Caspar Niederlitz dochodził do siebie całą noc. Czarowanie po długim uwięzieniu nie było łatwe, ból i głód zakłócały koncentrację. ~Starzeję się - pomyślał. Odpoczął jednak w nocy i rankiem był mniej więcej gotów do działania.
- To ewidentnie sprawa czarnomagiczna. Tyle widać na pierwszy rzut oka i tego się pewnie sami domyśliliście. Możemy mieć tylko nadzieję, że robi to dla zabawy. Alternatywa jest gorsza - tyle cierpienia i śmierci może mu być potrzebne do... Nie jesteśmy na sali wykładowej, więc nie będę was zanudzał, ale przy dużym natężeniu odpowiednich wiatrów magii i dzięki sile wiary setek ludzi można otworzyć bramę i przywołać... no, właściwie cokolwiek się chce. Stawiałbym na Pana Zarazy, albo jakiegoś dawnego boga... mówiliście, że do kogo ludzie się modlili? Na szczęście ten pierdolony domorosły amator sakramencko zjebał sprawę - wszystko zakotwiczył w sobie. Wystarczy go zabić i zaraza minie - odpowiedział magowi - chyba że to jakiś artefakt - dodał na wszelki wypadek.
- Mogę przypilnować, by wasze powłoki i dusze nie rozstały się nawet po śmierci, ale nie wiem czy to się bratu Roelowi spodoba. Wzmacniające zioła i mikstury nie pomogą na magiczną zarazę. Może modlitwy potężnej kapłanki Shallyi albo uzdrawiająca magia... ale nie liczyłbym na długotrwały efekt. Póki co nawet najsłabszy z Was ma przed sobą jeszcze co najmniej kilka dni życia.