Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2018, 00:53   #211
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca najpierw uspokoiła oddech. Długi czas musiała zmuszać swoje płuca do tego, aby zamiast zamierać w bezdechu, zaczęły pracować regularnie. Gdy oddech stał się głęboki i powolny przyszła kolej na ciało. Jakby za przyczyną spokojnego oddechu napięcie w jej mięśniach rozluźniało się, tak że mogła kontrolować swoje ruchy. Na koniec zostały jej myśli kotłujące się w głowie, ale te zastąpiła prostą modlitwą powtarzaną w kółko w myślach. Zamiast szukać rozwiązań i nowych planów pozwoliła, aby wszystko rozpłynęło się prośbie o pomoc i opiekę. W końcu to łaska boża miała być jej siłą. Wszystko zakończyła modlitwą za zmarłą cygankę.
Chwilę później wstała i ruszyła na poszukiwanie opata.
- Szlachetny księże opacie. Uprzejmie proszę o chwilę rozmowy na osobności. W obliczu tej ogromnej straty mam do księdza kilka pytań – ukłoniła się uprzejmie.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 17-02-2018, 00:06   #212
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Anna rozpoczęła opatrywanie od czerwonego brata. Wskazała mu wolne łóżko w infirmarzu.
- Jakbyś mógł odsłonić ranę, to bym ją opatrzyła. - Czekając aż Fyodor podwinie nogawkę, zaczęła przygotowywać opatrunki. Przy okazji rozejrzała się po pomieszczeniu. - Skąd wzięły się tutaj te dzieci i cyganka?
Rana na nodze Czerwonego Brata wyglądała wcale nie najgorzej, ale widać było, że jest głęboka i poszarpana. Musiała sprawiać okropny ból, ale Fyodor jakby go nie czuł. Tylko wyglądał… staro. Jakby ostatnie wydarzenia wyssały z niego energię i moc.
- Coś się wydarzyło gdy pognaliśmy przed taborem do Mogilna - powiedział powoli, jakby pogrążony w nostalgicznej apatii - Nie znam szczegółów. Wiem, że dzieci są opętane. Może kobieta także.
Anna przyklęknęła i zabrała się za opatrywanie nogi zakonnika. Jej dłonie poruszały się w wyuczony metodyczny sposób. Nie musiała się nawet zastanawiać nad tym co robi i cieszyła się, bo jej głowa miała wiele innych spraw do przemyślenia.
- Czy byłbyś w stanie im pomóc?
- Tak - “Piotr mnie nauczył” miał ochotę dodać. Także coś o “idiotce”, a nawet “głupiej suce” cisnęło mu się na usta, ale ugryzł się w język. Jego brak poszanowania do śmierci pomagał mu być skutecznym narzędziem bożym i wielu inkwizytorów nawet doceniało tę cechę u niego, ale podejrzewał, że Anna jej nie podziela - Potrafię przeprowadzać egzorcyzmy. Dziś je jeszcze uwolnimy, jeśli tylko cyganie nam w tym nie przeszkodzą - odpowiedział rozmasowując pół-odruchowo obolałą szczękę po ciosie Simonicy.
- Porozmawiam z Simonicą by jednak pozwolił nam się nimi zająć. Ta kobieta wymaga dodatkowo pomocy lekarza. - Zakonnica ostrożnie zacisnęła opatrunek na nodze Fyodora. - Coś ci się stało? - Wskazała na podbródek mężczyzny. - Jakby co mogę ci zrobić okład z rumianku.
- Szczur. Duży szczur. Nie znam się na ziołach. Jak możesz to po prostu chciałbym aby zakażenie się nie wdało. Prawdopodobnie szyć by się przydało.
- To porażka… - jęknął Fyodor ciężko opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach, nagle wydał się tak bezbronny jak nie wydawało się to nigdy możliwe w przypadku tego człowieka.
- Siedem wieków wiedzy w popiele… Martwy inkwizytor… Martwy Piotr… Ponieśliśmy tu porażkę wszędzie gdzie się dało - Czerwony Brat zastygł jeszcze na kilka chwil, zbierając siły by się otrząsnąć z tej chwili słabości, ale gdy opuścił dłonie i wyprostował plecy znów widać w nim było inkwizytora… młot boży. Był narzędziem Boga. Narzędzia nie użalają się nad sobą.
Anna przyglądała się załamaniu brata z lekkim zaskoczeniem. Powoli zakończyła wykonywanie opatrunku.
- Szyć nie będzie trzeba, tylko nie zdejmuj bandaży. Okład proponowałam na brodę, co by nie było siniaka po tamtym uderzeniu. - Zakonnica pokazała jeszcze raz na podbródek. - Jeśli chodzi zaś o to co się stało… nie nam oceniać czy była to porażka czy nie. Taka była najwyraźniej wola Pana.
Fyodor zacisnął szczękę by powstrzymać się od dalszej tyrady. Za winną uważał Michal. Pośrednio on, bo nie udało mu się jej poskromić. Ale starał się i jedno i drugie odczucie stłumić w sobie, bo jedyni mogły dalej przeszkadzać.
- Jak z tym głupcem będziesz rozmawiać nie mów o tym, że to ja będę przeprowadzał egzorcyzmy. Mów o nas jako o całości. “Inkwizycja przeprowadzi egzorcyzmy”. Jakby się opierał wesprzyj się poczyciem winy. “Pozwolisz własnej dumie i urazie skazać te dzieci na śmierć, a ich dusze na błąkanie się po świecie aż po dzień Sądu Ostatecznego?” Tak mu powiedz jeśli będzie trzeba, bo taki właśnie los je czeka jeśli ich nie uwolnimy.
- Tak planowałam uczynić. - Anna uśmiechnęła się słabo. - Nie powinieneś jednak bracie nazywć go głupcem. Michal była mu bliska, a wszyscy gniewamy się i smucimy gdy tracimy bliskich. To znak, że jesteśmy ludźmi. Wierzę, że zależy mu na dobru tych dzieci tak jak i nam.
 
Arvelus jest offline  
Stary 17-02-2018, 22:56   #213
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cela opata Częstogoja.

Opat był człowiekiem wyraźnie roztrzęsionym.
- Wszystko stracone. Wszystko. Nie ma już nic. Całe nasze dzieło utraciło jakikolwiek sens. Wszystko na nic. Dlaczego tamta dwójka nie powiedziała wprost, że zabijecie Piotra? Czy naprawdę nasza biblioteka nie była warta zachowania? Te księgi mogły zostać przekazane Czerwonemu Zakonowi.
Częstogoj podniósł wzrok na Franciscę.
- Kim ty w ogóle jesteś? Walter mówił, że przybyło z nim kilkoro inkwizytorów i inkwizytorek, ale ty ni jak mi się nie kojarzysz. W cierpieniu mym nie ulżysz, więc po cóż przybyłaś niewiasto?

Stajnie.

