Miał dość. Nie żeby powstały z martwych Ghagha go zniechęcił, czy wystraszył. Jakaś cześć duszy Thoera zaczęła przesiąkać uwięzionym w nim nekromantą i ożywiony Mumamba nie zaskoczył go nadto. A może po prostu starzał się i zaczęła go ogarniać znieczulica znamienna dla starych ludzi. O raz za dużo zrobisz coś nieprawego i zła już nie rozpoznasz choćby Ci na gębie usiadło. Dość jednak rzec, że Ianus jedyne co czuł to zmęczenie. Wyczerpanie rzuconym przez nekromantę czarem. Był jak wół po tygodniu pracy w kieracie. Bez wizji walki o wolność, a jedynie z zamglonym wzrokiem wyczekującym momentu gdy świadomość odmówi posłuszeństwa. Choćby świat wokół gorzał w płomieniach. A przynajmniej tak się Ianusowi wydawało.
Zszedł po schodach włócząc nogami i bezrefleksyjnie przyglądał się jak Ghaghanka obdziera ze skóry Khalila syna szejka Rasula. Futro ustępowało wprawionym dłoniom łowczyni i można by było odnieść wrażenie, że w Vazikh nie wydarzyło się nic dziwnego. Że wilkołak nie zmasakrował imama Fahima i co gorliwszych mieszkańców w akcie jakiejś dziwnej zemsty, a że po prostu odbyło się tu zwyczajne polowanie. A zwierzyna je ostatecznie przegrała.
- Zostaw Cedmon - wychrypiał gdy Gmanagh chciał dobić ciało Mumamby - On już nie wstanie. To Saadi go wskrzesił. Na czas walki.
Po czym uklęknął przy Ingwem by sprawdzić, czy pirat żywym był jeszcze i szmatami obwiązać jego broczące krwią ramię. Usłyszawszy zaś rzężenie z ust pirata, westchnął z ulgą i pokręcił głową.
- Jeszcze nie dziś piracie.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |