Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2018, 19:53   #151
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Brenton

Brenton całą swoją wolę skupił na dalszej jeździe. Koń także robił bokami i w pewnym momencie po prostu się zatrzymał. Dopiero, gdy Brenton z niego zsiadł, dał się powoli prowadzić.

Po długim czasie, którego dokładnie rycerz określić nie potrafił, natrafił na ścieżkę, może małą dróżkę. Przecinała jego leśną trasę z lewej do prawej.



Franz

Gdy tylko Franz postanowił, że należałoby zjechać z drogi i niepostrzeżenie udać się do domku węglarza, w którym mieściła się melina, otwarła się okiennica, z której wychylił się mężczyzna o przeciętnej fizjonomii i przeciągnął się, ziewając głośno. Przecierał oczy, gdy Franz zjeżdżał z traktu, a gdy jeździec znikał za rogiem budynku, zawołał niegłośno: „A kogo o tej porze tu niesie?
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 05-02-2018, 20:29   #152
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Franz spojrzał w stronę chałupy, spod której okiennic wychyliło się zmęczone oblicze. Oczywiście, ktoś trzymał wartę, jednak było to nic, w porównaniu z tym, co widział. Te ziemie były rzeczywiście spokojniejsze, niewiele bowiem wiosek utrzymałoby się w innych okolicznościach, pozwalając sobie na możliwość wjazdu byle kogo.

Franz stał przez chwilę, licząc na to, że okryty cieniem nie zostanie zauważony, a odgłos końskich kopyt chłop weźmie za przypadkowy wytwór wyobraźni lub też krotochwile młodzików. Po chwili, podjął wolno marsz w stronę kryjówki węglarza.
 
Santorine jest offline  
Stary 09-02-2018, 09:24   #153
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Brenton

Brenton ruszył w prawo, jakikolwiek był to kierunek świata. Szedł naprzód, ciągnąc konia za uzdę, nie wiedząc za bardzo czy bolą go stopy, łydki, głowa czy plecy. Po prostu szedł, wiedząc, że nie może pozwolić sobie jeszcze na sen. I gdy tak szedł, przed jego twarzą zaczęło przebijać się przez chmury słońce. Szedł na wschód! Światło na chwilę rozbłysnęło, oświetliło teren przed nim. Był tuż obok Auerschmied, o którym opowiadali mu towarzysze – o ataku zwierzoludzi, wyprawie na orków… Liczył na to, że znajdzie tam schronienie.

Zdziwił się bardzo, gdy zastał opuszczone domostwa. Nie było nikogo, nie było jednakże żadnych śladów przemocy. Jeden dom był tylko zabity dechami, ale Brenton podejrzewał, że mógł należeć do szewca zabitego przez zwierzoludzi, u którego nocowali jego towarzysze, jeszcze z Ullim i Nathanielem. Jednak to wszystko się nie liczyło – liczył się kąt do spania. Brenton wszedł do pierwszego lepszego domu, nazbierał nieco szczap, rozpalił ogień i zasnął tuż obok swojego śpiącego już konia.


Obudził się po kilku godzinach, nie tyle co wypoczęty, co zdolny do jakiegokolwiek działania. Jego wierzchowiec też wyglądał nieco lepiej, niekoniecznie tak, jakby miał zdechnąć po dwóch krokach.

Na zewnątrz ciągle lało, ale było w miarę ciepło. Brenton zebrał się, rozejrzał się po wiosce – wyglądała na opuszczoną od tygodni. Nie mając lepszego pomysłu, ruszył na zachód, chcąc dotrzeć do głównej drogi i ruszyć na północ, do Salkalten.



Franz

Franz miał najwyraźniej sporo szczęścia, bo chłop faktycznie musiał uznać włamywacza za senną marę. Zadowolony, choć zmęczony jak cholera Franz ruszył do domu węglarza.

Nie zastał nikogo, ale nikt nie był mu potrzebny. Odnalazł nieużywany mielerz, który tak naprawdę był wejściem do kryjówki, gdzie znajdowały się zapasy na kilka dni, ciepło i nie było tam wilgoci. Miejsce dobre do przechowywania skradzionych towarów i ukrywania się. Nie za bardzo było tylko co zrobić z koniem, jednak Franz po prostu wprowadził go do dziury za sobą. Zwierzę nie było zbyt chętne do spaceru ciasnym, mrocznym i brudnym korytarzem, ale w końcu jakoś wepchnął je do środka. A tam padł i zasnął od razu.



21 Sigmarziet 2523, Festag

Franz przebudził się, nie za bardzo wiedząc jaka jest pora dnia. Gdy wychylił się na zewnątrz, okazało się, że jest sporo po południu. I ktoś tutaj się zjawił, gdy Fraz spał! Przy wejściu leżał świeży bochen chleba i pęto tłustej kiełbasy.

Gdy mężczyzna zajadał się smacznym posiłkiem, w wejściu pojawił się umorusany, starszy niziołek. Franz przypomniał sobie jego imię – Korbinian.

Widzę, żeś wstał, chopie. Wybacz, żech ci trzech miedziałków nie wcisnę w łapę, ale nie mam przy sobie, hehe. No, nażryj się do syta, a potem gadaj, coś tu robisz.

Niziołek usiadł na ziemi, nie przejmując się osadem z węgla i uśmiechnął się, pokazując krzywe, żółte zęby.



Ragnar

Krasnolud przebudził się. Była to najgorsza pobudka, jaką przeżył w całym swoim życiu. Bolało go wszystko, swędziało niemiłosiernie i parzyło. Oddech palił płuca, oczy były wysuszone i okropne. Wzrok zamglony, nogi drętwe. Ragnar nie widział wiele, jedynie tyle, że wszystko wokół było tlącą się ruiną. Czuł, że od podjętych w przeciągu kilku chwil decyzji zależeć będzie jego życie.

Pomimo największego skupienia, krasnolud nie zobaczył wiele więcej. Postanowił więc poczołgać się naprzód. Nie był nawet w stanie stwierdzić, czy jest dzień czy noc. Barwy straciły jaskrawość, widział rozmazane kontury. Wtedy dotarł do niego kolejny zmysł - słuch. Słyszał skrzypienie belek, przeraźliwie głośne trzaskanie płomieni, słyszał jakieś warkoty. A może głosy? W końcu wypełznął z budynku. Zrobiło mu się okrutnie zimno.

Ragnar pełznął, oddalając się od nieprzyjemnych głosów, wtem usłyszał za sobą głośny łoskot. Być może zawaliła się resztka budynku? Warkoty przerodziły się w rechoczący śmiech, potem na chwilę zamilkły i znów ktoś tam sobie warczał. Ragnar jednak po prostu pełznął przed siebie. W końcu natknął się na jakąś przeszkodę, było to chyba drzewo. Zdawało się, że dotarł do lasu. Krasnolud drżał z zimna, cierpienie jakie wywoływały otarcia ubrań i ziemi o skórę było niewyobrażalne. Cóż dalej?

Krasnolud pełznął powoli przed siebie. Wielokrotnie miał stracić przytomność, jednak za każdym razem jakoś udawało mu się utrzymać świadomość w garści. Gdy był już pewny, że nie słyszy żadnych głosów, spróbował zrobić coś prawie niemożliwego - w obecnym stanie rozpalić ogień. Gdy zaczął zbierać gałęzie dostrzegł okropną rzecz - jego dłonie były całe pokryte pęcherzami, skóra zaczerwieniona i sączył się z niej jakiś mętny płyn. Ragnar otrząsnął się i sprawdził, czy nadal ma przy sobie sakiewkę. Okazało się, że tak. Wyciągnął z niej krzesiwo i z trudem zaczął krzesać ogień. Wtedy z nieba lunął deszcz. Wysiłki spełzły na marne. Bez dobrej rozpałki nie miał najmniejszych szans.

Na szczęście wzrok zaczął mu wracać. Była noc. Okazało się też, że Ragnar nie oddalił się od przeklętej wioski dalej niż sto metrów. Może to i dobrze, że nie rozpalił ognia? Jednak ciało zaczęło mu drżeć, tak samo jak dłonie. Trzęsły się jak oszalałe!

Deszcz obmywał ciało krasnoluda, który zatracił się w ruchu. Całą swoją wolę nakierował na to, żeby nie zatrzymać się i nie zasnąć. Była to walka mozolna. Była to walka niewykonalna. Jednak Ragnar postanowił dokonać niewykonalnego. I zrobił to. Siła jego krasnoludzkiej woli przewyższała potrzebę spokojnej śmierci. Miał za dużo do zrobienia. Narastała w nim wściekłość. I to ona prowadziła go przez krzaki, gałęzie, igły, liście i błoto. Błoto i krew… W Ostlandzie, jak słyszał po karczmach, brakowało do tej mieszanki tylko piwa. Za to, co przeżywa, należy mu się kąpiel w piwie!

Nie wiedział, jak długo tak parł naprzód. Jednak zaczęło się robić jaśniej. Wciąż lało jak z cebra, jednak wydawało mu się, że gdzieś za jego plecami wstaje słońce.

Do Ragnara dotarło, że to chyba przodkowie wspierają go w tej walce o przetrwanie, bo wychodził na pewno na wschód z tej ruiny… Jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. W pewnym momencie, pomimo zimna, dreszczy i wszystkich innych niewygód poczuł się nieco lepiej. Wstał.

Sprawdził ekwipunek - dobrze wiedzieć, jakimi środkami się dysponuje. Jego cudowny topór, któremu poświęcił miesiąc swojego życia zniknął. Musiał zostać w tym budynku. Szczęśliwie zwykła broń wciąż siedziała w pętli przy pasie. Skórzany kaftan był w ruinie, hełm jakimś cudem tkwił na głowie, nagolennice też dawały radę. Ubrania zamieniły się w szmaty, plecak był cały podarty, jednak sakiewka z zawartością była na miejscu.

Dalsza podróż była już nieco prostsza - krasnoludy sprawniej poruszały się na dwóch łapach niż na czterech. I w końcu Ragnarowi udało się dotrzeć do drogi prowadzącej z południa na północ. Wyczerpany krasnolud ruszył na północ.



Brenton i Ragnar

21 Sigmarziet 2523, Festag
hex 0709

Brenton dojechał w końcu do głównego traktu i zobaczył rzecz niebywałą. Od południa, jakieś sto metrów od niego, parł na północ powoli krasnolud w łachmanach. Gdy rycerz wytężył wzrok, dostrzegł, że broda jegomościa jest praktycznie stopiona i zamieniła się w okropną maskę na twarzy. Włosy także przypalone i w strzępach, odzienie przypominało szmaty… Wtedy do Brentona dotarło, że musi to być Ragnar! Jakoś przeżył i w jakiś niezrozumiały, niezłomny sposób dotarł aż tutaj.

Brenton cwałem zbliżył się do krasnoluda, który nawet go nie zauważył. Jednak, gdy Brenton zeskoczył na ziemię, a krasnolud spojrzał mu w twarz, krasnolud natychmiast zemdlał.

Trochę czasu minęło, zanim Brentonowi udało się owinąć drżącego krasnoluda w koc i usadowić w miarę bezpiecznie na koniu. Rycerz prowadził konia za uzdę, pilnując, żeby towarzysz nie spadł z siodła.

Po kilku godzinach nieprzyjemnego marszu w strugach deszczu Ragnar się przebudził. Był całkiem wyczerpany, z pewnością nie będzie w stanie maszerować. Ale był to dobry czas na postój i przemyślenie dalszego działania. Dwójka wyczerpanych mężczyzn znajdowała się mniej więcej na wysokości przeklętego jeziorka z hydrą.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 09-02-2018, 18:19   #154
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Franz, pożarłszy chleb i kiełbasę, popił rozcieńczonym winem z bukłaka i otarł usta. Spojrzał na Korbiniana.

- Ukrywam się - stwierdził oczywistość Schierke. - Miałem… Mam na karku ciurów grafa na wschód od Verborgen. Wziąłem dwóch ludzi, żeby ściągnąć od drania dług, podszedłem dwór i uniosłem stamtąd parę śmieci. Między innymi to - wskazał na zawinięty w płótno obraz. - Jak bezpieczna jest ta twoja dziura tutaj? Umiesz poręczyć za ten twój grajdół? - zapytał, po czym kontynuował.

- Jeden z moich kompanionów uszedł w bory, drugi okazał się czarownikiem. I przepadł, jak kamień w wodę.

Franz potarł brodę w zamyśleniu, wreszcie zaczynając przemyśliwać swoje położenie. Wyciągnął zza połów płaszcza glinianą fajkę, którą nabił tytoniem. Zapalił i buchnął dymem z ust.

Schierke pokrótce opowiedział Korbinianowi jak się potoczyła historia od momentu wybicia przez Atanaja okna w dworzyszczu, pościgu i wątku ze świecącym koniem.

- Córa von Dignama przypłacila karkiem podczas rejzy - rzekł i splunął. - Wiedźma. Dzieci trzymała w komodzie niby żarcie w komórce, na własne oczy widziałem - rzekł, starając się nie myśleć o martwej dziewczynce i przemilczając fakt, że to on się do owych śmierci przyczynił. -. Ale śmierć córuchny stary Dignam przyjmie źle, ojcem by nie był, jeśli nie przejąłby się. Tedy spodziewam się, że pośle za nami kogoś wprawniejszego w pościgach. To tylko kwestia czasu, zanim skrzyknie swoich łowczych. Może będą szukać i tutaj.

Schierke zamilkł na chwilę

- Zabawię tu dzień, może dwa - zdecydował się, nie chcąc pchać się bez wieści do miasta. - Trza mi informacji i plotek, jeśli znasz kamratów, co takie mają, to poślij mi tu. Wypatruję wieści z Salkalten i twierdzy Dignama, a także wieści o moich towarzyszach. Z Salkalten, wieści o tym, kogo szukają. Co do kompanów, jeśli mają mózgi, a nie gówno we łbach, to znajdą się i przyturlają się tutaj, jeśli nie, cóż wypadnie mi iść dalej do Salkalten.

Schierke rozmawiał z niziołkiem przez jakiś czas, rozmawiając o swoich interesach: o tym, czy Korbinian nie zna kogoś, kto towar mógł zdjąć z łap Franza za odpowiedni grosz. O tym, że konia trzeba napoić i nakarmić i czy przypadkiem nie miał innego konia, za co Franz mógł zaoferować tego, co miał teraz, spodziewając się, że szukać mogą ich po umaszczeniu koni. Czy przypadkiem nie ma innego ubrania, z podobnych względów. O Xaviera Beckera i obrazach nie rozpytywał, przelotnie tylko spytał, czy w okolicy słyszał może o jakichś rzemieślnikach wprawnych w reperowaniu obrazów lub też malarzach, acz bez przekonania. Gawiedź takie rzeczy bowiem uważała za zbędne. Jak i on sam zresztą.

* * *

Załatwiwszy sprawy z niziołkiem, Schierke pogrążył się w rozmyślaniach.

Pierwszy, oczywiście, był Ungoł, który musiał spartaczyć swoje zaklęcie i uciec. Najemnik doszedł do wniosku, że rzeczywiście coś źle poszło później - z jakiegoś powodu całą drogę do Pahlkrug myślał, że rzecz ze świecącym koniem była jakąś krotochwilą Atanaja, który miał pojawić się za nim lada chwila. Ostatecznie, magii nie znał. Ale przerażone oblicze Atanaja, który pognał na wschód powiedziało mu dość. Ungoł znał magię, ale nie znał jej dość dobrze. Franz wolał, żeby nie znał jej w ogóle, jeśli miał pakować ich w tarapaty zwyczajnymi sztuczkami.

Im dłużej myślał nad wypuszczeniem się na wschód w poszukiwaniu swojego kompana, tym bardziej wydawało mu się to głupim pomysłem. Przeżyli pierwszą falę pościgu, ale zapewne szykowała się kolejna, bardziej zajadła. Graf nie będzie mógł ścierpieć śmierci swojej wiedźmiej córki, tego Franz był pewien. Nie zdziwiłby się, gdyby jeden z kochasiów wiedźmy, Varl albo Tomas nie okazaliby się jej pomagierami, odpowiednio wtajemniczonymi w magiczne arkana. Ludzie grafa zapewne będą przeszukiwać jeszcze przez czas jakiś okoliczne bory, szukając zbójeckiej kryjówki.

Wyprawa na wschód była zatem zbyt niebezpieczna, poza tym, Franz nawet nie wiedział, jak się za to zabrać. Ostatecznie, Ungoł zniknął dosłownie bez śladu. Krążenie po borach bez wiedzy o tym, gdzie mógł podziać się Ungoł było kuszeniem grafa i licha, co się kryło w borach. Założywszy, że nie napotkałby niczego w głuszy, mógł stracić całe dni na szukaniu Atanaja. Jeśli Ungoł znajdzie się, będzie krążył w okolicach Salkalten i Verborgen. Tyle wywnioskował Franz, postanowiwszy dać spokój tematowi Ungoła, który był teraz zdany na siebie, czy tego chciał, czy nie.

Śmierć Rosalin i dziecka dokuczały resztkom sumienia najemnika, ale zdążył się z nimi jakoś pogodzić, choć wiedział, że wyrzuty nie będą go opuszczały przez następne parę tygodni. Po pokazie magii Ungoła, nabrał wiary w to, że Rosalin była wiedźmą, a zatem uśmiercenie jej było w gruncie rzeczy dobre. Schierke, myśląc o gusłach Ungoła mógł tylko domyślać się, do jakich czarów miała dostęp córka grafa, zapewne o wiele bardziej w arkanach zaprawiona. Franz mimowolnie zadrżał, wyobrażając sobie pościg, któremu sekretnie przewodziłaby czarownica.

Co do śmierci dziecka, była ona po prostu bezsensowna, ale z drugiej strony, Franz nie miał pojęcia, co innego mógłby zrobić. Obuch w głowę zachowałby jej życie, bowiem na wyratowanie jej najemnik nie miał co liczyć - sam ledwo dojechał do Pahlkrug z obrazem, nie potrzebował jeszcze balastu w postaci wrzeszczącego dziecka, które alarmowałoby całą okolicę. Zapewne spędziłaby resztę życia jako kurewka na usługach grafa lub poszłaby pod nóż tak czy inaczej, pozbawiona protekcji Rosalin.

Obraz był ukryty, przynajmniej na jakiś czas. Następną rzeczą, którą Franz potrzebował zorganizować, był paser, któremu wepchnie skradzione dobra a potem rejza do Salkalten, aby wywiedzieć się, kim był Xavier Becker i czy są jakie mistrze w mieście, co zszyć obraz potrafią i doprowadzić do porządku mogą. Więc miasto portowe było kolejnym celem podróży najemnika, który miał nadzieję, że informacje o gwałtach w dworku von Dignam nie rozejdą się tak szybko i że Franz będzie miał czas na zorganizowanie czegoś sensownego.

Dał co prawda słowo Atanajowi, że pojedzie z nim na zachód, jeśli ten pomoże mu z grafem, ale to nie było już takie pewne. Nie wiedział, czy Atanaj nawet żył. Był pewien, że stryczek spłaci wszystkie długi Franza wobec Ungoła, jeśli tylko ten miał na nim rzeczywiście zawisnąć.
 
Santorine jest offline  
Stary 11-02-2018, 20:14   #155
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację

Brenton uśmiechnął się na widok cucącego się towarzysza. Zatrzymał się na chwilę i podał mu bukłak z wodą. Następnie dał do ręki kawałek suszonego mięsa.
- Ostatni raz gdy cię widziałem wrzucali cię w ogień. Później jeszcze zawróciłem jak zgubiłem orków. Nigdzie cię nie było widać. Niedawno znalazłem cię przy drodze zemdlałeś. Jesteśmy niedaleko jeziorka z hydrą. Proponuję odpocząć i ruszyć do Salkaten.

Ragnar opuścił na chwilę wzrok, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Spokojnie wziął kilka łyków wody, uważając, żeby się nie zakrztusić. Kiedy znów podniósł wzrok, w jego oczach była śmiertelna powaga.
- Słuchaj Młody. Miałem ci pomóc z twoim zadaniem, ale nie będę w stanie. Po powrocie nie będę cię zatrzymywał, bo to dla ciebie sprawa honoru. Ruszaj jak tylko będziesz gotowy. Ja jak tylko dojdę do siebie, ogolę głowę i ruszam w świat szukać śmierci. Wszystko co mam jest teraz twoje. Jeśli kiedyś wrócisz do tego miejsca, gdzie byli orkowie i będzie tam mój topór, to też jest twój. Zrób z moimi rzeczami co chcesz. Jakbyś kiedyś spotkał kogoś kto mnie znał, to powiedz mu, że ruszyłem odzyskać swój honor. - zakończył, biorąc kolejnego łyka.

- Jesteś ranny to tłumaczy czemu nie możesz mi towarzyszyć. Zresztą nie wiadomo czy rycerze pantery nie zmienią mi zadania. Trochę czasu minęło. Mam im też wiele do opowiedzenia. Jesteś mi coś dłużny to prawda. Stąd wydobrzejesz i będziesz miał okazję się zrewanżować. Jako mój przyjaciel i druh. Obraziłbym się jedynie gdybyś mnie porzucił jak planujesz teraz. Wracamy do Salkaten gdzie bez marudzenia czy zwłoki oddam cię w ręce medyka. Gdzie będziesz leżał, zdrowiał i odzyskiwał siły. Potem znów ruszymy ramię w ramię. Tam gdzie ja zdecyduję. Tak jak ja ruszyłem z tobą. Czy mam twoje słowo Ragnarze, że właśnie tak uczynimy?

Krasnolud westchnął ciężko.
- Nasze pojmowanie honoru jest inne. Nie rozumiesz. Jeśli jednak faktycznie zmieniliby twoje zadanie i mógłbym z tobą ruszyć to będzie dobrze. Jeśli jednak tak się nie stanie i nie będę w stanie ci pomóc to będę musiał zgolić głowę. Wtedy, nawet jeśli z tobą zostanę, żeby ci pomagać, to pamiętaj, żeby mnie nie ratować, gdy znajdę okazję do dobrej śmierci. To będzie jedyna rzecz, jakiej będę wtedy chciał, pamiętaj o tym. - po kolejnym łyku dodał. - Masz moje słowo.

Brentona uśmiech nagle rozświetlił całą okolicę. Odwiódł przyjaciela od niecnych praktyk fryzjerskich. Teraz musi go już tylko dobrze odżywiać. Żeby nie zasłabł ponownie po drodze.
Skierował w stronę krasnoluda woreczek z suszonymi mięsem podróżnym.
- Kęsika? - uśmiech jako temu towarzyszył można było uznać za najserdeczniejszy w okolicy. Zwłaszcza, że byli sami.


- Dzięki. - odpowiedział Ragnar, biorąc kawałek do ręki. Nie zjadł go jednak od razu. Najpierw obejrzał go dokładnie i skomentował. - Czyli tak teraz wyglądam…
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 15-02-2018, 19:45   #156
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Brenton i Ragnar

Podróż na północ nie należała do najprzyjemniejszych. Brenton był nieco umęczony, szczególnie że całą podróż musiał przebyć na piechotę. Ragnar cierpiał od oparzeń, jazda na koniu także nie była najprzyjemniejsza – wszystko go ocierało, nie był przyzwyczajony do siodła i był piekielnie zmęczony.

Mężczyźni nie spotkali po drodze zbyt wiele interesujących ludzi czy zjawisk. Ot, raz minął ich posłaniec, gnający na południe, nie poświęcając im nawet chwili, potem dwóch groźnie wyglądających jeźdźców wypytujących o dwóch mężczyzn i krasnoluda, którzy mieli mieć przy sobie jakieś obraz. Przez chwilę było nieprzyjemnie – wszak był tutaj i krasnolud i człowiek, ale po zobaczeniu oparzeń Ragnara i popatrzeniu na pancerz Brentona uznali, że to nie oni i pojechali dalej. Na wysokości skrzyżowania prowadzącego do małej wioski, o której wspomnieli kiedyś rycerze Pantery (0705), mężczyźni natknęli się na ślady przemarszu olbrzymiej liczby osób. Nie mieli jednak czasu ani siły tego zbadać. Kończyły się zapasy. W końcu, pod koniec dwudziestego trzeciego Sigmarzeit dotarli do bram Salkalten...



Franz

Franz przeczekał dwa dni w kryjówce, karmiony przez nieprzyjemnego dla oka, acz bardzo miłego niziołka. Ten dostarczał mu także interesujących wieści. Otóż Franz Dignam oficjalnie ogłosił, że jego córkę, Rosalin, zamordowano, a mordercy (dwóch ludzi i krasnolud) ukradli mu sławny obraz – Budyń spływający po gorejącym ciele panny Desdemony. Za złapanie mordercy wyznaczona jest nagroda w wysokości dwustu koron. Czyli prawdziwy szczęściarz może zyskać sześćset koron! Liczy się tylko złapanie morderców żywych, martwi nie interesują Dignama.

Jak dotąd złapano już piętnastu morderców Rosalin, jednak liczba ta po pierwszym dniu zmalała do zera, gdy oszustów wychłostano flagrum. Niziołka odwiedził także najprawdopodobniej Wędeczka, gdyż ten przekazał Franzowi następującą wiadomość:

Pojawił się jakiś brudny krasnal, niby przyjaciel. Skąd wiedział, że tu jesteś, nie mam pojęcia, ale kazał ci przekazać: błyskotki warte umówionej sumy i małego dodatku od niebezpieczeństwa; jesteśmy rozliczeni. Czy jakoś tak. Nieprzyjemny typek i nie podoba mi się, że wie o tym miejscu.

Po dwóch dniach Franz uznał, że jest już w miarę bezpiecznie, starannie zwinął obraz i ukrył go w nogawce spodki, a następnie udał się do Salkalten. Do bram miasta dotarł wieczorem dwudziestego trzeciego.



Wszyscy

Ruda Owca była dobrym miejscem, żeby odpocząć. Gospodyni ich znała, noclegi nie były drogie, a stajnie jak na razie niezawodne. Jakież było zdziwienie Franza, gdy zobaczył wchodzących do środka Brentona i uwieszonego na jego ramieniu, wyglądającego jak siedem nieszczęść Ragnara. Oni także go dostrzegli i dosiedli się do niego.

Zapłacili za nocleg, posiłek, a Ragnar poprosił Gerdę o pomoc w znalezieniu medyka. Chwilę później jeden z jej chłopców wybiegł z karczmy. Na początku nie było czasu na rozmowy – każdy z mężczyzn wybrał się do karczemnej łaźni, żeby się wykąpać i zmyć z siebie nieco zmęczenia. Medyk w końcu przybył i za złotą monetę przyjrzał się Ragnarowi, dał mu maść, kilka zaleceń i zadowolony z zarobku wyszedł w noc.

Gdy wszystkie naglące sprawy zostały załatwione, trójka mężczyzn w końcu mogła zasiąść przy stole i porozmawiać. Dawno, dawno temu, gdy opuszczali Rudą Owcę była ich szóstka i do tego najęci przez nich ludzie. Ostała się ich tylko trójka...
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 17-02-2018, 15:25   #157
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Było nas wcześniej i jest nas tylu później - Brenton wzniósł kielich piwa. - Gdzie Anataj i Martin? No i oczywiście jak ci poszło zadanie. - zwrócił się do Fraza - Bo uprzedzając twoje zwrotne pytanie nam kiepsko. Elfkę zgubiliśmy gdy zwiewaliśmy przed gigantem. Myśliwy miał jaja więc zrezygnował chwilę potem jak oznajmiliśmy, że mimo w wszystko idziemy na prawie trzydziestu orków w trzech. Fubrina ukąsiły mutanty. Nim tam dotarliśmy. Zabiliśmy chyba z ośmiu z towarzyszami z karawany napotkanej po drodze. Fubrin umierał a my wyprawiliśmy mu krasnoludzki pogrzeb. Topór w ręku i obiecane stado. Zabiliśmy siedmiu, ale dostaliśmy, co widać zwłaszcza po Ragnarze, łupnia. Wróciliśmy tutaj i szukać będziemy rycerzy Pantery. Chciałbym w końcu zdobyć pasowanie z ich ręki.

- Była jeszcze ta przeklęta hydra - przypomniał Ragnar, między odkażaniem ran duszy przy użyciu dezynfekujących właściwości alkoholu.

- Olbrzym? Hydra? - Schierke patrzył to na Brentona, to na krasnoluda, który wyglądał, jakby urwał się z samego piekła. - Wiedziałem, że źle temu krasnoludowi patrzyło z oczu, kiedy gadał o bandzie orków i jego pobratymcach. Wiedziałem, że wyprawa przeciwko orkom będzie trudna, przecież te bestie to niemalże ludzie. Nie wiem jednak, co was podkusiło, rzucić się na nich we trzech. Jak zostało wam coś z tego, co wtedy piliście, to dajcie mi trochę!

- Co do elfki, czułem, że jej nie można ufać. Zapewne po prostu zabłądziła w lesie. Do diabła z nią zresztą. Myśliwy, mądry człek. Ja też bym odszedł. Farin, Fabrin, czy jak mu tam było, mógł chcieć odzyskać tą swoją karawanę, ale chcąc usiec cały tabun zielonoskórych we trójkę to było, wybaczcie panowie, pierdolone samobójstwo. Choć przyznaję ci rację, Brentonie, rycerze pantery mogą cię pasować za zarżnięcie paru z tych bestii. Następnym razem wolałbym, żebyście roztropniej dobierali boje.

- Może pocieszycie się tym, że nasza podróż na wschód z Atanajem i Martinem także nie poszła zbyt dobrze. Podróżowaliśmy na wschód, do Verborgen. Po drodze Sever znalazł koniokrada, za którym się uganiał i zniknął nam z oczu. Żebyście widzieli, jak zapierdalał, jak go gonił! Na co mu koń, jak tak ganiać umie? W każdym razie, Sever dogonił koniokrada i udał się z nim chyba do Birkeweise. Albo tutaj. Odszedł, znaczy się.

- Potem doszliśmy z Atanajem do wsi, gdzie usłyszeliśmy, że zguba rodowa to plotki jeno, to samo usłyszeliśmy od łowczych z dworu. Ustaliliśmy z Ungołem, że skoro tutaj nie ma nic do robienia, to dołączymy do was i odbiliśmy na południe. W tym momencie rzeczy trafiły szlag, wystawcie sobie. Obraliśmy jakąś leśną ścieżkę i parliśmy mniej więcej w stronę Auerschmied, ale jednej z nocy zaatakowała nas banda, chyba to byli zwierzoludzie, włochaci jacyś. Próbowałem paru usiec, ale kiedy zobaczyłem, że Ungoł wziął nogi za pas, ja też tak zrobiłem. I to był ostatni raz, kiedy go widziałem.

Schierke pokiwał głową.

- Chyba, kurwa, nie żyje. Parę dni krążyłem po borach, bo zgubiłem się. W końcu trafiłem na trakt i dojechałem do Salkalten.

- Zamierzam parę dni zabawić w mieście portowym, napić się piwa i upuścić trochę krwi paru dzieciakom w karczmach. W międzyczasie zorganizować jakąś robotę. Ale piwo najpierw, o!

I pociągnął solidnie z kufla.

Ragnar również pociągnął z kufla.

- Może mi się kurwa zdaje, ale jak trzymaliśmy się w kupie to jakoś tak mniej pechowi byliśmy. Toteż proponuję teraz się nie rozdzielać. A jak znowu nie będziemy mogli się dogadać, gdzie ruszyć to rzućmy monetą lub załatwmy to jak mężczyźni i zagrajmy w Głaz-Nożyce-Papirus! - zaśmiał się krasnolud.

- Tak swoją drogą to nie było tak źle. - zwrócił się bezpośrednio do Schierke. - Olbrzyma to żeśmy zatłukli razem z oddziałem, który tam sprowadziliśmy. Nawet nie zdążył się zorientować co się dzieje. A hydre to można by całkiem łatwo zatłuc, jakby tak się przygotować i uszykować pułapkę. Jak nam się kiedyś będzie nudzić to można zorganizować wóz, trochę narzędzi, jakąś owcę nadzianą siarką, czy coś i zatłuc gada. Jego zwłoki muszą być swoje warte.

Znów pociągnął z kufla.

- To teraz co? - zapytał Ragnar.

- Zostaniemy w Salkalten ze dwa dni – odrzekł na słowa krasnoluda Franz. - Brenton musi spytać się, czy będą go pasować, ty musisz się podleczyć. Jeśli Atanaj żyje, to przyturla się tutaj. Potem możemy zorganizować kolejną wyprawę – na hydrę, czy co tam chcecie. Lub sam wam podsunę coś intratnego, jeśli znajdę. Według mnie, może warto kiedyś wrócić w te okolice z hydrą i orkami. Teraz, skoro Furbin nie żyje, to resztki jego karawany mogą być coś warte. Ale o tym rozsądzimy później. Teraz radziłbym napić się piwa i cieszyć się z tego, że żyjemy.

- Chcesz, to służę pomocą, znam się nieco na medykowaniu – Schierke uśmiechnął się upiornie.

- Dopiero jeden mnie oskubał, podziękuję. - uśmiechnął się krzywo Ragnar. - Ja to bym wrócił tam gdzie byli orkowie. Kilka budowli poszło z dymem, ale wciąż powinien być tam mój topór. I może coś znajdziemy. Do hydry nie ma co się spieszyć, sama nie ucieknie, a nie sądzę też, żeby wszyscy mieli tyle szczęścia co my. Większość zostanie zjedzona.

- Skoro nas trochę ubyło, to popytam ktoś się przypałęta, czy by z nami nie poszedł. Marnie to widzę, ale jedna, czy dwie pary oczu więcej mogą się przydać. Wiecie, w trzech wyrżnęliśmy siedmiu zielonych, w tym ich szefa i jego ochroniarza, a straciliśmy jednego. W pięciu moglibyśmy posłać całą bandę do piachu. No bo ilu ich zostało? Dwudziestu kilku? Kilku zginie lub zostanie mocno obitych jak zaczną walczyć o władzę. Policzmy więc dwudziestu. Pięciu można zabić z zaskoczenia, kolejnych pięciu zanim reszta zdąży się przypałętać, a później to już tylko dwóch na łebka. Jak zginie jeden, czy dwóch więcej to spanikują, bo może i są głupi, ale nawet oni załapią, że zginęła ponad połowa, a u nas bez strat… - rozmarzył się krasnolud, choć jego marzenia miały jakieś oparcie w rzeczywistości.

- Ragnarze, na początek odpocznij chwilę - zaśmiał się Brenton. - Dowiozłem cię tu w jednym kawałku i zamierzać przypilnować twojej kuracji. Mam od tego medyka maść na oparzenia i zioła na ból na noc. Osobiście dopilnuje żeby twoje uparte dupsko je zażyło. - cały czas się uśmiechał do przyjaciela. - Spróbuję się jutro rozejrzeć dodatkowe pary rąk to zdecydowanie dobry pomysł. Rano poszukam też rycerzy Pantery. Wtedy ustalimy co dalej. Odpocznij chociaż dzień rany muszą się podgoić. Jeśli będzie okazja wrócić do tamtych ruin to wrócimy.
 
Santorine jest offline  
Stary 28-02-2018, 11:37   #158
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
24 Sigmarziet 2523, Marktag
Salkalten

Mężczyźni spali jak zabici i obudzili się, gdy słońce stało już dość wysoko na niebie. Franz w końcu poczuł się lepiej, był już prawie w pełni sił. Ragnarowi ulotniło się nieco wisielczego nastroju, gdy zniknęło przenikające go do głębi kości zimno, oparzenia przestały tak swędzieć i zaczęły się goić. Jedynie zgolona prawie do skóry broda… To był cios, ale cyrulik musiał mu ją zgolić, bo przypominała śmierdzący, zwęglony kawał… czegoś. Brenton czuł lekki ból mięśni po okrutnej podróży, ale pełny brzuch wynagrodził mu wszystkie niewygody. Mówić w skrócie – krótka przerwa od ciągłej akcji dobrze im zrobiła. Nawet jeżeli był to tylko jeden wieczór. Bo jak się okazało, kolejny dzień przyniósł nieciekawe informacje.

Na śniadaniu, gdy w końcu skupili się na tym, o czym się w mieście mówi, a niekoniecznie na własnych problemach, dowiedzieli się, że mała mieścina na południe od Salkalten, Ellerweld, została całkowicie zniszczona. Domy spalone do gołej ziemi, ludzie wymordowani, ich ciała wrzucone do studni tak, że cała wypełniła się krwią. Podobnie rzecz miała się z założoną w zeszłym roku osadą, Taalheim – domy spalone, wszystkie ciała wrzucone do wykopanego byle jak dołu. Spora część straży i przebywających w mieście rycerzy oraz awanturników wyruszyła zbadać problem. To niszczycielskie coś, plotki sugerowały demony, Bretonię, druidów, Norsmenów a nawet wampirzego lorda z armią nieumarłych, maszerowało najprawdopodobniej na wschód.

I faktycznie. Gdy Franz i Brenton wyszli na zewnątrz, miasto uwijało się jak w ukropie. No i dla odmiany zamiast deszczu z nieba lał się żar silnego słońca. Jakiś desperat wynosił swoje klamoty na wóz, a jego żona łajała go i wnosiła je z powrotem do kamienicy. Na ulicach było dwa razy więcej strażników niż zwykle, wiele dzieciaków latało we wszystkich kierunkach z płóciennymi torbami, wypchanymi papierami.

Ragnar siedział w karczmie, pił piwo, jadł kiełbasę i odpoczywał. I w międzyczasie gawędził z Gerdą i bywalcami Owcy. Dowiedział się o kilku ciekawych sprawach. Mianowicie ktoś widział grupę dziwnych magów, którzy mordowali jeszcze dziwniejszych ludzi na zachód od Salkalten. Grupa awanturników, Pokojowy Pakt, wsławili się pomagając straży miejskiej w zabiciu olbrzyma. Inny człowiek twierdził jednak, że Pokojowy Pakt nie miał z tym nic wspólnego, a całość jest zasługą renomowanego czarodzieja, Patricka Richtera.

Kransnolud niestety nie miał zbyt wiele do roboty, więc odpoczywał, smarował się maściami, gawędził i udało mu się wysłać jedną z służących po jakieś ubranie dla niego… Zwykła koszula, spodnie, sandały i dobra bielizna kosztowały go wraz z dostarczeniem i przymiarkami dwie korony. Kiedy tak jednak obijał się przez większość dnia, pojawiło się w jego sercu pewne podejrzenie. Jakiś człowiek przyszedł do karczmy trzykrotnie i za każdym razem siadał niedaleko Ragnara. Pił wino, ubrany był raczej dobrze, przy pasie nosił lewak i krótki miecz. Ale może to tylko paranoja i nuda?

Fraz w międzyczasie załatwił kilka swoich spraw – obraz zostawił u dobrych znajomych, do których miał niejakie zaufanie. Pasera znalazł dość łatwo i bezproblemowo opchnął mu świeczniki i wazon. Zarobek był całkiem sensowny. Potem poszwendał się jeszcze po mieście, załatwiając swoje sprawy. Kilka razy miał wrażenie, że ktoś mu się przyglądał, ale możliwe, że mu się tylko wydawało. Od kilku dni wszędzie dostrzegał, albo wyobrażał sobie, wypatrywaczy Dignama.

Brenton natomiast wybrał się do banku, gdzie dowiedział się nieco na temat tego, jak instytucja funkcjonuje. Chciał odwiedzić kapitana, z którym ruszyli na olbrzyma, ale dowiedział się, że kapitan wyruszył z oddziałem zbadać sprawę najazdów. Panterki wybrały się na zachód, tego dowiedział się od innych strażników.

Udało mu się znaleźć Amalyn w porcie, gdzie rozmawiała z dokmistrzem, nadzorującym załadunek wielkiego statku. Na nabrzeżu był olbrzymi ruch, najwyraźniej ataki na południu pogoniły nieco kupców, którzy zapragnęli zniknąć z niebezpiecznej strefy. Udało mu się odciągnąć dziewczynę na bok i porozmawiać. Dziewczyna była zachwycona opowieściami i wybrała się z Brentonem na obiad, do portowej knajpki, gdzie podawano świetnego dorsza z grochem i jabłkami. Pogawędzili nieco, co zaowocowało informacją o tym, że Stowarzyszenie Wioseł, do czasu rozwikłania dziwnego zdemolowania wiosek, wstrzymało jakiekolwiek kontrakty i zajmuje się sprawdzeniem sprawy na południu. Chętnie najmie awanturników, którzy mogliby się tym zająć, mieczy nigdy za wiele. Amalyn od razu przedstawiła ofertę (najwyraźniej szybko pięła się po szczeblach kariery – a pierwszym szczeblem okazała się być jej wyprawa z drużyną do przeklętego statku) – dwie korony za dzień pracy na głowę, dla grupy, która odkryje źródło problemu i dostarczy wyjaśnień – sto koron nagrody. Praca w sumie od zaraz, kolejna grupa, składająca się już z trzech osób, wyruszy wieczorem.

Potem wszyscy znów spotkali się w Rudej Owcy, Ragnar zaszczycił swoich towarzyszy swoją nową odsłoną – nowe, czyste ubranie, wyrównana, krótka broda. Jedynie rany paskudnie szpeciły jego ciało, ale i tak wyglądał o niebo lepiej niż rano czy poprzedniego wieczora. Było późne popołudnie, do zmierzchu zostały jakieś cztery, może pięć godzin.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 28-02-2018, 21:27   #159
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Brenton delektował się jedzeniem i odpoczynkiem oraz towarzystwem Amelyn. Niekoniecznie w tej kolejności ale w końcu była chwila spokoju. Na wieść o zleceniu odrzekł spokojnie i z uśmiechem.

-Cieszę się, że rozwijasz się w stowarzyszeniu i pniesz w górę. Może obojgu nam szczęście zaczyna sprzyjać.- obdarował ją szczerym uśmiechem. - Powiem ci, że te wioski w koło - zawahał się na chwilę.
- popalone i zniszczone to moim zdaniem przygotowanie. Obawiam się ataku na miasto. Masz głowę na karku jak ja. Musimy się zastanowić czy nie podjąć jakiś środków zaradczych. Rozważałem dwie rzeczy. Pierwszą jest zakup łodzi takiej zbliżonej do rzecznej lub udziału w niej. Tak żeby dawała radę płynąć na morzu ale nic nadzwyczajnego wystarczy blisko brzegu ale z dala od klifów. Raz, że gdyby miasto miało paść będzie czym się z niego wydostać. Dwa jesteś ze stowarzyszenia więc uzyskamy pewnie okazyjną cenę zakupu. Gdybym się mylił łódź i tak będzie dla nas zarabiać. Połów, krótkie przewozy towarów możliwości jest sporo. Środki na zakup. Cóż o to pomartwię się ja. Mam kompanów możemy się zrzucić, ciągle przyjmujemy dobre zlecenia. Wybadaj ile by nas to kosztowało i może sama zechcesz się dołączyć? Co do zlecenia. Dziś wieczorem omówię to z Ragnarem i Franzem. Prawdę powiedziawszy wysyłacie grupy za miasto. My właśnie wracamy z tego gorącego terenu. Gdybyś zorganizowała spotkanie mógłbym opowiedzieć stowarzyszeniu co tam widzieliśmy. Myślę, że jestem w stanie wskazać sprawców. - następną godzinę spędził na opowieściach. Amelyn była zadowolona i chłonęła każde słowo. Brenton zaprosił ją również na kolację. Liczył, że będzie mógł kontynuować zabiegi o serce dziewczyny. W końcu jej marzeniem był rycerz a on już nim prawie został. Wiedział, że nie jest jej obojętny bo spędził już z nią jedną upojną noc. Teraz mógł zaoferować jej więcej. Pozostawało wybrać dobrą knajpę, zorganizować romantyczną kolację i liczyć, że rozciągnie się to również na śniadanie. Sam się na tym nie znał więc liczył na pomoc zaprzyjaźnionej z grupą Gerdy.

Wieczór w karczmie

Brenton stawił się wieczorem w Owcy. Na widok lepiej wyglądającego Ragnara zdecydowanie się rozpogodził.
- Wieczorem przyniosę ci do pokoju złoto obiecane przez Fubrina. - wyszeptał mimochodem. Ponieważ Franz zbliżał się właśnie do stolika dodał tylko. -Reszta spraw z tym związanych załatwiona, byłem gdzie trzeba - zakończył. Po wyprawie niechętnie przychodziło mu rozmawianie o Fubrinie.
- Panowie- zaczął Brenton gdy byli już razem - słyszeliście może co się dzieje w mieście i okolicy. Wioski niszczone jedna po drugiej. Nie opierają się temu nawet małe miasteczka. Widzieliśmy z Ragnarem mutantów, ba przesłuchiwaliśmy ich - Brenton cały czas mówił tak by tylko druhowie go słyszeli. - Mówili o skażonym mieście Hasselhund. Czegoś takiego mógł dokonać tylko chaos. Nie żadni drudzi, bretończycy czy norsmeni. Sądząc po doniesieniach o ciałach w studniach nie były to też wampiry. Te wcieliłyby umarłych do swych armii. Zatrucie wody w studniach to znak, że chcą utrudnić ponowne zasiedlenie danego miejsca. Zatruć wodę zwyczajnie. Nim wyjechałem z Ragnarem na południe, rycerze Pantery których poznaliście a u których przebywam na naukach wskazali zachód jako miejsce problemu z mutantami. Chcieli wysłać tam mnie, żeby samemu nie fatygować się zapewne do niepewnej informacji. Dziś usłyszałem, że odjechali na zachód pod naszą nieobecność. Czyli przesłanki i problemy musiały się nasilić bo sami tam ruszyli. Widziałem, też z Ragnarem ślady. Bardzo dużo śladów na drodze. Nie mieliśmy sił i środków by to badać ale to było blisko tego miejsca do którego chcieli skierować mnie rycerze. Widziałem się dziś z Amelyn. Stowarzyszenie wioseł oferuje 2 złote korony na głowę za każdy dzień pracy poza miastem w celu wyjaśnienie przyczyny pustoszenia wiosek. Jak również 100zk koron nagrody za wyjaśnienie sprawy. Tylko grupy wyruszają już od kilku dni jest ich wiele i wątpię byśmy byli w stanie wykonać zlecenie jako pierwsi. Możemy jednak jako właśnie przybywający z południa rozwiązać sprawę z miejsca. Powiedzieć na rozmowie w stowarzyszeniu, że to chaos. Bo po prawdzie tak uważam. Miasta bym jednak nie opuszczał. Póki sprawa się nie wyjaśni. Załatwiłbym sobie również w stowarzyszeniu możliwość ewakuacji gdyby sprawy przybrały tragiczny obrót. Trzeba też powiadomić władze. Można by iść na dwór. Powołać się na kogo się da. Rycerzy Pantery, kapitana straży któremu pomogliśmy z gigantem czy nawet tego czarodzieja co zamieniał się w kruka. Powiedzieliśmy prawdę poprzednim razem a powoływanie się na nich może dodać nam wiarygodności. Jeśli kultyści i chaos uderzają poza miastem i czyszczą okolicę. Bo tak to wygląda. To i na Salkaten przyjdzie pora. Trzeba ich ostrzec. Wzmocnić straże i obronę miasta. Wyczulić ich na dywersję i sabotaż w każdej postaci. Co myślicie? - zakończył Brenton pociągając solidny łyk piwa.
 
Icarius jest offline  
Stary 02-03-2018, 18:08   #160
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację

- No, kompania, coście się dowiedzieli? - zaczął Ragnar, w wyraźnie lepszym nastroju.

Brenton stawił się wieczorem w Owcy. Na widok lepiej wyglądającego Ragnara zdecydowanie się rozpogodził.
- Wieczorem przyniosę ci do pokoju złoto obiecane przez Fubrina. - wyszeptał mimochodem. Ponieważ Franz zbliżał się właśnie do stolika dodał tylko. -Reszta spraw z tym związanych załatwiona, byłem gdzie trzeba - zakończył. Po wyprawie niechętnie przychodziło mu rozmawianie o Fubrinie.
- Panowie- zaczął Brenton gdy byli już razem - słyszeliście może co się dzieje w mieście i okolicy. Wioski niszczone jedna po drugiej. Nie opierają się temu nawet małe miasteczka. Widzieliśmy z Ragnarem mutantów, ba przesłuchiwaliśmy ich - Brenton cały czas mówił tak by tylko druhowie go słyszeli. - Mówili o skażonym mieście Hasselhund. Czegoś takiego mógł dokonać tylko chaos. Nie żadni drudzi, bretończycy czy norsmeni. Sądząc po doniesieniach o ciałach w studniach nie były to też wampiry. Te wcieliłyby umarłych do swych armii. Zatrucie wody w studniach to znak, że chcą utrudnić ponowne zasiedlenie danego miejsca. Zatruć wodę zwyczajnie. Nim wyjechałem z Ragnarem na południe, rycerze Pantery których poznaliście a u których przebywam na naukach wskazali zachód jako miejsce problemu z mutantami. Chcieli wysłać tam mnie, żeby samemu nie fatygować się zapewne do niepewnej informacji. Dziś usłyszałem, że odjechali na zachód pod naszą nieobecność. Czyli przesłanki i problemy musiały się nasilić bo sami tam ruszyli. Widziałem, też z Ragnarem ślady. Bardzo dużo śladów na drodze. Nie mieliśmy sił i środków by to badać ale to było blisko tego miejsca do którego chcieli skierować mnie rycerze. Widziałem się dziś z Amelyn. Stowarzyszenie wioseł oferuje 2 złote korony na głowę za każdy dzień pracy poza miastem w celu wyjaśnienie przyczyny pustoszenia wiosek. Jak również 100zk koron nagrody za wyjaśnienie sprawy. Tylko grupy wyruszają już od kilku dni jest ich wiele i wątpię byśmy byli w stanie wykonać zlecenie jako pierwsi. Możemy jednak jako właśnie przybywający z południa rozwiązać sprawę z miejsca. Powiedzieć na rozmowie w stowarzyszeniu, że to chaos. Bo po prawdzie tak uważam. Miasta bym jednak nie opuszczał. Póki sprawa się nie wyjaśni. Załatwiłbym sobie również w stowarzyszeniu możliwość ewakuacji gdyby sprawy przybrały tragiczny obrót. Trzeba też powiadomić władze. Można by iść na dwór. Powołać się na kogo się da. Rycerzy Pantery, kapitana straży któremu pomogliśmy z gigantem czy nawet tego czarodzieja co zamieniał się w kruka. Powiedzieliśmy prawdę poprzednim razem a powoływanie się na nich może dodać nam wiarygodności. Jeśli kultyści i chaos uderzają poza miastem i czyszczą okolicę. Bo tak to wygląda. To i na Salkaten przyjdzie pora. Trzeba ich ostrzec. Wzmocnić straże i obronę miasta. Wyczulić ich na dywersję i sabotaż w każdej postaci. Co myślicie? - zakończył Brenton pociągając solidny łyk piwa.

- Brzmi jak plan. - zgodził się krasnolud, unosząc kufel z piwem. - A co do tego kapitana, to może nam się nie udać na niego powołać, bo wieść niesie, że to jakiś Pokojowy Pakt, czy jak im tam było, ubili tego giganta, razem ze strażą. Są teraz sławni. Jak się na to powołamy to wyjdzie, że przypisujemy sobie cudze zasługi. - na te słowa siarczyście splunął na podłogę. - Ale na rycerzy można się powołać. Na czarodzieja też można spróbować. - pociągnął kilka dużych łyków z kufla. - [i]Zacznijmy od Stowarzyszania. Ich już znamy, interesy też razem już ubijaliśmy, powinno być szybciej. Może nawet pomogą nam spotkać się z kim trzeba. - zaproponował, by dodać kwaśno po chwili. - Proponuję zostać w mieście, aż zbierze się jakaś większa wyprawa. Taka bez schlanych żołdaków, żeby znów ktoś inny się nie wsławił naszymi czynami. Jak nam starczy czasu i ochoty to po wszystkim przejdźmy się dla rozrywki na hydrę. Jej cielsko powinno trochę kosztować, jakiś czarodziej pewnie chętnie za nią zapłaci.

- Zostać w mieście czas jakiś możemy, wszakże czekamy na Atanaja – rzekł Franz, któremu mimo wszystko Ungoł nie schodził z myśli. - [i]Jeśli nie został zarżnięty przez jakie licho leśne albo jeśli po prostu nie umarł z głodu w głuszy, to spodziewałbym się go lada dzień w tych okolicach. Tutaj lub u tej jego Ady.

- Co do Stowarzyszenia Wioseł zaś, gadanie im, że to chaos, raczej nam stu złotych karli-franzów nie zarobi. Wszyscy to wiedzą. Chaos, sraos, zwierzoludzie, mutanci, cokolwiek. Coś wypadnie spomiędzy drzew i człowieka użreć może. Rzecz jest, że skoro całe wioski poszły w diabły, to oczywiście tych cosiów jest więcej. To, czego oni się spodziewają to użyteczne informacje. Ilu ich jest, gdzie są i dokąd zmierzają, a najlepiej jeszcze, kto im przewodzi. Ot, robota dla przepatrywaczy. Raczej nie dla nas, bo my jesteśmy bardziej od wpadania i rozwalania wszystkiego.

- Dla mnie sprawa jest prosta, jeśli my nie wyniuchamy, ilu tam z nich walczy, a spodziewałbym się raczej grupy gabarytów orków, na których się porwaliście, to zrobi to ktoś inny. Za dzień, może dwa. W momencie, kiedy to się wyda, zaczną organizować rejzę na nich. Do tego możemy się dołączyć, jak zarobek jakiś będzie konkretny. Do tego czasu albo możemy przepatrywać okoliczne bory albo siedzieć tutaj.

- Czy miasto padnie przez dywersję, tego bym nie powiedział. Z tego, co słyszałem, ci są z takich, co wolą gębą o bramy miasta walić, niż jakieś tam śmichy-chichy z maskaradą. Jak będą iść na miasto, to usłyszymy o nich.


- To co, postanowione, co robimy?

- Do stowarzyszenia i tak bym poszedł. Zapłacą mniej czy wcale o użyteczne kontakty trzeba dbać i pielęgnować. Pójdziemy i zobaczymy. Nic wszak na tym nie tracimy.

- Piwo jeszcze bym jedno wypił - rzekł Franz. - A potem by iść można.

- No to jeszcze po piwie! - zgodził się Ragnar.

- Pójdziemy tam jutro. Do osobnika którego wskaże nam Amelyn w czasie i miejscu przez nich wyznaczonym. Pójście tam po piwie wieczorem spontanicznie nic nam nie da. Wasze zdrowie - powiedział Brenton przechylając kufel - Mam jeszcze dziś kilka rzeczy do zrobienia. Przyślę wam wiadomość o czasie i miejscu jak się dowiem czegoś od Amelyn.

- Dobra. Ja w tym czasie spróbuję rozwiązać pewną zagadkę. Co zamówić do jedzenia, bo samym piwem, niestety, nie wyżyję. - stwierdził krasnolud, którego poważna mina i równie poważny ton zupełnie nie pasował do wypowiadanych słów.

 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172