Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2018, 20:56   #169
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri ze zmarszczonym czołem odprowadzał wzrokiem dumnego i bynajmniej nieczcigodnego Omara. Żeby gorzała wyparowała z tropiciela tak, jak zrobiło to właśnie dobre samopoczucie, to byłoby świetnie. Przygryzł wargę. Takie stawianie sprawy zdecydowanie mu się nie spodobało.
- A bo to oczywiście wiadomo, że to phandalinczycy - warknął na użytek Zenobi i Mavra. - Mało to okolicznych na święto przybywa? A wieść o tych tu - wskazał plecy maga - też się już na pewno rozniosła. Któreś z was widzi Jorisa w tym tłumie? Musimy pogadać. Najlepiej wszyscy.

Zaczął się rozglądać. Żal mu było nieszczęsnego głupca, który się pokłakomił na te pańskie błyskotki, bo jak go w końcu capną, to na zwykłym sznurze się na pewno nie skończy. Ale grożenie całej wiosce to już była gruba przesada. Shavri chciał namawiać resztę grupy, żeby ruszyli dalej następnego ranka, ale wobec takiej groźby wolał zostać na miejscu i przypilnować, żeby nic się nikomu nie stało.
- Torika! - tropiciel zoczył w końcu kapłankę i ruszył w jej stronę. - Dobrze, że jesteście. Gdzie jest Joris i Trzewiczek? - zauważył przy tym Garaele i ukłonił się jej grzecznie.[/b]
- Trzewiczek w świątyni został, chyba bał się rozdeptania... - Przeborka uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz spoważniała - A Jorisa to z wami nie było? Jak kamień w wodę przepadł... a sama go szukam. Trza mu dać znać, że jutro wyruszamy…
Shavri spojrzał na wojowniczkę bacznie. Wizja spalenia Phandalin, która również planowana był na jutro, najwyraźniej nie zrobiła na niej wrażenia.
Selunitka była blada jak świeżo owapniona ściana. Przez jej smagłą słońcem twarz przebijała trwoga i czający się pod powierzchnią gniew.
Gniew, który skierowany był na szlachcica.
- Stimi nie mógł przyjść… jest bardzo chory… Bogowie... tak nie wolno ludzi traktować. - Nawet jeśli była przeciw takiemu traktowaniu więźnia/jeńca/kogokolwiek… nie mogła zdobyć się na odwagę, by jawnie postawić się możnemu.
Rudowłosy zdążył się już co nieco połapać w tym, co się tu odstawiło. Popatrywał to na jedno, to na drugie, drapiąc się po łepetynie. Jak dla niego to wszystkie te rzeczy tutaj mogły rzeczywiście nie być wiele warte w porównaniu do tego, co stracili przybysze z tak zwanego południa. Odprowadził ich wzrokiem. Mag plus kilku strażników, a grozi spaleniem całej wsi. Marv z trudem powstrzymał swoją odpowiedź na tę ich groźbę. Był coraz lepszy w nie rzucaniu słów, od których trudno było potem uciec. Zamiast tego zwrócił się do burmistrza.
- A wzięliście pod uwagę, że tym tu mógł to podrzucić i prawdziwym celem było okradzenie tych magów?
- To jakaś różnica?
- ponuro odparł Wester. - Ci, nie ci, precjoza znaleźć się muszą. A z tymi tu wywiesimy przy okazji tego waszego więźnia, przynajmniej spokój będzie.
- Całkiem niezła myśl
- przyznał Shavri. - Ale dajcie mi chwilę, burmistrzu. Chcę z nim jeszcze porozmawiać. I tam do kata… że tak powiem - przydałby mi się do tej rozmowy Joris. ~ Jak nam wszystkim ~ pomyślał Shavri, na głos dodał jednak tylko: - Nie wieszajcie go, póki się nie naradzimy. To w końcu jego braniec.

Tymczasem barbarzynka, słysząc zawołanie Harbina, porzuciła towarzyszy i przepchnęła się naprzód, do kosza z odzyskanymi dobrami. Szybki rzut oka wystarczył jej jednak, żeby zemleć w ustach szpetne przekleństwo; jej sakiewki wśród odebranych złodziejom łupów nie było, widać zdążyli ją już gdzieś ukryć. Zniechęcona i z grobową miną wróciła jak niepyszna do towarzyszy.
- Przebijko - zaczął Shavri, widząc jej powrót i skwaszoną minę. - Zenobia! Zenobia ma Twoją sakiewkę. Odzyskaliśmy ją! - rzekł, uśmiechnął się do wojowniczki, po czym zachęcająco spojrzał na Zenobię.
-Co? A! Tak, mam oczywiście!- Drżącymi rękoma sięgnęła między piersi. Wpadł bardzo głęboko, może dołem? Za daleko. Jednak górą. Już miała prosić Shavriego o pomoc, kiedy złośliwy mieszek ujrzał światło dzienne i szczęśliwe oblicze Przeborki.
-Wybaczcie przyszło mi do głowy coś strasznego. Nie wiecie czasem, gdzie podziewa się Trzewiczek?

~Chyba nie byłby taki głupi, żeby… No ale tam był… Myślał, że nie zauważą? Gdzie on jest?~ Cała chmara złych myśli jak tornado wirowała Zenobi w głowie. Trzeba go będzie jakoś ratować.
- Trzewik został w domu, o tamtym. Co takiego strasznego przyszło ci na myśl...? - barbarzynka wskazała za siebie, z całej sytuacji rozumiejąc coraz mniej i mniej, w miarę jak towarzystwo mówiło coraz więcej. Widok sakiewki jednak podziałał na jej nastrój cudownie, choć nadal nie rozumiała, jak znalazła się ona między piersiami Zenobii... i dlaczego na dodatek to Sharvi o tym poinformował. Czyżby tak dwójka miała coś razem do ukrycia? I czemu matrona wspominała ni z tego, ni z owego Trzewiczka?
- Zenobio… Stimi prosił bym cie odszukała, jest… potrzebujący, proszę jak idź do domu Garaele… tam za kapliczką Tymory - dodała cicho Torikha.
Tak czy inaczej, odzyskanie ciężko zarobionych krwią i potem pieniędzy wprawiło ją od razu w dobry humor. Nie namyślając się wiele, sięgnęła do swojej sakiewki z resztką majątku, którą dotychczas nosiła na szyi, wyciągnęła z niej dwa obłe półszlachetne kamienie i z szerokim uśmiechem wręczyła po jednym Zenobi i Sharviemu. “Znaleźne!” - obwieściła, kręceniem głowy dając do zrozumienia, że nie przyjmuje żadnych zwrotów.

Shavri pokraśniał w zasadzie dlatego, że Przeborka się rozchmurzyła, nie wzbraniał się przed znaleźnym z szacunku do wojowniczki. Zasłużyć na podarek od niej - tak, to było coś. Zacisnął miętowy kamyczek w pięści i starym zwyczajem chuchnął w niego na szczęście. Na później zostawił sobie namysł, czy zachować go sobie na pamiątkę, czy jednak spieniężyć.
- Oj, przypomnijcie mi, żebym przed wyjazdem z Phan sprawił Wampirowi u rzeźnika jakąś cudnie dużą kość szpikową. Przebijko, opowiem ci z przyjemnością, jak udało się nam odzyskać Twoją sakiewkę i co z tym wspólnego ma ten tłum. Chwilowo jednak chętnie sam bym komuś znaleźne wypłacił za znalezienie Jorisa. A że go nigdzie nie widać, to chyba przeniesiemy się w bardziej ustronne okolice obozowiska Leny. Trzeba pogadać. Co o tym myślisz, Marvie?
- Ostatnim razem widziałam go jak zmierzał do burmistrza… - wyjaśniła kapłanka, na temat swojego kochanka. - Nie wiem, czemu go tu nie ma… - Zmartwiła się jeszcze bardziej, niźli się dało w jej obecnym stanie.
 
Drahini jest offline