Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2018, 22:46   #3
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Zaiste, straszliwy to przeciwnik książę, na szczęście pokazaliśmy, że walka z nim jest możliwa. A jeżeli bogowie okazali nam łaskę i z niewiadomych przyczyn ghule wstrzymały swoją ekspansję, to musimy to wykorzystać i zaprowadzić ład i porządek w Glimmerfell, potem będziemy mogli sięgnąć dalej. - Kontynuował Rashad, w przeciwieństwie do swoich kompanów okazując księciu szacunek, jaki w Viridistanie mógłby okazywać wyższemu rangą arystokracie, co oczywiście nie oznaczało, że całkowicie mu zaufał i nie należało mieć oczu dookoła głowy.

- Wyruszymy niezwłocznie na poszukiwanie waszego kapłana, jednak jeszcze jedna sprawa - poszukujemy dwóch khazadrugarów którzy do nas dołączyli po drodze do Glimmerfell, po tym jak ich miasto zniszczyły ghule i którzy zaginęli gdzieś w tej okolicy. Czy Zuchwałemu Stadu jest znany ich los, podobnie jak los zaginionych ostatnio gnomów, o których słyszeliśmy?

- Te zaginięcia... To tylko pozory - odparł książę. - Gdybyście wzięli z “Kilofa i Latarni” listę nazwisk zaginionych, każdego z nich... Mógłbym wam przedstawić. Jeden po drugim gnomy dołączają do nas, gdy tylko zrozumieją, że nie jesteśmy potworami, a nową nadzieją dla Glimmerfell, choć to nieraz bolesny i szokujący proces.

- Nie wiem natomiast, co stało się z waszymi towarzyszami, ale mam najgorsze przeczucia. Nieprzyjaciel musi o was wiedzieć i musi mieć wobec was groźne zamiary.

“To już wiemy” pomyślał Oscar. Wolałby nie wtrącać się w dyskusję, jednak jego kompani pomijali, jak na razie, bardzo ważną dla Skandyka kwestię. Wystąpił luźno parę kroków do przodu, wyłaniając się zza Rashada.

- Więc wygląda na to, że czas nas nagli. Nie zrozum mnie źle książę, wolę po prostu czyny od słów, dlatego chciałbym zabrać się już do roboty. Jesteśmy jednak kompanią najemniczą i mimo, że działamy w słusznej sprawie, potrzeba nam środków, by tę pracę kontynuować. Zadanie, które nam powierzasz nie należy do łatwych, dlatego oczekujemy, że zapłata będzie równie sowita. Na co możemy liczyć, jeśli misja się powiedzie, to znaczy przyprowadzimy Rubina całego i zdrowego? - Oscar starał się ostrożnie dobierać słowa, szczególnie odnośnie warunków wykonania zadania.

Książę porozumiewawczo kiwnął głową Skandykowi.

- Każdy członek "Grzmiącej Pięści" nie wyjdzie na tym gorzej niż gdyby otrzymywał tysiąc światełek dziennie - oświadczył głośno Gordfast. Kwota zaparła dech w piersi i gnomów, i szczurołaków. Dla wielu z nich były to niewyobrażalne środki. Światełkiem nazywano bliżej nieokreślony pieniądz towarowy. Zasób, który pozwalał utrzymać podróżnikowi światło przez jedną godzinę czasu, co w Podmroku miało bardzo namacalne znaczenie, gdyż żaden jego mieszkaniec czy obieżyświat przez tę krainę podróżujący nie mógł polegać na cyklu dnia i nocy. Powierzchniowcy dystanse w Podmroku odmierzali nieraz ilością utraconego światła. Tysiącowi światełek równoznaczna była ilość pochodni i oleju, której nie potrafiliście sobie wyobrazić. Łatwiej do wyobraźni przemawiały wam złote monety. Wychodziło sto złotych monet dziennie, czy to rilików Warowni Grzmotów, czy wezyrów Miasta-Państwa.

Rashad skinął głową, nieco zaskoczony hojnością księcia. Czyżby ktoś w końcu docenił umiejętności Srogiej Pięści? Spojrzał na towarzyszy, miał wrażenie że podana suma zmniejszyła ich opory wobec współpracy ze szczurołakami.

- Mądra oferta, książę. W takim razie myślę, że mamy porozumienie. Wracamy przygotowywać się do wyprawy, rozumiemy że kilku dobrych zwiadowców ze Stada wyruszy z nami.

- A zatem wyruszacie niebawem? To dobrze. Nie powinniście odwlekać tej wyprawy. Nawet najlepszy żongler nie potrafi żonglować zbyt długo wieloma piłkami - podsumował Gordfast. - Ostateczne szczegóły dotyczące wymarszu uzgodnicie po drodze z Dalaldem, Nordardem i Bordertem. Bracia - zwrócił się książę do wspomnianej trójki - odprowadźcie naszych gości. I naszych bohaterów - dodał - o których z pewnością powstaną niezliczone ballady.



“Bohaterowie, o których z pewnością powstaną niezliczone ballady.” Pomimo tego, co powiedział książę, trudno było czuć się bohaterami, będąc mokrymi od ścieków. Wracając do “Kilofa i Latarni”, jedynego przytulnego miejsca w Glimmerfell, czuliście dyskomfort z powodu wilgotnych nogawek. Jedynie Dalald, Nordard i Bordert zdawali się tym nie przejmować, co was wcale nie dziwiło. Mieliście zresztą na głowach zbyt wiele innych trosk, żeby jeszcze przejmować się wpływem likantropii na higienę svirfneblinów.

Eol nagle, bez żadnego powodu potrząsnął tą przepełnioną zgryzotami głową i stanął, podnosząc broń i gapiąc się na pozostałych. Wyglądał jakby kręciło mu się w głowie, ale przecież nie podparł się dłonią o ścianę, nie był zmęczony ani nie brakło mu wody. Gapił się oszołomiony tak jeszcze przez chwilę, po czym przymrużył spokojnie powieki. Awanturnicy nie mieli pojęcia, że drakon jako jedyny usłyszał... Głos. Trudno było mu stwierdzić, skąd dobiegał. Dyskretnym gestem smokorodny dotknął - niewidzialnego zresztą - pierścienia o przedziwnym oczku. Pogładził tanzanit ukształtowany na podobieństwo miniaturowego mózgu, otwierając w ten sposób swój umysł na telepatię.



Magiczny pierścień Eola

- Eks-kapitanie Czarna Łuska, w imieniu króla Ardina Złotobrodego, ja, Nain, Kształtujący Dusze Krzepkiego Ludu z Warowni Grzmotów, nakazuję ci meldować postępy w misji - “z tej cuchnącej dziury, do której wpadłeś”, dodałby pewnie Nain, gdyby magia czy bliskość gnomiego króla go nie ograniczała. Eoldriereit przypomniał sobie starego krasnoluda o ostrym języku, którego lubił. Drażnił go i obrażał jak inni brodacze, ale w jego ustach brzmiało to jednak inaczej - niczym psotne dokuczanie starego przyjaciela. Nie odnosił się do drakona, obcego, z zaciętą nieufnością, tak, jak reszta.

Eol jednak szybko oprzytomniał z pociesznych wspomnień. Wyobraźnia odtwarzała raz po raz cichy wyrok śmierci, jaki wydali na niego Nain i podobni jemu, dobrze usytuowani krasnoludowie. Wszystkie epickie opowieści, których Eol słuchał w salach uczt Thunderhold, już dawno stały się dla nich jedynie kolejną gałęzią handlu, nowym rzemiosłem, materiałem do tworzenia historycznych narracji stawiających ich w jak najlepszym świetle. Czyżby krasnoludzka szarańcza zwęszyła właśnie kolejny pokarm?
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 13-02-2018 o 23:59.
Lord Cluttermonkey jest offline