Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2018, 14:32   #76
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Anna ruszyła przodem przepuszczana przez wszystkich ochroniarzy.
- Miejmy nadzieję, że uda się to dziś załatwić. Znalezienie Florence gdy rusza na łowy nie jest proste.
- Wobec tego tym bardziej jestem wdzięczny, że jedziesz z nami
- Gaheris podał ramię Charlotcie oraz ruszyli za nią. - Naprawdę uważam, że mając ich wizerunki jest możliwe, że poznani zostaną zarówno sprawcy, jak potencjalne ofiary - nie dodał przez grzeczność, iż kiedy on będzie się biedził nad rysunkami, Charlotta będzie miała czas się nieco zabawić. Przypuszczał bowiem, iż Florence nie zrezygnuje, zaś Charlie, jak się okazało niedawno, lubiła dosyć szeroki wachlarz rozrywek.
- Taką samą nadzieję mam i ja i jak widać książe. - Anna zeszła po schodach przeskakując po kilka stopni. Jej dorożka jak zwykle czekała na zewnątrz. Malkavianka zaczekała aż wszyscy usadowią się wygodnie i pojazd ruszy, po czym odezwała się ponownie. - Mam też nadzieję na jakiś ciekawy pokaz. - Mrugnęła do nich, a Charlie momentalnie oblała się rumieńcem.
- Obawiam się, że przynajmniej co do mnie, będziesz mogła zaobserwować pokaz wysiłku artystycznego - wyjaśnił jej lekko zmieniając temat. - Aczkolwiek, czegóż nie robi się dla zadowolenia naszych przyjaciół … - parsknął wesoło. - Hm, jednak osobiście mam nadzieję, że coś tamten sekretarz wyjaśnił - dodał przygryzając wargi.
- Och na pewno. Rebecca potrafi być bardzo przekonującą osobą. - Wampirzyca przyjrzała się mu uważnie. - Nie wyglądałeś na osobę, która lubi być obserwowana. Kryłabym się z tym mniej gdybym wiedziała.
Na jej słowa Charlie opuściła wzrok i mocno zacisnęła dłonie na materiale płaszcza.
- Proszę … - powiedział uśmiechając się prosząco. Zwyczajnie nie chciał, żeby Charlie czuła się źle przy takiej dyskusji. - Proszę, zmieńmy temat. Tym bardziej, że mamy się nad czym zastanawiać, zaś Rebecca, cóż nie wygląda na taką, jak powiadasz. Normalnie wziąłbym ją za elegancką damę, tymczasem hm …
- No cóż skoro prosisz
… - Uśmiech Anny wyraźnie wskazywał na to, że chętnie powróci do tematu gdy tylko nadarzy się okazja. - Cóż Rebecca nie bez powodu jest córką księcia. Nigdy tego nie przyzna, ale gdyby Peelowi coś się stało, bez trudu objęłaby władzę i coś czuję, że rządziłaby żelazną ręką.
- Tak czy siak, chociaż lubię Rebeccę, nie życzę księciu nic złego. Wręcz przeciwnie. Ale ale
- przypomniał sobie nagle - Charlie, o czym właściwie rozmawiałaś z księciem? Wydawało mi się, iż oboje zajęliście się kwestiami bankowymi, jednak słyszałem jedynie końcóweczkę.
- Ach
… - Charlie uniosła głowę. Nadal na twarzy miała rumieniec, ale widać było, że zmiana tematu jej pomogła. - Jak wyszliście zrobiła się strasznie ponura atmosfera, a przypomniałam sobie jak mówiłeś o tym, że pozyskując klienta mogę wejść na terytorium innego wampira. Więc spytałam księcia o Hudsona.
- Ooo, i jaka była odpowiedź, kim jest ten, hm
- usiłował sobie przypomnieć - baron jakiś tam …
- Hudsonem podobno interesuje się jakiś brujah, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko jak pożyczę mu pieniądze. A Baron de Mauley jest jednym z członków izby lordów
. - Charlie uśmiechnęła się. - Podobno brakuje mu nieco gotówki.
- Zapewne tak, być może warto go odwiedzić
… - zamyślił się - oraz spotkać się z tym Brujahem. Hm, wiesz może, co to za Brujah? - spytał Malkaviankę.
- Mam podejrzenia. - Anna zamyśliła się na chwilę. - Niezbyt wielu z nich interesuje się czymś innym niż pranie się po m… pojedynkowanie się. Albert Whipple. Zarządza fabryką stali, ale to tylko moje przypuszczenie.
- Albert Whipple, hm. Charlie, słyszałaś może to nazwisko
? - spytał dziewczyny, która była bardziej obeznana. Zaś reszta Brujahów walących się po … znaczy pojedynkujących … powiedzmy tak, wcale mu to nie przeszkadzało, skoro był dawnym rycerzem, który sam stawał do turniejowych pojedynków. Ponadto ogólnie kiedyś lubił Brujahów, choć londyńska wampirza socjeta wypowiadała się o nich dosyć średnio Widocznie wampiry także zmieniały się przez wieki.
- Słyszałam i chyba książe wspominał nawet o fabryce. - Charlie zamyśliła się. - To on też jest wampirem? - Informacja była dla niej wyraźnie szokująca. - Od dawna?
- Od kilku lat
. - Annie nie schodził uśmiech z twarzy. - Młodzieniaszek.
- Rzeczywiście niedawno. Jednak oznaczałoby to, iż miał jakiegoś znajomego wampira, może sam był ghulem. Jeśli jednak właściwie zrozumiałem, wyróżnia się pozytywnie na tle ogółu towarzystwa wampirów brujahów?
- Powiedzmy, że się wyróżnia
. - Wampirzyca najwyraźniej nie miała dobrej opinii o całym klanie.
- Jest bardzo miły. - Charlie wydawała się dobrze znać wampira o którym rozmawiali.
- Prowadziłaś już z nim jakieś negocjacje? Skoro zarządza fabryką stali być może również chciałby wejść do układu finansowego. Im będziemy silniejsi, tym mniej będziemy wzbudzać chęci agresji oraz tym bardziej pracownicy będą przekonani do wprowadzonych zmian - powiedział oględnie, jednak Charlie wiedziała, iż ma na myśli właśnie ją jako głównego zarządcę potężnego biznesu finansowego.
- Nie… on oświadczył mi się jakiś czas temu, ale odmówiłam. - Odezwała się dosyć cicho, za to Anna gwizdnęła już głośno.
- Moja droga działasz jak magnes na wampiry.

Przez najbliższe kilka chwil Toreador siedział mając otwarte usta. Byłoby to właściwie śmieszne dla postronnego widza. Kompletnie nie wtrącał się w przeszłość Charlotty, bowiem uznawał, iż nie ma prawa, ale chyba nie ma człowieka, który nie dostałby napadu zdziwienia / niepewności / wstrząsu etc. dowiadując się, iż jego przyszła/przyszły mieli swoich zalotników. Oczywiście Charlotta była piękna kobietą mającą dużą charyzmę, więc oczywiście zakładał, iż tak się mogło dziać, ale że prosił ją właśnie o rękę wampir, magnat przemysłu stalowego? Okazuje się, iż chyba pewne rzeczy przekraczały zamysły Toreadora.
- Nie wiedziałam, że to wampir. - Charlie zarumieniła się. - Po za tym odmówiłam. - Zerknęła niepewnie na siedzącego obok Gaherisa. - Ja.. spotykałam się z nim tylko z przyzwoitką i tak dalej. Był bardzo miły, ale odniosłam wrażenie, że bardziej chciał nabyć mój majątek na drodze małżeństwa, niż robił to bo coś do mnie czuł.

Oczywiście Toreador nie odezwał się, ani nie skomentował tego faktu.
- Hm, wobec tego szczerze mówiąc nie wiem, czy będzie chciał robić jakiekolwiek interesy, szczególnie, kiedy sytuacja się zmieniła - przygryzł leciutko wargi. Chyba właśnie pojawił się kolejny zgrzyt. Jednak jakkolwiek było, Charlotta musiała sobie z tym poradzić. Chciała tak i chyba dobrze się tak czuła prowadząc samodzielny biznes, przy ewentualnie wsparciu Gaherisa wyłącznie podczas pewnych działań wymagających wampirzych talentów. Tak! Właściwie coraz bardziej myślał, iż musi sobie znaleźć gdzieś jakąś solidną pracę.
- Spróbuję się z nim spotkać. Może… może znalazł sobie kogoś innego. - Charlie skupiła wzrok z powrotem na swoich kolanach.
- Szczerze mówiąc nie wiem, czy to najlepszy sposób. Nawet jeśli znalazł, ta osoba mogłaby być średnio zadowolona, że spotyka swoją dawną miłość. Hm, szkoda - przyznał - znajdziemy jakieś inne sposoby - dodał oględnie. - Jednak ostatecznie to ty go znasz, więc ty zdecydujesz - wypowiedział swoją opinię, zaś decyzja należała tylko wyłącznie do niej oraz nikogo innego. - Hm, daleko mamy jeszcze? - spytał ogólnie. Chyba średnio cieszył się wspomnianą dyskusją.
- Już jesteśmy w Soho. - Anna zerknęła przez okno dorożki. - Zastanawiam się tylko gdzie rozpocząć poszukiwania. Chyba najszybciej będzie odwiedzić Elizjum. Sylvia powinna wiedzieć gdzie jest jej matka.
- Wobec tego jedźmy do niej. Zobaczymy, zresztą, jeśli rysownik byłby na miejscu, to można już rozpocząć działanie, zaś posłać po Florence jednocześnie
.

Londyńska dorożka zatrzymała się w pobliżu elizjum.
- Wątpię by ten “rysownik” tu był. - Anna wyjrzała na zewnątrz. Przez główne wejście weszło właśnie kilku mężczyzn, zapewne by skorzystać z usług domu. - Gdybyś mógł się tam udać sam. Zaczekamy tutaj z Charlottą, a na pewno pójdzie ci dużo szybciej niż gdybyśmy się kręciły w okolicy.
Skinął ruszając do wewnątrz. Planował po prostu spytać jakąś znaną ghulicę, czy kogokolwiek, gdzie jest Sylwia, zaś Sylwię pytać dalej, gdzie jest Florence. Udało mu się pominąć etap pytania ghulicy. Córkę starszej zastał w głównej sali. Przyglądała się jak jakiś mężczyzna wybiera sobie towarzyszkę na wieczór. Widząc go, pomachała zapraszającym gestem. Podszedł do niej witając się ciepło. Sylwia także była sympatyczną osobą oraz wspaniałą kochanką.
- Witaj, moja droga. Pozwól że przeszkodzę na drobną chwileczkę. Jesteśmy tutaj we troje, ja Charlie oraz - powiedział cicho - Starsza Malkavianów. Chcielibyśmy się widzieć z panną Florence. Udało nam się może zastać, czy jeszcze nie wróciła? - spytał piękną wampirzycę.
- A już myślałam, że postanowiłeś skorzystać z naszych usług. - Powoli machnęła dłonią prezentując stojące przed nimi kobiety. - Są bardzo smakowite.
- Florence jest smakowita, ty jesteś smakowita
- przyznał uśmiechając się wesoło oraz przypominając sobie poczwórne igraszki. - Jednak wszelkie zabawy niestety naprawdę musimy odłożyć, tym bardziej, że książę oczekuje odpowiedniego rezultatu naszych działań. Przy okazji, przydałby się utalentowany rysownik. Jeśli się orientuję, dysponujecie takim właśnie artystą.
- Och mamy kilka odpowiednich osób. Mogę po kogoś posłać
. - Sylvia zamyśliła się na chwilę. - Moja matka powinna być już w rezydencji. Wolisz udać się do malarza, czy też do nas? Jakby co mogę też dać znać matce by do was dołączyła.
- Cóż, chyba lepiej, jeśli malarz przyjdzie do was. Będzie szybciej oraz łatwiej. Wprawdzie raczej będę musiał poświęcić się pracy, jednak nie chcę skazywać na nią Charlotty. Ponadto Florence niewątpliwie ma kilka pytań. Tyle, iż jeszcze trzeba zawiadomić panie czekające przed budynkiem
- wzruszył ramionami - Ruszajmy wobec tego do rezydencji. Czy będziesz mogła się także udać z nami, czy musisz tutaj pozostać? - spytał urodziwą wampirzycę.
- Muszę zająć się jeszcze kilkoma sprawami. - Uśmiechnęła się do niego. - A co, miałbyś na mnie ochotę?
- Dżentelmeni nie mówią o takich sprawach głośno
- uśmiechnął się wesoło - co najwyżej wspominają, iż swego czasu było im bardzo miło. Cóż, może kiedyś powtórzymy wspólne spotkanie - spoważniał nagle. - Musimy ruszać. Miłej nocy Sylwio. Przyślij jak najszybciej tego rysownika - ucałował jej dłoń niczym prawdziwej damy. Później ruszył ponownie do powozu, żeby przekazać dziewczynom informacje.
- Już jestem - odezwał się wchodząc - Sylwia wspomniała, iż Florence jest już na terenie swojej rezydencji. Ma podesłać rysownika. Jeśli można, ruszajmy już. Bowiem malarz będzie miał sporo roboty.
Anna przytaknęła i już po chwili byli ponownie w trasie.

Wchodząc do dorożki Gaheris zauważył, że Charlotta z zainteresowaniem przygląda się wejściu do elizjum.
- To niesamowite ilu mężczyzn korzysta z usług tych kobiet.
- Wewnątrz także niemało. Akurat Sylwia przedstawiała swoją ehm, pracownicę jakiemuś panu. Jestem przekonany, iż Florence potrafiła zadbać, żeby każdy dostawał usługę na najwyższym poziomie oraz pragnął wrócić. Jakby bowiem nie było, jest specjalistą od takich spraw
- mówił trochę ogólnie, ponieważ bardziej myślał na temat owego malarza, przypominając sobie owe widziane twarze. Oraz na temat Charlotty, bowiem tłumek pod przybytkiem rozkoszy rozbudził jego gwałtowne pragnienie. Gdyby nie Malkavianka, stanowczo chyba kochaliby się tutaj. Powtarzanie wizerunków owych twarzy było formą studzenia myśli.

Jednak gdy tylko złapał wzrok Anny dotarło do niego, a raczej był niemal pewny, że ona wie. Spojrzała wymownie na wciąż zarumienioną Charlottę. Widok jej opiętego ciasnym kostiumem ciała kusił, tak samo jak ciepło które z niej emanowało. Tylko jednak zaiste ciężko było mu się przemóc, żeby uprawiać seks w towarzystwie dziecka. Oczywiście dziewczynka nie była dziewczynką, jedynie wyglądała tak. Lecz zaiste, nooo po prostu nie wypadało, choć męskość Gaherisa mocno napierała na materiał spodni czyniąc znaczące wybrzuszenie. Aczkolwiek piękna Charlotta mogła poczuć, jak trzymający ją za dłoń Gaheris delikatnie zaczął przemierzać palcami po skórze jej dłoni, jakoś tak bezwiednie oraz leciutko.Kobieta zaczęła drżeć pod jego dotykiem. Poczuł jak robi się jeszcze cieplejsza, a jego nozdrza zaatakował znajomy zapach kobiecej wilgoci.
- Mam nadzieję, że wybaczysz mi pewną próbę przyjacielu. - W głosie Anny pojawiło się lekkie rozbawienie.
- To znaczy? - zdziwił się przygryzając wargi, bowiem ów zapach jeszcze bardziej pobudzał zmysły, zaś jego paluszki zaczęły jeszcze bardziej intensywnie pracować na dłoni dziewczyny. Chwilę później poczuł to. Malkavianka na pewno użyła na nim jakiejś dyscypliny, niestety poza świadomością nie za bardzo mógł coś z tym zrobić. Pożądanie które czuł, zaczęło narastać nie pozwalając mu na jakiekolwiek zapanowanie nad sobą. Wypełniało go odbierając rozsądek i wątpliwości. Odwrócił się ku ukochanej. Pochylił się nad Charlottą całując ją, potem zaś coraz mocniej oraz mocniej wpijając się w jej usta własnymi ustami, tymczasem jego dłoń, przed chwilą pieszczącą skórę dziewczyny, pozostawiła jej rękę, lecz mocno objęła pierś zaczynając ugniatać. Czuł się podniecony, jakby po prostu cały świat jakiś się mało istotny, nawet obserwująca dziewczynka.
- Kocham cię, pragnę cię, teraz - wyszeptał.

Ponętna Charlotta spojrzała na niego zaskoczona mimo pożądania które i w niej narastało. Na chwilę zerknęła na uśmiechającą się Maklaviankę, ale już po tym oddała się mu bez reszty. Jej dłonie sięgnęły do zapięć jego ubrań. Po chwili kamizelka i koszula wisiały na nim luźno, a zwinne palce kobiety sprawnie rozpinały rozporek, by uwolnić napierającą na niego męskość. Uwolniła się gwałtownie od razu powstając mocno. Poczuł się lepiej, dużo lepiej, kiedy zaczerwieniony czub wydostał się na wolność. Ulżyło mu. Powóz nie jest najwygodniejszym miejscem do uprawiania miłości, ale to miało małe znaczenie. Mógł usadzić ją na sobie, ale nie chciał tego, chciał ją brać, poruszać się, smakować, chciał ją gwałtownie posiąść. Dlatego uniósł Charlottę odwracając ją do tyłu, ażeby stojąc mogła się pochylić nieco oraz podeprzeć przedniej ławki. Obok Malkavianki, jednak to już było mało istotne. Przez moment dostrzegł tylko uśmiech Anny i jej przeszywające ich niemal na wylot spojrzenie. Ghulica oparła się o miękkie poduchy wypinając się w jego stronę.
 
Kelly jest offline