Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2018, 15:25   #157
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Było nas wcześniej i jest nas tylu później - Brenton wzniósł kielich piwa. - Gdzie Anataj i Martin? No i oczywiście jak ci poszło zadanie. - zwrócił się do Fraza - Bo uprzedzając twoje zwrotne pytanie nam kiepsko. Elfkę zgubiliśmy gdy zwiewaliśmy przed gigantem. Myśliwy miał jaja więc zrezygnował chwilę potem jak oznajmiliśmy, że mimo w wszystko idziemy na prawie trzydziestu orków w trzech. Fubrina ukąsiły mutanty. Nim tam dotarliśmy. Zabiliśmy chyba z ośmiu z towarzyszami z karawany napotkanej po drodze. Fubrin umierał a my wyprawiliśmy mu krasnoludzki pogrzeb. Topór w ręku i obiecane stado. Zabiliśmy siedmiu, ale dostaliśmy, co widać zwłaszcza po Ragnarze, łupnia. Wróciliśmy tutaj i szukać będziemy rycerzy Pantery. Chciałbym w końcu zdobyć pasowanie z ich ręki.

- Była jeszcze ta przeklęta hydra - przypomniał Ragnar, między odkażaniem ran duszy przy użyciu dezynfekujących właściwości alkoholu.

- Olbrzym? Hydra? - Schierke patrzył to na Brentona, to na krasnoluda, który wyglądał, jakby urwał się z samego piekła. - Wiedziałem, że źle temu krasnoludowi patrzyło z oczu, kiedy gadał o bandzie orków i jego pobratymcach. Wiedziałem, że wyprawa przeciwko orkom będzie trudna, przecież te bestie to niemalże ludzie. Nie wiem jednak, co was podkusiło, rzucić się na nich we trzech. Jak zostało wam coś z tego, co wtedy piliście, to dajcie mi trochę!

- Co do elfki, czułem, że jej nie można ufać. Zapewne po prostu zabłądziła w lesie. Do diabła z nią zresztą. Myśliwy, mądry człek. Ja też bym odszedł. Farin, Fabrin, czy jak mu tam było, mógł chcieć odzyskać tą swoją karawanę, ale chcąc usiec cały tabun zielonoskórych we trójkę to było, wybaczcie panowie, pierdolone samobójstwo. Choć przyznaję ci rację, Brentonie, rycerze pantery mogą cię pasować za zarżnięcie paru z tych bestii. Następnym razem wolałbym, żebyście roztropniej dobierali boje.

- Może pocieszycie się tym, że nasza podróż na wschód z Atanajem i Martinem także nie poszła zbyt dobrze. Podróżowaliśmy na wschód, do Verborgen. Po drodze Sever znalazł koniokrada, za którym się uganiał i zniknął nam z oczu. Żebyście widzieli, jak zapierdalał, jak go gonił! Na co mu koń, jak tak ganiać umie? W każdym razie, Sever dogonił koniokrada i udał się z nim chyba do Birkeweise. Albo tutaj. Odszedł, znaczy się.

- Potem doszliśmy z Atanajem do wsi, gdzie usłyszeliśmy, że zguba rodowa to plotki jeno, to samo usłyszeliśmy od łowczych z dworu. Ustaliliśmy z Ungołem, że skoro tutaj nie ma nic do robienia, to dołączymy do was i odbiliśmy na południe. W tym momencie rzeczy trafiły szlag, wystawcie sobie. Obraliśmy jakąś leśną ścieżkę i parliśmy mniej więcej w stronę Auerschmied, ale jednej z nocy zaatakowała nas banda, chyba to byli zwierzoludzie, włochaci jacyś. Próbowałem paru usiec, ale kiedy zobaczyłem, że Ungoł wziął nogi za pas, ja też tak zrobiłem. I to był ostatni raz, kiedy go widziałem.

Schierke pokiwał głową.

- Chyba, kurwa, nie żyje. Parę dni krążyłem po borach, bo zgubiłem się. W końcu trafiłem na trakt i dojechałem do Salkalten.

- Zamierzam parę dni zabawić w mieście portowym, napić się piwa i upuścić trochę krwi paru dzieciakom w karczmach. W międzyczasie zorganizować jakąś robotę. Ale piwo najpierw, o!

