Twarz niewiasty była nieruchoma, a wzrok zimny niczym wigilijny świt w Nowogrodzie. Jeśli po coś przybyła, to raczej nie po to by przynieść pocieszenie.
- Nie wolno nam tracić nadziei, że Bóg kieruje naszymi losami - utkwiła spojrzenie w opacie - oraz obawiać się, że stawia nam wyzwania większe niż nasze siły. Za każdym doświadczeniem podąża łaska, a moc Boża jest nieskończona - ogłosiła wyrok.
- Cios jest to ogromny, a bezmiar straty nie pozostawia miejsca na żadną nadzieję - opat chyba słusznie mógł mieć wątpliwości, czy inkwizytorka mówi do niego, czy może jednak do siebie. - Nie powinniśmy jednak rozpaczą wypełniać miejsca na łaskę Pana. Zaufanie, gdy nie widzimy nadziei to wielka cnota. Rozpacz chrześcijanina to grzech.
- Opat przeżył stratę, ale niebezpieczeństwo dla Kościoła i ludu Bożego, które nadciąga jest przeogromne. Daleko większe niż możemy sobie wyobrazić. I działa już. Żywię obawy, że niektórzy z nas stają się nieumyślnie narzędziami w rękach Złego. Szukając prostego dobra tracą z oczu szerszy obraz - z pewnością mówiła o kimś konkretnym i sądząc z tonu to nie opat był tą osobą.
- Świątobliwy ojciec może dokonać jeszcze rzeczy wielkich. Wiedza, którą tu gromadziliście nie zginęła całkowicie. Jest w Was - zawiesiła głos - ale proszę mi wierzyć, wszyscy jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie - ścisnęła amulet zawieszony na szyi - niezamierzenie staliśmy się ofiarami narastającego konfliktu.
- Nim ojciec zdąży odbyć swoją żałobę my będziemy musieli ruszać. Czy da radę opat wznieść się ponad ogarniające go zmęczenie? Zrobię co mogę by mu pomóc. W zamian za to potrzebuję wiedzy, która pomoże nam przejrzeć naturę narastającego zła, a także wszystkiego co może pomóc w walce z nim - zawiesiła głos i powoli wypuściła powietrze z płuc.
- Jesteśmy sługami Boga. To jemu jesteśmy winni naszą pracę, nawet jeśli nie wierzymy w jej sens i powodzenie.