Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 11:38   #118
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Kłótnia musiała trwać dość długo, bowiem Carmen zdążyła się spokojnie umyć i usłyszała jak wchodzi dopiero, gdy owijała się ręcznikiem.
Wyjrzała ciekawie zza drzwi łazienki.
- Dobry wieczór... - powiedziała niepewna czy to faktycznie Orłow.
Był to jednak on… wyraźnie zagniewany. I z czerwonym śladem na policzku. Spojrzał w kierunku Brytyjki i dodał hamując wściekłość.
- Taki dobry to on nie był. Nie dla mnie przynajmniej. Ta osa jest…- spojrzał w górę dodając.
- Hilda, każ przynieść do pokoju coś mocnego.
- Znów próbowałeś ją uwieść czy poszło o coś innego? - Carmen przyglądała mu się, nie ukrywając rozbawienia.
- Ostatni raz… obawiam się że kolejna próba zakończy się morderstwem. Albo ja zabiję ją, albo ona mnie. Próbowałem ją podejść na wszystkie znane mi sposoby. Żaden nie zadziałał. - widać było że Janowi Wasilijeczowi trudno było przyznać się do porażki.
- Biedaaactwo. - Carmen z trudem panowała nad wesołością.
- Twoje współczucie…- wzrok mężczyzny spoczął na jej ręczniku i przesunął się po jej gołych nogach.-... jest jakoś niezbyt wiarygodne. Przyznaj się, posłałaś mnie na nią wiedząc że jest zadeklarowaną lesbijką?
Bo musiała oczywiście taką być. Dumny rosyjski arystokrata nie mógł uwierzyć w to że jakaś kobieta może odrzucić jego zaloty.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Jeśli cię to pocieszy, mną również wydaje się niezainteresowana. - Odparła Carmen, opierając się o framugę drzwi łazienki. - No i mam dobrą wiadomość. Załatwiłam nam powód, by lecieć do Petersburga. Zostawimy tam Gabi w ambasadzie.
- To już koniec tej misji dla niej?- zapytał w odpowiedzi Orłow wodząc wzrokiem po krągłościach Brytyjki. Wiedziała że nabiera apetytu… jego spojrzenie robiło się coraz bardziej drapieżne.
- Gabi przyda się nam dopiero w Afryce, ale póki co w Szwajcarii jest spalona. Niech przeczeka w ambasadzie.
- A Singapur? Mieliśmy do Azji… wpaść. Czy to już nieaktualne?- przypomniał jej Rosjanin.
- Aktualne, aktualne. Myślałam właśnie, żeby lecieć do Petersburga, potem do Singapuru, odebrać Gabi, może znajdzie w międzyczasie coś ciekawego u tamtych archeologów i... Afryka. Co o tym myślisz?
- Brzmi jak solidny plan.- zgodził się z nią mężczyzna i poruszył znów temat drugiej pomocniczki.
- Nie wiem czy to dobrze, że Diana nie jest zainteresowana żadnym z nas. - Potarł podstawę nosa dodając.
- Nie będziemy mogli wpłynąć na to, co melduje Andrei. Nie będziemy mogli odwrócić jej uwagi, od tego czego nie powinna zobaczyć.
- Chcesz powiedzieć, że mam spróbować teraz ja? A jak mi się uda? - zapytała Carmen wesoło.
- To będziesz miała wybór łóżka na noc. A ja będę zazdrośnie patrzył na ciebie i nie dawał spokoju przy każdej okazji.- uśmiechnął się drapieżnie Orłow wstając i podchodząc do Brytyjki. Jego dłonie spoczęły na ręczniku i zsunęły z jej biustu. Pochwycił za jej dwie krągłe piersi i zaczął drapieżnie ugniatać patrząc w jej oczy.
- Jak ci się uda… będziemy mieli kontrolę nad sytuacją. Będziemy wiedzieli, czego dowiaduje się Andrea. Jej wtyczka każdego wieczoru wysyła jej liściki. Wiedziałaś o tym? Codziennie podsyła raporty na temat naszych działań i nie wiemy co w nich jest. O to się też pokłóciłem.
- W porządku, ale to ty ją obserwuj, ja spróbuję ją podejść, bo tu trzeba będzie działać subtelniej... niż to. - Spojrzała znacząco na jego dłonie.
- Pójdziesz wkrótce do niej… seksowna i współczująca. Dobry glina zastąpi złego glinę.- nie przerwał tych stanowczych pieszczot wyraźnie wynagradzając sobie porażkę z Dianą Staerke. Zdarł z niej całkiem ręcznik i w pełni odsłonił jej nagie ciało.
- Nie wiem ile to może potrwać, więc…- niestety Orłow miał chyba dziś pecha, bo rozległo się pukanie do drzwi i głos zmodyfikowanego goryla przerywając mu zabawę.
- Whisky przyniosłem. Zgodnie z zamówieniem.
- To ty się napij, a ja pójdę... tylko mnie puść. Muszę chociaż szlafrok założyć.
- Bądź zjawiskowa dla niej… a potem dla mnie. - mruknął mężczyzna niechętnie puszczając krągłości kochanki. Następnie ruszył ku drzwiom, by odebrać zamówienie.
- Żeby być zjawiskową, musiałabym chyba godzinę przeznaczyć na ogarnięcie się. Powiedziała marudnie Carmen, chowając się w sypialni. Tam zaczesała mokre włosy do tyłu, ubrała satynową, błękitno-czarną koszulkę nocną i na koniec otuliła się sięgającymi ledwo do połowy uda szlafroczkiem. Tak “uzbrojona” ruszyła ku wyjściu z apartamentu, po drodze mijając Jana Wasilijewicza.
Spojrzenie jakie posyłał jej Rosjanin, gdy paradowała przed nim idąc do drzwi, mówiło Carmen że dobrze dobrała uzbrojenie. I jeśli nie skończy w objęciach Diany, to z pewnością Jan Wasilijewicz porwie ją do łóżka po powrocie.
A gdy przeszła, korytarzem do drzwi agentki Andrei i zapukała, te otwarły się gwałtownie i wściekła Diana ryknęła.
- Mówiłam ci już ty durny ruuu….- i zamilkła widząc Carmen, po czym przesunęła spojrzeniem po jej ciele wyraźnie zdumiona. Zamiast jednak się ucieszyć zmarkotniała.
- Jeśli chcesz mi robić wyrzuty, że obiłam gębę twojemu ulubieńcowi, to wiedz że on zaczął. A ja byłam baaardzo cierpliwa i delikatna. Zazwyczaj nie jestem taka wyrozumiała.
Ubrana była po męsku, w koszulę i spodnie. Jednakże w przeciwieństwie do Huai nadal wyglądała kobieco. Może to przez krągłą pupę i duży biust, który nieco rozpięta koszula podkreślała. Może przez fakt łagodnych rysów twarzy i drobniutkiej sylwetki.
Carmen westchnęła.
- Nie chodzi o wyrzuty, ale o to że mamy jednak pracować razem. Nie możemy... no wiesz, jeszcze się gryźć między sobą, dlatego chciałam to wyjaśnić. Tak więc wybacz mój strój, ale... czy możemy pogadać? - mówiła naturalnie, jakby przyszła tu faktycznie z poczucia obowiązku a nie z zamiarem uwiedzenia Diany.
- Wejdź… twój strój mi nie przeszkadza. - wpuściła Brytyjkę do swego pokoju i zamknęła za nią drzwi. Sądząc po dużej ilości butelek po alkoholu i zapachu tytoniu, lubiła te używki.
- Nie zamierzam się gryźć z nim, ale jego próby wejścia mi pod spódnicę zaczynają testować moją cierpliwość.
- No i tu masz pełne prawo obić mu pysk. Mogę? - zapytała Carmen wskazując butelkę i stojące obok szklanki.
- Częstuj się. - stwierdziła Diana sprzątając krzesła z leżących na nich papierzysk i map. By mogły usiąść wygodnie.
Brytyjka nalała sobie i jej. Potem podała kobiecie szklankę i drugą przechyliła do gardła bez żadnych toastów. Odetchnęła.
- Jeśli sytuacja się powtórzy, masz pełne prawo odesłać go do stu diabłów. - Podchwyciła wcześniejszy wątek - Mnie jednak martwi co innego. Fakt, że nie powiedziałaś nam o tych liścikach. I nie zrozum mnie źle, treść to sprawa twoja i Andrei, ale... to śmierdzi szpiegostwem. Rozumiesz to?
- Może gdybym ukrywała ten fakt.- Diana usiadła naprzeciw agentki zakładając nogę na nogę. - Ale nie robiłam tego. Uznałam, że skoro wiadomo dla kogo pracuję, to rozumiało się samo przez się, że będę jej składała postępy z naszej misji. Dostałam całkiem szerokie prerogatywy możliwe wykorzystania w przedsiębiorstwe panny Corsac… Chyba cię nie dziwi, że jest zainteresowana poznawaniem wyników naszych działań na bierząco?
- Nie, oczywiście. Dziwi mnie tylko czemu na etapie budowania zaufania nie powiedziałaś mi tego wprost? “Słuchaj, nie zdziw się, że będę wysyłać raporty szefowej, wiesz jak jest, ale nie martw się, jak będę miałą do ciebie zastrzeżenia, to najpierw powiem ci to w twarz”. I byłoby cudownie, nie uważasz? - Carmen pochyliła się ku niej, ignorując fakt, że poły szlafroku rozchyliły się, ukazując dekolt i wycięcie koszulki.
- Cudownie… - westchnęła Diana, a Carmen zauważyła jak zerknęła w ów dekolt, ale jej twarz się nie zmieniła. Ani zachowanie. Uśmiechnęła się tylko delikatnie i dodała.
- Jeśli będę miała zastrzeżenia lub uwagi do ciebie lub twoich planów, to dam ci znać.- splotła dłonie razem i odchyliła się bardziej do tyłu, jakby uciekała od tej prezentowanej pokusy.
- Niemniej nie zajmuję się ocenianiem ciebie, czy twojego… służącego. Opisuję fakty i wydarzenia, bez subiektywnych uwag. Nie martw się. Nie ma w mych raportach żadnych personalnych żali.
- No i miło, że mi to powiedziałaś. Wiesz, po naszej ostatniej rozmowie mam cię za osobę konkretną, więc konkretów oczekuję. Nie lubię podchodów. - mówiła Brytyjka, wciąż siedząc w tej samej pozycji z łokciami opartymi na kolanach, jakby spoufale szepcząc do wspólniczki - Wiem, że nasze metody działań mogą się rozmijać, tak jak ci powiedziałam ostatnio, mam też inne swoje sprawy, dlatego jeśli uważasz, że czegoś nie dopilnowałam, coś powinnam zrobić albo ci dać... chodź do mnie po prostu i powiedz, że tego chcesz.
- Lubię konkretne działania, a nie podchody. Jednak rozumiem… że w tej chwili podchody są jedynym możliwym sposobem. Gdybym czuła się bardziej wtajemniczana, to może wykazywałabym więcej cierpliwości. - od czasu do czasu Carmen wyłapywała spojrzenie Diany na swym dekolcie, ale były to jedyne przejawy jej “potencjalnego zainteresowania”. W tonie głosu, postawie, sylwetce była Diana chłodną profesjonalistką. Twardym orzechem do zgryzienia. Nic dziwnego że Orłow pękł. Cierpliwość nie była mocną stroną kochanka Brytyjki.
- Znikacie na całe dnie… robiąc swoje sprawy, a jak nie znikacie… to on robi do mnie maślane oczka i próbuje się podlizać. Przyznaję trochę mnie to wyprowadziło z równowagi.- dodała potulnie na koniec.
Carmen z westchnieniem odchyliła się do tyłu krzesła, by Diana miała okazję zatęsknić za widokami.
- Dobra, rozumiem. Niemniej trochę musimy sobie zaufać. I nie wiem właśnie jak to zrobimy, bo nim zajmiemy się poszukiwaniem grobowca, muszę lecieć do Singapuru. Pewnie słyszałaś o tamtejszej konferencji. To sprawa nic nie mająca do Hekesh, toteż chciałam cię prosić o przygotowanie w tym czasie wyprawy. Pytanie czy się zgodzisz?
- Nie mogę cię puszczać samej. Zalecenie szefowej. Mogę przygotować jednak listę rzeczy potrzebnych i osób. I wycenę wszystkiego. Tak że przygotowanie jej zajmie nam kilka dni.- stwierdziła krótko Diana. Jej słowa świadczyły o tym, że przy całym zauroczeniu Carmen, Andrea wierzy w prymat kontroli nad zaufaniem.
- No dobra, tylko w takim razie najlepiej byś tę listę zrobiła jak będziemy w Singapurze. No i masz rację, że też powinnam zadbać o wyniki. Umówmy się w takim razie, że codziennie będziemy jeść razem obiad lub śniadanie, dobrze? Tylko my dwie. W tym czasie będziemy sobie omawiać stan poszukiwać i wyznaczać zadania na kolejne dni. Przy czym z góry zapowiadam, że póki nie zakończę interesów w Azji, będę obarczać cię większą ilością roboty, samej służąc jednak jako wsparcie, jakieś tam źródło wiedzy o Hekesh i jej poplecznikach.
- Nie mam nic przeciwko robieniu czegokolwiek. Nuda mnie dobija.- zaśmiała się w odpowiedzi Diana przyglądając ciepło Carmen, na moment tracąc czujność i schodząc wzrokiem poniżej szyi agentki. Szybko jednak jej wzrok powrócił na twarz arystokratki.
- Obiad wolisz, czy śniadanie.- dopytała szybko.
- Może śniadanie, łatwiej mi założyć, że spędzę noc w hotelu niż że do niego wrócę w trakcie dnia. Ewentualnie jeśli bym nie mogła, wtedy będziemy przesuwać spotkania na obiady, dobrze?
- Jeśli o mnie chodzi… to nie ma problemu.- uśmiechnęła się Diana i upiwszy nieco alkoholu spojrzała na szlafrok Brytyjki.
- To zabawne… nie uważałam ciebie za osóbkę, która lubi chodzić wcześnie spać.
- Co? - Carmen udała zdziwioną i dopiero jakby przypomniała sobie o swoim stroju. - Wróciłam ze spotkania, poszłam pod prysznic, kiedy wy darliście koty, a że nigdzie dziś chodzić nie planuję to... no wybacz, poczułam się chyba zbyt swobodnie. - Zachichotała rozbrajająco i upiła łyk alkoholu.
- Mnie to nie przeszkadza. Obie jesteśmy kobietami. Nie pokażesz mi niczego, czego nie widziałam, aaa i … Rosjanin pewnie też jest zadowolony. - znacząco przesunęła spojrzeniem po nogach dziewczyny.
- Taki zgrabny widoczek.
Brytyjka pokręciłą z rozbawieniem głową i wstała.
- Służący jest jak mąż... i to z 25-letnim stażem. Jak nie ma nic innego na horyzoncie, to i owszem, może być, ale chyba oboje z Janem potrzebujemy ostatnio urozmaicenia. - Powiedziała i dodała - Nic to, czas na mnie. Widzimy się jutro na śniadaniu. Ze swojej strony przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć jakiego rodzaju pomocy możemy oczekiwać od Andrei - wiesz, będą potrzebni jacyś tragarze, ochrona... na razie ogólnikowo, ale jednak chciałabym to już poruszyć. - Mówiła konkretnie, co jednak nie współgrało z jej zmysłowym poruszaniem się, gdy poszła odłożyć szklankę, a potem znów przeszła koło Diany i delikatnie otarła się o nią nogą, przechodząc obok w kierunku drzwi.
Nie dostrzegła żadnych reakcji na swe małe prowokacje. Żadnych. Niemniej wiedziała już Diana nie jest obojętna na kobiece wdzięki. Tyle że była bardziej opanowana i stanowcza.
- Dużo będzie zależeć od tego jak wiele dni chcesz spędzić w parnej i gorącej dżungli.- dodała żartobliwie Staerke wstając i podążając za nią.- Na pewno będziesz musiała odpuścić sobie suknie. Jutro więc przy śniadaniu opowiem ci o wilgotnych nocach w afrykańskiej dżungli.
Teraz to i Diana prowokowała… słowami. Ale w gestach była bardzo oszczędna, nie próbując wyjść z żadną inicjatywą. Carmen posłała jej enigmatyczny uśmiech, opierając się o drzwi, nim nacisnęła klamkę, jakby chciała, by kobieta jej w tym przeszkodziła. Również jednak nie posunęła się do niczego więcej.
- Twoja wiedza na takie tematy z pewnością będzie dla mnie nieoceniona. Dobrej nocy zatem... niewilgotnej póki co. - Znów się uśmiechnęła.
- Dobrej nocy. I miłego poranka. Zjemy tu w hotelu? - zapytała na pożegnanie Diana nie zauważając ukrytej sugestii w gestach agentki. Lub udając że nie zauważa.
- Możemy w drodze do Andrei, jeśli wolisz. Mi to w sumie obojętne. Tylko mi powiedz o której muszę być gotowa.
- Tak godzinkę przed wizytą u panny Corsac, najpóźniej…- oceniła Staerke.
- W porządku. Jesteśmy więc umówione. Przyjść po ciebie? - zapytała Carmen, uchylając drzwi i tuląc się do nich.
- Tak szefowo. Lepiej ty przyjdź po mnie. - odparła z uśmiechem Diana wędrując spojrzeniem po szlafroku Carmen, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Coś żartobliwego, acz niekoniecznie przyzwoitego. Chyba jednak zrezygnowała z tego, bo nie dodała nic.
Carmen nie czekała dłużej, pozostawiając ją z uczuciem niedosytu.
- Do jutra w takim razie. - Szepnęła na odchodne.
- Do jutra. - usłyszała podobny szept w odpowiedzi i drzwi się za Brytyjką zamknęły.
Uśmiechając się pod nosem Carmen wróciła do apartamentu.

- I jak poszło? Nie spodziewałem się ciebie tak szybko. - Orłow powitał ją tymi słowami, siedząc w fotelu i popijając whisky z kieliszka. - Myślałem że przyjdzie mi całą noc marzyć o twoim ciepłym ciałku.
- To ciasto trzeba dłużej urabiać, ale... powiedzmy, że czuję już pewną słabość. Jednak żeby mieć faktycznie wpływ, muszę ją pourabiać. Umówiłam się na śniadania z nią, tylko we dwie każdego dnia, żeby niby o postępach sobie mówić.
- To dobrze. - uśmiechnął się ciepło Orłow spoglądając na kochankę i skinął dłonią by do niego podeszła.
- Myślisz, że uda się okręcić ją, zanim będziemy musieli ukrywać przed Andrei pewne detale?
- Zobaczymy. Zawsze może jej się stać krzywda w Afryce. Nie wygląda na wojowniczkę, a my... jesteśmy śmiertelnie niebezpieczni. - Carmen powiedziała chłodno i oparła się o fotel, w którym siedział Rosjanin.
Palce mężczyzny zaczęły muskać udo kochanki wodząc po skórze, sięgał wyżej pod szlafrok i głębiej… pod koszulkę.
- Hmmm… zobaczymy. Wolałbym nie sprawdzać czy rzeczywiście nie jest wojowniczką. Ja się sparzyłem sądząc że mi się uda ją uwieść. Możliwe, że sparzyli byśmy się uznając że ta inżynier nie jest groźna. - zamyślił się mężczyzna, a potem uśmiechając się zerknął w górę.
- Więc… jaki kaprys może spełnić twój uniżony sługa… w ramach wynagrodzenia tego blamażu z panną Staerke.
- Ooo czyżbyś mi darował dziś zakładanie obróżki? - zapytała Carmen wesoło.
- Mogę przerzucić tę okazję na jutro…- palce mężczyzny dotarły do celu, wodząc po udzie Brytyjki i prowokująco muskając jej intymny zakątek. - … jeśli nie masz ochoty. Możemy dziś… jeśli się nie boisz moich pomysłów, po tym jak ta kobieta mnie zirytowała.
- Jutro... nie wiem o której wrócę. Muszę ugrać lepiej tego Archibalda. - Carmen spojrzała z góry na kochanka, po czym odeszła ku szafie. - Obiecałam ci dziś. Co do Diany... wynagrodzisz mi, gdy mi się uda. I wiesz dobrze, że strach przed tym, co możesz mi zrobić... dość specyficznie działa na moje ciało. - Podsumowała i wyjęła z etui podarowaną obróżkę. Po chwili namysłu lub wahania zapięła ją sobie na szyi. Niepewnie przeniosła wzrok na Jana Wasilijewicza, by ocenić jego reakcję.
Patrzył na nią z uśmiechem… sadystycznym i pełnym pożądania. Upił trunku z butelki pomijając kieliszek.
- Rozbierz się… i podejdź do mnie na czworaka… zaczniemy łagodnie. Dokupiłem smycz do tej obróżki. Pewnie cię to ucieszy. - mruczał uwalniając ze spodni swoją męskość. Twardą i dumnie sterczącą w górę niczym armatka. Nie był to maszt, ale i tak ten widok wywołał przyjemne dreszcze na skórze pleców dziewczyny. Szczególnie, że Orłow jako cały on ze swoim dzikim wzrokiem, umięśnionym, pooranym bliznami ciałem i przeważnie nieco rozczochranymi włosami ją pociągał. Patrząc mu wyzywająco w oczy, Carmen rozsupłała szlafrok i niespiesznie rozchyliła jego poły, pozwalając wreszcie opaść na ziemię.
Jan Wasilijewicz nie odzywał się, popijając trunek… jego wzrok wodził po niej. Jego mięśnie napinały się, a jego dłoń zaciskała się na fotelu. Mężczyzna najwyraźniej walczył z samym sobą. Z jednej strony chciał ją po prostu pochwycić i posiąść.. dziko i namiętnie… i bez finezji. Z drugiej… kusiła go swym przedstawieniem do dalszego podziwiania jej urody.
