Zbysio w końcu ogarnął się trochę i schował pas pod płaszczyk, gdzie było trochę mniej gówna. Znów próbował otrzepać się z brudów i znów jedynie uwalił sobie ręce. Co jak co, ale po tej przygodzie na pewno wyzbędzie się obrzydzenia do kupska. Ruszył w stronę straganu, gdzie Lucynka już wybierała sobie śmieci, które będą targać ze sobą.
- Musimy się w końcu umyć. - Mruknął pod nosem, gdy uderzył go odór Patryśka i Lucyny, targujących się z tym małym pijusem.
Już miał stanąć obok Lucyny i spytać ją kulturalnie, co też da chłopakom do taszczenia, ale w tym momencie ta chwyciła miecz do ręki i obróciła się do podchodzącego Zbyszka. Momentalnie ta łamaga spuściła mu podłużne kowadło na nogę. Bolało jak podczas jego ostatniej wizyty u dentysty (a te bywają bardzo bolesne) i Zbysław wrzasnął jak sto diubłów. Zepchnął miecz ze swojej bosej stopy i zaczął ją masować, jak plecki barona. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie zmiażdżyło mu stopy, ale w tej chwili i tak nie był w stanie tego stwierdzić.
Po chwili masażu, spojrzał na Lucynę tak, jak patrzył na wilki z lasu, ale nic nie powiedział. Sięgnął tylko pod płaszcz, w poszukiwaniu swojego drogocennego paska i wyciągnął go. Złapał go niczym bicz w ręce i nieudolnie nim strzelił, mierząc w Lucynę. Po chwili się jednak opanował... Będzie lepszy moment na zemstę. Nie chowając pasa, wstał na zdrowej nodze i wywarczał wściekły do maga-debila.
- Chodźmy...się...umyć... - Po chwili jeszcze dodał pod nosem. - Potem zdzielę ci dupsko. |