Chęć znalezienia Gąsienicy, a jego faktycznie znalezienie, okazało się dwiema zupełnie różnymi rzeczami. Co było trochę zaskakujące, bowiem mężczyzna zdecydowanie rzucał się w oczy. Nie było go jednak w pokojach, do których panna Liddell zaglądała, ani w korytarzach przez które przechodziła. Kapelusznika ani Klary też nigdzie nie było, żeby móc ich zapytać gdzie gościł ich anielski przyjaciel. W końcu Alicja postanowiła sprawdzić w tym samym miejscu, w którym zastała go za pierwszym razem - na dachu. Wąziutka drabinka nie sprawiała jej teraz żadnej trudności, kiedy już wszystkie jej rany się zagoiły.
Gąsienica leżał sobie wygodnie, otulony własnymi skrzydłami i spoglądał na leniwie przesuwające się po niebie chmury.
-
Aż dziwne, że nie palisz teraz fajki. - Zagadnęła cicho.
Mężczyzna spojrzał na nieoczekiwanego gościa i uśmiechnął się szeroko.
-
Może po śniadaniu? Od palenia zawsze strasznie głodnieję - wyznał.
Alicja odpowiedziała nieco zakłopotanym uśmiechem i wskazała miejsce obok.
-
Można?
-
Zapraszam, zapraszam - poklepał zachęcająco dachówki.
Dziewczyna podeszła i po chwili namysłu ułożyła się na plecach, by też spojrzeć w niebo. Chmury układały się w najróżniejsze kształty. Niektóre przypominały trochę puszyste owieczki, ale można by dyskutować, że wszystkie chmury je przypominają. Inne wyglądały jak kapelusze, albo ciastka. Niektóre, jedna czy dwie, przypominały kształty, o których damom nie wypadało mówić.
-
Takie patrzenie w górę mnie relaksuje - zagadnął mężczyzna.
Alicję jednak nie relaksowało. Jej własna wyobraźnia męczyła ją, a na dodatek dziewczyna wiedziała, że ma pewne zadanie do wykonania.
-
A czy... byłeś tam na górze? Wiesz, od kiedy masz skrzydła i latasz…
-
Masz na myśli chmury? Nie, nigdy nie latałem tak wysoko. Nie jestem pewien, czy dałbym radę.
-
Może spróbujesz? Wiesz, dowiedziałam się, gdzie są Dyludulowie. Oni są w niebie. - wskazała palcem chmury.
-
Naprawdę? - uniósł się na łokciach. -
Słyszałem o Niebieskim Królestwie, ale kiedy się pełza wśród trawy, to nie myśli się za bardzo o przestworzach - umilkł na chwilę. -
Naprawdę nie wiem, czy dałbym radę tam dolecieć, a co dopiero kogoś niosąc - wyraził wątpliwości i zaraz zaczął gorączkowo zastanawiać się co zrobić, by znów nie zawieść Alicji. Wtem klasnął w dłonie -
ale Gryf pewnie dałby radę!
-
Wiesz, nie chcę znów kogoś sobą obarczać... No i pomyślałam, że może... może ty sam byś chciał spróbować? Przecież to ty mógłbyś ich poprosić o miecz. Oczywiście, jeśli mogę cię fatygować aż tak…
-
Tylko to nie jest mój miecz, Alicjo. A jeśli nie odzyskasz go dzięki własnym siłom, to czy na pewno na niego zasługujesz? - zapytał poważnie.
Po tych słowach zrobiło jej się głupio. Spuściła oczy.
-
Masz rację. To gdzie znajdę tego Gryfa?
-
Lubi przebywać na klifach, przy jeziorze. Wiesz, nie oddala się za bardzo od Fałszywego Żółwia - wyjaśnił. -
To nie tak daleko. No i… - urwał na chwilę, siadając prosto i patrząc na młodą kobietę -
mógłbym ci towarzyszyć, jeśli chcesz. Nie wlecę z tobą do nieba, ale na klif dałbym chyba radę.
To sprawiło, że Alicja się ożywiła.
-
Och, naprawdę mógłbyś? - zapytała z nadzieją.
-
Z przyjemnością - zapewnił ochoczo. -
Chociaż tyle mogę zrobić, by przeprosić cię za to, co zrobiłem na wyspie - zasmucił się od razu na to wspomnienie.
Dziewczyna jednak już myślał o wyprawie.
-
Kiedy możemy lecieć? Myślisz w ogóle, że Gryf się zgodzi?
-
Czemu miałby się nie zgodzić? Mieliście dobre relacje - przypomniał. -
No i on jest silny i duży, dosiądziesz go i już - Gąsienica nieświadomie przypomniał jej poranne igraszki z Kapelusznikiem. -
A ruszać mogę, kiedy tylko chcesz.
Blondynka szybko odwróciła się, by nie zobaczył rumieńców na jej obliczu.
-
To ja... pójdę się pożegnać i może zjemy śniadanie... potem możemy ruszać.
-
Zgoda - klasnął w dłonie, po czym wstał i zgrabnie zeskoczył z dachu.
Alicja już miała za nim krzyknąć, że to nieładnie tak zostawiać damę znów, kiedy przypomniała sobie o piórach, które przyczepił do jej sukni. Po zaczerpnięciu oddechu dla odwagi również zeskoczyła z krawędzi dachu. Za drugim razem łatwiej było jej utrzymać równowagę i doświadczenie było mniej straszne, a bardziej ekscytujące i zabawne. Czy ptaki zawsze się tak czuły, kiedy latały? Opadła z gracją na ziemię i udała się na poszukiwania gospodarza, albo chociaż jego służącej. Gąsienica został na zewnątrz. Sufity w domu były dla niego za niskie.
Klarę odnalazła w kuchni i starała się za bardzo nie wspominać tego, co opowiedziała jej Kocica. Gosposia mieszała drewnianą łyżką w jakimś garnku, z którego unosił się przyjemny zapach.
-
Dzień dobry. - Przywitała się grzecznie Alicja i dodała. -
Pysznie pachnie.
-
Dzień dobry panno Alicjo - dygnęła. -
To potrawka z… - zamyśliła się. -
W każdym razie to potrawka - zdecydowała się nie zdradzać receptury. -
Jest panna głodna?
-
Owszem. I chciałam właśnie powiedzieć, że po śniadaniu z Gąsienicą wyruszamy w drogę, więc gdyby to nie był problem i podałabyś śniadanie na werandzie... wiesz, on się tu nie zmieści, a też powinien coś zjeść. - Wyjaśniła służącej dziewczyna.
-
Oczywiście. Pan Gąsienica faktycznie bardzo nam urósł i mało gdzie może się swobodnie zmieścić - pokiwała głową. -
Niedługo skończę. Ale jeżeli się pannie spieszy, to może przyszykować stół - zaproponowała.
-
Ja... chciałam jeszcze porozmawiać z Kapelusznikiem na osobności. - Powiedziała dziewczyna, czerwieniąc się -
Wiesz, gdzie go znajdę?
-
Teraz? Jest chyba w salonie i czyta codzienną gazetę - odpowiedziała.
Skinieniem głowy blondynka podziękowała za informację i ruszyła w tamtym kierunku. Po drodze zastanawiała się też kto w Krainie Dziwów mógł wydawać gazetę i o czym w niej pisano, skoro tu wszystko było dziwne. Gospodarza faktycznie zastała siedzącego w fotelu z nosem w rozłożonej gazecie, której tytuł brzmiał “Codzienna”. Na pierwszej stronie, trochę krzywymi literami, zapisano najgorętszą wiadomość: Kapelusznik skazany za zabicie Czasu. Alicja westchnęła. No tak, czego się mogła spodziewać? Inna sprawa, że jakby na to nie spojrzeć... była kochanką kryminalisty. To sprawiło, że poczuła w podbrzuszu dziwne napięcie.
-
Dzień dobry po raz kolejny. - zagadnęła. Wywołała tym prędkie składanie periodyku.
-
Dzień dobry. Kąpiel była relaksująca? - spytał i jak kultura nakazuje, wstał witając damę.
Wypadło to nieco sztywno, bo Alicja zupełnie nie wiedziała jak teraz ma się z nim witać.
-
Tak, owszem i... mam nowy trop. Po śniadaniu będę ruszać dalej. Gąsienica zabierze mnie do Gryfa. - Powiedziała prawie na jednym wydechu.
Mężczyzna na chwilę zdjął kapelusz i podrapał się po głowie.
-
A skąd Gryf miałby mieć twój miecz? - nie zrozumiał.
-
Mój miecz jest najpewniej w niebie. Muszę się tam dostać. - Wyjaśniła, patrząc na jego czuprynę. Niepewnie sięgnęła do jego czoła i odgarnęła niesforny kosmyk włosów na bok. Uśmiechnął się w podziękowaniu.
-
To ktoś musiał go bardzo wysoko rzucić, że wylądował w niebie - stwierdził. -
Mam nadzieję, że będziesz się tam dobrze bawić. No i nie spadnij, bo bardzo byś się poobijała.
-
Eeem... tak, tak zrobię. - Odparła i powoli zaczęła się wycofywać. -
To ja pomogę Klarze nakrywać…
-
Och, czyli zaraz będzie śniadanie? - ucieszył się.
Nie zdążył minąć kwadrans, a stolik na werandzie był zastawiony i wszystkie talerze były pełne potrawki. Do tego na półmiskach czekały sadzone jajka i parówki. Wszystko to wyglądało zwodniczo normalnie i angielsko, ale w końcu w Krainie nigdy nie było wiadomo co się stanie po pierwszym gryzie.
-
Cieszę się, że będziesz towarzyszył Alicji, Gąsienico - zagadnął Kapelusznik. -
Będzie bezpieczniejsza.
-
To już prędzej ja będę bezpieczniejszy, podróżując z nią. Obroniła mnie przecież przed osami.
Tymczasem rzeczona obrończyni jakby bardziej pochyliła się nad talerzem i skupiła na jedzeniu, nie przerywając panom konwersacji. Zasadniczo obaj, na zmiany, ją chwalili, co z jednej strony jej pochlebiało, ale z drugiej było strasznie zawstydzające.
Kiedy zatem śniadanie dobiegło końca, Alicja była syta i zaczerwieniona po koniuszki uszu. Pochwaliła jeszcze Klarę i jej kulinarne zdolności (parówki były tak pożywne, że młoda kobieta miała wrażenie iż mogłaby przenosić góry), pożegnała skromnie Kapelusznika i woląc już dłużej nie zwlekać, wyruszyła z Gąsienicą w drogę.
Tak naprawdę, to raczej skrzydlaty mężczyzna wyruszył, a pannę Liddell wziął ze sobą. Lotem jest w końcu bliżej, także wziął ją w ramiona i uniósł się w powietrze wśród łopotu swych ogromnych skrzydeł. Wciąż nie uznawał koszul, może i słusznie twierdząc iż nie miałby ich jak założyć, przez co Alicji nie pozostawało nic innego jak wtulać się w jego nagi tors, kiedy krajobraz u dołu przesuwał się jak w kalejdoskopie. Ta bliskość przypominała jej jak bardzo zbliżyli się do siebie w wulkanie i wywoływała w niej mieszane uczucia, głównie wyrzuty sumienia. Bo przecież pod namową Kotki zbliżyła się też do Kapelusznika. W efekcie milczała, a i Gąsienica nie rozpoczynał rozmowy skupiając się na lataniu. Czy z lataniem jest jak z bieganiem? Bardzo trudno byłoby biec kogoś dźwigając.
Kraina w dole była różnorodna i nieodmiennie dziwna. Strumienie i dęby nie wzbudzały niczyich wątpliwości, ale połacie rozłożystych grzybów były już nietypowe. Wysokie, zębatkowe drzewa jawnie zaś kłóciły się ze zdrowym rozsądkiem, w dodatku tę kłótnię wygrywając. I wszystkie te wspaniałe widoki robiły się coraz większe i większe i… Nie, one tylko był coraz bliżej i bliżej. Zmęczony Gąsienica musiał wylądować, do czego wybrał sobie małą, ocienioną polankę.
-
Przepraszam, że musisz mnie dźwigać. Nie powinnam się tak najadać śniadaniem. - Wyznała Alicja, gdy wylądowali, a Gąsienica ją puścił.
-
Nie przepraszaj - chciał powiedzieć lekko, tak żeby ją uspokoić. Zamiast tego ciężko sapał z wysiłku. -
Nierozsądnie jest wyruszać w podróże głodnym.
Alicja spojrzała mu w oczy i delikatnie ujęła jego dłoń.
-
Dziękuję, że to dla mnie robisz.
Przez chwilę olbrzym wyglądał jak zakłopotane dziecko, ale szybko nabrał rezonu.
-
Proszę bardzo. To moja mała cegiełka w ratowaniu Krainy Dziwów.
-
Myślisz, że Lalkarz zagraża całej krainie? - zapytała nieco zdziwiona dziewczyna, przysiadając na jednym z ogromnych grzybów.
-
Spróbował już przeprowadzić inwazję. Nie wydaje mi się, żeby miała ona pokojowe cele - odparł. -
I nie wiem, czy Czerwona Królowa zdoła go ponownie zatrzymać.
Alicja westchnęła.
-
Doprawdy nie wiem jak ja mam to zrobić... - Powiedziała ponuro, po czym zapytała -
A co o nim wiesz? O nim jako o nim. Co lubi, czego nie lubi, co go motywuje... poza pragnieniem władzy?
-
W wulkanie chyba opowiedziałem ci wszystko, co było do opowiedzenia. Znać mogą go tylko jego żołnierze, ale jak mieliby go zdradzić? - Zastanowił się jeszcze chwilę. -
Jeśli wierzyć temu, co powiadają w okolicy, to Wiedźma może mieć z nim konszachty. Ale czy by cokolwiek wyjawiła?
-
Pewnie nie... zresztą nią może zająć się ktoś inny. Ja muszę skupić się na głównym... zagrożeniu. - Rzekła z jakimś dziwnym uporem Alicja.
-
Możliwe, że tak powinno być - zgodził się. -
Wiedźma była tu przed Lalkarzem i może będzie też po nim.
Na te słowa nie pozostało blondynce nic więcej zrobić, jak po prostu pokiwać głową. Gąsienica zaś zdążył trochę wyrównać oddech i żeby lepiej się zrelaksować wyjął swoją fajkę. Nie wiedzieć skąd wytrzasnął też zapałki i raz dwa podpalił swoje ulubione ziele.
-
Twoja postawa wymaga wielkiej odwagi - pochwalił ją, po czym zaciągnął się głęboko. -
I wszyscy jesteśmy ci wdzięczni, że chcesz nas uratować.
Alicja przyjrzała mu się chwilę.
-
To nie kwestia odwagi, po prostu... wydaje mi się, że to moje zadanie. Gdyby nie ono... nie byłoby mnie w tej krainie. To zresztą dziwne, bo... przez to mam wrażenie, że jest ktoś, kto mnie obserwuje, kto wie, że... nie wyśniłam sobie tego wszystkiego... - dziewczyna odważyła się na głos popuścić wodze fantazji.
-
Gdybyś sobie to wszystko śniła, to przecież mogłabyś też wyśnić, że masz już miecz, albo że pokonujesz Lalkarza - podsunął mężczyzna. -
Boisz się, że to Lalkarz cię obserwuje?
Alicja zastanowiła się nad tym, by po chwili odpowiedzieć.
-
To czy mnie obserwuje mnie nie przeraża. Ja... boję się, że on zna moje słabości. A ja nie dam rady się ich pozbyć nim go odnajdę.
-
Wszyscy mają swoje słabości - odrzekł na to anioł. -
Ważne, żebyśmy pielęgnowali to, co w nas silne i poszerzali swoje horyzonty - pyknął z fajeczki. -
Nawet, jeżeli Lalkarz zna twoje słabości, to zaskocz go nową wiedzą.
Alicja westchnęła. Zastanawiała się czy zgromadziła w sobie już dość pewności siebie, by uodpornić się na wpływy innych. Czuła jednak, że do tego jak do Lalkarza jeszcze długa droga.
-
Ja, kiedy chcę się uspokoić i zebrać myśli, palę - nie było to jakieś wielkie wyznanie, bowiem był to powszechnie znany fakt. -
Może chciałabyś spróbować? - zaoferował jej fajeczkę.
Już miała odmówić, lecz przypomniała sobie o własnym planie przekraczania ograniczeń w niej, które wcale nie ona stworzyła. Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się, by wreszcie powiedzieć cicho:
-
Dziękuję, spróbuję.
To, co wielkiego Gąsienicy było fajeczką, dla dużo niższej Alicji było wielką fajką. Przystawiła usta do ustnika i ostrożnie się zaciągnęła. Dym miał słodki smak i był jakby lepki. Trochę, jakby wdychała watę cukrową. Od razu się od tego rozkaszlała.
-
Wszystko w porządku? - zaniepokoił się mężczyzna.
Alicja potrzebowała chwili, by złapać oddech i móc normalnie mówić.
-
Taaak, ale chyba podziękuję. - Powiedziała z załzawionymi oczami. Czuła, jak dym wciąż wypełnia jej płuca i kolejne wdechy i wydechy nic nie dawały. Trochę się jej zakręciło w głowie.
Oparła się osłabiona o grzyb, na którym wcześniej siedziała.
-
Dziwnie... się czuję... - wyznała słabym głosem. Gąsienica pochylił się nad nią i coś do niej mówił, ale nie słyszała wyraźnie. Robiło się jej ciemno przed oczami.