Carmen zaś kusiłą go wzrokiem i ciałem. Zmysłowym gestem zsunęła jedno ramiączko koszulki, a potem drugie, pozwalając satynie opaść do jej stóp. Dziewczyna palcami zbadała swoją nagość, po czym wedle polecenia uklękła i niespiesznie podeszła na czworakach do kochanka, który tej nocy miał być też jej panem.
- Czy tak dobrze? - zapytała z uśmiechem, doskonale znając odpowiedź.
- Tak… bardzo dobrze. - szepnął w odpowiedzi mężczyzna i nachylił się, by pogłaskać Carmen po policzku. Po czym wplótł palce w jej włosy i stanowczo przyciągnął jej głowę do swojej męskości.
- Złóż hołd języczkiem swemu panu.- rzekł cicho.
Brytyjka szarpnęła odruchowo, jakby ze strachu, po chwili jednak uspokoiła się i wykonała polecenie, czubeczkiem języka badając męskość Rosjanina.
- Śmielej… mamy całą noc. I jeszcze nie zdecydowałem czy spędzę ją z tobą w łóżku. Czy pójdziemy na spacerek. Przekonaj mnie do zostania tutaj. - drażnił się z nią delikatnie pociągając za włosy. Jego twarda duma zadrżała pod pieszczotą, jak jego całe ciało. Kochanek znów się wahał pomiędzy zaspokojeniem swego pożądania, a perwersyjną grą jaka się między nimi toczyła.
Zmrużyła oczy, patrząc na niego przez chwilę ze złością, lecz szybko opuściła wzrok i wzięła w usta czubek jego dumy, ssąc zmysłowo, drażniąc bestię, przed którą teraz klęczała.
Rozkoszował się tym przyglądając Carmen z wyraźnym pożądaniem. Jego dłoń burzyła jej fryzurę, a on sam oddychał ciężko. Pozwalał się tak pieścić dość długo, dając możliwość Brytyjce zatańczenia językiem na czubku swej męskości.
- Pragnę cię Carmen. Pragnę cię teraz. - w końcu kapitulując zarówno pod doznaniami, jak i własnym pożądaniem.
Odchyliła na moment głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Słucham rozkazów, mój panie. - Powiedziała z psotnym uśmieszkiem.
- Klęknij przede mną w oddaleniu i poczekaj chwilę. - Orłow miał plan, ale najwyraźniej musiał wpierw oddalić ocierającą się o niego pokusę w ludzkim ciele.
- Przodem, tyłem? - zapytała rozbawiona, odsuwając się kilka kroków.
- Przodem… - wstał szybko z miejsca i ruszył do sypialni.
- Zaraz wrócę z tym co obiecałem.
A co on takiego obiecał? Wracając pamięcią do wcześniejszych jego wypowiedzi Brytyjka przypomniała sobie. Smycz.
Westchnęła. Co mogła jednak uczynić? Posłusznie przysiadła na piętach i czekała.
Mężczyzna przyszedł. W dłoni rzeczywiście miał czarny długi i wąski pasek.
- Nie wyglądasz na zadowoloną. Nie martw się. Będzie z tego pożytek. Wstań. - rzekł z łobuzerskim uśmiechem.
Prychnęła.
- Nie wiem co wymyśliłeś. To mnie niepokoi. - Rzekła, podnosząc się i stając nago przed nim.
- Na początek coś miłego.- zapiął rzemień do jej szyi i ruszył w stronę sypialni. A ona wraz z nim… jak niewolnica.
- Podejdź do lustra… ocenisz jak wyglądasz z nowym dodatkiem. - stwierdził z lisim uśmieszkiem.
Znów prychnęła. Orłow dobrze wiedział, że nie lubiła ograniczeń. Podjęła się jednak gry, toteż poszła i stanęła tak, jak jej kazał, przed zwierciadłem.
- Wyglądasz pięknie…- mruknął jej do ucha mężczyzna stając tuż za nią i wodząc palcami po piersi. W lustrze odbijało się jej nagie ciało, z którego urody była dumna, na szyi… czarna obróżka ozdobiona klejnocikami i od niej ciągnęła się czarny rzemień, podkreślający kogo jest kobietą. Te wszystkie wizualne rozpraszał dotyk twardej męskości kochanka ocierającej się o jej pupę.
- Pochyl się i zaciśnij dłonie na ramie lustra.- wydał polecenie kochanek, a ona.. jak mogła nie posłuchać wiedząc wszak co ją czeka.
- Tak bardzo potrzebujesz utwierdzać się w tym, że jestem teraz twoja? To słodkie? - prowokowała go, wykonując polecenie i ocierając się o jego męskość pośladkami.
- Robisz się krnąbrna… więc może rzeczywiście powinniśmy pójść do dżentelmeńskiego klubu.- Szeroki zamach dłonią i mocne uderzenie. Pośladek Carmen zabolał… choć nie tak mocno jak powinien. Pupa zafalowała, a Orłow szarpnął lekko rzemieniem smyczy zmuszając Brytyjkę do wygięcia się w łuk i mocniejszego naparcia pośladkami na spoczywające między nimi berło pożądania kochanka.
- Z pewnością będziesz tam pasować. - dodał cicho, choć agentkę dziwiła jego wypowiedź. Po pierwsze, jak mogłaby wejść do klubu dla dżentelmenów? Była kobietą. po drugie… co oznaczało, że będzie tam… pasować?
- I co, podzieliłbyś się mną? Ty? Jesteś zbyt wygłodniały, ssskarbie. - Mówiłą dziewczyna do odbicia, patrząc na niego wyzywająco, mimo iż miał wyraźną przewagę nad nią.
- W dżentelmeńskim klubie… nikt się nie dzieli swoimi… zwierzątkami. Za to wszyscy się nimi chwalą.- wyjaśnił z uśmiechem i dał kolejnego mocnego klapsa w pośladek dziewczyny, w drugi dla równowagi.
Warknęła.
- Też mi dżentelmeństwo... no i sam powiedz, umiałbyś się teraz powstrzymać? - zakręciłą przed nim pupą bezwstydnie.
- Umiałbym… byłoby to trudne. Ale umiałbym.- stwierdził Orłow i Carmen poczuła rozkoszną obecność kochanka podbijającego jej kobiecość. Jak ociera się w jej spragnionym jego obecności wnętrzu.
- Umiałbym… ale nie chcę.- pociągnął za smycz i zmusił kochankę do natarcia swymi pośladkami na ciało kochanka i nabicie się na jego włócznię mocniej.
- Chcesz mnie... a ja jestem twoja... - szepnęła namiętnie i mimo bolesnej penetracji, również wyszła mu naprzeciw swoim ciałem, patrząc w odbicie jak jej własne oczy zachodzą mgiełką pożądania.
- Chcę… cię bardzo… chcę cię teraz.. chcę zobaczyć jak kochasz się z inną na moich oczach… jak kusisz mnie całując ją…- szeptał podnieconym głosem mężczyzna raz po raz zmuszając kochankę do silniejszego zetknięcia ich ciał brutalnie podbijając jej rozpalony zakątek.
- Jak prowokujesz mnie, bym się … przyłączył. Bym posiadł cię na jej oczach… z jej pomocą.- mruczał zdradzając swoje plany na dzisiejszą noc.
Carmen jęczała coraz głośniej pod wpływem jego pchnięć, z trudem trzymając się ramy lustra.
- Obawiam się... że Diana nam.... odmówi... chyba że masz kogoś innego... na myśli. - Wysapała z trudem.
- Mam.. mam…- wyszeptał mężczyzna mocniej nacierając na kochankę, tak że jej zmysły koncentrowały się na twardym dowodzie pożądania jaki czuła sobie coraz mocniej i mocniej… aż rozkosz zaczęła zalewać świadomość Carmen czerwoną mgiełką ekstazy.
Przylgnęła niemal twarzą do tafli lustra, tak że jej gwałtowny oddech zaparował część jego powierzchni. Mimo to jednak i ona i Orłow widzieli nawzajem swoje podniecone twarze w akcie spełnienia.
- Nie myśl, że to… koniec… - Carmen znów czuła dłoń mężczyzny na swojej pupie głaszczącą czule pośladek. Jan Wasilijewicz nachylił się muskając językiem skórę kochanki na plecach.
- Mam ochotę na dużo więcej, a ty?
Sapnęła ciężko, lecz jej głos był usłużny.
- Jak sobie życzysz, mój panie…
- Dobrze…- Rosjanin odpiął smycz i ruszył do szafy z ubraniami.
- Załóż coś na siebie. Bieliznę możesz pominąć przy strojeniu.- poradził z uśmiechem, sam ubierając się dość szykownie i szarmancko.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona.
- Ale... to nie będzie ten klub dżentelmenów, prawda? - w jej głosie słychać było nutkę strachu.
- Hmm…- uśmiechnął się złowieszczo Orłow i spojrzał na Brytyjkę. Przez chwilę coś rozważał nim rzekł.- Nie… nie tym razem jeszcze. Myślę o ekskluzywnym burdelu na dzisiejszą noc. I wynajęciu ładniej towarzyszki do naszych zabaw. No chyba że… czujesz się gotowa zmierzyć z… publicznością.
Carmen od razu pokręciła przecząco głową. Trochę jakby za szybko.
- Mogę na razie to odpiąć? - wskazała smycz.
- Na razie…- zgodził się z nią Orłow. - Na miejscu znów przypnę.
Warknęła, ale nie narzekała, bojąc się chyba, że i z tego aktu łaski Rosjanin się wycofa. Po chwili namysłu dziewczyna wybrała czarną, dość prostą sukienkę, której dużym plusem był jednak fakt, że bardzo łatwo się zdejmowała, nie mając wiązanego gorsetu.

- Wyglądasz ślicznie.- Orłow objął ją w pasie i pocałował w policzek. Ruszył z nią do wyjścia, potem do windy. Strach paraliżował Brytyjkę, gdy wchodzili i zjeżdżali… bo przecież zaraz się urwie i spadną w ognistą otchłań. Dlatego też tuliła się do kochanka niemal wszczepiając w jego ubranie dłońmi.
- Dobrze się czujesz?- spytał cicho, gdy dojechali na dół i wyszli z niej.
- Taak... jestem trochę zdenerwowana. - wyznała, nie mówiąc jednak czym się denerwuje.
- Jeśli… przesadziłem z pomysłem…- zaczął okazując miękkie podbrzusze. Mimo że obiecała być jego niewolnicą i spełniać jego egoistyczne zachcianki, to… nie potrafił w pełni poświęcić się tej fantazji i ignorować jej uczucia. Objęła go mocniej w pasie.
- Nic mi nie będzie... po prostu troszkę się podenerwuję. - Powiedziała, wzruszona i nieco uspokojona dzięki jego czułości. Orłow przytulił ją w odpowiedzi i szepnął cicho.
- Pamiętaj… że to tylko zabawa. Jeśli posunę się za daleko… możemy ją przerwać.
Po czym przywołał taksówkę i kazał jechać pod konkretny adres. Skąd go zdobył? Tego Carmen nie wiedziała, ale zważywszy że miał za zadanie tylko zdobyć informacje dotyczące śmierci Hercela, zapewne miał dużo czasu by znaleźć interesujące go przybytki.

