Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2018, 10:45   #4
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Smokowiec nawet nie mógł *pomyśleć* sobie czegoś dosadnego o krasnoludach i *powiedzieć* czegoś innego - nie korzystał często z telepatycznego porozumiewania się i sam akt tak dziwacznego połączenia umysłów na odległość napawał go odrazą i nieufnością. Pierścień nosił z innych powodów - funkcja blokowania telepatii była tylko miłym dodatkiem - ale cenił sobie to udogodnienie. Owszem, kontakt w ten sposób był nie do przecenienia w ich obecnej sytuacji, ale Eol nigdy sam nie był pewien ile ta “druga strona” jest w stanie wyciągnąć z jego umysłu pod płaszczykiem, zdawałoby się niewinnej, pogawędki. Dlatego swoją odpowiedź skoncentrował do maksymalnie lakonicznego komunikatu:

- Miasto zdobyte. Oczyszczamy niedobitki. Dużo niebezpieczeństw po drodze, ale można przywrócić handel - odprężył się na chwilę, mając nadzieję, że trafi w interesowną żyłkę krasnoludów, ale zaraz zreflektował się i skupił na powrót, dodając w myślach: - Nie potrzeba pomocy. Dam znać kiedy wszystko będzie całkiem w porządku - westchnął ledwo słyszalnie; myślowa komunikacja i kontrolowanie własnych słów sprawiało mu niemały wysiłek. Palce Eola zabłądziły znów nad pierścień, gotowe przekręcić go i uciąć nieprzyjemny kontakt, ale powstrzymał się jeszcze na chwilę, czekając jeszcze na ewentualną odpowiedź Naina.

- Czy królewicz żyje? - dopytywał się Nain. - Czy ponieśliscie straty? Czy fechtmistrzowie są cali i zdrowi?

- Kilku zginęło w chwale. Część odesłaliśmy z powrotem - czy dotarli? - smokowiec zmarszczył brew, zastanawiając się, co krasnoludowie kombinują, skoro tak nagle zaczęli interesować się losami wyprawy - Książę odnaleziony, żyje. Miasto wymaga odbudowy, ale radzimy sobie. Kiedy przywróćmy porządek, wyślemy gońców. - powtórzył jeszcze raz. Ostatnie, czego teraz potrzebowali to maszerującej w ich kierunku armii krasnoludów, która zapewne chciałaby zgarnąć Glimmerfell dla siebie, skoro pierwsze “szlaki” zostały już przetarte.

Zapanowała pełna napięcia chwila. Staliście naprzeciw siebie w milczeniu, czekając na kolejną wiadomość od Naina. Dalald i jego bracia strzygli uszami, aby nie uronić ani jednego słowa Eola. Cisza zaległa jednak na dobre, przerywana łopotem nietoperzych skrzydeł.


Torując sobie powrotną drogę przez wilgotne gruzowisko jednego z nieczynnych kanałów Glimmerfell, Shillen i wszyscy podążający za nią z każdym krokiem musieli pokonywać śliski muł i nierówne, nieraz ostre kamienie. Elfka nie spodziewała się jednak, że napotka taki opór, który sprawiłby, że posunięcie się bodaj o cal dalej wymagało przezwyciężenia odmawiających posłuszeństwa mięśni i wytężenia woli. Rahnulf zatrzymał się warcząc złowrogo i szczerząc kły, a Dalald spojrzał zdziwiony, kiedy stałaś chwiejnie na jednej nodze, z prawą zawieszoną w powietrzu, z którym rozpoczęłaś nienaturalne zmaganie. Dopiero kiedy świat przed tobą zafalował jak pobudzona lekkim wiatrem woda, uświadomiłaś sobie, że z otwartymi oczyma wlazłaś do pułapki. Poczułaś delikatne mrowienie przenikające przez cholewę buta “uwięzionej” nogi. Niezawodny instynkt podpowiedział ci, że mrowienie to dopiero początek. Początek powolnego i bolesnego procesu trawienia kończyny przez przezroczystą, drgającą, galaretowatą masę. W panice sprężyłaś się do skoku, gotując miecz na wypadek, gdyby ucieczka była niemożliwa i miała kosztować cię utratę nogi.



Shillen kontra galaretowaty sześcian

Drowka próbując wyciągnąć nogę z galaretowatego cielska, poczuła, że owo cielsko puszcza. Zdziwiona ucieczką potwora, elfka najpierw sprawdziła stan swojej nogi, a gdy uznała że ta nie zdążyła zbytnio ucierpieć, cofnęła się do swych towarzyszy, którzy chyba nawet nie zauważyli, że elfka dopiero co “otarła się o śmierć”, a na pewno o możliwość zostania kaleką.

- Przed chwilą wdepnęłam w galaretowaty sześcian - powiedziała zszokowana - który chwilę potem zaczął uciekać, choć mógł mnie pochłonąć bez problemu… ale dlaczego uciekł? Raczej nie przed nami, no bo… - zdezorientowana zaczęła szybko i niezrozumiale bełkotać pod nosem, próbując wyjaśnić innym i samej sobie co się przed chwilą wydarzyło.

- Ostrożnie. Uważajcie, aby nie biec za szybko - Katon przysiadł na moment na kamieniu, następnie inwokował swoje trzecie oko. Zaśmierdziało siarką, a powietrze trzeszczało, kiedy czarodziej przerwał cienką osnowę rzeczywistości, sięgając po międzywymiarowe energie, z których kształtował swoje magiczne zmysły. Zamierzał wypuścić je śladem galarety, mając nadzieję na zwiad tej części jaskiń, którą podążyła galareta. - Rashadzie, jeśli będzie tam za ciemno dla mojego oka, przygotuj jakiś kamień ze światłem i rzuć do przodu na mój znak.

Katon jednak wstrzymał się z dawaniem znaku kompanowi. Obserwowawszy zauważył, iż uciekająca galareta zatrzymała się niedaleko od Shillen. Wtedy siły śluzem sterujące przesunęły wewnątrz sześcianu dwie jeszcze nie strawione gałki oczne, które zręcznie wyminęły utkwiony w mazi obuch, kilka klejnotów i rozkładające się, na swój sposób dziwnie bezkostne ciało człowieka tudzież drowa, aby zwrócić się w stronę mrocznej elfki, przygotowanej na wszystko. I choć brzmiało to absurdalnie, pływające w galarecie oczy, zwieńczone długą wiązanką mięśni i nerwów... Uśmiechnęły się do niej przepraszająco.



Glabbagool, jedyny świadomy swego istnienia galaretowaty sześcian

- Najmocniej przepraszam, ale najzwyczajniej w świecie się zamyśliłem i stanąłem niechcący na pani drodze, czekając na przyjaciela - odezwał się głos w głowie Shillen, kulturalny i nieświadomy niebezpieczeństwa, jakie dla podobnych jemu stworzeń niosła banda doświadczonych awanturników - grotołazów.

- Nazywam się Glabbagool, liczę sobie niespełna trzy tygodnie, jestem ciekawy świata i pragnę zostać czarodziejem. A pani? - zapytał się. - Zanim zagłębimy się w ożywioną i interesującą rozmowę, prosiłbym o przekonanie pani towarzyszy do dobrych intencji mojej skromnej osoby.

Tymczasem Noriflist mruknął niezrozumiale do siebie, lecz echo odbite od kamiennych ścian spotęgowało jego głos tak, że zabrzmiał jak ochrypły szept dosłyszalny dla całej kompanii.

- Jubiler... - tak brzmiało chyba dosłyszane słowo. Co miał na myśli Noriflist, jeszcze nie wiedzieliście, ale woleliście się domyślić. I to prędko. Może klejnoty wewnątrz galarety przykuły jego uwagę?

“Juibleks!”, przyszło w końcu do głowy Anlafowi i Katonowi. Wstrętne ślęczenie nad omszałymi woluminami spisanymi w zapomnianych językach czy mamrotanie w kółko opowieści podawanych z ust do ust przez stulecia miało jednak swoje zalety, czego nie potrafili dostrzec ci, których mało interesowały nie przynoszące korzyści rozważania nad dziwnymi problemami starożytnych. Czy Beztwarzowy Pan wypełzał z czarnego szlamu Glimmerfell? Czy to on był tym piekielnym demonem, który dręczył Błyszczące Miasto śluzowatą plagą?

Drowka ze zdziwieniem wpatrywała się w łypiące z wnętrza galarety oczy. Z jednej strony nie chciała ufać temu stworzeniu, a z drugiej przypomniała sobie rozmowę, którą niedawno odbyła z Katonem. “Może czarodziej faktycznie miał rację? Może to jacy jesteśmy zależy tylko od nas, a nie tego za kogo nas mają? A ten tu kulturalny glucik postanowił być dobry.” - pomyślała, po czym spojrzała na szkielet znajdujący się w galarecie, którego widok sprawił, że zwątpiła w to co przed chwilą myślała.

- Nazywam się Shillen i liczę sobie trochę więcej niż trzy tygodnie… - odpowiedziała na pytanie stworzenia - mogę przyjąć twoje przeprosiny, aleee… - zmierzyła całe galaretowate ciało wzrokiem - raczej nie podam ci ręki na zgodę, chyba rozumiesz…

Po chwili odwróciła się tyłem do Glabbagoola i zwróciła się do towarzyszy - On, powiedział, że nie ma złych zamiarów… że czekał na przyjaciela. - powiedziała do reszty z ciągłym zdziwieniem w głosie.

Zadowolony rozwiązaniem kłopotliwej sytuacji Glabbagool powtórnie przedstawił się równie grzecznie każdemu z was z osobna.

- Śluzy, gluty i galarety to też woda, tyle że gęstsza. A ja nienawidzę wody - fuknął Warbel.

- To... coś... - zaczął drżącym głosem Dalald - pewnie czyta w naszych myślach! Będzie pociągać za sznurki, na których będziemy tańczyć jak marionetki! - syknął.

- Przyjaciela? - mruknął Rashad z niedowierzaniem, ostrożnie robiąc krok do przodu. - Uważaj Shillen, to może być jakaś pułapka tych śluzów… Jestem Rashad, służysz temu którego zwą Puddingowym Królem, prawda?! - Zawołał w stronę galarety.

Katon niemalże dokończył zaklęcie, ale zaniemówił, słysząc konwersację Shillen z czymś, co wedle jego wiedzy było, a raczej powinno być bezmózgie, i bezosobowe. Tymczasem to coś, co nazwało się Glabbagoolem było... inteligentne i choć nie sposób było póki co odczytać emocji, co kazało czarodziejowi jeszcze uważniej przyjrzeć się galarecie, to nie można było odmówić stworzeniu pewnej wyjątkowości. Elf szukał więc śladów zaklęć iluzyjnych, wiedząc, że gnomy uwielbiały wszelkiego rodzaju dowcipy, choć miał wielką nadzieję, że nie jest to ich kolejny, głupkowaty kawał. Sfirvnebli nie były inne niż ich powierzchniowi krewni i stroili sobie żarty nawet w obliczu wroga - dlaczego miałaby być? Gdyby miał złe zamiary, już pochłonąłby Shillen, która w niego wdepnęła - czarodziej uśmiechnął się - byłoby to spotkanie krewnych przy puddingu - zachichotał czarodziej.

Shillen nie umknął głupkowaty żart Katona, rzuciła wzrokiem raz jeszcze na znajdującą się w ciele stwora postać która kiedyś rzeczywiście mogła być przedstawicielem jej rasy, po czym obdarzyła elfa cierpkim spojrzeniem. - Jak na takiego mędrca, to bardzo płytki masz humor Katonie. - syknęła, po czym znów spojrzała na ich galaretowatego rozmówcę, czekając na to co odpowie Rashadowi.

- Mój przyjaciel Bombdin, na którego czekam, mówił mi o kimś takim - przyznał Glabbagool. Pół-telepatyczna rozmowa zajmowała chwilę, ponieważ galaretowaty sześcian musiał powtórzyć swoje słowa każdemu z was. - Podobno Glimmerfell stało się pełne niebezpieczeństw, ale wy jesteście ponoć bohaterami z odległych krain, którzy walczą z ciemnymi mocami. Choć przyznam - zaczął po krótkiej pauzie - że zdarza mi się słyszeć głos, który mnie namawia, abym do niego dołączył. Ale jestem przecież wolny i sam mogę o sobie decydować, prawda? Więc chcę zostać czarodziejem i zwiedzić świat.

