Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2018, 01:24   #254
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Niestety nic w życiu nie mogło iść tak prosto, jakby to sobie naiwna ludzka dusza wydumała. Zamiast oddać pojemnik, Parch z szerokim, wrednym uśmiechem nadstawiła go nad klatkę piersiową. Patrząc trepowi w oczy nacisnęła guzik czując jak zimna, lepka ciecz spływa jej na skórę między piersiami. Zmrużyła ślepia i zamruczała głucho kończąc ruch na zachęcającym kiwnięciu placem.

- Dobra. - kapral opuścił wyciągnięte ramię i obserwował wyczyny dozownika i wypływającej z niej cieczy. - Niech będzie. - skinął głową wciąż zapatrzony na gęsty płyn spływający między dwiema półkulami z przodu Black 8. - Dam ci pół punktu za inicjatywę. - zgodził się w końcu podnosząc głowę na twarz kobiety przed sobą. Potem wyszczerzył się ze zbójeckim uśmieszkiem i sięgnął po słuchawkę prysznica.
- A więc tak. - zaczął mówić odkręcając wodę i sprawdzając na własnej dłoni jej temperaturę. - Nieźle na początek ale musisz jeszcze trochę poćwiczyć. - powiedział chyba zadowolony z temperatury wody bo uniósł słuchawkę nad głowę z czerwonymi włosami i woda spłynęła po niej jak po klasycznym prysznicu. Ciepła, czysta, przyjemnie wypłukująca wszelkie zło woda. - No wiesz te kiślowanie i maślenie. - powiedział w końcu gdy strumień wody zjechał niżej na szyję i barki kobiety zalewając przy okazji Obrożę ale ta była nieczuła na takie zabiegi jak i na wiele innych podobnych. Woda jednak zsunęła się strumieniem niżej na spływający, gęsty płyn na ciele kobiety który mieszał się z nią wytwarzając gęstą, pieniącą się pianę.

- Więzienny prysznic? Chcesz mydło aby móc je upuścić i przypadkiem stanąć do mnie tyłem? Swędzi i chcesz żebym cię podrapała wystarczy poprosić - szum wody zmieszał się z głosem lektora. Dla Ósemki skojarzenie nasuwało się jedno i nie kojarzyło się przyjemnie, jednak były chwile, gdy przeszłość należało pogrzebać i przesypać solą dla pewności. Psucie jednej z ostatnich wspólnych kąpieli śmiało mogło dostać łatkę czystego skurwysyństwa oraz marnotrawstwa. Podarowane minuty dało się wykorzystać przyjemniej póki ciągle trwały.
- Stoję tu bez pancerza. Zaufałam ci na tyle aby odłożyć całą broń. Mało ci? - Oddała dozownik ciekawa co dalej uroi się pod złodziejską kopułą. Na razie ciepła woda koiła ból mięśni i obitych tkanek, czasowo tylko ogłuszonych chemią organiczną.

- Mało? No w ogóle słuchasz co ja do ciebie mówię? - westchnął artystyczne droniarz biorąc dozownik w ręce i kładąc wolne ramię na barku kobiety. Całkiem zgrabnie udało mu się odegrać zmartwienie jak trudny i niewdzięczny przypadek mu się trafił. - No przecież mówię, że całkiem nieźle. - powiedział napierając znowu dłonią na jej bark i chcąc widocznie ją odwrócić do siebie plecami. - Ale może być jeszcze lepiej. Zobaczysz, jak się posłuchasz to się rozmaślisz na całego. - powiedział poufałym tonem jakby dzielił się z nią jakąś tajemnicą.

- Odwrócę się i zapierdolisz mi portfel? - tym razem to Parch westchnęła ciężko i teatralnie spojrzała w sufit, między fugą paskudnie piaskowych płytek szukając odpowiedzi na dręczące duszę pytania - Przecież ja kurwa nie mam portfela, ile razy trzeba ci to powtarzać? - zmrużyła z naganą złote ślepia, bardzo powoli odwracając się twarzą do ściany dzięki czemu obite i porysowane odłamkami i pazurami gnid plecy stały na celowniku Latynosa.

- Ile razy mam ci powtarzać, że jakbym chciał ci zapierdolić portfel to bym ci zapierdolił ten portfel. Nawet jak go nie masz. - powiedział do jej karku kapral z Armii tłumacząc łagodną perswazją. Woda zdążyła już opłukać i przyjemnie orzeźwić całe ciało rudowłosej saper. Usłyszała za sobą cichy szczęk używanego zasobnika i zaraz potem na jej głowie wylądowała dłoń żołnierza. Pojemnik z mydłem stuknął cicho położony na półkę i uwolniona dłoń również wylądowała na głowie Black 8. Przez chwilę kapral nic nie mówił pozwalając przemawiać swoim dłoniom. Piana mydliła się i pieniła tak między jego palcami jak i na skórze i włosach stojącej przed nim kobiety. Potem ściekała z włosów w dół ciała razem z obmywającą skórę głową. Po głowie i włosach przyszła kolej na kark, szyję i ramiona. Ale widocznie zbrakło dłoniom mydła więc Latynos na chwilę przerwał swoje operację by znów uzupełnić zapas gęstego płynu na swoich dłoniach. Zasobnik z mydłem znów najpierw cicho syknął a potem stuknął odkładany znowu na półkę.

- Chyba przeceniasz swoje możliwości synku. Wpierw byś musiał mnie dogonić - kobieta dziękowała losowi za Obrożę, dzięki której szło ukryć drżenie głosu. Przekazy lektora pozostawały suche, bezosobowe. Gdyby przyszło jej powiedzieć to samo na głos, z miejsca by się spaliła. Wystarczająco uwłaczający godności zdawał się Ósemce fakt, że jej ciało wyginało się i roztopiło pod dotykiem obcych dłoni oraz lejącej się spod sufitu wody.
- Z Mahlerem też się tak bawicie? - Chciała powiedzieć coś miłego, podziękować mu za uwagę, troskę. Sama obecność… wyszło jednak jak zawsze.

- Mhm. - zgodził się nadspodziewanie gładko Latynos. Położył dłonie na mokrych barkach kobiety i wrócił do przerwanych na chwilę zabiegów. - Bierzemy jakąś niunię i sprawdzamy kto ją rozmaśli bardziej albo szybciej. Albo wersja z dwiema niuniami. Każdy bierze swoją i jak wyżej. A potem zamiana by fauli nie było. Wiesz tak z dobroci serca się na to zgadzam. By te nieszczęsne niuńki nie zostały z jakimś urazem czy traumą po tym złamasie. - Latynos mówił gładko i powoli. Całkiem cicho jak na jego zwyczajową paplaninę. Dłonie na mokrym ciele Parcha też poruszały się dość wolno. Wróciły na chwilę do karku by przesunąć się wraz z gęstym płynem i kolejnymi falami spływającej piany na jej kręgosłup i łopatki. Potem niżej na krzyż, biodra i pośladki.
- No i mamy klasyka. Pochyl się. - powiedział a do głosu wróciła już bardziej mu pasująca złośliwa, małpia uciecha.

Zaufanie zaufaniem, lecz gdyby choć symbolicznie nie stanęła okoniem, Nash zapewne dostałaby wrzodów oraz niestrawności… bo jakże to tak - słuchać się bez pojedynczej głoski skargi? Mhm… oczywiście.
- Po co? - wystukała na holoklawiaturze, obracając się przez ramię aby posłać meksowi równie niewinne spojrzenie. Wypięła przy tym oczywiście całkowicie bez celu i podtekstu biodra w kierunku spoczywających na nich dłoni. Policzki, szyję i dekolt już od dawna, prócz piegów, zdobił krwawy rumieniec pochodzenia zgoła innego niż pokłosie goracej kąpieli - Chyba czekamy na Mahlera, nie? Żeby było sprawiedliwie i fair. I żebym traumy przez ciebie nie miała - dostukała z zatroskanym grymasem.

- Ja tam wolę bardziej tą waszą harcereczkę. - odpowiedział zamyślonym tonem żołnierz chyba spychając samą rozmowę słowami na dalszy plan. Głos też coś miał kłopoty z koordynacją czy inną motoryką. Oddech też znowu zaczął przyśpieszać. Zaś główną rolę w komunikacji przejęły dłonie. Dłonie Latynosa zawędrowały w samo centrum wszelkich złączeń i podziałów na lewe i prawe części, przednie i tylne czy górne i dolne w ludzkiej anatomii. Teraz pochylona sylwetka kobiety znacznie ułatwiła im dostęp do tych zakamarków. Wraz z dłonią pojawiła się piana i ściekające w dół ud mydliny. Dłonie wreszcie przesunęły się bardziej ku biodrom przy okazji przyciągając je bardziej w stronę ciała i bioder kaprala.

- To czemu jej tu nie ściągnąłeś? Było z nią się taplać - Nash prychnęła, sycząc krótko przez zęby. Od zabaw sprawnych dłoni czuła się rozdygotana i niecierpliwie chciała dalszego etapu, którego domagały się pobudzone i wyczulone zmysły - Robisz mną zapchajdziurę? - dodała na szybko, opierając się zaraz dłońmi o ścianę i wyginając plecy ku dołowi, a biodra ku górze. Stanęła też stabilnie w lekkim rozkroku, dysząc i licząc upływający czas łoskotem bijącej w klatce żeber pompy.

- Wiesz co? - zagadnął ją Patino wyciągając dłonie w stronę ramienia z urządzeniem tłumaczącym. - Chyba syfu ci się tu od cholery uzbierało. Nie może tak być. - pokręcił głową Latynos i nieśpiesznie zaczął rozpinać pasek na nadgarstku by pozbyć się przeszkadzającego urządzenia.

Jeden niespodziewany ruch i nagle Nash została pozbawiona możliwości komunikacji werbalnej z otoczeniem. Nim zdążyła zareagować panel lektora wydał z siebie ciche “klik” i rozłączył się za pomocą złodizejskich łap z resztą urządzenia, podczas gdy Parch stanęła jak wryta, nie za bardzo ogarniając co się dzieje. Zamroczony maligną umysł potrzebował chwili na ogarnięcie całokształtu sytuacji, z popalonego gardła wydostał sie skrzek protestu. Równie dobrze pieprzony meks mógł ja zakleić taśmą niczym chomika - na jedno by wyszło. Blada pięść ze złości uderzyła w kafelki, a saper chrypiąc niemiłosiernie, obróciła się twarzą do oponenta, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę i gotując się do odparcia ataku, bądź własnej riposty. Zaskrzeczała z furią, wyrzucając co myśli o całej kaktusiarskiej rasie, ze szczególnym uwzględnieniem bezczelnego okazu tuz przed nosem. Kanciaste, urywane głoski sypały się z jej ust bez szans na zrozumienie. Wystarczyły dwie minuty, aby zaczęła kaszleć i prychać, kłując palcem wskazującym pierś z szeroką blizną pośrodku.

- Taaa…. Ja ciebie też. - Elenio uśmiechnął się wyrozumiale patrząc na złotookiego Parcha. Znowu przyjrzał się jej przedniej sylwetce lekko przekrzywiając głowę. Obserwował jej oddychające piersi i pianę spływającą z wodą w dół ciała. Potem pokiwał głową z zadowoleniem i podniósł wzrok na jej twarz. - No widzisz? Idzie ci coraz lepiej. Już dużo nie zostało. - powiedział lekko napierając znowu na bark kobiety chcąc pewnie by znów się odwróciła do niego tyłem.

Tym razem nie pozwoliła się przekręcić. Stała twardo w tym samym miejscu, zwalczając ostatnie spazmy kaszlu. Miała ochotę rzucić się do przodu, wyrwać głupi panel i wrócić do panowania nad sytuacją przynajmniej czysto symbolicznie. Niby nie stało się nic wielkiego, durny psikus. Wystarczyło jednak aby krew ścięła się Ósemce w żyłach, a przez twarz przebiegł grymas rozczarowania i bólu, gdy uświadomiła sobie bardzo dobitnie własną głupotę. Czemu ciągle ktoś próbował odbierać jej po kawałku niezależność, odcinając detal po detalu, aż lądowała w izolatce o białych ścianach i wypalającej oczy jarzeniówce pod sufitem?

Saper nabrała powoli powietrza, równie niespiesznie wypuściła je z płuc, prostując przy okazji plecy i zmieniając minę na całkowicie obojętną. Chciał ten kawałek złomu - niech go weźmie w cholerę, a potem zejdzie z oczu. Da święty spokój i przestanie mieszać w głowie. Cofnęła się do tyłu, brodą pokazując na wyjście z łazienki i wmawiając sobie usilnie, że to co spływa jej po twarzy tu tylko i wyłącznie woda.

Latynos popatrzył z wyraźnym zdziwieniem i nierozumieniem sytuacji. Zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę drzwi choć byli w tak małym pomieszczeniu, że nie trzeba było się patrzeć by wiedzieć, że właśnie tam są te drzwi. Potem nadal z nie rozumiejącym spojrzeniem wrócił do stojącej w rogu kobiety.
- Ej, no co ty? Co jest grane? - zapytał nadal okazując przede wszystkim zdziwienie.

Odpowiedziała mu cisza i szum wodnych kropli spod sufitu. Ciężko było wyjaśnić cokolwiek nie posiadając głosu, ani środka do jego wydawania. Parch stała nadal bez ruchu, zaciskając raptem i rozluźniając pulsacyjnie pięści. Czego pieprzony trep nie rozumiał, wymagał aby mu rozrysować sytuację? Stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem po dwóch stronach pustego pola niewielkiego wszak pomieszczenia.

Mężczyzna w pociętych spodniach i usztywnioną przez opatrunki nogą chwilę odwzajemniał spojrzenie kobiety. W końcu westchnął, pokręcił głową, rozłożył ramiona i sięgnął z powrotem po leżący na półce lektor i oddał go Nash.

Na widok niewielkiej metalowej blaszki złote ślepia zabłysły. Ledwo płytka znalazła się w zasięgu, chciwe ręce wystrzeliły do przodu, łapiąc ją i na powrót umieszczając w panelu na ramieniu. Dopiero wtedy Ósemka odetchnęła z niemaskowaną ulgą i westchnęła ochryple, odchylając głowę do tyłu i bardzo powoli osunęła się plecami po ścianie, aż klapnęła pośladkami o mokrą podłogę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wystukała jedną ręką, drugą odgarniając z twarzy wilgotne strąki włosów - Nigdy więcej Patino.

- No.
- kapral pokiwał głową. Spojrzał w zamyśleniu na kobietę z lektorem a potem gdzieś w bok. W końcu wzruszył ramionami. Schylił się cicho stękając i podniósł swoją koszulkę z podłogi i zaczął ją ubierać.

Wyglądało że bajka się skończyła… tak po prawdzie to ona ją spierdoliła koncertowo. Nie umiała inaczej, nie wiedziała co robić. Z jednej strony chciała aby poszedł, z drugiej zaś myśl o tym że pożegnają się w ten sposób przyprawiała ją o chęć zwymiotowania między zgięte w kolanach nogi.
- Kiedy mnie zamknęli mówiłam normalnie. Tego co dzieje się po zapadnięciu wyroku nikt nie sprawdza. Robią z tobą co chcą i nikt im nie przeszkodzi. Nikogo już nie obchodzisz, to twoi oprawcy. Katują cię, głodzą, przypalają, nie pozwalają spać całymi tygodniami, duszą. Topią. A potem cerują i od nowa - przekazała lektorem, gapiąc się tępo w odpływ znajdujący się po lewo, kilka płytek od jej stóp - Żart. Zrobiłeś żart. Rozumiem - uniosła wzrok na Latynosa - Ale to silniejsze ode mnie. Niepewność, nieufność. Strach. Że znowu ktoś mi coś zabierze. Coś ważnego. Zostań. Proszę - wróciła oczami do odpływu - Nie chcę żebyś wychodził.

Latynos kiwał głową gdy skończył ubierać koszulkę. Typowa wojskowa koszulka w barwach uniwersalnego i tradycyjnego brązu. Elenio słuchał ale nadal miał niepocieszony wyraz twarzy. Wydawało się, że ma zamiar dozbierać swoje rzeczy i wyjść. Gdy Parch poprosiła go jednak otwarcie swoim modulowanym przez lektora głosem zatrzymał się. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze i przyglądał mu się chwilę. Wreszcie westchnął i usiadł na klopie. Oparł czoło o dłoń i przez moment wpatrywał się gdzieś w podłogę albo dół ściany.
- Czemu mi to teraz mówisz? Przecież nie zdjąłbym tego z ciebie jakbyś nie chciała. - pokręcił głową na chwilę rozkładając dłonie w geście nierozumienia. - No i miał być żart. Ale pewnie głupi wyszedł. A, do dupy to wszystko. - mruknął rozżalonym i podminowanym złością tonem machając ręką i znowu pogrążając się w milczącej, ponurej apatii.

Jednak Nash miała jeden niezaprzeczalny talent - niszczenia. Zwłaszcza tych dobrych, jasnych punktów, których nie tak wiele spotykała. W parę chwil atmosfera wewnątrz łazienki zrobiła się ciężka i chropowata, a ona szarpała się z tym co robić dalej. Wyjść? Prawdopodobnie byłoby to najlepsze rozwiązanie. Iść w diabły, przestać mieszać. Dać spokój dobremu facetowi siedzącemu naprzeciwko. Nie zasługiwał na taplanie się w bajorze paranoi… lecz nie umiała go zostawić. Nie w ten sposób.
- Nie wszystko jest do dupy - syntetyczny głos przekazał krótką informację, podczas gdy Parch podniosła się powoli, stając na równe nogi i strzepując resztki wilgoci z twarzy. Napędzana złością pokonała te cztery dzielące ich kroki, bez wyjaśnienia pakując mu się na kolana. Wyjęte świeżo spod prysznica ciało z miejsca zmoczyło wojskową podkoszulkę i spodnie. Piegowate dłonie z wahaniem ujęły skrzywioną ponuro twarz, zmuszając jej właściciela do spojrzenia prosto w twarz saper. Ta błądziła urywanymi ruchami gałek ocznych po znanej już fizjonomii, przeskakując z oczu na usta i znowu na oczy i potem usta, aż do chwili, gdy przywarła wargami do tych ostatnich, tym razem ostrożnie i delikatnie, jakby miała do czynienia z obiektem zrobionym z kruchego szkła.

- No. - powiedział wreszcie po chwili milczenia latynoski kapral. Wcześniej oddał delikatny pocałunek ale nie odzywał się. Siedział dalej wpatrując się gdzieś w ścianę albo we własne myśli i delikatnie głaskał plecy i ramiona siedzącej mu na kolanach kobiety. Gdy się w końcu odezwał właściwie niezbyt było wiadomo o czym mówi.
- Wiesz. Jak by to był jakiś poważny film to nie stawiałbym, że dożyjemy do napisów. Mamy przejebane po całości. - powiedział cicho kapral głaszcząc ramię obejmowanej kobiety.

- Ciesz się, że to nie slasher. - tym razem ona rzuciła dowcipem, w panice próbując znaleźć rozwiązanie nienaturalnej sytuacji - Tam najpierw ginie czarnuch, a potem śmieszek. Gdzieś po drodze przygłupia cheerleaderka i kapitan drużyny futbolowej. Poza tym musi być kontynuacja - wzruszyła ramionami. Jakoś widząc jak on łapie doła, mobilizowała się do ogarnięcia własnego pierdolnika wewnątrz głupiego łba - Nic ci nie będzie. Wrócisz do domu i okradniesz willę jakiegoś białasa. Może mu nawet nasrasz na środku salonu. Poza tym jak mam lecieć na takiego smutasa? Jak maslić, kiślować i co tam kurwa chciałeś, to tylko do tego macho z superspluwą i naoliwioną klatą - prychnęła krótko, odrywając ręce od klawiatury, aby zabrać się za ściąganie brązowej podkoszulki. Skoro i tak tu siedzieli, mogli jeszcze… przestać smędzić. Wystarczająco ciężkich, morderczych wręcz aktywności czekało ich w najbliższych godzinach.

- Tak. No, tak, pewnie tak. - kapral nie wydawał się przekonany ale najwyraźniej nie chciał się rozklejać do końca. Pokiwał głową dając sobie ściągnąć znowu podkoszulkę. Obserwował jak dłoń rudowłosej niemowy stuka zawzięcie w klawiaturę na nadgarstku i słuchał głosu jej lektora. - I nie naoliwiona tylko namydlona. Oliwy jeszcze nie zajebałem. - burknął wskazując gdzieś na obecnie zapomniany dozownik z mydłem wciąż stojący na półce.

Coś Nash nie pasowało - niepokój obijający się gdzieś z tyłu głowy. Ile z ich ostatniej rozmowy trep zapamiętał? Które zdania wychwycił, a które uleciały niesione na złotych skrzydłach środków odurzających? W końcu westchnęła i pochyliła się, żeby złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Elenio co się dzieje? - wystukała pytanie, pozwalając aby na jej twarzy pojawiła się autentyczna troska oraz zaniepokojenie. Obejrzała go dokładnie, a dopiero potem dorzuciła - Pamiętasz coś z rozmowy na moście prócz monety?

- Zdechniemy tu. To się dzieje.
- kapral wzruszył ramionami ale odpowiedział prosto i szczerze patrząc na twarz kobiety tuż przed sobą. - Jedyną naszą szansą jest ewakuacja do kosmoportu. Ale nas nie ewakuują bo nie mają czym. A jak zostaniemy następna fala tych pokrak nas zamiecie. A gdybyśmy dostali się do kosmoportu to i tak jest kwarantanna. Nikt stąd nie wyleci. Po prostu zdechniemy tam trochę później. A na nas trzech jeszcze do tego chujki z góry się uwzięły. Właściwie jak tutaj gadałem z chłopakami to na Svena i Sarę też. - powiedział droniarz mówiąc niechętnym i markotnym tonem. - Wszyscy tu kurwa jesteśmy Parchami. Tylko my fikamy jeszcze bez Obroży. - dodał rozgoryczonym głosem. Pokręcił głową i zamilkł.

- Trzeba was stąd zabrać - Nash zagryzła wargi, marszcząc czoło jak zawsze gdy intensywnie myślała. Też widziała schemat podobnie, lecz starała nie skupiać się na problemach, a rozwiązaniach - Ciebie, Mahlera, Hollyarda, Sarę i Hassela, bo skoro Hollyard i Sara jeszcze chodzą po wolności z czerwonym nakazem, znaczy że koleś olał rozkazy - gorączkowo stukała w klawisze, marząc o tym, by móc zapalić… tylko wstanie i grzebanie w rzuconym na podłogę sprzęcie równało się straceniem kontaktu z Latynosem, a tego na razie nie potrafiła uczynić.
- Ten Rusek. Morvinovicz. Młoda mówiła że ma namiar na taryfę na orbitę. Inną drogę. Ewakuację. Jest też Conti, ta reporterka. Skoro łączność znowu działa, może wysłać materiał i puścić go w eter. Ludzie się dowiedzą co tu się odpierdala, a wtedy nie zamiotą was pod dywan. Mamy Młodą, ona da radę złamać zabezpieczenia i połączyć się z kim trzeba będzie. Jeszcze żyjemy, nie czas się poddawać. Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Składasz broń, sam się zabijasz. Nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia. Kwestia… dopracowania planu. Alternatyw. Zostajesz tutaj, masz możliwość pogadać z Młodą jak my będziemy w terenie. Ona ci pomoże. Pomoże całej piątce. Zna Morvinovicza, chyba się lubią. Jest też tutaj jedynym specem od kompów i łamania systemów. - zrobiła przerwę żeby wyłamać palce i założyć za ucho kosmyk mokrych włosów. Przymknęła oczy, sapiąc cicho przez nos
- Jeżeli przyjdą po was, będą chcieli zabrać. Albo zlikwidować. Spierdalajcie. - uchyliła powieki, a na jej twarzy pojawiła się determinacja. - Zrobię wszystko żeby kupić wam trochę czasu. Paru zatrzymam. Jeden ładunek zdążę odpalić. Dobrze rozegram ten w Obroży zabije albo porani jeszcze kogoś. Nie zarżną was jak zwierząt w rzeźni, ktokolwiek po was nie przyleci. Wpadniesz w doła, stracisz wolę walki - sam się podłożysz i pozwolisz im wygrać. Nie rób tego. A z Conti sobie pogadam. Słyszałeś co mówił tamten generał na wizji. Ciśnienie rozsadzające od środka. Wiemy jak to wygląda w rzeczywistości. Nagrania też się znajdą. Dowody inne niż słowa skazańców.

Latynos słuchał i obserwował szaleńcze stukanie palców w klawiaturę i elektronicznego głosu z nadgarstka Black 8. Dalej się nie odzywał i kiwał głową jednak saper zauważyła, że spojrzenie stało mu się bardziej przytomne i myślące. Nie odzywał się jeszcze chwilę biernie obejmując pokręcił przecząco głową na ostatnią propozycję Parcha która siedziała mu na kolanach.
- Nie, nie rób tego. Miałbym wyrzuty sumienia jakbyś dała się rozwalić przez nas. Przeze mnie. - zaczął od tego co najważniejsze. Potem znowu chwilę się zastanawiał.
- Ten Rusek coś ma? - popatrzył pytająco na 8-kę. - No chyba miał tam w dżungli ale coś się poprztykali i wrócił z niczym. Teraz jest w tym gównie razem z nami. - powiedział wolniej marszcząc nieco brwi sprawdzając chyba czy Nash nie ma jakiś innych od niego informacji. - I Maya go lubi? Serio? Przecież to zwykły mafioz. Tylko zgrywa się na tego biznesmena. Karl nam co nieco opowiedział co mógł o nim i jego numerach. I ona go lubi? - myśl, że Brown 8 i “pan Morvinovicz” mogą się lubić chyba droniarzowi wydawała się dziwaczna i niezrozumiała. W końcu pokręcił głową spychając to chyba na dalszy plan.
- No jest ta Conti. Nawet nieźle się tu trzyma. Myślałem, że to jakaś wydmuszka i wymięknie przy pierwszej okazji. Ale wydaje się w porządku. - podzielił się spostrzeżeniami na temat reporterki IGN. - No tak, ona może coś nadać. Ale zanim coś ktoś zrobi by tu dotrzeć… - kapral Armii skrzywił się bo nawet dla amatora spory przed opinią publiczną Federacji i różnych instytucji to nie zapowiadały się na realną pomoc dla nich tutaj. Chociaż kto wie? Siła mediów i presji opinii publicznej potrafiła czasem zaskoczyć i rządy, i armie, i korporacje. A Olimpia Conti była jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy reporterskich mediów.
- No dobra. Niech będzie. Dam się pokroić tej blondynie. A w ogóle to ona ma chyba coś z głową wiesz? Udaje, że na mnie nie leci. - Patinio względnie uśmiechnął się i wrócił do swojego zwyczajowego, zblazowanego tonu niezbyt rozgarniętego błazna po którym wszyscy chyba go najbardziej rozpoznawali.

- Dobrze. Bardzo dobrze. Pogadaj z Młodą jak się wybudzisz. Nas może nie być - Nash uśmiechnęła się półgębkiem, darując sobie bardziej dobitne wyrażenie ulgi. Cholerny kaktus zaczynał się ogarniać, wracał na właściwe tory rozumowania. Aby mu w tym pomóc sięgnęła po sprawdzoną metodą uprzejmości wzajemnych - Lecieć na ciebie? Znowu ci których z kolegów głupot naopowiadał? Już o tym gadaliśmy. Żadna normalna na ciebie nie poleci. Może jakbyś był z Floty - rzuciła w niego szyderczym uśmiechem. Wypowiedzianym przez syntezator słowom przeczyła poza w której oboje się znajdowali, lecz akurat ten detal uprzejmie pominęła.

- Miałbym być jakimś obślizgłym, potworem z Floty? - brwi Latynosa podjechały w górę a twarz zmarszczyła mu się w wyrazie niedowierzania. - To już chyba gorzej mi by było zostać krawężnikiem. - kapral rozłożył ramiona by zademonstrować jak bardzo niedorzeczny pomysł Asbiel przedstawiła. - A blondzia oczywiście na mnie leci i tam z nią pójdę sam na sam do zabiegowego to wszystko się wyjaśni. No co? Myślisz, że po co tam mnie woła? Ta cała operacja to tak dla ściemy oczywiście. Po prostu nóżkami aż przebiera by zostać ze mną sam na sam. - brunet mówił tak bardzo poważnym głosem, że w zderzeniu z rzeczywistością jaka ich otaczała aż nie szło tego traktować poważnie.

- Aż ręce załamywała. Z tej niecierpliwości - lektor wyraził powątpiewanie saper, choć jej mina również przypominała powagę. Poprawiła się, siadając wygodniej na męskim kolanie i wzruszyła bezradnie ramionami - Leć do niej, po co ma czekać skoro tak leci? Ja w tym czasie pójdę poszukam towarzystwa gdzie indziej. Jeszcze parę minut mam, może znajdę jakiegoś marine. Dla porównania - wydęła wargi z całych sił kryjąc śmiech za maską profesjonalnego Parcha.

- “Jakiegoś marine”? - twarz żołnierza siedzącego na kiblu w samych pociętych spodniach wyrażała zdziwienie. - Dziewczyno, marine to umysłowi i przede wszystkim fizyczni degeneraci. Przykre ale prawdziwe. - kolega jednego podgolonego marine pokiwał smutno głową robiąc zbolałą minę. - Poza tym nie wiem czego chcesz szukać gdzieś tam jak przecież najfajniejszy facet jakiego możesz tutaj spotkać właśnie trzyma cię na kolanach. Po cholerę więc chcesz się pocieszać jakimiś marnymi niedoróbkami? - kapral pokręcił głową jeszcze mocniej na znak, że pomysł rudowłosej uważa za kompletne głupstwo.

-Trzyma na kolanach i wspomina o innej lecącej na niego lasce - złote oczy zmrużyły się ironicznie, reszta piegowatego ciała zaczęła delikatnie kołysać się w przód i w tył - Spieszy mu się do niej, więc gdzie mi, marnemu żuczkowi w Obroży, stawać na drodze prawdziwej tęsknoty? - sparodiowała poważną minę, choć ślepia sie jej śmiały.

- No wiesz, niech blondi nie czuje się jakaś wyróżniona. - Latynos pokręcił głową lekko unosząc same dłonie do góry. - Całe mnóstwo lasek na mnie leci. Wiesz, to ten południowy urok. - wyjaśnił kiwając głową co chyba miało znaczyć, że zdradza jej jakąś niebywale ważną tajemnice. - A w ogóle to co? Zamierzasz tak mi bezproduktywnie zajmować mi kolana czy weźmiesz się do jakiejś sensownej roboty? - kapral zmienił temat łapiąc dłonią za jedną pierś kobiety i ściskając ją zaczepnym ruchem. Przygryzł nieco wargę i zerknął znowu w górę kosym wzrokiem. Czasu w końcu mieli jak zwykle za mało. Zwłaszcza takiego w którym nikt i nic nie próbowało ich dorwać i zabić.


Czas uciekał - to w żaden sposób się nie zmieniło. Sekundy przelewały się Parchom przez palce, odmierzane świecącymi seledynowo cyframi liczników na Obrożach. Skończył się urlop, skończyła narada. Dostali nowe zadanie, znów niezwiązane z ich aktualna misją, jednak koniecznie - tak sobie Nash wmawiała, raz po raz wałkując za i przeciw pod rudą kopułą. Wychodziło że następna ewakuacja zostanie przeprowadzona ich rękami, nic niezwykłego. Po co trepy miały ryzykować, skoro pod ręką posiadały skazańców do utylizacji?
- Na słowo - wystukała krótką wiadomość, a lektor przełożył ją na dźwięk równie beznamiętny co mina właścicielki metalowego ustrojstwa. Poczekała aż Hollyard przestanie gadać, odprawa dobiegnie końca, a czas ruszy z kopyta do przodu. Patrzyła na niego czujnie, podchodząc powoli aż stanęła z nim twarzą w twarz. Wtedy też wzrokiem pokazała na lewą stronę, dając znać, że rozmowa którą chce odbyć powinna być prywatna.

Porucznik popatrzył na Black 8 a potem powiódł spojrzeniem po pozostałych Blackach sprawdzając czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia.

Diaz nie wyglądała jakby miała za dużo do powiedzenia, ale nie byłaby też sobą, gdyby nie wtrąciła paru słów od siebie.
- Mierda… jak tu por tu puta madre zostajecie szczekać na hydranty, to znajdźcie sposób żeby wyciągnąć moją dupę z tego jebanego bunkra. - mruknęła poważnym jak na nią tonem, lampiąc się naprzemiennie to na Romeo, to na Latarenkę - Jest w HH na dole. Tam jest ta wasza terrorystka, kumple i Pogodynek. Ten zielony - dopowiedziała do swojskiego psiura, wyjaśniając o kogo się jej rozchodzi - My wam z Wujaszkiem rozjebiemy co trzeba, a jak już do niemytego rowa mojej świętej pamięci babki Mercedes ratujemy cywilbandę, to Promyczek też jest cywilem, cabrónes, claro?

- Zrobimy co tylko będzie możliwe.
- odpowiedział po chwili zastanowienia porucznik. - Ale nasze możliwości są dość ograniczone. - przyznał po chwili kolejnego namysłu gdyż chyba wszyscy tutaj zdawali sobie sprawę w jak niewesołej sytuacji się znaleźli. - Ale mimo to mamy parę opcji. Ale rozważymy je po tej misji. - dopowiedział chyba by nie kończyć tym pesymistycznym akcentem. Rozejrzał się po pozostałych twarzach czy ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia na temat czekającej ich misji.

- Vete… no właśnie! Mierda! Kurwa no, Romeo. Poślij kogoś po Majstra, to twój pendejo! - Diaz nawijała dalej, zakładając ręce na piersi i też podchodząc psiarskiemu pod nos tak że z Latarenką brały go z dwóch frontowych stron - Zdążyłam z nim truknąć na moście zanim ci po tą wielką lochę wyjebialiśmy. Pollas utknęli w gnidach, muy chujowo tam mają.

- W HH jest lekarz. Nie paramedyk. A tu są ranni
- Ósemka przypomniała detal ich poprzedniej rozmowy. Podarowała jednak otoczeniu dłuższych wywodów, wciąż patrząc spod byka na Hassela i czekając w wyraźnym napięciu.

- Myślę, że z naszymi możliwościami jakie tutaj mamy możemy się skupić na tym co tu i teraz. W tej chwili szykujemy tu punkt oporu i misję odbicia zakładników. To ostatnie akurat spada właśnie na nasze grono. Reszta będzie musiała poczekać. Przykro mi. - porucznik popatrzył na obydwie kobiety przed sobą i chwilę się chyba wahał albo zastanawiał co odpowiedzieć ale chyba ostatecznie wybrał wywalenie kawy na ławę. Nawet teraz widać było, że mundurowi w okolicy budynku i samym budynku coś umacniają czy przygotowują. Jednak nawet całościowo na obszar nawet niezbyt dużego lotniska na jakim byli to obsada stanowisk musiałaby być dość rzadka albo czekało ich zrezygnowanie z obrony peryferiów lotniska. A o odesłaniu stąd kogokolwiek byłoby jeszcze większym osłabieniem lokalnych sił.

- Dobrze, czas ucieka a czeka nas zadanie do wykonania. - oficer przypomniał po co się tutaj zebrali i dał znać głową Black 8 by poszła za nim. Daleko nie odeszli, nadal widać było czekających Blacków. - O co chodzi? - zapytał porucznik patrząc wyczekująco na złotooką saper.

- Planuj na naszą trójkę. Mnie, Diaz i Ortegę. - Parch nie bawiła się w pisanie po próżnicy. Stukała szybko w klawisze, wiercąc spojrzeniem oczy psiego trepa - Cztery i Zero nie wyjdą stąd żywi. Nie po tym co odjebali.

Porucznik zmarszczył brwi patrząc na Black 8. Przeniósł nieco spojrzenie na czekającą grupkę Parchów jaką miał dowodzić. Zaraz wrócił znowu do twarzy rozmówczyni.
- Co masz dokładnie na myśli? - zapytał strzelec wyborowy policyjnej jednostki specjalnej.

Saper zmierzyła go zimnym spojrzeniem, przechodząc na głuchy, kanciasty warkot. Splunęła w bok, wracając do maltretowania holoklawiatury.
- Ostatni Blackpoint. Byłeś tam Hollyard. Widziałeś rumowisko. Oni byli tam przed nami. - wyjaśniła żeby nie siać nieporozumień - Wysadzili CH. Rozjebali kapsułę licząc że rozjebią czujniki i nas przy okazji. A tu taki chuj - prychnęła ironicznie i wzrok jej uciekł ku Siódemce i Dwójce - Ty dbasz o swoich ludzi, ja dbam o swoich. Nie dam rady pilnować ich przed gnidami i tą parą frajerów. Dlatego stąd nie wyjadą żywi - wróciła spojrzeniem do rozmówcy - Daj cynę niech ci twoi nie odstrzelą nas jak się zacznie dym.

Porucznik nie odzywał się dłuższą chwilę patrząc na Black 8. Pokiwał głową, przygryzł wargę i spojrzał gdzieś pod nogi lekko kopiąc jakąś zgniecioną łuskę. Odprowadził ją wzrokiem gdy tak cicho stukała tocząc się po podłodze aż w końcu znieruchomiała po chwili charakterystycznego bujania się. Nagle oficer spojrzał znowu wprost na stojącą przed nim kobietę.
- Chcecie ich tu rozwalić? - zapytał też nie bawiąc się w półsłówka i podchody.

Krótkie, twierdzące kiwnięcie głową tym razem zastąpiło przekaz słowny, lektory, Obroże, syntezatory i holoklawiatury. Przez bladą, piegowatą twarz przeszedł grymas, lewy kącik ust Parcha podjechał do góry. Jak na psa Hollyard był całkiem bystry. Całkiem.

Raptor potarł dłonią czoło i cicho westchnął czy raczej wypuścił przetrzymane chwilę powietrze. Z bliska Black 8 widziała, jak przy okazji przymknął oczy. W końcu je otworzył i położył dłonie na biodrach patrząc gdzieś w sufit. Oczy wykonywały mu krótkie ruchy gdy szukał rozwiązania tego problemu. Wreszcie lekko pokręcił głową i znowu wrócił spojrzeniem wprost do Parcha.
- Nie mogę na to pozwolić. - odpowiedział w końcu patrząc na nią poważnie i uważnie. - Nic nie róbcie. To rozkaz Black 8. Wracaj do reszty. Zaraz do was przyjdę. - odpowiedział lekko kiwając głową w bok w stronę pozostałych Blacków.

Przez złote oczy przelała się fala ironii, ruda głowa przekrzywiła się w bok wciąż z tą samą miną.
- Wiesz gdzie mam rozkazy, no nie? - zaakcentowała pytanie uniesieniem jednej brwi i szybko spoważniała. Mogli sobie robić pod górkę, lecz nie o to w tym wszystkim chodziło - Nie ruszę ich. Póki nie dojdziemy do fury. Ale potem - rozłożyła bezradnie ramię w geście “no co ja mogę?” - Nie pozwolę żeby przez nich zginął któryś z moich ludzi. Powiedziałam że ich z tego wyciągnę. Jak was z kanałów. Zawsze dotrzymuję słowa - zmrużyła oczy robiąc krok w tył, a potem drugi i jeszcze jeden. Pies miał nad czym myśleć, ona też. W najgorszym wypadku będą trzy, zamiast dwóch trupów. Diaz z Ortegą sobie poradzą, Harcereczka jako maskotka mundurowych też.

- Wiesz, że jmogę wyegzekwować moje rozkazy no nie? - porucznik odwzajemnił ten sam ton i spojrzenie jakim uraczyła go Black 8. - Nie pozwolę by w oddziale jakim ja dowodzę dochodziło do samowolki i podobnych incydentów. A teraz wracaj do reszty i czekajcie na mnie. - Raptor wydawał się być tak poważny jak i podminowany całą tą rozmową i jej konsekwencjami.

- Możesz mnie zabić. Ale jesteś z tych porządnych - o dziwo saper wydawała się mało przejęta podobnym rozwiązaniem. Wzruszyła ramionami i cofnęła się, robiąc obrót przez lewe ramię. W ciszy pokonała trasę do Dwójki i Siódemki, stając między nimi. Nie uśmiechało się jej robienie Hollyardowi pod górkę, lubiła gnoja. Oboje wiedzieli jak inaczej będzie to wyglądać i oboje tego nie chcieli.

Raptor wrócił do grupki czekających Blacków po kilku minutach. Wyraz twarzy miał poważny i nie zapowiadało się by miał przynieść dobre wieści. Popatrzył przez chwilę na każdego z ocalałej piątki skazańców. Zakończył tą lustrację na dwóch z nich. Poruszył chwilę nozdrzami, zacisnął usta w wąską linię ale gdy się odezwał głos brzmiał mu oschle i pewnie.

- Obroża Black 4 i Black 0. Za działanie na szkodę oddziału, kara dyscyplinarna III-go stopnia. - odezwał się patrząc na wymienionych Parchów. Zanim ktokolwiek z tej piątki zdążył zrobić cokolwiek czy choćby powiedzieć zadziałały automaty. Komputery i maszyny jak zwykle miały nieporównywalnie szybszy czas reakcji niż ludzie. Od dwóch mężczyzn doszedł odgłos dość cichych wybuchów gdy Obroża zdetonowała swój ładunek. Ten ukierunkowany do wewnątrz prawie odciął głowy skazańców od reszty ciała. Dwa bezwładne ciała upadły na posadzkę terminala a z ich śmiertelnych ran szybko powiększała się czerwona kałuża. Porucznik Raptorów patrzył chwilę na dwa bezwładne już ciała ale w końcu się odezwał znowu.

- Zabierzcie od nich co się da. Ciała zostawcie, ktoś się nimi zajmie. Zbiórka w ciężarówce za dwie minuty. - powiedział oschle i poszedł w stronę ciężarówki. Zamieszanie i śmierć dwójki skazańców wywołała chwilę konsternacji wśród mundurowych. Ale gdy porucznik ruszył się z miejsca wszyscy przeszli nad tym obojętnie do porządku dziennego. W stronę uszczuplonej grupki Blacków podeszło dwóch żołnierzy najwyraźniej czekając kiedy będą mogli zabrać ciała.

- Macie wszystko? - lektor Obroży Ósemki zadał jedno proste pytanie, podczas gdy jej właścicielka omiotła orientacyjnie wzrokiem parę Latynosów.

Odpowiedział jej pomruk aprobaty, po którym nastąpił szeroki wyszczerz, przecinający twarz Diaz jakby czaił się tam cały czas.
- Claró que si! - zarechotała, ruszając do kabaryny. Po drodze nie omieszkała splunąć na ciała Połyka i Tatuśka -Chodź Wujaszku! Wreszcie jedziemy coś rozjebać!

Pochód zamykała Nash, wciąż zgrzytając zębami pod nosem. Nie podobało się jej zastosowane przez psa rozwiązanie, niepotrzebnie się wpierdalał. Sami powinni to załatwić, nie wysługiwać się Obrożami. Śmierdziało tchórzem, co jeszcze mocniej ją wkurwiało. Pamiętała jednak co jeszcze miała załatwić przed wyjazdem. Odpaliła komunikator, wybierając jako odbiorę wiadomości Brown 0.
"Patino. Mahler. Hollyard. Hassel. Sara. Muszą stad zniknąć." - wystukała ładując się do auta - "Zajebią ich tutaj byle upierdolić sprawie łeb przy samej dupie. Zastanawiałaś się po co na takim zadupiu system pokroju Guardiana? Coś tu chowają i poświęcą chłopaków byle to ukryć. Pogadaj z tym swoim ruskiem w garniaku. Jak przyjedzie taksówka niech ich też zabiorą. Jest też Conti. Ją biorę na siebie. Chyba mam pomysł. Ale ty też z nią pogadaj. Zrób dobre wrażenie" - uśmiechnęła się pod nosem i dodała na koniec - "Jesteśmy w kontakcie. Uważaj na siebie."


 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 12-02-2018 o 01:33.
Zombianna jest offline