Küchler stał na środku obozu wyciszając się z zamkniętymi oczami, a kiedy uznał, że żadne przeszkadzające myśli i uczucia nie zamącają mu głowy dobył miecza i rozpoczął trening. Krok po kroku, ruch za ruchem, oddech za oddechem… kata połączone z medytacją było jedynym co teraz zajmowało mu umysł i ciało. Musiał przekonfigurować wszystkie czakry, a ten trening był do tego stworzony.
Minuty mijały jedna po drugiej. Potem kwadranse. Po godzinie był wyczerpany. To ciało nie było idealne, nie w tym świecie, ale zmęczenie fizyczne było czymś wspaniałym. Ekstatycznym wręcz. Schował więc miecz do pochwy przy pasie i rozejrzał się wokoło. Ciężko było mierzyć czas w transie, gdzie minuty mogły być kwadransami, a kwadranse minutami. Pora była się zorientować w otoczeniu i… wziąć prysznic.
Choć nie. Ważniejsze było znaleźć miejsce do spania. O prysznicu pomyśli kiedy już znajdzie zakwaterowanie. Z tą myślą i z już ciemniejącym na poważnie niebem udał się w stronę namiotów w południowej części obozu. Ciekawe tylko czy znajdzie wolny namiot, czy przyjdzie mu raczej pytać o nocleg?
Wtedy jednak dostrzegł kątem oka przy “łaźni”, a dokładniej przy jednym z pieców postać. Cóż, wiedział, że już było późno, więc szanse na to, że znajdzie relatywnie wolny namiot są nikłe… ale nic nie szkodziło temu, by porozmawiać z kimś “przy okazji”. Sęk w tym, że w nikłym świetle ciężko było dostrzec kto tam przesiadywał. Cóż, zresztą i tak miał wziąć prysznic, nie? Z tą właśnie myślą ruszył w kierunku pryszniców.