- A w waszych myślach nie potrafię czytać. Mogę to udowodnić prostym eksperymentem.

- To w jaki sposób ja słyszę twoje słowa w moich myślach? - wtrąciła się z zainteresowaniem drowka, której emocje zaczęły powoli opadać.

- Proszę pani, kontaktować się z panią owszem mogę, ale pani myśli pozostaną dla mnie nieodgadnione.

- Katonie - chichotał Oscar, szturchając ramieniem elfa - czy ty przypadkiem nie szukałeś czeladnika?

- CZY WYŚCIE WSZYSCY POTRACILI ROZUMY?! - Eol wreszcie przepchnął się naprzód, stukając zbroją i prychają z szeroko rozdętych nozdrzy. W łapach trzymał kuszę, której grot mierzył dokładnie między “oczy” galarety - ODSUŃCIE SIĘ OD TEGO, NATYCHMIAST! - warknął, dając znać dłonią, by gnomi żołnierze też podążyli jego śladem. - Nie pamiętacie kraba, któremu też bezmyślnie okazaliście łaskę, a który zawiódł nas w pułapkę Jitki?! - fuknął - Zapomnieliście? Mamy oczyścić miasto ze śluzów. Rozgniatając to wynaturzenie na papkę, tak jak tu stoimy, zrobimy dobry pierwszy krok w tym kierunku!

Oscar przewrócił oczami i zrównał się z Eolem. Położył rękę na jego kuszy, delikatnie próbując skierować ją w dół.

- Daj się chwilę nacieszyć, to coś jest przekomiczne - Oscar nie potrafił przestać się śmiać, patrząc na gadający śluz z wpatrującymi się w nich gałkami. Wyglądało na to, że towarzystwo gnomów nie służy Skandykowi - Zobaczmy co jeszcze nam powie. Przy okazji, dlaczego tkwi w tobie ten nieszczęśnik? - zwrócił się do Glabbagoola.

- Zapomniałeś dodać, że owy glutek cechuje się zdecydowanie większą kulturą osobistą niż nasza głośna, gadzia paszcza, Skandi - dorzuciła Shillen, po czym zwróciła wzrok w kierunku Glabbagoola, czekając na to co ten odpowie na zadane przez wojownika pytanie.

- Nie wiem. Tkwił we mnie, zanim się... "obudziłem". Bez obrazy, moja droga pani, ale smakuje naprawdę specyficznie - zwrócił się do Shillen.

Eol przez chwilę nie reagował; podniósł głowę w górę, węsząc zajadle w powietrzu; spodziewał się pułapki i zamierzał sprawdzić, czy jego podejrzenia były słuszne.

- Nadnaturalne zmysły drakona nie wyczuły nic podejrzanego, jednak zwykła pamięć Eolowi przypomniała o jednym ze swoich neofitów jego kultu, Bombdinie, który za czasów króla Ardina należał do straży kanałowej. Taki miejski gawędziarz i chciwusek. Nic dziwnego, że Glabbagool na niego trafił. Svirfneblin musiał znać te okolice lepiej niż niejeden gnom.

Rashad pokręcił głową, nie spuszczając oczu z dziwacznego stworzenia, rozdarty pomiędzy podejrzliwością a ciekawością. Słowa o krabie wypowiedziane przez Eola przywołały mroczne wspomnienia. Zajął pozycję dogodną do zaatakowania stwora z flanki, nie potrzebował dobywać rapiera, mógł przecież w każdej chwili przywołać go swoją mocą.

- Proszę nie naruszać mojej przestrzeni osobistej - zwrócił się do was po kolei Glabbagool, który zaczął się wycofywać. - Musiałem was pomylić z prawdziwymi bohaterami. Do widzenia - oczy Glabbagoola zniknęły w głębii galarety, za rozkładającego się trupa.

- Eol ma rację, musimy się strzec! On chyba zjadł jakiegoś drowiego czarodzieja…ale może mieć użyteczne informacje. - Glabbagoolu, jeżeli chcesz się z nami zaprzyjaznić, powiedz nam kim jest ów przyjaciel Bombdin na którego czekasz? Czy on tu przyjdzie sam?

Pytanie Rashada i każde kolejne miało pozostać bez odpowiedzi. Galaretowaty sześcian sunął powoli w swoją stronę, czyszcząc korytarz z wszelkich śmieci.

- Grzmiąca Pięść nie jest pod twoimi rozkazami kapitanie Eol. Jeszcze raz podniesiesz głos na moich towarzyszy i nasze drogi się rozejdą - czarodziej stanowczym głosem upomniał smokowca, wściekły, że potencjalny informator właśnie się oddala. Za niewielką cenę można było mieć, być może unikalnego w swoim rodzaju sprzymierzeńca, gdyby nie bojowe zapędy co poniektórych.

- Otoczcie go! - Zawołał Rashad do gnomów i Eola, zastępując drogę śluzowi. - Nie tak szybko, mości czarodzieju. Jak chcesz nacieszyć się życiem dłużej niż trzy tygodnie, odpowiesz na nasze pytania. - Wyciągnął groźnie swój rapier w stronę galarety.

- Sam sobie go otaczaj - Oscar, któremu cała ta sytuacja wydawała się śmiechu warta, skrzyżował ręce na piersi, uśmiechając pod nosem. - Boisz się go? Niech idzie, jeśli chce.

- Ciekawe co by Amira powiedziała na to, że chcesz atakować jedną z niewielu istot, które zachowują się tu wobec nas przyjaźnie. Nie byłaby pewnie dumna z zachowania kuzyna, który mierzy mieczem w stronę wszystkiego co się rusza, nawet jeśli nie wykazuje agresji i w momencie kiedy każdy sojusznik jest na wagę złota… - rzuciła w stronę Rashada, a potem spojrzała na Eola. - A ty spuść trochę z tonu przerośnięty gekonie, bo do każdej nowo napotkanej istoty rzucasz się jak wściekły pies. To samo było przy spotkaniu z Thorlakiem i jego kompanami - syknęła na smokowca, po czym spojrzała w kierunku oddalającego się Glabbagola. Podbiegła za nim parę kroków, jednak zachowała bezpieczny odstęp w razie jakby ten wystraszony miał ją zaatakować.

- Stój! Przepraszam cię za naszych towarzyszy. Najwyraźniej zbyt długie przebywanie w Podmroku nie działa zbyt dobrze na ich powierzchniowe mózgi - powiedziała Shillen. - Ja, Oscar, Anlaf i Katon nie mamy co do ciebie złych zamiarów, a na tę dwójkę po prostu nie zwracaj uwagi. Trochę ochłoną i się uspokoją. Swoją drogą Katon jest czarodziejem, może zechce przyjąć cię jako ucznia? - spojrzała w stronę elfa. - Co o tym myślisz Katonie?

- Akurat poszukuję... adepta do pomocy. Glabbagoolu? - czarodziej miał jeszcze cień nadziei, że przedziwny stwór zawróci i zechce porozmawiać.

- I to jakim! - zakrzyknął z uśmiechem Anlaf dopowiadając po Shillen - nastrój Skandyka udzielił się druidowi, a wizja elfa uczącego galaretowaty sześcian rzucania kuli ognia tym bardziej go rozbawiła. - Shillen ma rację panowie! - zwrócił się do Rashada i Eola - Więcej wiary w ocenę kogoś kto spędził w tym miejscu całe dekady.

Rashad rzucił Shillen pełne irytacji spojrzenie gdy ta powołała się na Amirę, po czym westchnął, opuszczając broń i odsuwając się od galarety.

- Wybacz, wzięliśmy cię za szpiega Puddingowego Króla, najwyraźniej niesłusznie. Nie będę polemizował z wiedzą elfich mędrców, którzy najwyraźniej lepiej znają twoją naturę... - dodał, spoglądając w stronę Katona ze szczyptą ironii.

Drowka widząc spojrzenie Rashada i to, że powołanie się na imię jego tragicznie poległej kuzynki przyniosło oczekiwane przez nią skutki, odpowiedziała szlachcicowi triumfalnym uśmiechem, po czym skłoniła głowę w kierunku Anlafa w podziękowaniu za przyznanie jej racji. Zwróciła wzrok z powrotem w stronę galaretowatego stworzenia, czekając jak zareaguje na wymuszone przez resztę, ale jednak przeprosiny Rashada.

Roztrzęsiona galareta przesunęła oczami z krawędzi jednego boku sześcianu na drugi, lustrując was uważnie. Gałki oczne pływały chaotycznie, rzadko zachowując poziomą linię. Pomimo strachu Glabbagool zmusił się do zachowania manier.

- Przeprosiny... przyjęte. I naprawdę dziękuję za propozycję, ale chciałbym wiedzieć, co o tym wszystkim sądzi Bombdin, zanim podejmę decyzję. Zresztą i tak muszę na niego zaczekać, skoro już się umówiliśmy. Mój przyjaciel opowiada mi dużo ciekawych historii, za które od czasu do czasu daję mu jakiś bibelot. Lubię dawać prezenty - w środku Glabbagoola pobłyskiwało kilka klejnotów, które nie mogły nie zwrócić waszej uwagi. Stwór zauważył, że się im przyglądacie. - Nie, te akurat nie są dla niego. Trafiłem na nie przypadkiem. Powiadają, że znalezione nie kradzione, ale wolałbym je oddać prawowitemu właścicielowi.

- Zaczekacie ze mną? Chyba że się spieszycie. Ciemno tutaj i zimno, ale to raczej nie potrwa długo. Bombdin jest punktualny.

- Skoro i tak już tyle czasu rozmawiamy, to kwestia paru minut chyba nie zrobi nam sporej różnicy… - elfka spojrzała po twarzach reszty drużyny.

Rashad mrugnął, przyglądając się dziwacznemu stworzeniu z fascynacją, wydawało się ono niewinne, wręcz...dziecinne. Nie pasowało mu do tego mrocznego miejsca.

- Myślę, że chwilę moźemy na Bombdina poczekać, musi być niezwykle odważnym gnomem skoro wędruje tu samotnie, w Glimmerfell jest wciąż wiele niebezpiecznych stworzeń, na przykład śluzy dużo mniej miłe niż ty... widziałeś tu może ostatnio coś co mogłoby zrobić krzywdę twojemu przyjacielowi?

Zanim Glabbagool zdążył odpowiedzieć na pytanie Rashada, głos zabrał... Rahnulf. Stanął przed Shillen jeżąc sierść i warcząc. Wyczuł coś, ale tylko wilk wiedział, co. W końcu zwierzę buchnęło dziko i zajadle, kiedy za skałą przed wami odezwały się głosy w nieznanym języku. Na nauce tej mowy moglibyście szczęki połamać. Wątpiliście, czy nawet krasnoludowie byliby zdolni posługiwać się tak gardłowymi i trzeszczącymi wyrazami. Katon i Rashad, których zdolności językowe byłyby w stanie zdumieć wielu uczonych mędrców, gdyż doświadczyli wielu przygód, w których znajomość obcego języka stanowiła różnicę między życiem a śmiercią, zrozumieli, że mają do czynienia z pozaziemską mową ukształtowaną przez dao. Posługiwali się nią mieszkańcy Planu Żywiołu Ziemi, a krasnoludowie oparli o jej znaki alfabet, w wielu szczegółach różniący się od pierwowzoru. Elf zmarszczył brwi i nieświadomie poruszał wargami zmagając się z trudnym zadaniem, lecz wyłowił powtarzające się zwroty, zrozumiał też, z kim mieliście do czynienia. Banda kilku xornów chciała odzyskać klejnoty, jakie utkwiły w galaretowatej bryle Glabbagoola.



Żądny klejnotów xorn!


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 10-03-2018 o 15:12.
Lord Cluttermonkey jest offline