Fyodor opuścił infirmarz. Ruszył na poszukiwanie Michaiła. Mężczyzna mógł być niebezpieczny. Choć Fyodor wiedział, że spalony wampir nie mógł związać nikogo krwią, to i tak sądził iż Rusin jest szalony. Szalony, uzbrojony poganin.

W stajni nie było śladu po jego czarnym koniu o srebrzystej grzywie. Wykorzystał zamieszanie, żeby się oddalić. Nowogrodczyk zaklął w myślach. Następnym razem nie może pozwolić sobie na chwilę wytchnienia po walce o życie. Coś mu mówiło, że ich losy już się nie skrzyżują.

Coś ciężkiego opadło na klepisko. Czerwony brat odwrócił się i ujrzał stojącego naprzeciw brodatego paladyna. To jego młot uderzył obuchem o ziemię. Twarz mężczyzny była napięta.

- Więc powiadają, żeś jest ghulem. Nawróconym, ale jednak ghulem. Powiedz mi bracie Reznov, jak to z tobą dokładnie jest.

Głos znanego z tolerancji Inkwizytora był zimny. Coś też mówiło Fyodorowi, że nie jest przypadkiem, że Walter stał w świetle jedynego wyjścia ze stajni.

Dwa i pół roku wcześniej….

Dwaj mężczyźni starli się ze sobą. To nie była długa walka. Młodość przeciw doświadczeniu. Siwiejący mężczyzna był oszczędny w ruchach. Parował i odskakiwał. Podczas gdy młodszy brunet wyprowadzał kolejne młyńce z niezwykłą siłą. Starszy wykonał powolny obrót, ciął nisko po nogach młodego mężczyzny. Tamten zarył kolanami o glebę i ryknął z bólu. Siwiejący wyprowadził cios z góry i ciął głęboko druzgocąc obojczyk klęczącego brunet. Po wszystkim wyjął miecz i wytarł go. Nie dobijał drugiego wojownika. Brunet leżał i charczał krwią.

Walka była skończona. Rozległ się odgłos klaskania w urękawincznione dłonie. Jedyny widz owego pokazu był ukontentowany. Podszedł do zwycięzcy, rozciął swój nadgarstek.
- Okazałeś się lepszy. Gratuluję. Znajdziesz ją i sprowadzisz z powrotem na zamek.
- Tak Draganie -
powiedział klękając i całując ranę swego pana z której wypływała krew.
- Musimy tylko zmienić twój wygląd, żeby nie mogła cię poznać - Dragan dotknął twarzy siwiejącego wojownika i zaczął ją formować jak glinę. Po chwili nawet włosy utraciły ślady siwizny. Wojownik o nowej twarzy skinął z wdzięcznością, a po chwili przegiął kark z głośnym chrupnięciem kości.

- Masz ją przywieźć tutaj, albo zabić. Upewnij się, że będzie wiedziała kto stoi za jej śmiercią.


Biblioteka, kilka godzin wcześniej...

Fyodor i Gerge minęli go na schodach.
Michal jęczała w nieartykułowany sposób. Otaczały ją płomienie i truchła szczurów. Każdy gryzoń, który ją ukąsił padał lub uciekał. W końcu Michaił podszedł do niej. Była ciężko ranna. Wiedział, że dziewczyna sama nie wyjdzie. Ale żyła. I nic jej życiu już nie zagrażało. Prawie.
- Kiedyś pięknie śpiewałaś. Lubiłem słuchać tego śpiewu - powiedział.
- Przez moment nawet miałem wątpliwości, czy wykonać polecenie Dragana. Ale to bezsensowne poświęcenie nie daje mi wyboru. W każdym razie wojewoda Dragan przesyła pozdrowienia

Michaił sięgnął po mizerykordię Gerge. Jednym prostym cięciem przejechał po gardle Cyganki. Charczące dźwięki przerwały ciszę. Michaił przyciągnął dziewczynę pod jeden z palących się regałów. Płomienie odstraszyły gryzonie. Cyganka wykrwawiała się patrząc swymi ufnymi oczami na brodatego Rusina. On tylko czekał. W końcu z jej ust wydobył się ostatni oddech. Michaił najpierw zasłonił jej oczy, a potem zasklepił ranę na jej szyi. Uniósł ciało na rękach. Została mu ostatnia scena do odegrania przed Inkwizytorami.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 20-02-2018 o 20:26.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-02-2018, 22:12   #214
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Fyodor wpadł do stajni i zemł niegodne przekleństwo. Pożar biblioteki zbyt nim wstrząsnął. Nie powinien był pozwolić sobie na tę chwilę słabości. Trzeba było zacząć od aresztowania Michaiła. Trzeba było pozostać bezwzględnym narzędziem. Powiódł spojrzeniem po ziemii szukając śladów kopyt, ale… nie był tropicielem. Nie znał się na tym.
Wtedy głuchy huk zawiadomił go o obecności Waltera.
- Więc powiadają, żeś jest ghulem. Nawróconym, ale jednak ghulem. Powiedz mi bracie Reznov, jak to z tobą dokładnie jest.
B’Reznov wyprostował się opierając laskę na ziemii.
- Nie przychodzisz tu z pytaniem a oskarżeniem. Oskarżeniem popieranym młotem-relikwią. Więc to tak łatwo zwrócić inkwizycję przeciw sobie? Jedno pojedyncze oskarżenie od cygana starczy? Co jeśli powiem, że nie? Powiem, że to głupiec. Albo, że to co ewentualnie Ci przekazał ktoś, że Michal nazywając mnie ghulem plotła trzy po trzy? Uwierzysz memu słowu przeciwko im? Albo jeśli powiem, że jestem ghulem… i chciałem użyć Piotra jako narzędzie woli bożej takim jakimi my jesteśmy? Albo, że kiedyś byłem ale to było przekleństwo jakim dla Piotra była klątwa Kaina ale mi wybaczono? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To i tak słowo przeciw słowu…

