Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2018, 21:11   #46
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Nie mam na to czasu - czarnoksiężnik ogłosił otaczającym go oficerom - Powiedziałem wam jak zmniejszyć straty. Teraz ich życie jest waszych rękach. To cenna waluta - wydajcie dokładnie tyle żeby zabezpieczyć cel na czas. I żołnierzy, i cywili - ale musicie zdążyć umocnić się w środku zanim kolejna grupa buntowników spróbuje odbić enginarium z naszych rąk. -
Wskazani cywile, czyli marynarze którzy do tej pory włóczyli się za żołnierzami, a teraz w końcu mieli ruszyć do ataku, byli uzbrojeni jedynie w pistolety, noże i inną broń osobistą czy też taką którą udało im się zaimprowizować. Chronieni prowizorycznymi tarczami i nędznymi resztkami roboczego ubioru ochronnego, byli ślepi w ciemnościach, dymie i mgle.
Ale też przeważający kilkakrotnie nad buntownikami, a w walkach na dystans metra i do tego zza zakrętu przewaga liczebna znaczyła więcej niż wyszkolenie.
A broń?
Wyposażenie, zgodnie z najstarszą doktryną wojenną jaką znał, zdobywało się na wrogu.

Taktyka walki pozostawała niezmienna względem tego, co tak długo tłumaczył oficerom przed natarciem. Nie wychodzić za róg bez tarczy. Nie żałować granatów odłamkowych tam gdzie nie mają wyraźniej informacji że mogą przebić coś ważnego. A czasami i wtedy, to i tak lepsze od zaminowania przez buntowników. Auspexy ustawić na wykrywanie materiałów wybuchowych, tak by żołnierze mogli zabezpieczyć ładunki zanim buntownicy wysadzą enginarium. Zawsze z bezpiecznej odległości wspierać ogniem Brata Aptekarza, czego by nie robił. Jeżeli zadecyduje o zgaszeniu światła, jak wspominał, to przezbroić grupy ze sprzętem do widzenia w ciemności z laserów na pociski i wypuścić na polowanie na sabotażystów. Z góry, z kładek, mimo że wycofali się podczas nieudanej zasadzki ocalały centaur i jego towarzysze znów zapewniali wsparcie ogniowe szachujące wszelakie próby przegrupowania, obojętnie czy zapadnie ciemność czy nie. Będzie chciał nagłośnienie? Załatwcie mu je już teraz.
Taktyka zdobycia i zabezpieczenia komponentu nie ulegała więc zmianie. Spodziewał się walk w korytarzach enginarium od samego początku..
To strategia musiała się adoptować do nowych informacji.

A tych ciągle brakowało. Frustrujący był fakt, że wciąż nie udało się złapać żadnego buntownika żywcem i po raz kolejny musiał zadowolić się mglistą pamięcią ciała pierwszego ustrzelonego w enginarium buntownika, którego resztki wyrzucił w kąt kiedy tylko uzyskał to co chciał. Nie było w niej niczego pożytecznego.

Za to echo które zwracał umysł Kalibana, dawało nadzieję że żyje. Zaginął gdzieś, być może w czeluściach eldarskiej Osnowy, ale żył. I była szansa się z nim później skontaktować.

[- Ionakcht. Zostawiam zabezpieczenie Enginarium w twoich rękach. Żołnierze dostali rozkaz wspierać cię, jeżeli tylko tego zapragniesz. A jeżeli nie, to będą zdobywać halę miejsce w miejsce. Ruszam zabezpieczyć chór. -]
[- Do całej Rady. Potrzebuję przewidywań ruchów buntowników. Na co to wygląda z waszych pozycji? Mab, Shaarel? -

Cztery wozy pancerne na komendę rozjechały się w przeciwnych kierunkach - dwa, wypełnione lekkozbrojnymi pędem miały dostarczyć posiłki do świątyni, a dwa kolejne, wiozące większość ciężkiej broni jaka była dostępna i najciężej opancerzonych żołnierzy (w tym Azarkova i gigantycznego serwitora bojowego), gnały by przygotować umocnienia pod chórem. Sam czarnoksiężnik z obstawą ruszył jeszcze szybszym środkiem transportu - kolejką. W marszu nadawał komunikat za komunikatem, tak by kiedy tylko usiądzie w wózku móc przejść do właściwej części planu.


Kilkudziesięciometrowy, eteryczny płomień buchnął niepokojącym różem, przenikając ściany i pancerze, smażąc wszystkich nieszczęśników którzy nie wiedzieli że powinni uciekać kiedy tylko ktoś wspomniał że czarnoksiężnik zabiera się do pracy. Byli przypadkowymi ofiarami.
Prawdziwą ofiarą był ten ogień, kiedyś wydestylowany z demonów Pana Zmian, a teraz zwracany mu w chwili wielkiej potrzeby.

Ognista kula implodowała, a płomienie zbiegły się w drgającą czerwoną kopułę, pełną znaków i liczb które w pośpiechu wyrył na łuskach pocisków zanim je zdetonował. A teraz miał przed sobą quasi-stabilny, jednokierunkowy portal do królestwa Tzeentcha, jedną jedyną szansę żeby uzyskać wsparcie na czas. Z mieszaniną buty i determinacji rzucił na drugą stronę swoje wezwanie. Żądanie by złamać dla niego zasady gry, tak jak spadkobiercy Magnusa zawsze je łamali; by moc która jest poza jego zasięgiem, została użyta wedle jego woli.

Miał wybór: czyje życie uda mu się wykupić?


Czysta, przymusowa wizja rozlała się po całym okręcie niczym fala uderzeniowa - i naprawdę niewielu oszczędziła. Nawet gdy był zmuszony wyrażać się przez niedoskonały, fizyczny język, kapitan Tysiąca Synów rozkazywał, uwodził i zwodził tuziny śmiertelnych jednocześnie. Obdarzony pożegnalnym darem Oberona i przyciśnięty wyższą potrzebą, wznosił się na wyżyny jakich nigdy wcześniej nie osiągnął. Historia sięgała wprost do umysłu odbiorców - słowa przeplatały się barwnymi, pełnymi symboli obrazami, ulotne zapachy ściągały myśli we właściwe miejsca, a dłonie czuły dotyk broni której wcale nie miały w rękach. Wszystko było tak jak chciał to przedstawić, tak, jak miało dać najlepszy efekt. A do tego fakty dopasowywały się do jego narracji, zmieniając scenerię gdzie faktycznie przebywali poszczególni Radni i zakłamując liczbę wojsk którymi dysponowali, sugerując że sytuacja była beznadziejna, a wszystkie siły były rzucone do ataku na generatorium i enginarium.
W otwartej, uczciwej grze woli przeciwko odległemu truchłu na maleńkim, starym tronie, stojący samotrzeć Radny nie miałby żadnych szans. Nikt na tym szarym, pachnącym wybuchami korytarzu nie miał. Ale Imperatora już nie było, a Imperium rządzili uzurpatorzy ciągnący za sznurki zza Złotego Tronu.

Buntownicy o zapadniętych w głąb czaszek oczach, opętani mocą fałszywej, narzuconej im wiary, walczyli do upadłego, zabierając ze sobą do piekła swoich bliskich i dalszych znajomych. Zdewastowali swoje własne kwatery, przez chwilę utrzymali baraki i zniszczyli generator pola Gellara, jakby chcieli wydać swoich towarzyszy na żęr demonów, rzekomo dla dobra ludzkości. Nawet w tej chwili, okręt trzyma się w całości tylko dzięki tytanicznemu wysiłkowi tych nielicznych obrońców o zdeterminowanych twarzach, widocznych wokół walczących Radnych. Wokół Amona - jego Szarańcza. Ionakchta i wspierających go żołnierze. Mab i je sztab na mostku. Legion.

W kalejdoskopowej serii migawek okręt pokonał kilka sektorów. Zrobili razem już tyle, zaszli tak daleko od Terry, tu, gdzie parszywe światło zniewalającego Astronomiconu powinno być tylko blaskiem we wspomnieniach, a krwawe żniwa Administratum ich nie dotyczyły.

Wizja zapłonęła żywszymi barwami, a jej tchnienie przyniosło zapach ozonu i wewnętrzne ciepło na policzkach, napełniając odbiorców tym samym wrażeniem którym zawsze emanował Beshan - że mają przed sobą naturalnego przywódcę, człowieka który wyprowadzi swoich ludzi z piekła. I jak na takiego dowódcę przystało, czarnoksiężnik, z tuzinem zdeterminowanych żołnierzy za plecami, w końcu przemówił swoim własnym głosem.
- Nazywajcie to daremnym uporem, czy jak chcecie, ale ja nie mogę zdzierżyć opętania moich ludzi, by walczyli na pokładzie Ostatniej Nadziei Ludzkości w imię tego który własną trwożliwością prawie zgubił ludzkość - rozpoczął, ale za chwilę wizja znów zanurkowała w obszar niewypowiedzianych słów, odsłaniając przed słuchaczem wyrywek umysłu czarnoksiężnika.
Tutaj mogli - zmieniali - świat, wyrywali ludzkość z okowów bezmyślnej tradycji, odwiedzali światy rzekomo poza zasięgiem ludzkości, przesuwali granicę tego czym było człowieczeństwo. Razem zwiedzili Siedem Wirów, Kołyskę Węży, Procesję Przeklętych - i wyszli z tego obronną ręką, wbrew imperialnemu tabu zakazującemu im postawić tam stopę. Na pokładzie chętnie witani byli mutanci, psionicy i heretecy.
Eksperymenty, orgie, walki - tak długo jak nie godziło w dobro całej załogi, wszystko co rozwijało jest pochwalane.

- Tutaj jesteście wolni - zwrócił się do wszystkich - Tutaj możecie sami stanowić swój los, na dobre i na złe - na tyle na ile was samych jest stać, na ile macie woli i umiejętności.

Nagle zerwał z głowy hełm, i wbił spojrzenie wprost w ciebie. Błękitne, pełne słusznego gniewu oczy świdrowały duszę na wylot.
- Więc na ile cię stać? - zapytał, ale wcale nie czekał na odpowiedź - Nie odpowiadaj. Nie usłyszę. Nie chcę usłyszeć. Chcę zobaczyć. Zobaczyć tak jak przy wszystkich abordażach które odparliśmy, razem ze swoimi braćmi krwi stajesz ramię w ramię stajesz przeciwko tym opętańcom urojonej wiary, broniąc chóru, by to opętanie nie rozlało się na cały okręt. Doku saperskiego i hangaru bombowców, by nie dostali środków, żeby wysadzić nas w powietrze. Systemu podtrzymywania życia.
Chcę zobaczyć jak opóźniacie pochód wroga na wszelkie możliwe sposoby, a jeżeli to zwiedzie, walczycie do ostatniego naboju o to co trzyma was na tym statku. O to, co jeszcze chcesz osiągnąć.
Do boju, bo kto jak nie ty będzie ostatnią nadzieją tego okrętu?



Czarnoksiężnik rozluźnił się, kończąc telepatyczne nadawanie. Nawet przy ostrożnym dawkowaniu mocy, nadanie tak długiego przesłania - kilkunastokrotnie dłuższego niż zwykle - było jak przebieżka przez cały pokład. Do tego finalnie wyczerpał spadek Oberona i Makamete. Ale było warto.

Wciąż był w wagonie kolejki. Uważnym spojrzeniem przesunął po twarzach towarzyszących mu żołnierzy, czytając z ich twarzy emocje, oceniając efekt jaki udało mu się osiągnąć. Wyświetlacz wewnątrz hełmu informował go, że plan toczy się zgodnie z harmonogramem i będzie pod chórem na kilka minut przed spodziewanym atakiem buntowników. Wozy bojowe powinny dotrzeć równo z atakiem, lub chwilę po.

Niezależnie od tego czy ktoś z Kryształowego Labiryntu odpowie czy nie, musiał porozmawiać z Hegemonem - lub, jeżeli ten stchórzy, z Shareelem by jeden z nich odbił torpedę. Czarnoksiężnik potrzebował czasu, żeby należycie rozegrać swoją ostatnią kartę, i ktoś musiał ten czas kupić, a torpeda była czymś czego nie mógł umieścić w wizji. Innym światełkiem na końcu tunelu kolejki było kilkudziesięciu żołnierzy - i setka cywilów z sektorów najbliższych jego fortecy - którzy zgłosili mu gotowość do walki o chór jeszcze zanim wsiadł do kolejki. Byli już na miejscu, i zgodnie z jego rozkazem zaczynali już fortyfikować teren.

No i miał nadzieję że jego wizja przełamie do końca niemoc załogi, tak jak przedtem jego komunikacja na kanałach voxa.


 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 22-02-2018 o 01:44.
TomBurgle jest offline