki terenie sporo z nich zostało zniszczonych więc w systemie tym ziały poważne luki. Następne dwie kamery pokazywały zjazdy na pomniejsze drogi ale na przeciwną stronę niż ta co było lotnisko. Ponieważ droga biegła łagodnym łukiem nie widać było tego najważniejszego zjazdu gdzie wedle mapy i planu grupa ratunkowa powinna zjechać na drogę prowadzącą do kościoła. Nie było też było widać tego kawałka który biegł w pobliżu zakola rzeki. Ślepy odcinek poza okiem kamer wynosił jakieś pół kilometra. Niezbyt daleko dla sprawnego pojazdu.

Kamery na szczęście uchowały się na obydwu krańcach mostu. Widać był to samo co z satelity czyli, te trafienia na dwóch brzegach mostu. Tylko dokładniej i w bardziej poziomym rzucie. Trafienia były na wylot ale choć nadszarpnęły most nie przecięły go na wylot. Było na tyle miejsca by samochód przejechał po nim ale od samego patrzenia nie szło zgadnąć czy struktura ostrzelanego mostu wytrzyma taką jazdę. Przy końcowym etapie trasy było trochę więcej kamer bo przy kościele był i parking i zjazd. Wedle mapy najlepszy widok na kościół miałyby pewnie te parkingowe kamery ale one niestety nie działały. Widok z kamer kończył się na ostatnim zakręcie którym powinno się wyjechać już bezpośrednio na ten zjazd do kościoła lub w przeciwną na parking.

Sprawa z rozpoznaniem xenos była całkiem niezła. Drogi i pobocza jakie pokazywały kamery były zawalone martwymi ciałami stworów. Większość była mała jak zwykłe psy czy koty. Niekiedy trafiały się większe jak konie. Ale z jeden czy dwa były ogromne jak furgonetka albo i ciężarówka. Ale większość była martwa. Czasem przez drogę przebiegał jakiś xenos ale wydawało się to pojedyncze sztuki biegające bez ładu czy składu. Jednak u kresu podróży, przy moście, zwłaszcza na wschodnim brzegu i widocznym kawałku drogi wyraźnie było tych stworów więcej.

- Nie mam podglądu na sam kościół - Rosjanka wyłączyła komunikator, zwracając się siedzących obok policjantów - Przy samej budowli sieć uległa awarii przez nawałę, albo z innych powodów… ale - zrobiła przerwę aby nabrać powietrza i spojrzeć na Karla - Jeszcze na dole w bunkrze robiłyśmy z Zoe zamówienia do nowych CH. Ona dla Blacków, ja dla grupy Brown… bez uwzględnienia że zostałam sama. Został też jeszcze ten CH przywieziony przez Falcona - wskazała brodą gdzieś za okno i nie przerywała mówienia - Medykamenty możemy zanieść do pani Renaty, przydadzą się jej. Jest też zapas granatów, ciężkiej broni, pancerzy, amunicji… i dron dla Elenio. - uśmiechnęła się szerzej - I ja i Zoe zamówiłyśmy mu po dronie, w razie gdyby… któraś z grup… wiesz jak mało czasu nam wtedy zostało - uśmiech zrobił się przepraszający, a Parch spuściła oczy - Elenio został ranny, może spać… powinien odpoczywać. Jeżeli macie tu jeszcze kogoś kto potrafi obsługiwać drony, chętnie mu sprezentuję tego z mojej kapsuły. Przyda się im tam wsparcie ogniowe. Co prawda… mogłabym spróbować… sama ale… już próbowałam nim kierować, tam na drodze. Po wyjściu z kanałów - znów popatrzyła na Karla - Bez przeszkolenia kontroluję tylko swobodny lot, bez rakiet.

- Elenio znowu rozwalił jakiegoś drona?
- uśmiechnął się kapitan bo przez większość rozmowy z tego co mówiła Brown 0 słuchał w skupieniu tak samo jak porucznik.

- On zawsze coś rozwala. Dlatego tak dobrze go dawać z Johanem w parze. Razem stanowią dobry budy team. A jaki ten dron tam masz? - Karl odpowiedział też z rozbawieniem kumplowi ale na koniec poważniej popatrzył z powrotem na czarnowłosą informatyczkę. Ta właściwie mogła mu powiedzieć, przeczytać a właściwie nawet pokazać listę zasobów kapsuły ze swoich Brownpoint. Chociaż trzeba było pamiętać, że to tylko lista a stan faktyczny mógł się od tego różnić. Zwłaszcza jak kapsuły były na bombardowanym terenie opanowanym potem przez stwory.

- A z tymi zasobami z kapsuł to by było świetne. Bardzo by nam to pomogło. Pod każdym względem. - Karl szybko podchwycił pomysł i wyświetlił ze swojego komunikatora holo z mapą lotniska i okolicy. Na nim szybko podbił wszystkie Checkpointy Parchów. Były trzy te co miały być czyli dla grup Green, Brown i Black. Do tego jeden Brownpoint zabrany przez Falcona z Seres i zostawiony na dachu pobliskiego budynku. W nim już wcześniej Vinogradova gościła razem z biznesmenem w białym garniturze i jego obstawą. Ale jej docelowy Brownpoint był wciąż jeszcze na docelowym adresie nie odwiedzony przez nikogo. Zwykle zasoby takiej kapsuły zdecydowanie przewyższały ze sporym zapasem to c 10-osobowa grupka skazańców mogła się obładować i się sprawnie poruszać. Więc na kilka tuzinów mundurowych jacy dotarli obecnie na lotnisko nawet jedna taka kapsuła była przyzwoitym zastrzykiem broni, amunicji i medykamentów.

- Latacza z rakietami - Rosjanka wyświetliła rozpiskę, przepatrując poszczególne pozycje i zmarszczyła czoło, zerkając na Hassela - Elenio jest bardzo miły i zabawny. Poza tym to doświadczony zwiadowca… i nie rozwalił drona - czuła się w obowiązku wyjaśnić nieścisłość - Padły baterie podczas nawały. Na rezerwie posłał go w stronę lotniska, ale chyba… energia skończyła się zanim doleciał. Dlatego zamówiłyśmy mu nowe - doprecyzowała z uśmiechem - I faktycznie… kumplują się dobrze z Johanem, ale nie tylko. Dogaduje się z Chelsey… Zoe też go bardzo lubi. Widziałam jak… ekhem - stężała, robiąc się czerwona i uciekła uwagą w panel, kaszląc w zwiniętą pięść.

- Aha. - Sven odpowiedział kiwając głową ale bardziej chyba interesowała go rozpiska sprzętu jaki wyświetlała informatyczka. Przynajmniej wydawał się ją czytać z wielką uwagą i zainteresowaniem.

- Spokojnie Mayu z tymi droniarzami to taki nasz wewnętrzny żarcik. I Elenio i Johan są wysokimi klasą specjalistami w swoich dziedzinach i zdajemy sobie sprawę, że jeśli Elenio nie dał rady sprowadzić cało drona do bazy to pewnie niewielu by tego dokonało w podobnej sytuacji. - strzelec wyborowy Raptorów wziął na siebie wyjaśnienie nieścisłości. Spojrzał w bok na kapitana a ten skinął twierdząco głową. - A, że są zabawni. - Raptor roześmiał się a kapitan uśmiechnął. - O na pewno. I dobrze bo to na pewno pomocne w utrzymaniu morale. Zwłaszcza jak są razem. Niby błaznują a jakoś wszyscy się przy tym świetnie bawią. Para komediantów. - porucznik wydawał się mieć ciepłe wspomnienia o dwóch kumplach i ciepło i z wyraźną sympatią się o nich wyrażał. Hassel też zerknął na niego i na informatyczkę i znowu pokiwał głową dając wyraz poparcia słowom kumpla.

- Tak. Chyba nie tylko nasza parka komediantów umie w razie potrzeby kierować i naprawiać drony. Coś chyba byśmy mieli na zastępstwo czy drugi zespół. - Sven pomachał palcem na wyświetlaną pozycję latającego drona na liście pokazanej przez Brown 0. - Chyba będziemy musieli zmodyfikować nasz plan. - odezwał się już poważniej patrząc na drugiego Raptora.

- Jeżeli mogę tylko dodać jedną rzecz - Rosjanka wtrąciła się delikatnie, spoglądając na kapitana, potem na Karla i znowu na kapitana - Zapytajmy najpierw Elenio jak się czuje, bo jeżeli jest przytomny… to jemu wpierw obiecałam drona więc będzie bardzo nieuprzejme, gdy dostanie go ktoś inny, podczas gdy on będzie… wpierw spytajmy, proszę. Wiem, że on kierował pająkiem na drodze żeby pomóc Zoe, Hektorowi i Chelsey. Teraz też może chcieć mieć j… ich na oku. O ile dobrze sie czuje… i czy jeśli załatwię sprawę z wozami strażackimi mogłabym prosić o… kilka minut rozmowy z Johanem? - na koniec zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, próbując bez skutku wtopić się w fotel.

Dwaj oficerowi policji popatrzyli na rozmówczynię a potem na siebie nawzajem. Wyglądało jakby porozumiewali się spojrzeniami lub samą mimiką twarzy. W końcu kapitan lekko skinął głową a porucznik odwrócił się w stronę Rosjanki i odezwał się do niej.
- Jasne. Myślę, że to da się zrobić. I z Elenio i z Johanem. Ale na odprawie chciałbym mieć komplet. Zespoły szturmowe tam na dole a ciebie tutaj na górze. Rozumiemy się? - porucznik zgodził się ale postawił swoje warunki.

Odpowiedział mu szeroki uśmiech i sapnięcie ulgi. Rosjanka nie bacząc na powagę sytuacji, wstała i szybko zrobiła dwa kroki żeby objąć go z całej mikrej siły biurwy chowanej za konsoletą komputera.
- Dziękuję! - czynność powtórzyła z drugim oficerem, śmiejąc się wzrokiem i głosem - Tak! Oczywiście. Nie zabiorę mu więcej niż… ile mogę… na ile odciągnąć od obowiązków? Tak, rozumiemy - zaplątała się w słowa, robiąc dwa kroki do tyłu.

Policyjny antyterrorysta roześmiał się przyjmując przytulasa a nawet oddając go. Ten drugi zresztą te wydawał się być rozbawiony tym wybuchem radości i szczerości. Obydwaj jednak potraktowali pytanie Rosjanki całkiem poważnie. Porucznik znowu spojrzał pytająco na kapitana.Ten chyba poczuł się wywołany do odpowiedzi.
- Spróbuj z tymi wozami straży pożarnej. Zrób co możesz. - powiedział zerkając na zegarek. - Nam jeszcze z jakiś kwadrans zabierze poskładanie tego wszystkiego do kupy i wypracowanie wspólnego projektu z sierżant Johnson. Damy ci zresztą znać i Johanowi gdy będzie czas wracać. Ale lepiej nie oddalajcie się poza ten budynek. - podsumował kapitan więc wyglądało, że Rosjance powinno udać się skubnąć parę minut by spotkać się z Johanem gdzieś na dole.

- Tak jest! Jasne! Oczywiście… już patrzę na te wozy, a potem… za waszym pozwoleniem... będę pod komunikatorem - rozpromieniona Brown 0 wróciła na fotel przed konsoletą, wywołując obraz czerwonych aut stojących w cieniu budynku gdzieś na płycie lotniska. Zagryzła wargę, wpinając panel hakera pod system po raz kolejny tego dnia - Sprawdzę, czy uda się z nimi zdalnie połączyć.

Informatyczka siadła za konsoletą ale szybko okazało się, że sprawa nie wygląda prosto. Samochody jak chyba obecnie każdy, dopuszczony do ruchu pojazd w Federacji miały komputery pokładowe które mogły nimi kierować nawet bez żywego kierowcy za kierownicą. Lub samymi pasażerami gdzie rola “kierowcy” ograniczała się do wyboru trasy i ewentualnie prędkości w granicach tej dozwolonej przez przepisy i aktualną sytuację. Gdyby informatyczka była przy tych lub w tych wozach pewnie zapanowałaby nad ich pokładowymi komputerami bez większych trudności. Ale obecnie nie mogła się podpiąć bezpośrednio więc musiała zdać się na sterowanie zdalne. Te zaś przechodziło przez komputer główny tej straży pożarnej a ten mógł pokierować pojazdami przynajmniej na tyle by kazać im wyjechać z garażu. Ale albo był rozwalony, albo wyłączony, albo uszkodzony w inny sposób. Bo nijak nie mogla połączyć się z nim. Wymagało to głębszej naprawy lub ingerencji a taka wymagała czasu. No albo bardziej bezpośredniego podejścia.

- Padł serwer w straży - wbrew powadze sytuacji cieszyła się, chociaż starała się tego nie okazywać. To znaczyło, że nie utknie na najbliższą godzinę przed komputerem i znajdzie okazję aby się wyrwać do Johana - Trzeba zdalnie spróbować go połatać, usunąć uszkodzenia albo spróbować je obejść. Nie moja dziedzina - popatrzyła na parę Raptorów, kręcąc powoli głową na boki - Tu nie chodzi o włam, albo obejście… ale kapral Otten powinien sobie z tym poradzić. Z wieżami sygnałowymi poszło mu znakomicie, ma wprawę. - uśmiechnęła się trochę pogodniej - Naprawi system, a ja sprowadzę maszyny… gdy znajdzie czas oczywiście i będziemy go mogli prosić o pomoc.

- Kapralu?
- kapitan popatrzył pytająco na drugiego operatora sąsiedniej konsoli licząc chyba, że słyszał wystarczająco dużo by był w temacie o jakim rozmawiali.

- Nie mogę niczego obiecać panie kapitanie ale zobaczę co da się zrobić. Zależy co tam się schrzaniło. - odpowiedział spec od łączności odrywając się od przekaźników i monitorów. - No i panie kapitanie przydałoby nam się jakieś wsparcie. Maya ma na głowie całe wsparcie i systemy ochrony a ja całą resztę. Przydałaby nam się chociaż jeszcze jedna osoba ogarnięta w temacie. - kapral skorzystał z okazji i zameldował o problemie.

- Zobaczę co da się zrobić. Spróbujcie na razie sprawdzić co się da zrobić od ręki z tą remizą. - starszy stopniem Raptor odpowiedział przesuwając językiem po wargach. Kapral z FMC pokiwał głową i wrócił do pracy przy konsolecie. - No to leć Mayu. Póki jest chwila oddechu. I pamiętaj o czym rozmawialiśmy. - Hassel wskazał kciukiem na drzwi na klatkę schodową dając znać, że udziela Brown 0 tych paru chwil przepustki zanim na moment zatrzymane tryby wojny znów zaczną mielić krwawe ochłapy.

- Oczywiście, jeszcze raz dziękuję - Rosjanka podniosła się z krzesła, walcząc z pokusą aby puścić się pędem do drzwi i dalej na dół. Dygnęła obu Raptorom, pomachała Ottenowi i z godnością opuściła pomieszczenie. Ledwo zamknęła za sobą drzwi, od razu ustanowiła połączenie z Johanem, skubiąc niecierpliwie wargę.
- Hej… jesteś zajęty? Bardzo ci przeszkadzam? - spytała na wydechu i zaraz dodała - Miałbyś ochotę… się zobaczyć? O ile nie masz nic pilnego… kapitan dał mi parę minut… pozwolił wyjść do ciebie więc gdybyś chciał… to bardzo chętnie… i jeżeli oczywiście chcesz.

- Maya? No cześć. -
przywitał się i ucieszył marine. - Wiesz gdzie jest poczekalnia? To właśnie tam jestem. Automat z kawą działa. Właśnie stoję w kolejcę. Chcesz coś? Wiesz, jest kawa, kakao, cappuccino, jakieś napoje. Właściwie właśnie go zrobiłem to jestem pierwszy. Chłopaki mnie prosili. - powiedział Johan trochę zdając relację z tego co się u niego dzieje a trochę pytając się co się dzieje u dzwoniącej. Ta schodząc po schodach miała na HUD plan tego budynku więc wiedziała, że musi zejść na parter a potem ta poczekalnia była już całkiem niedaleko.

- Chętnie napiłabym się podwójnego espresso… i czekolady - Vinogradova uśmiechała się szeroko, mijając kolejne korytarze aż zaczęła truchtać - Naprawiłeś automat? A co, Elenio się do niego dotknął i zepsuł? Jestem niedaleko, zaraz cię znajdę.

Johan roześmiał się gdy usłyszał wzmiankę o kumplu.
- Nie. Nie tym razem. Podwójne espresso? I czekolada? - Rosjanka miała wrażenie, że teraz czyta albo wstukuje co trzeba w ten automat o którym mówił. Zresztą zobaczyła to na własne oczy ledwie chwilę później. Pomachał do niej gdy tylko weszła do tej poczekalni i rozejrzała się po niej. Stał przy ścianie przyzywając ją gestem. Zajął jakiś jeden ze stolików z ocalałą sofą i na tym stole stały kubki z parującą zawartością.
- Udało ci się wyrwać? - zapytał wyciągając w jej stronę rękę gdy już podeszła w zasięg normalnej rozmowy. - Zajebiście. - ucieszył śmiejąc się i przyciągając ją do siebie.

- Poprosiłam o przerwę żeby cię zobaczyć. Stęskniłam się - Brown 0 bardziej niż chętnie dała się przyciągnąć, jednocześnie obejmując marine z całej siły i całując w policzek na powitanie. Po chwili zmitygowała się, bo doszło do niej że ma gdzieś, czy inni patrzą, albo czy to wypada. Zarzuciła mu ramiona na szyję, całując już z większym zaangażowaniem i werwą te śmiejące się usta.

Marine zdawał się odwzajemniać emocje bo też najpierw chętnie przywitał Mayę ramionami i całusem w usta ale gdy ona się w niego wkleiła on też z nieukrywaną satysfakcją oddał mocno i uścisk i pocałunek. W końcu pociągnął ją na siebie tak, że oboje upadli na tą kanapę przy stoliku. Johan trochę przemodelował ich pozycje tak, że oparł się wygodniej o oparcie sofy wyciągając się na niej a Rosjankę tak trochę wzdłuż siebie, żeby mógł ją swobodnie objąć. - No! Ja też. Fajnie, że jesteś. Wiesz, bałem się, że jak cię góra zawinęła to amba zjadła. - machnął ręką by dać wyraz jak bardzo się cieszy i jak bardzo nie spodziewał się, że zdążą się jeszcze spotkać.
- Aha, a tu masz te espresso i czekoladę. - powiedział zupełnie jakby właśnie przypomniał sobie o kubkach na stole. Teraz akurat czarnowłosa informatyczka miała bliżej do stołu od niego. - Wziąłem sobie bo zrobiłem ten automat. Chłopaki mnie prosili. - powiedział wskazując na automat z napojami jaki stał niedaleko pod tą samą ścianą.

- Bardzo ci dziękuję. Dobrze jest napić się kawy… i czekolady. - Rosjanka ucieszyła się jeszcze bardziej, widząc dwa kubki na stoliku. Przekręciła się aby móc wtulić się w większe ciało i ułożyć głowę na jego piersi - Przerwa… przerwa jest dobra. Dobrze że zrobiłeś ten automat, zdolny z ciebie facet. Myślisz, że będę mogła wziąć po kawie dla Karla, kaprala Ottena i kapitana Hassela? Im też przyda się kawa… ale to za chwilę - objęła go mocniej - Teraz jest idealnie, nie chcę nigdzie iść. Zostańmy tu pare minut, dobrze?

- Jasne skarbie, przecież jestem tu królem automatów do kawy. Możemy wziąć z nich co zechcemy.
- twarz wygolonego marine roześmiała się. Trochę ironicznie, trochę kpiąco wskazując dłonią na stojący niedaleko automat z napojami. W spojrzeniu błyszczały jednak ciepłe, wesołe ogniki - I dobry pomysł. Zostańmy tu jeszcze chwilę. - powiedział opierając głowę o krawędź sofy i dopasowując się jeszcze dokładniej do ciała leżącego częściowo na nim. - Szkoda, że nie jesteśmy tu sami. Można by zdjąć pancerze i w ogóle. - dodał wzdychając lekko i patrząc gdzieś w wysoki sufit nad sobą.

- Zawsze możemy poszukać miejsca, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał - Vinogradova uśmiechnęła się niewinnie, sięgając po omacku po kubek z kawą - To duży obiekt, myślę… że powinno się coś znaleźć. Mam dostęp do planów budynku, więc… jakby co chyba się uda - pocałowała go w policzek, rozglądając się niepewnie na boki. Mało w okolicy mieli Parchów, ale chyba jej obecność nikogo nie mierziła, ani nie powinna narobić Johanowi kłopotów.

- O. Co ty nie powiesz? Taka z ciebie spryciula?
- leżący na sofie Johan zaśmiał się samymi oczami na reakcję kobiety. Przesunął delikatnie palcem po jej policzku przyglądając się jej twarzy. Potem przechylił głowę by spojrzeć w bok na resztę sali i odpoczywających, rozmawiających, jedzących czy czekających mundurowych. - No to wiesz co? Chyba trzeba by skorzystać z tych twoich spryciulskich talentow zanim ta kawa wystygnie. - rzekł i wrócił z łobuzerskim spojrzeniem patrząc na czarnowłosą informatyczkę.

- A o który talent konkretnie chodzi? - Parch udała, że nie rozumie. Wstała powoli, ciągnąc go za sobą ostrożnie żeby nie wylać napojów. Jeszcze tego brakowało, by sie poparzyli. Wystarczającą ilość ran zarobili i jeszcze zarobią od potworów, sami nie musieli dokładać się do ogólnego nieszczęścia - Kapitan Hassel prosił żebym… trochę im pomogła. Na razie przejęłam system obrony i infrastruktury lotniska, mamy też dostęp lokalny do Guardiana. Potem… pewnie poproszę Sarę żeby pomogła mi przejąć go w całości… ale to potem. - uśmiechnęła się szeroko - Teraz będzie mi bardzo miło, jeżeli zgodzisz mi się towarzyszyć prywatnie. Gdzieś… w bardziej ustronnym miejscu.

- O. A to mamy tu takie miejsca? Ciekawe. I masz na nie namiar? Ciekawe.
- marine dał się podnieść do pionu dostosowując się do tempa i rytmu nadanego przez informatyczkę w Obroży. Podniósł swój karabin i zarzucił sobie na ramię nie puszczając drugą dłonią ręki kobiety. - No to prowadź. Zobaczymy jakie w tym ustronnym miejscu masz te talenty. - roześmiał się cicho marine dając się prowadzić z początku za rękę ale szybko zrównał się z Rosjanką idąc obok niej.

Brown 0 odpaliła holo, wyświetlając na niej mapę. Popatrzyła na korytarze i plątaninę pomieszczeń aż pokiwała zadowolona głową. Chyba znalazła coś odpowiedniego. Wzięła Johana za rękę, kierując się w odpowiednią stronę. Wedle mapy była tam restauracja - teraz opustoszała i zamknięta - ważne że miała zaplecze i pomieszczenia socjalne dla pracowników. One również powinny być puste… i mieć zamek w drzwiach. Były też toalety, ale nie wyobrażała sobie siedzenia w kabinie i sączenia kawy przy aromacie chloru i starego moczu.
- Pomyślałam, że gdybyś… miał ochotę i chęć… moglibyśmy… skoro doktor Kozlov usunął blokadę… nie mówię, że mus, to… tylko propozycja. - dukała i zacinała się, ale uśmiechała się do tego speszona tylko w stopniu średnim - Więc jeżeli byś wyraził chęć… na… zastosowanie terapii… tak dla pewności. Żeby… się upewnić. Poza tym… g-gdybyś chciał - podniosła czerwoną jak burak twarz i spojrzała na niego - byłoby mi bardzo miło.

- Aaa… Myślisz by powtórzyć kurację?
- Johan uśmiechnął się a w końcu roześmiał widząc i słysząc co i jak i kto mówi do niego. Mniej wesoło zrobiło się gdy wedle wskazań HUD przeszli na zaplecze terminala. Znacznie mniej zaludnione a przez to bardziej bezludne czyli groźne. Wszystko wydawało się podejrzanie ciche i nieruchome. Na tyle, że Johan zdjął z ramienia karabin i szedł przez kolejne drzwi i korytarze uważnie lustrując teren i oczami i lufą. Znaleźli jednak i kuchnie, i restaurację i jakieś biuro. Najbardziej przytulne wydawało się te biuro. Miało jakieś wejście do sali konferencyjnej, pomniejszą salę z nieśmiertelnymi przegródkami, w końcu chyba pokój sekretarki i samo gabinet jakiegoś kierownika. Jakiego nie dało się z uszkodzonej tabliczki odczytać. Tak w pomieszczeniu sekretarki jak i gabinecie jej szefa stały sofy które wydawały się zachowane całkiem nieźle.

- Dobra, może być. - Johan trochę się rozluźnił gdy skończył lustrować obydwa pomieszczenia. Wrócił do drzwi i zamknął drzwi odgradzając pokój sekretarki od reszty terminala.

W biurze panował bałagan. Leżały porozrzucane rzeczy które pierwotnie były pewnie na półkach lub szufladach, walały się rozsypane holo do komunikacji sieciowej, jakieś krzesło było przewrócone ale więc jak na zwykły standard panował tu bałagan niesamowity. Ale jak na taką scenerię jaka panowała na lotnisku i w reszcie miasta czy nawet księżyca to było tu dość porządnie a nawet przytulnie. Głosy ludzi czy silniki pojazdów prawie tu nie docierały. Więc pewnie i dźwięki z tego pomieszczenia docierałyby podobnie w drugą stronę.
- To ten. Przypomnij mi od czego się zaczynała ta kuracja? - Mahler położył karabin na biurku i podszedł spokojnie do Mayi. Odsunął z twarzy jej czarne włosy i pocałował ją w usta. Z początku grzecznie, delikatnie, czule jak na przywitanie. Odsunął się nieco posyłając jej rozbawione spojrzenie. - Chyba jakoś tak to szło no nie? - zapytał ironicznym głosem.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline