Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2018, 21:27   #159
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Linda i Drake - rozmowy niezręczne

Był takim idiotą! Zapomniał, a przecież słyszał że bydle ma kwas zamiast krwi! Pieprzony kwas akumulatorowy wtłoczony w paskudne cielsko i wypełniający je po samą pieprzoną skorupę, czy co tam miało z wierzchu.
- KUURRRWAAAA!!! - nie za bardzo mógł się zastanawiać co robić dalej, ból palonych i rozpuszczanych rąk uniemożliwiał skupienie. Był tylko on i wżerające się w mięso gęste, żrące krople obcej wydzieliny.
- AAAAPIEEERDOLE!!! - wrzask odbijał się echem w głowie kanoniera. Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie, że to on krzyczy, obijając się po korytarzu i w panice próbując odczołgać przez próżnię. Jak najdalej od kwasowego trupa.

To było znajome.
Tak znajome, że Linda odruchowo wpadła w swój standardowy tryb zmrożenia.
Wrzaski bólu, jęki, szamotanina, przekleństwa.
TO było coś z czym potrafiła sobie radzić.
Do czego była szkolona.

- Drake! - zwróciła się do kanoniera chociaż wiedziała, że w szoku i tak nie zwróci na nią uwagi. Zamiast czekać, odbiła się od ściany i sięgnęła ku Leonowi. Stanowczo złapała go za pas karabinu i pociągnęła przysuwając do siebie plecami.
Całkiem jak w wodzie chociaż w tej sytuacji nie mogła założyć mu “haka” na szyję.
- Drake! Skoncentruj się na moim głosie! Wyciągnę Cię, ale musisz się przestać szarpać! Tracimy czas! Drake! - powtarzała imię kanoniera do znudzenia chłodnym głosem. Nie chodziło o to co mówi, chodziło o dźwięk głosu.

Drugi głos - poważny i skupiony. Kobiecy, podniesiony. Znajomy. Coś mówił, powtarzał słowo. Chyba imię… jego imię? Może… nie. Nazwisko. Wołała go, ale nie umiał odpowiedzieć. Nie gdy miał pełną świadomość jak toksyczna breja drąży korytarze w jego dłoniach, coraz głębiej i głębiej.
- M...m-morfina - chrzęst w komunikatorze przypominający głos zdartej płyty, syczący przez zaciśnięte do granic wytrzymałości mięśnie szczęk. Oddychał ciężko, chrapliwie i coraz szybciej, jakby miał zamiar sam wpędzić się w hiperwentylację, ale powoli przestawał wrzeszczeć bez sensu.

Linda zacisnęła dłoń pewniej na pasach i wyciągnęła ramię by podciągnąć siebie i holowanego Leona ku najbliższej śluzie. Na chłodno rozmyślała o kolejnych krokach.
- Zabieram Cię do najbliższej śluzy - przekazała znowu spokojnie i miarowo pacjentowi. Drake w chwili obecnej przestał być niedawnym kochankiem. Teraz był “przypadkiem”, kolejnym rannym na długiej, zbyt długiej liście Norton - Nie mam jak podać Ci tutaj leków. Nie w próżni. Muszę zdjąć Ci kombinezon, choć częściowo. Nie szarp się. Mam Cię. Zaufaj mi. - i tak dopełniała odruchowo cyklu pierwszej pomocy.
Starała się nie szarpać mężczyzny zbyt mocno, gdy odbijała się nogami od konstrukcji Acherona.

Znał ten głos, ten który ciągle nadawał podczas gdy on próbował się skupić na tym co mówi. Miał skleić się i przestać odstawiać tańce epileptyka na parkiecie. Cywil. Norton. Linda… a skoro tu była…
- Z...z-zab-biłem go? - musiał spytać, rozluźniając szczęki żeby to zrobić. Wizjer hełmu zalewało jasne, ostre światło, albo ból zabrał mu jeden ze zmysłów - Nic ci n-nie zrobił?

- Nie. Jestem cała i Ty też zaraz będziesz.
- Linda ucieszyła się, że pacjent zaczął reagować na jej słowa - Drake, możesz za chwilę poczuć słabość i może Ci zacząć być zimno. To szok. Normalna reakcja organizmu. Nie panikuj. - standardowa regułka lekarska zawsze wzbudzała ironiczną reakcję kobiety - Jestem tutaj. Nie jesteś sam.
Wciąż mówiła i wciąż parła do przodu.
W głosie pomimo chłodnego brzmienia słychać było też wysiłek gdy kobieta ciągnęła kanoniera przez zdewastowane pomieszczenia. Zmieniła temat, by odwrócić uwagę pacjenta:
- Zawsze pchasz się wszędzie z łapami czy to tylko dzisiaj? - żart zabrzmiał sztywno nawet w jej uszach. Rozglądała się za nich oboje, spiesząc się jak tylko mogła.

- Nie panik...kuję. N-niezręcznie mi - mężczyzna parsknął i zaraz syknął przez zęby, zaciskając je znowu na dłuższy moment. - M-myślałem że to t-ty. Po c...ciemku kiepsko… widać.

Linda uśmiechnęła się lekko.
Zdała sobie sprawę, że Drake nie ma szans tego dostrzec:
- No to już zapamiętasz, że ja nie mam ogona. Następnym razem szukaj czegoś bardziej miękkiego.

Pociągnęła Leona jeszcze kawałek krzywiąc się na swoje umiejętności komiczne.
Nie ważne.
Działało.
Leon reagował.

- Teraz się wyluzuj, ja odwalę resztę. - Linda pozwoliła sobie spojrzeć nieco w bok na ciągnięte przez próżnię ciało - Faceci lubią to, nie? - wypowiedź kontrastowała z chłodnym tonem. Gdzie ta cholerna śluza?! Nie mogli być tak daleko.

- A b… browar? I borub-bon - zapytał jakby to było coś ważnego, co dobrze mu się kojarzyło. Zaśmiał się krótko, pokonując zawroty głowy i chęć żeby odgryźć te pieprzone łapy by już tak nie bolały - O-o… ogon mam niżej - wysapał na koniec.

Nie mogło być z nim źle jeśli koncentrował się na swoim ogonie.
Linda pokręciła głową w hełmie.

- No masz. Śliczny masz. - pochwaliła odruchowo - Bourbon też dostaniesz. Widzę śluzę. Wytrzymaj jeszcze trochę.

Nie widziała. Ale Leon nie musiał tego wiedzieć.
Linda spodziewała się, że i tak zacznie odpływać z bólu jeszcze chwila -dwie.

Nie przestawała nadawać, by zapewnić Drake’owi poczucie odrobiny bezpieczeństwa.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline