Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2018, 19:19   #71
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie oparła się o jeden z foteli i skrzyżowała ręce na piersi. Wampir zauważył, że jak zwykle gdy jest skupiona, lekko zmarszczył się jej nosek.
- Tak… chyba najbezpieczniej będzie to zorganizować przez Rebeccę… wiesz… - podniosła na niego wzrok. - Miałam nadzieję, że poradzę sobie sama.
- Widzę - rzeczywiście bowiem Charlotta podejmowała istotne decyzje samodzielnie, ale to nie był jego bank, on był figurantem oraz dla jej radości akceptował to. Składał jedynie pewne propozycje oraz wspierał. Postanowił, póki co, że tak będzie dalej. - Wobec tego chyba chciałaś być niczym Herkules. Samemu się nie da. Szczególnie kiedy wszyscy, jak pisują gazety, wykorzystują takie układy. Pokaż proszę obsługę gwizdka.
- W końcu mogę coś robić sama. - Charlie podeszła do niego i poczekała aż wampir wumie broń z kabury i jej ją poda. - Sama podejmować decyzje. Nie muszę się kryć za żadnym mężczyzną… - podniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. - To było takie trochę moje marzenie.
Kobieta ułożyła broń w dłoni , tak by Gareis mógł się przyjrzeć.
- Odbezpieczasz broń odciągając kciukiem ten element na górze, a strzelasz naciskając spust, czyli ten element na dole. Spróbuj chwycić. - Podała wampirowi broń i pomogła mu ułożyć palce. Broń nie była jeszcze załadowana, więc mógł spokojnie poćwiczyć.

Podumał układ dłoni na gwizdku oraz zaczął ćwiczyć. Niekiedy pytał ją, by wyjaśniła jakieś szczegóły, jednak przy okazji myślał, gdzie mógłby samodzielnie cokolwiek porobić. Skoro chciała robić sama, tym bardziej nie chciał się narzucać, ale dostawką identycznie nie chciał być. Skoro miała marzenie był gotów wspomagać oczywiście radą oraz wszelką pomocą. Planował jednak także poszukać coś swojego, bowiem nie wydawało się, że przy chęci samodzielnego kierownictwa przez Charlottę, miał niewiele do roboty. Jednak póki co mieli sprawę do załatwienia. Broń, którą wybrała mu narzeczona, okazała się być prosta w obsłudze. Wampir szybko zrozumiał, że cała trudność w jej obsłudze jest prawie taka jak w przypadku łuku - trzeba z niej trafić w wybrany cel.

To, że zaszło słońce Gaheris wyczuł. Nagle znów miał pełnię sił, tak jak na początku każdej nocy.
- Ooo, czuję się całkiem rześko - przyznał. - Jesteśmy już gotowi? - spytał. - Jeśli tak, ruszajmy. Przyznam bowiem, że wolałbym szybko rozpocząć penetrację owych podziemi - widać było na jego obliczu ekscytację.
Charlie zerknęła na zegarek i upewniła się że rzeczywiście powinno być już po zmroku.
- Jeśli czujesz się uzbrojony, to możemy ruszać. - Uśmiechnęła się do wampira.
- Hm, daleko to? Lepiej pieszo, czy powozem - zastanawiał się idąc ku wyjściu. Mieli się bowiem spotkać na miejscu, czyli przy pubie. - Dysponujemy kluczem? - dodał pytanie.
- To kawałek i to spory, więc podjedziemy. - Charlie wyszła na korytarz i ruszyła w stronę klatki schodowej, którą weszli na tą kondygnację. - A klucz ma podobno córka Szeryfa.
- Wobec tego ruszajmy. Przyznaję się, że liczę na twoje doświadczenie. Potrafię się bić, jednak obserwacja rzeczy dziwnych, nietypowych oraz wyciąganie wniosków to już kwestia doświadczenia przy kwestiach, które bardziej dotyczyły twojej przeszłości. Jeśli cokolwiek więc uznasz za dziwne, od razu mów, proszę.
- Mam nadzieję, że cię nie rozczaruję. - Wyszli na zewnątrz i wsiedli do czekającej już na nich dorożki. Gaheris rozpoznał iż jest to pojazd używany zazwyczaj przez małą wampirzycę. - Jak dla mnie sam fakt waszego istnienia jest nadal dosyć nietypowy.
- Właściwie racja, aczkolwiek obecnie także ty jesteś dla zwykłego człowieka kimś specjalnym. Szczerze mówiąc nie wiem, co tam będzie. Pewnie wszyscy będziemy trochę błądzić oraz próbować na chybił trafił - odpowiedział podając kobiecie dłoń, żeby weszła, zaś później wsiadając.
- Wydaje mi się, że nadal jestem zwykłym człowiekiem. - Charlie zapukała w budkę dorożki pojazd ruszył. - Widziałam co potrafi Jan.
- Jesteś niezwykłym pod wieloma względami, zaś Jan ma odpowiednie doświadczenie. Dlatego kwestia jest nie czy, tylko kiedy. Skoncentrujmy się jednak na naszej pracy.
Objął dziewczynę czekając spokojnie kiedy dojadą.
Droga minęła im szybko i wampir już po kilkunastu minutach jazdy zaczął rozpoznawac okolicę w której odnaleźli gangrela. Pub przez który zeszli zeszli do podziemi zdawał się być opuszczony. Okiennice były zamknięte na głucho. Mimo to Charlie wprowadziła ich do środka. Tutaj zobaczył już kilka oczekujących ich postaci, w dwóch bez trudu rozpoznał wampiry. Strain siedział przy jednym ze stolików, w towarzystwie dwóch ghulic, Gaheris był niemal pewny, że widział te kobiety w łożu Florence. Wampirzyca musiała być dzieckiem szeryfa.

[MEDIA]https://t00.deviantart.net/Z9ygqrbvHG5cZCl8xwAf5qRj2zM=/fit-in/700x350/filters:fixed_height(100,100)rigin()/pre00/6d0f/th/pre/f/2012/212/d/d/nosferatu_by_gallagadget-d59a3bt.jpg[/MEDIA]

Nosferatu, bo był niemal pewny, że nie mogła należeć do żadnego innego klanu, spojrzała na niego spode łba. Towarzyszył jej Rosły mężczyzna w policyjnym stroju.
- Witam - wyciągnął dłoń kolejn, najpierw do kobiet, potem mężczyzn. Choć właściwie przy ich gatunku płeć miała zdecydowanie mniejsze znaczenie pod wieloma względami, jednak pozostało mu co nieco z rycerskich czasów. - Charlie i Henry - przedstawił ich. - Idziemy sprawdzić piwnice, ewentualnie czy wcześniej powinniśmy coś wiedzieć jeszcze? - spytał bowiem cokolwiek mogło się okazać niedawno, więc wampiry mogły mieć więcej informacji.
- Helen. - Wampirzyca wyraźnie nie planowała się tego wieczoru uśmiechać, choć w sumie tego typu grymas mógłby naruszyć i tak znajdującą się w słabym stanie twarz. - A to Androw, jest tu głównie po to byśmy mieli wymówkę jakby jakiś śmiertelny się czepiał.
- Czekamy jeszcze na córkę starego Carla. - Strain założył nogi na stojący przed nim stolik. - Ariadne miała najdalej,ale chyba niebawem powinna być.
- Wobec tego czekajmy. Cóż więcej da się zrobić? - pewnie gdyby Strain był sam porozmawiałby na temat objawów. Dodatkowi widzowie dyskusji jednak byli kompletnie zbędny. Dlatego preferował spokojne oczekiwanie.

Nie czekali długo. Po kilkunastu minutach do pomieszczenia weszła pewnie kilkunastoletnia dziewczyna.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/4b/dc/e7/4bdce70266fe8ff1bc88eb8df852d7fe--victorian-photos-victorian-dresses.jpg[/MEDIA]

- Witamy. - Strain podniósł się ze swojego miejsca. - Ariadne, to Henry i jego narzeczona Charlie.
- Ta… słyszałam. - Nastolatka przyjrzała się uważnie parze. - Ariadne, córka Carla, starszego klanu Brujah.
- Miło nam poznać - przywitał się. Warto poznawać nowe wampiry, szczególnie mające ładne imiona. - Czy przynosisz jakieś może wieści, czy ruszamy? - spytał rycerz.
- Tylko takie, że możemy wchodzić. - Ariadne skupiła wzrok na Charlotcie i przez chwilę Gaheris był niemal pewny, że dojrzał w jej spojrzeniu cień zazdrości.

Helen ruszyła przodem i otworzyła im zejście do podziemi. Po chwili znaleźli się w znanym już wampirowi korytarzu. Oczywiście na wszelki wypadek wyjął oręż oraz uruchomił wszelkie zmysły.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-02-2018, 10:52   #72
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Proszę nie śpieszmy się, bowiem łatwiej będzie wyczuć jakieś dziwne rzeczy - poprosił włączając widzenie aur.
W korytarzu prowadzącym do okrągłego pomieszczenia nie zauważył niczego szczególnego. Jego towarzysze uważnie przeszukiwali wszystkie mijane pomieszczenia. Jak się okazało ponownie. O ile Strain został tu wezwany by po prostu zgarnąć gangrela, to wampirzyce były tutaj właśnie po to by zbadać podziemia. Tym bardziej zrozumiała była ich frustracja bo już przy ostatniej okazji nie znalazły tu absolutnie nic. Teraz gdy nie musiał gonić za mordercą zauważył że okrągłe pomieszczenie było oddzielone od korytarza co najmniej dwoma murowanymi ścianami, które zostały usunięte całkiem niedawno. Właściwie oznaczało to, że pomieszczenie na dole albo było starsze, albo przetrzymywano tutaj cokolwiek istotnego, albo po prostu nikt nie chciał się tutaj ładować. Prawda jaka była, trudno rzec. Gaheris szedł powoli skrupulatnie wszystko przeglądając, starał się używać wszystkich zmysłów. Przy okazji pozerkał sobie także na aury swoich towarzyszy. Starał się wyczuwać najlżejsze powiewy powietrza zdradzające, iż za ścianą może być pusta przestrzeń. Opukiwał również, żeby usłyszeć ewentualnie pusty odgłos wskazujący jakiś ukryty korytarz. Właściwie skupiał się właśnie na tym jedynie. Aury wszystkich wampirów były dużo wyraźniejsze niż zazwyczaj u nieśmiertelnych, natomiast aury ghuli wydawały się być całkowicie normalne. U wszystkich dostrzegał lekkie zdenerwowanie, jednak zazwyczaj pomieszane z ciekawością. Jedynie u Ariadne widać było coś jeszcze. Dziwne pomieszanie nuty agresji z nadzieją.

Co do samych poszukiwań, w korytarzu nie odkrył nic nowego, zupełnie inaczej miała się jednak sytuacja w okrągłej sali. Gdy tylko zbliżyli się do fontanny dostrzegł w aurach wampirów lekkie drgnięcie. Po uważniejszym przyjrzeniu się odnalazł na podłodze cienką linię, wykonaną z jakiegoś metalu, tworzącą okrąg wokół centralnego obiektu.
- Stop! - powiedział do innych. - Proszę wycofajcie się. Stańcie tam - wskazał na boki. Później zaczął wyjaśniać, zresztą sam się także odsunął. Popatrzcie tutaj, to jest jakiś metal, kiedy przechodzimy tutaj oraz podchodzimy do fontanny, coś się dzieje - zmarszczył brwi niepewnie jakoś - czyżby właśnie tutaj można było zczłowieczeć?

Strain pochylił się i dotknął metalowego okręgu, podobnie uczyniła Helen. Ich aury ponownie zafalowały.
- Możliwe. - Ariadne rozejrzała się po pomieszczeniu. - Powinniśmy sprawdzić pozostałe korytarze. - Wskazała na dwa przejścia odchodzące od okrągłej sali. - Gdy byliśmy tu ostatnio tylko tam zajrzeliśmy.
- Wobec tego chodźmy, ale bardzo powoli
- stwierdził rycerz. Właściwie trochę dziwiła go aura panienki Ariadne. Dlaczego przejawiała takie właśnie emocje. Wiedziałaby coś więcej? Pomyślał sobie, iż warto zerkać na nią od czasu do czasu sprawdzając aurę. Gdyby wiedziała coś, gdyby docierali do czegoś, kolorystyka powinna intensywnieć.

Zauważył, że w aurze brujah pojawia się nadzieja za każdym razem gdy spogląda na metalowy krąg, nie umknęło mu również, że celowo przeszła przez linię. Kolejny korytarz bardzo przypominał ten, którym tu się dostali i tak jak tamten był do całkiem niedawna zamurowany. Charlie przysunęła się do niego.
- Nie wiem czy nie byłoby dobrze się rozdzielić i sprawdzić na raz oba korytarze.
- Słusznie
- odparł. Jednocześnie dumał na temat dziewczyny. Widocznie bardzo wampiryzm jej przeszkadzał, mógł to uszanować. - Szanowni państwo, połowa ten korytarz - wskazał - połowa tamten. Gdzie kto woli. Pójdziemy - wskazał na wybraną stronę. Planował powiedzieć oraz ruszyć.
Spojrzeli na niego niepewnie, ale w końcu przytaknęli. Zauważył jednak że stojąca obok Ariadne spojrzała niechętnie na Charlottę. Postanowili, że Strain z brujah wezmą drugi korytarz, a ten sprawdzą Gaheris z Helen.

Ariadne przechodząc obok niego zatrzymała się na chwilę.
- To niedobrze gdy nieśmiertelny słucha ghula. - Ruszyła nie dając mu szansy na odpowiedź i podążyła za Strainem.
- Zazwyczaj ma pani rację. Jesteśmy starsi więc mamy najczęściej więcej doświadczenia. Jednak dobrej rady od fachowca zawsze warto posłuchać. Szczególnie jeśli ktoś ma więcej wprawy od nas samych - powiedział, choć faktycznie odeszła, jednak jej słuch powinien odebrać te słowa. Nie lubił niekulturalnych osób, zaś takie rzucanie oraz odchodzenie było zwyczajnie nieładne. - Cóż, chodźmy - zwrócił się do partnerki wampirzej oraz Charlotty.

Piękna Charlie zerknęła jeszcze za odchodzącą brujah, ale ruszyła za wampirem. Pomieszczenia w tym korytarzu wydawały się być używane i to całkiem niedawno. Gaheris nie wyczuwał tu aromatu ludzi, co mogłoby wskazywać na to, że użytkownikami były wampiry. Helen zaglądała z zaciekawieniem do kolejnych pomieszczeń
- Chyba powinniśmy się dokładniej przyjrzeć zawartości, co wy na to?
- Oczywiście, zabierzmy się za to - przystąpił do działania, bardzo systematycznie, ponieważ rycerz nie lubił chaosu.
W pomieszczeniach nie było rzeczy osobistych, ale widać było, że ktoś prawdopodobnie w nich sypiał. Znaleźli nawet jeden pokój, który mógł służyć jako miejsce spotkań. Stało w nim kilka krzeseł skierowanych w jedną stronę, jakby do jakiegoś mówcy. W niektórych pomieszczeniach wampir wyczuł zapach ludzkiej krwi, nie było jednak żadnych innych charakterystycznych zapachów, więc musiała być przyniesiona na wampirze, albo w naczyniu. Charlotta i Helen po uważnym przeszukaniu wszystkich zakamarków znalazły do tego kilka rzeczy, które mogły należeć do ostatnich użytkowników. Jakaś spinka, całkiem modny w tych czasach stalowy guzik, monokl. Przede wszystkim warto było zapamiętać zapachy, wonie oraz ogólnie krew, ilość osób etc. Zaś co do monokla …
- Momencik, spróbuję cokolwiek wywnioskować - postanowił wykorzystać Duchowy dotyk, nowy dar dyscypliny, który, jak się wydaje, niedawno posiadł.

Wziął monokl oraz skoncentrował się na nim. Jeśli byłoby potrzeba, był gotów sprawdzać także inne elementy wystroju. Zobaczył mężczyznę, z pewnością wampira wyglądającego na około 40 lat. Zobaczył też wspomnienie i poczuł związane z nim ciepło. Monokl leżał na ziemi i nagle sięgnęła po niego kobieca dłoń. Rebecca podała monokl właścicielowi. Chwilę potem wizja zniknęła. Właścicielowi, czyli komu, pierwotnemu użytkownikowi, czy temu tutaj? Zastanowił się, czy Rebecca miała tutaj cokolwiek do czynienia. Stanowczo miał nadzieję, że nie. Lubił ją, ale zaczął przyglądać się, albo raczej przypominać sobie, czy zna owego wampira, czy gdziekolwiek go widział, gdzie owo ciepło się pojawiło? Czy to był książę Robert, któremu potem ukradziono monokl ewentualnie inny wampir przyzwoity, czy też nie, czy też obcy tutaj łajdak, bowiem jeśli obcy, książę znajdował się w strasznym niebezpieczeństwie oraz trzeba było natychmiast wracać.

Guzik należał do kolejnego mężczyzny. Wampir wyglądał znacznie młodziej od poprzedniego. Gaheris zobaczył przystojną twarz i.. hełm straży. Niestety sam element nie niósł z sobą żadnych wspomnień. Wydawało się być jednak niemal pewne, że wampir zgubił go tu przypadkiem.

Spinka przyniosła Gaherisowi najmniej informacji. Na pewno należała do kobiety, ale nie był pewny czy podsunął mu to jego dar czy sama forma przedmiotu. Gdy ją badał poczuł zapach piżma. Ciężki… odrobinę kojarzący mu się z dzielnicą rozpusty.
- Znaleźliście coś, a może kojarzycie te przedmioty z kimkolwiek? - spytał wampir wszystkich, bowiem jeśli nie, planował wrócić oraz rozmówić się z malkaviańską przyjaciółką. Ufał jej oraz lubił. Potem była ewentualnie Florence. Mogła rozpoznać spinkę, który mógł należeć do jakiejś ofiary. Ale czy na pewno? Zapach piżma, hm, chciał sobie przypomnieć, czy zna kogoś, kto używa ten zapach, jeśli zaś nie planował dobrze uważać, kto go właśnie lubi. Później chciał powrócić, ewentualnie zerknąć na drugą stronę oraz wracać do kluby Carlton.

Nikomu nic nie przychodziło do głowy. Jednak wampir zauważył, że wzrok Charlotty ucieka regularnie w kierunku znajdującej się na środku okrągłego pomieszczenia fontanny. Wyraźnie coś ją niepokoiło.
- A mógłbyś sprawdzić tak fontannę?
- Nie wiem, mogę spróbować
- starał się podejść do fontanny, ale jakoś nie dotykając bezpośrednio tego dziwnego metalu. Nie chciał mieć większych kłopotów, lecz starał się szybko zrealizować prośbę panny Charlotty. Mimo to gdy przeszli przez krąg znów u Helen pojawiło się drgnienie aury. To co zobaczył po dotknięciu fontanny zaskoczyło go. Po pierwsze były to dwie osoby, a nie jedna. Obie ubrane były bardzo elegancko. Miały na sobie modne męskie płaszcze i cylindry. Jedna osoba była mu zupełnie obca, ale druga… fryzura była inna, tak samo strój idealnie pasujący do epoki, ale twarz pozostała taka sama, jak przystało na wampira. Kamiennej fontanny dotykał nie kto inny tylko Sir Targuin. Jeśli spojrzenie wampira mogło błysnąć złowrogim światłem, właśnie niewątpliwie to uczyniło. Ściśnięte usta wysyczały owe imię dodając po cichu kilka słów, które nijak miały się do pozycji rycerza. Taaaak, zapowiadało się nieciekawie, albo może bardzo ciekawie, jeśli dorwie tego łajdackiego sukinsyna niegodnego rycerskiego tytułu. Rozejrzał się jeszcze, czy coś było ukryte przy fontannie. Wyglądało na to, że nie. Po gestach z wizji wnioskował, że to sama fontanna mogła wywoływać owo zaklęcie i najwyraźniej stworzył ją ten drugi mężczyzna.
- Hm, chodźmy do drugiego korytarza, gdzie poszli nasi kompani. Zobaczymy, co się pojawi - zaproponował Henry ruszając.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-02-2018, 12:07   #73
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Straina i Ariadne spotkali na korytarzu. Wampirzyca niosła jakiś nóż i coś co przypominało notatnik. Znaleziska dużo bardziej zachęcające niż to co Gaheris znalazł ze swoją drużyną w drugim korytarzu.
- Ten korytarz jest strasznie długi. - Syn Florence miał markotną minę. - Sądząc po kierunku mam nawet obawę, że może sięgać samego Westminsteru.
- Rozumiem, czy mogę obejrzeć obydwie rzeczy? - spytał planując obejrzeć je przy pomocy swojej Nadwrażliwości umożliwiającej nawet wejrzenie ku przeszłości przedmiotu. Ariadne podała mu ich znaleziska, podczas gdy Helen skrzyżowała ręce na piersi, wyraźnie zaniepokojona.
- Pójdę sprawdzić ten drugi korytarz. Ale wygląda na to, że o ile nie skręca sięga w głąb terenu mego ojca. - Nosferatu zerknęła na Gaherisa, chwilę przyglądając się temu co robi. - Musimy uprzedzić Księcia, ktokolwiek tu działał miał dostęp do jego dzielnicy i to dostęp w jakiś dziwny sposób nie połączony z podlegającym nam podziemiami.
- Dobrze - odparł Gaheris ujmując nóż. Bardzo praktyczny, ani stołowy, ani ozdobny, tylko taki bojowy. Wojownik świetnego Artura uznał, że właściwie nadawałby się do walki. Dobrze wyważony oraz mający odpowiednią rękojeść dla męskiej dłoni. Ponownie się skupił. Przy nożu nie dostrzegł wiele. Powiązana jakoś była z nim wampirzyca, wyglądająca na 20-kilka lat, dostrzegał zmiany typowe dla gangreli. Co do, taniego notatnika, składającego się jedynie ze sterty zszytych kartek oraz czarnej okładki, było nieco lepiej. Pojawił się kolejny wampir także wyglądający na około 20-ki. Dało się rozpoznać przy nim charakterystyczny zapach tuszu, widział talentem dyscypliny, jak wampir ów używa notatnika w pobliżu ostatniego miejsca morderstwa dokonanego przez gangrela. Hm, ale to stanowczo nie był ów gangrel. Okazywało się, iż tutaj działała cała siatka wrogów, być może powiązana ze wspaniałą Rebeccą. Oby nie. Warto było zerknąć, co jest tam napisane. Szlag trafił. Notatki prowadził jakiś szaleniec. Daty oraz godziny zabójstw wypełniał dokładnie niczym księgowy, jednak cała reszta tekstu obok przypominała ględzenie dziennikarzy piszących na nieznany temat. Czyli klasyczna bełkotliwa nowomowa, która zajmuje miejsce, jednak niczego nie przedstawia.
- Charlie - spytał - Rozumiesz coś z tego? - podał notatnik dziewczynie.
- Przypomina typowe zapiski jakiegoś dziennikarza. Chociaż… - Charlie zmarszczyła nos. - Mam wrażenie, że są tu informacje, które mieliśmy my, a nie społeczeństwo. W sensie Florence zatuszowała część spraw, a one.. Sa tu do nich wskazówki. - Kobieta przewertowała na szybko strony. - Wydaje mi się, że kilka kartek wyrwano, jakbym miała kawałek węgla moglibyśmy spróbować sprawdzić na na nich było.
- To nie problem. Jesteśmy pod pubem, który musi mieć przecież węgiel do palenia. Poczekaj moment, zaraz spróbuję znaleźć, ale proszę, chodźmy nieco dalej - rycerz chciał się odsunąć nieco od dziwacznego metalu oraz ruszył poszukać oczekiwanego przez dziewczynę kawałka węgla.
- Może zróbmy tak. - Helen rozejrzała się po grupie. - Strain sprawdź do końca ten tunel, ja sprawdzę ten drugi. Ariadne niech uda się od razu do księcia i uprzedzi, że się pojawimy. - Nosferatu przeniosła wzrok na Henry’ego. - Jak sprawdzicie co trzeba, też się tam udajcie. Tak czy owak powinniśmy złożyć raport z tego co tu zobaczyliśmy.
- Dobrze - potwierdził Henry zatrzymując się. - Wobec tego chodź - poprosił Charlottę. - Sprawdźmy może to na górze - zaproponował, bowiem zresztą tam mógł być właśnie węgiel.

Kobieta przytaknęła i podążyła za wampirem jeszcze na odchodne kłaniając się pozostałym nieśmiertelnym. Ariadne ruszyła za nimi i pożegnała się, gdy byli już w pubie. Dopiero gdy wyszła Charlotta odezwała się ponownie.
- Zobaczyłeś coś ciekawego przy tej fontannie? Strasznie dziwne miejsce na umieszczenie czegoś takiego.
- Owszem - mówił cichutko. - Zobaczyłem starego wroga, jeszcze od czasów arturiańskich, chociaż liczyłem, iż już drań gdzieś wyparował. Zaś przy binoklu zobaczyłem, nikogo innego tylko Rebeccę ... - opowiedział jej cichutko wszystko, czego się dowiedział swoim talentem. - Widzisz więc, że nie jest łatwo. Jak ci się wydaje?
- Ale, ze Rebecca była jego właścicielem? - Charlie była wyraźnie zaskoczona, starała się jednak mówić szeptem. - Był typowo męski… I jak to z czasów arturiańskich. Toż on miałby teraz… byłby potwornie stary.
- Ano właśnie - potwierdził przygryzając wargę. - Walczyłem właśnie oraz przegrałem, kiedy mnie znalazłaś wtedy. Bardzo niebezpieczny przeciwnik. Jednak szansa polegałaby na tym, iż może nie wie, że także powróciłem. Jednak co do Rebecci. Nie, ona podawała komuś. Czyli zna ten przedmiot. Może podawała księciu Peelowi, może innemu mężczyźnie, może człowiekowi. Nie wiem, ale wiem, iż zna ten przedmiot. Potrafię wyczuwać tylko pewne, najmocniej ugruntowane wrażenia. Niekoniecznie te właśnie ostatnie. Dlatego zwyczajnie nie wiem. Pomyślałem, iż moglibyśmy ruszyć najpierw do klubu oraz porozmawiać z wiesz kim - westchnął rozgladajac się. - Chyba, że jest właściwie ona już u księcia, podobnie jak cała Rada Rodziny Londynu.
- Z tego co zrozumiałam Anna często bywa w klubie ale tam nie mieszka. - Charlie zaczęła się rozglądać za węglem po który tu przyszli. W końcu znaleźli co nieco przy palenisku na zapleczu. - Chciałbyś z nią skonsultować coś konkretnego? Zawsze możemy tam podjechać i zapytać gdzie jest obecnie.
- Chciałbym jej powiedzieć, co się dzieje. Zwyczajnie nie jestem pewny, co do Rebecci. Lubię ją, była dla mnie miła, ale jeśli była w to zamieszana … książę jest chroniony przez wroga. Oczywiście szansa na to jest mała … - mówił przerywając. - Może bezsensownie się obawiam - powiedział wreszcie. - Może lepiej jechać po prostu do księcia Peela?
- Hm… może rzeczywiście warto kogoś uprzedzić, tak na wszelki wypadek… Co prawda Florence jest bliżej, ale… - Charlie zarumieniła się lekko. Jednak nadal to co zapewniała jej starsza Torreadorów było dosyć krępujące.
- Na Florence nie mamy czasu - przyznał grzecznie. - Przypuszczam, że gdybyśmy się tam udali … dlatego lepiej klub. Jeśli natomiast uznałaby, że warto wezwać Florence, to najwyżej wezwie.
Dyskutowali tak kiedy Charlie zajmowała się odczytywaniem wyrwanych kartek.
- Tak… moglibyśmy tam utknąć. - Kobieta przesunęła delikatnie węglem po kartkach, które normalnie znajdowałyby się za tymi, które zostały wyrwane. - Hm… ciekawe. Nie jestem pewna bo jest tu dosyć ciemno, ale… - Charlie przysunęła się do jednej z lamp. - Są tu nazwy konkretnych miejsc, jedno to na pewno elizjum, którym opiekuje się Sylvia. - Zamazała kolejną kartkę. - I chyba imiona… - Podała notatnik wampirowi, by mógł sam zerknąć.
- Imiona … jakie? - próbował odczytać niewyraźne litery.
Większości imion nie kojarzył, ale w kilku rozpoznał znane sobie ghule. Głównie świtę Florence, ale pojawiały się sługi innych wampirów, między innymi Elisabeth, która mogła być znaną mu towarzyszką Roberta.
- Niepokoi mnie, że wyrwane kartki są między zapiskami z morderstw. - Charlie skrzyżowała ręce na piersi jakby zrobiło się jej zimno. - Zupełnie jakby ktoś przesłuchiwał ofiary.
- Hm, dziwne, czyli to jest tak, jeśli dobrze rozumiem oraz daty zgadzają się właśnie ze strasznymi morderstwami kobiet, iż ktoś je porywał, przesłuchiwał natomiast wampiry odnotowywały kolejne zaginięcie. Ponadto Elisabeth, hm spróbujmy się zastanowić, czy ona jest przy osobach porwanych, czy do porwania? Bowiem jeśli to pierwsze, to Robert ma przekichane, być może bowiem przeszła na przeciwną stronę.
- Jakie zaginięcie? - Charlie spojrzała na niego zaskoczona.
- Początkowo chyba zaginięcie. Jeśli jakaś osoba była porwana oraz przesłuchiwana, czyli jeszcze żyła. Potem niestety ginęła zaś jej ciało podrzucano gdzieś. Bowiem chyba tutaj są daty zabójstw owych dziewczyn, jednocześnie zaś je tutaj twoim zdaniem przesłuchiwano, dlatego właśnie użyłem tego słowa - wyjaśnił. - Jeśli wszystko już załatwiliśmy, ruszajmy do klubu Carlton.
- Florence nie wspominała by dziewczyny znikały na jakiś czas… - Charlie schowała ich znaleziska do plecaka, który miała przy sobie. - Pomyślimy później, chodźmy poszukać dorożki. - Uśmiechnęła się do wampira ciepło.
- Hm, wobec tego już nic nie rozumiem - przyznał, bowiem dotychczas wydawało mu się, że to są daty morderstw. Rozumiał, że Charlie uważała, że tutaj je przesłuchiwano. Widać może przesłuchiwano kogoś innego według dziewczyny. Nie był dobry przy takich dziwnych układach. - Cóż, może mądrzejsi ode mnie się domyślą, którzy lepiej znają tutejsze wampirze sojusze oraz jakieś układy przymierzy.

Dorożkę złapali dwie przecznice dalej. Gdy tylko Charlie podała adres w pobliżu klubu pojazd ruszył.
- Zastanawiałam się… Bo Anna wspominała, że przesłuchiwała tamtego Gangrela. Co gdyby ten dziennikarz miał podobną moc. - Zerknęła na siedzącego obok wampira. - Wtedy tamten Gangrel mógłby tylko na chwilę przytrzymać ofiarę, wyciągnęli z niej informacje, a potem… pewnie zabijali. Tylko nie wiem jak trudne jest takie wyciąganie informacji.
- Jaki dziennikarz … eee? - widocznie coś mu umknęło. Duuuuuużo faktów, jak na rycerza oczywiście.
- Ktoś kto prowadził zapiski w tym czarnym notesie. Jestem niemal pewna, że musi pracować dla jakiejś gazety i raczej nie jest to kobieta, wobec tego dziennikarz. - Uśmiechnęła się i poklepała plecak, w którym znajdował się notes.
- Hm, może tak jest - Charlotta miała nieporównanie większe doświadczenie pod tym względem. - Mi się wydawało, że faktycznie przypominało to trochę chaotyczny artykuł, jednak faktycznie, może to był dziennikarz - powiedział neutralnie. Wprawdzie gdyby nie Charie uznałby, iż to po prostu człowiek mający taki styl, jednak wiktoriańskie czasy ona znała, on zaś dopiero poznawał.
- Bo oni mają właśnie taki styl! Same równoważniki zdań, skracanie wyrazów, czasem te wkurzające szlaczki zamiast liter, przez które niemal nie da się tego odczytać. - Kobieta wydawała się być w swoim żywiole. - Ale uwierz mi jeśli ktoś najpierw nauczył się pisać, a potem doprowadził tą umiejętność to takiego tragicznego stanu, musi siedzieć w dziennikarstwie i to od dłuższego czasu.
- Wierzę oczywiście - powiedział pojednawczo, bowiem faktycznie, skoro tak mówiła pewnie właśnie tak dokładnie było. - Jestem trochę przytłoczony tym wszystkim - przyznał lekko krzywiąc swoją wargę. Widać było, iż myśli, myśli, ale nic sensownego wymyślić nie może.