“Hotelik Madame Touisott” głosił szyld wiszący nad drzwiami niepozornej kamienicy, choć dobrze utrzymanej. Budynek nie miał deus ex machiny, więc musieli zapukać w obite żelazem drzwi. Miało to sens. Klienci raczej nie chcieli czuć na sobie “oddechu” pilnującego ich automatona.
W środku była recepcja za którą to siedziała dobrotliwa staruszka w czarnych koronkach zupełnie nie pasująca do wizerunku burdelmamy. Było też trochę klientów rozmawiających z różnymi ślicznotkami, których śmiała garderoba


świadczyła o profesji. Chichotały oczywiście, zaczepiane przez klientów, ale oczka większości z nich filowały w kierunku Orłowa i Carmen. Bądź co bądź… jej kochanek prezentował się apetycznie, a kobiety rzadko zaglądały w takie miejsca. No chyba że dziewczęta nie były jedyną ofertą tego miejsca.
- Wybierz którąś dla nas.- zaproponował Orłow. Agentka rozejrzała się trochę niepewnie, wciąż wczepiona w bok kochanka. Po chwili wahania nieśmiało wskazała szczupłą, wyjątkowo elegancką nawet jak na ten przybytek kobietę o azjatyckich rysach twarzy.

[media]https://i.pinimg.com/736x/20/bc/cf/20bccf634ce67df746afcd45ab340d17--sexy-steampunk-steampunk-design.jpg[/media]

- Może ona? - zapytała cicho.
- Zgoda… zapoznaj ją, a ja… zajmę się kwaterunkiem.- Orłow nie skomentował oczywistych wniosków wynikających z takiego wyboru. Carmen speszona już miała zaprotestować, ale przypomniała sobie o obróżce na swojej szyi. Z westchnieniem podeszła więc do Azjatki.
- Dobry wieczór... - zagaiła.
Kobieta spojrzała przenikliwie na Brytyjkę, powiodła spojrzeniem po stroju agentki, aż dotarła do ozdoby na jej szyi.
- Pierwszy raz w takim miejscu?- zapytała z przyjaznym uśmiechem.
To trochę ją rozluźniło.
- Owszem. - Przyznała. - Rozumiem, że aż tak to widać, więc... może spytam wprost, masz czas i ochotę spędzić czas ze mną i moim partnerem?
- Tak. A wy macie pieniądze by wynająć na ten czas pokój w tym hotelu.- odparła przyjaźnie Azjatka i uśmiechnęła się delikatnie. - To drogi hotelik, jak się domyślasz, ale twój pan nie należy do biedaków. Z pewnością na tak uroczą niewolnicę nie stać byle kogo. Wyglądasz na kogoś z klasą.
Brytyjka zagryzła wargę, gdy nazwano ją niewolnicą, lecz nie protestowała. Dziś wieczór była własnością swojego kochanka.
- O pieniądze nie musisz się martwić. Jak cię zwą? - zapytała, wzrokiem szukając Orłowa, który negocjował ze staruszką w recepcji.
- Chryzantema. Keiko. Chryz… mam takie imię jakie jemu, albo wam się spodoba. Jestem waszym snem.- wyjaśniła nieco enigmatycznie i mruknęła.- A propo snów. Jak chcecie spędzić ów czas w moim towarzystwie?
Satynową rękawiczką musnęła szyję i obróżkę Carmen.
- Domyślam się, że nie będzie to wieczorek poetycki.
- To on decyduje... - powiedziała zmieszana.
- Ale ty już coś wiesz, prawda? Lub się domyślasz? Nie krępuj się mi powiedzieć. I tak pewnie zobaczysz mnie nagą… lub na odwrót.- odparła cicho Keiko nachylając się ku Carmen, by posłyszeć jej słowa.
- Opowiedz mi o tym co lubi twój pan. Wolę wiedzieć na co się mam mentalnie przygotować.
Dziewczyna zastanowiła się co może zdradzić.
- Jest bardzo namiętny... i gwałtowny... ale nie sprawia mu radości zadawanie bólu, jeśli druga strona tego nie pragnie. On... on będzie chciał nas oglądać. Ciebie i mnie... razem... - wydukała.
- Cóż…- uśmiechnęła się Azjatka wędrując spojrzeniem po akrobatce.- Nie mam nic przeciwko. A ty?
Brytyjka zarumieniła się lekko, ale skinęła głową.
- Pozwolił mi cię wybrać... więc sama wiesz…
- Czuję się zaszczycona…- zażartowała Keiko i nachyliła się cmokając czule Carmen w kącik ust.
- Zapowiada się więc miła okazja do zarobku. Skoro ty wybrałaś mnie to… masz jakieś kaprysy? Bo skoro on będzie patrzył… to chyba powinnam wpierw sprawić tobie przyjemność. Nie martw się.. z kobietami też mam miłe doświadczenia.- wymruczała Brytyjce wprost do ucha.
Ta na chwilę wstrzymałą oddech, przypomniała sobie jednak, że przecież tym razem to nie ona ma się odgrywać, lecz to ta druga strona. Zastanowiła się, czy jest w stanie wyjaśnić Azjatce profil Diany, by na niej poćwiczyć zdobywanie nowej kochanki. Kiedy jednak spojrzała na kobietę i uświadomiła sobie jej rasę, zrozumiała, że to nie Diana chodziła jej po głowie, lecz Huai.
- Ja... to też nie moja pierwsza przygoda z kobietą. Przy czym mam słabość do... raczej męskiego stylu bycia nawet u kobiet. I zdecydowania. Im bardziej pewna siebie będziesz, tym więcej... tym bardziej ja będę wygłodniała. - Wyznała nieco zawstydzona.
