Oczywiście pierwszy człowiek, którego Silvia spotkała na opuszczonym, lodowatym statku, musiał być martwy. Widok jego skulonego, schowanego pod kocem ciała wzbudzał smutek, a także niepokój. Z jakiegoś powodu próbował się schować, przed czymś uciekał, czegoś się obawiał. Dlatego tez wylądował tutaj, za tym przeklętym biurkiem, umierając bardzo powoli w całkowitej samotności - to chyba było najgorsze.
Ze wszystkich lęków, mniejszych bądź większych koszmarów, De Luca najbardziej obawiała się samotnej śmierci w zapomnieniu... zupełnie jak ten nieszczęśnik przed nią. Kim był, co skłoniło go do tej decyzji? Mógł próbować się ratować... ale chyba bał się wyściubić nos poza pomieszczenie. Chodziło o bunt maszyn, czy inny powód dla którego przekonwertowano pole magnetyczne statu na gigantyczne EMP?
- Tak mi przykro - wyszeptała, robiąc te trzy kroki do przodu i kucnęła przy zwłokach, próbując dojrzeć ich twarz. Anonimowy trup pośrodku martwego, opuszczonego statku-zagadki.
Blondynka zamknęła oczy i wypuściła z sykiem powietrze, próbując nie myśleć jak jej samej blisko jest do podobnego losu.
- Powiedz, że masz coś, co mi się przyda - zwróciła się do nieboszczyka, kładąc mu ręce na ramionach i zjechała nimi w dół. Plakietka z nazwiskiem, kieszenie. Musiał coś mieć, coś co się przyda. Albo chociaż pozna jego nazwisko, resztę znajdzie w logach statku, gdy przywróci zasilanie.
Zostały ostatnie drzwi, dotarła prawie do celu. Teraz tylko nie zamarznąć po drodze.