Starali się dotrzeć do domu zmarłego maga nie zwracając uwagi. Było to trudne bo grupa charakterystycznych osób łażących po mieście zwracała uwagę.
Jednak dotarli do domu bez problemów. Wolfgang padł w łóżku, które od jakiegoś czasu zajmował. Nie miał siły a kaszel już przyprawiał o ból. Nawet nie udało mu się rozebrać.
Otto obudził się jeszcze o świtaniu. Szarówka za oknem i ledwo pojawiające się słońce uspokoiło maga.
~ Jednak doczekałem następnego dnia.~ Pomyślał i wstał.
W głównej izbie jeszcze nikogo nie było. Tylko Dziadyga siedział w koncie ogrzewając się przy kominku.
- Dzień dobry.- Zwrócił się do przebudzającego starca.
- Rozeznałeś się Starcze w sytuacji na mieście?- Zapytał i zaczął kaszleć. Opadł Otto na krzesło i po chwili się uspokoił.
Po jakimś czasie gdy już wszyscy się zebrali Otto ponownie zwrócił się do Dziadygi.
- Jesteś nam wstanie pomóc? Czuję, że do następnego dnia nie dotrwam.- Zapytał i usłyszeli pukanie do drzwi.
Otto nawet nie wstał, nie miał siły na to. Gdy okazało się, że to koszyk z żywnością i liścik zdziwił się i popatrzył na Ericha.
Ponowne pukanie do drzwi i głosy strażników zaniepokoiły maga.
- Czyżby już odkryli?- Zdziwił się i złapał za kostur. Jednak sprawa miała inny charakter. Chodziło o Sviena.
- Co żeś nabroił?- Zapytał podejrzliwie. Jednak kiwnął głową Dahrowi, że zrozumiał i poczeka.