Francisca najpierw uspokoiła oddech. Długi czas musiała zmuszać swoje płuca do tego, aby zamiast zamierać w bezdechu, zaczęły pracować regularnie. Gdy oddech stał się głęboki i powolny przyszła kolej na ciało. Jakby za przyczyną spokojnego oddechu napięcie w jej mięśniach rozluźniało się, tak że mogła kontrolować swoje ruchy. Na koniec zostały jej myśli kotłujące się w głowie, ale te zastąpiła prostą modlitwą powtarzaną w kółko w myślach. Zamiast szukać rozwiązań i nowych planów pozwoliła, aby wszystko rozpłynęło się prośbie o pomoc i opiekę. W końcu to łaska boża miała być jej siłą. Wszystko zakończyła modlitwą za zmarłą cygankę.
Chwilę później wstała i ruszyła na poszukiwanie opata.
- Szlachetny księże opacie. Uprzejmie proszę o chwilę rozmowy na osobności. W obliczu tej ogromnej straty mam do księdza kilka pytań – ukłoniła się uprzejmie.