~ * ~

Walter wyszedł ze stajni z młotem przełożonym przez bark w niemal nonszalancim stylu. Za nim wyszedł Fyodor.
- Ja obserwuję wszystkich i zawsze. Spróbuję jeszcze dorwać Michaiła, ale raczej już opuścił miasto, więc na wiele nie liczę. Mam bardzo złe przeczucia względem niego.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 20-02-2018 o 22:23.
Arvelus jest offline  
Stary 21-02-2018, 01:24   #215
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Twarz niewiasty była nieruchoma, a wzrok zimny niczym wigilijny świt w Nowogrodzie. Jeśli po coś przybyła, to raczej nie po to by przynieść pocieszenie.
- Nie wolno nam tracić nadziei, że Bóg kieruje naszymi losami - utkwiła spojrzenie w opacie - oraz obawiać się, że stawia nam wyzwania większe niż nasze siły. Za każdym doświadczeniem podąża łaska, a moc Boża jest nieskończona - ogłosiła wyrok.
- Cios jest to ogromny, a bezmiar straty nie pozostawia miejsca na żadną nadzieję - opat chyba słusznie mógł mieć wątpliwości, czy inkwizytorka mówi do niego, czy może jednak do siebie. - Nie powinniśmy jednak rozpaczą wypełniać miejsca na łaskę Pana. Zaufanie, gdy nie widzimy nadziei to wielka cnota. Rozpacz chrześcijanina to grzech.
- Opat przeżył stratę, ale niebezpieczeństwo dla Kościoła i ludu Bożego, które nadciąga jest przeogromne. Daleko większe niż możemy sobie wyobrazić. I działa już. Żywię obawy, że niektórzy z nas stają się nieumyślnie narzędziami w rękach Złego. Szukając prostego dobra tracą z oczu szerszy obraz
- z pewnością mówiła o kimś konkretnym i sądząc z tonu to nie opat był tą osobą.
- Świątobliwy ojciec może dokonać jeszcze rzeczy wielkich. Wiedza, którą tu gromadziliście nie zginęła całkowicie. Jest w Was - zawiesiła głos - ale proszę mi wierzyć, wszyscy jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie - ścisnęła amulet zawieszony na szyi - niezamierzenie staliśmy się ofiarami narastającego konfliktu.
- Nim ojciec zdąży odbyć swoją żałobę my będziemy musieli ruszać. Czy da radę opat wznieść się ponad ogarniające go zmęczenie? Zrobię co mogę by mu pomóc. W zamian za to potrzebuję wiedzy, która pomoże nam przejrzeć naturę narastającego zła, a także wszystkiego co może pomóc w walce z nim
- zawiesiła głos i powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Jesteśmy sługami Boga. To jemu jesteśmy winni naszą pracę, nawet jeśli nie wierzymy w jej sens i powodzenie.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 21-02-2018 o 02:37.
druidh jest offline  
Stary 24-02-2018, 21:15   #216
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cela opata.

Opat patrzył z uwagą. Kobieta była dla niego enigmą. Pobożna i wzniosła. W wielu kwestiach miała rację. Na pewno w tej, że znaleźli się w obliczu kryzysu. I on musiał mnichów przez ów kryzys przeprowadzić. Chwilę trwało aż przetrawił wszystkie informacje.
- Nie mamy wiedzy poza biblioteką. Zakonnicy nie studiowali tych ksiąg. Większość była w językach, których nikt z nas nie słyszał. Obawiam się, że nie pomogę. Ale pytajcie, nie odmówię pomocy Słudze Bożemu. Nawet jeśli jest młodą kobietą - w ostatnich słowach Częstogoja dało się słyszeć drwinę.

Mogilno, trakt Gniezno-Płock.

Fyodor wpatrywał się w odciśnięte w miękkiej ziemi ślady. Były ich setki. Owszem, widziano męża na czarnosrebrnym koniu, który galopował przez miasto, ale nikt nie był w stanie stwierdzić dokąd. Sam Fyodor również nie mógł tego ocenić. Jego wiedza o tropieniu była znikoma, a zadanie trudniejsze niż znalezienie igły w stogu siana. Miasteczko zaś zdawało się świecić pustkami. Rybacy o świcie ruszyli nad jezioro. Rolnicy w pole. Zbliżał się czas żniw. Każdy moment bez deszczu był cenny. Choć Fyodor miał fundusze na rekrutację silnorękich, to trudno było o takich w okolicy. Najemnik pokroju Michaiła był szansą jedną na sto. Listy posłane przez Czerwonego Brata jeszcze nie dotarły do celu. Grupa Cyganów wzmocniona przez Jorga, Jakuba i Michaiła zdawała się ich jedyną siłą zbrojną. Tymczasem Cyganie się wycofywali, Michaił jak na źródło kłopotów przystało, postanowił rozpłynąć się w powietrzu. Jakub chyba jeszcze się nie goli, a Jorg śmierdzi alkoholem jakby sypiał w beczce po winie. Piotr wiedział jak wiele zła może ukrywać się wokół Płocka, jednak nie było dane mu się tą wiedzą podzielić. Brata Reznova dręczyło coś jeszcze. Coś przeoczyli. Idąc do Mogilna do końca nie dowierzali, że na miejscu spotkają wampira. Czy zatem pozostałe historie były równie prawdziwe? Wilkołaki kradnące kurczaki? Czarownica? Dziwne kulty na dożynkach? Dlaczego nie zapytali o to zakonnika gdy jeszcze mogli? Żył już siedem wieków. Z pewnością znał historię okolicznych kultów. Tyle zmarnowanego potencjału. Kamil napsuła mu krwi.
Czy powinni wybudować kapitularz Inkwizycji w Płocku? Niezależny od Dominikanów? Osobny budynek, obłożony świętymi rytuałami. Mogliby w nim gromadzić zdobytą wiedzę, składować relikwie. Planować działania. Dysponował funduszami. Wystarczyłby jeden list. Za trzy lata mieliby siedzibę godną Watykanu. Własną najemną armię wyszkoloną nie tylko w walce. Przecież Fyodor mógłby ich kształcić w rozpoznawaniu istot nadprzyrodzonych. W walce. Ile lat jeszcze będzie mógł służyć Inkwizycji w polu? Reumatyzm, ciągłe zmęczenie, wrzody… nie były już obcymi słowami. Stawały się realnym zagrożeniem dla człowieka w jego wieku. Wystarczy jeden list… nikt nie będzie miał mu tego za złe.

A może przekazać pieniądze Częstogojowi? Opat wydaje się zaiste świętym. Miał pod sobą największy zbiór wiedzy, jaki dane było zobaczyć Fyodorowi w jego życiu. Czy poradzi sobie z odbudową dziedzictwa? Siedem wieków i pomoc wampira, to coś, czego nikt mu nie odda. Z drugiej strony zasoby rodziny Reznov zdawały się niewyczerpane, a podobno wszystko można kupić.

- Czy coś jeszcze panie? - zapytał chłopiec, który sprowadził Fyodora w to miejsce. Wyraźnie czekał na złamanego grosza zapłaty.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-02-2018, 09:44   #217
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca ścisnęła mocniej krzyż i zamknęła oczy. Po chwili otworzyła ponownie patrząc na opata. Pilnują książek, ale ich nie czytają. Pilnują wąpierza, ale nic nie wiedzą. Na co więc czekają? Równie dobrze mogliby pilnować drewna na opał i kulawego ślepca, który utracił pamięć. Właściwe, w jakieś części, dokładnie na to wyszło. Francisca wahała się... położyła na stole przed opatem swój prosty drewniany krzyż z niewielkimi zdobieniami. Dzieło włoskiego rzemieślnika bez wielkiego talentu za to gustującego w rzadko spotykanych ornamentach. Z tego co mówił, nauczył się tego gdzieś na północy.


Poprawiła go palcami, tak aby estetycznie skomponował się z pozostałymi przedmiotami na biurku. O ile amatorska robota mogła się komponować z tym wszystkim co widziała w około. Opat mógł mieć jeszcze sporo do stracenia.

- Czcigodny opat, podobnie jak cały tutejszy zakon, znajduje się w trudnej sytuacji. Dotychczasowe status quo zostało właśnie mocno zachwiane i dalsze losy klasztoru wydają się być otwarte. Nie wszystkie wszak skarby przepadły – rozglądnęła się po celi - no, a jesteście jeszcze wy, oddani słudzy Boży. Ludzie o takiej sile woli i pracowitości są bezcennym skarbem każdej diecezji. Każdego biskupa, prawda?

Następnie przeszła do rzeczy:
- Chcę wiedzieć, czego życzył by sobie opat po spotkaniu, które czeka nas w najbliższym czasie z niespodziewanymi gośćmi z Gniezna? – Zawiesiła głos - oraz innej pomocy... - westchnęła. Opat dotychczasowych działań Inkwizycji na pewno nie postrzegał w kategorii pomocy.
- Sama zaś byłabym bardzo wdzięczna gdyby ojciec przybliżył mi osoby tutejszych księży biskupów. To dla Inkwizycji ważna sprawa wiedzieć, czym charakteryzują się Ci szlachetni mężowie w oczach innych czcigodnych osób. Każda wiedza może być cenna. - Słowo „każda” posiadało swoją wagę. Spoczęło na stole obok weneckiego krzyża. I zaraz obok kolejnych pytań.
- Kim jest Ptasznik i co o wiecie o nim w zakonie? Kto jeszcze działa w tej okolicy? Z woli Bożej lub przeciwko niej... albo zupełnie we własnych interesach.
- W jaki sposób w okolicy rozchodzą się wieści?
- Francisca zacisnęła usta i spojrzała na opata. Z pewnością nie chodziło jej o listy przesyłane posłańcami.
- Co wydarzyło się w przeszłości na polu z napełnionym mocą kamieniem przy drodze z Płocka tutaj?
- Co opat lub zakonnicy wiedzą o zbliżającym się czasie? Odczytaliście jakieś znaki lub mieliście wizje z łaski Pana?
- Kto podburzał chłopów przeciwko Wam?
- I... czy mieliście tu dotychczas mistrza małodobrego? Dołączył wczoraj jeden do służby w inkwizycji, a...
- powtórzyła własne słowa – dla Inkwizycji to ważna sprawa wiedzieć z kim pracuje.
Włoszka odetchnęła, oparła się na krześle i jakby z pewnym wysiłkiem i wahaniem zdjęła ręce z krzyża, którego cały czas dotykała, a następnie złożyła je na podołku. Była gotowa słuchać i powtórzyć pytania jeśli świątobliwy mąż, któregoś by zapomniał. Krzyż zaś pozostawał w subtelnej równowadze pomiędzy przedmiotami na blacie.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 27-02-2018 o 09:50. Powód: edycja i obrazek
druidh jest offline  
Stary 03-03-2018, 16:42   #218
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Rozmowy w Infirmarzu

Po zajęciu się raną Fyodora, Anna zajęła się swoim przyjacielem. Ostrożnie przemyła ranę na czole starając się by nic nie dostało się do oczu inkwizytora.
- Co właściwie wydarzyło się na konklawe? - Odezwała się cicho, pomału wykonując opatrunek. - Odbyło się dziś konklawe?
- Nie. Nie możemy zwoływać konklawe przy każdej okazji. W Płocku wybieraliśy kierunek naszego śledztwa. Ustalaliśmy plan na kilka dni, czy tygodni. Tu tylko podjęliśmy decyzje o oszczędzeniu wampira. Tak jak chciałaś. Ale Michal była przeciwna. Nie możemy zwoływać konklawe gdy będziemy się zastanawiać co zjemy na obiad, czy w innych trywialnych sprawach. Zresztą bardzo trudno wśród nas o jednomyślność
- odpowiedział smutnym głosem Inkwizytor.
- Forma konklawe wymusza podjęcie jednomyślnej decyzji… - Anna ostrożnie zacisnęła bandaż i jeszcze raz przesunęła po nim dłonią upewniając się, że wszystko leży tak jak powinno. Cały czas gnębiło ją, że wszystkiemu mogła zawinić jej nieobecność. Może Gerge niepotrzebnie bronił brata Piotra, może Michal dało się jednak przekonać. Opuściła wzrok odrywając go od twarzy mężczyzny. - Tak, nie było potrzeby zwoływania konklawe. Nie powinno być takiej potrzeby.

Ostrożnie sięgnęła do rany na ręce inkwizytora i odsłoniła przerwany materiał. Uraz nie był poważny. Rapte lekka rana szarpana, ale z uwagi a to co ją stworzyło, należało nią się zająć. Zabezpieczyć nim wda się zakażenie.
- Zdejmiesz koszulę? Zajmę się jeszcze tą raną. - Zakonnica odsunęła się, robiąc dla Gerge miejsce. - Co dokładnie wydarzyło się tam na dole?
Gerge najpierw zdjął skórzany naramiennik, a później koszulę. Odsłonił ranę. Wyglądała okropnie. Nie była groźna dla życia. I to był jej jedyny plus. Inkwizytor czekał z napiętymi mięśniami i nagim torsem. Jego wzrok zdawał się być nieobecny. Też dręczyła go cała ta sprawa z wampirem.
W ogóle nie powinna o nich myśleć. Anna zamarła, widok Gerge bez koszuli nagle przypomniał jej pewną wizję. Poczuła jak policzki zapiekły delikatnie, a usta rozchyliły się jakby czekały na pocałunek. Przełknęła ślinę i zabrała się za oczyszczanie rany. Nie powinna myśleć o takich rzeczach w takim czasie…
- Co tam się stało, Gerge? - powtórzyła cicho pytanie, nie odrywając wzroku od rany.
- Michal uważała, że nie można darować wampirowi. Gdy reszta ruszyła na modlitwę ona zebrała swoich ludzi i postanowiła zrobić to, do czego w jej mniemaniu Inkwizycja została powołana. Zabiła wampira. O ile można zabić coś nieżywego. Ale ten jej człowiek. Rusin z mieczem na plecach, on napił się krwi bestii.

Anna szukała w pamięci i skojarzyła, że według podań krew wampira dawała siłę i pozwalała nie starzeć się.
Zakonnica niechcący zacisnęła zbyt mocno bandaż. Może jednak nie powinna rozmawiać przy takich czynnościach.
- Przepraszam… - Ostrożnie poprawiła opatrunek i powróciła do przerwanej pracy. Nie komentowała czy Piotr był żywy czy nie. Gerge od początku mu nie ufał i miał do tego prawo. - Należałoby z nim porozmawiać… czerpanie z mocy złego nie przynosi nigdy nic dobrego. Zastanawiam się tylko… czy on mógł wiedzieć. To nie jest inkwizytor, prawda?

Zamyśliła się delikatnie gładząc ramię inkwizytora. Czy Michal podjęła dobrą decyzję? Piotr był skarbnicą wiedzy, do tego Fyodor i Gerge przypłacili to ranami, a ona życiem.
- Dziękuję, że z nimi porozmawiałeś i byłeś tam.
- To należy do moich obowiązków - mówiąc to musnął jej dłoń. Przez moment odniosła wrażenie, że chce położyć swoją dłoń na jej palcach. Ale tylko przez moment, bo nagle w Infirmarzu pojawiło się poruszenie. Poza Anną i Gerge był tam jeden zakonnik, a teraz do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn. Cyganie i Simonica na ich czele. Coś powiedział w języku niezrozumiałym dla Inkwizytorów, po czym jego ludzie ruszyli do łóżek z dziećmi. Najwyraźniej chcieli je zabrać.

Anna odsunęła się od Gerge.
- Już powinno być dobrze. - Uśmiechnęła się do przyjaciela. - Ubierz się.
Spojrzała na Simonicę i powoli podeszła do cygana, patrząc czy inni nie obchodzą się z dziećmi zbyt gwałtownie.
- Ta kobieta wymaga opatrzenia, a dzieci egzorcyzmów. - Odezwała się spokojnie. Bardziej informując go o jego obowiązkach niż robiąc mu wyrzut.
- Tak. Zrobiliście dla nas już wystarczająco wiele. Teraz czas, żebyśmy sami zajęli się własnymi problemami - odpowiedział gładkim tonem Simonica.
Mężczyźni byli bardzo spokojni w tym co robili. Żadnemu z dzieci nie działa się też krzywda. Byli to ich ojcowie i wujkowie. Co więcej w dzieciach nie było widać śladu po opętaniu.
- Jak chcecie się nimi zająć? Nie ma więcej inkwizytorów w tej okolicy. Do kogo zamierzacie zabrać tą kobietę by ją opatrzył? - Przyglądała się uważnie cyganowi. Czy nadal był wzburzony? Czy był zły na nią? - Wybacz, że dopytuję, ale teraz to moi pacjenci. Chce wiedzieć, że będą bezpieczni.
- Nie śmiemy zawracać głów szlachetnym inkwizytorom. Zabierzemy dzieci i poszukamy pomocy w Gnieźnie, albo w Krakowie. Jofranka jest stabilna. Można ją przewieźć. Tedy nie śmiem prosić o więcej niźli modlitwę o powodzenie.
Wystudiowane gesty Simonicy, ozdobniki językowe, wszystko było wyolbrzymione. Pewnie Gerge nie wychwycił, ale dla Anny ironia tych słów była oczywista.

Zakonnica zacisnęła dłonie na habicie. Kim byli, skoro nie potrafili nawet stworzyć nici zaufania między sobą, a ludźmi którzy im pomagają. To byli bliscy jej towarzyszki inkwizytorki, osoby która jak wierzyła robiła to co podpowiedziało jej serce i Pan i temu poświęciła swoje życie.
- Chciałabym im pomóc. - Anna zebrała wszystkie siły by utrzymać wzrok na cyganie. - Zaraz planowałam się zająć Jorfanką, to nie zajmie dużo czasu, a będziemy mieli pewność, że nic nie zagraża jej życiu… Chciałabym też pomóc tym dzieciom. Jesteście rodziną Michal i… jeśli tylko pozwolisz… naprawdę nie chcę was wypuszczać w takim stanie.
- Już dość pomocy. Wystarczy - głos Simonicy zmienił się z przymilnego na stanowczy.
- Wy musicie tropić potwory, nam czas ruszać we własną drogę.

W tym czasie Jofranka była wynoszona z infirmarza przez człowieka, którego Anna kojarzyła jako jej męża.
- Naprawdę chcesz ryzykować ich życie tylko by nie skorzystać z naszej pomocy! Jedna z was się poświęciła więc poświęcisz resztę?! - Zakonnica ku własnemu zaskoczeniu podniosła głos. Anna opuściła wzrok. Jej piąstki były już zaciśnięte tak, że pobielały jej kłykcie. Czy miała prawo ich zatrzymywać? Cyganie nie robili nic złego… chyba. Zerknęła na jedno z dzieci, wciąż leżące na łóżku po czym wzięła głębszy oddech i odezwała się już normalnym głosem. - Potrzebujemy tylko tego dnia… potem moglibyście wyruszyć.
- I co zrobicie w ten jeden dzień? Nie ma więcej bibliotek do spalenia. Między nami nie ma więcej kobiet, które zechcą oddać swoje życie broniąc waszych mężczyzn przed szczurami - tym razem wyrzutowi towarzyszyło spojrzenie na Gerge.

Ten jak na komendę zerwał się i krzyknął:
- Sei schweigsam!
- Gerge proszę… - Anna spojrzała na towarzysza błagalnym wzrokiem. Jeszcze odrobina cierpliwości…
Obróciła wzrok i ponownie podniosła go na Simonice.
- Opatrzę ją i spróbujemy przeprowadzić egzorcyzm. - Jak najspokojniej potrafiła odpowiedziała na pytanie cygana. - Dziś wieczorem będziesz miał ich u siebie.

Oczy chytrego Cygana zwęziły się. Było w nich pewne wyzwanie wobec Gergego.
- A kto będzie odprawiać te egzorcyzmy? - zapytał. Annie nie uszło uwagi, że dłoń mężczyzny powędrowała w okolice pasa. Tuż przy rękojeści miecza.
- Będą potrzebni wszyscy inkwizytorzy. - Zakonnica chwilę obserwowała Simonicę. Już nie była pewna czy cyganem powoduje jedynie żal po stracie Michal. Czy robiła coś źle chcąc im pomóc? Może powinna odpuścić toż Simonica chciał dobrze dla swych ludzi, może znajdzie im odpowiednią pomoc. Jednak… rozejrzała się jeszcze raz po sali i zatrzymała wzrok na rannej kobiecie. Naprawdę dużo ryzykował. - Proszę, nikt tu nie chce waszej krzywdy. Obrażanie mego towarzysza i zachęcanie go do walki nie przyniesie ci żadnych korzyści.
- Nie pozwolę, żeby ten czerwony dotknął kogokolwiek z moich ludzi. Wycierał sobie pysk dobrym imieniem Michal. Wszyscy to słyszeliście. Dlaczego? Bo zabiła wampira? Po cóż powołano tę waszą Inkwizycję? Do prowadzenia szkółek przyklasztornych, czy do tropienia i zabijania sług zła? Jesteście zagrożeniem dla samych siebie. A ja - wskazał palcem na mężczyznę wynoszącego Jorfankę i drugiego, który prowadził za rękę małą dziewczynkę - jestem odpowiedzialny za nich. Za moją rodzinę. Dziś moja siostra poświęciła się, bo wierzyła w was. Oddała życie, żeby stary dziad w jedwabiach mógł ją mieszać z błotem? Wiesz, że więził nas wampir? Ktoś pokroju tego waszego Piotra. Pewnego wieczoru dla kaprysu zamordował moją żonę. Ale pewnego wieczoru dzięki poświęceniu tej małej uwolniliśmy się od niego. A ona straciła język.
Ta historia była poruszająca, jednak jej głównym celem było wyprowadzenie wszystkich z infirmarza. Został już tylko Simonica czekający na reakcję Anny.
Zakonnica przyglądała się cyganowi z szeroko otwartymi oczami. Przynajmniej w końcu dowiedziała się czegoś o Michal. Nie zamierzała wypowiadać się na temat przeszłości Michal. Każde z nich miało coś jakąś historię bo inaczej nie zajmowaliby się tym czym się zajmują. Teraz jednak rozumiała porywczość cyganki względem wampira. Przytaknęła dając znak, że wysłuchała go.
- Pozwól mi opatrzeć Jorfankę, wtedy na pewno dojedziecie z nią do Gniezna. Jeśli to dla ciebie ważne możesz być przy mojej pracy, gwarantuję, że nikt inny jej nie dotknie. - Nie odrywała wzroku od Simonici, starając się by jej głos brzmiał stanowczo. - Nie wypowiadam się za Fyodora, ale dla mnie poświęcenie Michal jest ważne i chcę byście wyjechali stąd bezpiecznie.

Simonica zagryzł zęby. Krzyknął coś, czego nie zrozumiała Anna ani Gerge, ale padło tam imię Tamas. Po chwili w drzwiach infirmarza pojawił się ów Tamas niosący swoją żonę. Po krótkiej wymianie zdań między Cyganami Tamas położył kobietę na łóżku najbliżej Gergego i zakonnicy.
- Opatruj zatem - powiedział Simonica czekając na reakcję zakonnicy.
Zakonnica przygotowała sobie misę z wodą i coś mocniejszego do przemycia ran. Przygotowała też masć do nałożenia na opatrunki, nim zabrała się do opatrzenia szyi kobiety. Widać było, że jest osłabiona, straciła sporo krwi. Na szyi pozostał ślad poparzenia i krzywo zabliźniona rana. Wygląda na próbę zasklepienia rany tętnicy gorącym żelazem. Jedna rzecz zaniepokoiła Annę.
- Kiedy miał miejsce uraz? - Obejrzała się na Simonicę. Była pewna, że jeszcze niedawno widziała Jfrankę całą i zdrową, ale potrzebowała potwierdzenia. Przez wszystkie wizje zaczynała mieć mętlik w głowie.
- Tej nocy - odpowiedział Cygan stojący z rękami skrzyżowanymi na piersi i z uwagą obserwujący poczynania zakonnicy.
- Wygląda jakby miała kilka tygodni… - Spojrzała na cygana z niepokojem, ale po chwili zabrała się za wykonanie opatrunku. - Kto się nią zajął w nocy?
- Pierwszy opatrunek robiła Michal. Potem cioteczka Lyla. Zna się nieco na ziołach. Ale rana jest świeża. Jorg trafił ją z łuku - powiedział Simonica nie zmieniając pozycji.
Anna oparła dłoń na ranie, szepcząc ciche słowa modlitwy i prosząc o wizję. Ta rana... opętane dzieci. Była zmęczona, smutna... jednak to wszystko było zbyt niepokojące by tak to zostawić.

Cytat:
Po kilku słowach modlitwy przybyła wizja. Nie uderzyła jak zwykle, niczym grom z jasnego nieba. Tym razem zaczęła się od uczucia przenikliwego zimna do którego zaczynała przywykać przez codzienne deszcze. Jednak zimno zdawało się przebijać przez jej skórę i mięśnie. Mogła przysiądz, że zamarzają jej kości.

Stała przy menhirze z Franciscą. Rzadko sama była bohaterką swoich wizji. Równie rzadko pokazywały one przeszłość. Tymczasem tę sytuację pamiętała dokładnie. Wczorajszy popas na skraju lasu. W tle za nimi unosił się kościany chorąży z wielkim sztandarem. Miał ze sobą czterech przybocznych w dziwnych paskowych zbrojach. Francisca i Anna odeszły, nie zostawiając żadnego ostrzeżenia. Na niebie pojawił się księżyc. Przy głazie obozowali Cyganie. Rozbijali obóz, jak gdyby nigdy nic. Chorąży unosił się między nimi. Jego żołnierze też. W końcu wydał rozkaz. Żołnierze kolejno wtapiali się w dzieci. Sam chorąży dopadł kobietę, która się nimi opiekowała.

Potem rozgorzała walka. Stawali brat przeciw siostrze. Ojcowie przeciw dzieciom. Kobieta została trafiona w szyję strzałą myśliwego. Michal jej pomogła. Zdarła z siebie koszulę odsłaniając swe krągłe piersi, po to, żeby zatamować krew. Oko doświadczonej medyczki dojrzało, że opatrunek był zrobiony dość nieudolnie, ale wystarczył. Rusin z rozgrzanym ostrzem zasklepił ranę.

Jofranka krzyczała, a duch chorążego wił się w konwulsjach.

Czas przeskoczył. Księżyc był wysoko. Michal rozmawiała z chorążym. Duch próbował paktować, lecz niemowa odmówiła. Jofranka słabła, a on martwił się o nosiciela. Wzeszło słońce. Dotarli do klasztoru. Anna ujrzała, że wokół dzieci pojawiły się łańcuchy. Nie widziała ich w rzeczywistości. Były jakąś alegorią. Coś więziło duchy i ich moc. Czyżby uświęcona ziemia?

Zobaczyła infirmarz. Jofranka dotykała dłonią szyi. Któryś z zakonników zdjął jej więzy. Widziała jak dłoń chorążego pracuje. Pod jego kościstymi palcami tkanka kształtowała się jak glina. Lepił jej szyje na nowo, choć łańcuch krępował jego ruchy. Rana zmieniała się.
Wizja odpływa spokojnie. Powoli Anna czuła napełniające ją ciepło. Gdy się ocknęła uświadomiła sobie, że rozchodzi się z palców Gergego, który położył dłoń na jej ramieniu.

- To długo jeszcze? - Zapytał zniecierpliwiony Simonica

Anna skupiła się na tym cieple. Chciała pochylić głowę i oprzeć policzek o dłoń Gerge, dotknąć jej swoją dłonią. Zamiast tego skończyła opatrunek i spojrzała na Simonice.
- Ja… widziałam duchy które są w Jofrance i dzieciach. - Odezwała się cicho nie będąc pewną jak cygan zareaguje na informację o wizji. - Są spokojni bo tutaj… chyba pęta je święta ziemia. Gdy opuścicie klasztor mogą was zaatakować.

- Zatem będziemy podróżować od kościoła do kościoła. Damy radę. Nie takie rzeczy przechodziliśmy - kłamał Simonica. Nigdy nie przechodzili opętania ich dzieci przez duchy i Anna widziała to w jego gestach, czuła w tonie głosu. Bał się, lecz duma nie pozwoli mu poprosić o pomoc Inkwizycji.
- Proszę cię jeszcze raz. Nie wiem jak potężny jest ten duch, ale był w stanie mimo pęt użyć swoich mocy i podleczyć rany swego nosiciela. - Anna stanęła przed mężczyzną. - On może opętać więcej osób...Michal… on chciał z nią pertraktować ale się nie zgodziła. Nie chce poświęcić jej pracy. Pozwól nam ich egzorcyzmować.
- Prosił Michal o rozwiązanie pętów. Nie zgodziła się. - Postawa Cygana wskazywała na wahanie.
- Ale i tak jest w stanie działać. Co jeśli postanowi zawładnąć tobą? Kto wtedy uchroni i poprowadzi twoich ludzi? - Anna nie odrywała wzroku od Simonicy. Gdyby udało się im ich egzorcyzmować… wierzyła, że byliby bezpieczniejsi.
- Przygotuję dzieci i Jofrankę. Dziś. Po nonie - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie.
Nie chciał się przyznać do porażki, a za to miał w tej chwili przyjęcie pomocy od inkwizycji.
- Dziękuję. - Anna poczuła ulgę. Może jednak dało się ich uratować. Teraz potrzebowali tylko Fyodora.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-03-2018, 22:41   #219
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Fyodor czuł jak się sypie. Jego determinacja kruszała pod ciężarem popiołów biblioteki. Pod ciężarem śmierci Michal, choć wciąż to ją oskarżał o ten przebieg wydarzeń. Gdyby nie sądziła, że wie lepiej niż wszyscy inni to wciąż by żyła, a biblioteka służyłaby kolejnym pokoleniom inkwizytorów. Gdyby on nie chwycił tej pochodni także… nie myślał wtedy. Walczył o przetrwanie. Nie przewidział, że wysuszone tomiszcza tak łatwo zapłoną. Szczerze się zastanawiał, czy śmierć wszystkich w bibliotece nie byłaby lepszym wyjściem niż ten pożar… i jeszcze nawet cholerny Michaił uciekł. Wymknął się. Może kiedyś uda się go dorwać, ale świat był wielki. Marne były na to szanse.

Nie wiedział co ze sobą zrobić. Z opatem już kto inny rozmawiał i nie miało sensu robienie tłumu. Przy innej okazji z nim porozmawia. Może. Poszedł do biblioteki. Ukląkł wśród popiołów modląc się gorliwie o pomoc… o łaskę wiedzy… o przewodnictwo i wybaczenie za tę porażkę.

 
Arvelus jest offline  
Stary 04-03-2018, 01:08   #220
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cela opata.

Częstogoj opadł ciężko na fotel. Powietrze uszło z niego. Francisca nawet zdała się przez chwilę myśleć, że jego mięśnie znikają, a sam zostaje zastąpiony habitem naciągniętym na szkielet. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Częstogoj skłonił się w podzięce za zdobiony krzyż.

- Dużo masz pytań pani. Tedy zaiste rozumiem czemuś częścią inkwizycji. Zdajesz się widzieć to, co inni pomijają - w pochlebstwach nie był tak gładki jak księża w Płocku, lecz swą prostotą potrafił przypaść kobiecie do gustu.
Sięgnął po kartkę papieru i jakby chcąc wszystko dobrze zapamiętać i odpowiedzieć bez błędów zanotował:
“Biskupi, Ptasznik, wieści, kamień, przyszłość, chłopi, egzekutor”
- Zatem panienko po kolei. Biskupów w kręgu zainteresowania mamy dwóch. Pełko w Gnieźnie i Gunter w Płocku. Do obu za jedno nam daleko. Zresztą słupy graniczne raz mamy na wschodzie, raz na zachodzie, tedy ciężko jednoznacznie coś rzec. W archidiecezji gnieźnieńskiej osiedlali się nasi bracia po dwakroć, jednak im bliżej samego Gniezna, tym gorzej. Zakony spalono i złupiono. Dopiero tutaj, w Mogilnie udało się nam stworzyć to, co widzisz droga siostro. Będą prawie trzy wieki. Wcześniej księgi były ukrywane w różnych miejscach. Często transportowane między różnymi zakonami. No ale wracając do biskupów. Gunter jest ze Świętego Cesarstwa. To i jak urząd objął, to do Płocka ruszyły karawany kupców ze Szwabii. Rzekłbyś, że kraj spustoszony kilka lat temu najazdem Ordy nie ma czym handlować, to byś się mylił, aż nadto. Płock zyskał na tym. Wiele zyskał. Ale Gunter jest młody i ambitny. Widziałby u siebie lenno z Mogilna. Widziałby na głowie swego księcia koronę króla. Widziałby na swej ziemi zamek Inkwizycji, co by urosnąć w oczach papieża. A w swych dłoniach najbardziej widziałby laskę arcybiskupią.
Częstogoj podrapał blat stołu, jakby namyślając się.
- Z drugiej strony jest Pełko. Syn ziemi krakowskiej. Został księdzem, jak jego ojciec. Szlachcic herbowy. Pieczętował się lisem. Dobrze żył z papiestwem. Będzie dwanaście lat jak papież orzekł - Częstogoj uniósł palec i zmienił głos by podkreślić wagę cytatu - “pozwalamy, aby w twojej prowincji przed tobą noszono znak krzyża, jeśli w Polsce nie będzie ustanowiony legat Stolicy Apostolskiej”. Tedy zyskalim arcybiskupstwo jak się patrzy - głos opata wrócił do normalnego, zmęczonego tonu.
- Pełka to dobry człowiek. Stroni od polityki. Przynajmniej oficjalnie. Jego rodzina nadal ma spore kontakty wśród lokalnych szlachetków, którzy na modę rzymską marzą o wielkich rodach. Tak więc ściąga na swe usługi różne bękarty. Takie jak kanonika Jaromira Raciborskiego. Szczodra ofiara na katedrę i oto morderca zostaje kanonikiem. Tak teraz wygląda zbrojne ramię katedry gnieźnieńskiej. On przybywa spalić bibliotekę. Przybywa zabić potwora. Przybywa zyskać chwałę i udowodnić, że nasze umysły były we władaniu Złego. Po to tylko, żeby klasztor przejąć. I jego bogactwo. Bo wyobraża sobie, że jest tu niezmierzona ilość złota zesłana w wotach.
Francisca krytycznie spojrzała na wyposażenie celi opata. Mężczyzna albo nie zdawał sobie sprawy z wartości zebranych przedmiotów, albo próbował grać przed nieobytą kobietą. Francisca jednak nie wyraziła wątpliwości, lecz kiwała głową zachęcając opata do większej otwartości.
- Kanonikowi możecie rzeknąć, żeście są Inkwizycją. Że zabiliście wampira. Że heretyckie pisma spłonęły. I żeście wybadali, że w zakonnikach winy nie ma, dlatego zostali przy życiu. Nie skłamiecie ni razu, a niewinne życia od męk ocalicie. My zaś płacić Gnieznu będziem, póki Gunter nie napisze do papieża, że na jego prośbę Inkwizycja interweniowała w klasztorze, bo Pełko był nieudolny i zwlekał. Co z tym zrobi papież? - Częstogoj wzruszył ramionami - tego nie wie nikt. Choć myślę, że zakończy to raz na zawsze nasze lenno dla Gniezna, a zapoczątkuje nowe. Dla Płocka. Tak czy inaczej nie prędzej niż po zimie.
Opat zerknął na kartkę z notatką.
- Ptasznik. Nie znam. Nie spotkałem. Jeno pogłoski żem słyszał. Ponoć heretyk i mag. Ponoć tłuszcz wytapia z nieochrzczonych niemowląt, a później pije go by latać. Ponoć ma władzę nad żywiołami. Niektórzy mówią, że czci starych bogów. Tych, którzy byli na tych ziemiach czczeni jeszcze przed Chrystusem. Inni mówili, że jest wampirem. Bratem naszego Piotra.
Opat znów podrapał stół. Tym razem też zagryzł zęby.
- Razu pewnego zapytałem Piotra o to. Zaprzeczył jakoby byli braćmi i uciął temat. Wiem, że musieli się znać, choć Piotr był bardzo niechętny mówić o nim. No i ponoć ów ptasznik mianował się również Żercą. A to już dowód niechybny, by ścigać go jako heretyka.
Opat wzniósł kartkę, żeby zobaczyć cóż tam jeszcze zapisał. Ledwie widział w świetle świecy. A choć na zewnątrz było już jasno, to maleńkie okienko prawie nie wpuszczało światła do wnętrza.
- Wieści jak się rozchodzą? Kupcy wędrowni. Odkąd Płock powstał z popiołów kupcy często szlakami podróżują. Częściej niż kiedyś. Taki za dnia towarami kupczy, a wieczorami w karczmie baja historyje różne. A tu wiadomo, chłopi do ziemi przykuci. Jak teraz wyczekują dnia słonecznego, co by z kosami w pole ruszyć. No to i gospodarek swoich nie opuszczają. Tedy cieszą się mogąc wieczorem w karczmie bajań kupców posłuchać. Poza tym są też posłańcy kościelni i książęcy. Ale oni raczej konkretne wiadomości dla wybrańców niosą. Rzadziej edykty książęce na placu odczytują o wzrostach daniny. I Bogu za to dziękować!
Częstogoj złożył ręce i skierował oczy w sufit. Jego usta ułożyły się w kilka łacińskich słów modlitwy, jednak po kilku wersach przerwał i wrócił do zapisanej kartki. Westchnął i kontynuował:
- Kamień należy omijać. Jedni mówią, że to miejsce kultu starych bogów. Ponoć krwawe ofiary tam składano. Inni, że powstał, by upamiętnić poległych w wielkiej bitwie. Piotr również skłaniał się do wersji o bitwie. Wszak sam przybył na te ziemie z żołnierzami rzymskimi. W każdym razie po zachodzie słońca przy kamieniu kusi. I nie powinien nikt być przy nim, bo widziadła mogą wciągnąć do rzeki i utopić. Lokalni wiedzą o tym. Kupcy też zaczęli sobie ową wieść przekazywać, po tym jak jedna z karawan przepadła bez śladu.
Opat zerknął na kartkę i zaśmiał się głośno.
- Nie, to co niesie jutro, pozostaje przed nami zakryte. I żadne modlitwy ku chwale Pana nam tego nie odsłaniają. A wy panno zapamiętajcie: szczęśliwy ten, co przyszłości swej nie zna. Co zaś do chłopów… cóż mogę rzec. Żniwa w tym roku zapowiadają się na ciężkie, a plony na gorsze niż zwykle. Deszcze niszczą uprawy. Tedy nie ma co się im dziwić, że szukają winnego. No bo kto jak nie wąpierz sprowadziłby deszcz? Samo podburzenie ich może być zapowiedzią przybycia kanonika. Albo może to sprytny plan Guntera? A może jednak sami w swym niezadowoleniu postanowili kamieniami obrzucić chmury? A że chmury za daleko, no to szukają celu dla kamieni bliżej niźli dalej.
W końcu dotarli do ostatniego punktu z listy. Częstogoj podrapał się po głowie za lewym uchem.
- Nie wiem. Nie umiem pomóc. Nasze miasto jest przy szlaku z Gniezna do Płocka. Łączy dwie metropolie. To i różnych ludzi przyciąga. Nie znam nikogo takiego bo i nam, miłosiernym mnichom nikt z mistrzów małodobrych potrzebny nigdy nie był.

Infirmarz.

Anna stała przejęta. Zdarzenia ostatniej nocy zdawały się wciskać ją w ziemię. Miała jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami. Musiała też poszukać Fyodora i poinformować go, że mają szansę dokonać egzorcyzmu. Jednak oddałaby wszystko, żeby móc położyć się na pryczy, objąć swoje kolana i udawać, że nie istnieje. Z zamyślenia wyrwał ją Gerge, który położył dłoń na jej ramieniu. Gdy westchnął ciężko wiedziała już, że to co powie nie będzie pocieszające.
- Mamy jeszcze sporo do zrobienia.

Zgliszcza.

Czerwony Brat zszedł do zadymionego pomieszczenia. Praktycznie nie dało się w nim oddychać. Najpierw odmawiał modlitwę na głos, lecz już po kilku wersach rozkaszlał się mocno. Pomieszczenie było wykute w skale i pożar nie mógł mu zagrozić. Lecz unoszące się wokół strzępki spalenizny szybko odklejały strój inkwizytora. Kaszel nie ustępował. Fyodorowi zakręciło się w głowie. Upadł. Wokół było ciemno. Tylko mała lampa jaką ze sobą przyniósł i postawił na schodach rzucała delikatne światło. Fyodor dobrze wiedział, że nie był to jego pierwszy upadek. Ale czy Pan dawał mu w ten sposób znać, że ma być jego ostatnim? Inkwizytor zacisnął pięść. Spalenizna wyciskała mu łzy z oczu. Półmrok przywoływał skojarzenia z salą tortur, albo przedsionkiem piekła. Gdzieniegdzie coś się tliło. Gdy oparł się o jeden z regałów to spalone deski pokruszyły się w jego palcach wzbijając w powietrze jeszcze większe tumany sadzy. Nagle zdał sobie sprawę, że już nie wie gdzie jest. Myślał, że leży na brzuchu, tymczasem leżał na plecach. Był coraz bardziej zmroczony. Widział dwa światła. Jedno z nich z pewnością było lampą stojącą na schodach. Na drodze ucieczki z podziemi. A czym było drugie? Było słabsze. I o ile dobrze się orientował w sadzy i łzach zalewających mu oczy leżało w głębi pomieszczenia. Zachęcało go do wizyty w przedsionku piekła.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172