Rozejrzał się po członkach drużyny. Każdy miał przy sobie jakąś broń miotającą pociski i aż głupio mu się zrobiło, że nie sprawił sobie kuszy. Już był bliski tego, żeby podnieść z ziemi kamień i nim rzucić, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Zamiast tego ściągnął z pleców tarczę, a prawicą chwycił mocno topór i przeszedł na czoło ich wyprawy.
- Będę na przedzie, gdyby wasze strzały bogowie w diabli posłali - mruknął cicho.
Kucnął, żeby nikomu nie zasłaniać widoku i przygotował się, by w razie potrzeby przyjąć na siebie pierwszy impet kontrataku orków.