Theo znał Tarantię w miarę dobrze, bo choć sam pochodził z południowej prowincji Poitain, to w stolicy bywał wielokrotnie, zanim przestał bywać tak w mieście, jak i w kraju w ogóle.
Doprowadził więc kompanów na miejsce bez żadnych przykrych przygód, a tam, na cmentarzu, ci od razu wrócili na dawne tory zgubnych postępków. - Hola, kompani! - rzucił natarczywym szeptem, występując przed grupę. - Podziwiam wasz entuzjazm, ale może pierwej rozeznajmy się w sytuacji, zanim weźmiemy się do radosnego mordowania kapłanów na prawo i lewo. W Aquilonii kler Mitry ma niemały autorytet, jeśli ktoś znajdzie ich trupy, to władze łatwo nie odpuszczą takiego zdarzenia. Poza tym, przeciw nim mamy tylko słowa klechy w delirium. Lepiej zaczajmy się i obserwujmy, co się wydarzy, a potem możemy któregoś z nich śledzić. No, bądźcie rozsądni. - zaapelował, w pełni świadom, że rozsądek to dla większości z jego towarzyszy imię nadętego pisarza grodzkiego.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |