Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2018, 09:06   #31
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Zaczekaj! - Gdy Henri postanowił wyruszyć by zarezerwować dla siebie wolny namiot Lela zerwała się co sił (a wiele ich już nie miała) by potruchtać za nim. Lekko przygarbiona pod ciężarem szybko zarzuconego tylko na prawe ramię plecaka i z obolałymi nogami przypominała trochę kaczkę.
- Tak sobie pomyślałam, że może w jakimś namiocie będą akurat dwa wolne miejsca i może byś zechciał wtedy żeby to drugie było dla mnie - wydyszała jednym tchem.
- Zawsze będziesz mile widzianym gościem - odparł Claude-Henri. - A raczej współlokatorem. Współlokatorką - poprawił się. - Pomóc ci z tym tobołkiem?
Leokadia zsunęła plecak z zamienia i podała Henriemu.
- Każda kobieta zawsze ma taki problem, to chyba cecha wspólna kobiet, że nie wie co spakować i pakuje znacznie za dużo a na dodatek później i tak nie wie co gdzie jest w jej kobiecej torbie. Za nic się nie wyróżniam.
- Jeśli tylko nie będziesz tego wszystkiego zabierać ze sobą na dłuższe wycieczki - odpowiedział, nie wnikając w tajniki kobiecych sposobów pakowania się - to raczej nie powinno być problemów.
Zajrzał do pierwszego z brzegu namiotu, lecz ten wyglądał zdecydowanie na zamieszkały. Dopiero czwarty sprawiał wrażenie 'bezludnego'.
- Miejsce przy drzwiach, czy w głębi, koło okna? - spytał, wskazując tylną ścianę namiotu.
- Zdecydowanie w głębi. Przy drzwiach chyba bym nie zmrużyła oka - odpowiedziała Lela.
- Nie sypiałaś nigdy przy otwartym oknie? - zagadnął, równocześnie zajmując łóżko sąsiadujące z tym, które wybrała dziewczyna.
- Sypiam głównie przy otwartym. Ale tu jest inaczej. Przez lekko otwarte okno może wlecieć mucha po której ugryzieniu będę świecić na zielono całą noc - wymyśliła w żartach. Podeszła do Henriego po swoje rzeczy.
- Bardzo dziękuję za pomoc - uśmiechnęła się w podzięce. - Marzę o ciepłym, długim prysznicu.
- Jeśli potrzebna ci pomoc w tej dziedzinie, to zawsze możesz na mnie liczyć - zapewnił. - Od dawna się zastanawiałem, jak zdobyć sprawność łaziebnego - dodał żartobliwym tonem.
Leokadia zaczęła przeszukiwać plecak w poszukiwaniu czegoś najwyraźniej niezwłocznie jej potrzebnego. Część rzeczy wylądowała na łóżku. Były to przeważnie ciuchy czy bielizna. Jedne majtki koloru fioletowego przypadkiem wylądowały u stóp łóżka. Leo nie zwróciła na to uwagi szukając dalej.
- Tego szukasz? - spytał Claude-Henri, schylając się po 'upadłą' część bielizny.
- O tak to też… - dziewczyna odebrała swoją część bielizny nawet przy tym lekko się rumieniąc co nieźle współgrało z fioletem włosów.
- Zapomniałam wspomnieć, że jestem raczej bałaganiarą. Chociaż zwykłam mówić, że nigdy nie mam czasu na tak przyziemne rzeczy jak sprzątanie.
- Mi to nie przeszkadza. - Claude-Henri zdawał się nie przejmować tą wadą swej współlokatorki. - W razie czego wszystkie zabłąkane rzeczy będę kładł na twoim kufrze. - Wskazał skrzynię, która (zapewne) miała zastępować szafę.
- Kufer. - Leokadia zawiesiła na moment wzrok na meblu zupełnie jakby doznała olśnienia. Po tym wraz z plecakiem podeszła do ów mebla. Otworzyła.
- Pusty - stwierdziła, po czym przechyliła plecak do góry nogami nad kufrem. Szybki sposób przepakowywania plecaka musiał być skuteczny o tyle, by Lela w końcu wyciągnęła z triumfem jakiś ciuch i szlafroczek.
- Myślisz, że będą tam ręczniki?
- Jeśli zapomnisz ze sobą zabrać, to będziesz wracać goła i mokra - odparł Claude-Henri. - Dali nam, na szczęście.
Na stojącym obok jego łóżka taborecie leżały dwa ręczniki i kostka mydła. Był pewien, że Lela ma taki sam zestaw. Bo chyba nie dali jednego kawałka mydła na cztery osoby...
- Mmmh... - Dziewczyna machnęła ręką. - Nie byłoby na co patrzeć. - Wyrzuciła do skrzynki resztę rozsypanych na łóżku rzeczy zostawiając tam tylko gruby skórzany notes z przyczepionym do niego srebrnym długopisem. I jej zestaw kąpielowy znalazł się, po prostu zasłonięty kocem i rzeczami.
- Pewnie się mylisz. - Mężczyzna zrobił powątpiewającą minę. - Ale nie sądzę, byś chciała to sprawdzić doświadczalnie.
- Paradować nago po obozie pierwszego dnia po przybyciu? Zasłynęłabym czymś innym niż doktoratem, dwoma magisteriami i innymi pierdołami. Sława do końca świata. - Rozbawiona fioletowłosa wyszczerzyła się do mężczyzny. - No jestem gotowa - dodała. W dłoniach miała już ręcznik, mydło i inne klamoty by iść pod prysznic.
- Może najpierw sprawdzimy, czy jest zimna woda? Ciepła... - poprawił się natychmiast. - Zimna jest z pewnością.
- Oh nie! - jęknęła cicho Leokadia i wyraźnie podupadła na kąpielowym entuzjazmie. - Kocham gorące kąpiele… po takiej podróży taka kąpiel… - westchnęła. - Na pewno nie będzie tu ciepłej wody.
- Zostaw więc to wszystko - zaproponował. - Zobaczymy, jak wygląda sytuacja. Jeśli ktoś przygotował gorącą wodę dla spragnionych kąpieli wędrowców, to zarezerwuję jedną kabinę i dopilnuję, by nikt nie zużył całej wody. Ty w tym czasie przyniesiesz ręczniki. Jeśli wody nie będzie, to jakoś zorganizujemy ciepłą i będziemy mogli zmyć z siebie trudy podróży.
Dziewczyna przytaknęła. Pozostawiła więc wszystkie rzeczy, by wraz z Henrim opuścić namiot i udać się w stronę pryszniców. Nadzieja na wymarzoną ciepłą kąpiel opuściła ją jeszcze nim wyszli z namiotu.

"Kabiny prysznicowe" były cztery, a każdą stanowił zadaszony namiot z przedsionkiem i podłogą, którą stanowiła krata z heblowanych desek, zaś prysznic stanowiła zawieszona pod sufitem konewka z przywiązanym do niej sznurkiem. Wystarczyło nalać do niej wody, pociągnąć...
Ale że z pustego nawet Salomon nie naleje, zatem w tym momencie o prysznicu można było tylko pomarzyć.
Przed namiotami, bo te stały frontem do okólnika dla koni, znajdowały się dwa nieduże paleniska, obok których stały niewielkie kociołki, na oko mogące pomieścić tyle wody, że można by napełnić trzy konewki. Wystarczyło rozpalić ogień, napełnić kociołek, a potem tylko cierpliwie poczekać, aż woda się zagrzeje.
I pilnować, by nikt inny nie zaopiekował się kociołkiem...
Lela rozsiadła się po turecku, przyglądając się jak Henri rozpala ogień. Przyglądając się płomieniom, które zaczęły się pojawiać. Przyglądając się Henriemu. Nic jednak nie mówiła. Po chwili przymknęła oczy w myślach obiecując sobie, że tylko na kilka sekund…

Zwykle tak jest, że im bardziej człowiek na coś czeka, tym bardziej nadejście owego 'czegoś' odwleka się w czasie. Czekanie na to, aż woda się zagotuje, należało do najbardziej oczywistych przykładów tego zjawiska. Claude-Henri zdążył parę przynieść kolejne dwa wiadra wody, dorzucić do ognia raz i drugi, a potem trzeci, a uparta woda za nic nie chciała się zrobić cieplejsza.
Gdyby nie to, że Lela pogrążyła się w rozmyślaniach, lub (co było nawet bardziej prawdopodobne) zdrzemnęła się nieco, chwyciłby za toporek i rozprawiłby się z paroma klockami drewna, by kolejny spragniony kąpieli uczestnik wycieczki miał łatwiejsze życie.
Nie miał jednak serca, by wyrywać dziewczynę z marzeń, dlatego też przysiadł niedaleko niej, zastanawiając się, co będzie szybciej - woda, czy przebudzenie.
Wygrała woda.
Do stanu gorącości było jej daleko, ale wszak nie musiała mieć stu stopni Celsjusza. Odrobina zimnej i była w sam raz.
Dotknął ramienia Leli.
- Czy, jak w porządnej bajce, budzi się ciebie pocałunkiem? - spytał. Niezbyt głośno zresztą.
Pierwszy odpowiedzi udzielił mu uśmiech dziewczyny, jeszcze nim ta otworzyła oczy. Zawstydziła się znów, o czym świadczył kolejny lekki rumieniec.
- Tylko i wyłączenie - odpowiedziała. - Przepraszam, powinnam była ci pomóc. Znów zrobiłeś wszystko sam. - Zwróciła w jego stronę głowę już z otwartymi zielonymi oczami.
- Przy najbliższej okazji jakoś się zrewanżujesz - odparł Claude-Henri. - W końcu to nie ostatni raz, gdy coś będziemy robić razem. To co? Prysznic? Możesz wziąć to wiaderko w ramach pomocy - zaproponował.
“Oby nie ostatni” - pomyślała Lela.
- Tak jest szefie. - Fioletowowłosa nieśpiesznie wstała. Zgodnie z prośbą Henriego wzięła wiaderko. - I przyniosę ręczniki.
- A ja zajmę dla nas kabinę - odparł Claude-Henri, dopiero po sekundzie orientując się, że mogło to zabrzmieć nieco dwuznacznie.

Leokadia uwinęła się dość szybko. Minęło zaledwie kilka chwil gdy wróciła niosąc dwa zawiniątka.
- Tu jest twój ręcznik, mydło i bielizna… pozwoliłam sobie, mam nadzieję, że nie był to zbyt śmiały gest - odparła podając Henriemu tobołek ze swojej prawicy.
- Jesteś prawdziwym skarbem - stwierdził, zabierając zawiniątko.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2018 o 09:16.
Wila jest offline  
Stary 15-02-2018, 09:18   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W przedsionku czekały już dwa wiadra z bardzo ciepłą wodą i jedno z zimną, oraz jedno puste, dzięki któremu można było dopasować temperaturę do indywidualnych życzeń. To ostatnie po chwili było niemal pełne.
- Dolać ciepłej czy zimnej? - spytał.
- Ciepłej - odpowiedziała dziewczyna uprzednio sprawdzając dłonią jaka jest temperatura. - Podobno za ciepłe kąpiele nie są zdrowe, ale co mi tam.
Claude-Henri spełnił prośbę, po czym napełnił konewkę, spełniającą rolę prysznica.
- Używaj do woli. W razie czego doleję - powiedział.
- Bardzo dziękuję! - odparła z entuzjazmem. Henriemu brakowało tylko białego konia do ideału rycerza spełniającego marzenia. Ale za spełnienie tego o ciepłej kąpieli po tej długiej podróży Leokadia miała ochotę go wyściskać. Z trudem powstrzymała się od tego. Euforię jednak było widać. Większość rzeczy zostawiła w przedsionku, by nie zmokły. Ze sobą zabrała ręcznik i mydło.
- Następnym razem weźmiemy taboret - oznajmiła.
- Po co ci taboret?
- Bo nie ma tu wieszaka na rzeczy. A może coś by dorobić...hmmm...
- Sznurek, jeśli jakiś pożyczymy od wojska - zaproponował Claude-Henri. - Poza tym w namiocie też się taki przyda. A na razie... potrzymam. Albo ułożę w kosteczkę na butach.
Leokadia zniknęła w kabinie prysznicowej.
- Ułożyć…
Słychać było, że dziewczyna pośpiesznie się rozbiera.
- Pewnie brałeś nie raz prysznice w gorszych warunkach?
"I w gorszym towarzystwie", pomyślał.
- Trudno to było nazwać prysznicem - odparł. - Ale jeśli lecą na ciebie setki litrów wody, bo stoisz pod wodospadem, to wrażenie jest wspaniałe. Tyle, że woda bywa czasem chłodna - dodał.
Leokadia nic nie odpowiedziała. Ciężko było to zrobić gdyż właśnie w tej chwili wyobrażała sobie Claude-Henriego pod wodospadem niczym baśniowego Tarzana. Scena jak z filmu zajmująca wyobraźnię uciekła jednak wraz ze świadomością, że bez ciuchów robi się coraz zimniej. Pośpiesznie te ściągnięte z siebie zaczęła przewieszać przez ściankę kabiny.
- O rzesz jak zimno… brrr…
W tej chwili Claude-Henriemu przyszło do głowy, że bez niego Leli byłoby znacznie wygodniej. Ze spokojem mogłaby się rozebrać w przedsionku, po wcześniejszym zasznurowaniu drzwi.
- Pora skorzystać z prysznica. Zrobi ci się cieplej - zasugerował.
Sam zimna nie odczuwał, ale nie zamierzał zaproponować podzielenia się ciepłem. Zdecydowanie nie wypadało.

Lela wyszła spod prysznica owinięta ręcznikiem dość szybko. Ciepła woda była przyjemna ale wyczerpała się dość szybko a powietrze na zewnątrz teraz wieczorem i gdy było się mokrym wcale nie ogrzewało.
- Jak? Lepiej? - spytał Claude-Henri, gdy szum lecącej z prysznica wody ustał. - Nie trzeba dolać więcej?
- Nie, nie. Dziękuję bardzo. Jesteś większy na pewno drugie wiadro się nie zmarnuje - odpowiedziała dziewczyna. - No dalej. Ubiorę się i poczekam tu na ciebie.
Claude-Henri już wcześniej pozbył się butów i bluzy, ledwo więc Lela wyszła z kabiny, on zabrał ręcznik i mydło, oraz oba wiadra z wodą i wszedł do środka, poświęcając po drodze kilka sekund, by przyjrzeć się dziewczynie.
Jego uwadze z pewnością nie umknął niewielki tatuaż na plecach.


No i piegi. Były nie tylko na jej twarzy. Obsypały też ramiona.
Gdyby nie wzrost Lela nadałaby się na modelkę. Za chuda w wielu miejscach.
- Czy ta ptaszyna ma jakieś symboliczne znaczenie - spytał, napełniając konewkę - czy po prostu ci się spodobała?
- Koliber to najmniejszy ptak świata - odpowiedziała Leokadia. - Wybrał go dla mnie przyjaciel. Ten tatuaż to symbol buntu przeciwko rodzicom. Stare dzieje. Chyba każde dziecko przechodzi taki okres. Zrobiłam go krótko po tym jak przyjechaliśmy do Francji na stałe.
- Ładny - stwierdził Claude-Henri, przewieszając spodnie i pozostałe części garderoby wraz z ręcznikiem przez przegrodę oddzielającą obie części 'łazienki'. - W jakiś sposób pasuje do ciebie.
Plusk wody poinformował dziewczynę, że jej towarzysz rozpoczął kąpiel.
Dziewczyna przebrała się do spania w zielony dresik a na niego zarzuciła ciepły kremowy szlafrok. Kaptur wykorzystała by zasłonić mokre włosy. Z tobołkiem rzeczy, które wcześniej miała na sobie, czekała aż Henri skończy.
Dwa wiadra to nie ocean, więc kąpiel nie trwała długo. Po chwili Claude-Henri wyszedł z części prysznicowej, zawinięty, podobnie jak wcześniej Lela, w ręcznik.
- Bądź grzeczną dziewczynką i nie podglądaj - poprosił.
- Yyymmm, jasne. Tak. Poczekam na zewnątrz - Lela odwróciła się pośpiesznie, zupełnie jakby już podejrzała. Po tym wysunęła się z namiotu.
Nie musiała czekać zbyt długo.
Wnet z namiotu wyszedł Claude-Henri, niosąc swoje rzeczy i wiadra, które odstawił na swoje miejsce.
- To chyba jest nasza pralka - powiedział, wskazując na stojącą nieopodal miskę i towarzyszącą jej tarę. Musiał przyznać, że ten sposób prania znał raczej z opowiadań, niż z praktyki.
- Mogę jutro wyprać nasze rzeczy. Ale dziś już na pewno nie. Padam. - Lela zawiesiła na chwilę wzrok na “pralce” i westchnęła. Tego właściwie się spodziewała. Jakże przyzwyczajeni byli do prądu…
- Czyżbyś zrezygnowała z udziału w uroczystej kolacji, urządzonej na naszą cześć? - żartobliwym tonem spytał Claude-Henri.
Widać było, że Lela jest zmęczona, a prysznic, choć ją odświeżył, to nie dodał jej sił.
Dziewczyna jęknęła.
- Uroczysta kolacja, może jeszcze dyskoteka i fajerwerki… Nie no… - westchnąła. - Pójdę zjeść jakąś kanapkę i spadam spać. Byle szybko.
- I z kim będę tańczyć przy dźwiękach tam-tamów? - spytał z udawaną rozpaczą Claude-Henri. - Już mnie porzucasz...
Leokadia uśmiechnęła się do Henriego na chwilę dłużej zawieszając na nim wzrok.
- Jeśli będą tam-tamy obiecuję wytrwać tyle ile dam radę by cie nie porzucić - odpowiedziała.
- Trzymam za słowo. - Claude-Henri odpowiedział uśmiechem.

- Zresztą… jestem pewna, że znalazłoby się kilka chętnych - powiedziała Lela, chwilę później gdy doszli już do “czwartego” namiotu.
- Tak mnie oddasz w obce ręce? - Odchylił 'drzwi' od namiotu.
- Tego nie powiedziałam. - Fioletowłosa puściła oczko do swojego towarzysza, po czym przeszła przez wejście.
Póki co namiot nie miał dodatkowych gości. Lela ruszyła w stronę zarezerwowanego przez siebie łóżka.
Claude-Henri poszedł w jej ślady, wybierając oczywiście swoje łóżko polowe. Rozwiesił ręczniki na oparciu, po czym spojrzał na dziewczynę.
- W tym szlafroczku zaprezentujesz się wszystkim? - spytał.
Lela rozchyliła teatralnie szlafroczek.
- Mam dresik, tylko włosy niech przeschną. Jeszcze chwila została, prawda?
Claude-Henri rozłożył ręce.
- Nie mam pojęcia, prawdę mówiąc. Ale jestem pewien, że usłyszymy, gdy rozpocznie się uczta. Możesz się spokojnie szykować.
- Chciałbyś się przespać… to znaczy zdrzemnąć? - zapytała siadając na swoim łóżku. - Przed ucztą?
- Nie, jakoś wytrzymam... Ale ty się nie krępuj - odparł.
Fioletowowłosa skinęła głową. Położyła się na łóżku nawet się nie przykrywając i zdaje się zasnęła szybciej niż Henri zdążyłby wypowiedzieć w pełni swoje imiona i nazwiska.
- Obudzę cię - powiedział cicho Claude-Henri. - Słodkich snów.
Przykrył dziewczynę kocem, po czym zabrał się za porządkowanie swojego ekwipunku.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2018 o 09:28.
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2018, 12:01   #33
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Küchler stał na środku obozu wyciszając się z zamkniętymi oczami, a kiedy uznał, że żadne przeszkadzające myśli i uczucia nie zamącają mu głowy dobył miecza i rozpoczął trening. Krok po kroku, ruch za ruchem, oddech za oddechem… kata połączone z medytacją było jedynym co teraz zajmowało mu umysł i ciało. Musiał przekonfigurować wszystkie czakry, a ten trening był do tego stworzony.

Minuty mijały jedna po drugiej. Potem kwadranse. Po godzinie był wyczerpany. To ciało nie było idealne, nie w tym świecie, ale zmęczenie fizyczne było czymś wspaniałym. Ekstatycznym wręcz. Schował więc miecz do pochwy przy pasie i rozejrzał się wokoło. Ciężko było mierzyć czas w transie, gdzie minuty mogły być kwadransami, a kwadranse minutami. Pora była się zorientować w otoczeniu i… wziąć prysznic.

Choć nie. Ważniejsze było znaleźć miejsce do spania. O prysznicu pomyśli kiedy już znajdzie zakwaterowanie. Z tą myślą i z już ciemniejącym na poważnie niebem udał się w stronę namiotów w południowej części obozu. Ciekawe tylko czy znajdzie wolny namiot, czy przyjdzie mu raczej pytać o nocleg?

Wtedy jednak dostrzegł kątem oka przy “łaźni”, a dokładniej przy jednym z pieców postać. Cóż, wiedział, że już było późno, więc szanse na to, że znajdzie relatywnie wolny namiot są nikłe… ale nic nie szkodziło temu, by porozmawiać z kimś “przy okazji”. Sęk w tym, że w nikłym świetle ciężko było dostrzec kto tam przesiadywał. Cóż, zresztą i tak miał wziąć prysznic, nie? Z tą właśnie myślą ruszył w kierunku pryszniców.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 15-02-2018, 12:44   #34
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Na miejscu w pierwszej kolejności poleciała na poszukiwania wolnego namiotu. Nie miała nic przeciwko towarzystwu, ale zdecydowanie wolała, żeby to ono zajęło miejsca w pierwotnie “jej” namiocie, niż żeby to ona prosiła się o miejsce “u kogoś”. Przeszła przez całe pole namiotowe, już w połowie drogi mocno zrezygnowana, aż w jednym z ostatnich namiotów odkryła całe cztery puste miejsca. Rozpakowała swoje rzeczy, zaścieliła łóżko, żeby nikt nie miał wątpliwości co do tego, czy namiot jest pusty, następnie zrobiła szybki obchód po terenie obozowiska. Lubiła wiedzieć gdzie, co, kto i jak. Z pewnym rozczarowaniem zauważyła, że Claude i Leokadia są niemal nierozłączni. Najwyraźniej mężczyzna lubił typ dziewczyn, który dawał mu w prosty sposób karmić swoje ego poprzez zgrywanie bohatera i wyręczanie biednych, słabych, nieudolnych księżniczek. Alexis za daleko było do typu niesamodzielnej księżniczki, żeby choć rozważyć opcję udawania jej, na rzeczy zyskania sympatii tegoż. Zajrzała wszędzie, gdzie było otwarte i wtedy postanowiła odświeżyć się po podróży. Mimo, że była przyzwyczajona do mycia się w zimnej wodzie, postanowiła skorzystać z kotłów i paleniska, by ją podgrzać. Kocioł był duży i choć nie zapełniła go całego, nie zamierzała stać bezczynnie gapiąc się na taflę wody. Usiadła na ziemi nieopodal, oparła się plecami o ścianę budynku i wyjęła swój szkicownik. Rozejrzała się, szukając odpowiedniego obiektu do przełożenia go na papier, a jej wzrok mimowolnie spoczął na Mikailu, który z pełnym oddaniem trenował na samym środku placu. Czy był to tylko szpan, czy też codzienna rutyna mężczyzny, mimo całej niechęci do niego musiała ona przyznać, że umiał się poruszać i chętnie stanęłaby naprzeciwko niego na ringu. Zerkając to na mężczyznę, to na coraz bardziej pokrytą węglem kartkę szkicownika nie zauważyła nawet, kiedy woda w jej kotle zaczęła intensywnie bulgotać nad ogniem. Z artystycznego ciągu rysowania wyrwał ją dopiero fakt, że obiekt jej natchnienia skończył swój trening. Zamknęła pospiesznie szkicownik, wrzuciła go do kieszeni spodni, spojrzała na kocioł i niemal rzuciła się w jego kierunku, z głębokim zawodem zauważając, że całkiem spora część wody zdążyła się już wygotować.
Alexis odstawiła kocioł z wodą na bok i westchnęła zawiedziona. Z ilością wody jaka pozostała w kotle nie będzie jej dane wziąć gorącego prysznica, a co najwyżej letni. Rozejrzała się, próbując w ciemnościach odnaleźć jeszcze trochę drewna, zamiast tego zauważyła, że mężczyzna wymachujący chwilę wcześniej mieczem teraz właśnie zbliżał się do niej na odległość znacznie bliższą niż ta, którą wolałaby od niego zachować. Przewróciła oczami, zanim jeszcze ten podszedł na tyle blisko, by móc zauważyć ten gest. I po co jej było to całe rysowanie go? Pewnie ją widział i teraz myśli, że ma cichą wielbicielkę. Niedoczekanie. Stanęła nad kotłem w pewnej siebie, wyzywającej, wywyższającej się pozie i spojrzała na niego pytająco.

Küchler zbliżył się do kobiety. Cóż, dobrze wiedzieć, że nie tylko on myślał o higienie, ale jej
mowa ciała dużo mówiła. Ten mur który budowała wokoło siebie był wręcz namacalny. Nie ukrywał przed sobą, że ciekawiło go jego pochodzenie, ale nie miał zamiaru pytać… szczególnie, jeżeli nie chciano o tym rozmawiać. Jak to mówią? Wszystko w swoim czasie?
- Pani… Sorel? Prawda? - zapytał z delikatnym uśmiechem - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

Już przeszkodziłeś, pomyślała, choć powstrzymała się od wypowiedzenia kwaśnego komentarza na głos. Gdyby nie on miałaby gorącą wodę, co zdecydowanie nie sprawiło, że jej sympatia do mężczyzny wzrosła.
- Starczy Alexis - rzuciła od niechcenia. - Zamierzałam właśnie iść pod prysznic, więc możesz się streszczać. Ale jak szukasz szczęścia, to ostrzegam od razu, nie rozdaję.

Brew mężczyzny uniosła się do góry w niemym rozbawieniu. “Interesujące…”
- Mam dość szczęścia by nie kraść cudzego. - powiedział z nutą zadowolenia - Niestety mam też okresy pecha, ale to wtedy kiedy zawiedzie mnie głowa. Jak niedawno. Słyszałaś może, czy ktoś ma wolne miejsce w namiocie? Co prawda wolałbym spać sam, ale źle dobrałem priorytety i trening wziął górą…

Serio? Ze wszystkich, wszystkich nieszczęść, które mogły spotkać ją tego dnia na sam jego koniec musiało trafić się właśnie takie? No przecież, za dobrze było, równowagi musiało stać się zadość. Wspaniały nowy świat, wspaniały dzień, wspaniała pogoda, wspaniały wilk, a nawet pusty namiot… To ostatnie do czasu. Tyle ludzi w obozie, a do niej przylepił się właśnie psychiatra, czy też psycholog, jeden diabeł. Z pewnym trudem powstrzymała ciężkie westchnięcie i przywdziała na twarz wyjątkowo mało sympatyczny uśmiech.
-U mnie są trzy wolne, ale obawiam się, że puszczam w nocy wyjątkowo głośne i nieprzyjemne zapachowo gazy. Nie polecam się do wspólnego mieszkania. - Skłamała na poczekaniu drugą zniechęcającą rzecz jaka jej przyszła do głowy - samo chrapanie mogłoby nie być wystarczające - a jej uśmiech zmienił się na skruszony.

Mikail zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Kobieta coś kręciła, ale nie wnikał. Nie płacili mu za to. Prawdę mówiąc nie płacili ani grosza, był wolontariuszem.
- Z gorszymi przypadkami spałem w jednym namiocie podczas rekonstrukcji historycznych. Uwierz mi, wiem co mówię. - powiedział kojąco - Poza tym, raczej nie mam innego wyjścia prawda?

- Ależ oczywiście, że masz. Zaręczam, że mój namiot nie jest jedynym, w którym znajdzie się wolne miejsce. - Rekonstrukcje historyczne… Wspaniale. Nie dość, że psychopata, czy jak mu tam, to jeszcze historyk. Jak wepchnie jej się do namiotu i postanowi opowiadać historyjki o wątpliwej ciekawości, to naprawdę nie ręczy za siebie. A to by było naprawdę marnie, dać się sprowokować i zamknąć, albo zabić za morderstwo kogoś takiego. Nie warto, no naprawdę, cholera, nie warto.

- Zróbmy tak. Przejdę się i zobaczę, ale jeśli nie znajdę niczego interesującego to zamieszkamy razem. Lubię ciszę i spokój. To co, zgoda? - powiedział psycholog w którego umyśle powoli klarował się obraz Alexis, a dokładniej prawdopodobne warianty zaburzeń.

- Obawiam się, że mimo najszczerszych chęci, nie mogę cię wyrzucić - stwierdziła z żalem, którego już nie ukrywała. - Należy ci się miejsce w namiocie dokładnie tak samo jak i mi, ku mojemu nieszczęściu. Ale z góry ostrzegam, zapewniam bezpieczeństwo tylko pod warunkiem zachowania tej ciszy i spokoju. Jeśli będziesz za dużo gadał, znajdę sposób, żeby wyrzucić cię z namiotu. Jeśli za dużo pytał… - urwała. Może lepiej jednak nie grozić mu odcięciem języka - Nie chcesz się dowiedzieć.

- Nie martw się o to. Jak mówiłem, szukam ciszy i spokoju. - powiedział z uśmiechem… co było szczerą prawdą. Medytacja wymagała ciszy. Zabawne jak los podsuwał mu idealne rozwiązanie, a gadanie? Wiedział kiedy zachować ciszę i wiedział, że z czasem biedna Alexis się do niego przekona. Jednak nie było w jego interesie ją poganiać.
- Woda chyba gotowa, nie sądzisz? - zapytał jeszcze zmieniając temat.

- Aż za bardzo… - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego, zerknęła na kocioł stojący obok nich i wróciła mało przychylnym wzrokiem do swojego rozmówcy. - Idź już szukać tych wolnych miejsc, co? - Zabrzmiało to mniej więcej jak ugrzeczniona forma od “Spieprzaj”. - Najlepiej zanim całkiem wystygnie mi woda.

- Da radę zrobić, ale jak nie znajdę to idę do ciebie, Alexis - powiedział radośnie. Widocznie albo się z nią droczył, albo inaczej znajdował sprawę jako zabawną - To który to twój namiot? Wiesz, zgodnie z naszą niepisaną umową.

- Masochistą jesteś, czy o co chodzi? - Alexis złapała kocioł za rączkę i zarzuciła na przedramie, całkiem uważnie starając się nie dotknąć nim ciała, obrzuciła szybkim spojrzeniem pole namiotowe. - Zacznij od tego. - Rzuciła od niechcenia, wskazując pierwszy lepszy z brzegu namiot. Niby jak mu miała wyjaśnić który to? Jakoś nie zrobiła na nim specjalnych znaków, a na pewno nie będzie prowadzić natręta za rączkę, podczas kiedy woda jej stygnie. - A jak poszukasz, to znajdziesz mój - dodała, nie zwracając już większej uwagi na mężczyznę ruszyła powoli w stronę natrysków przytrzymując kocioł drugą ręką.

Mężczyzna się lekko zaśmiał pod nosem i machając ręką ruszył w stronę namiotów mówiąc, a raczej podśpiewując…
- Gdybyś o pomoc poprosiła, to teraz byś się nie męczyła…
Fakt faktem. Szedł szukać wolnego namiotu. Czytać, jej namiotu, bo nie chciało mu się znajdywać kolejnego. Zresztą, była idealna do jego projektu. Z tą osobowością powinien mieć dość spokoju, a i ryzyko wyrwania z medytacji nagłym większym dźwiękiem było raczej znikome… same plusy!

Przystanęła jeszcze na krótką chwilę, słysząc tą nędzną przyśpiewkę. Przewróciła oczami i pokręciła głową. Prosić o pomoc? Niedoczekanie. Gdyby miała zrobić listę rzeczy, których na pewno dzisiaj nie zrobi, proszenie o pomoc tego typa znalazło by się gdzieś w ostatniej dziesiątce. Zresztą, miałaby nie dać sobie sama rady? Niemal prychnęła, powoli docierając z kotłem na miejsce.
“No co za paskudny typ!” pomyślała jeszcze, zanim rozebrała się i weszła do kabiny.
 
Taive jest offline  
Stary 15-02-2018, 21:43   #35
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Spotkanie w siedzibie dowództwa Legii Cudzoziemskiej się zakończyło, a z drewnianej budowli przypominającej czasy wieków minionych wyłonił się wężyk uzbrojonych i umundurowanych mężczyzn. Część z nich zatrzymało się przed chatą, nawiązując ożywione rozmowy. Reszta rozeszła się we wszystkich kierunkach, zajmując się sobie tylko znanymi sprawami.

Jeden mężczyzna z pagonami wskazującymi na stopień kaprala, szedł szybszym krokiem i z pochyloną głową próbował odpalić cygaro. Nie patrząc przed siebie, kierował się w stronę miejscowych “łazienek”. Pech chciał, że z naprzeciwka szła jedna z nowoprzybyłych do krainy za Wrotami. Alexis Sorel, bo tak kobieta się nazywała, podobnie jak Erick nie podnosiła wzroku. W pewnym momencie oboje zatrzymali się gwałtownie, kiedy dosłownie wpadli na siebie. Legionista sapnął, zaskoczony, o mało nie upuszczając jeszcze nie rozpalonego cygara. Obejrzał pobieżnie swoją “przeszkodę” i dopiero teraz zauważył atrakcyjną kobietę z mokrymi włosami.
- Najmocniej przepraszam - odezwał się kapral i pochylił pokornie głowę. - Nie powinienem tracić ani na moment skupienia - mruknął niechętnie i rozłożył bezradnie ręce, wymachując cygarem.
Z mokrymi, rozpuszczonymi włosami, które w tej sytuacji przykrywały jej wygolone boki głowy, wilgotną skórą i ubraniami niesionymi na rękach, Alexis wyszła z pod prysznica ubrana w luźny sweter w kolorze oliwki, sięgający mniej więcej do połowy długich ud kobiety, na tyle rozciągnięty, żeby raz po raz zsuwał jej się on z ramienia. Szła prosto do swojego namiotu, całkowicie pochłonięta własnymi myślami, nie patrząc nawet przed siebie. Z zamyślenia została wyrwana nagle, przez potężne ciało brodatego mężczyzny, które stanęło na jej drodze z impetem w nią uderzając, jednocześnie wytrącając jej z rąk zawinięty zgrabnie zwitek ubrań.
- Cholera jassna… - mruknęła z niezadowoleniem pod nosem, dopiero potem spojrzała na mężczyznę z którym się zderzyła, a na końcu na ubrania rozrzucone na ziemi. Westchnęła - Nie szkodzi - dodała szybko, usprawiedliwiając w myślach sanitariusza. - Taka sama wina Twoja, jak i moja. Fakt, że nie powinieneś tracić skupienia. Inny fakt, że ja też nie. - Schyliła się i zaczęła zbierać rozrzucone po ziemi ubrania.

- Pozwól chociaż, że pomogę - zaproponował szybko ze skruchą, przyklękając obok kobiety. - Alexis, zgadza się? - zapytał, sięgając po pierwszy ciuch z brzegu, jednocześnie zaglądając cywilowi w oczy z bliska.
Lekko skinęła głową, zbierając w pierwszej kolejności swoją bieliznę, dopiero potem resztę rzeczy. Odwzajemniła jego spojrzenie z delikatnym, całkiem sympatycznym uśmiechem na twarzy, bez skrępowania utrzymując wzrok w jego oczach, całkiem jasno dając do zrozumienia, że nie ma mu za złe tego wypadku.
- Zgadza się, Alexis, chociaż możesz mi mówić po prostu Alex. Ty jesteś Erick, nie?
- We własnej osobie - odparł mężczyzna, wyciągając rękę po kolejny element garderoby kobiety. Mimowolnie odwzajemnił skromnie jej uśmiech, przyjmując “zaproszenie” do znajomości wyrażone w jej spojrzeniu.
- Zwróciłem na ciebie uwagę podczas przeprawy. Masz naprawdę niezłą kondycję, a mówi ci to Legionista - Erick ponownie skinął lekko głową. - Trenowałaś coś? - zapytał, nie ukrywając zainteresowania.
- Nie trudno zgadnąć, co? Miło być docenioną przez legionistę. Od kilku ładnych lat uprawiam szeroko pojęte sztuki walki. Poza tym zawsze wychodziłam z założenia, że własne ciało to najlepsza broń i bezwzględnie należy o nią dbać. Trenowałam jeszcze sporo zanim zaczęłam bawić się na arenie. - Dziewczyna podniosła spodnie, ostatnią z rzeczy, które zostały na ziemi i wyprostowała się, przeczesała palcami włosy, odrzucając je na jedną stronę. Przyjrzała się jeszcze raz twarzy legionisty i lekko się uśmiechnęła, widząc jak zniknął z jego twarzy bolesny, umęczony jej wyraz, który towarzyszył mu właściwie przez cały dzień. Czyli jednak, da się.
- Sztuki walki? - zagaił kapral, również wstając z przyklęku. Wyciągnął przed siebie ręce, podając Alexis jej ubrania. - Ciekawe. Nie spodziewałem się takich zainteresowań po… po… - Legionista urwał, robiąc lekko zakłopotaną minę.

- Po kobiecie? - Dokończyła za niego, lekko rozbawiona jego zakłopotaniem i odebrała od mężczyzny resztę ciuchów. - Każdy radzi sobie najlepiej jak może, na miarę swoich potrzeb i możliwości. Sztuki walki to całkiem przyjemny, bardzo przydatny i pełen adrenaliny sport. W sam raz dla takiej osoby jaką jestem. Ty za to jesteś żołnierzem - sanitariuszem. Zastanawiam się jak to jest, jednocześnie zabijać ludzi i ratować ich przed śmiercią? To musi być coś.
- Nie chciałem tego mówić na głos - skrzywił się Erick z delikatnym uśmiechem. Przestąpił z nogi na nogę i oparł dłoń o przewieszony przez kark karabin, jednocześnie przyglądając się rozmówczyni.
- Owszem. Poza tym każdy powinien wiedzieć, jak się bronić - skomentował jej wypowiedź ze skinieniem głowy.
- Co zaś do ratowania i zabijania… W wojsku wykształca się więź z towarzyszami broni. Kiedy spędza się z nimi tyle czasu i pakuje razem w najgorsze gówno, szybko stają się twoimi braćmi. A ratowanie braci przychodzi naturalnie, nawet jeśli najpierw trzeba kogoś zabić. - Kapral wzruszył ramionami, po czym zerknął na trzymane w drugiej ręce cygaro, jakby się zastanawiał, czy powinien je odpalić.
- Poza tym jesteśmy patriotami, czyż nie? Zrobimy wszystko dla naszego kraju. - Te ostatnie słowa Flanigan wypowiedział z wyczuwalna nutą ironii.
- Nie martw się, nie jesteś pierwszym, któremu łamię schematy myślowe. - Powiodła wzrokiem za jego dłonią, aż na karabin, jednak szybko wróciła wzrokiem do twarzy, oczu rozmówcy. Zastanowiło ją, trzymał tą broń tak kurczowo, bo tak został wyszkolony, czy też po prostu dawało mu to poczucie bezpieczeństwa?
- Zazdroszczę licznej rodziny. Mi jakoś nie było nigdy dane poznać smaku braterstwa… - W jej oczach na krótką chwilę pojawił się jakiś smutny, nostalgiczny ognik, który choć szybko zgasł, dla uważnego rozmówcy mógł być jasnym sygnałem, że nie jest to temat który Alexis mogłaby chcieć kontynuować. - Chociaż kto wie, może czas na zmiany. Polubiłam legionistów, przynajmniej tych, z którymi miałam do czynienia po tamtej stronie… Tylko może niekoniecznie za miłość do ojczyzny żabojadów. - Lekko się uśmiechnęła, spojrzała za siebie, na namiot z natryskami - Szedłeś odświeżyć się przed wieczorną imprezą? Ostrzegam, jak lubisz myć się w ciepłej wodzie, to trochę ci zejdzie.
Choć Erick nie wyglądał na takiego, kto przejmowałby się losem pierwszej lepszej osoby, wysłuchał uważnie Alexis, odzwierciedlając zainteresowanie.
- Ciepła woda? Co to za luksus? - odparł Erick żartobliwym tonem, odsłaniając do kobiety białe zęby w uśmiechu. Następnie przygryzł nieodpalone cygaro i obrócił głowę w bok, jednocześnie przeczesując palcami włosy.
- Co sądzisz o tym miejscu? Czujesz się tu bezpieczna? - zapytał, wodząc spojrzeniem po “zabudowaniach”.

Lekko zaśmiała się na komentarz Ericka odnośnie ciepłej wody. No tak, w końcu rozmawiała z legionistą.
- Gruba palisada, kilka eleganckich wieżyczek strażniczych i więcej wojska, niż ludności cywilnej… Tak, zdecydowanie czuję się tu bezpiecznie. - Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Ale ja mogę nie być najlepszą osobą do badania opinii tłumu, nie należę do strachliwych istotek.
- Strach w tym przypadku ma niewiele do rzeczy. Wystarczy się rozejrzeć. - Legionista wyciągnął rękę w kierunku północnym. - Tamta skarpa. Nie jest w ogóle strzeżona, a wiemy przecież, że przeciwnik dysponuje… lotnictwem. W przypadku ataku z tamtej strony, dostrzeżemy wroga dopiero wtedy, kiedy będzie w obozie. Chyba nie muszę mówić, że to bardzo niedobrze - kapral westchnął, wyraźnie niepocieszony. - Nie chcę jednak wzbudzać paniki - kolejny uśmiech wyrósł na twarzy mężczyzny, po czym mrugnął do Alexis.
- Zauważyłam. - Mimo to, powiodła wzrokiem we wskazanym kierunku - Ale należałoby też zwrócić uwagę na to, że gdyby przeciwnik chciał nas tutaj witać nalotami swoich armii, prawdopodobnie w ogóle nie udałoby nam się wyjść z jaskini. Wolę myśleć, że tubylcy mają do nas raczej neutralne nastawienie. Ale jeśli ktoś miałby dzięki temu spać spokojniej, to może należałoby postawić wieżyczkę też tam. Proponowałeś szefostwu?

Legionista machnął ręką, ponownie skupiając się na swojej rozmówczyni.
- Proponowałem wiele rzeczy, zobaczymy, jak będzie z wykonaniem. Niestety jestem tylko kapralem i niewiele mam tu do gadania. - Kobieta mogła zauważyć, że rozmawiając z nią znacznie się otworzył i zachowywał się swobodnie.
- Mam nadzieję, że jajogłowi szybko się uwiną z tym, co mają tutaj do zrobienia. Powoli zaczynam tęsknić nawet za Gujaną Francuską… - Flanigan mruknął pod nosem. - Ty nie wyglądasz jak jedna z nich - stwierdził jeszcze na sam koniec.
- I chwała Bogu. - Zaśmiała się lekko, dźwięcznie. - Całkiem daleko mi do jednego z nich. Jestem tu raczej hobbystycznie i nie zamierzam ich poganiać. Aż tak Ci się tutaj nie podoba, że po jednym dniu tęsknisz do tamtego świata? Nawet nie zdążyło się jeszcze nic niezwykłego wydarzyć.
- Właściwie to… - Erick zaczął, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie mlasnął i machnął ręką. - Ja nie zgłaszałem się na ochotnika. Wolałbym siedzieć w Afganistanie i wyzwalać kraj z rąk terrorystów - westchnął, kręcąc głową. Zaraz też uśmiechnął się raźniej. - Może jednak nie będę się tutaj nudził - zagaił, przyglądając się przyjaźnie kobiecie z ukosa.
Odwzajemniła uśmiech, niemal instynktownie wyczuwając delikatny flirt ze strony legionisty. Poprawiła zsunięty z ramienia sweter.
- Ja na pewno nie zamierzam się tutaj nudzić. Z zasady bardzo tego nie lubię. I… Jak mam być szczera, to zwiedzanie nowego świata wydaje mi się być ciekawsze, niż strzelanie do terrorystów. Do tamtego bym się z pewnością nie zgłosiła. A propos braku nudy. Słyszałam coś o imprezie na cześć naszego przybycia, wiesz cokolwiek na ten temat?
- Wiem tyle, co ty. Bez obaw, baza nie jest taka rozległa, na pewno usłyszymy, jeśli coś się zacznie - Erick pokiwał głową z namysłem. - Czyli widzimy się na imprezie? Niestety nie zabrałem ze sobą swojego galowego munduru - mężczyzna zaśmiał się szczerze, co za każdym razem chwilowo rozpuszczało jego smętną i skupioną minę profesjonalisty. A może był to po prostu kolejny sposób na maskowanie się?
- Galowy, czy nie, mundur zawsze wygląda dobrze. - Kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów. Obrzuciła spojrzeniem pole namiotowe i lekko się skrzywiła, jakby przypominając sobie coś. - Trzymaj kciuki za mój wciąż pusty namiot. I do zobaczenia na imprezie. - Posłała mu jeszcze jeden, całkiem przyjemny uśmiech i poprawiła naręcze ubrań, zanim ruszyła w swoją stronę.
- Do zobaczenia - powtórzył za nią kapral i jeszcze przez chwilę stojąc w miejscu, odprowadzał ją wzrokiem, przesuwając się nim z góry na dół. Z uśmieszkiem i cygarem w zębach pokręcił głową, po czym skierował się przed siebie.
- A niech cię, Flanigan - mruknął do siebie, kiedy oddalił się wystarczająco.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 23-02-2018, 03:46   #36
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację

Słońce zaszło całkowicie, a na niebie ukazał się błyszczący nieboskłon bogato usiany gwiazdami. Zupełny brak chmur tej nocy sprawiał, że księżyc oraz towarzyszące mu pięć mniejszych ciał niebieskich dawały wystarczająco światła by w miarę dobrze widzieć otoczenie, nawet bez latarni czy pochodni.
Maelstorm jeszcze tego wieczoru wziął na siebie dowodzenie, by Arthur mógł wypocząć po drodze. Wartujący Legioniści nie rzucali się w oczy przez co nikt nie odczuwał dyskomfortu z bycia obserwowanym.
Było też dość czasu przed "wieczorkiem zapoznawczym" by każdy mógł zająć sobie łóżko w jednym z wielu namiotów i nieco się zadomowić, rozpakowując plecak. Oraz dowiedzieć o znacznych brakach w tym co każdemu wydawało się być podstawą egzystowania, jak choćby pralka, którą w tym miejscu zastępowała balia z tarką.

Claude-Henri i Leokadia nie od razu trafili na namiot, w którym mogliby wspólnie zamieszkać. Ale gdy już znaleźli to był cały dla nich - przynajmniej tymczasowo, bo gdy dziewczyna o fioletowych włosach zasnęła, to w wejściu pojawiły się Jaqueline Summer. Kobieta obojętnym spojrzeniem rozejrzała się i bez słowa podeszła do pierwszego wolnego łóżka. Rzuciła plecak na łóżko, rozpięła go i starając się być jak najciszej zaczęła wypakowywać jego zawartość.

Mikail mocno się zawiódł, bo okazało się, że namiot panny Sorel miał już komplet. Alexis prawie zrezygnowała z tej miejscówki, ale znajoma twarz Łukasza Różewicza zachęciła ją, by rozłoży się na łóżku obok tego, które zajmowała dziewczyna o azjatyckiej urodzie, z którą to blondyn był w trakcie rozmowy gdy Sorel pojawiła się w wejściu.
- Jestem Marie Marbot - przedstawiła się jej i z szerokim uśmiechem na twarzy wyciągnęła rękę na powitanie. Jak na swój wygląd mówiła bardzo płynnie po francusku. - Tam są rzeczy mojego taty - dodała wskazując na ostatnie z łóżek.

Maelstrom polecił Higginsonowi udać się na sam koniec pola namiotowego. Tam znajdował się jedyny namiot, który miał wstawione wyłącznie dwa łóżka, specjalnie dla dwóch chorążych. Erickowi natomiast po trzech próbach w końcu udało się znaleźć dla siebie miejsce. Namiot przyszło mu dzielić z jakąś nową twarzą, Mayersem oraz Wilczewskim.
- Kapral Tom Dice. Jestem tu kwatermistrzem - przedstawił się mu się chłopak o szczupłej twarzy.
- No no, zdobywca chaszczy nam się wprosił do chaty - zażartował sobie Dave podnosząc spojrzenie na Flanigana. Widać między Legionistami już zaczynały krążyć plotki. Mayers siedział po turecku na swoim łóżku i układał z kart pasjansa na kocu.

Zaglądając od namiotu do namiotu Mikail natrafił na taki z pustym jednym łóżkiem. Głowy trzech kobiet skierowały się na niego gdy jedna z nich, blondynka, dostrzegła go kątem oka.
- Nie nie, zajęte. Tu tylko babski klub i lepiej żeby tak zostało - skomentowała blondynka i machnęła w jego kierunku ręką by sobie poszedł.
- Henrietto, nie przesadzaj - odezwała się brunetka. Ta wstała i podeszła do niemca. - Laura de Rivaux, psycholog wyprawy - przedstawiła mu się. - Zapraszam, tu mamy wolne łóżko.
- Już widzę jak się Nicole ucieszy - sarknęła Henrietta kręcąc głową.
- Ta urocza dama to Henriette de Vauban, reporterka - mówiła dalej nie zrażona jej komentarzami Laura. - Tamto łóżko zajmuje Nicole de Foix i na pewno nie będzie miała nic przeciw temu by pan tu z nami został.

Po powitaniu Normand nie znajdując zajęcia w lazarecie, wrócił do swojego namiotu by założyć coś cieplejszego niż zwykły polar. Za dnia było przyjemnie ciepło, ale nocą warto było już ubrać na siebie kurtkę by się nie przeziębić. Swoje płócienne cztery kąty dzielił z drugim lekarzem wyprawy Stéphanem Lullierem oraz Johnem Savillem. Obaj byli wyróżniającymi się personami. Mężczyzna o białej brodzie lubił wspominać swoje przygody z udziału w wojnach, gdzie łatał żołnierzy w tak dziwacznych warunkach, że operowanie tu pod namiotem uznałby za luksus. Za to Brytyjczyk był najbardziej radosną osobą w całej Bazie 1. Jego ulubionym zajęciem w ciągu dnia było droczenie się z panią biolog, Nicole de Foix. Pan Saville z dumą mówił że jest kryptozoologiem, a na jego skrzyni leżało kilka książek w grubej oprawie oraz notesy. Wszystkie tematyką dotyczyły baśniowych istot występujących w świecie fantastyki. Kolejną ważną dla społeczności cechą Johna było to, że potrafił destylować alkohol. Jak udało mu się przemycić w to miejsce całą aparaturę, nie chciał mówić. Jedynie wspominał, że jest winien przysługę Durandom.




Ognisko trzaskało radośnie i w rytm muzyki wygrywanej na gitarze przez Jean-Pierra. Każdy kto wyszedł z namiotu na kolację dostał drewnianą łyżkę i równie drewnianą miskę pełną aromatycznego gulaszu z koziny. Do przegryzienia mieli już niestety tylko suchary. Wyżeł kręcił się pomiędzy wszystkimi, robiąc smutną minę do każdego, licząc zapewne, że podzielą się z nim jakimś kawałkiem. Ambroise przestrzegł, że każdy ma sobie swojej zastawy pilnować i sam dbać o jej czystość.
Nie licząc Legionistów pełniących wartę, przy ognisku zebrali się chyba wszyscy. Jedni milczeli, wpatrując się w ogień, inni żywiołowo rozmawiali. Każdemu jednak było przyjemnie mieć w końcu w żołądku coś świeżo przygotowanego, zamiast ciągle jeść racje żywieniowe.
Co bardziej zaradni nawet byli w stanie zaopatrzyć się w bimber, co jednak nie było tanią zabawą. John Saville przyjmował wyłącznie barter, nawet przysługi, ale nie dawał się namówić na płatność w euro, szczególnie na zasadzie “gdy wrócimy na naszą stronę”.

Po jakimś czasie, kiedy wszyscy już znaleźli dla siebie miejsce do siedzenia na ziemi, ławce czy wyłożonej deskami ścieżce, na środek wyszedł znany już niektórym mężczyzna.
- Chciałem przywitać się z wami wszystkimi, już oficjalnie - zaczął. - Nazywam się Xavier Cartier. Podobnie jak pan Higginson przejął dowodzenie nad Legionistami, tak samo ja przejmuję wodze całej wyprawy, tym samym odciążając panią Nicole de Foix na tym polu - po tych słowach uśmiechnął się uprzejmie do wspomnianej kobiety, którą z łatwością wypatrzył w tłumie.
- Niektórzy z was wiedzą, że moja rodzina wspiera tą wyprawę od samego początku, rad jestem więc, że mogę tu być ciałem i wspólnie z wami odkrywać ten niezwykły świat - powiedział z uśmiechem, który wyglądał na całkiem szczery. - Odprężycie się dziś, wypocznijcie jutro, a już od następnego dnia rozpoczynamy naszą eksplorację na wyższych obrotach - skinął głową do zebranych i… podszedł po dokładkę gulaszu.
W jego miejsce wyszedł jeden z Legionistów.
- Jestem kapral Tom Dice i pełnię w bazie funkcję kwatermistrza. Informuję, że pobieranie wszystkich narzędzi należy potwierdzać podpisem u mnie, informować mnie o przekazaniu przedmiotów komuś innemu. U mnie znajdują się piły łańcuchowe i paliwo do nich. W ciągu dnia można mnie znaleźć w baraku Legii - po tym komunikacie mężczyzna skinął głową i wrócił na swoje miejsce.


 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 25-02-2018, 21:37   #37
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gdy Normand wszedł do swojego namiotu od razu uderzyła go temperatura o wiele wyższa niż na zewnątrz. Saville właśnie pędził swój bimberek. Lekarz uśmiechnął się do niego szeroko.
- Z czego tym razem? Surowa kora, czy doprawiłeś czymś ciekawym?
Saville doglądający aparatury uniósł głowę, spoglądając na niego i uśmiechnął się przyjacielsko. Za ucho miał włożone cygaro.
- Oryginalny przepis mojego staruszka - odparł z namaszczeniem John. Jak zawsze kiedy próbowało się od niego wyciągnąć to co pytał Normand. Nigdy jednak nie zdradzał szczegółów. - Sprzedałem słoik jednemu Legioniście, więc trzeba dorobić - dodał, wracając spojrzeniem na destylator.
- Nie chciałbyś wymienić odrobiny na kulki? Mam kilka nadmiarowych pocisków do rewolweru. - podpytał Normand
- To mogę dostać od Legionistów - mrugnął do niego i sięgnął po mały słoiczek. Przelał do niego trochę gotowego destylatu i podał Wolffowi. - Dla ciebie doktorku na koszt firmy. Ale proszę nie wykorzystuj mojej hojności
- Jestem dozgonnie wdzięczny. - odparł biorąc do ręki bimber. Czuł od niego aromaty ziół, odrobinę jak absynt. Usatysfakcjonowany schował kontrabandę do swojego kuferka, pod ciuchy. - Jak lecą badania? Jakiś przełom dotyczący naszych ulubionych worgów?
- Nic - westchnął ciężko John. - Jeśli wierzyć słowom Tanaki to japońce mieli po takim czasie już kontyngent dyplomatyczny w jakimś tamtejszym mieście, a nawet uchodźców w swoim obozie - pokręcił głową. - Mam nadzieję, że się tu ruszy, bo nudzę się jak cholera - upewniwszy się, że przy maszynerii wszystko jest w porządku, odszedł od niej i wyprostował się. - Ale takiego wilczka to bym chętnie przygarnął
- Tia, ja też liczyłem na więcej tubylców. Jedyna rzecz, która może ruszyć to ceny drewna w Europie, bo na chwilę obecną to jedyna rzecz, która tutaj jest. - lekarz westchnął donośnie - Swoją drogą, nie chciałbyś mi pożyczyć którejś ze swoich książek? Poczytałbym w czasie imprezy powitalnej.
- Jeszcze są kozy. Całkiem sporo, skoro wilki wyrastają na nich na takie okazy - skomentował John i spojrzał na swoją kolekcję. - Jasne, czemu nie - wzruszył ramionami. - Mam tam trzecią edycję do Dungeons and Dragons - zaśmiał się. - Ale notatek nie ruszaj. I tak z nich nie wyczytasz. Matka zawsze chciała, żebym został lekarzem, a z tego jedyne co mi wyszło to nieczytelne pismo
- Moja zawsze chciała, żebym został modelem. - stwierdził i wziął wskazaną książkę. Szybko ją przejrzał i zatrzymał się na smokach - W życiu bym nie wpadł na tyle kolorów smoków. Próbowałeś porównywać z tym co japońce mają u siebie? Przełożenie jest dość dobre?
- Żartujesz?! Ciebie? Lekarza - Saville pokręcił głową z niedowierzaniem. - Widać matki nigdy nie są zadowolone, zawsze chcą czegoś innego - skomentował i skrzyżował ręce przed sobą. - Japońce spotkali jeden typ. Czerwone. Niby jeszcze byli jeźdźcy na wywernach, którzy zaatakowali na ulicach Tokio ale później już ich nie spotkali. Jak twierdzi Tanaka. Wiesz tam są jeszcze dodatki i w nich inne smoki. Podsłuchałem rozmowę Nici z jaśnie panem Cartierem - zamyślił się. - Przejmując od niej pałeczkę dowodzenia chce przyśpieszyć eksplorację. Nici była dobra póki budowali palisady... Teraz zrobiła się strasznie nerwowa, bo trzeba działać. - wzruszył ramionami. - No i Cartier już się napalił że wyśle pojutrze ekspedycje. Nie jedną. Podobno zwiad znalazł "obiecujące" miejscówki.
- Z jednej strony super, może coś się ruszy, ale z drugiej… Starczyło mi szycia po pierwszym spotkaniu z wilczkami. Myślisz że dadzą mi z wami wyjść?
- Cykor z ciebie albo leser. Siwy się ucieszył jak mu wspomniałem - skomentował go John. - Jasne że dadzą wyjść. Ale musisz ubiec siwego, bo przecież nie da rady żeby dwóch lekarzy na raz wypuścili na wolność
- Jak miejscówek jest kilka to pewnie i kilka osób do obstawy będzie trzeba - lekarz wzruszył ramionami - ale nie będę ryzykował. Do legusiów muszę biec, żeby się zapisać, czy do waszych?
Saville podrapał się po brodzie.
- Chyba najlepiej będzie uderzać do Cartiera - odparł.
- W takim razie pędzę. - powiedział Normand i odłożył pożyczoną książkę na swoje łóżko - Do zobaczenia później. - dodał i ruszył do wyjścia.


Po zasięgnięciu języka u jajogłowych Normand znalazł nowego przewodniczącego wyprawy. Ten, jak przystało na świeżego lidera, akurat przepytywał swoich podwładnych ze wszystkiego co tylko udało, bądź nie, im się odkryć. Lekarz grzecznie czekał na swój moment i gdy Cartier w końcu rozdysponował zgromadzonych przy nim naukowców podszedł do niego raźnym krokiem.

- Dzień dobry, Normand Wolff, pan Xavier Cartier jeśli się nie mylę?
Mężczyzna podniósł spojrzenie znad notesu, w którym robił sobie jakieś notatki. Obok niego siedziała Nicole de Foix, która oparta na łokciach o blat stołu, pocierała palcami nasadę nosa. Jej okulary leżały na stole.
- Normand Wolff... - powtórzył po nim Cartier i przekartkował notes.
- Lekarz - przyszła mu z pomocą Nicole, niespodziewanie miłym głosem, którego Normand nie spodziewałby się po niej.
- Ach, dobrze - Xavier odłożył notes i spojrzał na Normanda. - Co potrzeba? Zapasy leków, które z nami przyszły są jak wszystko co przybyło u kwatermistrza. Jutro będą rozdzielać - wyjaśnił.
- Och, nie w tym rzecz. Słyszałem plotki że planuje pan wyprawę poza mury Jedynki, chciałbym się zgłosić na ochotnika.
- A, o to chodzi. Prędzej czy później trzeba wyjść z bezpiecznej palisady - odpowiedział Cartier z lekkim uśmiechem. - Potrafi się pan bronić, panie Wolff? - zapytał.
- Zdecydowanie. Najpierw nauczyłem się strzelać, dopiero potem chodzić. - odparł i odruchowo poklepał się po pasie u którego powinien wisieć rewolwer. Jak zawsze zapominał że na terenie bazy jego broń jest pod opieką Legionistów - W każdym razie jeden z wilczków które dotarły na autopsję to moje dzieło.
- A to dobrze - mruknął pod nosem Xavier i zapisał coś w swoim notesie. - Uwzględnię pana w swoich planach
- Wyśmienicie. W takim razie nie zajmuję państwu więcej czasu. Pani de Foix, panie Cartier. - powiedział pochylając przy tym lekko głowę.
Mężczyzna skinął mu głową, za to kobieta posłała mu jedynie zimne spojrzenie. Normand opuścił namiot i ruszył na powrót do swojego lokum. Musiał się pospieszyć jeśli chciał się wyrobić na powitalną imprezę.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 01-03-2018, 14:46   #38
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Mikail uśmiechnął się delikatnie. Przedstawienie się kobiet było dość interesujące. Mieli reporterkę, psycholożkę i kogoś jeszcze. Eh. Nie było to idealne rozwiązanie, ale lepszy rydz niż nic, czy jakoś tak to szło.
- Mikail Küchler - przedstawił się skinając głową - Psycholog, ale od naukowej strony projektu. Jestem pewien, że będzie nam się dobrze wspólnie pomieszkiwało. Nie mniej… -uniósł tutaj jedną brew nieznacznie ku górze z szerszym uśmiechem - ...są jakieś zasady domowe?
- Ja nawet ich nie próbowałam zapamiętać - zaśmiała się gorzko blondynka, która po tym jak się przedstawił uniosła lekko rękę w geście powitania.
- Nicole czuje się pewniej kiedy na iluzję panowania nad otoczeniem - powiedziała ze spokojem Laura i uśmiechnęła się lekko do mężczyzny. - Miło mi pana poznać
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział ciepło mężczyzna. - Jakieś ciekawe rzeczy się działy nim przybyłem? Przyznam, że nie mogę doczekać się kontaktu z inteligencją tego świata… ciekawi mnie płaszczyzna mentalna i jej różnice i punkty wspólne z naszą.
- Zupełnie nic! - jęknęła z niezadowoleniem Henrietta.
- Całe szczęście - Laura posłała jej karcące spojrzenie. - Budowa Bazy nie była niczym zakłócana. Chodzą głosy, że może nie ma tu inteligentnego życia. - Wzruszyła ramionami. - Miałam okazję pomówić z panem Tanaką. Jest naszym specjalistą od świata za wrotami - zaśmiała się lekko. - Był za Tokijskimi Wrotami. Jego doświadczenia się zgoła inne niż nasze. Nie licząc ataku olbrzymich wilków to nic nam tu nie zagrażało
- Nie skreślajmy takiej możliwości. To, że nasza nauka nie jest w stanie czegoś potwierdzić nie znaczy, że tego tutaj nie ma. - powiedział Mikail do kobiet puszczając im oczko - U nas po drodze tutaj chyba powstał pierwszy, ekspresowy romans. Legionista z tłumaczką w krzaczki poszli… - psycholog się lekko i cicho zaśmiał - Ah, ta młodzież…
- Który? - zaciekawiła się blondynka.
- Nie wierzę. Żartujesz sobie. Ktoś po przejściu takiego kawałka miał jeszcze na to siłę? - dopytała z rozbawieniem Laura. - Jeszcze że legionista to rozumiem, ale tłumacz… Chociaż... W sumie wyglądała jakby ledwo tu dotarła. - Mrugnęła do mężczyzny.
- Wybaczcie mój nieidealny francuski. To było po pierwszym odcinku drogi kiedy zatrzymaliśmy się na godzinny postój… -mówił kierując nieśpiesznie kroki w kierunku legowiska - ...poszli w krzaczki, zniknęli, a kiedy wrócili… ona była zawiedziona, a on udał się do przełożonego i ładne minuty coś mu mówił, a ten był mocno rozbawiony.
Położył plecak u stóp pryczy i usiadł na niej z uśmiechem.
- Najzabawniejsze jest to, że drugi odcinek drogi jak jedno patrzało na drugie to drugie udawało, że nie patrzy… mówię wam, przedni widok. Jak miał żołnierzyk? Flanigan? Coś w ten deseń. Sanitariusz.
- Będę MUSIAŁA wypytać o szczegóły - stwierdziła Henrietta, która na tę jego opowieść roześmiała się na głos. Padła na łóżku zataczając się ze śmiechu.

- No już, już. - Laura próbowała zachować powagę i strofować koleżankę, ale sama ledwo panowała nad wesołością. - Przyznam, że jeszcze takich rzeczy tu nie było - dodała z rozbawieniem. - A jestem tu odkąd powstał pomysł na wybudowanie w tym miejscu tego całego przybytku
- Proszę mi uwierzyć… mam przeczucie, że to dopiero początek! - powiedział z nutką wesołości okultysta, po czym puścił oczko do kobiet. - Żeby ubarwić całą sytuację, możemy przyjmować zakłady co się wydarzy następnym razem. Jesteśmy w innym świecie, więc każdy pomysł może się spełnić.
- W takim razie będzie trzeba pójść do chorążego Maelstroma i mu zalecić by zadbał o to, aby jego ludzie mieli zajęcie - odparła Laura z uśmiechem.
- Można będzie Nici nasłać do niego - zachichotała Henrietta. Z tonu jakim wspominała ostatnią z mieszkańców tego namiotu można było uznać, że blondynka nie przepadała za panią de Foix. - Ale skoro było jak mówiłeś, to nie sądzę, żeby jeszcze mieli się zejść. Muszę zobaczyć tę laskę. Haha!
- Nie wiem, czy szczegóły tego… “zejścia” wpłyną pozytywnie na moją psychikę… - powiedział z uśmiechem Mikail - ...ale z drugiej strony jesteśmy tylko ludźmi, a nic co ludzkie...
- Jeśli będzie czuł pan potrzebę, to zapraszam na moją kozetkę - mrugnęła do niego Laura.
- To ja was tu zostawię. Idę zobaczyć nowych Legionistów - powiedziała Henrietta, zeskakując z łóżka. Złapała kurtkę, narzuciła na plecy i wyszła z namiotu zostawiając psychologów samych.
- Jeśli mogę zapytać… - powiedział luźno mężczyzna - ...psychoterapia? W którym podejściu się pani specjalizuje? Tradycyjna metoda poznawczo-behawioralna, czy może coś bardziej wyrafinowanego jak podejście Gestalt? Tylko proszę nie mówić, że klasyczna Freudowska. - zaśmiał się - Już dawno dowiedli, że sfabrykował swoją teorię.
- Nigdy nie przepadałam za czytaniem Freuda - powiedziała Laura i lekko przechyliła głowę. - Zawsze uważałam, że nie pomoże się pacjentowi jeśli się go dobrze nie zrozumie. Można powiedzieć że Lewin i Perls ujęli moje serce.
- Zatem zgadłem. Moje wyczucie czasem mnie nie zawodzi... ale tylko czasem. - powiedział Mikail z delikatnym uśmiechem.
- Bez tego przeczucia praca w tym zawodzie jest trochę bez sensu, nie uważasz? - odpowiedziała Laura.
Mężczyzna się krótko i cicho zaśmiał.
- To taki nieformalny wymóg jakby nie patrzeć.
- Co ciebie przekonało do wybrania się na tą wyprawę? - zapytała kobieta.
- Możliwości badania zmian w płaszczyźnie mentalnej uczestników wystawionych na nieznane środowisko, ale przede wszystkim okazja do rozwinięcia własnych tez naukowych których potwierdzenie mam nadzieję tutaj znaleźć. - odpowiedział psycholog - A ciebie?
- Magia. Podobno mają ją za tokijskimi wrotami, może też i my ją tu znajdziemy - odparła, odrobinę jakby zawstydzona tym.
- Zdradzę w tajemnicy, że… - powiedział cicho, konspiracyjnie Küchler - ...jej obecność tutaj jest potwierdzona. Nie wiem tylko w jakim stopniu występuje, ani jak się objawia, ale jest wpisana w ten świat.
- A skąd takie przekonanie? - uniosła brew zdziwiona jego pewnością jaką przejawiał w tonie swojego głosu.
- Powiedzmy, że… - zamilknął na chwilę i uśmiechnął się wiedząco - …nie bez powodu nie działa tutaj elektronika.
- Tak? - Laura uniosła brew. - Naukowcy natomiast są zdania twierdzą, że winą za to należy obarczyć najbliższą gwiazdę, która oddziaływuje na planetę, zaburzając jej pole magnetyczne - uśmiechnęła się lekko. - Ale fakt. Brzmi jak magia. Do tego zupełnie czarna magia jak dla mnie - zaśmiała się.
...i mężczyzna się zaśmiał. Oh, jak bardzo kobieta była w błędzie. Magyja nie miała koloru… wszystko opierało się na uczuciach i intencji. Nic więcej.
- Czarna magia? - zapytał z szerokim uśmiechem - No to musimy uważać bo zapada noc, bo kiedy jest lepsza okazja na czarną magię jak nie w nocy?
- Mnie się pan pyta? - uśmiechnęła się wyzywająco. - Chętnie posłucham co w tym temacie ma do powiedzenia nasz specjalista od okultyzmu - mrugnęła do niego.
- Zanudziłbym na śmierć. - powiedział puszczając jej oczko - Zresztą, nie powinniśmy się zbierać? Jeszcze minie nas ognisko, nieprawdaż?
- Ach słusznie - żachnęła się Laura. - Od rana wszyscy już wyczekujemy tego gulaszu. Miła odmiana od tych wojskowych racji żywnościowych - wstała i złapała za swoją kurtkę. - Pójdę najpierw do Nici, żeby ją mentalnie przygotować na nowego mieszkańca w namiocie
- W takim przypadku będę czekał przy ognisku. Z chęcią poznam naszą brakującą zgubę. - powiedział mężczyzna ciepło i wstał sięgając po kurtkę.
Niedługo potem wyszli z namiotu i się rozeszli. Każde w swoim kierunku.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 02-03-2018, 11:52   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ściemniało się, a w namiocie wieczór nadciągał jeszcze szybciej, niż na dworze.
Ledwo Lela zamknęła oczęta, Claude-Henri zapalił wiszącą pod sufitem lampę naftową.


Lekko migoczący płomień rozproszył panującą w namiocie szarość. Światło co prawda nie sięgało wszystkich kątów, ale ogólnie biorąc było na tyle jasno, że można było czytać, nie nadwyrężając zbytnio oczu. Claude-Henri nie zamierzał jednak pogrążać się w lekturze - usiadł na łóżku i zajął się rozkładaniem i składaniem broni - do chwili, gdy do namiotu wkroczyła kolejna lokatorka.
Claude-Henri nie przypuszczał, by 'lodowa księżniczka' była idealnym materiałem na sąsiadkę. Prawdę mówiąc to wolałby mieć w namiocie Alex, ale nie do niego należał dobór współlokatorów. Poza tym mogło się okazać, że wbrew pozorom Jacqueline charakterem bardziej pasuje do swego nazwiska, niż do wyglądu czy zachowania.
Skinął głową nowo przybyłej, jednak rozmów żadnych nie rozpoczęli. Albo Jacqueline nie była w nastroju (po dziwnym nieco zajściu podczas wędrówki), bądź też wzięła pod uwagę fakt, iż Lela pogrążona była we śnie.

Ledwo Jacqueline ułożyła swe rzeczy, gdy z dworu dobiegły odgłosy sugerujące, iż poczęstunek dla gości jest już gotowy. Jacquie wnet znalazła się na dworze, a Claude-Henriemu przypadła w udziale przyjemność obudzenia Leli.
Pamiętał co prawda niedawny dialog o sposobach budzenia, uznał jednak, iż wykorzystywanie okazji mogłoby podpaść pod niemoralne zachowania czy też wręcz wykorzystanie seksualne. Żarty żartami, a kto wiedział, co się kryje w duszy Leli. A nuż nie byłaby zadowolona, po co więc było na samym wstępie zakłócać coś, co z czasem mogło zaowocować udaną współpracą. Poza tym nie zależało mu na tym, by ktoś mu przykleił łatkę osoby napastującej we śnie bezbronne kobiety. Jak na dziś wystarczyło, że Erick dorobił się opinii człowieka, który nie potrafi spełnić oczekiwań niewiasty.

- Hej, królewno, pobudka - powiedział, a gdy Lela nie zareagowała, do słów dołożył buziaka. Grzecznego. W czoło.
I nic.
Najwyraźniej bajki mówiły prawdę - tylko i wyłącznie pocałunki w określone miejsca, i to zapewne gorące pocałunki, działały podobnie jak wiadro wody. Zimnej. Claude-Henri był pewien, że wodną pobudkę Lela nieprędko by mu darowała. O tym, że trzeba by było iść po wiadro, a potem do źródełka, nawet nie warto było wspominać.
- Ominie cię przyjęcie - szepnął do ucha dziewczyny, a gdy i ta zachęta nie poskutkowała, zabrał się za bardziej brutalne metody. Delikatnie potrząsnął ramieniem Leli, a potem dodał:
- Jak się nie obudzisz, to zastosuję sposób ze śpiącej królewny - rzucił żartobliwą pogróżkę.
- Obiecanki-cacanki - mruknęła Lela, po czym obróciła się na drugi bok.
- Chcesz mieć opinię osoby zbyt dumnej na to, by się pospolitować z plebsem na powitalnym przyjęciu, czy może ofermy, co po przejściu paru kilometrów nie może ruszyć ręką ni nogą? - Claude-Henri użył nieco nieuczciwych argumentów.

- Mamy nowego lokatora - powiedział, gdy Lela zmieniła pozycję z horyzontalnej na taką, która mniej sprzyjała spaniu. - A raczej lokatorkę.
- Kogo? - Leli natychmiast na myśl przyszła Alexis. Wszak już raz dołączyła się do ich duetu.
- Jacqueline. - Po tonie głosu Claude-Henriego trudno było się domyślić, jakie jest jego zdanie na temat kolejnej mieszkanki namiotu. - Ale zachowywała się bardzo cicho, by cię nie obudzić.
Lela nie wyglądała na zachwyconą tym, że ktoś był świadkiem jej odsypiania trudów podróży.
- Może, skoro zamieszkała z nami, dowiemy się, co zaszło podczas wędrówki do bazy? - zasugerował Claude-Henri. - Niezbyt wierzę w to, że chodziło wtedy o sprawy damsko-męskie - dodał.
- Tak wysoko oceniasz Ericka? - Lela spojrzała na mówiącego. "Solidarność plemników", pomyślała. - Czy to raczej opinia o lodowej księżniczce?
- Jedno i drugie. Jacqueline raczej nie wygląda na demona seksu - odparł. - Ale co ja tam wiem na kobietach...

Nawet się nie spóźnili.
Leli na szczęście wystarczyło parę minut, by się wyszykować na spotkanie przy ognisku, a że daleko nie mieli, znaleźli się na miejscu nim impreza na dobre się zaczęła.
Jedzenie było dobre, miejsca starczyło dla wszystkich, na dodatek wystąpienia ważnych person ograniczyły się do paru ważnych informacji. Nikt nie zepsuł świątecznego niemal nastroju przydługim ględzeniem.
- Musimy porozmawiać z kwatermistrzem. - Claude-Henri szepnął do Leli.
- Tak, ale to jutro - odparła dziewczyna.

Zbyt długo na wieczorku zapoznawczym nie zostali. Lela była zmęczona, a Claude-Henri również postanowił odpocząć przed jutrzejszym dniem, którego nie zamierzał spędzić na wylegiwaniu się.
Oczywiście o ile okoliczności pozwolą na realizację ich wycieczkowych planów.
Parę chwil później pojawiła się i Jacqueline.
Niestety, chociaż Claude-Henri opuścił na chwilę namiot, pozostawiając obie panie same i umożliwiając przeprowadzenie babskiej rozmowy, Jacqueline nie zechciała podzielić się sekretami krótkiego sam na sam z Erickiem. A że Claude-Henri nie znał na tyle kaprala, by z nim omawiać potencjalne damsko-męskie problemy, sprawa pozostała niewyjaśniona.
Pozostawała tylko nadzieja, że sam Erick, mając dość szerzącej się po bazie opinii, zdradzi część sekretów.
Oczywiście kapral mógł zaprzeczyć tym plotkom w inny sposób, wykazując się na tymże polu wobec innych kobiet, co i tak pozostawiłoby pewnien cień na jego męskim honorze.

Chwilę później Claude-Henri wrócił do namiotu.
Obie panie były już w łóżkach. Czwarte pozostawało wolne - najwyraźniej nikt więcej nie zabłąkał się do tego akurat namiotu.
- Dobranoc - powiedział, przykręcając knot i gasząc lampę.
Rozebrał się, a że nikt nie przejawiał ochoty na nocne rozmowy, chwilę później już spał.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-03-2018, 21:04   #40
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Legionista Erick Flanigan przechadzał się pod palisadą Bazy Jeden. Bardzo wolny krok i broń przewieszona przez plecy zdradzał, że bardziej niż patrolem zajmował się spacerowaniem. Bo też taka była prawda. Kapral po całym dniu wśród swoich oraz cywili potrzebował czasu dla siebie. Inaczej jak w Gujanie Francuskiej bądź samej Francji, nie mógł znaleźć swojej nory lub baru, tak więc został zmuszony do improwizacji.

Wieczór zapadł już jakiś czas temu. Większość mieszkańców placówki pochowali się do swoich namiotów i zapewne szykowała się na imprezę powitalną. Nikt oprócz Legionistów nie przechadzał się po obrzeżach Bazy, tak więc nawet wartownicy nie zwracali na niego większej uwagi, kiedy dostrzegli już jego mundur.

Erick musiał przyznać, że pomimo paru mankamentów, obrona Bazy była przygotowana całkiem dobrze - to jest jak na tak prymitywne warunki. Oczywiście on wolałby warstwę drutu kolczastego a później betonowe ściany bądź worki z piaskiem. Do tego bunkry i pozycje karabinu maszynowego a na dokładkę rozłożony moździerz. To tak na początek.

Flanigan westchnął, kręcąc głową. Przynajmniej współlokatorzy trafili mu się całkiem w porządku. Kwatermistrz Tom Dice okazał się łebskim gościem. Młody Belg miał żyłkę do interesu i wiele można się było od niego nauczyć. Mimo jeśli chciał dostać bimber, musiał udać się do Johna Saville. Erickowi udało się wymienić u niego cygaro na butelkę trunku. Kapral żałował dobrego tytoniu, ale niemal równo co cygar potrzebował alkoholu do prawidłowego funkcjonowania. Nadal nie chciał myśleć o tym, co zrobi, kiedy skończy mu się zapas tego pierwszego. Może zacznie palić miejscowe szlugi. Krzywił się jednak na myśl o tym.
Szeregowy Mayers oraz Polak Wilczewski wydawali się przyjaźni. Chociaż Erick niechętnie przyjął do wiadomości, iż plotki o jego wyczynach z lingwistką Summer zdążyły już obiec kolegów po fachu. Coś mu podpowiadało, że cały obóz zaczął już o tym mówić. Taki stan rzeczy nie przeszkadzał kapralowi. Był jednym z najstarszych Legionistów, przynajmniej jeśli chodziło o sam wiek, dlatego nie miał nawet zamiaru przejmować się opinią młodszych.

Spacer mijał spokojnie, a niespotykane wcześniej gwiazdozbiory skutecznie odwracały uwagę Legionisty. Erick zastanawiał się, jaka pora panowała w tej chwili na Ziemi. Czy jego brat, Joseph również wygląda nocnego nieba, czy może zasiada właśnie ze swoją ciężarną żoną oraz pierwszym synem do kolacji. I co z rodzicami Flanigana? Czy list, który napisał, dotrze do Josepha? I czy ten przekaże wiadomość starszym Flaniganom, czy też pozwoli, by czuli do niego żal do końca życia?

- Co ja tu właściwie robię? - mruknął kapral, zatrzymując się, wpatrzony w nieboskłon. - Powinienem być na froncie. Gdzieś, gdzie moje miejsce… - dodał ciszej, opierając dłoń na kaburze pistoletu.


Siedząc z jedną nogą na ławce, Erick pochylał się nad miską parującej strawy. Impreza powitalna trwała już jakiś czas i ważniejsze osoby zdążyły się już przedstawić. Kapral w ciszy przyglądał się zebranym i odpowiadał skąpo, kiedy został zagajony. W tłumie dostrzegł nawet poznaną wcześniej Alexis. Nim jednak zdołał namyśleć się, by wstać i ją zaczepić, ta zdążyła już znaleźć towarzysza rozmowy w Claude-Henri.

Nie czując się na siłach do dalszych integracji, po skończonym posiłku odczekał jeszcze trochę, po czym opuścił ognisko i wrócił do namiotu. Miał zamiar łyknąć bimber, a następnie zwalić się wcześniej do łóżka. Znając swoje szczęście, pewnie dnia następnego chorąży znajdzie dla niego jakieś zajęcie. W sumie… postrzelałby sobie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 04-03-2018 o 22:18. Powód: Błąd merytoryczny
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172