- Obawiam się, że mój strój niestety nie jest dobrany do tej roli.- odparła z cichym chichotem Keiko i mruknęła przybliżając się do Carmen.
- Chryz… to imię będzie pasowało. Jest twarde.- pochwyciła prawą dłonią pośladek Brytyjki, a lewą podbródek i pocałowała Carmen stanowczo i zachłannie… jej język napierał na wargi agentki jakby próbował się przebić przez ten miękki mur. I nie przejmowała się tym, że robi z siebie i akrobatki lubieżne widowisko dla innych pracownic przybytku, jak i gości.
Panna Stone nawet mimo swoich ostatnich frywolnych przygód była tą śmiałością nieco oszołomiona, toteż, gdy Azjatka oderwała się od jej ust, zdołała jedynie bąknąć:
- Ale... nie musisz jeszcze... - zabrzmiało to jak pisk myszki stojącej przed wężem.
- Uznaj to… za… test czy pasuję do tej roli.- dłoń która dotąd opierała się na podbródku zsunęła się po szyi, dekolcie, do prawej piersi Carmen zacisnęła ugniatając zachłannie.
- Czy dobrze mi idzie? A może masz jakieś uwagi co do mego zachowania?- zapytała figlarnym głosem.
- Nie, ja... zdecydowanie czujesz tę rolę.- Brytyjka odparła, szukając wzrokiem Orłowa czy i on był świadkiem tego przedstawienia. Nie protestowała też, gdy dłonie kurtyzany błądziły po jej ciele, czując jak sama coraz bardziej ma na to ochotę.
- Chryz… to osoba która nie lubi, jak zwracasz uwagę na wszystko poza nią.- szepnęła kobieta wprost do ucha akrobatki, delikatnie kąsając jej płatek uszny. Carmen zaś widziała jak Rosjanin podchodzi do nich, choć zwolnił krok widząc ich publiczne zabawy. Obłapiana dłonią na pośladku i piersi arystokratka bowiem przyciągała uwagę wszystkich.
- Ale... - Carmen spojrzała błagalnie na Rosjanina by jakoś jej pomógł, choć jednocześnie czuła, jak jej własne ciało reaguje i przysuwa się do Azjatki.
- Postaram się... tego nie robić. - Powiedziała posłusznie, przenosząc na nią wzrok.
- To dobrze…- Chryz znów przylgnęła usta do ust Carmen całując je zachłannie i dociskając jej ciało do swego błądząc dłońmi po krągłościach agentki.
- Widzę, że panie dobrze się bawią.- Orłow podszedł do nich w końcu przez chwilę przyglądając się ich pieszczotom.
- I nie chciałbym wam przeszkadzać, ale już mam klucz do pokoju.- rzekł uprzejmie, a Chryz mruknęła zmysłowo.
- Brzmi bardzo stanowczo. Ciężko się oprzeć takiej propozycji, acz… chciałabym wiedzieć jak się mam do was zwracać.Ja mam na imię… Chryz.
Carmen spojrzała na Orłowa nad jej ramieniem.
- Ja... jestem Victoria, a to jest pan Pierre - użyła ich imion z Kairu.
- Brzmi francusko…- stwierdził z uśmiechem Chryz i spojrzała po mężczyźnie jednocześnie powoli podciągając suknię Carmen na pupie… w końcu jej dłoń w aksamitnej rękawiczce zaczęła prowokacyjnie gładzić odsłonięty pośladek na oczach wszystkich.
- Czy masz jakieś życzenia Pierre co do tego jak… mam się zająć Victorią?- wymruczała Chryz liżąc delikatnie szyję Carmen.
- Tylko jedno.. chcę wszystko dokładnie widzieć…- zadecydował Rosjanin.
- Nawet moją grę na jej lirze. A co z twoim flecikiem? Wolisz by ona, czy ja na nim zagrała? - nie przerywając wyuzdanych pieszczot Chryz omawiała warunki całej zabawy kierując się profesjonalizmem.
- A może obie? -zapytała i zerknęła na twarz Carmen ciekawa jej reakcji na całą tą sytuację.
Dziewczyna wydawała się coraz bardziej speszona, czując, że wpadła pomiędzy dwie bestie.
- Może... chodźmy już do pokoju i... samo się okaże? - zaproponowała cicho.
- Dobrze.- zgodził się z nią jej kochanek, a Azjatka wyciągnęła dłoń w kierunku Rosjanina.
- Klucze poproszę. Znam ten budynek jak własną portmonetkę, szybciej dotrzemy jeśli ja będę prowadziła.-

Orłow dał jej kluczyki, a Chryz uśmiechnęła się pod nosem.
- Pięknie. Twój pan nie żałuję pieniędzy. Największy apartament. Z zabawkami. Lubisz zabawki Victorio, a może ty nasz panie?-
- Niektóre zabawki i zabawy.- stwierdził Orłow.
Brytyjka przyjrzała mu się. Właściwie nigdy o tym nie rozmawiali, a ponieważ ich zbliżenia były zwykle spontaniczne, rzadko mieli okazję je urozmaicać zabawkami.
- Ja się na tym nie znam. - Powiedziała cicho, odwracając wzrok.
Po tych słowach ruszyła w kierunku schodów wraz z pochwyconą Brytyjką nie czekając na Orłowa i wiedząc że idzie za nimi oglądając ich pośladki, zwłaszcza ten, który był odsłonięty i głaskany dłonią okrytą aksamitem.
Agentka czuła się w tej sytuacji co najmniej nieswojo, jednak nadrabiała miną. Właściwie cieszyła się, że jej przypadła rola tej uległej, bo nie wymagałą od niej za wiele inicjatywy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline