Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2018, 17:17   #48
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

[i]Przed atakiem na barykadę, chroniącągeneratorium...[/u]

Rytmiczny stukot setek opancerzonych butów roznosił się niczym grom w wąskich pogrążonych w mroku korytarzach okrętu.
Amon przyglądał się jak trójka jego ludzi zagłębia się w bocznym korytarzu by go zabezpieczyć, nim kolumna go minie. Gdzie było to możliwe, Amon lub jeden z jego techników zamykał grodzie. Lecz nie wszystkie kluczowe korytarze takowe posiadały.
Nie wykrywając nic, Amon ruszył dalej. Czasem wyprzedzał główną kolumnę daleko, by zbadać osobiście przedpole.
Zatrzymał się na progu kolejnego sektora, tuż poza zasięgiem słabego światła bijącego z jeszcze działających lamp w suficie. Nawet w najlepszych czasach okręt nigdy nie był dobrze oświetlony. Co odpowiadało Amonowi. Preferował walkę w cieniach. Szybkie brutalne natarcia z wielu stron. Do tego trenował swoją szarańczę. Do tego i więcej...
Korytarz Przed nim zatopiony był w pomarańczowe, migające światło alarmów. Z głośników grzmiał głos nawołujący do stawienia oporu fanatykom imperatora truchła.
Amon przywołał drużynę osłaniającą oddziałowego hereteka. Hakael skinął głową swemu przywódcy. Jego cybernetyczne oczy jarzyły się czerwono w mroku. Z pod karapaksu wysunęły się mechaniczne macki i zabrały się do pracy przy panelu kontrolnym. Hakael był dobry. Nie tak dobry jak Sharaeel, oczywiście. Nie ta liga. Raczej był bliski poziomem samemu Amonowi, niemniej, Amon wiedział, co to delegacja obowiązków. Nie mógł i nie chciał robić wszystkiego osobiście. Krwawa Szarańcza musiała być w stanie operować niezależnie od niego.
Pierwsze zgasły światła, zatapiając korytarz w pełnym mroku. Potem mrugające wściekłą pomarańczą alarmy. Głośniki pozostały żywe.
- Przed nami ktoś jest. - obok Amona pojawiła się Anani. Niczym duch wyłoniła się z mroku. Jej pozbawione źrenic porcelanowo białe oczy wpatrywały się gdzieś w dal.
Trójka zwiadowców ruszyła bezgłośnie truchtem, zatapiając się w mrok. Anani przesłała im telepatycznie dokładną pozycję i bez wątpienia jeszcze konkretne szczegóły. Amon Drac czasem żałował, że jest tak całkowicie niewrażliwy na taką formę komunikacji. Bezwiednie przejechał dłonią po karku, niemalże czuł obrożę Khorne pod palcami, mimo, że była schowana pod pancerzem.
Skupił się na odczytach z auspex, ale ten jeszcze nic nie wskazywał. Spojrzał zatem pytająco na Anani. Ta pokiwała tylko przecząco głową, jej kruczo czarne włosy rozsypały się na jej smukłych ramionach. - Cywile. Dużo strachu. - wyszeptała smutnym i nieobecnym głosem. Chyba miała nadzieję na spotkanie jakiegoś wroga.
- Dobrze, ci też się przydadzą.- zacharczał Amon Drac i ruszył śmiałym krokiem do przodu. Łańcuchy cicho pobrzękiwały a ciągnące za nim trupy zostawiały krwawy ślad.

***

W mroku słychać było płacz małych dzieci. Złowrogie syki mężczyzn i cichy szloch kobiet. Pachniało ludzkim potem, przenikniętym strachem oraz ostrym zapachem krwi i uryny. jakiś szaleniec bez przerwy mamrotał modlitwę do mrocznych bóstw. Ktoś krzyczał, by uciszyć bachory. Ktoś rytmicznie walił głową o stalową ścianę, czemu każdorazowo towarzyszyło mokre mlaśnięcie.
Anna wkulała się z całej siły do boku swej matki. Bała się. szczególnie po tym jak zgasło światło. Dziewczynka nie pamiętała wiele, coś złego się stało, ktoś krzyczał o demonach, matka zaciągnęła ją tutaj, gdzie wraz z innymi się schronili... potem i tu zaczęło być źle, bardzo źle... Ktoś oszalał, i zaatakował innych... Anna nie widziała, mamusia zasłoniła jej oczy, jednak słyszała... słyszała przeraźliwe wycie jakiejś kobiety, wściekły bełkot czegoś nienaturalnego i... ktoś strzelał...
Potem przyszło złote światło... Na chwilę było lepiej... ale znów stało się źle. Znów ktoś oszalał. Mamrotał coś o imperatorze. Mężczyźni znów zaczęli zabijać... Anna była przez wyczajona do śmierci, noże w ciemności należały do czegoś naturalnego tu na niższych pokładach... lecz rzadko widziała taką furię, tyle przemocy w jednym miejscu.
Ktoś strzelał... Potem znów było spokojniej. Anna tuliła się do mamusi. Czuła pod palcami lepką gorącą krew, ale bała się spojrzeć do góry... Mamusia żyła, głaskała ją. Może... może to nie jej krew...
A potem zgasło światło. Nie by mieli go dużo. Lecz lepsza była mdła poświata rzucająca liczne cienie od tej całkowitej, huczącej w uszach ciemności.
Dzieci znów się rozpłakały. Mężczyźni klęli. A ręka mamusi głaskała wolniej... i wolniej... aż opadła na plecy Anny... by w jakiś czas później zwiotczeć całkowicie. Anna nie płakała. Choć doskonale wiedziała co to oznacza. Po jej policzkach spływały bezgłośnie stróżki łez.
I wtedy nagle zazgrzytały drzwi. Były z grubej stali i do tego jeszcze zostały zabarykadowane skrzyniami i wszystkim co ludzie mieli pod ręką. Wystarczyło to, by odgrodzić się od tamtych. Lecz... teraz sterta, jaka przedstawiała sobą barykadę drgnęła. Spadły skrzynie, odbijając się z głośnym łoskotem o pokład. Metal drzwi zawył przeciągle. Głośny trzask obwieścił pękające zasuwy i zawiasy. Do środka dostała się ogromna postać, niczym lodołamacz rozpychając przed sobą prowizoryczną barykadę.
Ludzie zaczęli krzyczeć. Zabłysło światło. Za olbrzymem pojawiło się kilku żołnierzy, białe światło umocowane na ich ciężkich pancerzach raziło. Stojący w blasku mroczny olbrzym przyglądał się tłumowi w milczeniu. Był straszny. Czarny pancerz połyskiwał lekko czerwonawo, niczym krew. Liczne zadziory, umocowane na łańcuchach czaszki i ten hełm. Taki przerażający, o bezkresnych mrocznych oczodołach wwiercających się w dusze ludzi. Olbrzym spojrzał bezpośrednio na Annę.
Dziewczynka odsunęła martwą rękę mamusi i wstała. Spojrzała ostatni raz na kobietę, która dała jej życie. Na wyrwaną pod żebrami dziurę od pocisku. Na sine usta i zlepione od potu włosy. Odwróciła się od niej i podeszła przed oblicze intruza.
Dziewczynka uklękła spuszczając głowę. - Jesteśmy twoi Lordzie Amonie. - rzekła pokornie.
Hałas ludzi za nią ucichł. Anna usłyszała jak inni również klękają. Byli przerażeni stojącym przed nimi potworem. Nie było ucieczki. Nie mogli się od niego oddalić. Był tu, żądał by się podporządkowali jego woli.
Amon Drac skinął głową. - Pójdziecie za mną. Mam dla was zadanie do wykonania. - obwieścił nie tolerującym sprzeciwu głosem.
Anna wstała i podążyła za nim.

***

Amon Drac naradzał się z swoim sztabem. Przed nimi znajdowała się bariera, jaką sami postawili by chronić dojścia do generatorium.
Podejście było ciężkie, sześćdziesiąt metrów czystego przedpola... Korytarz miał dwanaście metrów szerokości. Dość dużo.
auspex nie sięgał za barykadę, ale Anani twierdziła, że obstawia go dwudziestu fanatyków i następne dwadzieścia stoi zaraz za nimi w odwodzie. Zapewne by uzupełniać poległych, gdyby doszło do długotrwałej wymiany ognia.
Amon chciał obejść barykadę. Z frustracją wpatrywał się w plany, szukając drogi do środka. Bez skutku. Nie mógł się przebić przez ściany z boku, nie mógł pójść wyżej ani niżej by przebić się z innego pokładu... za dużo adamantium, za dużo płynu chłodniczego... za dużo wszystkiego... nie dało się.
Mógł pójść poszyciem okrętu, ale i to nie było dobrym rozwiązaniem. Wejście do środka było zapewne podobnie wąskie, a podróż była by długa... Nie mieli tyle czasu.
Khornita zdecydował się zatem na najprostsze rozwiązanie. Przebije się tutaj i teraz. Co jednak nie znaczyło, że zamierzał wejść prosto pod lufy.
Jego technicy już pracowali. Syczały spawarki i stukały młotki.
Amon Drac podszedł do grupki ludzi, stłoczonych i sparaliżowanych strachem beznadziejnych śmiertelników.
- Przysłużycie się nam. Pójdziecie w pierwszej szarży. - oznajmił sucho i bez ogródek. Kobiety wybuchły płaczem, kilkoro mężczyzn coś krzyczało, kilka osób rzuciło się do ucieczki.
- Sprzeciw nie będzie tolerowany. - zagrzmiał Amon, chwytając bez problemów dwójkę uciekinierów. Pozostałych wychwycili jego gwardziści. W ruch poszły pałki, z tłumu zostali wyciągnięci ci, którzy się przeciwstawiali.
- Kara za nieposłuszeństwo. - Amon zrobił przerwę. - Ukrzyżować ich na oblężniczym pawężu. - wydał rozkaz.
Nim jeszcze jego słowa przebrzmiały, już było słychać stukot młotków i krzyk przybijanych.
- Pójdźcie dla mnie w pierwszej szarży, a oszczędzę wasze dzieci. Sprzeciwcie się, a zawiśniecie obok tamtych. - wyjaśnił spokojnie.

Okuci w ciężkie i przerażające pancerze gwardziści odciągnęli Annę od reszty. Została wraz innymi dziećmi odeskortowana do jakiegoś składzika. Była przerażona. Od ścian odbijał się krzyk przyszpilonych do wielkiej czarno połyskującej ruchomej ściany. Pozostali dorośli dostawali broń. Beznamiętnym głosem jeden z szarańczy tłumaczył jej działanie.
Obok wejścia do składzika stała jakaś kobieta. Była posągowo piękna i... przerażająca. Anna wzdrygnęła się pod jej lodowym spojrzeniem. Nie potrafiła oderwać wzroku od tych przerażających białych oczu. Ona wie, ona wie! przebiegło jej przez myśli, gdy kuląc się w sobie minęła ją i wbiegła do składzika.

- Widziałeś ją? - zapytała Anani kuszącym głosem, gdy podeszła do khornity. - Tak. - warknął Amon. - Gdy to wszystko się skończy, weźmiesz ją pod swoje skrzydła. Szarańcza krwawi, potrzebni są nam nowi rekruci. potrzebuję wiedź takich jak ty.

***

Amon ostatni raz przeskanował auspeksem okolicę. Potem zaparł się o wielki prowizoryczny pawęż oblężniczy. Ludzie po jego drugiej stronie jęczeli z bólu. Metal zgrzytnął, gdy konstrukcja się ruszyła. Przybici ludzie zawyli z bólu.
Początek strefy śmierci, czyli korytarza prowadzącego do barykady obstawionej przez fanatyków stanowił swego rodzaju literę T, gdzie długa pionowa kreska odpowiadała długiemu korytarzowi prowadzącemu do bariery, a belka górna przedstawiała dwa boczne korytarze dochodzące do tego głównego.
Amon miał już rozlokowane wojsko na obie strony.
Wystrzeliło działko plazmowe, by zalać tunel gorącem, by oślepić tych, którzy patrzyli przez noktowizory. Syknęły granaty dymne.
Amon Szarpnął za metal i wprowadził pawęż w światło tunelu z barierą na końcu. Wypchnięci przez gwardzistów ruszyli przodem cywile.
Pawęż zgrzytnął, gdy Amon zmienił kierunek ruchu, pchając mobilną barykadę teraz na wprost wroga.

Za nim ruszyły oba sentinele. Miały chronić flanki swymi polami siłowymi. Ruszyli też gwardziści. Na bokach tarczy, lejąc płynnym ogniem po ścianach, buchnęły miotacze.
Z tyłu do wymarszu przygotowywała się reszta szarańczy. Lecz wpierw z bocznych korytarzy zostało wsunięte podwyższenie, na które szybko wdrapali się operatorzy ciężkich działek. Mieli oni strzelać nad pawężem oblężniczym. Mieli rozłupać górną część barykady. Plan był dobry. Fanatycy mieli tylko otwory strzelnicze na wysokości ludzkiej piersi. Nie mogli ostrzeliwać Ciężkich Amona ponad zbliżającą się szybko mobilną barykadą.
Idący obok Amona gwardziści ciskali ponad barierą granatami dymnymi. W rękach ściskali prowizoryczne drabinki. Jak tylko pawęż zadudni o barykadę fanatyków, mieli wejść do góry. Wtedy nagle sytuacja by się odwróciła. Szarańcza Amona była by kryta przez obie bariery, i mogła by prowadzić ostrzał przez wybite uprzednio przez ciężkie działka dziury u góry barykady...
Przez chwilę wyglądało, że plan się sprawdza. Zmyleni dymem i ogniem obrońcy strzelali na oślep, niecelnie. A gdy już coś widzieli, koncentrowali się na biegnących przed pchanym przez Amona pawężem cywilach. Względnie, gdy tych zabrakło, na przytwierdzonych do samej adamatytowej powierzchni nieszczęśników. Krzyk zabijanych i rozrywanych odbijał się echem od ścian. Dla idących za osłoną gwardzistów szarańczy była to zbawienna melodia. Każdy konający oznaczał, że oni mogą iść o krok dalej wolni od ostrzału.
I wtedy się wszystko posypało.
Eksplodowała pierwsza mina. Potem druga. Potem plecak skokowy... Amon zaklął paskudnie, przeklinając Tzeencha za jego kapryśność.

***

Amon dyszał ciężko. U jego stóp waliły się rozczłonkowane truchła buntowników. Bolała go ręka i... chyba zgubił gdzieś swą dłoń... i miecz...kurwa psia jego mać....
W jego głowie słyszał śmiech Khaaz 'a. Krew. Dużo krwi. Demon był zadowolony, ale pragnął więcej. - Przelejemy jeszcze wiele krwi. - obiecał Amon.
- Arakiba, Barakijal! - Amon przywołał aptekarza i ostatniego z swoich dowódców.
Szarańcza poniosła druzgoczące straty. Stracili tak wielu. Jednak pozostali się nie złamali. Amon był... był z nich dumny. Szczerze i prawdziwie. Dawno nie czuł tego uczucia. Duma z kogoś. A teraz to uczucie przepełniało jego pierś.
Amon walną pięścią o swój napierśnik. - Hołd szarańczy. Hołd i chwała bohaterom! - zawołał w uznaniu.
- Spisaliście się moje dzieci. - rzekł już normalnym głosem do Barakijal.
- Przegrupuj drużyny. Zbierz ciężką broń. Rozdaj wśród naszych zdobyte na wrogu granaty, auspexy i gogle.- rozkazał Barakijal 'owi.
- Arakiba, zbierz ciężko rannych i przygotuj pozostałych do walki. - aptekarz oddał salut i wziął się do roboty. Ciężko ranni byli rozkładani kawałek za barykadą. Lżej ranni dostawali pierwszą pomoc i środki uśmierzające ból.
Resztka cywili, tych, których Amon nie posłał w szarży, czyli głównie kobiety, zostali zagnani do zbierania poległych komandosów szarańczy. Trupy buntowników zostały przybite do ścian prowadzących do pokonanej barykady, tworząc ponury szpaler.
Barykada została na powrót uprzątana i obstawiona. Równocześnie dozbrojona z drugiej strony resztką pawęża oblężniczego i truchłem jednego z sentineli, tak, by przywitać buntowników, którzy by wyleźli z generatorium.
Nikt jednak nie wylazł.
- Czekają na nas. - oznajmiła grobowym głosem Anani, wpatrując się gdzieś w dal, w głąb generatorium.
- Wiem. - rzekł Amon. Pokazał jej obraz z kamery od środka. - Kilkoro lojalnych elementów nadal tam jest. Rozmawiam z Xh52, heretekiem nadzorującym ostatnią zmianę oraz z sierżantem Brian Custer, odpowiadającym za ochronę generatorium. - wyjaśnił.
Obraz z kamery nie był obiecujący. Buntownicy byli pewni siebie. Rozstawili się luźnym półksiężycem przy wejściu do generatorium. Czekali. Amon wiedział, że zwęszyli jego krew. Pragnienie zabicia jednego z rady musiało być spore. Prawieczny astartes, który wzgardził łaską boga imperatora, gdy ten jeszcze żyw przechadzał się wśród śmiertelników. Zabić takie plugastwo musiało by zagwarantować im łaskę pana i zbawienie.
Na przeciw grodzi, w dość odsłoniętym szyku stało koło 150 chłopa. Kolejne 50 już się zagłębiało dalej, by rozkładać środki wybuchowe i by wyłapywać lojalistów...
Amon miał dość informacji. Jednak dodatkowo posmakował lepkiej tkanki mózgowej kilkorga buntowników obsadzających barykadę. Szukał wiedzy. Czy w środku był złotooki? Ile środków wybuchowych mieli? Czy są kolejne miny?

- Pomaszerujemy choćby w paszczę piekieł za tobą panie. - oznajmił pewnym głosem Barakijal. - Nasze życie dla ciebie!
Amon skierował na niego swoje spojrzenie. Oficer przełknął ślinę, wpatrując się w potworną demoniczną czaszkę.
- To dobrze. - odparł Amon Drac.- jednak nie zamierzam szafować swawolnie waszą krwią. - dodał po chwili, kładąc wielką pazurzastą łapę na ramieniu swego wiernego oficera.
- Hakael skontaktuj się z Xh52, Wyłączcie światło w generatorium. Chcę, by na nasz sygnał wszystko pochłonął mrok. A z głośników ma lecieć nasz specjalny kawałek. - Hakael skinął głową. Ich specjalny kawałek, był nagraniem psalmów ku czci mrocznych bogów, a za tło robiły liczne głosy męczonych i torturowanych ludzi. Krwawa szarańcza nie raz i nie dwa używała tego, by zagłuszać vox lub by ogłupić wroga.
- Barakijal, chcę, by te dwie płyty - tu Amon wskazał na dwa fragmenty oderwane od pawęża oblężniczego, - przymocowano jako klin na pozostałym sentinelu. To będzie nasz taran. Ogrzej przód, tak by był wyraźnie widoczny na termowizji. Z reszty żelastwa zrób osłonę, którą wystawimy za właz, by osłaniała naszych jak się rozbiegną na boki.- instruował dalej Amon.

Plan nie był skomplikowany i Amon szybko zapędził wszystkich do roboty.
Na dany sygnał miały zgasnąć światła, z głośników miał rozbrzmieć ogłuszający ryk psalmów i umęczonych dusz.
Działa plazmowe miały oddać salwę w wrogie elementy tuż na przeciw włazu. Do przodu miał wybiec sentinel opancerzony osłoną w kształcie V i przeć na przód jak klin, skupiając na sobie uwagę wroga. Amon miał nadzieję, że pole siłowe i dodatkowa warstwa adamantytu kupią im dość czasu. Szkoda było mu ostatniego sentinela... lecz nie było lepszej opcji.
Równocześnie miały polecieć flary rozjaśniające pozycje buntowników i granaty dymne by zakryć przedpole włazu.
Lojalne elementy w środku miały zaatakować pozycję fanatyków. A ci którzy nie potrafili walczyć lub nie mieli broni, mieli śledzić i znakować buntowników rozkładających środki wybuchowe.
Kawałki pawęża miały posłużyć jako dodatkowa osłona, postawiona przed włazem już wewnątrz generatorium, miała pozwolić szarańczy rozbiec się na boki, skąd miała poprowadzić ostrzał, skryta za różnymi zasłonami. Amon miał sporo ciężkich działek, planował je odpowiednio rozmieścić. Trochę czasu spędził nad uzgadnianiem najlepszych stanowisk i delegowaniu drużyn w te miejsca.
Samemu Amon postanowił pobiec nieco po łuku i zaatakować lewą flankę. Planował staranować ich, rozrzucając na boki wbiec głęboko w skupisko wroga i siec i rwać i rozczłonkowywać. Cały czas w ruchu, cały czas mobilny.
Plan nie był szczególnie górnolotny. Jednak zawsze lepsze to niż szarża w pięćdziesiątkę na dwustu.


Na koniec, zrządzeniem mrocznych bóstw, na tuż przed atakiem dotarło do jego pozycji nieco posiłków. Głównie cywile, ale i trochę gwardzistów.
Amon bardzo potrzebował tych ludzi. Pierwsza fala miała się składać z jego wyborowych oddziałów wyposażonych w sprzęt pozwalający widzieć w ciemnościach.
Posiłki miały obsadzić barykadę i ruszyć jako druga fala, gdy buntownicy się rozproszą. Bo, że nie będą wiecznie stały w miejscu, na środku, i nie dadzą się od tak wyżynać, tego był Amon pewien. Jeśli dobrze pójdzie, zada im spore straty. Stojąc na środku byli wrażliwi zarówno na ciężkie działka jak i granaty.
Słabiej uzbrojone posiłki, gdy już ruszą do akcji, mogły ratować się flarami, przenośnymi reflektorami i podręcznymi latarkami.

***

Na vox rozbrzmiał głos czarnoksiężnika tysiąca synów:
- Do całej Rady. Potrzebuję przewidywań ruchów buntowników. Na co to wygląda z waszych pozycji? Mab, Shaarel? -

- Dobre pytanie. - dołączył się Amon. Potem przesłał dane o sile wroga jakiego napotkał oraz informacje o już wyeliminowanych celach.
Nie był w stanie obecnie przekazać nic więcej...
- Sharaeel, masz jakieś informacje o kontaktach z wrogiem? Przebite grodzie? Alarmy przeciwpożarowe, meldunki od naszych ludzi? Cokolwiek? - Amonowi bardzo nie podobało się, że stracili kontakt z tak licznymi zastępami wroga, który rozbiegał się im po statku.

***

Wszystko było gotowe.
Amon uniósł w górę trzecią rękę. Do kości miał przytwierdzony zdobyczny piło-topór. Nie tak dobry jak jego miecz energetyczny... ale wibracje jakie wytwarzał silnik broni, a jakie przenosiły się po jego kikucie i wzdłuż kości w głąb ciała były... miłe.
Krew dla boga Krwi! Czaszki dla tronu czaszek! - wyrwało się z pół setki gardeł. - Idę po was! Ave Dominus Nox - ryknął wzmocnionym systemami pancerza i mocą zaklętego w nim demona głosem Amon wyzywająco w stronę fanatyków.
Ryknęły syreny wbudowane w sentinela. Z głośników buchnęła kakofonia jęków, krzyków i głośnego, równocześnie plugawego i hipnotycznego zaśpiewu ku czci mrocznych bogów.
Zaczęło się.


Wcześniej, przed atakiem na generatorium...

Amon przywołał do siebie część cywili, którzy dołączyli się do jego oddziału. Wybrał takich, którzy wydawali się najodpowiedniejsi do tej roli.
- Potrzeba mi takich ludzi jak wy. I więcej. Będziecie moimi heroldami. Heroldami krwawej szarańczy! - rykną.
- Ruszycie wgłąb statku i skrzykniecie tyle ludzi ile się da. Dostaniecie zaraz od Hakael 'a komunikatory, będziecie składali raporty i otrzymywali kolejne rozkazy. Każdy zdolny do walki ma stanąć w obronie Ostatniej Nadziei Ludzkości! Szarańcza szuka rekrutów! Każde ścierwo, które się wykaże w tej bitwie może spróbować się do nas dostać i odmienić swój los na lepszy!

Amon przygotował porozumieniu z pozostałymi radnymi siatkę sektorów i rozdzielił heroldów odpowiednio.
Mieli ruszyć i nawoływać pozostałą załogę. Mieli przebiec korytarzami i zdawać raporty. Mieli kierować ochotników w miejsca gdzie byli potrzebni. Mieli rozstawiać czujki i mieli werbować kolejnych heroldów.
Szarańcza potrzebowała świeżej krwi, nowych rekrutów. Amon wiedział, że jego formacja cieszy się odpowiednią renomą, wszyscy wiedzieli, że Amon wymaga wiele, ale i wiele daje w zamian, nie szczędząc wsparcia swym ludziom.
Potrzebne były też czujki i zwiadowcy, by wypatrzeć wroga. By zarzucić sieć z srebrnej nici upszczonej dzwoneczkami. Nie by splatać i pochwycić wroga, a raczej by rwąc ją, przeciwnik wywołał dzwonienie dzwoneczków, za którym to słodkim głosem podążą myśliwi.
Hakael, oddziałowy heretek, rozdał heroldom komunikatory. Mieli ich teraz sporo po poległych ludziach. Do tego czworo gwardzistów zabrało się za malowanie znaku Amona na czołach ludzi. Nie było czasu na tatuaże, ale flamaster zadziała równie dobrze na kilka godzin.
Do tego każdy z heroldów dostał numer i hasło, znane tylko jemu samemu i sztabowi Amona i pozostałym radnym. Hakael rozesłał odpowiednie pliki z sygnaturą głosową każdego herolda. Dzięki temu mogli upewnić się, że nie pojawią się nowi fałszywi heroldzi.

 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 22-02-2018 o 13:36.
Ehran jest offline