Charlie oparła się ramieniem o jego ramię.
- Ja też. A raczej.. Lubię takie grzebanie, wyciąganie informacji i temu podobne, ale… - Zerknęła na niego. - Co jeśli ten twój wróg nie spał tak jak ty? Jak silny może teraz być?
- Co najmniej na poziomie księcia Peela - powiedział spokojnie. - Nawet jeśli pozostał na tym pokoleniu oddzielającym go od początku wampirów, jego doświadczenie zwyczajnie jest wręcz niesamowite. Według mnie to pewnie ktoś spośród najpotężniejszych wampirów Anglii - dopiero wtedy mogła dostrzec, iż jego pięści się zacisnęły mocno.
- I wygląda na to, że chce zagrozić księciu… - Charlie delikatnie położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści. - Zupełnie jakby chciał przejąć władzę w Londynie.
- Oraz istnieją wampiry, które go popierają, inaczej nawet po pozbyciu się księcia nie miałby szans chwycić pozycję władcy Londynu. Pytanie kto go popiera?
- I na ile popierają a na ile ten mag robi by go poparły. Anna wspominała, że tamten Gangrel miał coś namieszane w głowie, prawda?
Dorożka wyjechała z dzielnicy Soho i skierowała się w już dobrze znanym dla Gaherisa kierunku.
- Gangrel wydawał się pół-szaleńcem. Tymczasem wszyscy, których znamy, wydają się bardzo normalni. Wiesz, co, mam pewien pomysł. Nie potrafię się włamywać do umysłów wampirów, albo nawet, jeśli potrafiłbym, raczej nie chciałbym ryzykować gniewu takiego, gdyby się jakoś zorientował. Jednak mógłbym się zająć tymi ghulami. Powinienem wyczuć ich główne myśli oraz odczucia. Trzebaby tylko odnaleźć te właśnie ghule.
- Brzmi dobrze, tylko pewnie wcześniej należałoby spytać wampiry, którym służą… czy też nie trzeba?
- Zasadniczo trzeba. Pytanie tylko takie: a co jeśli dany wampir popiera swojego ghula, raczej ghul wykonuje jego polecenia. Trzeba wypytać księcia wcześniej zaś może ją … - dodał niepewnie.
- Rebeccę? - Charlie spojrzała na niego pytająco, podczas gdy dorożka zatrzymała się dwie przecznice od klubu. Byli w strefie wypełnionej restauracjami i pubami, gdzie nikogo nie dziwiła wysiadając para.
Pokręcił przecząco.
- Malkaviankę, do której jedziemy. Chodź - wysiadł podając jej dłoń - zobaczymy, czy jest tutaj - pomyślał, że wolałby się bawić wspaniałymi rzeczami typu bank oraz klub. Jednak było właśnie tak, jak było. Ruszyli do środka.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-02-2018, 22:15   #74
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Weszli jak zwykle od zaplecza, oficjalnym wejściem dla wszystkich nieśmiertelnych klubowiczów. Udali się do gabinetu Roberta. Było to jedyne miejsce gdzie na pewno można było znaleźć jakiegoś wampira i nie zawiedli się. Syn Anny jak zwykle pochłonięty był jakąś papierologią. Widząc jak wchodzą uśmiechnął się szeroko.
- Już wróciliście? Jak poszło? - To był typowy Robert, ten którego Gaheris poznał gdy pojawił się po raz pierwszy w klubie. - Broń się na coś przydała?
- Witaj. Szczęśliwie nie
- oddał Robertowi broń. - Dziękuję za pożyczkę. Czy zastaliśmy twoją matkę? Zaś poszło, szczerze mówiąc nie wiem. Na pewno była tam jakaś siedziba, którą odwiedzały jakieś osoby. Wskazuje na to parę znalezisk pochodzących od rozmaitych osób płci obojga - mówił szczerze, jednak dosyć oględnie. Bowiem także Elisabeth mogła być w to zamieszana jakoś.
- Hm.. z tego co kojarzę moja matka planowała dziś rozejrzeć się po swojej domenie. - Robert odchylił się w fotelu. - Niestety nie zdradza mi swoich wszystkich planów. Wiesz jak to jest z rodzicami. - Malkavian mrugnął do Gaherisa i wyraźnie się zamyślił. - Wydaje mi się, że planowała pod koniec nocy odwiedzić księcia, w sprawie naszego, zbliżającego się z każdym dniem, gościa.
- Wobec tego ruszam do księcia
- uznał wampir.
Robert podniósł się od biurka i podszedł do narzeczonych.
- Jest mi trochę smutno, cały czas odwiedzasz moją matkę. - Uśmiechnął się odrobinę zawadiacko i wskazał drzwi sugerując, że ich odprowadzi. - Powinieneś kiedyś wpaść do klubu i zagrać ze mną partyjkę. Albo wybrać się na wieczorne polowanie!
- Właściwie bardzo chętnie, tylko problem taki, że Florence wydaje mi polecenia, które muszę wykonywać. Chciałbym jednak chętnie porobić to co właśnie powiadasz. Miłej nocy, pójdziemy już
- skinął mężczyźnie oraz ruszył do wyjścia.
- Pogadam z nią by dała ci wolne. - Robert pomachał im i wrócił do środka, zagadując po drodze jakiegoś ghula.

Ruszyli wzdłuż ulicy szukając wolnej dorożki.
- Wiesz, że Robert też należy do arystokracji? - Charlie chwyciła go pod ramię i przywarła do niego, tak że poczuł jej pierś na swej ręce. - Nie jest bezpośrednim dziedzicem, więc nie używa tytułu. Opowiadał mi co nieco gdy ostatnio sporządzałam list w jego gabinecie.
- Rodowej arystokracji? Hm, wobec tego nic dziwnego, że prowadzi Carlton. Może zamiast Rebecci możnaby wobec tego jego poprosić, aby doradził, gdzie możnaby uderzyć przy sprawach finansowych
- powiedział swobodnie Gaheris, który swoim rodowodem oraz parantelą spokojnie przewyższał każdego arystokratę angielskiego oraz samą królową Wiktorię. Ostatecznie był siostrzeńcem króla Artura, rodzonym królewiczem oraz kimś, kto posiadał owe tytuły dawno temu. Wcale by się nie zdziwił, gdyby właściwie należał mu się tron Zjednoczonego Królestwa idąc po liniach rodowych. Oczywiście prawa angielskie się zmieniały, dlatego takie coś nie miało sensu, jednak nie czuł się mały przy obecnej arystokracji, skoro tańczył ze wspaniałą królową Ginerwrą, uśmiechał się do Morgan oraz walczył na turniejach przeciwko sir Lancelotowi. Aczkolwiek trzeba przyznać, nigdy nie odniósł sukcesu. Lancelot zwyczajnie był superherosem rycerskości. - Wspominał może jakąś rodzinę, której nazwisko nosi?
- Wydaje mi się, że należy do jakiejś linii baronów Halsbury, chyba jego babka wyszła za bogatego magnata Brewera i stąd jego obecne nazwisko
. - Charlie uśmiechnęła się. - Nie łatwo coś z niego wydusić, a przez to, że należy do rodziny sporo informacji o jego przeszłości jest bardzo mglistych. Z tego co zauważyłam robi tak chyba większość z was.

Wypatrzyli parę przecznic dalej kilka dorożek i pewnym krokiem ruszyli w tamtym kierunku.
- Czytałem, że obecnie wielu przedstawicieli arystokracji żeni się z pannami z rodzin kupieckich oraz odwrotnie. Właściwie nawet dobra rzecz, jeśli obydwu stronom to pasuje - przyznał spokojnie. - Ale to oznacza także, iż Robert albo nie ma w ogóle prawa do dziedziczenia, bowiem dziedzictwo zazwyczaj jest po linii męskiej, albo linia Halsbury należy do najstarszych angielskich rodzin, gdzie faktycznie dziedzictwo przechodzi także po liniach żeńskich. Takich rodzin jest niespecjalnie wiele, faktycznie jednak istnieją. Przynajmniej tak podawał pewien artykuł - rozmawiając podeszli do dorożki planując zamówić w pobliże siedziby księcia Peela, aczkolwiek nie pod samą siedzibę.

Oboje usadowili się wygodnie w dorożce. Tym razem to Gaheris podał woźnicy kierunek.
- Dla części arystokracji to jedyna szansa. Wiele z niej nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać i takie mariaże przynoszą do rodziny pieniądze. - Charlie wpatrywała się w drogę wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Jakis problem? - spytał widząc jej zamyślenie. Bowiem właściwie, mieli bardzo problematyczną sytuację. Można było pomóc społeczności rodziny Londynu oraz można było sknocić wszystko. Legalista rycerz zdecydowanie chciał utrzymania obecnego ładu.
- Dziś zdałam sobie sprawę, że odkładam większość obowiązków wobec banku. - Zerknęła na wampira uśmiechając się. - Chcę najpierw pomóc ci ze sprawami rodziny, jednak obawiam się momentu, gdy wszystko inne zwali się mi na głowę.
- Obydwoje mamy swoje obowiązki. Cóż, masz rację, jednak musimy zrobić z tym porządek. Pewnych rzeczy, nie powiem, że nie da się pogodzić, ale jest trudno. Zajmij się sprawami banku, bowiem jakby nie było, to twój bank oraz twoje marzenie, niewątpliwe zaś jednak ja muszę się zająć sprawami wiadomymi. Dziękuję ci za dotychczasową pomoc w tej sprawie. Jeśli więc chcesz, spokojnie pojedź dorożka do klubu lub mieszkania, jeśli zaś uważasz, że jeszcze dzisiaj się wyrobisz bez strat dla finansowych interesów, ewentualnie podzielimy nasze sprawy od kolejnej nocy
- zaproponował dziewczynie.
- Chcę być z tobą. - Charlie zrobiła zaciętą minę.
- Rozumiem, ja z tobą także, jednak jak sama widzisz oraz mówisz, są problemy z możliwościami właśnie. Być może szczęśliwie okaże się, iż sprawy rodziny się nieco poluzują. Wtedy nie trzeba będzie się dzielić zadaniami oraz nie będziesz musiała odkładać swoich spraw wobec banku - cóż nie chciał dodawać, że to normalna kwestia poświęcanie się kwestiom biznesowym oraz że wszak także będzie musiał coś znaleźć dla siebie, kiedy wreszcie się trochę uspokoi. Jednak kwestie te stanowiły rzecz mniej istotną wobec sprawy magika.

Ghulica wtuliła się w niego jakby obawiając się, że każe jej teraz wracać do domu i tak dotarli do Westminsteru. Dorożkarz zgodnie z poleceniem zatrzymał się poza obszarem budynków stanowiących ośrodek władzy Anglii. Gaheris poprowadził ich w kierunku budynku, do którego jakiś czas temu zabrała go Anna. Może to było wrażenie ale po okolicy kręciło się więcej straży niż zwykle. Wampir rozpoznał też, że część z mężczyzn to ghule. Głównie dowódcy. Jego oko wyłapało także pewien charakterystyczny element. Armia miała identyczne guziki jak ten, który odnaleźli w podziemiach.

Straż przepuściła ich na wejściu, po czym wewnątrz dwa ghule odprowadziły ich do saloniku, w którym już czekała Ariadne.
- Troszkę się wam zeszło.
- Troszeczkę zeszło, jednak już jesteśmy. Czy możemy zobaczyć Jego wysokość księcia Peela
? - spytał pamiętając, że najprawdopodobniej ktoś spośród straży jest farbowanym lisem.
- Lady Rebecca poprosiła byśmy zaczekali, podobno trwa jakaś narada. - Ariadne podeszła z kielichem do znajdującego się w pomieszczeniu barku. Zamyśliła się na chwilę i spojrzała na wampira. - Reflektujesz? - Uniosła karafkę z charakterystycznym gęstym płynem.
- Poproszę - zaczął sobie zerkać przy pomocy Nadwrażliwości, ażeby ewentualnie rozpoznać podobny zapach od kogoś, taki, jaki wyczuł na terenie pod budynkiem pubu.

Podziemiami pachnieli przede wszystkim we trójkę, co było całkiem zrozumiałe biorąc pod uwagę, że byli tam całkiem niedawno. Ariadne wyjęła dodatkowy kielich i podała go Gaherisowi.
- Może Helen i Strain niebawem dotrą, wtedy moglibyśmy złożyć pełen raport. - Ariadne zajęła miejsce w jednym z foteli.
- Może - przyznał oglądnie przez chwilę leciutko smakując, jakby chciał wyczuć każdy najmniejszy element, który mógłby nie pasować. - Ciekawe co to za narada, ale cóż nie nasza rzecz, choć pewnie dotyczy niniejszej sytuacji. Oraz liczę na to, że pozostali dotrą - przyznał, bowiem któż wie, wszystko to mogłoby być dla pozostałej dwójki, która dalej prowadziła rekonesans średnio sympatyczne, gdyby spotkali przeciwników. - Hm, rozprostuję kości - powiedział po kilku łykach. Przechadzał się po saloniku obserwując ghuli oraz starając się wyczuć ów zapach plus braki mundurowe. Wprawdzie dotychczasowa obserwacja niewiele dała, jednak któż wie, co ewentualnie przyniosłoby kontynuowanie jej.

Obserwujące ich ghule nie wykazywały żadnych niepokojących oznak. Jednak gdy do pokoju wszedł Strain, Gaheris zauważył coś ciekawego. Korytarzem przemknął krępy mężczyzna w monoklu, którego wizerunek dziwnie odpowiadał temu, co zobaczył w wizji. Rycerz zapamiętał jego wizerunek oraz spojrzał na jego aurę oraz oczywiście zapach. Czyżby mieli już trop?
- Ariadne? - spytał przyboczną szeryfa. - Znasz tego kogoś noszącego monokl? - spytał Ariadne.
Mężczyzna pachniał raczej tym czym pachnie pałac, w którym się obecnie znajdowali. Za to jego aura, niby nie była jakaś szczególna, choć wampira zaciekawiła bardzo silna determinacja.
- Tutaj jest wielu ludzi w monoklach, taka moda. - Zerknęła tam gdzie wampir, w sam raz by zobaczyć znikającego za rogiem wampira. - To mógł być sekretarz księcia.
- Rozumiem, pytam bowiem nie spotkałem go wcześniej
- wyjaśnił, co właściwie było prawdą. Odetchnął przy tym, bowiem mogło to znaczyć, iż Rebecca jest niewinna oraz nie brała udziału przy spisku. Aczkolwiek determinacja? Czyżby sekretarz chciał obalić księcia, albo czyżby pałał taką miłością do Rebecci. Jednak wtedy chyba zobaczyłby tą miłość, albo nienawiść do Jego Wysokości księcia. Ewentualnie mógłby sam być jakoś zmuszany? Bardzo trudna sprawa wydawała się.

Po dłuższej chwili dołączyła do nich Helen i już wszyscy razem zostali zaproszeni na audiencję. Idąc nie zauważył nadal wśród strażników nikogo z ubytkiem w garderobie.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-02-2018, 20:40   #75
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Peel przyjął ich w tym samym salonie, w którym Gaheris widział się z nim po raz pierwszy. Teraz jednak towarzyszyły mu Rebecca i o dziwo Anna, która jak to miała w zwyczaju zajęła miejsce w jakimś fotelu i radośnie machała nogami.
Strain i Helen złożyli swoje raporty. Jak przewidywali, korytarze sięgały w głąb domen księcia i szeryfa i nie łączyły się z podziemiami strzeżonymi przez Nosferatu. Ariadne jak się okazało też nie próżnowała. Wypytała ludzi w okolicy i wychodziło na to, że od czasu znalezienia Gangrela, nikt nie zbliżał się do pubu, z którego było zejście do podziemi. Gdy skończyła wzrok księcia przeniósł się na Gaherisa.
- Wasza Wysokość, szanowne panie, mogę potwierdzić to, co widzieli poprzednicy, oczywiscie w zakresie głównej części podziemi, gdzie przebywałem. Jak zapewne wszyscy wiedzą, Rzemieślnicy dysponują nadzwyczaj czułymi zmysłami, które niekiedy pozwalają wejrzeć im ku przeszłości przedmiotu, czy miejsca. Są to pewne wizje, jednak niekoniecznie dają one konkretne informacje. Raczej wskazują na pewne obrazy, które działy się przy obecności przedmiotu, albo precyzyjniej, wskazują na pewne uczucia, które wywarły wpływ mocniejszy niżeli cokolwiek innego. Badałem Wasza Wysokość owymi zmysłami odnalezione rzeczy oraz miejsce, które wspominali moi poprzednicy. Czy Wasza Wysokość życzy sobie, żebym podzielił się owymi obrazami? Zaznaczam, że mogą one oznaczać, iż niektóre z osób względnie blisko Waszej Wysokości, mogą albo nie być zupełnie wierne, albo są poddane jakiejś magii umysłu, albo zachodzi przypadek, który da się wyjaśnić inaczej - powiedział spokojnie, chociaż doskonale wiedział, iż takie słowa mogły stanowić bardzo mocną sprawę.
Zamiast Peela odezwała się Rebecca, zresztą zdarzało się to bardzo często. Wydawać się niemal mogło że umysły księcia i jego córki są połączone.
- Henry dlatego udaliście się tam we czwórkę by dostrzec te rzeczy “nietypowe” i się nimi z nami podzielić. Jeśli coś cię zaniepokoiło wszyscy chcemy to wiedzieć.
- Pozwólcie więc. Tak jak wspomnieli poprzednicy, udaliśmy się do pomieszczeń pod pubem. Pozwolę sobie najpierw opowiedzieć na temat znalezisk.
Rycerz rozpoczął dłuższy monolog nie komentując słów Rebeccki. Lubił dziewczynę, jednak ewidentnie ściemniała. Wszak udali się tam zwyczajnie dlatego, iż nie chciał nikt inny ze strachu normalnie.
- Pierwszym odwiedzonym pokojem wartym badania była okrągła sala, bowiem na korytarzu nie dostrzegliśmy nic ciekawego. Jednak gdy podeszliśmy do fontanny dostrzegłem w aurach członków rodziny lekkie drgnięcie, jakby się aury rozjaśniły. Okazało się, iż na podłodze wykonano cienką linię z jakiegoś metalu, taki okrąg wokół fontanny. Kiedy krąg był przekraczany przez naszych, występowało rozjaśnienie. Obserwując aury, oczywiście wszyscy byli poddenerwowani, zaciekawieni. Ponadto szanowną Ariadne rozświetlały kolory nadziei oraz bojowego zapału – zmienił słowo „agresja” na przyjemniejsze. Ariadne stanowczo nie mogła po czymś takim mieć do niego pretensji. - Dodajmy ponadto, aury ghuli się nie zmieniły.

Przerwał chwilkę, ażeby dać wszystkim na przemyślenie tej informacji.
- Sprawdziłem także fontannę, chcąc wyczuć, jakie obrazy oraz odczucia pozostały przy niej. Niestety, mam fatalne informacje. Dostrzegłem dwie osoby. Bardzo eleganckie. Mężczyzn. Wiecie państwo, cylindry, doskonale skrojone, pełne fasonu londyńskiego płaszcze. Jednej osoby nie znałem, kompletnie, jednak drugą jak najbardziej. Wampir wielkiej mocy za moich czasów zwany sir Tarquinem. Potężny prawdziwie, szalbierz, silny wojownik, nie wahający się przed wszelką intrygą oraz pragnący mocy. Nie zawahałby się przed niczym, ażeby rządzić. Jeśli włączył się tutaj, można przyjąć, iż gra idzie o najwyższą stawkę. Jeśli macie Państwo zdolnego rysownika, mogę opisać mu, jak wyglądali owi mężczyźni, ażeby mógł narysować ich oblicza. Możliwe, iż znacie ich państwo. Podobnie jak inne osoby, które wspomnę jeszcze.

Westchnął powoli, podejmując jednak później opowieść.
- Wspólnie z panną Ashmore oraz Helen ruszyliśmy w jeden korytarz, Strain oraz Ariadne rozpoczęli penetrację kolejnego. Pomieszczeń kilka nie było wykorzystywanych przez ludzi, tylko wampiry. Krew ludzka, albo raczej jej zapach, pojawiały się niekiedy, lecz raczej jako coś przyniesionego. Właśnie na ubraniu lub jako wypełnienie kielicha. Wprawdzie jakichś osobistych drobiazgów, które świadczą, iż dane miejsce jest noclegownią, nie odkryłem, jednak zdawało mi się, iż ktoś prawdopodobnie tam właśnie sypiał. Wśród pokoi był także przeznaczony chyba na naradę. Wiecie państwo, kilka krzeseł skierowanych w jedną stronę, jakby do jakiegoś mówcy. Moim towarzyszkom przeszukanie powiodło się lepiej, odnalazły rzeczy, które mogły należeć do ostatnich użytkowników. Proszę – pokazał przedmioty - spinkę, guzik oraz monokl. Oczywiście zająłem się badaniem ich historii. Co do monokla. Zobaczyłem męskiego wampira mniej więcej średniego wieku, około 40 lat. Niewątpliwie osobę tą kojarzycie państwo. Miałem bowiem przebłysk chwili, kiedy lady Rebecca podała monokl właścicielowi. Musi on być prawdopodobnie kimś tutaj znajomym. Osobiście widziałem podobnego wampira, podobno sekretarza, przechodzącego przez salon, wypełnionego bardzo silną determinacją. Wydawał mi się tym samym. Zapewne wasza Wysokość oraz lady Rebecca poznają ów właśnie monokl – pokazał dokładnie wszystkim, aby mogli ponownie się przyglądnąć. - Guzik należał do młodszego mężczyzny, także wampira. Przystojnego, ubranego w hełm straży. Pewnikiem przypadkowo tam właśnie zgubiono go. Podobne guziki widziałem u strażników, którzy czuwali nad bezpieczeństwem siedziby książęcej. Przyznaję jednak, iż nie dostrzegłem nikogo podobnego oraz mającego wyrwany guzik. Oczywiście obydwu mógłbym przedstawić rysownikowi.

Rozłożył ręce, jakby gestem niepewności.
- Wracając spotkaliśmy Straina i Ariadne na korytarzu. Oni także odnaleźli dwie rzeczy. Nóż oraz notatnik. Proszę bardzo – wyjął przedmioty pokazując wszystkim. - Wiele nie mogę powiedzieć na temat noża. Świetnie nadawałby się do walki. Odczułem, iż powiązana jakoś była z nim wampirzyca, najpewniej około 20-oletnia przedstawicielka gangreli. Natomiast notatnik, właściwie wszystko zaczyna się gmatwać. Obejrzałem go. Pamiętam zapach tuszu, widziałem potęgą dyscypliny, jak jakiś nieznajomy wampirów używa notatnika w pobliżu tego, wiecie państwo, ostatniego miejsca morderstwa dokonanego przez gangrela. Ale to nie był ten gangrel, ktoś inny! - rzekł dobitnie. - Nie wiem kto, jednak mogę opisać twarz rysownikowi. Proszę popatrzeć, ktoś zapisywał daty mordów, zaś potem style dziennikarskim dodawał jakąś pisaninę. Pracownik gazety lub były dziennikarz. Proszę spostrzec, iż wyrwano parę kartek między zapiskami z morderstw. Panna Ashmore zastanawiała się, iż wygląda to tak, jakby ktoś przesłuchiwał ofiary, choć oczywiście to jedynie przypuszczenie – specjalnie wspominał zasługi Charlie. - Kartki usunięte stanowią pewną przeszkodę, jednak oczywiście przy notatniku zawsze pisanie na kartce odbija się jakoś na kolejnych stronach. Panna Ashmore zdołała nieco odczytać pisma. Były spisane nazwy konkretnych miejsc, niewątpliwie wśród nich elizjum Sylvii oraz … - wymienił pozostałe. - Ponadto imiona. Następujące … - wymówił owe, wśród nich ghule, głównie służące Florence oraz kobietę imieniem Elisabeth.

Skłonił się.
- Tyle ode mnie. Być może lady Ashmore oraz Helen mają jeszcze coś do dodania. Odpowiem także na pytania Waszej Wysokości oraz pań – dodał poważnie.

O ile po Peelu i Annie jak zwykle nie było widać reakcji, to oczy Rebecci rozszerzały się coraz bardzie wraz z tym jak Gaheris mówił.
- To wygląda jakby ktoś infiltrował całą rodzinną siatkę. - Zaniepokojona odezwała się do księcia.
- Owszem. - Peel wpatrywał się chwilę w Gaherisa, po czym obrócił się do Anny. - Czy moglibyście udać do mego sekretarza i odbyć z nim rozmowę? Ashmore, Rebecco?
Wampirzyce podniosły się ze swoich miejsc. Gaheris stał więc nie musiał się podnosić. Skłonił się jedynie lekko.
- Tak, Wasza Wysokość - potwierdził. Oczywiście zaznaczył wcześniej, iż nie ma pewności, czy ów sekretarz jest ową osobą, bowiem niekiedy występowały podobieństwa, jednak zakładał, iż Książę Peel był raczej przekonany.

Pozostawili resztę grupy wraz z księciem i Rebecca poprowadziła ich w nieznaną dla Gaherisa część pałacu. Weszli w wąski korytarz i nagle zrozumiał jakim sposobem jeden człowiek jest w stanie panować nad takim miastem jak Londyn. Za przeszklonymi drzwiami siedziały całe oddziały ludzi zajmujących się rachunkami, sporządzających notatki w księgach, toczyły się liczne rozmowy, z których jak podejrzewał spisywane były krótkie notatki dla księcia. Nad tym wszystkim czuwało kilka wampirów i dużo więcej ghuli, jednak nikt nie przypominał wspomnianego sekretarza. Dopiero gdy dotarli do końca korytarza, trafili na jeszcze jeden pokój. W nim siedziały tylko trzy osoby. Wampir, w którym rozpoznał bez trudu mężczyznę z wizji. Towarzyszyła mu para ghuli, Rebecca skinęła im.
- Wyjdźcie, chcę porozmawiać z sekretarzem. - Głos córki księcia był władczy i nie znoszący sprzeciwu. Ghule niemal wybiegły z pokoju. - Lester chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
- Lady Boleyn. - Sekretarz skłonił się nisko, jednak Gaheris bez trudu wyłapał jak wielkim uczuciem darzy swoją szefową. Rebecca zerknęła na rycerza, szukając w nim potwierdzenia, rewelacji z wizji.
Pokazał monokl.
- Dzień dobry panu, czy to pana monokl? - spytał Gaheris licząc, iż albo sam się przyzna, albo Nadwrażliwością wyłapie owe relacje pomiędzy człowiekiem oraz wspomnianym przedmiotem. Przy okazji był przygotowany, gdyby tamten próbował uciekać, ażeby uruchomić Akcelerację oraz dorwać osobnika.

Wampir zawahał się, a Gaheris był niemal pewny czemu, kłamstwo przy Rebecce i Annie błyskawicznie wyszło by na wierzch.
- Tak, czy mógłby Pan zdradzić gdzie go pan znalazł? - Lester się bał, niemal pachniał strachem.
- Ja go nie znalazłem - powiedział prawdę Gaheris. Wszak dała mu go Charlotta, zaś kolejna spośród towarzyszek wyprawy kolejne przedmioty. Bowiem jemu nie udało się niczego odnaleźć. Skupiony był wszak na odczytywaniu aur. Jeśli więc wampir odczytywał jego aurę, albo próbował dociekać prawdy, musiał mieć przekonanie, że to jest faktyczna sytuacja. - Przyniesiono mi to, żaden wampir zresztą, nie wiem dokładnie, gdzie zostało znalezione - także powiedział prawdę, pomieszczeń było parę. Naprawdę nie wiedział, gdzie dokładnie dziewczyny odkryły odnalezione przedmioty - dlatego właśnie pytam.
Właściwie wiedział już, że to był ten wampir, jego wahanie zdradziło go. Jednak czekał jeszcze na odpowiedź. Później zaś pewnie lady Rebecca chciała go przycisnąć. Jednocześnie miał na uwadze zapobieżenie ewentualnej ucieczce.
- To należy do mnie. - Odpowiedział niechętnie. Przez chwilę Gaherisowi wydawało się nawet, że chciał zerwać się do drzwi, ale wszystkie zamiary przerwało mu parsknięcie Anny.
- Jest taki sam Rebecco, obawiam się, że będziecie musieli znaleźć nowego sekretarza.
Córka księcia przytaknęła
- Zostawcie nas proszę i jeśli byś mogła. - Zerknęła na Annę. - Przyślij tu kilku gwardzistów.

Mała wampirzyca przytaknęła, po czym chwyciła Gaherisa za rękę i pociągnęła go w stronę drzwi. Poddał się bez problemu. Ruszył za ulubioną Malkavianką pozwalając sobie, kiedy wreszcie zamknięto drzwi, powiedzieć szeptem.
- Pamiętasz imię Elisabeth, które zostało tam odczytane na porwanych kartkach? Obawiam się, że to może być ta właśnie Elisabeth. Nie wiem, czy jako ofiara, czy niekoniecznie - powiedział oględnie.
- Sprawdziłam swoje ghule gdy wyszła cała ta sprawa z Gangrelem. - Anna zatrzymała się przy kilku gwardzistach i bez skrępowania wydała im polecenie, potem omijając jak zwykle niewidoczne przeszkody, ruszyła dalej. - Jeśli nawet o nią chodzi, możliwe, że jeszcze jej nie dopadli.
- Wobec tego trzeba objąć ją ochroną. Albo oficjalną, albo dyskretną, przy czym tą drugą, jeśli ktoś chciałby założyć, iż byłaby wabikiem, jednak lubię Roberta, dlatego wolałbym nie. Kwestia, hm. Jednak być może któryś spośród ghuli odważyłby się na coś takiego? Oczywiście tych na liście, których zidentyfikowaliśmy, jako jeszcze nieruszonych. Faktycznie tak czy siak książę będzie miał wielki problem podczas odsiania farbowanych lisów. Proszę, jakbyś spotkała sir Tarquina, bardzo uważaj. Bardzo lubię cię oraz naprawdę, jest szczególnie niebezpieczny. Właśnie dokładnie przez niego przespałem się tyle długich wieków. Walczyliśmy wtedy, przegrałem prawie, kiedy zaczął się walić budynek. Musiał uciekać, dlatego udało mi się jakoś przespać pod warstwą cegieł.
- To szokujące, że jakikolwiek wampir był w stanie trwać tyle czasu. - Anna pokręciła głową. - Większość z nas “ucięła sobie drzemkę” choćby na chwilę. Jeśli rzeczywiście przez cały ten czas działał, wszyscy jesteśmy w sporym niebezpieczeństwie.
- Tego nie wiem, czy spał pomiędzy, jednak przebiegły jest, mocny oraz ma ego wielkości wież mostu Tower, ponadto ambicje wcale nie mniejsze. Połączenie takie daje mieszankę zaiste stanowiącą problem. Hm, może sprawdzić pozostałych wymienionych ghuli oraz wampiry. Może faktycznie spotkałbym kogoś, kto narysuje ich oblicza? Chyba, że możesz wziąć je bezpośrednio ode mnie, kiedy tworzę ich wizerunki wewnątrz myśli?
- Mogę… - Anna zawahała się. - Ale byłoby dobrze gdybym przekazała go komuś kto uczyniłby z tego widoku pożytek i przeniósł to rzeczywiście na papier. - Przez chwilę widać było, że się zastanawia. Zapewne nad tym kto nadawałby się do tej pracy. - Co do ghuli na pewno będziemy musieli ich dyskretnie sprawdzić. Jeśli ktoś jest sterowany, dobrze by było go nie uprzedzać i zamiast tego poobserwować.
- Masz na myśli Elisabeth? Jednak wiesz, nie wiem, czy ucieszy to specjalnie Roberta. Albo może powiedzieć jemu dyskretnie? Natomiast co do ghuli, mogę sprawdzić każdego, kto nie jest wampirem. Wystarczy, iż ktoś nawiąże jakąś dyskusję dotyczącą ogólnie tematu, mogę odczytać myśli. Przy wampirach niespecjalnie, jednak przy ghulach oraz ludziach spokojnie potrafię.
- Elisabeth należy do mnie i mój drogi syn ma w związku z nią niewiele do powiedzenia. - Anna uśmiechnęła się do Gaherisa.
- Nawet jeśli, wampirów oraz ghuli do sprawdzenia jest sporo. Możliwe, iż któryś ze strażników księcia … wprawdzie wspomniałem, iż nie spotkałem nikogo, ktoby miał oderwany guzik, jednak przyszyć sobie nie problem. Cóż, zobaczymy jakie będą decyzje księcia.

Właściwie nie wiedział, co dalej robić, ale nie za bardzo chciał się ruszyć bez pozwolenia.
- Na pewno jeśli zaproponujesz księciu pomoc, chętnie z niej skorzysta. - Anna wyminęła kolejną niewidzialną przeszkodę i skręciła w korytarz, który prowadził bezpośrednio do gabinetu Peela. - Chciałabym jednak poprosić cię, byś porozmawiał z Florence. Niech weźmie jednego z tych swoich artystów i wykorzysta go do czegoś pożytecznego.
- Czy Florence została wezwana? - spytał dziewczynkę. - Jeśli nie, chyba najlepiej, żebym ruszył rychło do niej - rozejrzał się wokoło. - Jak wiesz, sporo ghuli wymienionych należy do jej właśnie świty.
- Przyjechałam tutaj w celach towarzyskich. - Mała wampirzyca uśmiechnęła się. - A jak to bywa u księcia przerodziło się to w naradę. Nie… Florence tu nie ma. Porządkuje sprawy na swoim terenie.
- Wobec tego ruszę do niej. Tylko jeszcze spytam księcia, czy pozwoli mi na to. Bowiem jeszcze nie wspomniał, czy ma dla mnie jakieś inne zadania. Tak czy siak jednak, bardzo się cieszę, że ciebie tutaj spotkałem, albo może masz ochotę także wybrać się do Florence? - spytał choć niespecjalnie liczył na takie rozwiązanie.

Gdy wrócili do salonu, w którym pozostawili księcia z resztą grupy zastali dosyć dziwny widok. Peel rozmawiał z Charlottą, podczas gdy reszta przyglądała się temu z zaskoczeniem. Gaheris szybko wyłapał iskierki gniewu w spojrzeniu Ariadne, ale wyraźnie starała się trzymać język za zębami.
- Tak rzeczywiście to może być sposób na Hudsona. Porozmawiaj jednak z Charlesem, Baronem de Mauley, z tego co kojarzę… - Książe przerwał widząc, że weszli do pomieszczenia. - Witam. Widzę, że jednak przypuszczenia były dobre.

Rycerz odpowiedziałby, jednak zdawał sobie sprawę, iż pierwszeństwo należało do dziewczęcej wampirzycy. Ponadto Malkavianka miała sprowadzić strażników. Dlatego tylko skinął potwierdzając oraz czekając na wypowiedź przyjaciółki. Później planował spytać o pozwolenie na wyjazd do Florence do jej wyjątkowego przybytku. Tymczasem uśmiechnął się zadowolony, że Charlotta tak swobodnie rozmawia z samym księciem o sprawach dotyczących finansów.
- Owszem. Posłałam już ludzi do Rebecci. - Mała wampirzyca uśmiechnęła się szeroko.
- Wasza książęca mość, lady Florence dysponuje odpowiednim zestawem rysowników, którzy mogliby wykonać rysunki przedstawiające owych ghuli oraz wampiry. Czy mógłbym ruszyć tam, czy też miałaby Wasza Wysokość dla mnie coś jeszcze na miejscu, oczywiście deklaruję pełną współpracę. Jeśliby Wasza Wysokość potrzebował moich umiejętności, bardzo chętnie użyczę - wspomniał księciu pamiętając, iż wcześniej jego malkaviańska przyjaciółka uznała, iż Peel przyjąłby wsparcie wampira.

Książe spojrzał podejrzliwie na szczerzącą się Annę.
- Hm…rysowników powiadasz. - Henry nie był pewny, ale chyba w głosie Peela pojawiła się nutka ironii, albo rozbawienia. - Myślę, że pozyskanie rysunków ludzi, których widziałeś jest teraz najważniejsze. Moglibyśmy jutro wysłać więcej osób na poszukiwania, albo po prostu ich zidentyfikować. Co zaś się tyczy pomocy… Jutro w drugiej części nocy powinien pojawić się nasz gość. Będę chciał byś zabrał go wraz z Helen do podziemi.
- Oczywiście Wasza Wysokość - dziwne uśmieszki Malkavianki oraz rozbawienie księcia były dosyć niezrozumiałe. Widocznie oni wiedzieli więcej, niż on sam, ale co tam, Gaherisowi to nie przeszkadzało. - Wobec tego - skłonił się lekko - Wasza Wysokość, panie i panowie - posłał uśmiech dziewczynce. - Panno Ashmore, czy mogę liczyć na pani towarzystwo? - zwyczajnie planował wyjść oraz ruszyć powozem do Florence spędzając resztę nocy z rysownikiem lub ewentualnie kilkoma.
- Jeśli pozwolisz. Odwiozę Henryego i Charlottę, do starszej Torreadorów. - Anna dygnęła jak dziewczynka.
- Och nie mogłabyś przepuścic takiej okazji, prawda? - Peel machnął dłonią zezwalając im na odejście.

Charlotta podniosła się i pokłoniła nisko.
- Dziękuję za rozmowę i dobre rady.
- To nie problem. - Książe skinął ghulicy i we trójkę mogli opuścić salon.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-02-2018, 14:32   #76
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Anna ruszyła przodem przepuszczana przez wszystkich ochroniarzy.
- Miejmy nadzieję, że uda się to dziś załatwić. Znalezienie Florence gdy rusza na łowy nie jest proste.
- Wobec tego tym bardziej jestem wdzięczny, że jedziesz z nami
- Gaheris podał ramię Charlotcie oraz ruszyli za nią. - Naprawdę uważam, że mając ich wizerunki jest możliwe, że poznani zostaną zarówno sprawcy, jak potencjalne ofiary - nie dodał przez grzeczność, iż kiedy on będzie się biedził nad rysunkami, Charlotta będzie miała czas się nieco zabawić. Przypuszczał bowiem, iż Florence nie zrezygnuje, zaś Charlie, jak się okazało niedawno, lubiła dosyć szeroki wachlarz rozrywek.
- Taką samą nadzieję mam i ja i jak widać książe. - Anna zeszła po schodach przeskakując po kilka stopni. Jej dorożka jak zwykle czekała na zewnątrz. Malkavianka zaczekała aż wszyscy usadowią się wygodnie i pojazd ruszy, po czym odezwała się ponownie. - Mam też nadzieję na jakiś ciekawy pokaz. - Mrugnęła do nich, a Charlie momentalnie oblała się rumieńcem.
- Obawiam się, że przynajmniej co do mnie, będziesz mogła zaobserwować pokaz wysiłku artystycznego - wyjaśnił jej lekko zmieniając temat. - Aczkolwiek, czegóż nie robi się dla zadowolenia naszych przyjaciół … - parsknął wesoło. - Hm, jednak osobiście mam nadzieję, że coś tamten sekretarz wyjaśnił - dodał przygryzając wargi.
- Och na pewno. Rebecca potrafi być bardzo przekonującą osobą. - Wampirzyca przyjrzała się mu uważnie. - Nie wyglądałeś na osobę, która lubi być obserwowana. Kryłabym się z tym mniej gdybym wiedziała.
Na jej słowa Charlie opuściła wzrok i mocno zacisnęła dłonie na materiale płaszcza.
- Proszę … - powiedział uśmiechając się prosząco. Zwyczajnie nie chciał, żeby Charlie czuła się źle przy takiej dyskusji. - Proszę, zmieńmy temat. Tym bardziej, że mamy się nad czym zastanawiać, zaś Rebecca, cóż nie wygląda na taką, jak powiadasz. Normalnie wziąłbym ją za elegancką damę, tymczasem hm …
- No cóż skoro prosisz
… - Uśmiech Anny wyraźnie wskazywał na to, że chętnie powróci do tematu gdy tylko nadarzy się okazja. - Cóż Rebecca nie bez powodu jest córką księcia. Nigdy tego nie przyzna, ale gdyby Peelowi coś się stało, bez trudu objęłaby władzę i coś czuję, że rządziłaby żelazną ręką.
- Tak czy siak, chociaż lubię Rebeccę, nie życzę księciu nic złego. Wręcz przeciwnie. Ale ale
- przypomniał sobie nagle - Charlie, o czym właściwie rozmawiałaś z księciem? Wydawało mi się, iż oboje zajęliście się kwestiami bankowymi, jednak słyszałem jedynie końcóweczkę.
- Ach
… - Charlie uniosła głowę. Nadal na twarzy miała rumieniec, ale widać było, że zmiana tematu jej pomogła. - Jak wyszliście zrobiła się strasznie ponura atmosfera, a przypomniałam sobie jak mówiłeś o tym, że pozyskując klienta mogę wejść na terytorium innego wampira. Więc spytałam księcia o Hudsona.
- Ooo, i jaka była odpowiedź, kim jest ten, hm
- usiłował sobie przypomnieć - baron jakiś tam …
- Hudsonem podobno interesuje się jakiś brujah, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko jak pożyczę mu pieniądze. A Baron de Mauley jest jednym z członków izby lordów
. - Charlie uśmiechnęła się. - Podobno brakuje mu nieco gotówki.
- Zapewne tak, być może warto go odwiedzić
… - zamyślił się - oraz spotkać się z tym Brujahem. Hm, wiesz może, co to za Brujah? - spytał Malkaviankę.
- Mam podejrzenia. - Anna zamyśliła się na chwilę. - Niezbyt wielu z nich interesuje się czymś innym niż pranie się po m… pojedynkowanie się. Albert Whipple. Zarządza fabryką stali, ale to tylko moje przypuszczenie.
- Albert Whipple, hm. Charlie, słyszałaś może to nazwisko
? - spytał dziewczyny, która była bardziej obeznana. Zaś reszta Brujahów walących się po … znaczy pojedynkujących … powiedzmy tak, wcale mu to nie przeszkadzało, skoro był dawnym rycerzem, który sam stawał do turniejowych pojedynków. Ponadto ogólnie kiedyś lubił Brujahów, choć londyńska wampirza socjeta wypowiadała się o nich dosyć średnio Widocznie wampiry także zmieniały się przez wieki.
- Słyszałam i chyba książe wspominał nawet o fabryce. - Charlie zamyśliła się. - To on też jest wampirem? - Informacja była dla niej wyraźnie szokująca. - Od dawna?
- Od kilku lat
. - Annie nie schodził uśmiech z twarzy. - Młodzieniaszek.
- Rzeczywiście niedawno. Jednak oznaczałoby to, iż miał jakiegoś znajomego wampira, może sam był ghulem. Jeśli jednak właściwie zrozumiałem, wyróżnia się pozytywnie na tle ogółu towarzystwa wampirów brujahów?
- Powiedzmy, że się wyróżnia
. - Wampirzyca najwyraźniej nie miała dobrej opinii o całym klanie.
- Jest bardzo miły. - Charlie wydawała się dobrze znać wampira o którym rozmawiali.
- Prowadziłaś już z nim jakieś negocjacje? Skoro zarządza fabryką stali być może również chciałby wejść do układu finansowego. Im będziemy silniejsi, tym mniej będziemy wzbudzać chęci agresji oraz tym bardziej pracownicy będą przekonani do wprowadzonych zmian - powiedział oględnie, jednak Charlie wiedziała, iż ma na myśli właśnie ją jako głównego zarządcę potężnego biznesu finansowego.
- Nie… on oświadczył mi się jakiś czas temu, ale odmówiłam. - Odezwała się dosyć cicho, za to Anna gwizdnęła już głośno.
- Moja droga działasz jak magnes na wampiry.

Przez najbliższe kilka chwil Toreador siedział mając otwarte usta. Byłoby to właściwie śmieszne dla postronnego widza. Kompletnie nie wtrącał się w przeszłość Charlotty, bowiem uznawał, iż nie ma prawa, ale chyba nie ma człowieka, który nie dostałby napadu zdziwienia / niepewności / wstrząsu etc. dowiadując się, iż jego przyszła/przyszły mieli swoich zalotników. Oczywiście Charlotta była piękna kobietą mającą dużą charyzmę, więc oczywiście zakładał, iż tak się mogło dziać, ale że prosił ją właśnie o rękę wampir, magnat przemysłu stalowego? Okazuje się, iż chyba pewne rzeczy przekraczały zamysły Toreadora.
- Nie wiedziałam, że to wampir. - Charlie zarumieniła się. - Po za tym odmówiłam. - Zerknęła niepewnie na siedzącego obok Gaherisa. - Ja.. spotykałam się z nim tylko z przyzwoitką i tak dalej. Był bardzo miły, ale odniosłam wrażenie, że bardziej chciał nabyć mój majątek na drodze małżeństwa, niż robił to bo coś do mnie czuł.

Oczywiście Toreador nie odezwał się, ani nie skomentował tego faktu.
- Hm, wobec tego szczerze mówiąc nie wiem, czy będzie chciał robić jakiekolwiek interesy, szczególnie, kiedy sytuacja się zmieniła - przygryzł leciutko wargi. Chyba właśnie pojawił się kolejny zgrzyt. Jednak jakkolwiek było, Charlotta musiała sobie z tym poradzić. Chciała tak i chyba dobrze się tak czuła prowadząc samodzielny biznes, przy ewentualnie wsparciu Gaherisa wyłącznie podczas pewnych działań wymagających wampirzych talentów. Tak! Właściwie coraz bardziej myślał, iż musi sobie znaleźć gdzieś jakąś solidną pracę.
- Spróbuję się z nim spotkać. Może… może znalazł sobie kogoś innego. - Charlie skupiła wzrok z powrotem na swoich kolanach.
- Szczerze mówiąc nie wiem, czy to najlepszy sposób. Nawet jeśli znalazł, ta osoba mogłaby być średnio zadowolona, że spotyka swoją dawną miłość. Hm, szkoda - przyznał - znajdziemy jakieś inne sposoby - dodał oględnie. - Jednak ostatecznie to ty go znasz, więc ty zdecydujesz - wypowiedział swoją opinię, zaś decyzja należała tylko wyłącznie do niej oraz nikogo innego. - Hm, daleko mamy jeszcze? - spytał ogólnie. Chyba średnio cieszył się wspomnianą dyskusją.
- Już jesteśmy w Soho. - Anna zerknęła przez okno dorożki. - Zastanawiam się tylko gdzie rozpocząć poszukiwania. Chyba najszybciej będzie odwiedzić Elizjum. Sylvia powinna wiedzieć gdzie jest jej matka.
- Wobec tego jedźmy do niej. Zobaczymy, zresztą, jeśli rysownik byłby na miejscu, to można już rozpocząć działanie, zaś posłać po Florence jednocześnie
.

Londyńska dorożka zatrzymała się w pobliżu elizjum.
- Wątpię by ten “rysownik” tu był. - Anna wyjrzała na zewnątrz. Przez główne wejście weszło właśnie kilku mężczyzn, zapewne by skorzystać z usług domu. - Gdybyś mógł się tam udać sam. Zaczekamy tutaj z Charlottą, a na pewno pójdzie ci dużo szybciej niż gdybyśmy się kręciły w okolicy.
Skinął ruszając do wewnątrz. Planował po prostu spytać jakąś znaną ghulicę, czy kogokolwiek, gdzie jest Sylwia, zaś Sylwię pytać dalej, gdzie jest Florence. Udało mu się pominąć etap pytania ghulicy. Córkę starszej zastał w głównej sali. Przyglądała się jak jakiś mężczyzna wybiera sobie towarzyszkę na wieczór. Widząc go, pomachała zapraszającym gestem. Podszedł do niej witając się ciepło. Sylwia także była sympatyczną osobą oraz wspaniałą kochanką.
- Witaj, moja droga. Pozwól że przeszkodzę na drobną chwileczkę. Jesteśmy tutaj we troje, ja Charlie oraz - powiedział cicho - Starsza Malkavianów. Chcielibyśmy się widzieć z panną Florence. Udało nam się może zastać, czy jeszcze nie wróciła? - spytał piękną wampirzycę.
- A już myślałam, że postanowiłeś skorzystać z naszych usług. - Powoli machnęła dłonią prezentując stojące przed nimi kobiety. - Są bardzo smakowite.
- Florence jest smakowita, ty jesteś smakowita
- przyznał uśmiechając się wesoło oraz przypominając sobie poczwórne igraszki. - Jednak wszelkie zabawy niestety naprawdę musimy odłożyć, tym bardziej, że książę oczekuje odpowiedniego rezultatu naszych działań. Przy okazji, przydałby się utalentowany rysownik. Jeśli się orientuję, dysponujecie takim właśnie artystą.
- Och mamy kilka odpowiednich osób. Mogę po kogoś posłać
. - Sylvia zamyśliła się na chwilę. - Moja matka powinna być już w rezydencji. Wolisz udać się do malarza, czy też do nas? Jakby co mogę też dać znać matce by do was dołączyła.
- Cóż, chyba lepiej, jeśli malarz przyjdzie do was. Będzie szybciej oraz łatwiej. Wprawdzie raczej będę musiał poświęcić się pracy, jednak nie chcę skazywać na nią Charlotty. Ponadto Florence niewątpliwie ma kilka pytań. Tyle, iż jeszcze trzeba zawiadomić panie czekające przed budynkiem
- wzruszył ramionami - Ruszajmy wobec tego do rezydencji. Czy będziesz mogła się także udać z nami, czy musisz tutaj pozostać? - spytał urodziwą wampirzycę.
- Muszę zająć się jeszcze kilkoma sprawami. - Uśmiechnęła się do niego. - A co, miałbyś na mnie ochotę?
- Dżentelmeni nie mówią o takich sprawach głośno
- uśmiechnął się wesoło - co najwyżej wspominają, iż swego czasu było im bardzo miło. Cóż, może kiedyś powtórzymy wspólne spotkanie - spoważniał nagle. - Musimy ruszać. Miłej nocy Sylwio. Przyślij jak najszybciej tego rysownika - ucałował jej dłoń niczym prawdziwej damy. Później ruszył ponownie do powozu, żeby przekazać dziewczynom informacje.
- Już jestem - odezwał się wchodząc - Sylwia wspomniała, iż Florence jest już na terenie swojej rezydencji. Ma podesłać rysownika. Jeśli można, ruszajmy już. Bowiem malarz będzie miał sporo roboty.
Anna przytaknęła i już po chwili byli ponownie w trasie.

Wchodząc do dorożki Gaheris zauważył, że Charlotta z zainteresowaniem przygląda się wejściu do elizjum.
- To niesamowite ilu mężczyzn korzysta z usług tych kobiet.
- Wewnątrz także niemało. Akurat Sylwia przedstawiała swoją ehm, pracownicę jakiemuś panu. Jestem przekonany, iż Florence potrafiła zadbać, żeby każdy dostawał usługę na najwyższym poziomie oraz pragnął wrócić. Jakby bowiem nie było, jest specjalistą od takich spraw
- mówił trochę ogólnie, ponieważ bardziej myślał na temat owego malarza, przypominając sobie owe widziane twarze. Oraz na temat Charlotty, bowiem tłumek pod przybytkiem rozkoszy rozbudził jego gwałtowne pragnienie. Gdyby nie Malkavianka, stanowczo chyba kochaliby się tutaj. Powtarzanie wizerunków owych twarzy było formą studzenia myśli.

Jednak gdy tylko złapał wzrok Anny dotarło do niego, a raczej był niemal pewny, że ona wie. Spojrzała wymownie na wciąż zarumienioną Charlottę. Widok jej opiętego ciasnym kostiumem ciała kusił, tak samo jak ciepło które z niej emanowało. Tylko jednak zaiste ciężko było mu się przemóc, żeby uprawiać seks w towarzystwie dziecka. Oczywiście dziewczynka nie była dziewczynką, jedynie wyglądała tak. Lecz zaiste, nooo po prostu nie wypadało, choć męskość Gaherisa mocno napierała na materiał spodni czyniąc znaczące wybrzuszenie. Aczkolwiek piękna Charlotta mogła poczuć, jak trzymający ją za dłoń Gaheris delikatnie zaczął przemierzać palcami po skórze jej dłoni, jakoś tak bezwiednie oraz leciutko.Kobieta zaczęła drżeć pod jego dotykiem. Poczuł jak robi się jeszcze cieplejsza, a jego nozdrza zaatakował znajomy zapach kobiecej wilgoci.
- Mam nadzieję, że wybaczysz mi pewną próbę przyjacielu. - W głosie Anny pojawiło się lekkie rozbawienie.
- To znaczy? - zdziwił się przygryzając wargi, bowiem ów zapach jeszcze bardziej pobudzał zmysły, zaś jego paluszki zaczęły jeszcze bardziej intensywnie pracować na dłoni dziewczyny. Chwilę później poczuł to. Malkavianka na pewno użyła na nim jakiejś dyscypliny, niestety poza świadomością nie za bardzo mógł coś z tym zrobić. Pożądanie które czuł, zaczęło narastać nie pozwalając mu na jakiekolwiek zapanowanie nad sobą. Wypełniało go odbierając rozsądek i wątpliwości. Odwrócił się ku ukochanej. Pochylił się nad Charlottą całując ją, potem zaś coraz mocniej oraz mocniej wpijając się w jej usta własnymi ustami, tymczasem jego dłoń, przed chwilą pieszczącą skórę dziewczyny, pozostawiła jej rękę, lecz mocno objęła pierś zaczynając ugniatać. Czuł się podniecony, jakby po prostu cały świat jakiś się mało istotny, nawet obserwująca dziewczynka.
- Kocham cię, pragnę cię, teraz - wyszeptał.

Ponętna Charlotta spojrzała na niego zaskoczona mimo pożądania które i w niej narastało. Na chwilę zerknęła na uśmiechającą się Maklaviankę, ale już po tym oddała się mu bez reszty. Jej dłonie sięgnęły do zapięć jego ubrań. Po chwili kamizelka i koszula wisiały na nim luźno, a zwinne palce kobiety sprawnie rozpinały rozporek, by uwolnić napierającą na niego męskość. Uwolniła się gwałtownie od razu powstając mocno. Poczuł się lepiej, dużo lepiej, kiedy zaczerwieniony czub wydostał się na wolność. Ulżyło mu. Powóz nie jest najwygodniejszym miejscem do uprawiania miłości, ale to miało małe znaczenie. Mógł usadzić ją na sobie, ale nie chciał tego, chciał ją brać, poruszać się, smakować, chciał ją gwałtownie posiąść. Dlatego uniósł Charlottę odwracając ją do tyłu, ażeby stojąc mogła się pochylić nieco oraz podeprzeć przedniej ławki. Obok Malkavianki, jednak to już było mało istotne. Przez moment dostrzegł tylko uśmiech Anny i jej przeszywające ich niemal na wylot spojrzenie. Ghulica oparła się o miękkie poduchy wypinając się w jego stronę.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-02-2018, 10:52   #77
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gwałtownie uniósł dół sukni Charlotty, zarzucając jej na plecy oraz halkę. Ukazały się długie, elegancko dopasowane majtki, wiązane sznureczkiem, który ledwo udało mu się poluzować. Tak drżały mu palce, aż wreszcie one także zsunęły się na jej uda. Pojawiła się blada, jędrna skóra jej pośladków, pomiędzy zaś nimi cudowne wgłębienie, prowadzące prosto do dwóch słodkich otworków. Gwałtownie najpierw zanurkował ustami pomiędzy jej uda zasypując pocałunkami jej słodką cipkę, zaś język gwałtownie zaczął spijać nektar wyciekajacy cudownymi kropelkami ze środka kwiatu. Przynajmniej przez chwilkę, bowiem później wpił się w nią szukając najwrażliwsze punktu, który chciał wypieścić oraz wylizać, zanim ją wreszcie posiądzie. Z ust Charlie zaczęły się wydobywać jęki. Na początku cichutkie, wyraźnie tłumione. Jednak z każdą chwilą coraz śmielsze, tak, że po pewnym czasie nie były ich w stanie zagłuszyć nawet odgłosy dorożki. Jej biodra wychodziły mu naprzeciw, drżąc przy każdym dotyku. Początkowo odbiorcą owych bioder była wtulona ku jej słodkościom twarz mężczyzny, jednak chwilkę potem uniósł się. Pewnie dlatego, iż trochę trzęsło przytrzymał dłonią swojego penisa odpowiednio układając, oraz pchnął wchodząc ku jej głębi od razu bardzo mocno. Był tak podniecony, że po prostu nie mógł inaczej. Uderzał aż do momentu gwałtownego zderzenia ciał. Później zaś wyciągał prawie tak, iż było widać purpurową główkę na zewnątrz, pomiędzy jej intymnymi wargami, lecz wtedy ponownie brał ją. Czuł, że zaczyna jęczeć podobnie jak kochanka oraz że jeszcze chwilę, a wystrzeli w niej. Przy czym wcale to nie wyglądało na zaspokojenie, lecz pragnienie jeszcze czegoś więcej. Trzymał mocno za biodra oraz uderzając jeszcze mocniej naciągał na siebie ile tylko można.

- Charlie, ja …- wyjęczał czując jak jego oręż nabrzmiewa, jak zbiera się, potem zaś jak wystrzeliwuje nagle gejzer kropelek. Znacznie szybciej niżeli zazwyczaj. Charlie krzyknęła dochodząc i opadła na ławę, tak że opierała się o nią teraz nie dłońmi, a łokciami. Twarz ghulicy wylądowała niemal na kolanach malkavianki, co absolutnie Annie nie przeszkadzało. Delikatnie pogładziła włosy Charlotty, podczas gdy ta napierała biodrami na męskość swego kochanka. Przez chwilę ciężko poruszał ustami, wypróżniając całkowicie zawartość swojej męskiej dumy. Była gorąca, mokra, wszystko to kotłowało się wewnątrz kobiecej głębi. Wydawało mu się, że jego męskość opada leciutko. Tak też było, jednak nie trwało to długo. Zresztą nawet nie musiał wyjmować go na zewnątrz niej. Powoli ruszał się tym nieco mniejszym oraz miększym męskim scyzorykiem, po karbkach jej pochwy, utrzymując stan podniecenia kobiety.

- Charlie, chcę cię wziąć od tyłu, chcę mieć twoją pupę - powiedział pełnym napięcia głosem, kiedy poczuł, że powoli jego twardość ponownie wzrosła.
- Weź mnie kochanie. - Jej głos był słaby, słowa przerywane przyspieszonym oddechem, jednak bez trudu rozpoznał pożądanie, które sam czuł. Czyżby Anna i Charlottę uraczyła swoim darem?
- Jesteście piękni kochani. - W oczach maklavianki dostrzegł całkowite skupienie. Fascynację tak bardzo nie pasującą do jej młodego wyglądu. Być może gdyby była trochę starsza wyglądowo, towarzyszyłaby ich zabawom, jednak nie przy takim wyglądzie dziecka. Wampir powoli wyciągnął swoją męskość, powoli przesuwając, jednocześnie nasilonym paluszkiem zaczął pieścić otworek pupy Charlotty. Niekiedy leciuteńko wkładając, ale nie dalej, niż na pół cala. Napawał się przez moment tym słodkim widokiem, wreszcie zdecydował zaatakować. Mokry bardzo od jej soczków penis sterczał na przeciwko tylnego otworku.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-02-2018, 11:26   #78
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyzna ujął jej pośladki nieco rozciągając, później zaś zbliżył odpowiednio swój czub oraz zaczął go tam wpychać czując, jak gwałtownie napina się jej jasna skóra. Charlie jęknęła z bólu, ale już po chwili przerodziło się to w pomruk rozkoszy. Przy pierwszym ruchu była jeszcze spięta, przy drugim już entuzjastycznie wyszła mu naprzeciw. Potem zaś były już tylko kolejne ruchy, kolejne pchnięcia oraz lekkie klapsy, które dawał jej w piękną, wypiętą pupę. Podniecała go szaleńczo. Chciał ją mieć jak najgłębiej, jak najmocniej, jak najbardziej szalenie i czuł, że dzieli z nią to pragnienie.
- Ach, ach, ach - jęczał uderzając raz za razem, trochę wedle rytmu podskakiwania powozu, aż wreszcie po dłuższym czasie niżeli przed chwilą uczuł wzbierajacą się przy podnóży gorącą lawę. - Pragnę cię, kocham cię - jęknął ponownie oraz wystrzelił wewnątrz, kiedy był właśnie najgłębiej, trzymając mocno biodra dziewczyny, żeby nie zmieniły najgłębszej pozycji. Charlie opadła głową na kolana Anny. Z jej ust wyrywały się nieregularne jęki, a pupa nadal starała się nabić na męskość wampira. Ten jeszcze reagował kolejnymi wystrzałami wewnątrz niej, aż wreszcie wysunął się. Jego męskość nieco opadła, zaś on patrzył, jak powoli wypływa z kobiety to, co zostało w nią przed momentem wstrzelone jego męską dumą. Wypływa z obydwu słodkich miejsc. Trzymał ją za biodra poruszając mocno ustami, jakby miał się ochotę nie tylko kochać, ale wręcz schrupać ją, bowiem kły były wyraźnie widoczne na jego wargach. Pupa Charlie nadal poruszała się delikatnie. Wampir czuł jak jej ciało całe drży, jak przy każdym mocniejszym dotknięciu przeszywa ją jakby impuls, wywołując ciche jęknięcie. Jego narzeczona odpływała z rozkoszy. Podobnie zresztą jak on. Uwielbiał ją, chciał ją,kochał ją. Opadł na siedzenie powodu dalej wpatrując się w wypiętą pupę kobiety.
- Weź go, zajmij się nim - wyszeptał gorączkowe nie mając jeszcze dosyć.

Rozgorączkowana Charlie uniosła się powoli z kolan Anny. Spojrzała na swego narzeczonego rozpalonym wzrokiem. Teraz był pewny, że Malkavianka także dla ghulicy zrobiła mały prezent. Kobieta szybko zrzuciła z siebie wierzchnią warstwę tak, że pozostała jedynie w halce i przyklęknęła przed wampirem. Z apetytem wzięła jego męskość do ust, ssąc ją mocno. Aż jęknął! Był jeszcze mięciutki oraz niewielki, jednak działania ghulicy, bardzo namiętne, zaczęły odnosić rezultat.
-Ach tak - ułożył jej dłonie na głowie pieszcząc włosy. Malkavianka patrzyła, jednak pewnie przy takim pragnieniu mogłoby patrzeć pół Londynu. Im większy się stawał tym zachłanniejsze były usta Charlotty. Całowały go, lizały, biorąc go przy tym tak głęboko, że zaczął dotykać jej gardła. Ghulica jakby zapomniała o całym otaczającym ich świecie, podczas gdy idealnie naprzeciwko niego siedziała i wszystko obserwowała mała dziewczynka, radośnie machając nogami. Jego dłonie zaś coraz bardziej naciskały głowę Charlie, żeby wchodziła jak najgłębiej, żeby brała go, jak tylko mogła. Czuł się ponownie rozgorączkowany. Coraz twardszy, coraz mocniejszy, coraz większy. Drżał wewnątrz jej ust, przesuwając się w nich, podrygując wedle taktu jej ruchów. Wszystko trwało dłużej, znacznie dłużej niżeli przedtem, jednak to było tym przyjemniejsze, zanim właśnie odczuł, jak znowu się zbiera przy podnóża jego trzonu, zaś jego męskość twardnieje, choć wydawało się to zaiste kompletnie niemożliwe.
- Aaa … - wyrwało mu się. Przytrzymał jej głowę, chcąc aby wszystko połknęła - Chaaarlie … - jęknął strzelając prosto wewnątrz jej ust. Narzeczona spijała go, a jej rysująca się pod cienką halką pupa poruszała się w rytm kolejnych łyków.

Namiętny wampir poczuł, że dorożka zatrzymała się, czuł też jednak że jego męskość twardnieje ponownie nawet nie opuściwszy ust kochanki. Ale pomimo tego wyszedł z niej, gwałtem niemal układając dziewczynę na ławie oraz unosząc nogi. Wbił się w nią ponownie, może jeszcze bardziej gwałtownie niż wcześniej, oraz bardzo łatwo, jako że też była pokryta intymnym, śliskim soczkiem. To że się coś zatrzymało go kompletnie nie obchodziło wcale. Podobnie zresztą jak wszystkim użytkownikom dorożki. Nie przeszkadzało to tak samo jak Florence, która po jakimś czasie zajrzała do środka. Po chwili wahania zajęła miejsce obok Anny, podczas gdy wampir młócił biodrami swoją wijącą się z rozkoszy narzeczoną. Zaś pewnie ze wszystkich najbardziej zadowolonym był powożący, nic nie musiał robić, siedział sobie oraz zgarniał pieniądze. Oczywiście musiał znosić pewne wstrząsy pojazdu oraz jęki ze środka, ale opłaciło się. Natomiast dwójka namiętnych kochanków wreszcie doszła kolejny raz, ponownie wybuchnął wewnątrz jej ciała wystrzelony strumień kropelek oraz ponownie obydwoje jęknęli opanowani czymś wyjątkowym. Dopiero po dłuższej chwili odzyskując jaką taką stabilność oraz zdolność do jakiego takiego myślenia. Wampir nie do końca był pewny ile czasu minęło. Ledwo skończyli, Charlotta dosłownie popchnęła go na ławę i dosiadła, najpierw ocierając się o jego męskość, a gdy ta powstała biorąc ją w siebie. Jej wzrok był nieobecny, usta błądziły po twarzy kochanka. Za to go Gaherisa powoli docierały strzępki rozmów dwóch starszych wampirzyc. Malarz już dotarł i Anna tłumaczyła Florence po co.
- A potem zachęciłam ich trochę do igraszek ale chyba odrobinę przesadziłam. - W jej dziewczęcym głosie nie było śladu żalu.
- Hm… rzeczywiście odrobinę. - Torreadorka niemal nie mogła oderwać wzroku od poruszających się bioder ghulicy. Powoli także rycerz dostosował się do tego tempa. Właśnie był jej ogierkiem, ona zaś galopującą Amazonką. Wspaniałą nienasyconą oraz spragnioną jeszcze więcej. Obejmował ją, całował mocno splatając języczki, zaś jego krew z naciętego leciutko kłem języczka wampira omywała jej usta dostając się do gardła. Jego biodra powoli poruszały się szybciej, coraz mocniej ona zaś unosiła się niemal wychodząc podczas galopady.
- Ach, ach, ach … - jęczał kiedy wbijała się na niego całym impetem. Jej słodkie piersi podskakiwały mocno zaś ciało było rozgorączkowane wręcz niemożliwie, jego własne także. Wreszcie wypalił!!!

Wreszcie Charlie doszła z głośnym okrzykiem i opadła na niego bez sił. Jego głowa zaczynała łapać to jak wygląda otoczenie. Widział porozrzucana po dorożce ubrania, zrzucone poduchy i wszechobecną krew wymieszaną ze spermą. Jego ciało było nadal rozpalone, ale czuł że zaczyna nad nim panować. W przeciwieństwie do Charlotty, która mimo wycieńczenia, oddychała szybko i już pomalutku zaczynała się o niego ocierać. Jeszcze brakło jej sił by ponownie unieść biodra, ale juz poruszała się przód-tył, wywołując w nim kolejne przyjemne fale. Dlatego zmienił pozycję układając ją po prostu na siedząco, później zanurkował pomiędzy nogi dziewczyny. Skoro już tyle narobili tego wszystkiego … wydawało mu się, iż jeszcze kolejny raz nie odegra większego znaczenia. Była potwornie mokra, skropiona krwią, nasieniem oraz własnymi soczkami. Lizał jej szparkę skupiając się od razu na łechtaczce. Nie bawił się w jakąś grę wstępną dostrzegając, jak reaguje Charlie oraz jak on przed chwilą reagował. Zresztą właściwie ciągle był napalony, lecz jakby musiał, potrafiłby się zmusić do jakiejś innej czynności. Pieścił ją coraz gwałtowniej, coraz mocniej, coraz szybciej, wreszcie czując moment dojścia wbił tam najostrzejszą część kła, powodując momencik bólu oraz gwałtowny wystrzał rozkoszy, który wręcz powalał. Krew Charlotty była przyjemnie gorąca, rozpędzona wszystkim co robili do tej pory. Ghulica zacisnęła dłonie na jego włosach, dociskając jeszcze jego twarz do swego łona. Dopiero po dłuższej chwili odpłynęła, opadając bez sił na ławę. Niepokojący był jednak jej przyspieszony oddech, który świadczył o tym, ze mieli chyba tylko chwilę by zabrać ją w inne miejsce.

Rycerzowi kręciło się w głowie.
- Eee, jesteście tutaj obydwie? - zaczął bez sensu, jednak widząc stan narzeczonej szybko wskoczył w ciuchy porywając Charlottę na ręce. - Musimy, musimy ją zabrać.
Wokoło rozglądając się jakby szukał pomocy. Znowu ułożył ją na moment. Przez okienko podał wozakowi dwukrotnie więcej pieniędzy niż powinien, później znów ujął dziewczynę. Wszystko to trwało momenty dosłownie. - Florence, pomóż proszę, prowadź.
- Ubierz się. - Starsza, wskazała podbródkiem na jego rozchełstaną koszulę i spodnie. - Anna na szczęście wjechała na dziedziniec, więc wystarczy, że okryjemy Charlottę jakimś płaszczem.

Lady Florence otworzyła drzwi i powoli wyszła na zewnątrz. Chłodne powietrze jeszcze bardziej otrzeźwiło umysł wampira.
- Zbiorę resztę waszych rzeczy. - Anna pomalutku sięgnęła po leżące na podłodze pantalony Charlotty. Wampir posłuchał, poprawił morze chaosu, czyli koszulę oraz spodnie, później zaś wyszedł unosząc dziewczynę oraz idąc za Florence. Poczuł, że CHarlotta się wybudza nim dotarli do drzwi prowadzących na dziedziniec. Jej dłonie zacisnęły się na jego koszuli by już w progu podciągnąć całe ciało. Usta ghulicy wpiły się zachłannie w jego usta. W środku było kilka kobiet, które zazwyczaj widywał w pobliżu Florence. Nawet nie wydawały się być zaskoczone całą sytuacją, mimo iż Charlie już wspinała się na niego, chcąc owinąć swoje nogi wokół jego bioder. Oddawał jej pocałunki oraz starał się ją jakoś nieść, co wcale nie było łatwe. Przecież to już zakrawało na jakieś szaleństwo. Cudowne, ale szaleństwo. Ech, starał się delikatnie powstrzymywać ją, jednocześnie przenosząc ją. Właściwie epowinien być wściekły na Malkaviankę, jednak pamiętał, że jemu samemu było naprawdę wspaniale. Ponadto jakoś nie potrafiłby się na dziewczynkę gniewać.
- Co zrobić? - spytał mając nadzieję, iż malutka wampirzyca usłyszy oraz coś wykombinuje.

Piękną Charlottę najlepiej powstrzymywały spodnie wampira. Ocierała się o nie swym rozpalonym łonem i Gaheris był niemal pewny, że materiał niebawem przemoknie.
- Obawiam się, że jeśli chcemy dziś coś jeszcze zrobić, ktoś będzie się musiał nią zająć. - Anna dreptała pomalutku za wampirem, niosąc ich rzeczy.
Florence wprowadziła go na piętro i zaprowadziła do swojej sypialni. W łożu jak zwykle spało kilka kobiet. Była tu nawet ghulica, której imię wymienione było w odnalezionym notesie.
- Florence, jej imię było wymienione - wskazał ruchem głowy, później planował tłumaczyć szczegóły - hm, zająć się nią, ale kto. Nie chcę, nie chcę, żeby coś złego jej się przytrafiło, bardzo ją kocham. Nie ma jakiejś no nie wiem, czegokolwiek?
Zająć się zająć, owo zajęcie mogła zorganizować jedynie Florence. Uff, jak przydałby się łyk dobrej krwi, albo trochę więcej łyków.
- Mógłbyś spić ją tak by straciła przytomność na dłużej. - Anna odłożyła ich rzeczy na jednym z foteli, podczas gdy Charlie wyraźnie niezadowolona z tego, że nic jej nie wypełnia, kąsnęła delikatnie wampira w szyję.

Panna Florence zerknęła na wypełnione dziewczętami łoże.
- Ułóż ją tam. Na pewno nic jej się nie stanie gdy jesteśmy obok.
Pomysł wydał się dobry, może jedyny, bowiem nie chciał ją tak spijać, jak radziła Malkavianka, zresztą obdarzona morderczym spojrzeniem za taką radę. Ułożył więc Charlottę pomiędzy kobietami. Zakładał, iż może Florence chce usłyszeć cała historię, zaś potem przystąpił do dzieła rysownik.
- Moje drogie, zaopiekujcie się naszą Charlie. - Kobiety od razu zareagowały na słodki głos starszej. Sprawne dłonie sięgnęły do halki ghulicy by pozbawić ją resztek odzienia, podczas gdy jakieś chętne usta wpiły się w rozpaloną, lekko zaczerwienioną szparkę narzeczonej wampira, wyrywając z jej ust słodkie jęknięcie. Florence uśmiechnęła się na ten widok i przeniosła spojrzenie na Gaherisa. Po sekundzie spojrzała odrobinę niżej. - Chyba będziemy musieli wysuszyć twoje spodnie.
- Chyba tak, masz może na czas suszenia jakiś szlafrok? Nie mam nic przeciwko paradowaniu przy tobie nago, jednak jakbym właściwie rzekł, przy malarzu byłoby krępujące
- stanął na boku gotowy do przebrania się.
- Tutaj na pewno są tylko kobiece rzeczy, ale może coś się znajdzie. - Wampirzyca spojrzała na łóżko. - Rosa, skocz prosze i coś przynieś.
Ghulica, której imię było w notatkach oderwała usta od piersi Charlotty i podniosła się z pościeli. Narzuciła na siebie jedną z leżących na meblach jedwabnych podomek i ruszyła na poszukiwania. Dopiero gdy wyszła Florence odezwała się ponownie.
- To co właściwie się wydarzyło, nie licząc tego że nasza droga Anna zapewniła sobie mały pokaz?
- Całkiem sporo
- Gaheris spojrzał na Charlottę, która wiła się pod pocałunkami oraz pieszczotami kobiet. - Dlatego właśnie mówiąc wprost … - dokładnie opowiedział jej to samo, co wcześniej księciu, Malkaviance oraz Rebecce. - Dokładnie tak było, sama więc widzisz, że te ghule, także stąd … nie mnie ci mówić, co powinnaś zrobić. Tak czy siak, książę już rozpoczął porządki, jednak tutaj zawiaduje tym Rebecca, zaś ona podobno potrafi to zrobić sprawnie - przypuszczał, iż Florence dysponuje podobnymi mocami Telepatii jak on, więc sama potrafi sprawdzić swoje ghule oraz ogólnie służbę. - Książę chciałby mieć owe rysunki, ażeby jutro zająć się rozpoznaniem oraz ewentualnym poszukiwaniem.
W trakcie jego wypowiedzi, powróciła Rosa niosąc męski szlafrok. Kłaniając się delikatnie ułożyła go obok Gaherisa, po czym za przyzwoleniem starszej powróciła do przerwanej zabawy. Charlie leżała teraz na boku i dwie kobiety zajmowały się jej przednim i tylnym otworkiem, entuzjastycznie wpychając w nie swoje drobne paluszki.
- Rozumiem. - Głos starszej przebił się przez słodkie jęknięcia, które wypełniły pokój gdy wampir skończył mówić. - John już czeka. Nie wiedziałam po co przybył, ale uznałam że Sylvia nie posłałaby po niego bez powodu. Jest w innym pokoju.
 
Kelly jest offline  
Stary 20-02-2018, 20:45   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Rycerz tym razem przebrał się. Najpierw zdjął cale ubranie do nagości, później narzucił na siebie szlafrok. Szczerze mówiąc trochę mu jeszcze stał, szczególnie patrząc na podnieconą trójkę pieszczących się dziewcząt, jednak potrafił opanować się na tyle, żeby narzucić na siebie przyniesiony strój oraz ruszyć do rysownika. Właściwie chciał ruszyć, ale jeszcze czekał, co ma zrobić ze swoimi rzeczami oraz gdzie jest wspomniany rysownik. Florence wyprowadziła ich na korytarz. Anna najwyraźniej chciała towarzyszyć przy tym całym rysowaniu.
- Nie bądź na mnie zły. Wyglądaliście tak cudownie w tej dorożce, że po prostu nie mogłam się oprzeć. - Mała wampirzyca radośnie podskakiwała obok niego. - Tak dawno nie raczyłam tym żadnego śmiertelnika, już zapomniałam że są tak wrażliwi.
Przez chwilę nie odpowiadał.
- Nie jestem zły. Nie umiem być zły na tych, których bardzo lubię, ale z Charlottą będziesz się musiała sama dogadać, kiedy wreszcie oprzytomnieje.
- Cóż… może uda mi się jakoś przekupić. - Anna uśmiechnęła się szeroko.

Florence zatrzymała się przed jednymi z drzwi.
- To tutaj. Pytanie. Czy wchodzimy, czy chciałbyś się najpierw czymś zająć? - Starsza wskazała podbródkiem na wciąż uniesioną męskość wampira, wyraźnie odznaczającą się pod niezbyt grubym materiałem szlafroka.
- Jakby rzec, zająć się chętnie, ale po prostu to zazwyczaj po jakimś czasie samo opadało. Natomiast teraz, hm, pewnie przez te wszystkie myśli, które kotłują mi się po głowie oraz wirują na tyle rozmaitych sposobów, że chociaż się staram, jakoś samo wychodzi - przyznał bowiem faktycznie, wewnątrz myśli przeleciał już nie tylko ponownie Charlottę, ale też jej towarzyszki, Florence, Sylwię, Rebeccę oraz połowę dziewczyn z burdelu. Starał się opanować, ciało słuchało go jednak, poza tym męskim elementem, który robił co chciał pod wpływem wyuzdanych myśli. - Masz jakiś sposób? - bowiem faktycznie nie chciał tak pokazać się, mając wzwód, wezwanemu artyście. Jeszcze wysnułby kompletnie nieprawdziwe powody.
Florence zaśmiała się cicho.
- Zawsze mi się wydawało, że to wy mężczyźni macie setki pomysłów jak sobie z tym “problemem” poradzić. - Rozejrzała się wokół. Raz na jakiś czas wampir dostrzegał jakąś mijającą ich kobietę. Czy to dosyć skąpo ubraną pokojówkę, garderobianą czy też po prostu jedną z “dziewcząt” Florence. Problem był tylko taki, że przy wampirzycy wszystkie te śliczne osóbki wydawały się niemal przezroczyste. Miała na sobie prostą suknię z głęboko wyciętym dekoltem, który wskazywał na bardzo skromną, albo wręcz brak halki pod spodem. Kusiło sprawdzić czy starsza ma na sobie inne elementy bielizny. Niesamowite było jak łatwo jego myśli calkowicie skoncentrowały się na tej jednej kobiecie, a dokładnie wąskiej linii rozdzielającej jej pełne piersi, za wzrokiem podążyła wyobraźnia, a za nią i tak uniesiona męskość, która już niemal próbowała się wydostać spod szlafroka.
- Wobec tego, czy mogę prosić cię o twoją osobistą pomoc? - spytał zaciskając na chwilę wargi, jednak moment później próbował jakoś rozluźnić mięśnie, jednak akurat efekt wyszedł odwrotny. Seksualna aureola, którą emanowała Florence powodowała, iż faktycznie uniesiony penis wygląda jak spore wzgórze od przodu uwypuklające materiał. Oczywiście pamiętał, iż nie jest ona miłośniczką mężczyzn, jednak potrafiła czerpać także przyjemność podczas heteroseksualnych zabaw. Patrząc jednak na nią, on miał obecnie ochotę zacałować ją, wypieścić swoim języczkiem ów słodki kwiat, potem zaś spenetrować dosłownie wszędzie.

Starsza delikatnie rozchyliła wargi, zastanawiając się nad czymś. Niestety odruch ten sprawił, że wampir bardzo nabrał ochoty by wsunąć pewną część ciała wprost w te usta.
- Hm… z przyjemnością pomogę. - Florence usiadła na stojącej w korytarzu kanapie. Wampir zauważył że pod materiałem sukni, delikatnie rozchyliła nogi, wyraźnie go zapraszając. - Anno dołączyłabyś do naszego gościa w pokoju, by nazbyt się nie niecierpliwił.
- Oczywiście. - Mała wampirzyca weszła do pokoju, pozostawiając Torreadorów na korytarzu.

Błysnął spojrzeniem
- Dziękuję – powiedział grzecznie prawie oraz nie czekał, aż Malkavianka wyjdzie. Choć spodziewał się, iż raczej tak się stanie, jakby nie było, to miejsce należało do Toreadorki. Chociaż kto wie, jego dziewczęca przyjaciółka miała charakter urwisa. Mogła wyjść, ale niby przypadkiem pozostawić drzwi otwarte. Wspomniana myśl przeleciała mu jednak przez mgnienie, zastąpiona szybko poprzez szkarłatnie namiętną otchłań. Florence kiedyś wspomniała, że ze wszystkich uczuć najbardziej lubi namiętność. Teraz mógł to ofiarować jej. Nic więcej, jednak wcale niemało. Pragnął jej w tamtym momencie niczym pijak ostatniej butelki whisky. Chciał się nią właśnie upić, wręcz oszaleć oraz sprawić, żeby czuła się pijana wraz z nim wspólnym seksem.

Cichutka podłoga korytarza okazała się najlepszym miejscem dla szlafroka, który zsunął się z wampira odsłaniając całe jego ciało. Wraz ze sterczącym do przodu, niczym twardy drąg, napiętym penisem. Wręcz niemal bolał, tak bardzo prężył się oraz spinał purpurową główkę. Usiadł przy niej. Obok. Pochylając się oraz całując niesłychanie kształtne, miękkie wargi, które także umiały odpowiadać pocałunkami. Obejmował ją dłońmi, przyciągał do siebie, zaś ich języczki splotły się wewnątrz ust, tworząc wspaniały erotyczny taniec. Ale tylko przez chwilkę, bowiem później jego twarz zeszła na jej policzek, lekko pochylony, potem na szyję. Gdyby była Charlottą, pewnie ugryzłby ją tam. Ale nie była, całował więc ją, pieścił nawet nie zastanawiając się, czy jego zęby wyszły, czy nie oraz czy leciutko zaznaczają się na alabastrowej skórze. Potem wystarczyło zsunąć jedynie ramiączka jej seksownego stroju, by odsłonić niesamowicie kształtne piersi. Właściwie nic dziwnego, że jakiś Toreador zdecydował się ją kiedyś przemienić. Florence stanowiła sama dzieło sztuki wręcz. Oczywiście jej cycuszki także. Malarze oraz rzeźbiarze zabijaliby się o to, żeby móc tworzyć jej niesamowite akty. Pieścił je już nie pierwszy raz i starał się pamiętać, co najbardziej lubiła. Pocałunki pnące się ku rosnącym malinom, zasysanie lub lekkie przygryzanie nawet sutków. Nic nie było jej obce. Podczas gdy jedną pierś pieściły coraz gwałtowniej jego usta, drugą obejmowała niesamowicie zręczna dłoń ponadtysiącletniego wampira.

Jednak to była jedynie przygrywka. Konieczna, lecz wyłącznie początkowa. Kiedy stojące twardo sutki zostały opuszczone, zaś usta jego skierowały się ku intymnemu miejscu, które dla niego rozchyliła. Nie był pewny czy to jego działania czy też widoki z sypialni sprawiły, że starsza była rozpalona. Widział jednak jak mokra jest, czuł jak ochoczo wychodzą jego ustom naprzeciw jej biodra. Jej drżące ciało zachęcało do pieszczot.
- Myślałam że mieliśmy zająć się tobą a nie mną. - W jej rozpalonym głosie dało się wyczuć lekkie rozbawienie.
- To na początek - powiedział w przerwie pomiędzy pocałunkami obsypującymi jej wilgotny pączek. Och oczywiście chciał ją też zwyczajnie posiąść wiele razy, jednak dobry początek gwarantował jeszcze lepszą kontynuację … faktycznie jednak jego męskość coraz bardziej niecierpliwiła się. Wargami chwytał jej płateczki, pociągał je nieco, całował, języczkiem zaś penetrował słodki wąwozik, spijając z niego kolejne kropelki wilgoci.

Uwielbiał pieszczoty ustami niemal tak, jak klasyczny seks. Wreszcie skupił się już tylko na tym jednym, najwrażliwszym punkcie jej szpareczki próbując doprowadzić ją do orgazmu, by wtedy, kiedy już będzie na samym szczycie podnieść się, unieść jej słodkie nóżki oraz wrazić swój męski miecz w jej kobiecą pochwę. Florence była zupełnie inną kochanka niż Charlie. O ile jego narzeczona była wulkanem emocji i wszystko co robiła było szczere, spontaniczne i zawsze namiętne w ten najprostszy, uroczy sposób. Przy niej Florence była niczym rzeźba, wyidealizowany obraz, który stworzono by dawał i odbierał przyjemność. Wampir miał wrażenie, że z każdym jego dotykiem wampirzyca przyjmuje jeszcze bardziej wysmakowaną i ponętną pozę. Kusiła każdym najmniejszym ruchem ciała. Rozchylonymi wargami, dłońmi którymi delikatnie dotykała własnych piersi, spojrzeniem ukrytym pod długimi rzęsami. Nawet gdy doszła, przypominała raczej przepiękny posąg, którym ktoś postanowił uwiecznić właśnie ten moment. Jej dłonie zacisnęły się na krągłych piersiach, podczas gdy z ust wyrwało się słodkie jęknięcie. Dlatego własnie zdecydowanie bardziej podobał mu się seks z ponętną Charlottą, jednak oczywiście nie oznaczało to jakichś negatywnych emocji tutaj. Wręcz przeciwnie, było namiętne, gorące, choć trochę bez owej dodającej specjalnej przyprawy naturalności. Jednak obecnie, poddany jeszcze fragmentom mocy Malkavianki, specjalnie nie zagłębiał się analizując szczegóły wzajemnych relacji, tylko namiętnie kochał. Krople wystrzelone przez niego odwiedziły jej łono uderzając najwrażliwsze, skryte części ciała. Uderzał ją, pchał dopóki całkowicie nie opróżnił swojej męskości, wypełniając jej słodkie łono.

Dyszał ciężko przez chwilę, ciągle trzymając jej nóżki ku górze, na swoich barkach. Oraz nie wychodził z niej ani na moment. Pochylił się jeszcze na chwilkę, żeby złożyć na jej usta pocałunek, po czym odsunął się troszkę.
- Pragnę cię wypełnić wszędzie - wyszeptał unosząc Toreadorkę oraz ustawiając tyłem do siebie, albo przynajmniej próbując.
- Jesteś bardzo zachłannym mężczyzną. - Wampirzyca poddała się jego działaniom, opierając się dłońmi o sofę i wypinając w jego stronę krągłe pośladki.
- Jestem zachłanny - przyznał - oraz mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza - wpatrywał się w jej wypiętą pupę. - Mrr … - wyrwał mu się naturalny pomruk, kiedy pochylił się całując je najpierw powoli, później coraz namiętniej zaiste. Jego języczek pracował tym razem przy tylnym otworku pieszcząc go oraz nawilżając. Był podniecający na tyle, że nie potrafił już poczekać ani chwili, lecz uniósł się, rozciągnął dłońmi jej pośladki oraz szybkim ruchem wszedł w jej pupę. Florence jęknęła, a jej plecy wygięły się w piękny łuk. Jej ciało przyjęło go, zaciskając się na atakującej je męskości. Jednak akurat nawilżone miejsce musiało ustąpić przed pchnięciem do samego końca, do tego, aż męskie biodra dotarły do jej pośladków. Chwileczkę pozostał tam, żeby mogła poczuć ową głębię. Później poruszył się do tyłu, prawie wychodząc, ponownie wszedł. Bardzo mocno oraz szybko, zaś później jeszcze szybciej uruchamiając Akcelerację oraz przyspieszając ruchy. Użycie dyscypliny okazało się być dosyć męczące, jednak wszystko zadziałało jak zwykle. Wampirzyca musiała zaprzeć się mocno obiema dłońmi by przyjąć tak energicznego kochanka. Nawet jej stoicyzm zniknął zagłuszony przez odgłosy rozkoszy, jęki Florence, zabarwione jej słodkim głosem i mlasknięcia gdy ciało zderzało się z ciałem. Wreszcie kolejny wystrzał, tym razem głęboko wewnątrz tylnej dziurki przeszył przestrzeń wpadając na ścianki ciała Toreadorki. Poruszał się wewnątrz niej jednak jeszcze chwilę jęcząc, pełen rozgorączkowania, aż wszystko wyleciało wreszcie, zaś męskość powoli zaczęła opadać. Dłonie jego jednak przesuwały się ciągle po jej pośladkach tworząc dodatkowy zestaw podniecających bodźców, biodra poruszały się dotąd, aż pomniejszony penis sam powoli wypadł.

Rycerz zwalił się na kanapę obok Florence.
- Wspaniale - objął ją póki sama także nie zejdzie ze szczytu podniety. Liczył na to, że za chwilę zajmie się jeszcze jego penisem. Stanowczo wierzył, iż Florence jest także mistrzynią oralnego seksu. Przytulał jednak Toreadorkę teraz mocno obejmując.Florence pocałowała go delikatnie, podczas gdy jej dłonie zaczęły się przesuwać po torsie wampira.
- Słyszałam, że chcesz mnie wypełnić wszędzie. - Uśmiechnęła się. - Czy wobec tego masz jeszcze jakieś życzenia?
- Prawdą jest. Wobec tego - ułożył się jak wcześniej ona - czy zechcesz go wziąć swoimi pięknymi ustami? - spytał iskrzącym głosem.
Wampirzyca zsunęła się na ziemię i przyklęknęła przed nim.
- Będę chciała coś w zamian, wiesz? - Delikatnie kąsnęła jego udo tuż przy unoszącej się pomału męskości.
- Na przykład co? - wspomniał drżącym głosem pełnym nieukrywanej żądzy Gaheris. Jednak był na tyle inteligentny oraz jakimś niewytłumaczalnym sposobem panujący nad sobą, żeby nie dać się kompletnie oszwabić.
Florence przesunęła swoim języczkiem od podstawy jego penisa do samego czubka, od czego ten momentalnie zesztywniał.
- Namówisz Charlie by zajęła się mna tak jak ja tobą.
- Ależ Florence, mogę zrobić coś sam, ale Charlie … widzisz, Charlie chyba nie będę namawiał, ach, cudownie, wydaje mi się bowiem, iż ona sama bardzo lubi takie zabawy, jak te wcześniejsze. Ponadto coś mi się wydaje, że jeśli nakarmię ją krwią, to będzie miała niekłamaną ochotę natychmiast. Widziaaaaałaś przed chwilą jej pragnienieeeeeee, cooo, ach, wspaniale, nie przestawaj, sięęęęęęęę działo - jęczał pieszczony przez nią, ale na pewno Charlotta nie była dla niego towarem handlowym. Natomiast właściwie po reakcji dziewczyny “spędzilibyśmy u Florence znacznie więcej czasu” z dziś wieczora mógł wnioskować, iż nie miała nic przeciwko odwiedzinom tutaj oraz ostrzejszym zabawom. Wręcz przeciwnie, dlatego bardzo chętnie zajmie się Florence nie jako jakąkolwiek zapłatę. Dziewczynie będzie zwyczajnie miło sprawiać przyjemność Toreadorce oraz odbierać przyjemność od arcypięknej londyńskiej wampirzycy.

Florence oderwała usta od jego męskości i spojrzała na niego poważnie.
- Cóż ja chcę taką zapłatę. - Ucałowała jeszcze jego czubek i odsunęła się. - Idziemy?
- Wobec tego chodźmy
- powiedział głosem przypominającym dyszący parowóz. Gdyby może nie był rycerzem … jednak żaden rycerz nie płaci swoją damą, choć czuł masaaaaaakrę podniecenia oraz miał ochotę przeklinać.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-02-2018, 21:07   #80
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Gdy weszli do pokoju Anna spojrzała na niego z pomieszaniem zaskoczenia i rozbawienia. Prawdą było, że miał się zająć swoją uniesioną lekko męskością, a do saloniku wkroczył w stanie “ciekawszym” niż przed rozstaniem. W pokoju siedział oprócz wampirzycy mężczyzna w średnim wieku.


Odruchowo podniósł się by się przywitać jednak zatrzymał się odrobinę zbity z tropu stanem w jakim zobaczył wampira.
- Eee.. eee. - Przełknął ślinę. - Dobry wieczór?
- Pozwól, że ci przedstawię John Everett Millais
. - Florence wskazała speszonego mężczyznę. - John, to mój drogi “przyjaciel” Henry Ashmore.
Millais skłonił się nisko. Wyraźnie to właśnie oznaczało u starszej określenie przyjaciel.
- Jak mogę pomóc. - Wampir zauważył, że wzrok pochylonego mężczyzny pozostał skupiony na podłodze, jakby obawiał się go podnosić. W sumie miały wtedy idealnie na wysokości oczu pewien wyróżniający się element ciała Gaherisa.

Dość idiotyczna sytuacja. Zakładał, że właśnie pójdą do Charlotty zerkając, czy dziewczyna się jeszcze bawi oraz ewentualnie przyłączą się. Tymczasem przyszli do malarza. Oczywiście wkurzyła Gaherisa. Nie lubił, jak robiono go niczym durnia oraz obiecał sobie, iż skoro tak, będzie się trzymał względnie daleko od mości dobrodziejki.
- Pan wybaczy - stwierdził sztywno. - zostałem niespodziewanie wyrwany z dosyć przyjemnej sytuacji - przygryzł mocno wargi próbując polecić opuścić swojej krwi owo strategiczne miejsce. Usiadł na jakimś krześle starając się skupić na widzianych wizją twarzach, żeby jak najbardziej zadziałać wyobraźnią. - Chciałbym prosić, iżby narysował pan twarze, które widziałem, można powiedzieć, ale które chciałbym przedstawić innym. Chodzi mi o to, że będę panu mówił, jak dana osoba wyglądała, pan będzie rysował, potem zaś wspólnie naniesiemy odpowiednie poprawki, żeby była identyczna niczym prawdziwy oryginał. Jest pan gotowy? - spytał mając burzę wewnątrz mysli, ale obiecując sobie, że nie da się kompromitować przez wredną Florence.
Mężczyzna wyprostował się i uśmiechnął.
- Och… proszę się nie przejmować. Ten dom znany jest z wielu “uciech”. - Millais wydobył z przyniesionej torby przybory do rysowania i usadowił się na jednym z foteli. - Jak będzie Pan gotów proszę zacząć.
Starsza podeszła do stojącego barku. Wyglądała trochę jakby z jej perspektywy nie stało się nic złego. Na jej twarzy nie było śladu złośliwości, o dziwo spojrzała nawet na wampira uśmiechając się równie ciepło co podczas igraszek.
- Masz ochotę na coś do picia Henry?
- Jeśli mógłbym prosić
- odpowiedział dosyć sztywno. Może faktycznie, pomyślał poniewczasie, dla Florence było to tyle co pstryknięcie palcami, jednak nie dla niego. Oczekiwanie zaś takie, jak zgłosiła, zwyczajnie przekraczało normy. - Jestem już gotowy, mistrzu, zacznijmy więc od mężczyzny wieku średniego oraz dosyć charakterystycznej twarzy … - zaczął opisywać Tarquina, jak najbardziej szczegółowo się dało. Później zaś przyszła kolej na innych uczestników wizji. Opisywał dokładnie, później oglądał starając się wyłapać wszelkie elementy charakterystyczne oraz uszczegóławiając lub modyfikując obrazy stworzone przez malarza Millaisa. Bądźmy jednak szczerzy, wcale nie przychodziło to łatwo wyrolowanemu wampirowi.
Anna w pewnym momencie opuściła ich upewnić się co z Charlottą, ale Starsza towarzyszyła mu przez cały czas. Na początku uważnie przysłuchiwała się jego opisom, a potem oglądała rysunki, które zaakceptował. Millais uwijał się dosyć szybko i gdy skończył została jeszcze dłuższa chwila do świtu. Pożegnali malarza i ponownie zostali tylko we dwoje.
- Jeśli pozwolisz poślę to do księcia. - Florence podała mu jeszcze jeden kielich z krwią i pomału zebrała rysunki.
- Będę wdzięczny - potwierdził pijąc kolejny kielich. Liczył na to, że jednak długie chwile przy Millaisie sprawiły, że wreszcie opadło mu to, co wcześniej stało niczym trzonek. Wdział szlafrok. - Oraz dziękuję za pomoc. Tak naprawdę powinienem powrócić do klubu, gdzie obecnie przysypiam. Czy miałbym już ubranie wysuszone?
Potem planował ruszyć do Charlotty mając nadzieję, iż dziewczyna powoli dojdzie do siebie.
- Trochę tu posiedzieliśmy więc powinno czekać na ciebie w sypialni. - Starsza ruszyła przodem prowadząc go tym samym korytarzem, którym tu przyszli. Jego męskość powróciła już do normy. - A co do powrotu… liczyłam, że chociaż uda mi się przytulić naszą Charlie. - Mrugnęła do niego. - Ale wierzę, że mieliście męczącą noc.
- Niewątpliwie
- przyznał oględnie. - Przypuszczam, iż Charlotta nie ma nic przeciwko temu, żebyś ją przytuliła. Wręcz przeciwnie, dlatego nie uważam, żeby był pod tym względem jakikolwiek problem. Zwyczajnie chodźmy tam.
- Och Henry. Ją cieszy to tylko i wyłącznie gdy jesteś obok. Gdy czuje na sobie twój skupiony wzrok
. - Florence otworzyła drzwi od sypialni. - Jesteś wielkim szczęściarzem.

Charlie leżała na łożu. Widać było, że prezent od Anny przestał już działać, bo narzeczona spała. Było jednak coś co sprawiło, że męskość Gaherisa dała o sobie znać. Charlie leżała odkryta. Na boku, pupą w jego stronę. Widział jej wyeksponowany kobiecy kwiat. Jeszcze był mokry, jeszcze słodko zaróżowiony.

- Niedawno skończyły. Charlie jest bardzo namiętną osóbką. - Anna siedziała w jednym z foteli najwyraźniej obserwując pokaz.
- Ufff, chyba, no chyba, że przenocowałabyś mnie tutaj przez dzień oraz pozwoliła się przespać Charlotcie - nic nie mógł poradzić, że po prostu wariował na punkcie tej wspaniałej kobiety.
- Jeśli masz taką chęć i nie przeszkadza ci moja obecność w łóżku. - Florence uśmiechnęła się słodko. Zgrało się to z delikatnym ruchem Charlotty, przy którym poruszyła nóżką, a z jej kwiatu wypłynęła odrobina wilgoci.
- Jakby nie było, to twoje łóżko - zażartował. Jeszcze chwilę temu był na nią wkurzony, ale chyba mu przeszło na widok cudownego różu między jej zgrabnymi udami pieszczącego spojrzenie wampira. Ponownie zrzucił szlafroczek układając się przy niej oraz czując, jak ponownie mu zaczyna stawać. Od tyłu objął ją całując, coraz bardziej podniecony jej intymnym zapachem. Jeśli Toreadorka miała ochotę popieścić Charlottę oraz może sama odebrać później pieszczoty od dziewczyny, nie miał nic przeciwko temu.
- Mrech - zaczynał czuć, jak prostująca się męskość zaczęła delikatnie dotykać jej wilgotnych płatków.
Charlie zamruczałam a jej biodra jeszcze przez sen poruszyły się, tak że męskość odrobinę zanurzyła się w jej mokry kwiat.
- Wróciłeś skarbie? - Obejrzała się na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Jestem przy tobie moja piękna - wyszeptał całując tył jej głowy oraz obejmując piersi dłonią. Jednocześnie wykorzystał ów przypadek, kiedy jego żądełko dotarło do jej słodkiego kwiatu. Powoli zafalował biodrami przesuwając się wewnątrz jej wąwoziku, przód - tył, przód - tył, aż wreszcie natrafił na właściwą głębinę, zanurzył wewnątrz niej swoją kotwicę. - Jesteś cudowna - wyszeptał czując jak jej gorące wnętrze rozstępuje się pod niezbyt szybkim, ale trwałym naciskiem. - Kocham cię, pragnę cię.

Słodka dziewczęca Charlie jęknęła gdy jej ciało otworzyło się na niego. Jej wnętrze było mokre, ciepłe, miękkie i rozciągnięte. Kusiło by już go nie opuszczać. Dlatego właściwie nie miał ochoty tego przez chwilę jakąś robić. Całował oraz ugniatał namiętnie jej piersi czując, jak reagują na męską pieszczotę. Poruszał się wewnątrz niej czując, jak wypina się powoli dostosowując się do niego. Przyśpieszył ruchy. Kobieta wypięła pupę jednocześnie wtulając swe piersi w jego dłonie. Jej ciało było tak wymęczone, że wydawało się iż w każdej chwili może dojść. Zresztą także jemu łatwo przyszło. Ten seks był kompletnie inny niżeli ze wspaniałą Florencę. Posiadał namiętność oraz iskry miłości, które niczym przyprawa ożywiały łóżkowe zabawy. Oczywiście pożądał arcypiękną Toreadorkę, jednak wolał Charlottę. Inna kwestia, że Florence identycznie.
- Mr - czuł skurcze jej pochwy na własnym członku oraz czuł, jak się zbliża. Zarówno on jak ona. Ach, nagły skurcz. Buzujący przy podnóżu trzona gęsty płyn wystrzelił gwałtownie w nią. Jego dłoń zacisnęła się na jej piersi, zaś biodra gwałtownie przyspieszyły raz po raz uderzając oraz wyrzucając kolejne fontanny wewnątrz jej najintymniejszej części pieknego ciała. Podczas gdy wraz z Charlottę zaspokajali swoje pragnienie, Florence musiała zrzucić z siebie suknię. Gdy ghulica łapała oddech, a on jeszcze wykonywał ostatnie ruchy starsza przysiadła naga na łóżku. Jej dłoń przesunęła się po ramieniu kobiety, wywołując w niej widoczny dreszcz, jednak oczy wampirzycy skupione były na Gaherisie. Rycerz uśmiechnął się do niej. Naprawdę nie miał nic przeciwko udziałowi Florence we wspólnej zabawie, skoro podobało się to Charlotcie. Niewątpliwie Florence wiedziała, jak doprowadzić ją do najwyższych stanów cudownej rozkoszy.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172