I pociągnął solidnie z kufla.

Ragnar również pociągnął z kufla.

- Może mi się kurwa zdaje, ale jak trzymaliśmy się w kupie to jakoś tak mniej pechowi byliśmy. Toteż proponuję teraz się nie rozdzielać. A jak znowu nie będziemy mogli się dogadać, gdzie ruszyć to rzućmy monetą lub załatwmy to jak mężczyźni i zagrajmy w Głaz-Nożyce-Papirus! - zaśmiał się krasnolud.

- Tak swoją drogą to nie było tak źle. - zwrócił się bezpośrednio do Schierke. - Olbrzyma to żeśmy zatłukli razem z oddziałem, który tam sprowadziliśmy. Nawet nie zdążył się zorientować co się dzieje. A hydre to można by całkiem łatwo zatłuc, jakby tak się przygotować i uszykować pułapkę. Jak nam się kiedyś będzie nudzić to można zorganizować wóz, trochę narzędzi, jakąś owcę nadzianą siarką, czy coś i zatłuc gada. Jego zwłoki muszą być swoje warte.

Znów pociągnął z kufla.

- To teraz co? - zapytał Ragnar.

- Zostaniemy w Salkalten ze dwa dni – odrzekł na słowa krasnoluda Franz. - Brenton musi spytać się, czy będą go pasować, ty musisz się podleczyć. Jeśli Atanaj żyje, to przyturla się tutaj. Potem możemy zorganizować kolejną wyprawę – na hydrę, czy co tam chcecie. Lub sam wam podsunę coś intratnego, jeśli znajdę. Według mnie, może warto kiedyś wrócić w te okolice z hydrą i orkami. Teraz, skoro Furbin nie żyje, to resztki jego karawany mogą być coś warte. Ale o tym rozsądzimy później. Teraz radziłbym napić się piwa i cieszyć się z tego, że żyjemy.

- Chcesz, to służę pomocą, znam się nieco na medykowaniu – Schierke uśmiechnął się upiornie.

- Dopiero jeden mnie oskubał, podziękuję. - uśmiechnął się krzywo Ragnar. - Ja to bym wrócił tam gdzie byli orkowie. Kilka budowli poszło z dymem, ale wciąż powinien być tam mój topór. I może coś znajdziemy. Do hydry nie ma co się spieszyć, sama nie ucieknie, a nie sądzę też, żeby wszyscy mieli tyle szczęścia co my. Większość zostanie zjedzona.

- Skoro nas trochę ubyło, to popytam ktoś się przypałęta, czy by z nami nie poszedł. Marnie to widzę, ale jedna, czy dwie pary oczu więcej mogą się przydać. Wiecie, w trzech wyrżnęliśmy siedmiu zielonych, w tym ich szefa i jego ochroniarza, a straciliśmy jednego. W pięciu moglibyśmy posłać całą bandę do piachu. No bo ilu ich zostało? Dwudziestu kilku? Kilku zginie lub zostanie mocno obitych jak zaczną walczyć o władzę. Policzmy więc dwudziestu. Pięciu można zabić z zaskoczenia, kolejnych pięciu zanim reszta zdąży się przypałętać, a później to już tylko dwóch na łebka. Jak zginie jeden, czy dwóch więcej to spanikują, bo może i są głupi, ale nawet oni załapią, że zginęła ponad połowa, a u nas bez strat… - rozmarzył się krasnolud, choć jego marzenia miały jakieś oparcie w rzeczywistości.

- Ragnarze, na początek odpocznij chwilę - zaśmiał się Brenton. - Dowiozłem cię tu w jednym kawałku i zamierzać przypilnować twojej kuracji. Mam od tego medyka maść na oparzenia i zioła na ból na noc. Osobiście dopilnuje żeby twoje uparte dupsko je zażyło. - cały czas się uśmiechał do przyjaciela. - Spróbuję się jutro rozejrzeć dodatkowe pary rąk to zdecydowanie dobry pomysł. Rano poszukam też rycerzy Pantery. Wtedy ustalimy co dalej. Odpocznij chociaż dzień rany muszą się podgoić. Jeśli będzie okazja wrócić do tamtych ruin to wrócimy.
 
Santorine jest offline