12-02-2018, 00:15 | #251 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
12-02-2018, 00:17 | #252 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
12-02-2018, 01:24 | #253 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Cholerny kaktus - ten zwrot zamieszkał w słowniku Nash, przewijając się z częstotliwością karabinu maszynowego przez rudą głowę i za żadne skarby świata nie dało się go pozbyć. Wychodził niespodziewanie, nawet wtedy, gdy upierdliwy trep zostawał daleko poza najbliższym otoczeniem saper… przynajmniej tak się jej wydawało, a tu taki psikus. Miała wrażenie, że gdzie się nie obróci, tam w ciemnym kącie dojrzy wyszczerzona bezczelnie gębę i te świńskie oczka, świecące niewypowiedzianą uciechą z… sama nie wiedziała czego. Co od niej chciał? Po kiego diabła pilnował dronem, w końcu był ranny. Mógł oddać panel i opiekę nad Blackami komukolwiek… ale nie, to byłoby za proste, za… kurwa mać. Nash miała ochotę go udusić za wprowadzanie zamętu w i tak skołowanej czaszce. Popatrzyła na Mahlera - herolda niespodziewanych wieści, rozkładając przy tym ramiona w geście parodiującym czystą bezradność. Robiła co musiała, nie myślała o sprzęcie, tylko aby doprowadzić ludzi do bezpiecznego celu. Spalenie gnid napalmem uznała za optymalne rozwiązanie, a że ucierpiała maszyna żołnierzy?
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
12-02-2018, 01:24 | #254 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Niestety nic w życiu nie mogło iść tak prosto, jakby to sobie naiwna ludzka dusza wydumała. Zamiast oddać pojemnik, Parch z szerokim, wrednym uśmiechem nadstawiła go nad klatkę piersiową. Patrząc trepowi w oczy nacisnęła guzik czując jak zimna, lepka ciecz spływa jej na skórę między piersiami. Zmrużyła ślepia i zamruczała głucho kończąc ruch na zachęcającym kiwnięciu placem.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena Ostatnio edytowane przez Zombianna : 12-02-2018 o 01:33. |
19-02-2018, 05:48 | #255 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 41 - Kościół (36:30) “- A jemu co się przydarzyło? - To Kulas. Ten który przeżył. Przyjrzyj mu się dobrze nowy. Przyjrzyj mu się dobrze i zadaj sam sobie pytanie, czy warto tutaj żyć na tyle długo, żeby skończyć tak, jak on.” - “Szczury Blasku” s.18 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; droga gruntowa od kolejki magnetycznej; 1270 m do CH Black 3 Czas: dzień 1; g 36:30; 90 + 60 min do CH Black 3 Black 2, 7 i 8 No to ruszyli. Każde z nich mogło zostawić za plecami nie tylko bryły postrzelanych budynków i wojskowy, zorganizowany chaos przygotowań ale i wspomnienia z ostatnich minut i kwadransów. Jak na warunki tej pierwszej parchatej misji to mieli tutaj całkiem długą przerwę. Black 8 pożegnała się z latynoskim droniarzem którego paramedyczka wreszcie zabrała na oględziny tej jego nogi. Niespodziewanie dla złotookiej saper w słuchawce zanim jeszcze wyjechali z lotniska usłyszała głos Herzog. - Faktycznie niewiele mogę tutaj zrobić poza naszpikowaniem go painkillerami, oczyszczeniem ran i założeniem opatrunków. On potrzebuje prawdziwej operacji, szpitala i lekarza. A nie paramedyka z jednym skalpelem, szczypczykami i paroma pigułami. - głos blondynki wydawał się być znużony i zmęczony, nawet przygnębiony. - Ma tutaj sieczkę z tej nogi. Im później ktoś ją poskłada tym ma większe szanse na długotrwałe powikłania. Dałam mu painkillery i wypuściłam. Właściwie nie wiem czemu ci to mówię. W każdym razie jest jak mówię. Powodzenia tam na górze. Ja wracam do następnych pacjentów. - po tej zmęczonej relacji ze stanu potrzaskanego kaprala paramedyczka rozłączyła się. Black 2 też miała co wspominać. Jak na tak sławną i rozpoznawalną w mediach twarz ta reporterka IGN okazała się całkiem sympatyczną dziewczyną. A z manewrami damskiego duetu pod jednym prysznicem też radziła sobie znakomicie. Pomogła piromance wyczyścić każdy kawałek jej smukłego latynoskiego ciała a nawet by dać gwarancję tej kompleksowej jakości sprawdziła osobiście także na smak wykorzystując ochoczo swoje usta i język. Zupełnie jakby wcale nie była gwiazdą mass mediów. Nie była też egoistką i sama też ochoczo i wdzięcznie pozwoliła poddać się zabiegom Black 2. - Oh musimy się jeszcze w końcu umówić na tego drinka. I najlepiej nie samego drinka. - powiedziała brunetka z mokrymi włosami z kuszącym rozleniwieniem. Owijała się nieśpiesznie ręcznikiem i pocałowała na dowidzenia Latynoskę i wyszła z pryszniców zostawiając pole manewru dla pary Blacków po obydwu stronach tej samej ściany. Potem był trzask, huk i zaskoczone krzyki gdy ubrani, na w pół ubrani i w ogóle nie ubrani mundurowi w pierwszej chwili zapewne sądzili, że to jakiś atak xenos. Ale gdy kurz opadł, gdy xenos się nie pojawiały, gdy pancerny golem jaki rozwalił ścianę zaczął zdejmować z siebie ten pancerz, gdy wewnątrz pojawili się żandarmi domagając sie wyjaśnień i jeszcze wskoczyła gdzieś w to wszystko golusieńka i rozochocona dziewczyna z Obrożą zrobił się chaos. Chaos robił się groźny gdy jeden z żandarmów użył swoich uprawnień aby spacyfikować Black 7. Ten już częściowo rozebrany upadł na kolana gdy Obroża poraziła go prądem częsciowo paraliżując. Zrobiło się zamieszczanie w które wdarł się mocny, kobiecy głos domagający się wyjaśnień. - Kapralu co tu się dzieje? - zapytała ostro jakaś blondynka z ciężką bronią i ciężkim poplamionym żółtą i czerwoną krwią pancerzu do jakich przylepił się wszelki syf od liści po grudy ziemi, kamyki i małe gałązki. Zapytany żandarm zdał relację jak to Black 7 rozwalił ścianę i nie chciał się podporządkować rozkazom. Blondynka ogarnęła jego raport a potem scenę za jego plecami. Rozwaloną ścianę, ściekającą wodą, ludzi w każdym poziomie ubrania lub rozebrania, nagą Latynoskę i w końcu machnęła ręką. - No to już oberwał. Dajcie spokój kapralu, przecież nie zamurujemy teraz tej ściany a innych pryszniców w bezpiecznej strefie o ile wiem nie ma. - blondynka odpowiedziała a w końcu podeszła do szatni gdzie zostawiła swoją ciężką broń a potem zaczęła zdejmować z siebie pancerz i resztę. Mimo, że przecież była w męskiej części. - A ty jak narozwalałeś to posprzątaj to. Pozbądź się tego gruzu. I nie rozwalaj więcej dla zabawy. - wskazała odpowiednio na Black 7, rozwalone resztki ściany i na wyjście z pomieszczenia. Latynos skinął łysą głową i uwinął się z pancernymi ramionami na dwa czy trzy kursy. W tym czasie blondynka też zdążyła się rozebrać i wejść pod jeden z męskich pryszniców. A Black 2 znowu udało się rozgrzać atmosferę. Blondynka też była w tym niezła. - I co? Tylu was tu jest i sama mam sobie myć plecy? - odwróciła się nieco prowokująco bo choć weszła do jednej z kabin to nie zasunęła zasłony więc było ją widać całkowicie od zmoczonych blond włosów po zanurzone w wodzie stopy. Znowu zrobiło się jakoś tak wesoło i sympatycznie, że każda z kobiet choć były w zdecydowanej mniejszości to znalazła się w centrum męskiego zainteresowania. Na tyle, że gdy już i wujaszek wrócił i musieli zrywać się na umówioną zbiórkę to byli całkiem sympatycznie żegnani przez chyba wszystkich uczestników tych koedukacyjnych pryszniców. Ale to było dawno. Gdzie i kiedy indziej. Jakieś minuty i kwadranse temu. Teraz byli tutaj. Na tej czarnej, zabłoconej i zakrwawionej ciężarówce którą wieki temu Black 2 zdołała naprawić i przyjechali na most wciąż utrzymywany przez grupkę rozbitków z Falconów a potem dotarli na lotnisko. Po ciężarówce wciąż było widać te ślady tamtych wydarzeń. Błoto, glina, kamyki, ślady rąk i butów odciśnięte na tej żółtej, czerwonej i brunatnej warstwie. Na te kilka zaledwie osób co teraz jechali to paka ciężarówki wydawała się niesamowicie obszerna. Nawet Black 7 miał dla siebie mnóstwo miejsca. Z drugiej strony dobitnie to podkreślało jak bardzo pusta jest ta skrzynia ciężarówki na którym w drodze na lotnisko zmieściły się pewnie z tuzin albo dwa ludzi. Początek był całkiem niezły. Korzystając z zapasu miejsca bordowowłosa sierżant Everett rozpędziła ten ciężki pojazd do całkiem przyzwoitej prędkości. Gdy minęli rozwaloną bramę wybiegło co prawda parę sztuk drobnych xenos ale broń pokładowa dronu i bramowej wieżyczki bez trudu się z nimi uporały. Potem musieli zwolnić do zjazdu na drogę główną a następnie wedle mapy był tam najdłuższy kawałek mniej więcej prostej która jednak łagodnymi i długimi łukami jednak esowała po mapie i tak samo przez stoki krateru. Na niebie widać było latadełka. Dwie pary ciężkich ale smukłych pionolotów szturmowych. Latały gdzieś pewnie na wysokości kilometra może powyżej krawędzi krateru a może nie. Para Boltów. A nad nimi, poza zielonkawym niebiem sterraformowanego powietrza kolejna para. Ale to już para Hornetów czyli myśliwców wielozadaniowych obecnie uzbrojonych pod wsparcie operacji naziemnych. To właśnie one urządziły te piekło na ziemi gdy sytuacja w dżungli wokół ciężarówki jaką obecnie jechali zrobiła się dramatyczna. Sam ich widok i obecność sprawiał, że ludziom na ziemi jakoś dodawał otuchy nawet gdy tylko krążyły tam leniwie nie robiąc nic specjalnego. Świadomość, że w każdej chwili mogą spaść na ofiarę i rozerwać ją ogniem i ołowiem wszelakim jaki miały na pokładzie dodawał otuchy. Tam też zaczęły się pierwsze schody. Jeszcze łagodne. Droga była zryta przez leje po bombardowaniu więc choć sama w sobie dość łagodna sierżant za kierownicą by utrzymać prędkość musiała nieźle bujać się po tej drodze a czasem i poboczu. Udawała jej się ta sztuka więc xenos choć szybkie jednak miały trudności z dogonieniem uciekającej ciężarówki. Sama trójka Blacków na pace miała zaś trudności ze zwykłym utrzymaniem się w pionie nie mówiąc o celnym strzelaniu. Na szczęście mieli dron na dachu kabiny kierowany wprawną, latynoską ręką a ciężarówka też potrafiła zmiażdżyć czy żywego czy martwego xenosa. Najgroźniejsze były te nadbiegające znad przeciwka lub wyskakujące z pobocza tuż przed pojazdem bo te miały szanse by przez moment doskoczyć na pojazd. Jednak i kierowca i droniarz radzili sobie z większością tego rodzaju zagrożeń te kilka wypadków gdy było inaczej skazańcy poradzili sobie na tyle wcześnie by nie dopuścić żadnego stwora na pokład. Stromość zaczęła się gdy trzeba było zjechać z drogi głównej na tą prowadzącą na most i dalej do kościoła. Przy ostrym zakręcie ciężarówka musiała zwolnić. Nie znaczy, że prowadząca sierżant wjechała w niego wolno. Sześciokołowcem zgryztnęło i przechyliło na zewnętrzną strone wirażu. A wraz z nim na burtę poleciała trójka Parchów na skrzyni ładunkowej. Pojazd zjechał przez moment na pobocze taranując jakiś znak podskakując na krawężniki i zahaczając o jakąś osobówke którą odrzuciłow bok w starciu z wielokrotnie przeważającą masą i prędkością większego wozu. Niemniej ciężarówka to nie wyścigówka zanim odrobiła utraconą prędkość xenos już były przy niej. I te które dotąd ją ścigały i te nowe wyskakujące z obydwu stron bardzo tutaj bliskich ścian dżungli. Robiło się niebezpiecznie. Xenos zaczynały wskakiwać i dostawać się na pokład wozu. Każdy Parch jaki próbował z nimi walczyć nie mógł słać ognia, ołowiu i granatów w stronę tych za burtą. Dron na dachu pracował na pełnych obrotach strzelając raz za razem i masakrując drobne ciałka które rozbryzgiwały się po trafieniu ciężkimi, wojskowymi pociskami. Podobnie przy okazji ciężka broń drona masakrowała gałęzie, ściany czy szyby mijanych drzew, domów i nieruchomych pojazdów. Mimo to udało im sie wjechać na most choć walka ze stworami toczyła się na najbliższy już dystans. A lada chwila musieli się zatrzymać bo widać już było wieżę kościoła na drugim brzegu. Parchy usłyszeli jak porucznik zamawia wsparcie lotnicze. A potem było jeszcze gorzej. Rozpędzony sześciokołowiec wyjechał zza ostatniego łuku już po drugiej stronie rzeki i okazało się, że na drodze i parkingu są kolejne części hordy kreatur. Dron kosił je ogniem zaporowym ale w tak krótkim czasie nie był w stanie powstrzymać ich wszystkich. Z ruin zmasakrowanej dżungli wyskakiwały wciąż kolejne stwory tak samo jak za rufą ciężarówki te które dotąd ścigały ją od zjazdu z głównej drogi. - Wjeżdżaj do środka! - krzyknął porucznik gdy widocznie też zorientował się w sytuacji. Sierżant bez słowa wykonała polecenie. Przekierowała ciężkiego sześciokołowca na kurs kolizyjny z budynkiem. Rozpędzona maszyna kierowała się przez parking bez trudu zbijając stojącą na drodze zaparkowany samochód i posyłając go gdzieś w bok. Jeden trzask i drzwi razem z przedsionkiem i kawałkiem ściany nie oparły się mocy rozpędzonego wozu. Pojazd wbił się do środka i dopiero tam zgrzytnęły hamulce. Ale ciężarówka to nie była wyścigówka. Wyhamowanie takiej masy było równie wdzięczne i łatwe jak rozpędzenie jej. Hamujący wóz miażdżył więc kolejne rzędy kościelnych ław, gruchocząc wszystko na swej drodze gdzie syk hamulców zlewał się z piskami rozgniatanych xenos, i pękającym plastikiem umiejętnie udającym naturalne, ciemne i stare drewno. W jednej chwili znaleźli się ze świata południowego światła w świecie świątynnego półmroku. Co dziwne w większości okien nadal widać było klasyczne witraże. I coś jeszcze. - Co to kurwa jest? - zapytał Black 7 trzymając w ręku coś co wyglądało na urwany kawałek liny który jakoś znalazł się przy nim gdy ciężarówka znalazła się prawie przy samym ołtarzu gdzie wreszcie się zatrzymała. Za nimi pozostawał wyraźnie widoczny ślad zniszczeń w zmiażdżonych ławach, jakimś ciałem rozjechanego xenosa i… No te liny. Liany? Wewnątrz świątyni kłębiły się jakieś coś co ogólnie przypominało jakieś zdziczałe rośliny w jakieś opuszczonej szklarni. Tylko tutaj był półmrok więc słabo było ze światłem. - Zostaw to! My pilnujemy ciężarówki wy lećcie po tych cywili. Maya! Nakieruj ich! - porucznik wysiadł z kabiny z karabinkiem w dłoniach. Widocznie zrezygnował ze swojego karabinu wyborowego na rzecz bardziej uniwersalnej broni na krótkie i średnie dystanse. Wcześniej Mayi udało się ustalić, że ten Charles z resztą są gdzieś w wieży. Były dwie i na szczęscie były po stronie ołtarza więc mieli niedaleko. Oficer Policji, sierżant Armii i dron z cieżką bronią szykowali się do obrony ich jedynego środka transportu jaki dawał nadzieję, że ich stąd zabierze. Parchom pozostało odnaleźć i zabrać tych cywili jakich na linii chyba miała Brown 0. W wyrwanym przejściu pojawiły się pierwsze kształty xenos. Dron otworzył ogień masakrując większość z nich. Gliniarz cisnął w tamtą stronę granat i wyrwa stanęła w płomieniach. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 170 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 36:30; 120 + 60 min do CH Brown 4 Brown 0 Było ich za mało. I mieli zbyt dużo zadań. W zbyt krótkim czasie. Czarnowłosa informatyczka siedząc za konsoletą sterującą na wieży kontrolnej czuła to aż nadto dobitnie. Potrzebowali więcej ludzi. Tutaj na wieży do obsługi szykujących się do akcji zespołów, do utrzymywania łączności z lataczami krążącymi nad lotniskiem, do rozmów z orbitą i kosmoportem odległym na drugim krańcu krateru w jakim koncentrowała się ludzka cywilizacja na Yellow 14. Potrzebowali więcej ludzi do obsadzenia tak dużego obiektu jak lotnisko, więcej ludzi do uzupełniania zapasów z parchowych kapsuł, więcej ludzi do sprawdzenia obiektów, więcej do pilnowania samej wieży i szpitala w jej schronie. Tych kilkudziesięciu ludzi którzy gdy wysypywali się z pół godziny temu z ciężarówek i furgonetek wydawało się całkiem sporą grupą. A teraz wydawali się być pochłonięci w przez teren i zadania do jakich zostali rozdysponowani. Z tym problem zmierzyli się jeszcze kapitan i porucznik antyterrorystycznej jednostki lokalnej Policji a gdy odeszli spadło to na ich trójkę. Na blondwłosą sierżant, kaprala łączności i parchową informatyczkę. Zadań mieli aż za dużo. Konsolety czasem świeciły uszkodzeniami i ciemnymi ekranami od jakiś awarii i uszkodzeń ale większość działała poprawnie. I te zalewały trójkę ludzi masą danych od czujników, kamer, systemów i ludzi znajdujących się wszędzie od strażników na dole, po dowódców odpraw aż po tych na skraju perymetrów obrony, pilotów krążących nad głowami maszyn a nawet koordynatorów na orbicie czy w kosmoporcie. Srg. Johnson więc by jakoś to spróbować ogarnąć ten zalew informacji podzieliła ich małą grupkę przydzielając im różne zadania. Na kaprala Ottena spadła komunikacja ze światem zewnętrznym i pilotami latadełek. Ona sama zabrała się za koordynowanie działań grup skoncentrowanych na lotnisku. Zwłaszcza ci dowodzeni przez kpt. Hassela którzy mieli sprawdzić i jeśli trzeba oczyścić budynki straży pożarnej i magazynu z amunicją do wieżyczek wymagali uwagi. Najpierw mieli zająć się budynkiem straży bo z analizy danych wydawał się łatwiejszy do sprawdzenia. Był bliżej i była nadzieja na zdobycie jakiś pojazdów. Potem mieli sprawdzić ten magazyn amunicji. Właśnie tam trafił Johan. W końcu jako spec od naprawy miał za zadanie sprawdzić stan pojazdów i jeśli trzeba postawić je na nogi. Na Brown 0 zaś spadło zadanie zajęciem się koordynacją samych wieżyczek oraz grupki Black dowodzonej przez porucznika Hollyarda. Nikt tego nie mówił głośno ale wiadomo było, że po opuszczeniu lotniska zostaną zdani na siebie. Grupki na lotnisku miały chociaż nadzieję, że pośpieszą im jakieś inne grupki i może zdążą w realnym czasie by ich wesprzeć. Przy trasie biegnącej około 1 - 1.5 km od lotniska wśród przenicowanego bombami terenu dżungli i ze zdewastowaną drogą wszelkie wsparcie czy akcje ratunkowe stawały pod bardzo dużym znakiem zapytania. No i był jeszcze balansujący na krawędzi histerii Charles. Początek był niezły. Bordowowłosa sierżant za kierownicą rozpędziła ciężarówkę do przyzwoitej jak na tak duży pojazd prędkości. Dzięki temu gdy mijali i tak rozwaloną bramę wjazdową na lotnisko to mijali ją całkiem prędko. Xenos też wydawały się ospałe. Ten jeden czy dwa co wybiegło z dżungli w kierunku uciekającego im wozu bez problemu były rozstrzelane przez ocalałą wieżyczkę jaka była przy tej bramie. Potem na swoich kamerach Brown 0 widziała jeszcze jak tył ciężarówki zwalnia gdy brał zakręt w lewo i w końcu znika za rogiem dżungli. Potem denerwującą chwilę nie wiedziała co tam się dzieje. Pojazd poruszał się drogą w martwym polu widzenia ocalałych kamer. Gdy kamery z lotniska już go nie łapały a te zhakowane z Guardiana przez hakerkę jeszcze ich nie łapały. Za to łapały ruch na drodze. Nagle niemrawe i biernie poruszające się tu i tam małe xenosy nabrały werwy. I ruszyły sprintem w kierunku drogi. Wreszcie na pierwszej ocalałej kamerze pojawiła się rozpędzona ciężarówka. Wyjechała zza dość łagodnego zakrętu ale kierowca musiała i tak slalomować między kraterami pozostawionymi przez bombardowanie. Czasem rozpędzona ciężarówka rozgniatała jakieś ciało xenosa. Martwe lub żywe. Małe xenosy były szybkie. Ale póki ciężarówka była na pełnych obrotach i na względnie prostej drodze to jednak miały trudności by dotrzymać jej pola. Ciężarówka strzelała z rozłożonego na dachu kabiny drona sterowanego przez kaprala Patinio gdzieś z trzewi szpitala polowego w schronie pod lotniskiem. Strzelała grupka Blacków. I na razie udawało im się utrzymać xenos na dystans. Ale te nadal pojawiały się pojedynczo, w parach lub po kilka sztuk. I jak żywe stado myśliwych podążało za uciekającą zdobyczą czekając na jej potknięcie. A potknięcie musiało nastąpić. Brown 0 widziała, całkiem ostry zakręt czy raczej zjazd z głównej drogi na tą prowadzącą w stronę mostu. Tam ciężarówka tak samo jak przy lotnisku musiała zwolnić by skręcić. Widoczny ogień z drona i z paki obsadzonej przez Parchów zdecydowanie stężał tak samo jak ilość celów jakie nagle skumulowały się gdy tylko ciężarówka straciła impet. Dawali radę. Ale dawało pojęcie co czeka kogoś kto będzie w miejscu lub po prostu będzie wolniejszy o drobnych lecz bardzo szybkich kreatur. Ciężarówce udało się znowu rozpędzić i znowu odstęp od większości xenos się zwiększał. Ale droga na most była węższa, widocznie mniej uczęszczana i odstępy od dżungli dającej schronienie obcym kreaturom był mniejszy. Więc czas na reakcję ludzi i drona był też odpowiednio mniejszy. Jakiemuś udało się wskoczyć na pakę ciężarówki. Olbrzym w pancerzu wspomaganym go zgniótł. Ale wskoczył następny a potem kolejny. Inny wylądował na dachu kabiny tuż obok strzelającego w przeciwną drona. Kilka uczepiło się burt i bocznych drzwi, nawet przedniej szyby gdzie próbowały się utrzymać i dostać do środka. - Baza! Tu RM1! Jesteśmy na moście! Dajcie nam wsparcie lotnicze! Potrzebujemy wsparcia! Czekamy przy kościele! - Maya usłyszała w słuchawkach zdenerwowany głos porucznika z atakowanej ciężarówki. Pojazd jak magnes opiłki żelaza zdawał się wyciągać kreatury dotąd pochowane po jakiś zakamarkach dżungli i mijanych budynkach. Sześciokołowa ciężarówka przejeżdżała właśnie przez most i wychodziła na ostatni łuk przed kościołem. Gliniarz użył nazwy kodowej jaką oznaczyli tą misję. RM - Rescue Mission. No i 1 bo innej przecież nie było. Maya obserwowała jak na drogę i parking przed, za i wokół ciężarówki wybiega coraz więcej xenos. W większości tych małych jacy mundurowi nazywali szeregowcami. Drobnica na jedno porządne uderzenie czy trafienie. Ale było pełno tej drobnicy. Załoga rozpędzonego pojazdu też musiała to dostrzec bo pojazd skierował się w stronę kościoła. Wprost na drzwi główne i nie wyglądało by miał ochotę się zatrzymać przed wejściem. Charles też chyba musiał to usłyszeć bo zaczął trochę jakby się prosić, modlić, jęczeć i cieszyć jednocześnie. - To oni?! Przybyli?! Niech nas uratują! Niech nas stąd zabiorą! Nie zostawiajcie nas! - mężczyzna który musiał zdawać sobie sprawę jak bardzo ratunek jest bliski wydawał się być od tej presji na skraju załamania nerwowego.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-02-2018, 22:55 | #256 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
27-02-2018, 23:08 | #257 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
01-03-2018, 07:00 | #258 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 42 - Piwnice i rozmowy (36:35) “Właśnie dlatego Armia Federalna postanowiła wysłać tutaj nas, zamiast swoich bezcennych chłopców z plakatu”- “Szczury Blasku” s.22 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 170 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 36:35; 85 + 60 min do CH Brown 4 Brown 0 - Dobrze, zrób to. - srg. Johnson zgodziła się na propozycje Rosjanki. Czarnowłosej informatyczce chwilę zajęło sprowadzenie Sary z jej usztywnioną nogą po tych wszystkich piętrach wieży do stanowiska dowodzenia. Ale utykająca blondynka w końcu się zjawiła. W tym czasie Vinogradova miała okazję obserwować całą masę ekranów rozstawionych na tym stanowisku dowodzenia. Z nich wychodziło, że RM1 rozdzieliła się. Por. Hollyard i srg. Everett zostali na parterze przy ciężarówce. Black 7 też na parterze ale przebywał w bocznej wieży. A dziewczyny też pikały na planie budynku w wieży ale już w piwnicy. Nad tym wszystkim uspokajająco krążyła para Boltów gotowa do kolejnej interwencji na korzyść jednostek naziemnych. W bazie lotniczej straży pożarnej też widać było grupkę pracujących mundurowych. Z ekranu dobiegały krótkie strzały. Ale widocznie strzelali pojedynczy żołnierze. - Zwęszyły nas. - powiedział któryś z nich chyba raczej pro forma. Xenos próbowały ich dorwać ale po jednym czy dwie sztuki tych “szeregowych” na razie nie miały szans sprostać wyszkolonym tripletom które do nich prażyły. Więc sytuacja choć wymagała użycia siły to wydawała się pod kontrolą. - Tu Niebieski 1, dwie fury, ciężarówka i pickup są w porządku, drugą ciężarówkę chyba uda mi się postawić na nogi w ciągu paru minut. - nazwę kodową miał Niebieski 1 ale informatyczka rozpoznała głos Johana. Mówił skupionym głosem i sądząc po tym co pokazywała kamera z garażu to grzebał coś przy panelu kontrolnym pojazdu to wracał do silnika i też coś tam gmerał. - Zrozumiałam Niebieski 1, rób dalej swoje. Biały 1, przygotujcie sprawne wozy do drogi, zapakujcie co się da by potem nie zwłóczyć. - srg. Johnson poleciła grupce operującej w opuszczonym i zdewastowanym budynku widocznym nawet z okien wieży. Biały 1 potwierdził polecenie i na ekranie z garażu faktycznie zaczął się ruch gdy żołnierze, policjanci i marines zaczęli przeszukiwać półki i regały, któryś usiadł za kierownicą, inni zabrali się za otwieranie głównych drzwi do garażu by pojazdy mogły wyjechać na płyty lotniska. Tylko ci na obrzeżach garażu dalej trwali na swoich pozycjach. Gdzieś na ten moment przybyła Sara i po krótkim wprowadzeniu jaki jest podział ról blondynka pokiwała głową na znak zrozumienia. - Ojej, ale tam jest Karl… - powiedziała cicho gdy widocznie rozpoznała skład grupy RM1. - Ej, ślicznotko! Ja też tam jestem! - nie omieszkał w słuchawce przypomnieć o swoim istnieniu Patinio. Bezpośredniość uwagi sprawiła, że Sara roześmiała się cicho co pomogło jej przezwyciężyć widoczną tremę. Wreszcie Rosjanka mogła zbiec po schodach na dół. A na dole miała znowu dwie opcje do wyboru: terenówka czy pancerka? Nie mogła się rozdwoić a nie wiedziała ile czasu będzie miała na te negocjacje. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; droga gruntowa od kolejki magnetycznej; 1270 m do CH Black 3 Czas: dzień 1; g 36:35; 85 + 60 min do CH Black 3 Black 2, 7 i 8 Czas jakby zwolnił. A metrów i kroków choć pokonywały kolejne zdawało się przybywać. Im schodziły niżej tym wyglądało to mniej ciekawie. Pierwotne instynkty pociły dłonie i jeżyły włoski na karku spodziewając się niebezpieczeństwa. Zapalały żółte światło aby go uniknąć. W głębi prawie nie docierało już światło tego tropikalnego dnia więc było praktycznie ciemno. Zostawało oświetlenie taktyczne w broni. Ciemność wydawała się pochłaniać mocny ale dość wąski strumień światła latarek. Idąca na przedzie Black 8 widziała coraz gęściejsze kłębowisko tych lian czy co to to było. Black 2 też ale do tego jeszcze miała przed sobą plecy rudzielca. Te dziwne rośliny pulsowały a, że było ich coraz gęściej coraz trudniej było dać kolejny krok na właściwe schody czy podłogę by nie stawać na te kłącza. Poruszanie się po tak zarośniętych schodach robiło się trudne. Bieg w takim gąszczu, jedynie przy świetle latarki musiałby być nie lada wyzwaniem. Kłącza porastały też ściany i sufit klatki schodowej. W przeciwieństwie do ziemskich kłącz te leniwie pulsowały jakby coś wewnątrz się przelewało leniwym tempem. Z góry doszedł ich pojedynczy triplet, i zaraz kolejny. Potem znowu wszystko ucichło. Jednak do piwnicy klatki schodowej dostały się bez przeszkód. Dół w powitał ich zarośniętą tabliczką “DO SCHRONU” który był zaznaczony na tym samym poziomie przesłanej mapy co reszta piwnicy. Światło latarek zdradziło, że drzwi do schronu są i zamknięte i zarośnięte zielskiem. Zresztą sygnał z namierzonego holu pochodził z przeciwnej części piwnic kościoła. Tam prowadziły drzwi do niewielkiego przedsionka. Próg i drzwi były zarośnięte tak bardzo, że drzwiami dało się trochę poruszyć ale nie było szans ich zamknąć bez oczyszczenia go z tych lian. Liany jedne były cienkie jak palec, inne jak ramię. I było ich tutaj naprawdę sporo. Właściwie by wejść w głąb piwnicy trzeba było już po nich prawie non stop iść. Gdy się je nadepnęło uginały się pod ciężarem i trochę przeciekały jakimś sokiem który lepił się sądząc po tym jak się to rozdeptane coś ciągnęło nitkami za butami dającymi kolejny krok. W przedsionku obydwa Parchy znalazły pierwszą, sensowną oznakę cywilizacji. Migała się małym, świecącym czerwienią i żółcią ekranem który przykuwał uwagę jako jedyny świecący przedmiot w tych ciemnościach. Ekran generatora. Jak się zorientowała Black 2 generator był uszkodzony ale chyba nie tak na amen jakby poświęcić mu trochę czasu, uwagi i narzędzi z magicznego pudełka jakie miała na ramieniu. Z tego niezbyt dużego pomieszczenia prowadziły kolejne, zarośnięte kłączami drzwi. Te wedle planu budynku przesłanego przez Brown 0 powinny prowadzić do tej największej części która była oznaczona jako “PIWNICA”. Tutaj kłączy już była cała masa. Trzeszczały nawet w progu i całe pomieszczenie wyglądało jak by było ozwojowane jakimiś drutami, które ktoś tu nawrzucał, poprzyczepiał do ścian i sufitu, wywalił ile się da na podłogę. Piętro wyżej słychać było potężne dudnienie kroków ciężkiego pancerza wspomaganego. Black 7 przechodził gdzieś ale nie spieszyło mu się. Niedaleko znów odezwał się wojskowy triplet wsparty krótką serią z drona zamontowanego na ciężarówce. I znów cisza. W przejściu obydwie kobiety miały okazję poświęcić i przyjrzeć się temu co tam było. I właściwie to co to było? Na samym środku to chyba powinny być słupy. Takie filary. No i chyba nadal były. W każdym razie dało się dostrzec w świetle latarek kilka pionowych kształtów ciągnących się od zarośniętej podłogi po równie zarośnięty sufit. Nawet nie to, że same filary też były zarośnięte i miażdżone tym żywym uściskiem tego dziwnego zielska. Tylko tam dalej, w głębi piwnicy… Tam coś było… Wyglądało jak jakieś spore, obłe kształty. Gdzieś pewnie o pół człowieka wyższe od człowieka. Na wysokość to pewnie jak Ortega w swoim pancerzu. Tylko taki, pękaty, kroplowaty kształt jak jakiegoś gigantycznego pąku albo cebuli. Z kilka, z pół tuzina, może więcej. Ciężko było powiedzieć bo latarki z tych kilkunastu, kroków wyławiały tyle te kilka najbliższych. Zaczynały się gdzieś w połowie piwnicy i ciągnęły do końca albo prawie. Tam tych lian było chyba najwięcej, zwłaszcza przy ziemi były chyba grubsze niż tors człowieka i przywodziły na myśl korzenie ziemskich drzew. Przy ścianie po prawej latarki wyłowiły jakieś biurka. Na nich przenośne holoekrany razem z komputerami. Przewrócone krzesła, stojaki z lampami roboczymi zwykle używanymi przy budowach lub remontach, była nawet przenośna antena do komunikacji satelitarnej. Wszystko to było jednak wyraźnie opuszczone, ciche, martwe i zarośnięte przez te kłącza. Nie wiadomo czy przez te liany, brak prądu, jeszcze coś innego czy po prostu były rozwalone. Z lewej strony za to były zagubione w lianach jakieś płachty i stojaki. Może namiot, może jakieś kotary. Światło ładnie się odbijały w jakich szklanych baniakach wielkości sporego wiadra. Jedne leżały przewrócone, inne były rozbite. Gdzieś obok stał jakiś nieduży regał z szufladami też raczej kojarzący się z jakimś biurem niż kościołem. Na ziemi, wśród tych korzeni i lian dało się zauważyć też całkiem już swojski obrazek. Łuski, i żółte i czerwone zacieki. Natomiast tak z progu nigdzie nie było widać, żadnych ludzi. A namiar na holo nie był aż tak dokładny aby podać lokalizację co do metra. Nadajnik, w tym wypadku holo, musiał być gdzieś w tej piwnicy ale jego i jego właściciela trzeba było już poszukać innymi metodami.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
08-03-2018, 23:30 | #259 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
11-03-2018, 21:58 | #260 | ||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 43 - Znaleziska (36:40) “Oferma to Schulman. Był kimś ważnym w komisji Eurofedu. Nikt nie wiedział za co został tutaj zesłany. Ale wszyscy wiedzieli co go czeka… Jeśli nie dopadnie go duch zrobi to któryś z nas. “- “Szczury Blasku” s.26 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; 30 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 36:40; 80 + 60 min do CH Brown 4 Brown 0 Pan Morvinovicz okazał się mieć głowę do interesów nie od parady. Jasne, że umiał wyczuć chwilę i okazję do zbicia dobrego interesu które przecież nie puka dwa razy. Jasne, że zgodził się na pomoc w dozbrojeniu mundurowych parchowym sprzętem z kapsuł i zwłaszcza pod czujnym okiem życzliwych kamer. Dla dobra nas wszystkich. I jako pomoc skromnego biznesmena w tej trudnej chwili i katastrofie jaka nas wszystkich spotykała na Yellow 14. Za zaledwie 25% tego sprzętu i pierwszeństwo jego wyboru co oznajmił Brown 0 z serdecznym i złotym uśmiechem godnym jej najserdeczniejszego przyjaciela. O dziwo zadbał także o samo przyjazne oko kamery czyli o Conti. A dokładniej po prostu podszedł ze swoimi ludźmi do pancerki i wesołym głosem chciał chyba zapukaćczy raczej uderzyć w blachy drzwi wozu ale powstrzymali go zamaskowani komandosi Aki. Obydwie grupki nadal pałały dosiebie niechęcią co było widać gdy jeden z ludzi Aki uniósłdłoń w hamującym geście na co od razu spięli się ochroniarze biznesmena a to prawie od razu wywołalo wręcz bliźniacząreakcję u zbrojnych otaczających transporter opancerzony. Ale porządany efekt właścwie Rosjanin uzyskał bo ludzie Aki powiadomili go, że "Ten Rusek coś chce." no i tylne drzwi wozu otworzyły się i wyszedł z nich i sam szef komandosow i reporterka. Reporterka wyglądała teraz o wiele lepiej niż na świeżo gdy przyjechała ubłocona i w zniszczonym ubraniu z wypadu na most i do dżungli. Wprawne oko drugiej kobiety dostrzegło co prawda, że ubrania prawie na pewno były zbieraniną przypadkowych znaleźnych na lotnisku no ale przynajmniej względnie pasowały na brunetkę no i wyglądały na czyste. - Czy mógłbym zaprosić cię Oli i poprosić o odrobinę czasu antenowego? Moja Słowiańska Różyczka ma niesamowicie celny pomysł myślę, że akurat coś co by nas wszystkich interesowało. - "gospodin" uśmiechnął się z szarmanckim uśmiechem nadstawiając jedno ramię. Drugie już zajmowała mu Rosjanka z Obrożą na szyi. Reporterka chwilę jeszcze wahała się patrząc pytająco na beztwarzowy hełm żołnierza ale w końcu wzruszyła ramionami. - Naturalnie. Aka niestety widzę ma problemy ze zrozumieniem siły pozytywnegoPR więc może musi mieć czas by przemyśleć to i owo. Dla dobra swojego, swoich ludzi i nas wszystkich. - powiedziała wesołoreporterka IGN mówiąc z wyraźnym rozczarowaniem i wręcz prowokująco radośnie zmieniając partnerów do rozmowy gdy ostentacyjnie złapała podstawione ramię Rosjanina. - Aka po prostu rozumie czym jest kontrakt i dane słowo. I reputacja. W naszym zawodzie reputacja i renoma jest wszystkim. - komandos odpowiedział hardym i dumnym głosem. Ale dało się zauważyć i igiełki irytacji. Na pewno dostrzegł je rosyjski właściciel klubu "Haven & Hell". - Oh Oli a jakiej elokwencji spodziewałaś się po kimś kto robi za kosmicznego taksówkarza. - Anatolij odwrócił się z obydwiema kobietami przy każdym ze sowich boków ze złośliwie triumfującym wyrazem twarzy do uzbrojonego komandosa. - Uważaj z tym taksówkarzem. Żebyś przypadkiem się na beton nie przewrócił. - warknął chłodno Aka choć dało się już wyczuć nie tylko irytację ale i jawną złość. - Ah jaka szkoda. Co pasjonujący człowiek. I jaki tajemniczy. Na pewno ma wspaniałą historię do opowiedzenia. - westchnęła z żalem reporterka gdy już Rosjanin przestał się śmiać z wywołanej reakcji żołnierza. Chwilę tak szli wracając do furgonetki Rosjanina i reporterka bardziej wydawała się pogrążona w myślach nad właśnie zakończoną rozmową z tajemniczym dowódcą tej tajemniczej jednostki. Rosjanin zaś wydawał się samozadwolony z pognębienia niezbyt lubianego przez siebie typa i dwójką towarzyszek u boku jakimi nikt inny w zasięgu wzroku nie mógł się nawet równać. A do Brown 0 odezwała się Sara. - Słuchaj May'u mam jakieś zakłócenia w czujnikach. Sprawdziłam system i kazałam powtórzyć ale nic się nie zmieniło. Może to coś z oprogramowaniem? Pytałam Elenio no ale on tylkorzuciłokiem i jest trochę zajęty. Mówił, że jak wrócą z kościoła to to sprawdzi. Wysłałam ci te raporty. - blondynka z usztywnioną nogą na dawnym stanowisku na wieży wydawała się być skupiona i trochę zaniepokojona. Maya odebrała przekaż od niej ale tak samo jak Elenio mogła robić tylko jedną rzecz na raz. Po łebkach przejrzała, że to raporty z czujników i wieżyczek. No a potem trzeba było się wziąć do roboty. Dowodzenie przejął Rosjanin. Do kapsuły Brown nie było tak daleko wedle Obroży niecałe 200 m a hangar na jakim wylądowała był widoczny nawet z tego miejsca. No ale łatwiej było znieść wszystko z góry na dół do samochodów i potem gdziekolwiek indziej niż drałować na piechotę z tym całym szpejem. Dało się też zauważyć, że "gospodin" traktuje ubłoconą terenówkę bardziej osobiście a furgonetkę bardziej jak służbowe auto do czarnej roboty. Nawet zamierzał pakować tą 1/4 sprzętu "swojego" właśnie do terenówki a resztę do vana. I na oko całkiem możliwe, że pojemnościowo obydwa pojazdy miały właśnie takie proporcje. O tym, że nie są na pikniku świadczyły strzały. Gdzieś tam z drugiego krańca lotniska gdzie powinna być grupa oczyszczająca stację lotniczych strażaków. Brzmiało na słuch jakby dalej gdzieś tam pojedyncze xenos próbowały dorwać ludzi przy każdej okazji. Ale na lotnisku wśród widocznych mundurowych panował typowo wojskowy chaos gdzie wszyscy niby biegali bez sensu a jednak w porównaniu do tego co było widoczne na lotnisku pół godziny czy godzinę temu coraz bardziej przypominało to rozbudowujący się punkt oporu. Wysoko nad głowami uspokajająco krążyły dwa krzyżyki myśliwców bombardujących. Odległość ludzie i pojazdy Anatolija pokonały w parę chwil. Morvinovicz zdawał się tryskać humorem odkąd zgodził się ze Słowiańską Różyczką na takie rozwiązanie. Wydawał się mieć maniery urodzonego playboya i być wręcz stworzonym do udzielania wywiadów. Co przez całą drogę skwapliwie wykorzystywał. Trochę mu przeszło gdy zatrzymali się przed hangarem i jego ochroniarze musieli wziąć jego i dwójkę kobiet w ochronny kordon. I wtedy zaczęły się problemy. - Job twoju mat... - sapnął cicho Rosjanin gdy weszli do środka i było już widać wnętrze hangaru. Teraz wszyscy mogli zobaczyć już Brownpoint 4. Kapsuła była na dachu tak jak pokazywała Obroża. Ale dokładniej to w dachu. Może silniki nie dały rady wyhamować, może dach był uszkodzony przy wcześniejszych walkach właściwie nie było to aż tak istotne. Istotne było to, że kapsuła częściowo utknęła w wyrwanym przez siebie mini kraterze w dachu i zawisła na wygiętych od uderzenia dźwigarach. Częściowo wystawała ponad dach, częściowo była zaplątana w te wszystkie kable, dźwigary i resztki dachu. Wyglądało tak jakby mogło spać na ziemię lada chwilę albo i mogło się tak chwiać i chwiać i nic. Ale w tej chwili był problem dostać się tam czy od strony dachu czy jakoś od spodu. A przecież trzeba było jakoś wypakować ten cały sprzęt z wnętrza kapsuły. - No nie... Nie mów, że spadnie mi na to cacko... - jęknął z rozgoryczeniem "gospodin" gdy podeszli bliżej i wśród ewidentnie uszkodzonych lataczy pod zawieszoną pod sufitem kapsułą stał jakiś wyglądający na pierwszy rzut oka cało. - Zajmijcie się tym. Ja sprawdzę to cacko. Gula i Fiodor. - Rosjanin wydał polecenie zwalając beztrosko problem z kapsułą na resztę zespołu. Sam wziął ze sobą dwóch wspomnianych ochroniarzy dozbrojonych parchowym sprzętem z Brownpoint 3 i ruszył w kierunku zagrożonego zniszczeniem przez spadającą kapsułę latadełka. Cytat:
Komunikator poinformował Parchy i pewnie resztę mundurowych o spodziewanym desancie kolejnych Parchów. Skoro mowa była o fali to pewnie więcej niż pojedynczej kapsule jak miało to miejsce do tej pory. Straty pierwszej "tęczowej" próbnej serii obecnie zbliżały się gdzieś do rzędu 90%. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; piwnica kościoła; 1350 m do CH Black 3 Czas: dzień 1; g 36:40; 80 + 60 min do CH Black 3 Black 2, 7 i 8 - Zbierają się. - słuchawki nieco zatrzeszczały głosem któregoś z Boltów. - Dużo? - gliniarz który razem z wojskową sierżant zgłosili się na ochotnika do tej misji odpowiedział opanowanym choć spiętym głosem. - Takie partie i kupy. - odpowiedział pilot latadełka. - A dużo wam zostało zabawek? - Raptor zanim odpowiedział to zapytał. - Z połowę. - przyznał pilot niezbyt wesołym głosem. - To spokojnie, na razie panujemy nad sytuacją. Dajcie znać jak coś się zmieni. - porucznik policyjnej jednostki antyterrorystycznej podjął w końcu decyzję. Choć obydwie kobiety z technicznymi Obrożami na szyi słyszały tą rozmowę to wydawała się pochodzić z całkiem innego świata. Tam, ze światła tropikalnego gorąca i słonecznej, lepkiej spiekoty pod zielonym niebem i przygniatającą go tarczą gazowego giganta i małym krążkiem prastarej gwiazdy wzbudzającej taki zachwyt u astronomów w całej Federacji. A one były "tutaj". Te "tutaj" to była mroczna piwnica kościoła pełna... czegoś. Kojarzyło się najbardziej z jakimiś kłączami i roślinami. Ale ziemska flora chyba nie miała w swoim zestawie czegoś takiego. Światła latarek wydawały się nagle irytująco wąskie. Każdy krok robił się trudniejszy bo tych kłączy jak jakiś rozrosłych korzeni na podłodze, ścianach i suficie było z każdym krokiem więcej i więcej. Powietrze było jakieś lepkie, gorące, chyba jeszcze bardziej duszące niż te na powierzchni. Jak w szklarni. Tylko bez światła słonecznego i szyb. W pomieszczeniu widać było resztki ludzkiej bytności. Meble, stoły, komputery, szafki... Wszystko przygniecione tym dziwnym, pulsującym zielskiem. A w połowie pomieszczenia było te najbardziej dziwne coś. Wielkie bulwy o kształcie gigantycznej cebuli. Na tyle duże by w środku pomieścić człowieka, nawet kilku, pewnie nawet ciężki pancerz wspomagany by tam wszedł. Tylko w świetle latarki były jakieś, takie błoniaste. Półprzejrzyste bo światło dawało radę wbić się kawałek pod wierzchnią warstwę. I sygnał z holofonu pochodził właśnie gdzieś z tamtej połowy zarośniętego i zrujnowanego pomieszczenia. Czyli trzeba było tam wejść głębiej. Black 8 ubezpieczana przez Black 2 zbliżyła się do pierwszej bryły o kroplowatym kształcie. Sięgnęła po nóż a gdy sprawdziła dłonią twardość to okazało się, że to coś pokryte jest jakimś nieprzyjemnym, lepkim śluzem. Ale dało się ugnieść nawet ręką choć tylko na kilka centymetrów. Potem już gołą ręką się nie dało. Młoda, latynoska piromanka czuła się tutaj naprawdę nieswojo, zwłaszcza widząc jak saper podchodzi do tego czegoś. Sama złotooka też nie miała się z pyszna bo aż za dobrze wszystko tutaj krzyczało by dać dyla jak najprędzej. Te pojedyncze triplety i krótkie serie z góry też szarpały nerwy i nie dodawały otuchy. Widać xenos nie zrezygnowały i wciąż macały obronę ludzi próbując znaleźć słaby punkt. Udawało jej się jednak trzymać nerwy na wodzy. Jeszcze. I wtedy to usłyszała. Gdy była przy najbliższej bulwie. Głos? Szept? Szloch? Płacz? Coś takiego albo bardzo podobnego. Gdy się wychyliła by zajrzeć w głąb tego zgrupowania tych dużych bulw dostrzegła to. Blade, ledowe światło. Wewnątrz jednej z tych kroplowatych brył. By tam dojść trzeba było przejść a raczej przecisnąć się między dwiema innymi bryłami. Przejść przez te korzenie czy czym te pnącza były które tutaj nie mając otwartej przestrzeni kłębiły się człowiekowi do kolan a w jednym miejscu gdzieś nawet do pasa. Black 2 będąc z tyłu koleżanki też coś dostrzegła gdy ta weszła między najbliższe "krople". Wówczas czasem światło jej latarki padało od drugiej strony na te bryły. I w tym rozmazanym świetle mogła dostrzec wewnątrz tego czegoś coś... Jakiś kształt. Prawie nieruchomy. Jakoś w naturalny sposób kojarzący się z ludzkim. Zawieszony wewnątrz tego czegoś. Ale w takich urywkach gdy Black 8 oświetlała raczej sobie drogę i to na co patrzyła nie sposób było dostrzec więcej szczegółów w tym rozmazanym obrazie. Człowiek? Czy nie? Cytat:
Komunikator poinformował Parchy i pewnie resztę mundurowych o spodziewanym desancie kolejnych Parchów. Skoro mowa była o fali to pewnie więcej niż pojedynczej kapsule jak miało to miejsce do tej pory. Straty pierwszej "tęczowej" próbnej serii obecnie zbliżały się gdzieś do rzędu 90%.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||