Zbysław przez chwile nie wierzył własnym oczom, uszom, jelitom i... no wszystkiemu, co jest w jego ciele. Nie spodziewał się, że jego ciało jest zdolne do takich rzeczy, może płynie w nim krew jakiegoś bóstwa? Coś gdzieś kiedyś mu te karzełki opowiadały po pijaku, jakoby jakiś bóg pilnował bekania i srania... Gumburarar, czy jakoś tak. Potwierdzeniem na to może być, że ten w kącie chyba bije mu pokłony...No! W końcu ktoś go szanuje, ale i tak ma ochotę wsadzić temu Patrysiowi kiełbasę w otwór dupny, za to, co mu zrobił. Kontrakt nie uwzględniał napinania jego mocy przerobowej do maksymalnych granic, chociaż nie jest tak źle...Przez kilka sekund już spisywał testament w łepetynie. Zastanawiał się tylko, jak toksyczne muszą być jego wyziewy, że unicestwiły taki syf...No i gdzie on się w zasadzie podział...AAALELEE to już za dużo na jego pijaną główeczkę,potem o tym pomyśli, gdy już mu promile trochę spadną, a jak już przy alkoholu jesteśmy...
Amatorski czarodziej gdy tylko usłyszał o wyprawie do króla, to zwymiotował wiele, wiele promili ze swojego ciała...i jeszcze parę innych rzeczy, ale podobno obie nerki nie są potrzebne. Gdy tylko w głowie przestało mu dzwonić od eksplozji, to odepchnął tego pięknisia od siebie i tylko burknął.
-Spierdalaj. - mówiąc to wstał, otrzepując swoją kieckę, ale chyba niewiele to dało, bo ręce miał jeszcze bardziej ufajdane. - Trza chyba iść. -mówiąc to zaczął rozglądać się oniemiały po niesamowicie czystym (w porównaniu do poprzedniego stanu) kibelka.
Chyba rzeczywiście jego żołądek produkuje magiczne gazy, bo po gównie ani śladu. Zobaczył proszącą o kibel Lucynencje i przez chwilę nie wierzył własnym oczom.
-Ten kibel nas próbował zabić... Wpierw wypędził stąd króla, potem nas zaatakował bronią atomową i rozwalił twój motor. Okazało się jeszcze, że jest sranibalem. Nie będziemy targać tego porcelanowego klozeta ze sobą.
Odwrócił się od elfki i zaczął rozglądać po wnętrzu. Chyba coś zgubił...
Zbysio zorientował się co. Począł gorączkowo szukać swojej lasencji, a gdy w końcu ją znalazł to oniemiały wziął oba kawałki do ręki i po raz pierwszy na tej wyprawie z jego oczu poleciała mała spirytusowa łezka.
-Tyle przygód, tyle niebezpieczeństw razem przeżyliśmy... - wyszeptał tylko nad różdżką i dodał po dłuższej chwili sam dla siebie. - A znajdę sobie nową, ten szmelc i tak nie był magiczny.
Wyrzucił oba końce za siebie i ruszył w stronę wyjścia, krzycząc do swych towarzyszy i upychając magiczną księgę gdzieś za pasem. -Ruszajcie te obsmrodzone zadki, chciałbym się już umyć... |